wtorek, 3 listopada 2015

Oniricon cz. 159

Śniło mi się, że:



- byłem w majątku szlacheckim, gdzie razem z piękną córką właściciela majątku - blondynką w białej sukni, jeździłem konno brzegiem jeziora i widzieliśmy kąpiące się rusałki; potem przy śniadaniu jej ojciec okazał niezadowolenie z tego powodu,



- widziałem karykatury Obamy jako Hitlera, noszącego perukę, lub jedzącego ser; zauważyłem, że stracił na popularności, podczas gdy na początku kadencji porównywano go do Jezusa,
- Ferdynanda Kiepskiego okradł gang złodziei z Czeczenii; w tym odcinku serialu wystąpili prawdziwi Czeczeńcy,



- szukałem pracy w kopalni soli w Wieliczce,




- po klęsce wyborczej PO, Pavlas ov Vidłar zaczął ku memu przerażeniu popierać Adama Zandberga,
- jechałem tramwajem wioząc w plecaku ,,Zwierzaki''  i inne czasopisma o zwierzętach, widziałem ubranych w niebieskie mundury konduktora i konduktorkę, którzy nazywali analfabetów ,,bąkami'',



- w jakimś fantastycznym świecie żyją latające piranie; pół - ryby, pół - gady latające na błoniastych skrzydłach,



- szukałem w Internecie godła Bahrajnu,
- PSL opracowało ulotkę mówiącą o tym, że przed tysiącami lat Żydzi z Kosmosu przylecieli statkami kosmicznymi na ziemie polskie do Gdyni i Gdańska i założyli dynastię przywódców Polski takich jak Adam Michnik czy Ewa Kopacz; w autobusie mówiłem do Pavlasa ov Vidłara, że ,,zwisa mi i powiewa'' czy Ewa Kopacz jest Żydówką, ważne jakim jest człowiekiem,
- Maryja była jednym z wcieleń Mokoszy,



- niektórzy sądzą, że w Gdyni znajduje się grób boga Ageja, lecz w rzeczywistości są to jedynie ruiny jego świątyni,



- poznałem legendę o łysej zakonnicy; byłą gruba, blada i obnażona do pasa,
- szukałem jedzenia w śmietniku,



- w dużym akwarium miałem mnóstwo węgorzy, które brałem do rąk, aby je wypuszczać do Morza Sargassowego,
- w latach 90 - tych w rosyjskiej armii walczyło wiele dzieci mających zabijać nożyczkami do paznokci, a jakiś dorosły żołnierz odebrał im nożyczki; jedno z tych dzieci nazywało się Malczisz - Kibalczisz,



- ułożyłem zagadkę o Borysie Jelcynie, w której był on potomkiem Tatarów ze względu na skośne oczy,



- mimo moich wysiłków tury wyginęły w 1827 roku.

Dziewoklicz

Działo się to w Sedinum, za panowania króla Mojmira Gryfosławica, drugiego władcy z dynastii Gryfitów. Największym z bohaterów grodu Welesa – Trygława i Sediny był Klicz, syn Mścidruga, syna Uścisza, syna Miseła, syna Kołysza, syna Kotyszki – Kocisza, syna Gryfiusza, syna kupca Łaskarza, przez Greków zwanego Laskariosem. W noc narodzin junaka Klicza rozpętał się wielki sztorm na Morzu Srebrnym, zaś oczom jego matki Selisławy ukazały się dwie bliźniacze gwiazdy, których blask wybijał się ponad światłość reszty gwiazd. Bohater walczył mieczem Siczeniem przecinającym stal i żelazo oraz ciężką jak dzik maczugą Pałem, którą otrzymał od samego Welesa. Za wiernego towarzysza licznych wypraw, wojen z Jutami, Stolimami i innymi Słowianami miał karego, turańskiego konia, któremu nadał imię Laskij. Otrzymał go ponoć od samego Boruty.


*




W ósmym roku od wstąpienia na tron króla Mojmira, Klicz wyruszył na zachód w głąb Sklawinii, szukając przygód. Na jego piersi spoczywało maleńkie, zawieszone na rzemyku pudełko, w którym znajdował się kołatek – chrząszcz żywiący się drewnem. Nie był to zwykły owad, jeno zaklęta weń dusza pokutującego skąpca z ziemicy Antów. Kołatek, jako, że niegdyś należał do rodu ludzi, znał ludzką mowę, a ponieważ nabył mądrości dzięki cierpieniu, nieraz służył Kliczowi radą, a głos jego był cichy jak głos krasnoludka.




Podczas owej wyprawy dotarł do wioski, zwanej Siewa, bo mieszkali w niej siewcy. Wstąpił do karczmy, gdzie pijąc miód i jedząc pieczonego prosiaka, usłyszał szereg opowieści o dziwach mijanej krainy. Jedni, pijący złociste piwo i spożywający kaszę ze skwarkami, prawili o budzącym wielką grozę słudze Zarazy – białym koniu Marmurze, przez Germanów z Dalekiej Północy nazywanym imieniem Maar. Koń Marmur miał ponoć pięć nóg i ogniste oczy rusałki, albo Wiły, a bił odeń odór truchła. Ów koń roznosił straszliwe choroby. Inni siedzący z drewnianymi łyżkami nad miskami bigosu, opowiadali o wąpierzu o imieniu Miseł (Misele), który mieszkał na wschodzie, na ziemi Antów, w kurhanie gdzie pilnował zaczarowanego rogu. Miseł był groźniejszy od innych wąpierzy – nie szkodziły mu ani promienie Słońca złotego, ani srebrne ostrza, czosnek, ni nawet święty znak kras. Niczym Talos – wykonany z brązu automat strzegący Krety, wąpierz ów miał jeno jeden słaby punkt na swoim ciele. Wystarczyło wyrwać mu z prawej łydki rogową zatyczkę, a wówczas wykrwawiłby się. W późniejszych wiekach zginął w ten sposób z ręki wielkiego bohatera Antów – Jerusłana Zalazarowicza i jego dawnej kochanki Mysl'i – niewiasty przybierającej postać łasicy. Wreszcie znaleźli się też tacy, co zajadając jajecznicę i kiełbasę mówili coś o żyjącym na jakiejś dalekiej, północnej, albo i południowej wyspie plemieniu Ostriaków, czyli Ludzi Wschodu. Ich pierwszym władcą był słowiański chłop Wawiła, który pokonał swego cara i na wyspie Ostriaków wzniósł kamienne labirynty - ,,vaviłony''. Kończąc prosię, Klicz usłyszał cichuteńki głosik zamkniętego w pudełku chrząszcza kołatka.
- Powiadają o tej okolicy – zaczął pokutujący skąpiec – że gdzieś w pobliżu, parę wiorst za starym młynem jest zaklęta pieczara, a w niej cudna panna, która czeka aż jakiś junak zdejmie z niej zły czar i ją poślubi – w swoim rodzinnym Sedinum, Klicz podobał się wielu dziewczętom, lecz żadnej nie upatrzył sobie dotąd na żonę i matkę swych dzieci.
- Prowadź, kołatku – szepnął do chrząszcza.




Zapłacił za posiłek i opuścił karczmę. Idąc za głosem żyjątka opuścił wieś Siewę, po czym długo kluczył po łąkach, ugorach, lasach i mokradłach, aż wśród boru ujrzał grotę, którą kołatek nazwał zaczarowaną. Bohater wszedł do niej i odnalazł Dziewę, córkę Kazimierza, syna Władysława, syna Stanisława, syna Moisława, syna Moidruga – swą późniejszą, umiłowaną nad życie towarzyszkę. Zdaniem Kosy Oppmana, Klicz zdjął zeń czar całując ją gdy była pod postacią ropuchy. W innej wersji, notowanej przez ,,Codex vimrothensis'' dokonał tego niosąc Dziewę na ramionach w jej prawdziwej postaci – jako urodziwą pannę o sięgających pasa złotych włosach; miękkich i lśniących jak u rusałki. Kołatek uczciwie ostrzegał, że wbrew pozorom nie będzie to łatwe zadanie; i rzeczywiście. Choć dla silnego junaka, smukła panna ważyła tyle co mały kotek, niosąc ją ujrzał straszliwy mrok i setki ognistych ślepi. Słyszał wycie wilków, ryk smoka i syk nieprzeliczonych kłębowisk jadowitych trusi. Strzygi i wąpierze z wrzaskiem i chichotem drapały go szponami i biły biczami z kolców, złe drzewa złośliwie podkładały mu korzenie pod nogi, a urodna zwodnica kusiła obietnicami cielesnych rozkoszy. Na domiar złego lunęło jak z cebra. Mimo tych wszystkich przeciwności, Klicz z zaciśniętymi zębami wyniósł Dziewę z lasu i tak przełamał zaklęcie. Posadził ją na grzbiet Laskija i pognał z nią do najbliższej wioski. Jego serce przepełniała radość.


*




,, […] - To jest nasz podręcznik sztuki czarnoksięskiej zatytułowany 'Jak zostać Opyrem'? W gwarze Orów z ziemi Pokut' 'opyr' oznacza czarownika, ale też wąpierza, bądź upiora. Opyrowie to czarnoksiężnicy najlepsi w swym kunszcie, cieszący się największymi łaskami Czarnoboga […]. Ciemny lud lęka się opyrów jak Čortów i nigdy nie prosi ich o pomoc. Co najmniej raz w roku, opyr, by zachować swą moc, musi ku czci Rykara – smoka piekieł wypić kubek krwi małego dziecka, bądź młodej dziewicy, co upodabnia go do wąpierza. Opyrem może być jeno mąż urodzony pod znakiem Skorpiona ze specjalnym, tajemnym znamieniem na ciele, oraz nie może jeść mięsa koźląt – Barannus nie pragnął zostać opyrem, bo nie miał krwawej natury'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''




Opyr Kaławik założył miasto Kaławę. Był chudym, pomarszczonym starcem w czarnych jak kir, powłóczystych szatach. Nosił długie włosy, wąsy i brodę białe niczym mleko. Nikt nie rodzi się opyrem. Kaławik został ową przerażającą istotą, aby móc rzucić straszliwą klątwę w akcie zemsty na wrogu, co go skrzywdził. Dopadł go i wyssał zeń całą krew. Od tego czasu minęło wiele lat. Kaławik zrazu wzdrygał się przed piciem krwi niewinnych dzieci, lecz z czasem stracił wszelkie skrupuły i stał się potworem. Gdziekolwiek się pojawił, budził strach większy niż smok, zaś Kaławę uznali Słowianie za gród nawiedzony i przeklęty, przeto stronili odeń jak od trędowatego. Tak jak czarownice miały swoich chowańców – zaczarowane zwierzęta, bądź Čorty pod ich postacią, tak również opyr Kaławik przez długie lata hołubił podobną istotę. Był nią Čort Kočar o ciele żmii, który narodził się z upadłej kuczarićy, czyli strzegącego domu ducha - żmii z ziem Krobacji. To właśnie Kočar - zła kuczarića co wybrała węża Gorynycza, umożliwił Kaławikowi zostanie opyrem w zamian za zatratę duszy. Fundator grodu Kaławy karmił Čorta – żmiję mięsem coraz większych zwierząt; od myszy i wróbli, po zające i prosiaki, zaś mieszkający w ciemnej komórce Kočar rósł nieubłaganie, aż stał się wielki jak pyton. Już nie wystarczyły mu małe zwierzątka, ale jak prawdziwy smok począł żądać ofiar z dziewic. Liczni junacy usiłowali zabić węża – potwora, lecz ginęli od smrodliwych wyziewów z jego paszczy. Wówczas Kaławik pojął, że pragnąc zemsty stał się jeszcze większym łotrem niż ten co go skrzywdził. Płacząc spalił swe magiczne księgi, po czym przebił sobie serce srebrnym sztyletem. Mógł uzyskać przebaczenie, bo Agej jest bardziej miłosierny niż dobrzy ludzie, ale zabił się, a jego duszę pochłonęła ciemność Čortieńska. Kočar zasmakował w życiu smoka i nie przestawał gnębić ludzi z Kaławy i okolicznych osad.
Takie opowieści usłyszeli wędrujący razem przez ziemicę sklawińską Klicz i Dziewa w karczmie we wsi Liszki.
- Nakłoń ucha ku mej radzie – Klicz usłyszał dobiegający z drewnianego pudełeczka głos kołatka. - Wielkiego węża Kočara o Smrodliwym Oddechu nie może zabić zwykły miecz taki jak twój Siczeń jeno Miecz Samosieczny, taki jak te, o których prawią Antowie w swoich skazkach. Miecz ten tkwi w kamieniu gdzieś w pobliskim lesie. Najsilniejszy siłacz nie wydobędzie go ze skały, uczynić może to jedynie niewiasta co nie zaznała męża, a ta siedzi obok ciebie – Klicz zrozumiał, że kołatek mówi o Dziewie. - Innym sposobem jest zabicie żmii przez wetknięcie jej buraka w paszczę; burak bowiem odbiera upadłej kuczarićy moc zabijania oddechem.
Idąc za radą pokutującego skąpca, Dziewa i Klicz poszli do pobliskiego lasu i odnaleźli wśród kniei szary głaz z wbitym weń mieczem. Dziewa będąc czystą i niewinną dziewicą, istotą szczególnie miłą Agejowi i Enkom, choć nie miała wielkiej siły w rękach, wyjęła miecz z kamienia bez większego trudu, tak jak po wiekach uczynił to Artur. Klicz, choć wielki mocarz nie był w stanie dokonać tego czego dokonała Dziewa. Oboje wsiedli na Laskija i niosąc Miecz Samosieczny pognali w stronę wyludnionego i zarosłego lasem podgrodzia Kaławy. Olbrzymi wąż nie kazał na siebie długo czekać – przeciwnie; radując się perspektywą pożarcia męża, niewiasty i konia za jednym zamachem jak błyskawica wystrzelił z piwnicy opuszczonego domostwa. Rozdziawił paszczę obnażając jadowe zęby, dłuższe niż kły tygrysa, a z czeluści jego trzewi jęły się wydobywać chmury zatrutego oddechu. Jednak Dziewa była nie tylko czysta, ale i odważna, niczym Amazonka. Cisnęła w żmiję burakiem, a gdy potwór połknął warzywo, stracił swój zabójczy oddech. Gdy rozsierdzony ruszył ku przybyłym, bohater wydał rozkaz Mieczowi Samosiecznemu, a ów rzucił się na potwora i nim upłynęły trzy mrugnięcia okiem, posiekał go na miriady miriad drobnych kawałeczków, z których wyprawiły sobie ucztę kruki.
Nie czekając na pochwały i wiwaty okolicznych chłopów, Klicz wraz ze swą wybranką zatrzymując Miecz Samosieczny, ruszyli na zachód w stronę Sedinum. Tam osiedli i pobrali się. Król Mojmir nadał dzielnej parze herb Siedmiogłów wyobrażający zielonego węża siedmiogłowego na polu czerwonym. Ich synem był wielki junak – Sawił, zwany Velaroz. Gdy śmierć zabrała Dziewę i Klicza, Enkowie zamienili ich ciała w jezioro, którego wody mają, a przynajmniej miały moc leczyć wszystkie choroby. Jezioro to otrzymało nazwę Dziewoklicz z połączenia obu imion jakie nosili i do dziś znajduje się w Szczecinie.





,,Niech Czytelnik nie wierzy w to, że wody jeziora Dziewoklicz leczą trąd, czarną śmierć, czy raka, jest to bowiem legenda. Ludzie co ją stworzyli, byli poganami i to co było dobre w ich wierze stanowiło jedynie przygotowanie do naszej prawdziwej, chrześcijańskiej wiary. Nie wierzcie w ich błędy, abyście nie byli potępieni na Sądzie'' - ,,Codex vimrothensis''.