wtorek, 19 stycznia 2016

Petygor

Było to za Żmijewicza, wielkiego cara Słowian. Gdzieś pośród stepów, tam gdzie gród Uherce stoi, w rodzinie grododzierżcy, w czas wielkiej ulewy, kiedy to i pioruny raz po raz biły, urodził się bohater potężny. Za oknem książęcego dworca, w strugach ulewy i pośród kałuży tańczyły i cichutko, jękliwie śpiewały pluchy – słotnice. Były to nimfy w szare łachmany odziane, co taki miały zwyczaj, że ludziom ukazywały się tylko w czas słoty i tańczyły w zimnie, zawsze przemoczone do suchej nitki, a deszcz ściekał strumieniami z ich długich, złotych włosów. Smętnymi głosy sławiły swą matkę Mokoszę, bez której błogosławieństwa nie byłoby dżdżu, a nieraz dotrzymywali im towarzystwa deszczowi ludzie i deszczolwy. Kniaź uherecki Władybor Staniborowicz, któremu właśnie rodził się syn z łona Zerny Milaniewnej, gościnny jak na Słowianina przystało, chciał zaprosić smutne, lecz nieszkodliwe pluchy – słotnice do swego dworca, lecz te uprzejmie odmówiły, wypowiadając za to takie słowa:




- Twój syn będzie bohaterem; chrobrym o sercu łagodnym dla skrzywdzonych. Nazwij go Petygor, bo będzie pierwszym między najdzielniejszymi z witezi Żmijewicza – ulewa skończyła się, zaczęło się przejaśniać, więc deszczowe rusałki gdzieś się zapodziały. Władybor i Zerna zgodnie z ich słowami nazwali syna Petygorem (Petigorus).


*

Car Żmijewicz, z początku rex ambulans, z czasem wybudował sobie stolicę – gród Czernozielsk, dziś zwany Czarnobylem, a było to w miejscu gdzie bujnie rosły piołuny, które zamieszkujące w okolicznych jarach czarownice dodawały do uzwarów. Czernozielsk o stu bramach, otoczony wysokim a grubym wałem z drewna i ziemi, ludny i bogaty, przyciągał kupców a odstraszał najeźdźców. Wszyscy królowie Słowian – Białych i Czerwonych Krobatów, Chrobatów żyjących w rejonie Gór Czarownic, Rusiczów, Burów Czarnosiermiężnych, Lugiów, Wolinian – potomków mężnego króla Barnima Maczugi przez Arabów zwanego Madżakiem, Traków, Bolgarów znad Kamy, Korutanów, Rudawian, Szumawian, Słowińców – Kuszobów, Połabian, Łużyczan, Miłżan, Ranów, Słoweńców znad jeziora Ilmen oraz wszystkich innych, na rynku Czernozielska składali hołd carowi – synowi żmija, Żmijewiczowi o brodzie w trzy warkocze zaplecionej, którego Chrobaci ukoronowali na Łysej Górze na kagana, czyli słowiańskiego cesarza, zasięgali jego rady, świadomi jego żmijowej mądrości – chytrości oraz prosili o rozstrzyganie spraw sądowych, obalanie tyranów i przywracanie sił żywotnych umierającym królestwom i ludom. Żmijewicz spełniał pokładane w nim nadzieje, zaś kierowana przez niego Wspólnota Słowiańska posłużyła za wzór późniejszym amfiktioniom greckim. Czernozielsk; Miasto Piołunów; dziś pod inną nazwą będące symbolem straszliwej ponad ludzkie wyobrażenia i haniebnie zatajonej katastrofy atomowej, której można było uniknąć, w erze dwunastej było opiewane przez poetów i kronikarzy, a jego chwała dorównywała chwale Vinety. Sam zamek kagana – cara – króla Żmijewicza przewyższał swym ogromem i przepychem Pergamon – kasztel trojańskiego króla Priama, a i na Atlantydzie mało było budowali mu równych. Nikt też z zamku Żmijowego Syna nie odchodził głodny, ani obdarty, aż poczęto myśleć, że car jest Enkiem.




