niedziela, 31 marca 2013

Co Ruta wycierpiała w Sinea?





,,Ruta była przykuta czterema obręczami do niewielkiego, zarośniętego trawą wzgórka. Arvot Baldas leżał obok, a jego głowę uciął tygrys za pomocą złotego miecza. Jego pani miała całkowicie poharataną lewą nogę, z której wytryskała szafirowa krew. Na wzgórku stały dwa tygrysy ze złotymi mieczami; jeden zwyczajnie ubarwiony, a drugi – biały, dwa brunatne niedźwiedzie i dwa wodne jaszczury z Żółtej Holanki, podobne do afrykańskich krokodyli z Nilusa. Tym kto tak ciężko zranił rusałkę, był baran. Bardzo dziwny, bo miał niebieską wełnę i tylko jeden róg, na modłę jednorożca. W Sinea powiadają, że ów baran jest rozjemcą i zawsze bodzie winnego. Cała scena miałą miejsce w pięknym, zielonym parku, w zrujnowanym wojną mieście nad rzeką. [...]. Wszyscy trzej podróżni zeszli do tego zieleńca i ujrzeli scenę. Wcześniej Lech III opowiadał towarzyszom o Rucie i Arvocie Baldasie.
- Hej, niebieski baranie! – zakrzyknął jakby grzmot huczał i gotów do walki. – Po jakiego Čorta ją zabijasz? – sześć uzbrojonych zwierząt gniewnie spojrzało na przybyłych, a baran przestał kaleczyć Rutę.
- Ja jestem rozjemcą, [...]. Jak widzicie, w Sinea jest wojna. Uczestniczę w każdym sporze i zawsze bodę winnego jego powstania.
- Znam rusałkę, którą właśnie katujesz i wiem, że ma litościwe serce – bronił Lech III – jest odważna do szaleństwa, a żywemu krzywdzicielowi bezbronnych nie popuści.
- Królu Leeechu – beknął z sineańskim akcentem baran, który był jednak stronniczy – kiedy ona tu przybyła wraz z miśkiem, doprowadziła do strasznych rzeczy. Ostatni król był zaiste okrutny, ale chyba wszystkie dynastie tak samo: dobrze zaczynają, a marnie kończą. W tzrecim miesiącu roku wydał ucztę, a te dwa zachodnie demony – wskazał racicą na Rutę i Arvota Baldasa – dostały się potajemnie. Król wypił już sobie dużo ryżowego wina i kręciło mu się w głowie. Nagle, ta, jak ty to mówisz ‘rusałka’ (?) zrzuciła jedwabną opończę i wskoczyła na stół. Oczy jej świeciły się jak gwiazdy, a na tych obrzydliwych, krwawoczerwonych włosach miała srebrny diadem. Stopami zwalała półmiski i puchary, a gdy król przecierał oczy i zamierzał zażyć korzeń kudzu na kaca, ona.... ‘Niech żyje wolność’! – zakrzyknęła i niczym pantera zwaliła go z siedzenia, zabijając sztyletem. Wcześniej król sadzał ludzi na garnkach ze szczurami i budował kopce z czaszek. Ucięła mu głowę i podniosła wysoko, a jej oczom ukazał się nieopisany zamęt. Ten niedźwiedź – wskazał na Arvota Baldasa – zamordował dwóch synów króla, takich samych łotrów, a ministrowie padli łupem reszty bandy. Były w niej rusałki z Kury, Araxu i Aspinu, lew z Hindukušu, osiem cyjonów; parszywych i wściekłych i człowiek wielbłądogłowy z Al – Baktar. Znalazł się nawet rosomak z Krainy Białych Pól! Krwawowłosa  kazałą nie zabijać królowej, ani jej córek. Na drugi dzień przemówiła do Sineańczyków, że dała im wolność i pokazałą głowę króla. Mówiła, że nie chce zająć jego miejsca i, że zwołuje wiec. Ten jednak przerodził się w wojnę domową, bo zbóje przybyli (topielice, cyjony i rosomak) i zbóje miejscowi, miast pilnować porządku, próbowali rządzić jeszcze bardziej tytrańsko niż tyran, a Sineańczycy nie chcieli wolności, bo jej nie znali. Łupili wszystkie plemiona i z lubością zabijali, upojeni pieśniami na cześć demonów. Śpiewając ‘Płonie dach ... ‘ naprawdę podpalali dachy. Łapali ludzi, zawiązywali im płachty na głowy i przeszukiwali, mogąc przy tym do woli macać ich genitalia i inne części ciała. Jednak lew i Al – Baktar nie łupili i byli prawdziwymi przyjaciółmi Sinea. Ta suka jak się o tym dowiedziała, to kazała niedźwiedziowi spalić wszystkie brzeginki, ale zginęło zbyt wielu Sineańczyków, aby mogłą uzyskać zaufanie. Lew, Al – Baktar, cyjony i rosomak wymówiły jej posłuszeństwo i wreszcie wszyscy marnie skończyli – baran patrzał na zbaraniałych słucahczy.
- Jeśliś taki sprawiedliwy, to czemu sam nie ukarałeś króla – mordercy? – oburzył się Lech.
- Nawet jeśli upada niesprawiedliwy ustrój, anarchia jest złem – próbował się tłumaczyć baran.
- Zwabiłem cyjony do Żółtej Holanki, a tam nasi dzielni towarzysze w pancerzach wyjedli swołocz! – chwalił się biały tygrys.
- Zabiliśmy lwa i wielbłądogłowca – orzekły niedźwiedzie.
- Zasługę przyrządzenia skwarek z rosomaka należy przypisać Pani Suszy, która ostatnio wróciła na pustynię – dokończył baran. – Widzicie więc, że tę ścierwogłową intrygantkę można tylko zabić – to beknąwszy pochylił głowę i wycelował w prawą nogę Ruty. Już miał uderzyć, gdy wtem...
- Oszczędź! – krzyknął Kellu Simi – Abö i zasłonił skazaną własnym ciałem. Baran zaklnął, gdy chlusnęła na niego ruda posoka... [...]’’ – opowieść Sirraha.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz