,,Cmentarna baba była demonem snującym się nocą w okolicach cmentarzy. Rozgrzebywała groby i rozrzucała kości, zaś napotkanych ludzi łapała w swoje uzbrojone w pazury łapy i próbowała zaciągnąć pomiędzy mogiły. […]'' - Paweł Zych, Witold Vargas ,,Bestiariusz słowiański''.
W
styczniu
2015 r. sięgnąłem po amerykański komiks ,,Wiedźmin.
Dom ze szkła'',
autorstwa Paula Tobina i Joe'go Querio, zainspirowany opowiadaniami
Andrzeja Sapkowskiego. Komiks opowiada o przygodach wiedźmina
Geralta w Czarnym Lesie w krainie Angren; o nieszczęśliwym
małżeństwie Jakuba i Marty mieszkającym w zaczarowanym domu
pełnym witraży (uwaga: w tej historii nie ma happy endu, ani nawet
eukatastrofy).
Jeśli
chodzi o nawiązania mitologiczne, to najwięcej istot fantastycznych
w tym komiksie pochodzi z mitologii słowiańskiej jak: zielonoskóry
utopiec zabity przez Geralta, leszy (miał czaszkę zamiast głowy i
poroże jelenia niczym celtycki bóg Cerunnas; służyły mu kruki i
wilki), oraz – najciekawsze i najstraszniejsze monstrum zarazem –
wywodząca się z polskiego folkloru – cmentarna baba, czyli
słowiański odpowiednik ghula. Cmentarna baba byłą niewyobrażalnie
wręcz brzydka, chodziła nago, jadła trupy i miała długi język.
Pojawiają się również bruxy – wampirzyce z portugalskiego
folkloru, ghul – potwór z wierzeń arabskich i sukkub – żeński
demon z wierzeń średniowiecznych, kuszący mężczyzn do uprawiania
seksu.
Komiksy
o wiedźminie istniały już wcześniej – tworzyli je Bogusław
Polch i Maciej Parowski, inny komiks czytałem w 2011 r.