,,
[Mieszko I] Wchodził w stosunki […] z Węgrami przez małżeństwo
siostry Adelajdy z księciem Gejzą [...]’’ - ,,Encyklopedia
Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 13 Polska’’
,,Kroniki
są niedokładne i uczeni spierają się o to, kim właściwie była
Adelajda. Jedni uważają ją za córkę Mieszka I, lecz
prawdopodobnie była jego siostrą. Wydana za księcia węgierskiego,
Gejzę, urodziła mu syna imieniem Waik, który jako Stefan został
pierwszym królem Węgier i świętym Kościoła.
‘Biała
Knegini, to znaczy w słowiańskim: piękna pani, używała trunków
ponad miarę i ujeżdżała konno jak rycerz. Raz nawet zabiła w
przystępie gwałtownego gniewu jednego mężczyznę. Jej ręka krwią
skalana, lepiej by się jęła wrzeciona, a jej myśl szalona w
cierpliwości winna by znaleźć ukojenie’
-
jak przystało na pobożnego biskupa, biada Thietmar’’ - Paweł
Jasienica ,,Polska Piastów’’
Piast
syn Chościska spłodził Ziemowita, który wymieniał listy z
Księdzem Janem. Ziemowit był ojcem Lestka II Strzygogromcy, po
którego śmierci na tron w Neście wstąpił jego syn Siemomysł
Mądry. Dziećmi Siemomysła i jego żony Górki byli Mieszko I
Oświeciciel - cudownie uzdrowiony z niemowlęcej ślepoty ostatni
król Analapii i zarazem pierwszy książę Polski, jego bracia
Czcibór i Budzimir, oraz nadobna siostra, królewna Jagoda
(Viereła).
Naprawdę
nazywała się Włodzisława, lecz jak podaje epos ,,Biała
Knegini’’
jej prawdziwe imię było święte, nadane przez szafirowego żar –
ptaka o dziewięciu głowach, który ukazał się Górce we śnie i
godziło się go używać tylko przy najbardziej uroczystych
okazjach.
Miniatury
zdobiące pergaminowe karty łacińskiego eposu ,,Biała
Knegini’’
ukazują królewnę Jagodę – Włodzisławę jako pannę niezwykłej
piękności; wysoką i smukłą, o złocistej kosie wijącej się
uroczo aż do pasa i oczach przypominających turkusowe gwiazdy,
odzianą w błękitną suknię z sineańskiego jedwabiu, zaś w dłoni
trzymającą pozłacany łuk. Odwagą nie ustępowała braciom czy to
w boju z Lucicami czy też na łowach. W szesnastej wiośnie życia
uzbrojona w sztylet o złotej rękojeści, ubiła nim strzygonia,
który śliniąc się z wyszczerzonymi dwoma rzędami kłów i
wywieszonym jęzorem, zakradł się do jej komnaty. Nie tylko biegle
odczytywała tropy zwierząt, znała starsze niż ludzka rasa pieśni
w językach starokrasnym i toropieckim, ale też nieobce jej były
tajniki ziół i uzyskiwanych z nich driakwi. Jagoda potrafiła
rozpoznać po głosie każdego ptaka jaki tylko gnieździł się w
Analapii. Urodą dorównywała rusałkom, zaś siłą i
wytrzymałością – Amazonkom. Potrafiła przez trzy dni bez
spoczynku tropić chyżego odyńca wśród zasp, zaś w sztuce
strzelania z łuku przewyższała swych braci. W bitwie dzierżąc
topór torowała sobie drogę przez największą ciżbę wrogów.
Obawiali się jej najezdnicy z ościennych plemion, dzikie bestie i
demony. Poświęcony jej przygodom epos ,,Biała
Knegini’’
został spisany przez anonimowego mnicha z Ostrzyhomia na zamówienie
tytułowej bohaterki, św. Stefana I Wielkiego, króla Węgier. Z
eposu tego korzystał min. niemiecki kronikarz Thietmar. Obecnie
jedyny zachowany egzemplarz tego dzieła jest przechowywany w
bibliotece klasztornej w Koszycach na Słowacji. Analapijscy Polanie
wielce miłowali swą królewnę widząc w niej nie tylko obrończynię
przed siłami zła, ale także pośredniczkę między ludźmi i
bogami. Jagoda znała tajniki wróżb z lipowej kory nawijanej na
palce i nieraz nawiedzały ją sny wieszcze wprawiające
najmądrzejszych żerców w osłupienie.
*
Na
wewnętrznej stronie kopuły z niebieskiego krzemienia niczym kwiaty
kwitnące na łące, lśniły złote gwiazdy. Jaśniejąca tarcza
Wielkiego Chorsa rzucała srebrny blask na miarowo uderzające o
brzeg fale czarnego morza. Powietrze przesycone było zapachem
najlepszego arabskiego kadzidła i rozbrzmiewało cykaniem świerszczy
i odległą muzyką świtezianek szarpiących białymi palcami struny
harfy i czuhajsterów grających na trombitach.
-
Co to będzie? Co to będzie? - ludzkim głosem zagęgała biała gęś
biegnąca po piaszczystej plaży, po czym wzleciała pod niebo i
zamieniła się w czerwoną planetę.
Przy
dźwięku trąb z morza wyłoniła się postać niewieścia, której
piękność zaćmiewała blask Księżyca. Panna ta była nad podziw
smukła i wysoka, a tak harmonijnie zbudowana jakby była jedną z
rzeźb greckich mistrzów jakich wiele zdobiło Rzym i Carogród.
Odziana jeno w przepaskę z olśniewająco białego lnu na biodrach i
ciężki naszyjnik z pereł całkowicie zakrywających obfite piersi,
cerę miała barwy dojrzałego zboża, kosę długą do kolan, czarną
jak pkieł i kunsztownie zdobioną kwiatami i klejnotami, oczy zaś
turkusowe jak skóra sineańskiego potwora, którego historię spisał
włoski bajarz Gozzi. Na ramieniu nadobnej bogini zsiadała biała
łasica mająca zawieszony na szyi złoty dzwoneczek.
-
Kim jesteś, o Pani? - wyszeptała przerażona Jagoda – Włodzisława
oddając urokliwej zjawie pokłon do ziemi.
-
Jestem Zyda; Pani Południa – z koptyjskim akcentem oznajmiła
postać opierając bosą stopę na głowie dumnej córki Siemomysła.
- Mą potęgę wyraża nieskończona wielość imion. Sam twój lud
nazywa mnie Mokoszą – Anahitą, Dziewanną Leśną Matką, Mar –
Zanną, Borową Ciotką, Dolą, Zmorą i Zennicą, Juratą, Tatrą –
władczynią gór, Rutą – królową rusałek, czterema
Rodzenicami, Perperuną, Kurko, Dziwicą i setkami innych mian i
przydomków. Dzieje się tak, ponieważ wszystkie boginie są Jedną
Boginią, a wszystkie bogi – Jednym Bogiem. To zwierzątko zaś –
Zyda wskazała na białą łasicę – to moja wierna służka
Sarolta, która posłuje w moim imieniu do wszystkich Trzech Światów.
-
Czego chcesz, Wielka Zydo? - przemówiła Jagoda szczękając białymi
zębami.
-
Przed wiekami największą cześć odbierałam w kraju egipskim,
który wydał Teosta. Teraz przybyłam do Analapii, domagać się
twego serca, abym mogła je sobie zawiesić na szyi niczym
najszlachetniejszą z moich pereł. Każ sobie wymalować na czole
Potrójny Księżyc, aby uczcić we mnie Panią Południa i Północy,
Wschodu i Zachodu, Najwyższą Władczynię Nieba, Ziemi, Podziemia i
Morskich Odmętów! Władam złotym blaskiem Słońca i srebrnymi
promieniami Księżyca. Z mojego łona wyszły niezliczone gwiazdy,
siedem planet i siedem metali. Jestem Panią Zwierząt od
najmniejszych robaków po najpotężniejsze smoki. Okryłam nagie
ciało Wilgotnej Ziemi ziołami, kwiatami i drzewami. Jestem wiecznie
młoda, a zarazem starsza niż świat. Mam moc tracić i ponownie
odzyskiwać dziewictwo, a moja płodność jest niezmierzona. Jestem
mistrzynią cielesnych rozkoszy i Władczynią Chorób, mam moc
rodzić i unicestwiać. Jestem matką, która pożera własne dzieci.
Z moich piersi pożywiali się bogowie i herosi kiedy świat był
jeszcze młody. Znam moc wszystkich driakwi i jadów. Ode mnie
wywodzą się wszystkie sztuki i rzemiosła. Niczym złota żmija
strzegę niezmierzonych skarbów. Jestem mocą czarownic, urodą
rusałek, czystością dziewic, płodnością matek, mądrością
starych wieszczek! Jestem Siłą i Pięknem, Życiem i Śmiercią!
Znam wszystkie języki i nie są mi obce tajemnice Wielkiego Ageja –
Zyda przemawiała z mocą, a Sarolta wystawiała z pyszczka
rozdwojony język sycząc jak żmija. - Powstań, dziewicza córo
Wieszczego Siemomysła! - zwróciła się do królewny Jagody –
Włodzisławy, a ta podniosła się drżąc ze strachu.
Nigdy
wcześniej nie była tak przerażona, a trzeba wiedzieć, że w całej
Analapii trudno było znaleźć niewiastę równie odważną jak ona.
-
Co mam uczynić, Mocna Pani? - spytała z drżeniem.
-
Czcij mnie z rozpaczą, czcij mnie z rozpaczą, czcij mnie z
rozpaczą… - powtarzała jak echo Zyda, po czym wbiła zaostrzone
paznokcie w czoło królewny i zamieniona w gęstą, białą mgłę
wniknęła przez jej prawe ucho do wnętrza jej ciała.
Jagoda
obudziła się z potwornym bólem głowy, a na jej czole pojawiły
się krople krwi. Odtąd zgodnie z zaleceniem Zydy, czciła ją z
rozpaczą.
*
,,
[…] Mieszko stracił jelenia z oczu. Słońce paliło
niemiłosiernie, więc zsiadł z konia i postanowił się zdrzemnąć
wśród ruin. Przespał się trochę, aż zbudził go śpiew; piękny
jakby śpiewała rusałka, albo okeanida.
‘Oświecony
przez Ducha,
ochrzczony
w ogniu,
kimkolwiek
jesteś, dziewicą, mnichem, kapłanem,
ty
jesteś tronem Boga,
jesteś
siedzibą, jesteś narzędziem,
jesteś
światłem Boskości’.
Mieszko
zerwał się na równe nogi. Ujrzał cudną Pannę w sukni błękitnej,
noszącej koronę, której skronie zdobiły złote pierścienie. Bił
od Niej łagodny blask jak od małego Słońca, a zapach roztaczała
niczym lilie i róże. Na ramionach trzymała Niemowlę w koronie, a
pod stopami miała boga wód Żmija, którego czczono ofiarami z
dziewic, Władca nie mógł wymówić ani słowa, ani czuć pożądania
jak wówczas gdy widział żony. Z czcią padł na twarz, aż Panna
znikła. Tymczasem nadjechali bracia Mieszka.
-
Dlaczego leżysz na ziemi? - spytał Czcibór.
-
Bo ujrzałem boginię potężniejszą od Żmija – mówił
rozpromieniony król Analapii.
-
Trzeba spytać się kapłanów, może oni wiedzą, jakie jest Jej
imię – stwierdził Budzimir.
Nie
czekając Mieszko zawołał przed swe oblicze kapłanów i
opowiedział im o swym widzeniu, pytając o imię bogini. Zapytani
przez władcę, długo się zastanawiali. Mówili o Mokoszy,
Marzannie, Dziewannie, oj daleko było im do zgody! Któryś
powiedział, że Ta, którą ujrzał Mieszko, nosi wiele imion, a
inny nabrał wody w usta. Król zaczynał się już niecierpliwić.
Wreszcie najmądrzejszy z nich zaproponował.
-
Spróbuj, panie, pójść tam jeszcze raz, a jeśli Ona znów się
tam ukaże, spytaj Ją o imię – tak właśnie zrobił Mieszko.
Udał
się znów na ruiny chramu, razem z siostrą Jagodą, późniejszą
Adelajdą, królową Węgier. Oboje czekali i prosili Panią w
Błękicie, by znów się ukazała. Wtem zobaczyli Ją! Brat i
siostra padli na twarze, po czym Mieszko z trwogą rzekł:
-
Jakie jest Twoje imię, o najwspanialsza z bogiń?
-
Jestem Maryja. Nie nazywaj Mnie boginią. Nie ma żadnych bogów, ni
bogiń, jest tylko jeden Bóg.
-
A czy nie ma także takiej bogini, co ją czczą od niepamiętnych
czasów wszystkie ludy? - odezwała się Jagoda.
-Jej
też nie ma. Bóg jednakowo kocha mężów i niewiasty i za nich i za
nie przelał swą Krew.
-
Więc kim jesteś, Pani? - siostra Mieszka zadała kolejne pytanie.
-
Jam córą Ewy, tak jak ty – mówiła do Jagody. - Bóg wybrał
Mnie na Matkę swego Syna, Jezusa Chrystusa i poczęłam jako
dziewica za sprawą Ducha Świętego. Bóg jest jeden, ale w trzech
osobach. Pragnie, abyście wy i wasz lud przyjęli wiarę w Niego,
lecz aby to zrobić musicie odrzucić wiarę ojców, bo choć droga
waszym sercom, nie ma w niej Prawdy. Nie ma kogoś takiego jak Bóg
Niemców. On kocha całą rasę ludzką, a jednego z waszych potomków
powoła za swego zastępcę. - Widzenie się skończyło, ale odtąd
Mieszko razem z siostrą lub braćmi, niemal codziennie chodził na
ruiny Popielowego chramu, aby rozmawiać w Maryją. Po pewnym czasie
postanowił przyjąć chrzest. Jego siostra chętnie się zgodziła,
Czcibór mniej chętnie, a Budzimir do końca życia został
poganinem, choć umierając wzywał Jezusa i Maryję’’ - ,,Codex
vimrothensis’’
*
Odkąd
Jagoda – Włodzisława dowiedziała się z ust Maryi, że bogini
Zyda nie istnieje, jej duszę ogarnął cień przygnębienia. Choć
czciła Zydę jedynie z rozpaczą, a jej serce wyrywało się ku
Maryi, królewnie żal było zostawić Starą Wiarę. Rada byłaby
czcić Zydę i Maryję, lecz Prawo nieznanego jej wcześniej Boga –
Miłości było krótkie: albo podąży wąską i wyboistą ścieżką
za Chrystusem do Raju przewyższającego wszelkie uroki Nawi, albo
przeciwnie: szerokim gościńcem bałwanów pójdzie wraz z nimi na
wieczne zatracenie. Odkąd objawiona została jej prawda, nie mogła
już zasłaniać się niewiedzą i myśl ta tkwiła w jej sercu
niczym zadra najbardziej bolesna. Swoje rozterki usiłowała Jagoda
leczyć piciem coraz większych ilości miodu, nocami zaś śniła
koszmary o białe łasicy Sarolcie, która z wielkim gniewem gryzła
ją boleśnie po całym ciele. Kąsana słyszała groźny głos Zydy.
-
Jeśli przyjmiesz chrzest w imię Białego Chrystusa, spadnie na
ciebie i cały ród Piastów przekleństwo moje i wszystkich bogów
Sklawinii!
Królewna
miotała się w mokrej od potu pościeli; za wszelką cenę otworzyć
oczy i się obudzić, lecz czuła, że jej pierś przygniata ciężar
jakby wielkiego, czarnego kowadła. Oczami duszy znalazła się w
ciemnej jaskini, z której sufitu spadały na nią lodowato zimne
krople wody. Otaczająca ją wkoło ciemność była tak gęsta, że
zdawała się być namacalna. Ciało królewny trawiła gorączka i
pokrywały je palące rany zadawane niewidzialnymi biczami.
-
Ave Maria… - wyszeptała Jagoda z wielkim trudem czując ucisk
kowadła na piersi.
W
oddali ujrzała złocisty blask jakby małego Słońca, który
zbliżał się do niej, rozpraszając ciemności. W miarę jak
świetlista postać przybliżała się do Jagody, serce Piastówny
wypełniało się odwagą.
-
Nie lękaj się. Jestem Matką twojego Pana i twoją – Jagoda
rozpoznała w przybyłej niewieście Maryję; tą samą, z którą
razem ze swym bratem Mieszkiem rozmawiała w lesie na ruinach chramu
Popiela.
-
Ufaj. Mój Syn cię wyzwoli – Maryja zrobiła nad czołem Jagody
znak krzyża ręką i wtedy z głośnym szumem z ust królewny
wylatywać poczęły chmary białych jak trupia czaszka motyli.
To
Zyda traciła władzę nad Jagodą. Gdy ostatni owad opuścił ciało
królewny, znikły bez śladu rany na jej białym ciele zadane
biczami demonów, a ciężkie, czarne kowadło pękła i rozsypało
się na tysiące małych odłamków. Jagoda powstała płacząc,
chcąc rzucić się swojej Wybawicielce w ramiona, tak jak niegdyś
tuliła się do swej matki, królowej Górki, jednak widzenie
dobiegło kresu. Po przebudzeniu Jagoda – Włodzisława więcej
nie sławiła już Zydy.
*
,,Czy
to nie Czcibor łupi Hodona i Zygfryda pod Cedynią?!’’ - Andrzej
Sapkowski ,,Nie ma złota w Szarych Górach’’ [w]: ,,Nowa
Fantastyka 5/ 93’’
-
Wielki jest twój upór, Czciborze synu Siemomysła – pokręcił
wygoloną, niebieską głową Płanetnik siedzący za sterami ,,jaja
płomienistego’’
przelatującego nad ziemiami Bliskiego Zachodu.
-
Zrozum mnie, Gradivniku – tłumaczył królewski brat Czcibor –
że jako analapijski witeź nie mogę postąpić inaczej. Po to
Swarożyc włożył miecz w moją dłoń, abym nim bronił słabych i
uciśnionych nie pytając o ich język i wiarę. I Niemcy są ludźmi,
choć na co dzień to nasi wrogowie.
-
Mylisz się, Czciborze – rzekł smutno Płanetnik – cesarz
Niemców wraz ze swym ludem jest chytry jak plemię żmijowe. Nawet
jeśli uwolnisz ich od postrachu gór Harzu, nie okażą ci
wdzięczności. Nie uszanują ani twego ludu, ani twej wiary. O
przysłudze szybko zapomną i kiedy tylko nadarzy się okazja, nie
omieszkają Analapii wbić noża w plecy. Taki już jest Daleki
Zachód. Niewiele lepszy od wschodu.
-
Nie tak uczył mnie ojciec – zaoponował Czcibor. - Siemomysł
Mądry nigdy nie przekreślał całych ludów, nawet jeśli musiał
toczyć boje z ich władcami.
-
Chciałem tylko powiedzieć, że całe cesarstwo Niemców nie jest
warte, ani jednej kropli waszej krwi, książę – uciął
Gradivnik.
,,Jajo
płomieniste’’
z Czciborem na pokładzie leciało nocami widoczne na niebie jako
ognista smuga budząca przerażenie w sercach i umysłach tych,
którym dane je było widzieć. Czcibor zgodził się na podróż do
Niemiec na zaproszenie samego cesarza, który skarżył się na
grasującego w górach Harzu lutego rozbójnika, któremu nie mogli
sprostać najpotężniejsi rycerze chrześcijańscy. Zbójca ten
wyróżniający się olbrzymim wzrostem, łupił podróżnych i
rozrywał na strzępy ich ciała zaostrzonymi zębami.
-
Jesteśmy nad Harzem. Niedługo lądujemy – oznajmił Płanetnik
mający moc spuszczania gradu.
Czcibor
pożegnał się z Gradivnikiem, który życzył mu powodzenia w
nadchodzącej walce. Przypasał sobie miecz zwany Krojem, którego
ostrze już nieraz przecinało twarde czaszki smoków i olbrzymów i
ruszył przez spowity mrokiem górski las wypatrując kryjówki
śmiertelnego wroga.
-
Za – wróć! Za – wróć! Zgi – niesz! Zgi – niesz! - Czcibor
usłyszał nawoływanie znających ludzką mowę ptaków, a niedługo
potem ujrzał je same.
Przypominały
nieco sroki o rubinowych oczach, lecz ich pióra zamiast bielą
lśniły lazurem. Ptaki te machały skrzydłami w powietrzu, a ich
lazurowe pióra świeciły w ciemności niby małe gwiazdy dopiero co
spadłe z nieba. Były to hercyny, które gnieździły się wyłącznie
w Hercynii to jest w Harzu.
-
Książę z rodu Piasta nie będzie uciekał jak zając – odrzekł
im w odpowiedzi Czcibor.
-
Jesteś równie odważny jak głupi, tak jak wszyscy Analapowie –
odrzekła księciu hercyna i odleciała na gałąź zanosząc się
szyderczym śmiechem.
Długie
lekcje tropienia zwierzyny pod okiem łowczego nie poszły na darmo.
W księżycowym blasku oczom Czcibora ukazywało się coraz więcej
ogryzionych i opalonych nad ogniem kości ludzkich. Widział czerepy
i piszczele rozłupane w poszukiwaniu mózgu i szpiku. Pod jego
nogami walały się szczątki mężów, a także zabłąkanych bądź
uprowadzonych z pobliskich wiosek niewiast i dzieci. Tropy prowadziły
w głąb jaskini, do której wejście zakryte było kotarą uszytą
ze skór czterech dziewic. Czcibor krzywiąc się ze wstrętem,
zerwał obrzydliwą kotarę, po czym rzucił wyzwanie mieszkającej w
grocie bestii. Podpalił skórzaną zasłonę za pomocą krzesiwa i
cisnął ją w głąb jaskini. Już niebawem dał się słyszeć
donośny ryk jakby rannego smoka, przelatany klątwami w mowie
słowiańskiej i niemieckiej. W jaskini zadudniły ciężkie kroki. W
mroku rozbłysnęły dwie pary ognistych oczu i oto wychynął na
świat potwór. Miał on postać zbrojnego męża wysokiego i
muskularnego niczym Goliat, dzierżącego maczugę nabijaną
zaostrzonymi kawałkami kości, zaś z jego karku wyrastały dwie
łyse jak kolano głowy, których czoła wieńczyły ureusze. Czcibór
poczuł lodowaty cierń lęku w swoim sercu, poznał bowiem, że oto
stoi przed nim znany mu z budzących strach bajęd Łysy Katowiec
Pogrzu, na którego ongiś król Siemomysł prowadził obławę w
Górach Czarownic. Pogrzu rozpoznał Czcibora.
-
Aż tu za mną przylazłeś, ty wypierdku Siemomysła? Zbliż się, a
twoim truchłem nakarmię wilki! - Pogrzu zgrzytał wielkimi, białymi
kłami, aż z obu par ust leciały mu iskry.
-
Każdy kto znieważa mojego ojca, musi swoją krwią użyźnić
Wilgotną Ziemię! - odrzekł Czcibor i ruszył do ataku z imieniem
Jarowita na ustach.
Łysy
Katowiec wydał z siebie okrzyk grozę budzący, od którego w oddali
poczęły toczyć się lawiny. Zamachnął sę maczugą, której
prócz niego nikt inny nie mógł unieść i roztrzaskał nią tarczę
Czcibora odrzucając księcia parę kroków do tyłu. Czcibor szybko
powstał i począł siec i rąbać ostrza miecza potężne ciało
przeciwnika, lecz Pogrzu chroniła skóra tak twarda, że ciosy oręża
były dlań niczym ukłucia komara. Wreszcie miecz Słowianina złamał
się nie mogąc jej przeciąć. Pojął Czcibor, że rychło czeka go
śmierć równie bohaterska co bolesna. Już niebawem miał zginąć
w wymyślnych męczarniach i nigdy już nie zobaczyć ojczystej
Analapii. Miał zginąć w nawiedzanych przez czarownice przeklętych
górach dla ludu niewdzięcznego i złego, urągającego bogom. Kim
jednak byli jego rodzimi bogowie, którym przed wyprawą składał
żertwy i zanosił do nich modły? Całe życie w nich wierzył i
otaczał czcią, a teraz nie mógł doczekać się pomocy. Może na
obcej ziemi nie mieli swej mocy?
-
Jezu Chryste, Boże dumny, który nie chcesz być czczony razem z
innymi bogami, przyjmę chrzest, jeśli tylko wyratujesz mnie z tej
przygody! - złożył ślub Czcibor obalony na ziemię, widząc
nadbiegającego w jego kierunku Łysego Katowca Pogrzu.
Umysł
Piastowica wypełniał teraz spokój, a jego obite i obolałe ciało
z wolna nabierało mocy. Gdy Pogrzu pochwycił Czcibora i uniósł w
górę, brat Mieszka złapał dłońmi za oba złote ureusze
wyrastające z czół rozbójnika i z całej siły pociągnął je aż
wyrwał.
Pogrzu
zawył jak ranny tur, podczas gdy z dziur w jego obu czołach zaczęła
się wylewać czarna breja zastępująca mózg. Zbójca zgięty wpół,
upadł na kolana rozrywając pazurami skalistą ziemię, zaś Czcibor
nie mając już miecza, dobił go ciosem łaski łamiąc obydwa
karki.
Z
oddali niosło się pianie kogutów, kiedy oczom Czcibora znów
ukazało się ,,jajo
płomieniste’’
pilotowane przez Gradivnika.
-
Nie myślałem książę, że wyjdziesz cały z potyczki z tym
bydlakiem! - niebieską twarz Płanetnika rozjaśnił szczery
uśmiech. - Wsiadaj do maszyny i lecimy do Nesty! - zlanemu posoką
wroga Czciborowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
*
Kiedy
Czcibor bawił w górach Harzu, Maryja po raz ostatni ukazała się
Mieszkowi i Jagodzie – Włodzisławie na ruinach Popielowego chramu
w lesie. W Neście zapadła decyzja o przyjęciu chrztu i sojuszu z
Bohemią przeciw Wieletom z Bliskiego Zachodu, który przypieczętować
miał ślub z Dobrawą, córką Bolesława Okrutnego. Na znak dobrej
woli, Mieszko w czasie obławy własnymi rękami pochwycił w lesie
cztery tury rosłe i dzikie. W ich nozdrza włożył złote
pierścienie, swym rzemieślnikom zaś kazał pokryć rogi warstwą
złota. Następnie wysłał wszystkie te zwierzęta w darze; dwa dla
cesarza w Akwizgranie i dwa dla Papieża w Rzymie. Odnotował to w
swojej ,,Kronice’’
Hipolit Rzymianin.
Zgodnie
z zakonem ustanowionym przez analapijskiego króla Cztana III,
Mieszko jak przystało na pogańskiego władcę Słowian poślubił
wiele żon.
,,Jego
żonami stały się najpiękniejsze i najmilsze panny z niemal całego
kraju: Listka z Pomori, Dobrota z Polani i Jarota z Goplani, Lisywka
z Lubusza, Zwolenka z Mazivy, Szarotka z Montanii i rusałka Lilistka
z Zielonych Stawów. Każda miała tytuł królowej i w swojej części
Analapii miała przecudny pałac, każdy jeszcze z czasów Popiela II
Gnuśnego, służbę, zwierzyniec i wszelkie dobra, sprowadzane z
dalekich stron przez kupców arabskich’’ - ,,Codex
vimrothensis’’.
Kiedy
na zamek w Neście zajechała kareta wioząca Dobrawę, po niebie
przetoczył się grzmot. Kiedy księżniczka z Bohemii weszła do
komnaty, w której Mieszko zasiadał w kręgu swych pogańskich żon,
wszystkie siedem królowych powstało ze swych tronów i oddało jej
pokłon. Następnie śpiewając czarodziejską pieśń w mowie
toropieckiej, zrzuciły z siebie szaty, a ich ciała przybrały
postać nagich płomieni. Wyleciały wówczas oknem trzymając się
blisko siebie i osiadły na pogrążonym w nocnym mroku nieboskłonie
jako siedem gwiazd nazywanych przez astrologów Plejadami. Tak
przynajmniej zapisał Kpinomir, kronikarz przybyły w orszaku
Dobrawy.
W
kwietniu chrztu Mieszka i jego drużyny udzielił na Wyspie Ledy bądź
w Ratyzbonie, biskup misyjny Jordan pochodzący ze słowiańskiego
plemienia Windów z południa. Udzielając chrztu powtarzał słowa
jakie ongiś św. Remigiusz wypowiedział do Klodwika:
-
Pal to co czciłeś, czcij to co paliłeś.
*
Królewna
Jagoda – Włodzisława otrzymała na chrzcie imię Adelajda, zaś
dzięki pieśniom rybałtów i zapiskom kronikarzy przetrwała w
ludzkiej pamięci jako Biała Knegini. Mieszko I Oświeciciel, który
nadał prastarej Analapii nowe imię Polski, wydał swą siostrę za
Gejzę; księcia węgierskiego. Adelajda zasmakowała w miejscowym
winie, zwanym tokajem do tego stopnia, że zatraciła umiar w jego
spożywaniu, w upojeniu zaś była straszna, kiedy rąbała mieczem
na oślep. Z jej ręki zginął rycerz Sunald, który pod nieobecność
księcia Gejzy nastawał na jej cześć. Z łona Adelajdy zrodził
się następca tronu, książę Wajk, który na wojnie z cieniem
smoka Szarkany przyjął chrzest i imię Stefan. Jako król Stefan I
Wielki jest do dziś czczony jako patron Węgier, a jego relikwie
widziałem w Ostrzyhomiu, zwanym też Esztergomem.