Petygor liczył sobie osiem lat i postrzyżyny miał już za sobą, gdy razem z ojcem i matką pojechał do Czarnozielska, bo sam car Żmijewicz, w mowie krasnoludków zwany Vyperosin, zaprosił jego ojca na swój dwór. Chłopiec nigdy wcześniej nie widział grodu tak wielkiego i pełnego wspaniałości, przeto trzymając się matczynej sukni, rozdziawiał szeroko usta i pokazując paluszkiem, pytał się: ,,Co to''? Istotnie; miał się czemu przypatrywać. Rynkiem ciągnęły karawany dwugarbnych wielbłądów z Baktrii i dromaderów z Arabii, Efy i Madianu, rżały konie i ryczały jaki z Napalu; podobne do sklawińskich turów, lecz okryte znacznie dłuższym włosiem. Pełno było kupców białych z Nürtu, żółtych z prastarego Sinea, czarnych znad Morza Trzcin i brązowych z Bharacji, a tych wszystkich towarów – kobierców z Medii, przypraw z Dżawy, skór panterczych, złota, srebra, bursztynu, kości słoniowej i wszelkich innych z płowieckimi niewolnicami włącznie, Petygor zobaczył w jeden dzień więcej, niźli w Uhercach zobaczyłby przez całe życie. Szczególną uwagę, tak dzieci jak i dorosłych przykuwał śnieżnobiały słoń, zdobyty przez cara Żmijewicza w czasie jednej z granicznych potyczek z Sarmatami i ich sojusznikami z dalekiej Bharacji. Ogromne zwierzę ni z tego, ni z owego, dostało nagle szału. Donośnie rycząc i zabijając chcących go powstrzymać wojów ciosami trąby, biały słoń począł biec i tratować targowiska. Ludzi ogarnęła panika.




- Tu trzeba trzynastu Rmoahalów – Błękitnych Nomadów z Lemurii, ich siły i oręża, bo zwykły człowiek nie jest w stanie ubić tej bestii! - krzyczał biegnąc na oślep przed siebie jakiś gruby Arab, zaś słoniowe uszy kojarzyły się teraz niejednemu z błoniastymi skrzydłami Čortów. Najzupełniej nieoczekiwanie ośmioletni zaledwie Petygor, na oczach cara i całego tłumu wskoczył na słonia, łapiąc się jego uszy i usiadł się na jego głowie.
- Słoniu, głupi słoniu – chłopiec bił piąstkami w łeb zwierzęcia jak w bęben – czemu tak wszystko rozwalasz? - Petygor choć był dopiero dzieckiem, miał już w sobie tyle siły, że powalił trąbowca na ziemię.
Słoń obity niby kijem – samobijem tak, że zdawał się martwy, po chwili powstał i popędził przed siebie unosząc małego Petygora na swej głowie. Wreszcie wbiegł porykując do miejskiego zieleńca, gdzie osłabiony ciosami chłopca runął z hukiem na ziemię.
- Czemu mnie dręczysz? - spytał słoń Petygora, któremu już w Uhercach zdarzało się ucinać pogawędki z czarną kotką Murką, białym psem Mleczkiem, kurami i szpakami.
- A ty czemu wszystko niszczyłeś? - spytał Petygor i wywiązała się z tego długa rozmowa.
Gdy do zieleńca przybyli dorośli, Petygor powiedział carowi Żmijewiczowi, że słoń wściekł się dlatego, że zatęsknił za ojczystą puszczą, gdzieś nad Gangosem.
- On żałuje, nawet płakał. Czy możesz pozwolić mu tam pójść, panie? - spytał żmijowego syna.
- Pozwolę – odparł Żmijewicz – i zapłacę grzywnę za tych, których zabił ich zadrugom, choć kara śmierci nie byłaby dlań niesprawiedliwa. Nikt nie może zabijać mego ludu, bo się wściekł. Słoń będzie żył, bo okazał skruchę, jednak musi obiecać, że idąc ku Bharacji powstrzyma się od niszczenia upraw, a nie będzie krzywdził ludzi i ich trzody. W przeciwnym razie sam go ubiję.
Słoń obiecał i nawet słowiańskim obyczajem wezwał Welesa na świadka swej przysięgi, po czym poszedł wolno. Niby korab brodził w zieloności stepów, po czym zaszył się w lesie, pod opiekę Boruty i Dziewanny Šumina Mati i słuch o nim zaginął. Tymczasem car Żmijewicz pasował Petygora na najmłodszego ze swoich witezi, czyli rycerzy.
- Kim będzie to dziecię? - pytali się tak Słowianie jak i obcoplemieńcy, jednak Petygor wciąż jeszcze musiał się wiele nauczyć i wciąż jeszcze był dzieckiem.


*

,,Petygor z rodu Staniborowiczów wzrastał w latach i łasce u Enków, aż wyrósł na wielkiego mocarza; bogatyra galopującego przez stepy na bielszym niż śniegi koniu. Włosy miał czarne i długie; wielka siła w nich zaklęta była, ciało zaś blizny liczne pokrywały. Silniejszy był niźli niedźwiedzie. Prawicą sosny obalał, miecz jego ciął stal i kamienie. Jedno oko miał błękitne, a drugie złote jak serce Welesa. Mowę zwierząt rozumiał. Lękali się go Sarmaci i rozbójnicy'' – Wojusz z Gozdowa ,,Gędźba o junakach''



Petygor udał się na zachód, nad rzekę Visanę, do Czerwonej Krobacji, albo jak inni powiadają, do kraju Mazivów – Mazonów, posłyszał bowiem o trapiącym te okolice lutym demonie wezwanym z ognistych czeluści Čortieńska przez sarmackich magów, aby dręczył Słowian. Owego potwora, przed którym drżeli najodważniejsi witezie, nazywano Białym Divem, czyli Bielanem (Divus Vakilis – Vakilidan), pokryty był bowiem białym futrem o lekko żółtawym odcieniu. Petygor zakuty w zbroję karaceńskiej roboty z czerwonym ryngrafem z imieniem Mokoszy na piersi, ujrzał swego przeciwnika wyższego niż koń, o wilczym, albo małpim ogonie, ze szponami straszliwej długości. Głowę miał ci on sineańskiego smoka zwieńczoną bawolimi rogami. Podobnie wyglądał Czarny Div




– Czerlon zabity przez Urusłana wraz z synem Klimkiem, choć pokrywające go kudły miały barwę smoły. Syn kniazia Władybora natarł dłonie ziemią, aby sił mu użyczyła, po czym dosiadając swej klaczy, której imię brzmiało Jasnost', zaszarżował jak husarz i jednym ciosem miecza Budzisława ściął smoczy łeb dewa, dając wytrysnąć fontannie zielonej krwi. Z przeciętej szyi buchnął śmierdzący ogień i Čort nałożywszy sobie łeb na kark skoczył jak pantera i obalił Petygora na ziemię.
- Teraz to ja jestem piwo, a ty pragnienie! - rzekł Biały Div.
W jego wyłupiastych ślepiach junak widział korowód obrazów nęcących spokojem, bogactwem, władzą i rozkoszą płynącą z cielesnego obcowania z licznymi a zepsutymi niewiastami. ,,Zyskasz wielką sławę bez najmniejszego wysiłku, czy cierpienia, ale najpierw zaprzestań ze mną walki... a potem mi służ'' – czytał w tych okropnych oczach pełnych jadu i mrozu. Bezwiednie dotknął ryngrafu z imieniem Mokoszy i wówczas ocknął się. Rozciął brzuch Białego Diva jednym płynnym ruchem Budzisława, aż wyleciały zeń śmierdzące siarką, płonące flaki. Potwór złapał się szponiastymi łapami za brzuch i zamarł w tej pozycji. Petygor spojrzał za siebie i zobaczywszy Mokoszę unoszącą się nad stepem na białym obłoku z palcem wycelowanym oskarżycielsko w sługę Gorynycza, zrozumiał wszystko. W miejscu gdzie Słowianie rozrzucili popioły z truchła Białego Diva, powstała wieś Bielany, w erze trzynastej słynna z eremu karmelitów i karuzeli.


*

Rycerski dwór cara Żmijewicza budził uznanie swym umiarkowanym przepychem; ściągali doń pieśniarze, artyści, jurodiwi i uczeni. W czas wystawnej uczty, kiedy Petygor jako gość Żmijewicza zasiadał na nakrytym białym obrusem stołem na kozłach, uginającym się od dziczyzny, ryb, chleba, kołaczy i złotych pucharów, kubków i rogów z winem, piwem i miodem, razem z innymi witeziami, sarmacki poeta przygrywając na złotej lutni sławił wspaniałość krain dalekich...




- Za Tygrysem, za Eufratem leży prastara kraina piękna niby ogród jaki, rajec. Peristanem się nazywa, w lasy, skarby i zwierzynę opływa. Nie uświadczysz w niej człowieka, jest to Peri – pięknych Wojownic domena... - owe Peri miały być córkami Mokoszy, przez Sarmatów czczonej pod imieniem Aradvi – Sura – Aredvi – Anahita – Spenta Aramaiti. Do pasa miały postać niezwykle pięknych niewiast (stąd perskie powiedzenie: ,,ona ma twarz jak Peri''), biegle władających łukiem, włócznią i arkanem, bądź czakramem, od pasa w dól zaś były to pawie o przecudnych ogonach. Dalej pieśniarz wysławiał niezrównaną krasę i mądrość królowej tych demonów, Atrabasty, w tak kunsztownych słowach, że niejedno męskie serce poczęło tęsknić do jej wdzięków, zaś Fez Urtaman, ów jakże zdolny poeta sarmacki otrzymał gromkie brawa i sowitą zapłatę. Car Żmijewicz tak jak jego ojciec, budził miłość we wszystkich sercach niewieścich, lecz przez całe dziesięciolecia nie miał żony, może dlatego, że nie chciał patrzeć jak po kolei umierają wszyscy ci, których ukochał. Teraz jednak ponad wszystko zapragnął poślubić królową Atrabastę. Na próżno jego doradcy – wołwchowie z Wijska i świętej góry Bogit, żercy z Lipska i rycerze Budziwoj, Gniewosław, Siem, król Pakosław XIII z Czerwonej Krobacji i sam Petygor odradzali mu ten pomysł, tłumacząc, że Peri nie są dobrym towarzystwem dla ludzi – nawet w przypadku dobrego człowieka i dobrej Peri.
- Jest tyle cudnych a miłych córek człowieczych, Wił i rusałek, z których każda oddałaby życie, by być twą żoną, bądź nałożnicą, panie – tłumaczył kaganowi król Pakosław, lecz Żmijewicz się zadurzył i nie dawał się przekonać.
- Sam jestem synem istoty ludzkiej i żmija, więc i następca mojego tronu też może mieć mieszanych rodziców i tak jak ja, być bohaterem – oznajmił.
W poselstwie do Peristanu wysłał Petygora, ów zaś jako wierny wasal bezwłocznie wyruszył w swaty.


*

Droga wypadła przez Sarmację, na której tronie zasiadał Barta III, którego matką była córka chana Tartarów. Petygor jechał wciąż na wschód, ku Azji, za jedynego towarzysza mając swą klacz Jasnost'. ,,Kroniki Sarmatów'' Rusdaja Mumarjego opisują przygody jakich wtedy doświadczył; o tym jak jedną strzałą z łuku rozbił w drzazgi drzewo, będące krójówką czterdziestu, nie pozwalających jechać dalej zbójów, o tym jak odmówił przyjęcia skarbu od starca, opierającego się na złotym kosturze, czy o zwyciężeniu dzięki nadludzkiej sile w zapadach młodego jeszcze smoka Taszkana, syna Gorynycza, któremu jednak witeź darował życie w zamian za obietnicę nieszkodzenia ludziom. Petygor gościł na dworze Barty III, który zmusił go do walki z lwem i tygrysem na arenie ku uciesze jego córki. Potem przepłynął Morze Ciemne na korabiu o żaglach ze szkarłatnego jedwabiu wraz z sarmackim księciem Chuszą i jego drużyną, szykującymi się do łupienia grodów trackich i greckich. Nie to było jego zamiarem; Petygor nigdy nie pragnął służyć królowi Sarmatów, ani nie składał mu hołdu. Na korabiu ,,Tchnienie Bolosa'' znalazł się jako więzień Barty III, siłą wcielony do jego wojska, a uprzednio upity winem zaprawionym nasennym naparem i zmuszony do walki ze zwierzętami jak zwykły zbrodzień czy niewolnik, mimo tylu dobrodziejstw wyświadczonych ludowi sarmackiemu, wyniszczeniu tylu rozbójników, strzyg, wąpierzy, mantykor, chimer, sfinksów, brukołaków, sysunów, złych czarownic, wilkołaków, czy olbrzymów. Jakby tego





jeszcze było mało, przed wypłynięciem z portu Samas, Libirana, sarmacka królewna spędziła z Petygorem kilka upojnych nocy, czemu ów był nierad. Jakżeby inaczej, skoro królewska córka, chcąca mieć dzieci z krwi wielkiego bohatera, choć twarz miała jak Peri, to od pasa w dół była żmiją. ,,Widać jej prawdziwym ojcem był żmij'' – pomyślał Petygor. W Grecji, przy pierwszej nadarzającej się okazji, Petygor zbiegł i ostrzegł Karekina; króla Koryntu o szykującej się napaści, dzięki czemu Grecy odparli atak Sarmatów. Sam bogatyr uczestniczył w obronie Koryntu i w walce ściął głowę księcia Chuszy.




Został ugoszczony przez króla Karekina i zabawił na jego dworze około roku. Poznał wówczas i pokochał damę dworu Khojnę (Chojne), nazywaną przez poetów Niewiastą w Czerwonej Sukni, zawsze bowiem nosiła ów strój, nigdy nie zakładając innych kolorów. Niektórzy Grecy obawiali się jej, plotkując, że jest córką bogini Hekate i zna czary takie jakie znało Bractwo Czcicieli Rykara czy Loża Szyderców, ale to oszustwo. Chojne umiała jeno kołbić (wróżyć z lotu ptaków), czego jednak Czytelnik nie powinien naśladować. Wielka i szczera była miłość Petygora do niej i zapragnął ją poślubić, ona zresztą też, ale król Koryntu nie był rad z ich narzeczeństwa i jako warunek sine qua non poślubienia Niewiasty w Czerwonej Sukni postawił zabicie Malakosa; potężnego czarnoksiężnika i króla Argos, który ongiś pokonał Korynt i nakazał sobie dostarczać jako dań niemowlęta i dziewice, aby móc pić ich krew. Petygor udał się do Argos, ściął głowę Malakosa i wyłupił zeń dwa szmaragdy, które ów miał zamiast oczu. Następnie opuścił Grecję, obiecując wrócić, gdy zakończy misję. Przebył ziemicę Hetytów, napoił konia w Tygrysie i Eufracie, aż znalazł się w Persji.
- Odradzam ci drogę wiodącą do Peristanu – mówił bohaterowi goszczący go w swym klasztorze, mag Keszla (Keshla), z którego krwi po wiekach narodził się Kieślowski. - Peristan jest niebezpieczny nawet dla takiego pahlewana jak ty.
- Pokonałem już wiele niebezpieczeństw; czy Peri są groźniejsze niźli smok Taszkan, któregom pokonał w sarmackiej ziemi? - spytał Petygor Keszlę.
- Aż tak groźne to nie są – zgodził się siwobrody mag w czarnej szacie – niemniej jest ich dużo i świetnie władają orężem; waleczne są jak Amazonki, dlatego nazywa się je Wojownicami. Urodne są co prawda, owe niewiasty – pawie, lecz od jakiegoś już czasu, obrały za swą boginię Mahr, dostarczającą rozkoszy wężowi piekieł Ażi – Arymanowi – Petygor domyślił się, że chodzi o Marę, kochankę Gorynycza. - Składają jej w ofierze ludzi pochwyconych w obrębie włości ich królowej Atrabasty, w szczególności zawzięte są na torturowanie i patroszenie mężczyzn; niewiastom i dzieciom z reguły darują życie – Petygor poprosił maga Keszlę o więcej nowin. - Peri wielce są długowieczne, a ich młodość nigdy nie gaśnie. Gdy znuży im się dziewictwo, (które mają moc odzyskiwać) parzą się z dżinami a ifrytami, po czym składają wielkie, bajecznie kolorowe jaja, z których wykluwają się nowe Peri. Czy koniecznie musisz, pahlewanie, iść do ich krainy? - spytał Keszla.
- Gdybym nie składał przysięgi wierności swojemu carowi, panu wielkiemu Żmijewiczowi, to bym nie musiał się tam udawać, a nawet bym nie chciał.




