sobota, 30 kwietnia 2016

Legendy o liliach





,, [...] Powiadano, że wykiełkowały z łez Ewy, gdy razem z Adamem wygnana została z Raju. Miały również wyrosnąć w Ogrodzie Oliwnym z kropli potu Chrystusa modlącego się w noc przed ukrzyżowaniem. [...] po śmierci i wniebowzięciu Marii św. Tomasz znalazł w trumnie lilie zamiast ciała. [...] lilie miały być kwiatami szczególnie skutecznie odpędzającymi siły nieczyste i złe czary. Za pechowe uważano natomiast konwalie, zwłaszcza przyniesione do domu. Wierzono bowiem, że wykwitły z łez Matki Boskiej'' - Harry Oliver ,,Czarne koty i prima aprilis. Skąd się wzięły przesądy w naszym życiu''?


Legenda o jeżynach




,,Kiedyś wierzono, że w dniu tym - w przeszłości obchodzonym jako dzień św. Michała - szatan wpadł w gąszcz jeżyn. W złości przeklął krzew, dlatego też jego owoce należy zbierać tylko do 10 października. We Francji jeżyny tradycyjnie utożsamiano z diabłem, twierdząc, że ich rubinowy kolor jest taki sam jak kolor jego śliny'' - Harry Oliver ,,Czarne koty i prima aprilis. Skąd się wzięły przesądy w naszym życiu''? 


Legenda o sroce





,,Sroka miała kiepską reputację już w czasach Starego Testamentu; w końcu była jedynym stworzeniem, które nie chciało wejść do arki Noego, ale usiadło na jej dachu. Za sprawą swego czarno - białego upierzenia sroka była uważana za nieprawe potomstwo gołębicy i kruka, dlatego też nie została zaliczona w poczet Bożych stworzeń'' - Harry Oliver ,,Czarne koty i prima aprilis. Skąd się wzięły przesądy w naszym życiu''? 


Mit o ametyście





,,Dionizos próbował uwieść Artemidę. Kiedy odrzuciła jego zaloty, straszliwie się rozgniewał i zaprzysiągł, że każdego, kto wejdzie do lasu księżycowej bogini, rozszarpią tygrysy. Los sprawił, że pierwsza weszła tam nimfa Amethystos, która ujrzawszy biegnące ku niej bestie, zaczęła błagać swą boginię o ratunek. Artemida zmieniła natychmiast pobożną Amethystos w przezroczysty kamień, a kiedy Dionizos to zobaczył, pożałował swego czynu i w geście przeprosin polał kamień winem - ten zaś nabrał purpurowofioletowej barwy, z której jest obecnie znany'' - Harry Oliver ,,Czarne koty i prima aprilis. Skąd się wzięły przesądy w naszym życiu''? 


piątek, 29 kwietnia 2016

Zoran

,,Łabędzice tak jak córki Aivalsy przechodzą menstruację – stąd ludzie wierzą, że są to kobiety w przebraniu ptaków'' – K. Owinniczew ,,Animalistyka''





Powiadano, że Zoran, syn Kisłowoda, króla Roxu, w latach swej młodości nosił imię Tur i najchętniej bawił w lesie. ,,Dziwny był'' – szeptali dworzanie, nie miał bowiem serca do polowań. Zamiast tego wolał włóczyć się po lasach, radując się pięknem drzew i kwiatów, oraz przyjaźnią zwierząt. Nie czuły przed nim lęku sarny ani zające, ani chyże jelenie. Wilki lizały go po twarzy jak





psy, żbiki i rysie łasiły się jak koty, zaś ptaki od mysikrólików po puchacze siadały mu na ramionach. Nawet pszczoły w obecności królewicza zdawały się zapominać do czego służą żądła. Pokrywały jego twarz grubą warstwą, tworząc coś w rodzaju brody. ,,Jurodiwy''! - mówili o nim możni i ubodzy.
Tur miłował wielce koty i gdy ujrzał jakiegoś, to nie mógł się powstrzymać, aby go nie pogłaskać. Tak było również teraz, gdy oczom królewicza okazał się okazały, tłusty kocur pokryty długim i gęstym futrem barwy kobaltowej. Wokół ciemnoniebieskiego, żółtookiego kocura unosiły się białe motyle – owady poświęcone Mar – Zannie. Tur natychmiast zeskoczył z przepięknego, białego konia z Arabistanu. Z bijącym sercem uświadomił sobie, że widziane przez niego zwierzę to sam Bahar





(Bagarus, Vagarus) – władca perskiego miasta Buchary. Królewicz schylił się i pogłaskał kota, który rozkosznie zamruczał niczym Baja; kotka Janesa ov Calcium, gdy wtem – gwałtu – rety! W miejsce






Bahara, w oparach szarego dymu stanęły cztery sfinksy ze stepów Roxu. Nim następca tronu dobył oręża, rzuciły się ku niemu niczym pantery i poczęły dusić łapami o mięśniach twardych jak żelazo. Czarne płaty latały przed oczami Zorana, kiedy dwa sfinksy niczym zmory wyciskały z jego piersi życie, a dwa pozostałe raniły jego konia lwimi pazurami. Młodzieniec leżąc na ziemi, na próżno wywijał nogami, co upodabniało go do ryby wyjętej z wody. Zsiniałymi ustami wyszeptał imię:






- Dennica.... Gwiazda.... Zorza... Pani.
Kończył się poranek i południce szykowały się do zejścia na ziemię, gdy Dennica, siostra Swaroga i Chorsa usłyszała wołanie o pomoc. Opuściła się na bielusieńkiej chmurce z nieba na ziemię i złotą rózgą rozpędziła sfinksy na cztery wiatry. Tur widząc to, natychmiast powstał z murawy i objął Dennicę za nogi, bijąc przed nią czołem.
- Nie czyń tego – bo i ja jestem tylko stworzeniem. Podziękuj lepiej Agejowi.
- Tak zrobię, Pani – odparł królewicz – pozwól tylko, że odtąd będę się nazywał Zoran – Dennica uśmiechnęła się słodko i znikła niczym mgła.
Następca tronu zgłodniał porządnie, toteż skierował się w stronę zamku w stołecznym Dendropolis.


*


W owym czasie na ziemiach Roxu, w Scytii i Sarmacji postrach budził Zakon Pantery, którego nie należy mylić z szalejącą w Afryce sektą ludzi – lewartów. Zakon Pantery miał swoją siedzibę w grodzie Sungirze, założonym przed wiekami przez scytyjską królową Sungirę, tą samą, którą zabiło użądlenie skorpiona wełnistoszczypcego, żyjącego na terenach od Taurydy po Sinea. Ci co należeli do Zakonu Pantery pędzili dnie paląc opium, pijąc wino i miód z ludzkich czaszek, ucztując całymi nocami i praktykując najbardziej wyuzdaną rozpustę, na której widok nawet Goplana III i Kościej zarumieniliby się ze wstydu. Niewiasty z Zakonu Pantery rodziły swe dzieci w czasie uczt, po czym natychmiast po urodzeniu owe niewinne istoty były wrzucane w ogień. Członkowie obleśnego Zakonu nosili skóry złocistych panter zarzucone na ramiona oraz naszyjniki z ich kłów i pazurów. Kiedy nie kalali się rozpustą i pijaństwem, parali się ohydnymi czarami i rozbojem. Wszystkim wziętym do niewoli ścinali głowy stępioną szablą i układali je na ołtarzu Franta – Przechery: Čorta wszelkiej maści chąśników. W swym podobnym do wielkiej, lamparciej czaszki kamiennym zamku Sarkuł w Sungirze mieli niezmiernie głębokie lochy wypełnione po brzegi zrabowanymi skarbami. Królowie Roxu już od trzech pokoleń usiłowali położyć kres owej zarazie, lecz zawsze ponosili klęskę.


*

Zoran Kisłowodycz niegdyś nazywany Turem, od trzech miesięcy nosił na skroniach koronę króla Roxu i choć nie miał upodobania w wojaczce, nie wątpił, że jeszcze nie raz będzie musiał dobyć miecza w obronie swego ludu. Całe przedpołudnie słuchał raportów zwiadowców ze zbuntowanej prowincji. Przed obliczem młodego króla stało ośmiu mędrców - wołwchów siwobrodych, w białe szaty odzianych. Każdy z nich mocą Welesa potrafił brać na siebie postać myszy, jaszczurek, ciem i pająków, aby w ten sposób szpiegować znienawidzony przez cały Rox Zakon Pantery.






- Na czele stoi postrach budzący Lubart – car – relacjonował srebrnobrody starzec. - Ma ci on postać ni to ludzką ni to zwierzęcą; łeb, ogon i pazury ma jak pantera i pokryty jest ftrem cętkowanym, lecz wyprostowany chodzi jak człowiek. Kotołak istny...
- Myślałem, że kotołaki istnieją jeno w starych bajędach – zamyślił się młody król.
- Powiadają, że Lubart syn Borosłowa stał się potworem po rytualnej kąpieli we krwi młodej pantery i zjedzeniu na surowo jej serca, wątroby i nerek. Wszystkich obrzydliwości, które oni wyczyniają, na wołowej skórze byś nie spisał... - westchnął inny wołwch.
- Ponadto służą mu Mężyki i Dziadki; to jest młode i stare skrzaty, upadłe krasnoludki porywające dzieci, które przez Zakon Pantery są pożerane jak kapłony, lub wychowywane na skrytobójców. Lubart – car używa ponadto Mężyków i Dziadków jako szpiegów – w chwili gdy kapłan Welesa to mówił, jeden z Mężyków ukryty w mysiej dziurze podsłuchiwał całą rozmowę.
Król wypytywał zwiadowców do północy, liczył swoje siły, rozmyślał o sojuszu z Analapią – królestwem rodzącym bohaterów, oraz niemniej walecznymi Bohemią i Slawią. Przerażał go ciężar nadciągającej wojny, aż zaczynał żałować, że nie może znów stać się małym chłopcem, jednak odwrotu nie było. ,,Kiedy się walczy z Čortami, strzygami, wąpierzami, smokami i czarnoksiężnikami, wówczas nie ma miejsca na dyplomację'' – pisał Prawdosław z Cierniowa w ,,Kronice Lisów''.
Rozesłał więc Zoran wici do bojarów, wysłał posłów do zachodnich królestw słowiańskich, do Scytów z Taurydy; szukał pomocy nawet w Medii i u Amazonek. Również Lubart – car nie omieszkał się zbroić. W przepastnych kuźniach Sarkułu niewolnicy kuli miecze i kosy; konstruowali czakramy i korbacze, zaś czarownicy zakonu wyli posępne inkantacje do demonów gwałtów i rozbojów...

*

,,Zdarzało się, że senior, razem z żoną i dziećmi, uczestniczył w rodzinnym święcie wieśniaka. Jednak w XV w. zwyczaj ów napiętnowano, bowiem niektórzy uważali, że feudał nie powinien pospolitować się przebywając w towarzystwie swojego poddanego'' – Régine Pernoud, Phillippe Brochard ,,Tak żyli ludzie. W średniowiecznym zamku''






Gdzieś na ziemi zamieszkanej w późniejszych wiekach przez Krywiczów, w dosyć ubogiej chacie stoły uginały się od mięsiwa, kołaczy, klusek, sera, owoców, jarzyn, pierogów, talerzy z zupą i dzbanów z wybornym lipowym miodem. Zamieszkująca chatynkę rodzina, pełna dumy i radości wydała ucztę dla sąsiadów i przybyszów, a okazji do tego dostarczyła ceremonia postrzyżyn najmłodszego syna. Było to urodziwe pacholę o złocistych puklach. Na poczesnym miejscu zasiadał król Zoran, a po jego prawicy Biełuń – jeden z Enków. Był on synem Boruty i Dziewanny, miał zaś postać krzepkiego starca z głową białego rysia, odzianego w powłóczystą szatę barwy szaro – niebieskiej. Z mandatu Ageja, Biełuń – Belunus sprawował pieczę nad polami i pomagał zabłąkanym odnaleźć właściwą drogę. To właśnie on sprawił, że jadło i napoje na postrzyżynowej uczcie rozmnożyły się, tak jak wieki później na postrzyżynach Ziemowita. Zoran miał w Biełuniu cennego sprzymierzeńca. Sędziwy Enk służył młodemu królowi mądra radą, posłował w jego imieniu do walecznego plemienia Łączan mającego swe siedziby w królestwie Bohemii, a w razie potrzeby tłukł zbójów w skórach panterczych swym ciężkim i sękatym kosturem.


*

Uroczystości związane z postrzyżynami przeciągnęły się na następny dzień i jeszcze następny. Kiedy wreszcie król Zoran i Enk Biełuń opuścili chłopską chatę, zataczali się nieco.
- Zechciej powiedzieć mi, mistrzu – czknął władca Roxu – skąd się właściwie wzięli ci Łączanie, co mają nam pomagać, heeeeeeep?
- Trza ci wiedzieć, Zoranie Kisłowodyczu – odparł Biełuń – że plemię Łączan poczęło się z krwi pieśniarza Sławojdy i Łąki, która przybrała postać niewieścią.
- Kogo? - zdziwił się król.
- Łąki – odrzekł Biełuń. - Łączanie to plemię żyjące z rolnictwa i wypasu bydła, ale potrafią też dobrze walczyć. Będziesz miał z nich dobrych sojuszników – król i jego doradca zaszli nad jezioro.
Biełuń kazał władcy Roxu ukryć się w trzcinach. Niebawem rozległ się łopot wielkich, białych skrzydeł i oczom króla ukazały się prześliczne, białe łabędzice. Jedna po drugiej padały na ziemię, przybierając postać urodziwych panien w giezłach utkanych czarodziejskim sposobem z chmury. Zrzuciły przyodziewek i poczęły się beztrosko pluskać. Zoran skromnie odwrócił wzrok, nie omieszkawszy się zarumienić.
- Łabędziewy – szepnął mu do ucha Biełuń.
- Słyszałem kiedyś baśń o junaku, który spotkał te istoty, alem myślał, że to tylko takie bajędy dla dzieci... - rzekł młody król.
- Jest wiele rzeczy, które wy, ludzie, nazywacie wymysłami, a okazuje się, że są prawdziwe – rzekł Biełuń. - Jesli chciałbyś którąś z tych krasawic za żonę, to wiesz co masz robić.
- Wiem i zamierzam to zrobić – Zoran zaczerwienił się jak burak. - Mokoszo, dodaj mi odwagi! - po cichutku dziedzic tronu Rusa przywłaszczył sobie jedną z białych koszulek i schował ją za pazuchą.
Gdy łabędziewy skończyły kąpiel, wyszły na brzeg, ubrały się i pod postacią łabędzic odleciały. Tylko jedna z nich, o złocistej kosie, nie mogła znaleźć swojego giezła.






- Co to za figle? - pytała głosem niby dźwięk srebrnego dzwoneczka. - Oddaj moją koszulkę, a jeśli jesteś staruszkiem, lub staruszką – będziesz mi dziadkiem lub babcią, jeśliś mąż czy niewiasta – ojcem bądź matką, a jeśliś mym rówieśnikiem, bądź mi bratem lub siostrą! - na te słowa Zoran opuścił ukrycie.
- Jestem Zoran Kisłowodycz, król Roxu z dynastii Wielkiego Rusa. Tę koszulkę oddam ci, nadobna łabędziewo, jeśli obiecasz, że zostaniesz moją żoną i matką moich dzieci! - łabędziewa zarumieniła się lekko.
- Obiecuję – rzekła poważnie. - Zważ, że rzadko to czynię, bo nie lubię rzucać słów na wiatr. A jeśli jesteś ciekawy mojego imienia, to nazywam się Narfa, córka Cara – Łabędzia.
- Narfa... Ładne imię. Oddaje piękno twego ciała i duszy – łabędziewa Narfa mocniej się zarumieniła słysząc te słowa, zaś Zoran pospiesznie oddał jej giezło skromnie odwrócił się.
- Skąd wiesz jaką mam duszę, skoro widzisz mnie po raz pierwszy? Nie wszystkie piękne istoty są dobre...





- …. Za to wszystkie dobre są piękne – dokończył Biełuń, a Narfa złożyła na policzku Zorana pocałunek o zapachu jaśminu. Król powrócił do Dendropolis z narzeczoną, lecz jego serce trapił frasunek z powodu wieści o nowych posunięciach wroga....


*

,,Królowie i ich poddani często żenili się z hamadriadami (Siczysław), czarownicami (Radosław II), leśnymi kobietami (Aleksander, Mnata), meliadami (Orleń), morami (Raszid; król sarmacki), odnynami (Gniew I), południcami (Gniew II), rusałkami (dziesięciu królów), Wiłami (Jurand V), a nawet strzygami (Lestek II)'' - ,,Codex vimrothensis''


Lubart – car siedział na rzeźbionym fotelu i rozrywał kończystymi zębami pieczone jagnię. Jego lamparci ogon wił się z namiętności, bo zielone, kocie oczy Lubart – cara wlepiały się właśnie w powierzchnię wielkiego, zaczarowanego zwierciadła o złotych ramach. Potworowi aż ślina pociekła z paszczęki, gdy pokazało mu urodziwą Narfę idącą przez kwitnący, pałacowy ogród w stołecznym Dendropolis, przytuloną do króla Zorana, patrzącego w nią jak sroka w gnat. Lubart – car mlasnął i oblizał się.
- Będziesz moja, gołąbeczko, a twemu sokołowi jasnemu łebek skręcimy – warknął.
Czym prędzej wezwał do siebie szpiegów. Kazał im po zrzuceniu skór panterczych przebrać się za kupców i udać do Dendropolis. Lubart – car choć dniem i nocą gził się z niewiastami, w głębi duszy nienawidził ich serdecznie. Wydłubywał im oczy, obcinał nosy, piłą pozbawiał głów, wybijał zęby, wyrywał serca, wtykał zapalone pochodnie w srom niewieści i to samo zamierzał czynić Narfie. Aż strach o tym pisać, bo nigdy nie ma się całkowitej pewności, czy jakiś psychopata nie zechce tego naśladować. Lubart – car nie znał ojca. Przez całe życie wychowywały go kobiety, traktując jak małe, głupie i smarkate dziecko, które się ciągle strofuje i do którego nie ma się zaufania, nawet gdy był już dorosły. Skrzywiło to jego i tak już zwichrowaną od różnych schorzeń psyche, tak że znienawidził niewiasty i zaczął je mordować. Niech Czytelnik nie myśli, że go usprawiedliwiam. Był zawsze pełen pychy, skłonny do gniewu i nienawiści, a im bardziej tłumił w sobie nienawistne myśli z obawy przed karą Ageja i Enków, tym uporczywiej one wracały. Zanim zaczął okaleczać kobiety, samego siebie okaleczał, pełen pogardy i nienawiści do swego jestestwa. W końcu porzucił zakon Ageja i Enków. Począł czcić najobrzydliwsze Čorty i po przejściu krwawej inicjacji zamienił się w potwora.


*


,,Decydująca bitwa rozegrała się w wigilię Szczodrych Godów na lodach jeziora Połoskiego. Synowie Roksany mieli za sobą posiłki Łączan walczących pod szmaragdową stanicą z naszywanymi na nią złotymi kwiatami i gwiazdami. Wspierali ich również Slawijczycy – waleczni górale z zachodu, którym niestraszne są niedźwiedzie, witezie z Wielkiego Księstwa Moravii, bitni Bohemianie, oraz prawi i nieulękli Analapowie. Pod stanicami Lubart – cara stawili się jeno nieliczni, wyklęci przez swych ziomków odszczepieńcy z ludów Scytów, Sarmatów, Bołgarów, Kipczaków i Czeremisów. Niebo pociemniało i złote gwiazdy jęły wychodzić ze swych komnat, by przypatrywać się człowieczym zmaganiom. Trębacze zadęli w złote i srebrne surmy, po czym obie armie rzuciły się ku sobie z zaciekłością wareskich berserków z Nürtu. Lód okazał się nadzwyczaj mocny. Król Zoran nienawykły do zabijania przeciwników, bożył się po bitwie, że to sam Chors – Srebroń – Car Księżyc pokierował jego ręką, tak, że zginęli z niej okrutny rycerz Azzo – pan na zamku Klatka w dzikich górach Dacji, który był wąpierzem, oraz sam Lubart – car. Zwierzęca głowa tego ostatniego potoczyła się po twardym jak skała lodzie, bitwa zaś zamieniła się w rzeź...'' - Igor Szczerbak ,,Złoty latopis''





Gdy Zoran wojował na lodach Połoskiego Jeziora, gdzie pod lodem spały węże zabijające wzrokiem, Biełuń został w stołecznym Dendropolis. Sprawował pieczę nad Narfą, która z utęsknieniem wyczekiwała powrotu kochanka. Marzył jej się piękny ślub – myśląc o nim przebierała w strojach, klejnotach i pachnidłach. Kupcy z Sungiru wzbudzili radość w jej sercu sznurem pereł z Morza Ciemnego, tak dużych jak gołębie jaja. Pokazywali łabędziewie wyszywane złotą i srebrną nicią tkaniny z Damaszku, Gazy i Mossulu, a ta cieszyła się jak dziecko. Jej radość prysła, gdy przyłożyli jej sztylet do gardła; zawinęli w perski dywan i wsadzili na dromadera. Był wieczór gdy szpiedzy Lubart – cara w pośpiechu opszczali Dendropolis. W drodze ich wyostrzone przez magię zmysły odebrały wieść o śmierci Lubart – cara. Oprawcy zaczęli się przeto zastanawiać co czynić z porwaną Narfą, aż nadszedł Biełuń i po krótkiej walce, dobrze wymierzonymi ciosami kostura rozbił ich głowy jakby to były puste tykwy. Uwolnił Narfę z dywanu. Wziął na siebie postać białego rysia, kazał dziewczynie usiąść na swym miękkim grzbiecie, po czym cicho i z niemałą szybkością zabrał ją do Dendropolis. Tam czekała ją już łaźnia i łoże.






Gdy Zoran powrócił z południa, a jego giermek dźwigał za nim czaszkę Lubart – cara i zardzewiałą zbroję wampirycznego rycerza Azzo jako trofeum, Biełuń związał jedwabną wstęgą dłoń jego i dłoń Narfy. Na ich skronie nałożył złote korony na pamiątkę królewskich zaślubin Mokoszy i Świętowita i w imię Ageja i Enków ogłosił mężem i żoną. Na królewskie stoły wjechało pieczyste, kołacze i trunki, ryby, zupy, owoce i jarzyny, ciastka i orzechy, oraz zamorskie przyprawy z Bharacji i wielkiej wyspy Dżawy. Gdy wszyscy bawili się w najlepsze, Biełuń niepostrzeżenie wziął swój kostur i przez nikogo niezauważony wyszedł w ciemność i szedł przed siebie, aż go las pochłonął....



czwartek, 28 kwietnia 2016

Oniricon cz. 206

Śniło mi się, że:





- Sarmaci podbili całą Azję i Afrykę, a nawet utworzyli Sarmację Amerykańską w obu Amerykach,





- na ulicy widziałem maleńkie pieski rasy papillon i dziękowałem Bogu, że stworzył takie piękne istoty,





- wiedźma Vimka była garbata i nie znalazła męża,





- znalazłem w domu kawałek ciasta,





- pisałem na podstawie prac G. Minoisa i Jeffreya B. Russella, że prawdziwi sataniści nie wierzą w istnienie demonicznych dzieci,





- w jakiejś kreskówce słowik zamienił się w kolibra i inne ptaki też zamieniły się w kolibry,
- w jednym z apokryfów św. Michał Archanioł zginął zatruty gazem wydobywającym się z Armagedonu,





- ujrzałem wyprawę Drużyny Pierścienia; było w niej sześć skrzatów w czerwonych czapkach (jeden z nich szedł w pewnym oddaleniu); widziałem też walkę złotego smoka ze srebrnym smokiem,
- w Szczecinie na odrzańskim bulwarze jacyś ludzie rzucali butelkami w rosyjski statek rybacki, chciałem do nich dołączyć, lecz potem się zawstydziłem tego; przyjechała policja i aresztowała ich, zamierzałem opisać to na blogu,
- czytałem komiks inspirowany mitologią indyjską, w którym była wzmianka o zatopionym kontynencie Wahanie i jeszcze innym,
- pojechałem do Dziwnowa do innego ośrodka wypoczynkowego niż w zeszłym roku; wieczorem byłem w sypialni pełnej obcych, dorosłych ludzi,





- w szkolnej świetlicy powiedziałem, że Bydgoszcz założyli Hindusi, a imię Radha noszone przez kochankę Kriszny pochodzi od słowa ,,radość'',





- pisałem o długiej liście demonów pokonanych przez Krisznę, min. dwóch drzewach ardżuna i ośle Dhenuce,
- nauczycielka języka angielskiego borowała mi zęby lokówką do włosów,
- wczesnym ranem szedłem z Mamą do szkoły, lecz miałem się spóźnić na pierwszą lekcję języka polskiego, na której omawiano ,,Mistrza i Małgorzatę'', więc zacząłem biec, aby zdążyć,





- zimą pojechałem do Rosji przebrany za Dziadka Mroza, razem z jakąś piękną blondynką znalazłem na śniegu dawno zgubione rękawiczki i je wziąłem,





- w ,,Sezonie burz'' A. Sapkowskiego, Jezus Chrystus walczył z małym welocyraptorem.

środa, 27 kwietnia 2016

Aradia





,,'Aradia' [XIX - wieczny, ezoteryczny falsyfikat autorstwa Charlesa Lelanda - przyp. T. K.] opowiada o starej religii - [...], której głównym bóstwem jest Diana. Diana została stworzona przed wszelkimi innymi stworzeniami i zawiera w sobie wszystko. Dzieli się na światło i ciemność - mit ten wywodzi się z mazdaizmu i kataryzmu, a nie z pogańskich (na pewno nie rzymskich) wierzeń. Ciemność zatrzymała dla siebie, ale światłość przekazała Lucyferowi - jej bratu i synowi. [...] [jest on] postacią diaboliczną, która jest najbardziej zła ze wszystkich złych duchów panujących w piekle. Przyciągnięta światłem, Diana zmienia się w kota i pod tą postacią kocha się ze swoim bratem i synem. Córka powstała z tego związku, Aradia lub Herodias, jest boginią i opiekunką wszystkich czcicieli Diany, które nazywają się wiedźmami - [...]. Aradia była pierwszą wiedźmą - [...]'' - Jeffrey B. Russell ,,Krótka historia czarownictwa''



Czarownica z RFN





,,Socjolog Hans Sebald donosi z Niemiec, że w 1976 rok w pewnej wiosce biedną, starszą i osamotnioną starą pannę, Elisabeth Hahn, podejrzewano o bycie czarownicą i trzymanie trzech chowańców pod postacią psów.
'Mieszkańcy wsi stronili od niej, dzieci rzucały w nią kamieniami, a agresywny sąsiad zagroził, że pobije ją na śmierć z powodu uroków, które na niego rzuciła. Pewnego dnia sąsiad podłożył ogień pod jej dom, całkowicie go niszcząc, zabijając większość zwierząt i powodując u niej rozległe oparzenie''' -
Jeffrey B. Russell ,,Krótka historia czarownictwa''

Szwedzkie Salem





,, [...] Najbardziej spektakularny proces [czarownic] w Szwecji odbył się w 1669 roku w miasteczku Mora. Grupa dzieci z Mory twierdziła, że czarownice przeniosły je do miejsca zwanego Blocula, gdzie wiedźmy zorganizowały sabat pod przewodnictwem szatana. [...] wielu oskarżonych poddano chłoście, a osiemdziesiąt pięć osób spłonęło na stosie'' - Jeffrey B. Russell ,,Krótka historia czarownictwa''


wtorek, 26 kwietnia 2016

Czarownica z Berkeley





,,Kobieta żyjąca w Berkeley praktykowała czary i czciła starożytne bóstwa. Była obżartuchem i prowadziła rozwiązłe życie, jako że stara jeszcze nie była. Pewnego dnia, kiedy ucztowała, jedna z jej ulubieńców - kawka - wielką wrzawę wywołała. Kiedy usłyszała jej skrzeczenie, nóż wypuściła z dłoni i blada cała wykrztusiła: 'Dziś mój pług doszedł do krańca bruzdy, usłyszę dzisiaj straszne wieści'. [Później usłyszała o śmierci swego syna i jego rodziny. W rozpaczy odwróciła się twarzą do ściany, by umrzeć. Przywoławszy resztę swych dzieci, powiedziała im, że straciła duszę, praktykując sztuki diabelskie, i błagała ich o pomoc.] 'Chociaż nie możecie cofnąć wyroku, jaki wisi nad mą duszą, może uda się wam uratować moje ciało. Zaszyjcie je w skórę jelenia, połóżcie na wznak w kamiennej trumnie, zaklejcie wieko ołowiem i żelazem i owińcie dokładnie trzy razy żelaznym łańcuchem i niech śpiewają psalmy i msze odprawiają przez dni pięćdziesiąt'. [Dzieci postanowiły spełnić ostatnie życzenie zmarłej matki, ale] zbyt ciężka była przewina kobiety, a gwałtowność diabła tak wielka, że ich starania i modły na nic się zdały. Przez pierwsze trzy noce, kiedy chór księży śpiewał psalmy wokół ciała, banda demonów, sforsowawszy ciężki skobel w drzwiach. wpadła na teren wokół kościoła. Trzeciej nocy, blisko świtu, cały klasztor trząsł się w posadach od odgłosów nadchodzących nieprzyjaciół. Jeden z demonów, wyższy i bardziej przerażający niż pozostałe, rozbił bramę w drzazgi. [Wezwał kobietę, by wstała z trumny i wyciągnął ją z kościoła, w dal unosząc wrzeszczącą na czarnym koniu]'' - William z Malmesbury (ok. 1080/ 1095 - ok. 1143) [w]: Jeffrey B. Russell ,,Krótka historia czarownictwa''



Synagoga czarownic





,,O pierwszej nocnej godzinie, kiedy odrzwia, bramy i okna zostają zamknięte, grupy siedzą w milczeniu w swoich synagogach, aż czarny kot niespotykanych rozmiarów zjedzie po linie wiszącej pośrodku. Widząc go, gaszą światła. Nie śpiewają hymnów ani ich nie powtarzają, ale z zaciśniętymi zębami po omacku szukają drogi dom swego pana. Kiedy go odnajdują, całują go - kto im bardziej pokorny, tym większe ogarnia go szaleństwo - niektórzy całują stopy, więcej całuje pod ogonem, a najwięcej w inne, bardziej intymne części ciała'' - Walter Map (ok. 1140 - ok. 1209) [w]: Jeffrey B. Russell ,,Krótka historia czarownictwa''




Ten kot był jednym z pierwowzorów Behemota z ,,Mistrza i Małgorzaty'' Michaiła Bułhakowa.

Czarna wiedźma





,,'Dziewczyna idzie na służbę do czarnej wiedźmy w lesie. Jest u niej zakazana komnata [...] do której nie może wejść. Sprząta w domu przez wiele lat [...] W końcu otwiera drzwi do sekretnej, zakazanej komnaty i odnajduje w niej czarną wiedźmę, która dzięki jej sprzątaniu zmieniła się już prawie w białą. Dziewczyna zamyka komnatę, ale i tak zostaje ukarana przez wiedźmę za złamanie tabu. [Wiedźma] karze dziewczynę, zabiera jej dzieci i sprowadza na nią wszystkie nieszczęścia [zmuszając ją do kłamstwa, że nie widziała jej w komnacie]''' - Jeffrey B. Russell ,,Krótka historia czarownictwa''


poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Semiramida






,,Semiramida (Semiramis, orm. Szamiram), legendarna królowa Assyrji, córka bogini Derketo (ob.), żona króla Ninosa (ob.). Po jego śmierci sprawowała rządy w imieniu syna swego Ninyasa. Przypisywano jej wielkie budowle ('ogrody wiszące'). Jej historycznym wzorem była Semmuramat, żona asyryjskiego króla Samsi – Adada V, a matka Adadnirarisa III, za którego sprawowała regencję 809 – 806 przed Chr. 'Semiramidą północy' zwano rosyjską Katarzynę II'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 15 Rewir do Serbja''





Królowa Semiramis, w mowie Ormian nazywana Szamiram, o której powiadano, że zrodziła się z gołębiego jaja zniesionego przez Derketę – nimfę rzeki Tigry i została wykarmiona przez białe gołębice, olśniewała swą krasą. Była smukła jak łania i wysoka, o ciele pięknym jak rzeźby greckich mistrzów. Cerę miała jasną i jedwabiście gładką, oczy podobne do szafirów rzucały spojrzenie pełne niewinności. Włosy opadały niemal do kolan czarną, lśniącą kaskadą. Przyszła założycielka Asyrii kochała się w ozdobach. Między oczami miała czerwoną kropkę wzorem Bharatyjek. Nosiła złoty diadem w kształcie kwiatu lilii, zdobiony szafirem, złote kolczyki z motywem kwiatowym, naszyjnik z paciorków i bransoletkę na kostce. Zakładała suknie jedwabne i atłasowe w żywych kolorach, czarodziejskim sposobem ściągniętych z pokrytego łuskami grzbietu smoka Tęczyna. Córka Derkety budziła podziw nie tylko swym pięknem. Biegle władała siedemnastoma językami, znała tajniki gry w szachy i na harfie, układała pieśni i poematy, znała się na ziołach, gwiazdach, minerałach i zwierzętach, interesowała ją historia i matematyka; poszukiwała kamienia filozoficznego, widziała odległe zdarzenia w ogniu i wodzie, miała też wieszcze sny.
W mglisty, kwietniowy poranek, odziana w koszulę ze złotogłowiu z długimi rękawami i szkarłatną spódnicę, udała się do świętego gaju nad rzeką Tigrą. Zeszła po kamiennych schodach nad sam brzeg rzeki i stanęła na okrągłej kamiennej platformie, o którą rozbijały się maleńkie fale. Śpiewem zaczęła przyzywać swoją matkę, aż z wody wynurzyła się rudowłosa nimfa mająca na głowie pióropusz z szarych piór gołębich. Położyła Semiramidzie zimną dłoń na delikatnym jak płatki róż policzku i spytała.





- Cóż ci dolega, najdroższa córeczko? Już z daleka widać smutek w twoich oczach.
- Jakże nie mam płakać, matuchno kochana, kiedy to dokuczliwy cierń tkwi w moim sercu! - wybuchnęła Semiramida. - Tak bardzo zostałam skrzywdzona; zraniona i upokorzona! - po jej aksamitnych policzkach potoczyły się łzy podobne do pereł.
- A któż to był tak niedobry, że wbił cierń w twoje serduszko? - Derketo wynurzyła się z rzeki, usiadła obok córki i objęła ją ramieniem.





- Po śmierci trytona Oannesa przez trzy lata nosiłam wdowią żałobę, aż u jej kresu przybyli do mych włości swaci z dalekiego, potężnego królestwa daleko na mroźnej północy. Była to Analapia, leżąca nad rzeką Visaną i Morzem Srebrnym, którego fale wyrzucają bursztyn. Król Samowit zasiadający na złotym tronie w Neście, przybył po moją rękę do Aten, skąd wysłał swatów do grodu boga Aszura. Zgodziłam się zostać królową Słowian, bo wiedziałam z ksiąg historyków, że są ludem walecznym, lubującym się w przepychu, uczoności, dwornych obyczajach, a nade wszystko miłującym wolność. Przypłynęłam do Pireusu analapijskim korabiem nazwanym na cześć żmija – księcia Lamii; władcy Morza Śródziemnego. Król Samowit olśnił mnie swym męskim pięknem. Był potężny niby tur, albo smok, a jego włosy przypominały złoto. Miałam ochotę paść mu do stóp i wielbić jako swojego boga. Pobraliśmy się w Atenach, na dworze króla. Następnie wyruszyliśmy w długą podróż poślubną na północ, ku mroźnej krainie lasów i drewnianych grodów. Ofiarowałam królowi Analapii swoje odnowione dziewictwo, on zaś obiecał, że po przybyciu do stołecznej Nesty, której nazwa oznacza gniazdo, koronuje mnie na królową Słowian. Jednak nie dotrzymał obietnicy – łzy ronione przez królową zamieniały się w drogie kamienie. - Gdy mieliśmy wjeżdżać do stolicy, Samowit zatrzasnął mi bramę przed nosem, szydząc, że poślubił mnie tylko po to, aby okryć sławą siebie i swoje królestwo, że mnie tak naprawdę nie kocha i że cieszy się, że będzie mógł się pochwalić przy piwie królowi Cherusków, że zerwał mój wianek... Płakałam jakby mnie sprzedał do niewoli, a niebo płakało razem ze mną. Z niewielkim orszakiem udałam się do portu Korsunia w Roxie. Przepłynęłam scytyjską galerą Morze Ciemne, opłynęłam Azję Mniejszą i po wielu perypetiach powróciłam do Asyrii, po powrocie karząc surowo tych, co sądząc, że nie żyję, rozkradali mój majątek. Żadne uciechy, nawet polowanie na lwy, czy z sokołami, nie mogą ukoić mej boleści – Derketo pocałowała córkę w policzek.
- To nie ty poniosłaś stratę, ale ten prostak. Jesteś tak piękna, mądra, czysta i dobra, jak mało która z niewiast. On na ciebie po prostu nie zasługiwał – Derketo pocieszała córkę.
- Mamusiu, ja czuję tak gorzki żal z jego powodu, że jestem gotowa najechać tę jego Analapię i wydać jej sioła i grody na pastwę płomieni! - w sercu Semiramidy podniosła żmijowy łeb nienawiść.
- To nie jest dobre rozwiązanie, córeczko – rzekła Derketo – choć cierpisz niewinnie, pomyśl ile wdów i sierot ucierpi, jeśli nie zaniechasz odwetu – jednak Semiramida nie słuchała matki, tylko wtulona w jej piersi płakała gorącymi łzami długo i żałośnie....


*


W owym czasie na tronie w Dendropolis zasiadał król Mir (Mirus), którego siostra nosiła imię Mira. Powiadano, że jego imię pasowało do niego jak ulał. W trzynastym roku jego panowania, z głębi Azji do Roxu wkroczyli Asyryjczycy. Do boju wiodła ich Semiramida zasiadająca na grzbiecie słonia z Bharacji. Wysłała do Dendropolis nad rzeką Tinerpą posłów z takim orędziem:




,,Semiramida z łaski Aszura królowa Asyrii, Mirusowi, królowi Roxu pozdrowienia. Nie chcemy wojny z bratnim Roxem, pragniemy jednak wywrzeć sprawiedliwą pomstę za nasze upokorzenia na królu Analapii, która leży na wschód od asyryjskiej faktorii Trewiru. Zapytuję was przeto, panie bracie, czy pozwolisz moim wojskom przejść pokojowo przez swe włości, abym mogła ukarać Samowita, króla Analapii? Bacz, że w razie twej odmowy, nie zrezygnuję z realizacji tego celu, lecz nie tylko Analapia ucierpi, lecz również Rox''.


Choć Mirus był sojusznikiem Samowita, bez większych oporów przystał na warunki Semiramidy. Jedynie jego syn, królewicz Kulik Mirowicz nie mogąc znieść hańby, jaka przypadła w udziale Ludowi Roksany, rozesłał wici do swych wasali i zagrodził królowej drogę na zachód. Wywiązała się straszliwa bitwa, w czasie której niebo pociemniało od strzał obu armii. Kulik uśmiercił toporem słonia królowej, ta jednak nie zginęła. Bez skrzydeł uniosła się na wysokość siedmiu stóp i zawisła w powietrzu.
- Zginiesz wiedźmo! - warknął królewicz napinając łuk z zatrutą strzałą, lecz Semiramida była szybsza.
Cisnęła włócznią prosto w twarz Kulika, z miejsca kładąc go trupem.
- Nie uczyli cię buraku, że niewiasty nie bije się nawet kwiatkiem? - zaśmiała się królowa.





Asyryjczycy rozgromili Rusiczów w miejscu nazwanym później Kulikowym Polem. Gdy król Mirus dowiedział się o śmierci syna, rozdarł szaty, zapłakał łzami wielkimi jak ziarna grochu, po czym gdy ochłonął, zebrał drużynę, aby pomścić królewicza. Przyszło mu bronić Dendropolis. Asyryjczycy rozbili główną bramę taranem, weszli po drabinach na wały, przynieśli starożytnemu grodowi Kija rzeź i pożogę. Mirus poddał się. Złożył hołd Semiramidzie i wypłacił jej trybut w czterystu złotych grzywnach. Choć uratował gród stołeczny do zniszczenia, mówiono o nim po kryjomu, że okrył się sromem. Asyryjczycy obładowani licznymi łupami zdobytymi w Roxie – bursztynem, miodem, woskiem, mięsiwem, solą, srebrem i złotem, oraz niewolnikami, ruszyli na Analapię. Przy forsowaniu granicznej rzeki Soprač, Semiramida siedząc na białym, arabskim rumaku w złotej uprzęży, uderzyła mieczem w posąg Świętowita.





- Aszur potężniejszy! - zawołała donośnie, lecz w sercach wielu z jej wojowników powstała wątpliwość, czy królowa aby na pewno dobrze postąpiła.
Asyryjczcy wkroczyli do Analapii. Król Samowit opuścił Nestę, rozesławszy wcześniej wici do swoich wasali. Jedna armia parła wciąż na zachód, druga zaś – ustawicznie na wschód. Spotkały się pod grodem zwanym Lubią na ziemiach Ludu Ledy. Listopad dobiegał już końca. W dzień bitwy pod Lubią spadł obficie śnieg z deszczem. Z rozkazu Zimy powiało mroźnym wiatrem, kałuże ściął lód, zaś wieczorem śnieg zaczął prószyć jak pierze z rozprutej poduszki. Analapowie już nieraz odnosili zwycięstwa w strugach ulewnego deszczu i w siarczystym mrozie, lecz Asyryjczycy wychowani w gorącym klimacie Mezopotamii, a przez to nieprzywykli do mrozów, marli jak muchy. Semiramida poniósłszy klęskę, opuściła Analapię w niesławie, a resztki jej wojsk ginęły tysiącami z rąk Analapów i Roxów. Powróciła do Asyrii i zabroniła pisać o swej porażce kronikarzom. Jeśli zaś chodzi o Samowita, ów po zapaleniu kadzidła Agejowi i wszystkim Enkom, rzekł w gronie swych możnych:
- Głupio i podle uczyniłem, łamiąc jej serce, przez co ściągnąłem najazd na Ojczyznę.


*

,,DUDA: ' […] Spotkajmy się Pyramie nad grobem Nygusa'.
PIGWA: Nie Nygusa, tylko Ninusa, pało! […]'' - W. Szekspir ,,Sen nocy letniej''






Ninos, syn Belusa na jednej ze starych miniatur zdobiących pergaminowe karty ,,Codex vimrothensis'' został przedstawiony jako muskularny mąż z byczymi rogami na głowie, długą, czarną brodą i wężowym ogonem zamiast nóg. Służył w wojsku Semiramidy, a jego rozkazów słuchało tysiąc wojowników. Uczestniczył w wyprawie przeciwko Słowianom; forsował rzeki Danu, Tinerpę, Soprač i Divinę, zaś pod Lubią odmroził sobie koniec ogona. Osłaniał tyły wojsk królowej w czasie rozpaczliwego odwrotu przez zaśnieżone stepy Roxu. Semiramida zawsze mogła liczyć na jego wierność. Mężczyźni bali się jej i pożądali jednocześnie. W ostatnich miesiącach, królowa zaczęła częściej przebywać sam na sam ze swym hetmanem i zwierzać mu się z tego co ją trapiło. Ninos z kolei radował się w duchu, że jego pani coraz szerzej otwiera przed nim swe serce. Minął rok i Semiramida włożyła na głowę Ninosa złotą koronę, czyniąc go królem Asyrii. Wcześniej w świątyni na szczycie zigguratu w stołecznym Aszur, biorąc na świadków cały panteon, król i królowa wymienili się złotymi pierścieniami i pili wino ze wspólnego kielicha. Potem, oboje przyodziani w purpurowe szaty, z wieńcami róż na skroniach, zasiedli do uczty pożywiając się razem z druhnami i drużbami w białych muślinowych tunikach. O północy obwieszczonej biciem w spiżowy gong, gdy wszyscy goście opuścili komnatę nowożeńców na szczycie zigguratu, ci legli w łożu z kości słoniowej i bursztynu, nakrytym purpurową pościelą i w blasku świec w srebrnych kandelabrach oddali się sobie z wielką radością....
Król Ninos w pierwszym roku swego panowania, za namową żony rozpoczął budowę nowej stolicy nad potokiem Chusur, dopływem wielkiej rzeki Tigry. Tak jak Romulus nazwał założone przez siebie miasto Roma, tak Ninos nadał swemu dziełu nazwę Ninua, czyli Niniwa. Wielki był to gród; aż piętnaście bram doń prowadziło, a ich imiona brzmiały: Wrota Chalachu, Szibaniba, Muszlaku, Kor – mulissi, Szamasza, przez Słowian zwanego Swarogiem, Chalzi, Aszura przez Słowian zwanego Mieczysławem, Chanduri, Arsenału, Pustyni, Nabrzeża, Maszki, Sina, przez Słowian zwanego Chorsem – Srebroniem, Nergala, przez Słowian zwanego Welesem i Adada. Królowa Semiramida osobiście ufundowała w nowym mieście okazały chram bogini Isztar, cały skąpany w złocie i klejnotach. Stolicę zdobiły fontanny i ogrody, chramy i pałace. Dzień w dzień rozbrzmiewała gwarem odbywających się targów. Dla Asyryjczyków była perłą w koronie imperium. Dla Solimów – siedliskiem zła.





Król Ninos pragnąc uczcić swego ojca Belusa, przez Słowian zwanego Bielonem, wystawił mu posąg ze złota i kości słoniowej. Na jego piersi był wyryty pentagram świecący krwawo. Nie mogąc przeboleć tego, że ojciec umarł, śmiertelnie raniony w czasie polowania na dziki, Ninos sam składał przed pomnikiem wieńce kwietne oraz palił kadzidła jak przed bóstwem. Niedługo potem, nie przyjmując pocieszeń ze strony żony, Nino ogłosił, że posąg jego ojca ma moc odpuszczać grzechy, przeto ciągnęli do niego pielgrzymi z całej Asyrii i sąsiednich krain. Ninos z dnia na dzień składał swemu ojcu coraz to wymyślniejsze ofiary – z pokarmów i napojów, palonych w całości zwierząt, a nawet z ludzi. W końcu w posągu zamieszkał Farel, jeden z Čortów i począł przemawiać przez wyrocznie i czynić cuda fałszywe, z których na dłuższą metę nic dobrego nie wynikało, a które miały odciągnąć ludzi od czci należnej Jedynemu Bogu.

,,Wielce musiałem się natrudzić, by wytłumaczyć mojemu znajomemu, panu podkomorzemu Ździechowskiemu, wyznawcy wiary luterańskiej, że my katolicy nie jesteśmy bynajmniej jak ten Ninus, król asyryjski. Kazał on czcić bałwana swego ojca Belusa, w którego to idola wstąpił demon i czynił fałszywe cuda. Dlatego też mówi się na demony – diabły, od słów 'dia Belus', czyli 'podwójny Belus'. […] Nasz katolicki kult obrazów i relikwii nie jest tym samym co u pogan. Nie czcimy samego obrazu, ale Rzeczywistość, którą wyobraża […]. Nasz Pan, Jezus Chrystus stawszy się człowiekiem, zniósł zakaz przedstawiania Rzeczywistości Boskiej zapisany w Starym Zakonie. Nie było to zresztą osobne przykazanie jak mówią współcześni ikonoklaści. Poza tym nasza katolicka wiara jest wiarą prawdziwą, objawioną przez Boga, a tamta wiara asyryjska – była wiarą w bajędy i gusła'' – Innowojciech Błyszczyński ,,Glosariusz''





Semiramida nie tylko przysłużyła się budowie Niniwy, ale założyła też szereg innych miast, w tym Babilon, do którego po latach przybył Paprzyca. Owe miasto nazywane Bramą Bogów, królowa przyozdobiła kompleksem umiejscowionych na tarasach ogrodów przedziwnej piękności. Owe wiszące ogrody Babilonu, przez Filona z Bizancjum zaliczane do siedmiu cudów świata, obfitowały w fontanny i rośliny sprowadzane z najodleglejszych stron – brzozy znad Tybru, cedry z Libanu, dęby z Baszanu, róże z Saronu, palmy, oliwki, sandałowce, morwy, miłorzęby z Sinea, lilie, lotos czarny, szary, złoty, purpurowy i zielony, wywołujące narkotyczne wizje ziele taduki, grzyby takie jak boczniaki, sitaki i mun z Dalekiego Wschodu, brzozoświerki z Roxu, czarne lilie, zielone róże sprowadzane aż z Lemurii, owadożerne dzbaneczniki pochodzące z jeszcze bardziej odległej wyspy Kalimantian, wielobarwne storczyki, kaktusy, rośliny dostarczające przypraw i leków.... W gałęziach ogrodowych drzew gniazda zakładały białe kruki i białe wrony. Dzięki wiszącym ogrodom Babilonu na stole Ninosa i Semiramidy gościły pieprz i gałka muszkatowa, imbir, goździki i cynamon, banany, pomarańcze, kokosy, mandarynki, mango, papaje, ryż, sorgo, cukier z trzciny, cipangijski chrzan wasabi, niebieskie migdały z Afryki, figi, ciastka z makiem i sezamem, owoce liczi, podobne do małych mózgów orzechy z Italii, a nawet aromatyczne i wyraziste w smaku korzenie rośliny zwanej dziś korzeniem Parezina na cześć rosyjskiego botanika, prof. Iwana Parezina, przyjaciela prof. Jana Schtroisemana. Ogrody Semiramidy budziły powszechny podziw i opisywano je w analapijskich kronikach, lecz do naszych czasów ślad po nich nie został....






Gdy – jak wierzyli Asyryjczycy – król Ninos udał się w ostatnią podróż do mrocznego królestwa Nergala i jego żony Ereszkigal, Semiramida przez siedem lat sprawowała regencję w imieniu następcy tronu, królewicza Ninyasa. Powiadali też niektórzy, że w swej nienasyconej lubieżności, Semiramida współżyła cieleśnie z synem niczym z własnym mężem, ale czy trzeba we wszystko wierzyć? Plotki te były karane śmiercią. Semiramida do końca życia wyglądała młodo i pięknie. Na łożu śmierci zamieniła się w białą gołębicę i poleciała do nieba na spotkanie swej matki Derkety.