piątek, 29 czerwca 2018

,,Murzyńskie bajeczki dla dzieci białych ludzi''


,,Wiwat królewski Baobab
wiwat ci którzy nic nie wynaleźli
którzy nigdy nic nie zbadali
którzy nigdy nic nie ujarzmili
ale się zawierzają – pojmani – istocie wszechrzeczy
trwają w niewiedzy wobec powierzchni lecz są pojmani przez sam ruch wszechrzeczy
nie dbają ażeby ujarzmić lecz biorą udział w grze świata
zaprawdę pierworodnymi są synami świata
otwarci każdym swoim porem na wszystkie oddechy świata
są braterskim tchnieniem wszystkich oddechów świata
iskrą świętego dnia świata
ciałem z ciała świata które pulsuje pulsem świata!
Chłodny poranku praojcowskich cnót!’’
- Aimé Césaire ,,Z powrotu do rodzinnego kraju’’








W czerwcu 2018 r. przeczytałem ,,Murzyńskie bajeczki dla dzieci białych ludzi’’ (tytuł oryginału francuskiego: ,,Petits contes nègres pour les enfants des blancs’’); zbiór baśni afrykańskich z 1921 r. (przekład polski ukazał się w 1988 r.) pióra urodzonego w Szwajcarii, francuskiego pisarza, poety i podróżnika Blaise’a Cendrersa (właśc. Frédérica Sausera; 1887 - 1961).








Wbrew przewrotnemu tytułowi i ilustracjom nie jest to książka adresowana do małych dzieci; zamieszczone w niej baśnie zawierają dużą dawkę przemocy i momentami wydają mi się bardziej mroczne niż osławione ,,Baśnie’’ braci Grimm. Opowiadają o pełnym trudów, nędzy i wyrzeczeń życiu wśród pięknej, ale niebezpiecznej przyrody. Czas akcji jest bliżej nieokreślony (na to, że dzieje się to już po odkryciu Ameryki wskazują takie szczegóły jak palenie tytoniu czy uprawa kukurydzy. Przygody bohaterów rozgrywają się gdzieś w Afryce, zarówno w prawdopodobnych wioskach jak też w miejscach mitycznych jak: Kraj Sierot (jego królem było niemowlę – mędrzec; Sieroty w postaci much, pszczół i os dokuczały ludziom), kraj Echo – Echo (okolice wioski Wabi – Wabi i rzeki Bulbul – ciągle płynie), Koniec Świata i znajdujący się za nim kraj Mozikoziki (mieszkały tam oddzielone od siebie jeziorem kobiety i dusze nienarodzonych dzieci).

Ciekawie przedstawia się sprawa przedstawionych w zbiorze afrykańskich istot fantastycznych:








Jako najwyższy bóg (,,… opiekun rasy, ten, który stoi przed wszystkimi, Praojciec, ten, co jest najbardziej zazdrosny o swe potomstwo, Przodek wszystkich, najbliższy krewny każdego…) niewymienionego z nazwy plemienia został przedstawiony Ozuzu Ngan – Eza; wyobrażany jako krokodyl. Niżej w hierarchii niczym Valarowie wobec Eru, stały inne totemy – duchy opiekuńcze jak: Mwul (antylopa) i Nzaks (słoń). Należy zaznaczyć, że nie ma jednolitej mitologii Czarnej Afryki; jest to raczej konglomerat wielu mitologii plemiennych.







Głód był starym czarownikiem o wielkich zębach i nożu zamiast kręgosłupa. Zjadał żywność, niszczył sprzęty (min. robił dziury w ubraniach), bił kobiety i dzieci. Niestety w Afryce znają go aż za dobrze…








Bardzo ciekawą istotą jest niepozorny czarodziejski ptak wielkości mysikrólika. Schwytał go myśliwy, poderżnął mu gardło i chciał ugotować, lecz ptak nawet w garnku był żywy. Urósł do potwornych rozmiarów, aż stał się bestią łykającą ciała niebieskie, ludzi, zwierzęta, oraz budynki i przedmioty. Potwór ten dybał na życie małego, osieroconego chłopca, lecz dziecię uratowały konik polny i termity. W końcu chłopczyk został kowalem (w kuźni pomagały mu robaki). Potwór wreszcie go połknął, lecz dziecko wywierciło mu dziurę w brzuchu, tym samym uwalniając wszystko co straszliwy zwierz połknął. Później chłopiec został królem Kraju Sierot. Dostrzegam tu nawet pewne analogie do dziejów Jezusa Chrystusa (ziarna Słowa, przygotowanie do Ewangelii) jak: motyw dziecka zagrożonego od samego narodzenia, połknięcie przez potwora i uwolnienie jego ofiar jako mgliste przeczucie zstąpienia Chrystusa do Otchłani i wyprowadzenia zeń dusz wiernych.







Utakunua (,,czarownica co jest w środku’’) była duchem miodu mającym postać pięknej, nagiej kobiety, którą łakomy człowiek uwolnił siekierą z pnia drzewa. Została jego żoną i zapewniała mu obfitość miodu. Jej imię było objęte tabu; gdy mąż je wypowiedział, Utakunua zniknęła i odtąd miód stał się trudno dostępnym rarytasem.








Afrykański bestiariusz wzbogacają fantastyczne zwierzęta o bliżej nieokreślonym wyglądzie, zwane: zwierzę, którego nie ma i zwierzę to co jest żółto – czerwone (notabene Afryka jest rajem dla kryptozoologów). Zwierzęta te razem z żabą grającą na flecie i palącą fajkę zawędrowały aż na koniec świata.







Szitukulumakumba był czarownikiem mieszkającym na dnie jeziora wielobarwnego miodu. Warstwa tego przysmaku chroniła jego ciało przed wysuszeniem przez Słońce. Gdy matka Mozikoziki wypiła cały miód, czarownik zdenerwował się i zjadł ją.







Ginny (nie mylić z dżinami) mieszkały w kraju Echo – Echo, a ich królem był Ginnaru. Miały po sto rąk, nóg, oczu, zębów i szczęk. Bawiąc się kosztem ludzi potrafiły zarówno pomagać im w pracy, jak też mordować ich np. dosłownie topić w łzach, lub drapać ciało do kości).








Wiatr był synem Słońca i Księżyca, czarodziejem podobnym z wyglądu do strusia. Mieszkał na szczycie wysokiej góry i był roztrzepany. Wyrządzał szkody, ale też przynosił chmury deszczowe.







W baśniach afrykańskich podobnie jak w baśniach innych kultur, ważną rolę odgrywają obdarzone ludzkimi cechami zwierzęta. Przykładowo krokodyl jest zdradliwy i niewdzięczny; prosi człowieka, aby zaniósł go do wody, po to aby móc go tam potem zjeść. Nasuwa to skojarzenia z zakorzenionym w naszej kulturze wierzeniem w obłudnego krokodyla opłakującego swoją ofiarę. Z kolei wiecznie niewyspany pawian był niesprawiedliwym sędzią, który wywołał antagonizm między zwierzętami, przedmiotami i żywiołami, zaś za karę musiał chodzić odtąd na czworakach. Podobna historia znajduje się w opisywanej już na tym blogu antologii ,,Bajki indyjskie’’, na kartach których również można przeczytać historię o małpim królu, który swoim niesprawiedliwym wyrokiem skłócił różne gatunki i za karę utracił zdolność chodzenia w pozycji wyprostowanej (w Polsce tacy małpi sędziowie zostaliby przyjęci z otwartymi ramionami przez KOD i innych lewaków ;).







Przeczytawszy książkę chylę czoła przed bogactwem wyobraźni rdzennych mieszkańców Afryki ;). Moje jedyne zastrzeżenie dotyczy tego, że Autor nie zaznaczył, z którego regionu Afryki pochodzą poszczególne baśnie.