- Niech więc cię Ahura Mazda prowadzi, pahlewanie – pożegnał go mag.
Gdy Petygor przekroczył znaczoną zbielałymi czaszkami rubież Królestwa Peri, wielce urodne Wojownice zatrzymały go, odebrały mu miecz i maczugę, po czym zaprowadziły przed oblicze królowej Atrabasty, którą młodociany poeta Orcio nazywał ,,najpiękniejszą między aniołami''. Atrabasta roześmiała się jeno słysząc Petygorowe poselstwo; oświadczyny cara Żmijewicza.
- Niech krew tego pahlewana nasyci naszą panią Mahr – Peri zawiodły junaka przed wykuty w kamieniu wielki i straszny posąg Mary, kochanki Czernoboga, odziany w suknię z żył i zębów ludzi zabitych na jej ołtarzu. Petygor nie dał się zabić. Bracia sokoły – Lelum i Polelum; synowie kosmicznej łabędzicy Łady i raka Estinusa zrzuciły mu do stóp jego łuk i kołczan pełen strzał, a wtedy to najlepszy ze Żmijewiczowych rycerzy wypuścił strzałę i rozbił nią zbryzganego ofiarną krwią bałwana, tak jak wcześniej obrócił w drzazgi dąb – kryjówkę czterdziestu rozbójników. Peri, widząc to, załamały zdobione henną ręce, a ich wielkie, czarne oczy hurys czy też gazeli poczęły lelić ślozy. Petygor widząc ich rozpacz, ujawniającą się w rozdrapywaniu paznokciami cudnych piersi, zabrał głos i zaczął nauczać o Ageju – bogu nieskorym do gniewu i bardzo łaskawym, przyjacielu wszystkich istot skrzywdzonych przez Čorty. Mówił też o Enkach, a zwłaszcza o łagodnej i pełnej współczucia Mokoszy, matce nimf, niweczącej knowania złych duchów.
- Miast Mary powinnyście czcić Mokoszę – Anahitę, bo ona was kocha i swymi prośbami oddala od was sprawiedliwy gniew Ageja, chce wam dać szansę, mimo że zasmucają ją wasze nierozumne występki, podczas gdy Mara was nienawidzi, chytrze udaje przychylność ku wam, a tymczasem chce was pogrążyć w ogniu i smole Čortieńska! - Peri zaczęły się naradzać; widząc, że ich fałszywa bogini nic nie może poradzić na zniszczenie swego bałwana, doszły do wniosku, że: ,,Sława Agejowi przez Mokoszę''.
Obmyły się w potoku Kišłar, na znak, że rozpoczynają nowe życie, spaliły posążki królowej Čortów i poświęcone jej nawęzy. Ugościły Petygora z przykładną gościnnością, zaś królowa Atrabasta zgodziła się udać do dalekiego Czernozielska na ślub z carem Żmijewiczem.




