poniedziałek, 11 marca 2019

Zenobia


,, […] Dybała opowiadał sam o sobie, że był w piekle, gdzie niezliczona moc diabłów poddawała go najsurowszym mękom, aby tylko wyparł się Jezusa, m.in. wyjmowano mu mózg i lano do głowy kwas siarczany, wyjęto mu serce, które czy mu potym włożono naprowrót, nie wie. Dopiero szrama w kształcie krzyża, która ma na lewej ręce od wypadkowego skaleczenia się siekierą, pomogła mu z piekła wydostać się bez szwanku’’ - ,,Gazeta Radomska, 1884 r., nr 23 Z kroniki sądowej’’




W czasach gdy na tronie w Neście zasiadał król Cztan II z dynastii Grakchidów, a wrogie narody poniosły oręż w głąb Imperium Rzymskiego, wielka trwoga zapanowała w sławnym Królestwie Palmiry sięgającym aż po Egipt i Syrię.







Nadobna, sławiona przez poetów królowa Septymia Zenobia, wdowa po zamordowanym królu Odonthesie, całe dnie leżała blada i wycieńczona w łożu, cierpiąc męczarnie po ukąszeniu przez żmiję. Daremnie trudzili się medycy greccy, egipscy i żydowscy; królowa gasła nieubłaganie. W całym jej państwie trwały ustawicznie modły w chramach i synagogach. Mały Wallabatos wraz ze swymi braćmi czuwał przy łożu chorej matki i próbował ją pocieszyć, lecz Zenobii nawet uśmiechanie się sprawiało ból. Jakże daremne były ofiary kapłanów oraz zaklęcia i rytuały magów! Lała się krew śnieżnobiałych wołów o pozłacanych rogach, czarownicy i czarownice grozili Jowiszowi, że potłuką niebo jak drogocenną wazę z Sinea, lecz wszystkie ich wysiłki to była hebel hebelim mówiąc słowami Koheleta. Zamilkli wymowni filozofowie, nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi na pytanie dlaczego hojnie wspierająca ich królowa, urodziwa jak Afrodyta, mądra i odważna jak Atena i władcza niczym Hera, musi tak bardzo cierpieć. Uczeni medycy jak i prości znachorzy swymi kuracjami więcej przydali Zenobii cierpień niż jej pomogli. Życie uchodziło z królowej powoli i boleśnie, a opłakiwali jej chorobę wolni i niewolnicy i tylko cesarz w dalekim Rzymie zacierał ręce, ciesząc się, że już wkrótce będzie mógł podbić ziemie tej, która poszła w ślady Wielkiej Kleopatry. Palmirę okryła czarnym skrzydłem żałoba; zamknięte zostały teatry, a aktorzy myśleli jeno kiedy dostaną odszkodowania i jak wysokie.







Wszystko to widział w odłamku polerowanej tabliczki z szafiru mag Charakternik (Caracternicus) z Analapii, o którym powiadano, że był synem przybyłego z Zaziemia, Wężownika i śmiertelnej niewiasty. Był to starzec wycharsły, w szarą sukmanę przyodziany, o głowie łysej jak kolano, szpakowatej, koziej bródce i fioletowych oczach, z których źle patrzyło.
- Dobrze to rozegrałem – cmoknął z zadowoleniem.

*







Od łoża królowej odeszli bezradni alchemik Paj – Gun z Sinea, o którym wieść niosła, że osiągnął nieśmiertelność i Atrachazis nadworny lekarz króla Persji, sprzymierzeńca Palmiry.
- Nie umieraj, mamusiu! - zalewał się łzami królewicz Wallabatos, a z nim jego trzyletnia siostrzyczka.







- Wasza mama potrzebuje teraz snu – powiedziała Paloma, niewolnica z Bharacji i wziąwszy dzieci za rączki wyprowadziła je z komnaty.
Smutek wyzierający z każdego zakątka Palmiry zdawał się być tak gęsty, że można go było kroić nożem. Po ulicach chodziły już płaczki w białych szatach i do krwi rozdrapywały sobie twarze bolejąc nad umierającą królową.
- Kiedy pani nasza, Zenobia była zdrowa – mówił jeden żebrak do drugiego – wówczas mieliśmy Wiek Złoty. Gdy jej zabraknie, to hieny i szakale będą wyć na ruinach miasta.
- Nie kracz, bo wykraczesz – mówił jego towarzysz.
Wtedy do Palmiry przybył od strony północnej uzdrowiciel wędrowny jadący na ośle. Leciała za nim chmara zięb i powiadano, że rozumiał mowę ptaków, używając ich jako swoich posłańców i szpiegów. Mówił, że przybył z dalekiej Hiperborei, to jest z ziem słowiańskich, z potężnego królestwa zwanego Analapią. Nie był mu tajny powód żałoby panującej w Palmirze.
- Prowadźcie mnie do leżącej w boleściach królowej – zażądał od katafraktów strzegących komnaty, w której spoczywała Zenobia.
Udzielono mu zgody, zresztą tonący brzytwy się chwyta, jak powiadało analapijskie przysłowie. ,,Pomoże, albo i nie, przynajmniej nie będzie można nam zarzucić , że nie spróbowaliśmy wszystkich środków’’ - rzekli między sobą dworzanie, a za Charakternikiem zawarły się ze skrzypieniem mosiężne, rzeźbione drzwi komnaty. Zgodnie ze swym życzeniem został sam na sam z królową Zenobią, jeno zalęknione i zaciekawione niewolnice spozierały kolejno przez dziurkę od klucza. Charakternik ukląkł przed łożem z kości słoniowej obficie zaścielonym piernatami z puchu edredonów z Ultima Thule i położył przed sobą szafirową tabliczkę w złotej ramce pokrytą magicznym pismem. Krzesiwem wykonanym z kości, zwanej luz, która przed wiekami współtworzyła szkielet czarnoksiężnika Labana, skrzesał cztery płomienie w barwach: białej, czarnej, niebieskiej i czerwonej w czterech rogach tabliczki. Następnie obnażył się do pasa i począł zawodzić bluźniercze inkantacje w pięciu językach. Przyzywał w nich Zmiejnego Cara Ira i jego równie jurnej i jadowitej żony Iricy, obmierzłej Garafeny – Matki Żmyi żyjącej na długo nim zostały położone fundamenty Ziemi, węża Tat’a – Licho wcielone, który przywiódł do upadku Novalsa i Aivalsę, zaklętego w łańcuch górski węża Gorynycza i ojcowskiego zaskrońca Jasego, Ożdehoje – mar z kraju







 Alanów, Xiangliu z Sinea, Boginię Kobrę czczoną przez Krywiczów w Cobropolis i Manasę – królową jadowitych węży z całej Bharacji. Gdy wypowiadał te zaklęcia, w komnacie Zenobii unosił się spod łoża biały opar i słychać było syczenie demonów przyobleczonych w kształty żmijowe. Zenobia, tak odważna na polu bitwy, teraz majaczyła w gorączce i jęczała ze strachu jak mała dziewczynka.
- W imię Bazyliszka i Połoza; ministrów Żmijowiska; chorobo ubywaj! - skrzeczał Charakternik.
Włosy królowej były mokre od potu jak zmywak, ona sama zaś miotała się w pościeli jak ryba w sieci. Wydała z siebie urywany okrzyk, po czym z jej ust wypełzła mała, zielona żmija o ciele utkanym z trującego dymu i uniosła się w stronę okna. Charakternik złapał królową za dłoń, aby zbadać jej puls.
- Dobrze to rozegrałem – mruknął pod nosem. - Suka będzie żyła.


*






W całej Palmirze rozległo się bicie w dzwony i trąbienie w surmy; tym razem na weselną nutę. Królowa Zenobia odziana w purpurę, jechała pozłacanym rydwanem ciągniętym przez białe jednorożce do chramu wszystkich bogów, aby złożyć im dziękczynną żertwę, a dzieci w różowych tunikach biegły przed nią sypiąc płatki fiołków. Nie omieszkała wynagrodzić sowicie swojego 






wybawcy. Charakternik otrzymał jako zapłatę ciągnięty przez katablepasy wóz załadowany trzydziestoma trzema pękatymi workami złotych i srebrnych monet, pereł i drogich kamieni mieniących się wszystkimi barwami tęczy. Na szyję słowiańskiego maga Zenobia założyła ciężki, złoty łańcuch z rubinami, dała mu też sygnet, diadem i jedwabny chiton barwiony tyryjską purpurą. Ugięli przed nim swe kolana najwyżsi kapłani najprzedniejszych bogów, generałowie i najzamożniejsi obywatele Palmiry i okolic.
- Mów, boski lekarzu, jakiej jeszcze pożądasz nagrody, a otrzymasz ją! - zachęcała Zenobia.
- Jedyne czego pragnę to pozostać na twym dworze, o pani – chyląc czoła poprosił Charakternik.
- Stanie się tak – bez wahania postanowiła królowa – a ponadto każdej nocy będziesz mógł odebrać dziewictwo jednej z moich niewolnic – Charakternik uśmiechnął się lubieżnie.

*

W czasie uczty Charakternik zasiadał po prawicy królowej Zenobii, która w dowód wielkiej poufałości pozwalała mu, aby kładł swą łysą głowę na jej białej piersi. Między jednym a drugim opróżnionym duszkiem pucharem wina, słowiański czarnoksiężnik opowiadał zachwyconej władczyni i zdegustowanym dworzanom o swoich przygodach.
- Młody jeszcze byłem i czuprynę miałem gęstą, kiedy odbyłem niebezpieczną podróż w głąb Čortieńska , jak my Słowianie nazywamy Tartar. Tam opadły mnie Čorty to jest demony; czarne, brzydkie, rogate i cuchnące, o oczach świecących krwawym blaskiem. Miały po sześć rąk, w których dzierżyły widły, kosy na sztorc postawione, maczugi, młoty, tasaki i halabardy, oraz korbacze z łańcuchów. Na wołowej skórze najlepszy poeta nie opisałby jak wymyślnym katuszom zostałem poddany! Dość, że powiem, iż właśnie wtedy wyłysiałem jak kolano, otwarto mi trzewia i wstawiono dodatkową kość wykutą z żelaza, tak jak to czynią magom w Białopolsce. Ponadto otwarto mi czaszkę i lano do niej ołów i kwas siarkowy, oraz wydarto mi serce; nie wiem, czy je na powrót odzyskałem. Wszystko po to, abym wyrzekł się boskiego króla i filozofa Teosta Cara Słońce, który przed ostatnim potopem władał w Egipcie. Uciekłem z Tartaru dzięki tej bliźnie w kształcie ośmioramiennej gwiazdy – pokazał zdobiony brokatem znak na piersi. - Od tego czasu kiedy spojrzałem w zwierciadło, okazało się, że moje oczy z niebieskich zmieniły barwię na fioletową. Zaznając bólu, przypiekany ogniem Tartaru, zdobyłem wielką moc umożliwiającą rozkazywanie demonom.
- To jakiś absurd – parsknął nadworny medyk Bazylides, lecz Zenobia zgromiła go wzrokiem.







- Mogę uczynić wszystko co chcę – ciągnął Charakternik – a Dobro i Zło nie imają się mnie. Jestem podobny bogom jak Apoloniusz z Tiany! - potem zamroczony winem zaczął coś bełkotać o Rusiczach i Natangach z Burus, o sposobie przemawiania do niewiast i zakończył galijskim zaklęciem: ,,savoir vivre’’, które sprawiło, że Bazylidesowi wyrosły z uszu tulipany.


*

Zenobia nie tylko zapraszała Charakternika na uczty, jak też nie raz i nie dwa brała go do swego łoża, ale również coraz częściej zasięgała jego rady w sprawach tyczących władania królestwem. Nie zdobyło to uznania w oczach możnych palmirskich i jakżeby inaczej, skoro Charakternik zachęcał królową do rozrzutności i rozpusty, czynił ją nieczułą na potrzeby ubogich, odciągał od zajmowania się wojskiem, dyplomacją, sądami i szkołami, oraz od oddawania czci bogom, gdy tymczasem Rzymianie szukali w znienawidzonym królestwie oznak słabości, niczym sępy wypatrujące padliny. Pod wpływem Charakternika królowa jęła ściągać coraz to nowsze i wyższe podatki, aby przeznaczać je na coraz bardziej wyszukane stroje, klejnoty, pachnidła, rydwany, nocami włóczyć się pijana po dzielnicach rozpusty, dla uciechy biczować niewolników i niewolnice, skazywać na ukrzyżowanie tych swoich doradców, którzy wzywali ją do opamiętania, oraz o pełni Księżyca przyzywać Eurynomosa i inne demony.







Septimiusz Selinus, brat królowej nie mógł już dłużej na to patrzeć, więc w czasie gdy jego siostra udała się z wizytą do Egiptu, wyzwał Charakternika na pojedynek. Długo się przygotowywał do tej chwili, świadom, że będzie się potykał z bezlitosnym magiem. Nie bez wstrętu natarł swój miecz kałem niewolnika, przeczytał bowiem w księdze Semproniusza Probastora, że demony, którym rozkazują analapijscy czarownicy nade wszystko obawiają się ludzkich wydalin. Tak przygotowany stanął do walki w przestronnej komnacie, na której suficie były wymalowane złotą farbą Znaki Zodiaku.
- Nie masz ty szacunku do starego człowieka skoro idziesz nań z żelazem umazanym w gnoju – Charakternik pokręcił głową z politowaniem. - Jeśli myślisz, że ci to pomoże, to masz nafajdane we łbie! - następnie obserwując zgrzytającego zębami ze złości Selinusa, uniósł się kilkanaście cali nad ziemię i zaczął wyśpiewywać słowa inkantacji, których nauczył się na wyspie Seylan.
- Utnę ci czerep, obrzydły staruchu i zrobię z niego nocnik! - obiecał solennie brat Zenobii zadając pierwszy cios.
Rozległ się świst i miecz Charakternika przeleciał z szybkością błyskawicy w drugi kąt komnaty, po drodze ucinając uzbrojoną rękę Rzymianina. Selinus upadł na kolana, a niesiony demoniczną mocą oręż maga zawrócił i ściął głowę brata królowej. Charakternik dotknął stopami podłogi, po czym z pasją przekopał głowę zabitego wroga przez całą komnatę jakby to była piłka. Słysząc o tym żona Selinusa zabrała dzieci i wyjechała aż do Analapii. Założony przez Selinusa ród do dzisiaj mieszka w Polsce.


*

Zenobia powróciła z Egiptu blada jak Mar – Zanna, a jej czarne włosy lepiły się od zimnego potu. Przed oczami przesuwały jej się budzące grozę majaki; jakieś węże i pająki, w wielkie pragnienie wysuszyło jej język na wiór. Medycy orzekli zgodnie: choroba wróciła i to ze zdwojoną siłą. W całym królestwie Palmiry znów ogłoszona została żałoba, lecz tym razem lud nie żałował swej królowej. ,,Widać bogowie pokarali ją za to, że przestała o nas dbać’’ - trwożliwie szeptano w najbardziej zaufanym gronie. Charakternik ze złotym łańcuchem zawieszonym na szyi chodził po swej komnacie, spluwał i mamrotał pod nosem jakieś klątwy barbarzyńskie. Wallabatos i inne dzieci królowej, oraz jej dostojnicy błagali go, by i tym razem uleczył nieszczęsną, lecz mag szorstko odmawiał zasłaniając się niesprzyjającymi leczeniu wpływami gwiazd i planet. W istocie liczył na szybką śmierć gasnącej już królowej, którą przed nawrotem choroby zdołał namówić do sporządzenia testamentu czyniącego go królem Palmiry.
- Pospiesz się z tym umieraniem – gdy nikt nie słyszał, syknął nienawistnie nad łożem pogrążonej w malignie Zenobii.
W jej królestwie zgodnie bytowali czciciele bogów Wschodu i Zachodu, Północy i Południa. Niedawno za zgodą królowej osiedlili się w jej włościach prześladowani w innych krainach chrześcijanie, którzy założyli w Palmirze gminę kierowaną przez Pawła z Samosaty. Chrześcijanie jako jedyni modlili się o zdrowie dla chorej Zenobii, kiedy inni po cichu przeklinali ją i życzyli jej śmierci. Charakternik nienawidził zapiekłą nienawiścią wyznawców Chrystusa i chętnie wysłałby ich na śmierć. Rad był znienawidzonych ,,chrystolubców’’ oskarżyć o rzucenie klątwy na Zenobię, kiedy w pałacu zjawił się sam Paweł z Samosaty.
- Mam niby uwierzyć, że wasz ukrzyżowany Crostos mógłby wyleczyć królową, wobec której choroby jest bezradna zarówno magia jak i medycyna? - pieklił się Charakternik.
- Drogi bracie… - zaczął Paweł z Samosaty.
- Nie jestem twoim bratem, ani swatem, klecho – warknął Charakternik.







- … kiedy głosiłem Ewangelię w Nikanorii, pewien czarnoksiężnik zadziwił namiestnika i wszystkich jego dworzan, uśmiercając rosłego i zdrowego byka przeklętego imieniem Szemhemaforasz. ,,Jeśli znajdzie się bóg mocniejszy od boga Zebulona, zostanę jego wyznawcą!’’ Wówczas modląc się gorąco za przyczyną Matki mojego Boga, uczyniłem znak krzyża nad martwym bykiem, niwecząc wypowiedziane nad nim zaklęcie, a on ożył, zaryczał i zamachał ogonem. Namiestnik widząc to porzucił kult bałwanów i przyjął chrzest. Trzeba bowiem wiedzieć, że krzyż nie jest znakiem klęski, ale Miłości silniejszej niż śmierć – Charakternik spurpurowiał z gniewu i omal apopleksji nie dostał.
Już podnosił rękę, aby uderzyć chrześcijanina, gdy powstrzymał go Rufus, dowódca gwardii katafraktów.
- Dajmy się mu wykazać; może chrześcijańska wiara nie jest wcale taka zła jak ludzie powiadają! - Charakternik z gniewu zmienił się w starego, szarego gąsiora, a Paweł wszedł do komnaty królowej.
Namaścił jej ciało poświęconym olejem i modlił się o uzdrowienie, a wraz z nim modliła się cała gmina w Palmirze. Charakternik swą piekielną mocą zsyłał różne maszkary: bazyliszki, nieczyste małpy o członkach Priapa i jakieś sępy o czterech nogach i dziobach przypominających piłę. Gryzły one i drapały kapłana, lecz nie zdołały powstrzymać go przed modlitwą…
Rano nadworny medyk zbadał królową. Spała smacznie całą noc, a obudziła się zupełnie zdrowa. Pierwsze co zrobiła po wyskoczeniu z łoża, to wydała dekret zabraniający komukolwiek krzywdzić chrześcijan. Zamierzała ukarać Charakternika, który ją oszukał i wydał na pastwę choroby, lecz ten zawczasu wsiadł na latający dywan i odleciał unosząc ze sobą skradzione kosztowności. Kiedy wylądował w Persji, jej król przejrzawszy zawczasu chytrość czarownika kazał go ukrzyżować. Wyrok wykonano i jeszcze długo po śmierci maga z jego ust, uszu i oczu wydobywały się tańczące płomienie – białe, czarne, czerwone i niebieskie.