sobota, 30 marca 2013

Pan Trędowaty


,,[Jendrykva Trędowaty] Urodził się w siole Trądy, należącym do majątku grafa Liczymira. Nazwa wsi odnosiła się do czasów króla Nissusa, [...], kiedy mieściła się tu kolonia dla trędowatych. Od urodzenia na jego karku srożył się łeb najpierw warchlaka, potem dzika. Już jako dziecię, Jendrykva miast pracować na polu pańskim, czy w rodzinnym gospodarstwie, wolał niebaczny na złe południce i bat karbowego opalać się, jako pierwszy w dziejach, bo przez długie ery opalonej cery nie uważano za piękną. Na folwarku Liczymira, karbowy nazywany był Baton (Vaton), bo jego bat często spadał na karki chłopów i chłopek rozcinając je do krwi. Batona znano z ciężkiej ręki. Kiedy ujrzał jak liczący sobie szesnastą wiosnę życia Jendrykva o głowie dzika, miast wiązać snopy z innymi, opala się w spódniczce z trawy, założywszy nogę na nogę, zawrzał oburzeniem, cichutko zakradł się do śpiącego w zbożu i jak mu nie przyłoży! Przyszły wódz Samowolców Chłopskich zerwał się na równe nogi, z bólu zakwiczał jak dzik, a ujrzawszy ryczącego jak byk karbowego, rzucił się nań z kułakami. ‘Pokorniej, świński synu!’ – warknął Baton wywijając pejczem, zaś buńczuczny kmieć kwiczał: ‘Niosę ci zemsty grom, dziczy gniew!’ Wywiązała się zaciekła walka i już po chwili na oczach zdumionych chłopów, Jendrykva przełożył karbowego przez kolano, zdjął mu pludry i jego własnym batem, zbił jego dół cielesno – materialny. Kmiecie śmiali się i bili brawo, ale na drugi dzień graf Liczymir kazał zakuć wyrostka w dyby, napiętnować i wygnać z Trądów o żebraczym kiju. Wygnaniec w głębi duszy wydał wojnę wszystkim grafom, żupanom, banom i bojarom. Długo błąkał się po drogach i bezdrożach Aplanu, nieraz śpiąc pod gołym niebem i szukając grzybów i żołędzi w lasach. Wokół niego zaczęła się gromadzić drużyna, z której niebawem utworzył klan Samowolców Chłopskich. Była w nim dzika baba, pani Vehera Owies, świerczka Chojarzyna, która prawowała się z błaznem Sysakiem, zabawiającym Majan – chana, o obrazę i jakiś Stanisław, który chełpliwie, a zupełnie fałszywie wywodził, że wynalazł kościane łyżwy, a który miał taką opinię jak rozpustnik Chmiel Podrywacz [...]. Wkrótce potem do owych dzikiej baby, świerczki i człowieka dołączyło więcej uczniów pana Jendrykvy Trędowatego. Swoją drużynę założył w karczmie ‘Pod Lwem Pręgowanym’, gdzie tak przemawiał przy kuflach piwa: ‘W Niście na kuferku siedzi złodziej – mówił o zarządcy skarbu królewskiego, Valgerze z Międzyraju. – My, Samowolcy Chłopscy; tarcza zasłaniająca stan chłopski Aplanu, damy temu złodziejowi takiego kopa w rzyć, że aż dotknie nosem gwiazd, a zawartość kuferka rozdamy biednym. Król nie radzi już sobie z tym Międzyrajczykiem, więc naszym obowiązkiem jest pomóc najjaśniejszemu panu w ukaraniu złodziei. Wcześniej jednak wywrzemy sprawiedliwą pomstę na panach’. Słysząc to Samowolcy Chłopscy wiwatowali słowami: ‘Hip, hip, hurra, niech pan Trędowaty wodzem będzie nam!’ Zgodnie z groźbą, Samowolcy Chłopscy udali się do sioła Trądy i tam podpalili dwór grafa Liczymira. Graf zginął w płomieniach, razem z żoną i karbowym, zaś jego dwoje dzieci uratowano z pożaru, co pochwalił sam pan Trędowaty. Odtąd nie palił już dworców, litując się nad mieszkającymi w nich dziećmi – wszak nawet pańskie dziecko nie jest winne srogości swego ojca dziedzica i karbowego. Może z niego wyrosnąć porządny człowiek, a poza tym to wielka zmaza (miasma) przed Agejem narażać dziecię na śmierć czy czynić je sierotą. Poza tym, za rozruchy, w jedenastej erze i długo potem groził pal, albo śmierć głodowa w lochu. Jednak Samowolcy Chłopscy nie próżnowali, o nie! Wędrując po całym Aplanie napadali na wozy wiozące zboże i wysypywali je na żer myszy i dzików, a pan z Trądów lżył wszystkich urzędników króla od ‘głąbów i gnojarzy’. Bardzo dziwną rzeczą był czyn grafa Kraszimira, który uczynił go sołtysem w siole Kwaszimirowo. Na uczcie w swoim dworcu, z udziałem sołtysa o głowie dzika, graf zapowiedział przy wznoszeniu toastu, że zamierza się wsławić jeszcze większym wymiarem pańszczyny niż jego ojciec. Na te słowa Jendrykva Trędowaty zerwał się z krzesła i zakwiczał:



- Jesteście, panie, największym nierobem w królestwie! – po czym na oczach jego domowników cisnął w twarz Kraszimira kością, tak mocno, że pękła w drobny mak. Graf ocierając krew z twarzy, niezwłocznie pozbawił krewkiego sołtysa urzędu, zakuł w dyby i napiętnował. Były sołtys miał pozostać uwięziony, aż kruki całkiem rozdziobią jego ciało, lecz z dybów uwolnili go jego towarzysze. Lech III, uczeń Evoliusza z Apapu i zwolennik bractwa Głupich Głów, lubił pana Trędowatego, chętnie go słuchał i bronił przed panami. Nadał mu nawet tytuł żupana i posiadłość ziemską Bana Smila, gdzie hodował strusie z Tassilii. W czasie ostatniej wojny Aplanu z Kościejem, pan Trędowaty zginął broniąc przed żołdakami dziecka i wówczas stał się w pełni człowiekiem.’’ – K. Oppman ,,Perłowy latopis’’.                                                                                                                                                                     


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz