,,Godziemba
był pierwszy między witeziami,
Las
drżał w posadach gdy szedł jego bezdrożami
Ramieniem
swym tury powalał i sosny wyrywał
Swą
wielką siłą gniew Boruty budził i szacunek ludzi zdobywał'' –
pieśń o Godziembie, ojcu Godzamby.
Gdzieś
w zachodniej Sklawinii, na ziemiach późniejszych Analapii i Polski
stała karczma ,,Pod
Krasawką''.
Był późny wieczór, gdy w jej progi zawitał potężny, brodaty
witeź uzbrojony w miecz, oraz niezwykle ciężką maczugę z
jabłoniowego drzewa, której nie mogła unieść żadna ręka prócz
jego własnej. Przybysz zasiadł przy stole, przy którym siedziało
trzech braci o ciemnozielonych włosach, wąsach i brodach, odzianych
w zielone przepaski. Ich oczy świeciły zielonym blaskiem, a z ich
włosów i ubrań ciekła woda tworząc kałuże. Nie byli to
oczywiście ludzie, jeno wodniki. Karczmarz Rękawik i jego żona
Feja niechętnie wpuścili mokrych gości, lecz przekonały ich
rzeczne perły z Odirny. Witeź równie dobry w walce mieczem i
maczugą, jak i w strzelaniu z łuku, zamówił sobie pieczoną
kiełbasę i dzban miodu, zaś wodniki zadowoliły się rybami i
rakami. Między nimi a bohaterem szybko wywiązała się rozmowa.
-
Jam Godzamba, syn Godziemby z sioła Kociuby.
-
Czyś tym samym Godzambą, któremu w każdej wędrówce towarzyszą
dwa tury; Złotorożek i Srebronorożek? - spytał jeden z braci
wodników.
-
Nie mylisz się, synu rusałki – potwierdził heros. - Uratowałem
je z paści, wyleczyłem ich połamane gnaty, a teraz chodzą ze mną
kiej te psy ludziom wierne. Obecnie przebywają w stajni razem z
końmi. Jeden z nich ma rogi złote, a drugi srebrne. Mówię to
otwarcie, bo nie boję się złodziei...
-
Teraz my się przedstawimy. Jesteśmy bracia Vaserman, Vasermon i
Vasermun – mówiły po kolei wodniki. - My synowie utopca Topana i
rusałki Rosaliny z Ot. - Następnie goście poczęli pić do siebie,
mocować się na pięści (wodniki są silniejsze od ludzi, ale tylko
w wodzie), później zaś gdy przedni miód zrobił swoje, nadszedł
czas na opowieści.
Godzamba
nie tylko umiał walczyć, ale i jako wychowanek Domu Mężów, umiał
też śpiewać święte pieśni i opowiadać o bohaterskich czynach,
aż Fija i inne dziewki służebne przystawały zaciekawione.
-
Po opuszczeniu Domu Mężów przemierzyłem setki wiorst, zwiedzając
ziemice dalekich plemion i spotykając w nich istoty nieraz tak
dziwne, że aż strach. Na wschodzie widziałem drzewo rosnące
korzeniami do góry, na którym wiły gniazda żar – ptaki, oraz
piłem z samym Dwojedusznikiem – mężem o ciele pokrytym twarzami
i dwóch duszach jak u strzygi w jego niebosiężnym zamku –
Godzamba mówił tu o tym samym Dwojeduszniku, który chcąc uwięzić
drużynę Vasyla Ogniewicza, został rozszarpany przez zsyłającego
kolorowe sny kota Bajuna. - Z kolei w dorzeczu Odirny, w Szmaragdowym
Lesie walczyłem z wodzem kikimor Dydulem w obronie dzikich bab i
leśnych dziadów o zielonych brodach. W swoich wędrówkach
napotkałem wiele istot dziwnych, strasznych i obmierzłych, lecz
dzikie baby, a w szczególności ich królowa Prana są gorsze niźli
strzygi, Dydulowe kikimory o smolistej skórze, wyłupiastych oczach
i wielkich kłach, niż Kościej I Nieśmiertelny, Zlyden mający
postać potwornie zdeformowanego dziecka, niż Licho latające na
kościanych skrzydłach, oraz pozostałe Čorty, smoki i inne
potwory.
-
A dlaczegóż to, kumie człowieku, tak ich nie lubicie? - spytał
lekko zdziwiony wodnik Vasermun.
-
Musicie wiedzieć, że są to stworzenia złe i obrzydliwe –
zapewnił Godzamba. - Mają postać podobną do ludzkich niewiast o
żółtych włosach, ale są niskie jak pokurcze i grube kiej te
świnie. Odziewają się w skóry zwierząt, a z ich ust sterczą
dzicze szable, a z rzyci – krowie ogony. Nie zasługują na
szacunek, bo klną jak szewcy – przy jednym ze stolików szewc
zasnął nad wódką, a gdyby tego nie zrobił, to by się obraził
– cały czas mówią tylko ,,zakręt – urwał'' i ,,zakręt –
urwał''. Ogromnie lubią pijaństwo. Jak dzika baba ujrzy piwo, albo
wódkę, to nie spocznie, aż się nie obudzi we własnych
wymiocinach. Po pijanemu, ale na trzeźwo teź, niemal na okrągło
biją swych mężów – potulnych i nie mających nic do gadania
leśnych dziadów o zielonej skórze i włosach, noszących długie
brody i wąsy, mających oczy jak u żbika, niskich jak karły i
prawie nagich. Sama królowa Prana ma pięciu mężów i wszystkich
bije, aż sikają krwią – wszystko co mówił Godzamba było
najszczerszą prawdą, jak Słońce na niebie. - Dzikie baby lubią
wrzeszczeć i brudzić się. Tarzają się w błocie, myją włosy
własną uryną, oraz obrzucają się wydalinami turów, żubrów,
oraz własnymi. Oddają cześć Prawdzie, którą wyobraża rozpięta
na krzaku Mokra Szmata. Na cześć owej Mokrej Szmaty wrzeszczą jak
potępione dusze w Nawi Čortów i rzucają w siebie odchodami.
Trzeba bowiem wiedzieć, że dla nich prawda nie jest płaszczem,
który można komuś podać, by się weń ubrał, lecz szmatą, którą
trzeba rzucić. Żałuję, że nie pozwoliłem Dydulowi ich
wyniszczyć.
-
Dobrze zrobiłeś, panie człowieku – zaoponował Vaserman. -
Dzikie baby są wstrętne, ale jak nie napastują innych stworzeń,
to niech sobie żyją.
-
Myślę, że nie są złe, jeno nieokrzesane – dorzucił jego brat
Vasermon. - Wszak pieśni mówią o dzikiej babie Śwince, która
pomogła uwięzionym rusałkom.
-
Wreszcie – zabrał głos Vasermun – nie wszystkie niewiasty są
jak dzikie baby. Przeciwnie – więcej jest niewiast dobrych –
wszystkie trzy wodniki pokiwały głowami.
Była
już noc, polowały wilki, strzygi i wilkołaki. Godzamba podał
dłonie trzem zimnym jak ryby, albo trupy braciom wodnikom, po czym
Fija i inne dziewki służebne zdmuchnęły świece i wszyscy poszli
spać.
*
,,Każdej nocy strzegł ich [Lynxów] krwawy upiór – kikimora ze wschodu. Istota ta zbrojna w miecz, oszczep i tarczę z namalowanym Rykarem, miała oczy niczym spodki, ostre zęby, czarną skórę, ręce dłuższe od całego ciała i nietoperzowe skrzydła dopełniały reszty wizerunku. Jej przysmakiem była krew'' - ,,Szmaragdowy latopis''.
Godzamba
bez wytchnienia miażdżył a rąbał podobnymi do gromu uderzeniami
maczugi i miecza kłębiące się, oślizgłe, pokryte czarną łuską
Dydulowe hordy w kniejach Szmaragdowego Lasu, niedaleko grodu Sedinum
nad Odirną. Nie walczył sam. Stada dzikich bab o twarzach i nagich
brzuchach wymazanych turzym łajnem i czerwoną farbą, przeraźliwie
wyjąc zabijały kikimory młotami i toporami na długich trzonkach.
Zza drzew i krzewów wychylały się zielone twarze leśnych dziadów,
szyjących z łuku i posyłających zatrute strzałki z dmuchawek.
Sama królowa Prana, parskając i dłubiąc w nosie, leciała na
brzozie niczym czarownica na miotle, albo widłach i celnymi
strzałami z łuku kładła toporem zastępy Dydulowe, w przerwach
popijając siwą wódkę i klnąc jak pijany wozak. Dydul opadł na
ziemię, gdy jedna ze strzał rozerwała mu skrzydło. Niczym kot
spadł na cztery łapy, po czym jednym susem rzucił się na
Godzambę, zaciskając czarne, kościste a szponiaste łapy na jego
gardle i sposobiąc się do przegryzienia białymi kłami jego
czaszki, by wychłeptać mózg. Tury Złotorożek i Srebrnorożek, z
pomocą dzikich bab rozerwały zarzucone przez kikimory sieci i
wściekle rycząc, zaszarżowały tratując chudych jak Kościej
wrogów. Godzamba złamał Dydulowe ręce jak patyki, po czym odciął
głowę księcia kikimor. Szeregi owych bagiennych potworów,
bijących czołem przed wężem Gorynyczem i Niemal Człowiekiem z
Nowej Ziemi topniały jak śnieg na wiosnę. Nim Słońce zaszło,
kikimory zostały wybite i tylko nieliczne uciekły na bagna, gdzie
zwykły czatować na ludzi i inne stworzenia.
-
Do rzuci, mać! - ryknęła zapijaczona królowa Prana, co w jej
prymitywnym języku oznaczało radość ze zwycięstwa.
Dzikie
baby chrząkając i porykując, rzuciły się na zwłoki kikimor, aby
je rozszarpywać i pożerać. Następnie leśne dziady rozpaliły
ognisko, zaś Godzamba zasiadł po prawicy królowej Prany. Jej
zapach i słownictwo nadal budziły w nim wstręt, ale już nie czuł
ku niej nienawiści, a nawet trochę polubił, bo nic tak nie zbliża
jak wspólna walka z tym samym wrogiem.
-
Na kiep i pyje, słuchajta, słuchajta! - zawołała Prana. - Zakręt,
zakręt, zakręt! Kiej byłam taka mała i smarkata, to w nocy
poszłam na bagna i ułowiłam krokodyla; no wiecie, taką wielką
gadzinę podobną do smoka, lecz bez skrzydeł i nie zionącą
ogniem. Jak raz szłam go łowić, bo nie od razu go złowiłam,
gonił mnie wilk, taki wielki kiej ten tur – wskazała tłustym
paluchem na Złotorożka – a ja przed nim uciekałam, a jakże! Raz
ten basior zatracony dogonił mnie, a ja zrobiłam siku ze strachu.
Wtedy ten wilk poprosił mnie w ludzkim języku, bym mu zdjęła z
przedniej łapy taką białą opaskę, od której cierpiał. Ja
zdjęłam, wilk mnie polizał i został moim przyjacielem. Okazał
się dobry, a gonił mnie, abym mu zdjęła opaskę, przez którą
cierpiał. Wiecie? - rano Godzamba razem z dwoma turami pożegnał
królową Pranę, już bez odrazy całując ją w rękę, po czym
ruszył na wschód ku nowym przygodom.
Dodać
jeszcze można, że fragment Szmaragdowego Lasu, w którym królowa
dzikich bab latała na brzozie jak Baba Jaga w maselnicy, dotrwał do
naszych czasów jako Cmentarz Centralny w Szczecinie. Ten co pisze te
słowa, był tam już nieraz.
*
Godzambę
czekało jeszcze wiele krain do odwiedzenia i jeszcze więcej Čortów,
potworów i straszydeł do pokonania. Pamięć po nim utrwaliły
liczne pieśni rybałtów i skoromochów. O jego dalszych losach
czytamy w ,,Czarnej
Księdze Boruty''
– jednej z opowieści ze zbioru ,,Codex
vimrothensis'',
w której Boruta został przedstawiony jako postać negatywna, sługa
Gorynycza, Čort i niszczyciel lasu. W opowieści tej Godzamba z
sioła Kociuby zaręczył się z pewną panną, której inna legenda
nadaje imię Chociesławy. Gdy zapytała herosa, dlaczego chce ją
poślubić, ów odparł zgodnie z prawdą, że po to aby na weselu
jelenie, rysie i łabędzie
dały mu złote pierścienie. Panna w ryk; zaręczyny zostały
zerwane. W dalszej wędrówce heros nazywany w balladach Panem Obu
Turów podjął się ochraniać dwójkę maleńkich dzieci – Sławka
i Sławkę, których rodzinne sioło Rajgród pewnej nocy spalił
Boruta. Razem z nimi wędrowała jadąca na jednorożcu Dziewanna
Šumina
Mati – pani i obrończyni lasów, rodzicielka leśnych zwierząt,
która pomagała dwójce dzieci w poszukiwaniach ich rodziców. Przed
przyłączeniem się Godzamby do Enki i rajgrodzkich dzieci, w czasie
gdy pękały lody, Sławkę utopił sługa Boruty, zły wodnik
Perepłut, mogący zmieniać postać i lubiący topić. Zamienił
dziewczynkę w rusałkę i obiecał jej, że połączy ją z
rodzicami, lecz było to podłe kłamstwo. Godzamba uderzył
Perepłuta maczugą w głowę, po czym oba tury zepchnęły mistrza
sztuki obroticzestwa do wody. Niestety zły wodnik sztyletem zatrutym
czarodziejskim jadem zranił herosa od pachy po stopy, zadając mu
paraliż. Jak orzekła Dziewanna wyleczyć mogła go jeno woda z
Sobotniej Góry, której potrzebowali również Poprad i Kłodzka –
chorzy rodzice Sławka i Sławki. Boruta, wbrew naukom swoich żerców
przedstawiony w ,,Czarnej
księdze...''
jako zły duch przeszkadzał w zdobyciu żywej wody przerażającymi
wizjami, lecz miłość dwójki dzieci i Leśnej Matki pokonała
widziadła, zaś dzban cudownej wody uleczył paraliż Godzamby i
przywrócił między żywych rodziców Sławka i Sławki. Rajgród
został odbudowany, a tury Złotorożek i Srebrnorożek pomagały w
tym dziele pracując razem z wołami.
Godzamba,
pogromca Dydula osiadł w siole Rowokół, gdzie poślubił pannę
Jelichę, miał z nią synów i córki. Największym z synów
Godzamby był junak Wyrwijedlica – mąż wysoki i potężny, osiłek
władny wyrywać sosny i jodły, by walczyć nimi jak maczugami.
Zasłynął tym, że mając dar dostrzegania niewidzialnych Enków,
ogłuszył Mar – Zannę ciosem maczugi i po wpakowaniu do wora,
cisnął ją do rzeki. Śmierć oczywiście zdołała się uwolnić,
w przeciwnym razie nikt by teraz nie umierał.