poniedziałek, 19 stycznia 2015

Dziadek Mróz (opowiadanie ze zbioru ,,Wymrocze'')

,,Wilku, wilczoszku, przyjdź do nas wieczorem, ale jak nie przyjdziesz dzisiaj, nie przychodź nigdy''! - wigilijne zamawianie wilka z Polski
,, […] ;Św. Mikołaj' przychodzi w przebraniu biskupa lub (w dawnym ZSRR) Dziadka Mroza do domów, przyjeżdża na saniach, albo nawet jak w USA samolotem, lub helikopterem'' – ks. Wincenty Zaleski ,,Święci na każdy dzień''.


Jytnas Milkan Mróz (Milcanus ov Vrostius) cieszył się szczególną opieką Welesa i Juraty, od których jeszcze w kołysce otrzymał złoty klucz do morza, którym mógł wyciszać sztormy, by ratować żeglarzy i rybaków. Malarze miniatur przedstawiali go jako wołwcha w krasne szaty odzianego, z tiarą na głowie, długą, siwą brodą, włosami i wąsami (ponoć jako jytnas nosił brodę ze śniegu, z której odpadały białe, zimne płatki). Pochodził z bogatej rodziny z Mierzeńska na ziemiach późniejszego Orlandu; był samotny i tak nieśmiały, że z trudem odważał się wyjść na ulicę. Jednak bolał go los biedniejszych od siebie, przeto potajemnie podrzucał potrzebującym swe złoto i inne dobra, aż rozdał cały majątek. Swoimi darami zdołał uratować dwie dziewczyny, które ojciec z biedy chciał oddać do zamtuza, a Agej i Enkowie widząc jego gorącą wiarę i miłość, dali mu moc cudotwórczą. Nie tylko trzymał wilki i Neurów z dala od zagród i wyciszał sztormy, ale nawet ożywił chłopców zabitych przez karczmarza, który chciał podać ich gościom do zjedzenia. Pewnego razu został przyłapany na potajemnym wręczaniu darów, zaś mieszkańcy Mierzeńska, zwanego też Myrskiem, uradowani wybrali go naczelnym kapłanem grodu. Milkan wstydził się i nie chciał przyjąć wyboru, lecz ze świętego grodu Rum, przyleciał rydwanem ciągniętym przez smoki, arcykapłan Linek Hipocentaurus, następca Petrysława, ucznia Teosta i zatwierdziwszy wybór ludu myrskiego, wylał z rogu tura na czoło Milkana wodę z rzek Visany i Volchova, uroczyście ogłaszając go wołwchem Ageja i Enków. Jako kapłan zniósł wiele dzikich obyczajów jak ofiary z ludzi i zwierząt, wielożeństwo, niewolnictwo i čortolubstwo. Opowiadano o nim, że w noc upamiętniającą pierwsze rozpalenie Słońca przez Swaroga, jechał po niebie zaprzęgiem wilków (miał bowiem szczególną moc nad wilkami i wilkołakami). Na czele sfory biegł Stary Pindel – basior o trzech oczach. Dziadek Mróz prezenty trzymał w barwnym Tęczyn Worze – worku uszytym ze zrzuconej skóry smoka Tęczyna. Mówiono, że mieszkał w Czuhonii – ziemi we wschodniej części Nürtu.


*

Czuhonia (Cugoniya) przylegająca do Morza Joldów, obfitowała w nieprzebyte lasy pełne dzikiego zwierza, na północnych swych rubieżach – w tundry, ale ludzi mieszkało w niej niewiele. Czuhońcy nie mieli wielkich grodów, jeno małe osady – rybackie, łowieckie i rolnicze, a od kiedy założyciel Królestwa Nürtu, Nurtus I, syn Wiła Sławicza, podbił Pohjolę i złożoną z Pojezierza i Lodowych Pól, Czuhonię, ich mieszkańcy podlegali władzy wszystkich jego następców. Pohjola i Czuhonia jako prowincje Nürtu, należały również do imperium Kościeja ze stolicą w Presnau. Była to kraina syren, pokrytych łuską lwów morskich, morskich węży, lęgnących się na lądzie, by po osiągnięciu olbrzymich rozmiarów wrócić do morza, mogących pożerać ludzi, ogromnych ryb z wielkich, czystych jezior, reniferów, turów o złotych rogach, żubrów, białych jeleni, łosi, rysiów, tygrysów szablozębnych, rosomaków, gronostajów, soboli, wydr, bobrów, mamutów, północnych nosorożców, hien i lwów, niedźwiedzi, smoków powstających ze żmij, ogromnych węży przez Słowian zwanych trusiami, wyvernów morskich, wiewiórek, łabędzi, tarand, wilków, Neurów, Lynxów żyjących z łowów, zbieractwa i wypasu reniferów, owcowołów, czy żyjących w jeziorach mmn. Istoty te przypominały białe hipopotamy o lwich ogonach; w swoim zwierzyńcu miała takowe królowa Tatra. Czuhonia to także ziemia srogiego Čorta, Pindela Trójokiego, który niczym Jancykryst jeździł na piecu i łapał do przepastnego wora, szalejących w powietrzu cugów, którym kraina zawdzięczała swą nazwę, a które potrafiły porywać ludzi przez okno, leśnych ludzi, plemienia Naradów, północnych rusałek takich jak najady, driady, oready i okeanidy, leśnych, górskich i nadmorskich krasnoludków, elfów, trolli, uldr – karłów żyjących w tundrze, krasnoludów, czarownic i wróżek.
Milkan nie chciał zaszczytów i bogactw; za pozwoleniem Centaura Linka (Linec, Lincus) ; arcykapłana z grodu Rum leżącego między Jawą a Snem, który zezwolił mu zostać pustelnikiem, Dziadek Mróz osiadł w czuhońskiej puszczy, w chacie z bali. Zaprzyjaźnione ptaki, których mowę rozumiał dzięki fujarce od Dziewanny Šumina Mati, mówiły mu o potrzebujących, a wtedy on zaprzęgał swe wilki i leciał na najdalsze Kresy Świata, by ich wspierać. Rod uczynił jego sanie wyjętymi spod władzy czasu, a Tęczyn Wór sam się napełniał złotem, zabawkami, ubraniami, piernikami. Czasem dawał rózgę, lecz i do niej dołączał drobny upominek pocieszenia. Był już stary i sam mieszkał ze swymi wilkami. Zwierzęta nie bały się go, a ludzie z okolicznych wiosek przychodzili doń, by dzielić się z nim swymi troskami i radościami. Pewnego zimowego ranka, kiedy śniegu było co niemiara, do drzwi jego chaty ktoś zapukał. Gdy Dziadek Mróz otworzył, ujrzał na progu cztery panny niezwykłej piękności o złotych kosach i modrych oczach, błyszczących jak gwiazdy. Nosiły białe suknie, zdawałoby się, że utkane z mgły lub pajęczyny, podczas gdy mróz kąsał jak pies. Jedna z nich trzymała na ramionach niemowlę zawinięte w baranią skórę. Dziadek Mróz od razu poznał w przybyłych zimowe rusałki, których pani, córa Roda i Mar – Zanny zasiadała na tronie w lodowym zamku Winterfort (Vracasievo) wznoszącym się na lodach jeziora Lykayuk w Burus. Raz udzieliła w nim schronienia Tatrze, Lechowi III, Rucie, Arvotowi Baldasowi i trzem niedźwiedziom polarnym, gdy szukali schronienia przed wojskami Kościeja.




- Z czym przybywacie, Utopione Jesienią? - zapytał gospodarz chaty. Nazwał je tak, bo wiele zimowych rusałek powstało z dziewcząt wciągniętych jesienią pod wodę z rozkazu Zimy.
- Witaj Pustelniku, Władco Morza i Wilków i Rozdawco Prezentów! - przywitała Milkana z Mierzeńska jedna z topielic. Te dziecię, które widzisz, znalazłyśmy na śniegu, porzucone przez macierz. Chętnie byśmy je wychowały, lecz Zima nam nie pozwala.
- Nasza pani mówiła, abyśmy dały je tobie, na pewno nie odmówisz – zabrała głos inna rusałka, która urodziła się w lodowym zamku i od dzieciństwa służyła siostrze pozostałych Rodzenic.
Dziadek Mróz kochał dzieci, lecz nigdy nie założył rodziny i nie widział siebie w roli ojca. Żal mu jednak było dziewczynki, którą litościwe służebnice Zimy uratowały od śmierci na śniegu. Wezwał przeto Juraty i Welesa – Enków orędujących za nim przed ołtarzem Ageja i wyraził zgodę na przygarnięcie dziecka.
- Znaleziono cię na śniegu [niektóre teksty mają tez: ,,padającym z mojej brody''] zwij się przeto Śnieżynka! - zawołał to biorąc niemowlę w obie ręce, a zimowe rusałki w zwiewnych szatach, rozwiały się jak mgła na lodowatym wietrze.




Mijały lata a Śnieżynka dorastała pod opieką Dziadka Mroza. Biegnąca w jego zaprzęgu wilczyca Kudriavka wykarmiła ją swym mlekiem, co dało dziewczynce moc rozumienia mowy zwierząt. Patrząc na stare miniatury, widzimy Śnieżynkę wiecznie młodą i smukłą, o wijących się, złotych włosach i oczach barwy turkusu – podobną do owych zimowych rusałek co ją uratowały. Jej cienkie, jedwabne szaty naszywane perłami lśniły bielą śniegu, bądź blaskiem Księżyca, a na czole dziewicy zawisł srebrny płatek śniegu. Śnieżynka wędrowała odtąd z Dziadkiem Mrozem i wspólnie rozdawali prezenty. Aż do potopu mieszkali w Czuhonii, ale teraz? Może przebywają teraz na szczycie niebosiężnej góry, albo na jakiejś odległej gwieździe? W Nawi Jasnej, czy może w ludzkim sercu?

*
,,Mar – Zanna, dzierżąca lodowy oścień śmierci, zaślubiona Rodowi, panu czasu, porodziła cztery Rodzenice; Pory Roku, a wśród nich Zimę – Panią Lodowego Młota spuszczającą śniegi […], Dzionki […], Zarazę – Panią Czerwonej Chustki, której służą: Czarny Pies dzierżący kosę, Morowa Suka, Homen – orszak widm, który wywiódł w pole król Sorabii Południowej Tomisław II, Tyfus, Cicha, hiszpanki, oraz stworzyła srogiego Mieczywłada – co pcha do wojen zaborczych, a miast głowy ma płomień'' – Morosław Zaraz ,,Morowa księga''.



Morowa Suka; čortowskie przeciwieństwo leśnej Żweruny, córy Dziewanny, była większa od wilka, miała białe kły jak u smoka, a pokrywały ją niedźwiedzie kudły. Gdzie się pojawiła, tam ludzi i zwierzęta zabijały trujące wyziewy z jej paszczy i piekielny blask bijący ze ślepi. Raz zawędrowała do Mierzeńska skąd pochodził Dziadek Mróz. Byłaby wytraciła jego ludność, od dzieci do starców, lecz Agej wysłuchał ich prośby o ratunek i nie dał wyniszczyć. We śnie dał znać, mieszkającemu na czuhońskim pustkowiu Milkanowi o przybyciu Morowej Suki, a ów wezwawszy na pomoc Złotej Baby – Wspierającej w Boju ze Sługami Zarazy, zatrąbił w róg i pod jego chatę przybyły stada wilków, pod przewodem starego Pindela, którego trzecie oko mieszczące się na czole świeciło jak lampa. Dziadek Mróz zaprzągł wilki do sań, po czym wzbił się w niebo i udał do rodzinnego grodu. Ujrzał Morową Sukę i strach przeszył go jak lodowy oścień Mar – Zanny. Wyszedł z sań, a bestia służąca Zarazie poczęła na jego widok warczeć i bluźnić Agejowi i tym co mu służą. Wielka trwoga biła od potwora, lecz Złota Baba stanęła niewidzialna przy Milkanie z Mierzeńska i szeptała mu na ucho jak ma pokonać przerażającą sukę. Dziadek Mróz posłuchał jej rady, choć nogi się pod nim uginały ze strachu. Podbiegł w stronę Morowej Suki, wskoczył na jej grzbiet i obiema dłońmi zatkał oczy. Bestia służąca Zarazie ryknęła jak lew i usiłowała zrzucić z siebie jeźdźca, aż ziemia dudniła od jej podskoków. Potwór wył i rzucał się na grzbiet, by zadusić śmiałka, co trzymał samą Morową Sukę za oczy i trwało to cały dzień, aż bestia nie mogąc zrzucić z siebie Dziadka Mroza, zamieniła się w przesiąknięty piwnicznym zaduchem powiew wiatru i uciekła z Myrska. Dziadek Mróz leżał na ziemi cały obolały – Morowa Suka omal nie połamała mu kości, lecz Złota Baba opatrzyła jego rany i uleczyła zwichnięcia. Odtąd Morowa Suka lękała się Dziadka Mroza, bo gdy ten został jytnas, Agej dał mu moc zatykania jej śmiercionośnych oczu, już nie tylko rękami, ale i słowem, czy uniesieniem powieki. W jednym z rozdziałów ,,Morowej Księgi'' używał do tego piasku znad wód opływających Nawię Jasną, a ,,Codex vimrothensis'' wspomina tu o śniegu.



,,Dziwne materii pomieszanie – oto co można powiedzieć o tej historii. Jest tu trochę żywotu pana św. Mikołaja, wierzeń ludu polskiego i ruskiego, czy moskiewskiego. Przytoczona tu nieco śmieszna historia jest mitem, a w mitach są zawarte pragnienia ludów. Doktor Anielski [przydomek św. Tomasza z Akwinu] uczył, że w każdym pragnieniu jest zawarte pragnienie Boga. Możliwe, że pogańscy twórcy tego krotochwilnego opowiadania, wymyślając Dziadka Mroza, nie wiedząc tego, marzyli o kimś takim jak prawdziwy św. Mikołaj'' – ks. Aleksander Solewicz ,,Glosariusz''.