Wielka była złość Mary, aż popłakała się z wściekłości. Gdy Petygor i Atrabasta szli przez Persję, druga obok mamuny Lochy, królowa Čortów wzięła na siebie postać wybranki serca Petygorowego; damy dworu korynckiego króla, urodziwej Chojne; Niewiasty w Szkarłat Odzianej. Stanęła przed bogatyrem, gdy ów przy ognisku siedział, gdzieś w stepie pilnując snu Atrabasty. Tak jak ongiś czarownica Morana, córka Lilith kusiła jytnas Zdenka, późniejszego opiekuna Teosta – wcielonego Swaroga do porzucenia czystości, tak i teraz Mara wdzięczyła się do Petygora, a każde jej pełne słodyczy słowo, każdy ruch i gest, doprowadziłyby chyba każdego mężczyznę do utraty zmysłów z rozkoszy.
- Nie wiem jak tu trafiłaś, ale chwała Mokoszy, że tu jesteś! - ledwo Petygor wypowiedział imię Mokoszy; postrachu duchów Čortieńska, Mara pełna nasienia Gorynyczowego, utraciła swój powab, a objawiła się tym czym była – pełnym sromoty, obrzydliwym demonem. Witeź dobył miecza, ściął jej głowę i przebił serce, a wtedy ta, co ustanowiła czarownictwo, z szyderczym śmiechem rozpłynęła się w oparach siarki i ognia.
W Sarmacji, na której tronie, po śmierci Barty III zasiadł król Zamabel I, spustoszenie siał smok Taszkan, ten sam, któremu ongiś Petygor darował życie. Od tego czasu smok wyrósł niepomiernie; stał się większy niż cztery stodoły, a ponadto wyrosły mu dwa dodatkowe łby. Pokrywała go zielona, kolczasta skóra, łopot jego skrzydeł wywoływał wichury i tornada, a ogon zmiatał trzecią część gwiazd z nieba. Ogniem swych trzewi żyzne pola, wioski i lasy obracał w ponure usypiska popiołów. Pożarł też czternaście sarmackich królewien. Gdy podniósł łapę o spiżowych pazurach na Atrabastę, Petygor mocą Mokoszy mu tę łapę odrąbał. Ściął wszystkie trzy smocze głowy, a truchło oddał płomieniom. Zanim ściął ostatnią głowę, rzekł do potwora:
- Obiecałeś mi przed laty, że nie będziesz krzywdził ludzi ni innych istot rozumnych. Gdybyś dotrzymał słowa, to byś żył.



- Prawda – odparł smok, a Petygor go dobił.
W końcu rycerz sprowadził Atrabastę, królową Peri, do Czernozielska, na dwór cara Żmijewicza, a ów ją poślubił i wielka była ich miłość. Petygor zaś udał się w podróż do Koryntu, gdzie poślubił Chojne – Niewiastę w Czerwonej Sukni i przeniósł się z nią do Sklawinii, gdzie mieli synów i córki i jak to mówią w baśniach - ,,żyli długo i szczęśliwie''.


*


Co do królestwa Peristanu, istniało ono jeszcze parę wieków po opisywanych tu wydarzeniach aż w końcu zostało podbite przez Sarmatów i Persów, którzy przesiedlili jego mieszkanki. Dziś nie spotyka się już Peri, a może jednak gdzieś jeszcze przeżyły? Zapytajcie o to tych co byli w Afganistanie. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz