wtorek, 23 lutego 2016

Oniricon cz. 190

Śniło mi się, że:




- jakiś egzorcysta uznał Nikolę Teslę za okultystę dokonującego wynalazków z pomocą szatana,




- Buszmeni z Kalahari są potomkami starożytnych Egipcjan,




- Mama zrobiła mi omlet z zieloną papryką,
- na mieście spotkałem Voytakusa ov Viernitisa i jego żonę - Okienę ov Viernitis, którzy pozdrawiali mnie pokazując palce; Voytakus pokazał jeden palec, a Okiena - dwa palce, ja zaś pokazałem Voytakusowi język za co on się obraził i ja go przepraszałem, potem poszliśmy do kawiarni gdzie siedziała prostytutka, a pani Okiena ogłosiła wszystkim, że jestem na diecie,




- byłem w jakimś szpitalu razem z Pavlasem ov Vidłarem i małym chłopcem, któremu opowiadałem, że szpital jest nawiedzony przez groźne duchy i demony; Pavlas uznał, że straszę dziecko, lecz jemu to się podobało,
- w jakiejś gazecie widziałem zdjęcie Michaela Ende i komentarz, że chociaż był antropozofem, był tak fajny jak jego książki,
- układałem piosenki: ,,My Sowieci wiemy jak Stalin na nas działa'', ,,My faszystki wiemy jak Duce na nas działa'' i ,,My dinozaury'',
- w Skiromacji - biednym i prymitywnym kraju ludzie jeździli na czymś co przypominało quady, bo nie stać ich było na samochody; w czasie II wojny światowej dwóch Skiromatów goniło po ulicy Niemca i Sowieta na quadach, a jeden Skiromata rzucił w ich stronę pistoletem, który wybuchł,




- udałem się do fantastycznego świata gdzie spotkałem mnóstwo wróżek, czarodziejek i czarownic; jedna z nich miała mi w czymś pomóc, ale nie wiedziałem która, spotkałem też o. Markusa ov Cosiara,



- po zdaniu matury znów zacząłem chodzić do szkoły, aby się uczyć języka polskiego, miałem zajęcia z miłą i siwą panią polonistką; wcześniej na języku polskim omawialiśmy teorię względności Einsteina, co mnie przeraziło,




- w CH ,,Galaxy'' w Szczecinie zobaczyłem rasowe, garbate króliki,




- mój wujek Markus ov Kujvis ukradł mi żywego lwa, ja zaś miałem pozwolenie bazgrać długopisem po jego mapie, lecz nie zrobiłem tego; ciocia Jolena ov Kujvis sprzedawała w barze szybkiej obsługi zatrute gęsi i egzotyczne ryby,




- myślałem, że w XIX wieku nikt nie przypuszczałby, że tak kulturalny naród jak Włosi, może stworzyć faszyzm,




- notowałem ciekawostki o różnych krajach jak: Rosja, Węgry, Wietnam, Nepal i Bhutan,
- po długim czasie znów spotkałem Jaroslavusa ov Caspriacusa,





- Pavlas ov Vidłar w rozmowie ze mną dowodził, że wszyscy Żydzi są dobrymi kucharzami,





- Ryszard Derdziński ostrzegał przed uprawianiem capoeiry jako przed zagrożeniem duchowym (w rzeczywistości pan Derdziński na swoim blogu ,,Tolknięty'' bronił capoeiry przed zarzutami miesięcznika ,,Egzorcysta''). 

Lubomir i cierpienie

,,Hiobie przyszedłem się uczyć od ciebie
ufny jak chłopię z tabliczką
i pocałunkiem matki na policzku.
Otwórz usta
i ucz mnie
jak znosić ból śmierć samotność
stratę przyjaciół obelżywe słowa
a nade wszystko starość […]''
- Anna Kamieńska ,,Hiob i młodzieniec''


W powiecie juszkowskim, w ziemicy świeżawskiej żył sobie pan Lubomir Uładzimirowicz. Możny to był człowiek. Pierścienie rozdawał swej drużynie, a nie skąpił strawy i odzienia wdowom a sierotom. Szanowano go w całym Juszkowie i Świeżawie, wstawano gdy nadchodził. Odziewał się Lubomir w sobole i złotogłów, jego córki zakładały futra popielic i gronostajów. Nie brakło mu drogich kamieni, ani pereł, miał też dwóch synów – Lestka i Ułomka, a byli to rosły młodzieniec i niewinne niemowlę. Pan Lubomir cieszył się przyjaźnią Enków, a w szczególności Doli, która często i z wielką ochotą biesiadowała przy jego stole.




Jednak któregoś pięknego dnia Dola zjawiła się w Lubomirowym dworcu pod postacią Niedoli. Wtedy to z lasu przyszedł pral – stwór z jednym rogiem na głowie jak u Rogi Baby i z workiem zarzuconym na plecy niczym bebok. Zakradł się do kolebki małego Ułomka, nadział go na róg i wrzucił do wora, po czym czmychnął do lasu. Na drugą noc kiedy zawieszony w domostwie czosnek wywietrzał, przez okno sypialni córek Lubomira wleciała na nietoperzowych skrzydłach sekutnica – jedna z odmian wampirzego rodu. Po kolei klęcząc na piersiach urodnych panien na wydaniu, wyssała z ich szyj życie wraz z krwią. Umierającą ze zgryzoty żonę udusiła nazajutrz zmora pod postacią czarnej klaczy o pokrytych bielmem, wyłupiastych oczach. Wreszcie gdy Lestek, dziedzic został utopiony w stawie przez błędnicę Czarcicę – królową empuz wabiącą pod postacią rusałki, Lubomir został sam jak palec. Grad zniszczył mu zboże na polu, skuły o głowach wron i ogonach węży, oraz wilkołaki wyniszczyły jego bydło, świnie i konie, pomór spustoszył stawy, pasieki i kurniki. Wichura wyrwała z korzeniami drzewa owocowe. Na domiar złego latawica ognista o ciele z płomieni (podlegała władzy królowej Ogniany; istniały latawce i latawice tak ogniste, jak i świetliste o anielskich skrzydłach i złotych warkoczach) tańcząc po dachu dworca, puściła go z dymem. Trądziec poraził Lubomira oszpecającą chorobą, aż ten osiadł za podgrodziem i drapał się skorupą. Gorzko płakał, bo cierpiał choć nie uczynił zła.


*




- Jak ciężka jest ma dola, już lepiej by mi było być porońcem, albo poterczukiem! - łkał pan Lubomir Uładzimirowicz, teraz najbiedniejszy z dziadów, a nikt nie przychodził litować się nad nim.
Wszyscy go opuścili, nawet ptaki paskudziły mu na głowę. Markot, ten z Čortów, którego domeną są grzechy języka, nachodził go i podjudzał do rozpaczy.
- Zobacz jaki ten Agej niedobry; on sam i jego Enkowie. Złorzecz mu i umieraj!
Jednak pan Lubomir nie powiedział słowa przeciw Agejowi i Markot odszedł z niczym. Gdy wszyscy odeń odeszli, on Mokoszy wzywał, Matki Ziół Leczniczych, Ran Goicielki, a wiatr mu z deszczem przygrywał.
- Chciałbym być bogiem, który ma takich wyznawców – mówił robak do robaka lęgnącego się wśród garnkowych skorup i odchodów.
Skóra łuszczyła się na panu Lubomirze, a Mokosza wysłuchała go. Położyła mu dłoń jasną i chłodną na czole rozpalonym, ulgę przynosząc, a potem szepnęła mu do ucha:
- Teraz będziesz rozmawiał z Agejem, jakoś chciał.
I ujrzał pan Lubomir zstępujący z nieba płomień o dwóch skrzydłach białego orła.
- Dlaczego? Dlaczego?! Dlaczego!!! Już myślałem, że nie jesteś ojcem, tylko carem... - Agej milczał.
Słuchał żalów pana Lubomira, w końcu zaś dał odpowiedź. Ujawnił mu Drzewo Okrwawione; dąb bez liści, krwią Teosta Cara Słońce spływający.
- Lubomirze, synu Uładzimira! - zawołało go drzewo, a on podszedł doń na chwiejących się nogach.
Wszedł w drzewo i zjednoczył się z nim, wyszedł zaś uzdrowiony.... [w tym miejscu rękopis staje się nieczytelny]. 

Błędny witeź

,, […] Niosąc nasze awanturnicze szable na kraj świata i nawet za Ocean, staliśmy się Don Kiszotem wśród narodów; a Don Kichot był za życia krzywdzony i po śmierci wyśmiany''! - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 13 Polska''




Wśród złotych łanów pszenicy galopował witeź na wiernym koniu, dzierżący w ręku palicę. Towarzyszył mu wierny pies; duży i groźny. Rycerz z bojowym okrzykiem na ustach, przy akompaniamencie psiego ujadania, nacierał na wielkiego a lutego smoka.
- Huś – ha, robaku Čortieńska, huś, huś, Grady, Grady! - wykrzykiwał swe zawołanie, a choć miał ubić strasznego potwora pożerającego dziewice i zatrzymującego wody w ich cyklicznej wędrówce, okoliczni gospodarze zdawali się patrzeć krzywo na jego wyczyn.
Jeździec na bojowej chabecie, w zardzewiałą, rozlatującą się zbroję przyodziany, już stanął oko w oko z potworem, już wraził cynowy grot w jego złociste cielsko. Przejechał przez smoka jak nóż wchodzący w masło. Rozszarpał potwora, a jego szczątki porwały cztery wiatry, Stryboże dzieci. Gdy Zmiejobor, syn Dzierżka ochłonął, spostrzegł, że smok nagle zamienił się w rozrzucone po całym polu siano.
- Oj, panie witeziu, cóżeś pan nabroił ?! - kręcili głowami chłopi, a Zmiejobor zawstydził się.


*




Zmiejobor Dzierżkowic, syn żupana od kilku pokoleń, był jedynakiem. Po ojcu odziedziczył niewielki majątek, groźnego psa Molosa i zaniedbanego konia Rożynka. Nie miał żony ni dzieci; dni całe pędził na czytaniu oprawionych w skórę starożytnych ksiąg o bohaterach dni zamierzchłych. Przeżywał ich przygody we śnie i na jawie. Marzyły mu się wielkopomne czyny, o których prawiły ,,Perłowy latopis'', ,,Prace bohaterów'' i ,,Księgi czynów i gestów''. W swych rojeniach podsycanych przez ,,Poczet zmiejoborów'' widział siebie obrońcą słabych i uciśnionych, zabójcą smoków i potworów. Śnił mamiony przez ,,Żywoty'' Ilji Muromca, Aloszy, Dobryni, Margusa i Volcha Alabasty, że ratuje księżniczki, wygrywa bitwy, zdobywa skarby, przemierza świat cały i aż poza jego granice sięga przygód szukając. W swoich fantazjach o naśladowaniu chrobrych czynów Ilji Muromca, czy podróży na Słońce wzorem Bogdala – Bogdynka, zatracił wszelką miarę. Tak mocno utożsamiał się ze swymi ukochanymi bohaterami, że postanowił pójść w ich ślady. Po pierwsze założył zardzewiałą, karacenową zbroję swego pradziada, a po drugie dosiadł Rożynka, wyobrażając sobie, że ta chabeta dorównuje Homelowi, Burhaszce czy Szarkowi – rumakom z dawnych wieków. Uzbrojony w zardzewiały miecz i w palicę, zabrał ze sobą Molosa i ruszył na poszukiwanie przygód.


*




Nie odróżniając swych marzeń od rzeczywistości, na junackim szlaku miast sławy mołojeckiej, szyderstwo i poniewierkę jeno znalazł. Bito go i wyśmiewano, miast za bohatera mając za wariata. W końcu Zmiejobor, któregoś dnia porzucił miecz i zbroję i dając wyraz swej odwagi zaczął w służbie chramu Znachora i Złotej Baby opiekować się tymi, których powaliła dżuma, jad Zarazy, córki Mar – Zanny. Widząc w nich brać swoją, tak samo jak on skrzywdzonych, mył ich, karmił i poił, przemawiał do nich, oni zaś widzieli w nim jytnas, szaleńca Bożego. W końcu i jemu Dżuma śmierć zadała, pozwalając przenieść się do krainy, gdzie człowiek jest wolny od szaleństw, a wierny Molos lizał jego rany, a potem długo wył na jego mogile....