czwartek, 2 lipca 2020

Jagoda


,, [Mieszko I] Wchodził w stosunki […] z Węgrami przez małżeństwo siostry Adelajdy z księciem Gejzą [...]’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 13 Polska’’

,,Kroniki są niedokładne i uczeni spierają się o to, kim właściwie była Adelajda. Jedni uważają ją za córkę Mieszka I, lecz prawdopodobnie była jego siostrą. Wydana za księcia węgierskiego, Gejzę, urodziła mu syna imieniem Waik, który jako Stefan został pierwszym królem Węgier i świętym Kościoła.

‘Biała Knegini, to znaczy w słowiańskim: piękna pani, używała trunków ponad miarę i ujeżdżała konno jak rycerz. Raz nawet zabiła w przystępie gwałtownego gniewu jednego mężczyznę. Jej ręka krwią skalana, lepiej by się jęła wrzeciona, a jej myśl szalona w cierpliwości winna by znaleźć ukojenie’

- jak przystało na pobożnego biskupa, biada Thietmar’’ - Paweł Jasienica ,,Polska Piastów’’








Piast syn Chościska spłodził Ziemowita, który wymieniał listy z Księdzem Janem. Ziemowit był ojcem Lestka II Strzygogromcy, po którego śmierci na tron w Neście wstąpił jego syn Siemomysł Mądry. Dziećmi Siemomysła i jego żony Górki byli Mieszko I Oświeciciel - cudownie uzdrowiony z niemowlęcej ślepoty ostatni król Analapii i zarazem pierwszy książę Polski, jego bracia Czcibór i Budzimir, oraz nadobna siostra, królewna Jagoda (Viereła).






Naprawdę nazywała się Włodzisława, lecz jak podaje epos ,,Biała Knegini’’ jej prawdziwe imię było święte, nadane przez szafirowego żar – ptaka o dziewięciu głowach, który ukazał się Górce we śnie i godziło się go używać tylko przy najbardziej uroczystych okazjach.






Miniatury zdobiące pergaminowe karty łacińskiego eposu ,,Biała Knegini’’ ukazują królewnę Jagodę – Włodzisławę jako pannę niezwykłej piękności; wysoką i smukłą, o złocistej kosie wijącej się uroczo aż do pasa i oczach przypominających turkusowe gwiazdy, odzianą w błękitną suknię z sineańskiego jedwabiu, zaś w dłoni trzymającą pozłacany łuk. Odwagą nie ustępowała braciom czy to w boju z Lucicami czy też na łowach. W szesnastej wiośnie życia uzbrojona w sztylet o złotej rękojeści, ubiła nim strzygonia, który śliniąc się z wyszczerzonymi dwoma rzędami kłów i wywieszonym jęzorem, zakradł się do jej komnaty. Nie tylko biegle odczytywała tropy zwierząt, znała starsze niż ludzka rasa pieśni w językach starokrasnym i toropieckim, ale też nieobce jej były tajniki ziół i uzyskiwanych z nich driakwi. Jagoda potrafiła rozpoznać po głosie każdego ptaka jaki tylko gnieździł się w Analapii. Urodą dorównywała rusałkom, zaś siłą i wytrzymałością – Amazonkom. Potrafiła przez trzy dni bez spoczynku tropić chyżego odyńca wśród zasp, zaś w sztuce strzelania z łuku przewyższała swych braci. W bitwie dzierżąc topór torowała sobie drogę przez największą ciżbę wrogów. Obawiali się jej najezdnicy z ościennych plemion, dzikie bestie i demony. Poświęcony jej przygodom epos ,,Biała Knegini’’ został spisany przez anonimowego mnicha z Ostrzyhomia na zamówienie tytułowej bohaterki, św. Stefana I Wielkiego, króla Węgier. Z eposu tego korzystał min. niemiecki kronikarz Thietmar. Obecnie jedyny zachowany egzemplarz tego dzieła jest przechowywany w bibliotece klasztornej w Koszycach na Słowacji. Analapijscy Polanie wielce miłowali swą królewnę widząc w niej nie tylko obrończynię przed siłami zła, ale także pośredniczkę między ludźmi i bogami. Jagoda znała tajniki wróżb z lipowej kory nawijanej na palce i nieraz nawiedzały ją sny wieszcze wprawiające najmądrzejszych żerców w osłupienie.


*

Na wewnętrznej stronie kopuły z niebieskiego krzemienia niczym kwiaty kwitnące na łące, lśniły złote gwiazdy. Jaśniejąca tarcza Wielkiego Chorsa rzucała srebrny blask na miarowo uderzające o brzeg fale czarnego morza. Powietrze przesycone było zapachem najlepszego arabskiego kadzidła i rozbrzmiewało cykaniem świerszczy i odległą muzyką świtezianek szarpiących białymi palcami struny harfy i czuhajsterów grających na trombitach.
- Co to będzie? Co to będzie? - ludzkim głosem zagęgała biała gęś biegnąca po piaszczystej plaży, po czym wzleciała pod niebo i zamieniła się w czerwoną planetę.






Przy dźwięku trąb z morza wyłoniła się postać niewieścia, której piękność zaćmiewała blask Księżyca. Panna ta była nad podziw smukła i wysoka, a tak harmonijnie zbudowana jakby była jedną z rzeźb greckich mistrzów jakich wiele zdobiło Rzym i Carogród. Odziana jeno w przepaskę z olśniewająco białego lnu na biodrach i ciężki naszyjnik z pereł całkowicie zakrywających obfite piersi, cerę miała barwy dojrzałego zboża, kosę długą do kolan, czarną jak pkieł i kunsztownie zdobioną kwiatami i klejnotami, oczy zaś turkusowe jak skóra sineańskiego potwora, którego historię spisał włoski bajarz Gozzi. Na ramieniu nadobnej bogini zsiadała biała łasica mająca zawieszony na szyi złoty dzwoneczek.
- Kim jesteś, o Pani? - wyszeptała przerażona Jagoda – Włodzisława oddając urokliwej zjawie pokłon do ziemi.






- Jestem Zyda; Pani Południa – z koptyjskim akcentem oznajmiła postać opierając bosą stopę na głowie dumnej córki Siemomysła. - Mą potęgę wyraża nieskończona wielość imion. Sam twój lud nazywa mnie Mokoszą – Anahitą, Dziewanną Leśną Matką, Mar – Zanną, Borową Ciotką, Dolą, Zmorą i Zennicą, Juratą, Tatrą – władczynią gór, Rutą – królową rusałek, czterema Rodzenicami, Perperuną, Kurko, Dziwicą i setkami innych mian i przydomków. Dzieje się tak, ponieważ wszystkie boginie są Jedną Boginią, a wszystkie bogi – Jednym Bogiem. To zwierzątko zaś – Zyda wskazała na białą łasicę – to moja wierna służka Sarolta, która posłuje w moim imieniu do wszystkich Trzech Światów.






- Czego chcesz, Wielka Zydo? - przemówiła Jagoda szczękając białymi zębami.
- Przed wiekami największą cześć odbierałam w kraju egipskim, który wydał Teosta. Teraz przybyłam do Analapii, domagać się twego serca, abym mogła je sobie zawiesić na szyi niczym najszlachetniejszą z moich pereł. Każ sobie wymalować na czole Potrójny Księżyc, aby uczcić we mnie Panią Południa i Północy, Wschodu i Zachodu, Najwyższą Władczynię Nieba, Ziemi, Podziemia i Morskich Odmętów! Władam złotym blaskiem Słońca i srebrnymi promieniami Księżyca. Z mojego łona wyszły niezliczone gwiazdy, siedem planet i siedem metali. Jestem Panią Zwierząt od najmniejszych robaków po najpotężniejsze smoki. Okryłam nagie ciało Wilgotnej Ziemi ziołami, kwiatami i drzewami. Jestem wiecznie młoda, a zarazem starsza niż świat. Mam moc tracić i ponownie odzyskiwać dziewictwo, a moja płodność jest niezmierzona. Jestem mistrzynią cielesnych rozkoszy i Władczynią Chorób, mam moc rodzić i unicestwiać. Jestem matką, która pożera własne dzieci. Z moich piersi pożywiali się bogowie i herosi kiedy świat był jeszcze młody. Znam moc wszystkich driakwi i jadów. Ode mnie wywodzą się wszystkie sztuki i rzemiosła. Niczym złota żmija strzegę niezmierzonych skarbów. Jestem mocą czarownic, urodą rusałek, czystością dziewic, płodnością matek, mądrością starych wieszczek! Jestem Siłą i Pięknem, Życiem i Śmiercią! Znam wszystkie języki i nie są mi obce tajemnice Wielkiego Ageja – Zyda przemawiała z mocą, a Sarolta wystawiała z pyszczka rozdwojony język sycząc jak żmija. - Powstań, dziewicza córo Wieszczego Siemomysła! - zwróciła się do królewny Jagody – Włodzisławy, a ta podniosła się drżąc ze strachu.
Nigdy wcześniej nie była tak przerażona, a trzeba wiedzieć, że w całej Analapii trudno było znaleźć niewiastę równie odważną jak ona.






- Co mam uczynić, Mocna Pani? - spytała z drżeniem.
- Czcij mnie z rozpaczą, czcij mnie z rozpaczą, czcij mnie z rozpaczą… - powtarzała jak echo Zyda, po czym wbiła zaostrzone paznokcie w czoło królewny i zamieniona w gęstą, białą mgłę wniknęła przez jej prawe ucho do wnętrza jej ciała.
Jagoda obudziła się z potwornym bólem głowy, a na jej czole pojawiły się krople krwi. Odtąd zgodnie z zaleceniem Zydy, czciła ją z rozpaczą.


*







,, […] Mieszko stracił jelenia z oczu. Słońce paliło niemiłosiernie, więc zsiadł z konia i postanowił się zdrzemnąć wśród ruin. Przespał się trochę, aż zbudził go śpiew; piękny jakby śpiewała rusałka, albo okeanida.

Oświecony przez Ducha,
ochrzczony w ogniu,
kimkolwiek jesteś, dziewicą, mnichem, kapłanem,
ty jesteś tronem Boga,
jesteś siedzibą, jesteś narzędziem,
jesteś światłem Boskości’.

Mieszko zerwał się na równe nogi. Ujrzał cudną Pannę w sukni błękitnej, noszącej koronę, której skronie zdobiły złote pierścienie. Bił od Niej łagodny blask jak od małego Słońca, a zapach roztaczała niczym lilie i róże. Na ramionach trzymała Niemowlę w koronie, a pod stopami miała boga wód Żmija, którego czczono ofiarami z dziewic, Władca nie mógł wymówić ani słowa, ani czuć pożądania jak wówczas gdy widział żony. Z czcią padł na twarz, aż Panna znikła. Tymczasem nadjechali bracia Mieszka.
- Dlaczego leżysz na ziemi? - spytał Czcibór.
- Bo ujrzałem boginię potężniejszą od Żmija – mówił rozpromieniony król Analapii.
- Trzeba spytać się kapłanów, może oni wiedzą, jakie jest Jej imię – stwierdził Budzimir.
Nie czekając Mieszko zawołał przed swe oblicze kapłanów i opowiedział im o swym widzeniu, pytając o imię bogini. Zapytani przez władcę, długo się zastanawiali. Mówili o Mokoszy, Marzannie, Dziewannie, oj daleko było im do zgody! Któryś powiedział, że Ta, którą ujrzał Mieszko, nosi wiele imion, a inny nabrał wody w usta. Król zaczynał się już niecierpliwić. Wreszcie najmądrzejszy z nich zaproponował.
- Spróbuj, panie, pójść tam jeszcze raz, a jeśli Ona znów się tam ukaże, spytaj Ją o imię – tak właśnie zrobił Mieszko.
Udał się znów na ruiny chramu, razem z siostrą Jagodą, późniejszą Adelajdą, królową Węgier. Oboje czekali i prosili Panią w Błękicie, by znów się ukazała. Wtem zobaczyli Ją! Brat i siostra padli na twarze, po czym Mieszko z trwogą rzekł:
- Jakie jest Twoje imię, o najwspanialsza z bogiń?
- Jestem Maryja. Nie nazywaj Mnie boginią. Nie ma żadnych bogów, ni bogiń, jest tylko jeden Bóg.
- A czy nie ma także takiej bogini, co ją czczą od niepamiętnych czasów wszystkie ludy? - odezwała się Jagoda.
-Jej też nie ma. Bóg jednakowo kocha mężów i niewiasty i za nich i za nie przelał swą Krew.
- Więc kim jesteś, Pani? - siostra Mieszka zadała kolejne pytanie.
- Jam córą Ewy, tak jak ty – mówiła do Jagody. - Bóg wybrał Mnie na Matkę swego Syna, Jezusa Chrystusa i poczęłam jako dziewica za sprawą Ducha Świętego. Bóg jest jeden, ale w trzech osobach. Pragnie, abyście wy i wasz lud przyjęli wiarę w Niego, lecz aby to zrobić musicie odrzucić wiarę ojców, bo choć droga waszym sercom, nie ma w niej Prawdy. Nie ma kogoś takiego jak Bóg Niemców. On kocha całą rasę ludzką, a jednego z waszych potomków powoła za swego zastępcę. - Widzenie się skończyło, ale odtąd Mieszko razem z siostrą lub braćmi, niemal codziennie chodził na ruiny Popielowego chramu, aby rozmawiać w Maryją. Po pewnym czasie postanowił przyjąć chrzest. Jego siostra chętnie się zgodziła, Czcibór mniej chętnie, a Budzimir do końca życia został poganinem, choć umierając wzywał Jezusa i Maryję’’ - ,,Codex vimrothensis’’

*






Odkąd Jagoda – Włodzisława dowiedziała się z ust Maryi, że bogini Zyda nie istnieje, jej duszę ogarnął cień przygnębienia. Choć czciła Zydę jedynie z rozpaczą, a jej serce wyrywało się ku Maryi, królewnie żal było zostawić Starą Wiarę. Rada byłaby czcić Zydę i Maryję, lecz Prawo nieznanego jej wcześniej Boga – Miłości było krótkie: albo podąży wąską i wyboistą ścieżką za Chrystusem do Raju przewyższającego wszelkie uroki Nawi, albo przeciwnie: szerokim gościńcem bałwanów pójdzie wraz z nimi na wieczne zatracenie. Odkąd objawiona została jej prawda, nie mogła już zasłaniać się niewiedzą i myśl ta tkwiła w jej sercu niczym zadra najbardziej bolesna. Swoje rozterki usiłowała Jagoda leczyć piciem coraz większych ilości miodu, nocami zaś śniła koszmary o białe łasicy Sarolcie, która z wielkim gniewem gryzła ją boleśnie po całym ciele. Kąsana słyszała groźny głos Zydy.






- Jeśli przyjmiesz chrzest w imię Białego Chrystusa, spadnie na ciebie i cały ród Piastów przekleństwo moje i wszystkich bogów Sklawinii!
Królewna miotała się w mokrej od potu pościeli; za wszelką cenę otworzyć oczy i się obudzić, lecz czuła, że jej pierś przygniata ciężar jakby wielkiego, czarnego kowadła. Oczami duszy znalazła się w ciemnej jaskini, z której sufitu spadały na nią lodowato zimne krople wody. Otaczająca ją wkoło ciemność była tak gęsta, że zdawała się być namacalna. Ciało królewny trawiła gorączka i pokrywały je palące rany zadawane niewidzialnymi biczami.
- Ave Maria… - wyszeptała Jagoda z wielkim trudem czując ucisk kowadła na piersi.
W oddali ujrzała złocisty blask jakby małego Słońca, który zbliżał się do niej, rozpraszając ciemności. W miarę jak świetlista postać przybliżała się do Jagody, serce Piastówny wypełniało się odwagą.
- Nie lękaj się. Jestem Matką twojego Pana i twoją – Jagoda rozpoznała w przybyłej niewieście Maryję; tą samą, z którą razem ze swym bratem Mieszkiem rozmawiała w lesie na ruinach chramu Popiela.
- Ufaj. Mój Syn cię wyzwoli – Maryja zrobiła nad czołem Jagody znak krzyża ręką i wtedy z głośnym szumem z ust królewny wylatywać poczęły chmary białych jak trupia czaszka motyli.
To Zyda traciła władzę nad Jagodą. Gdy ostatni owad opuścił ciało królewny, znikły bez śladu rany na jej białym ciele zadane biczami demonów, a ciężkie, czarne kowadło pękła i rozsypało się na tysiące małych odłamków. Jagoda powstała płacząc, chcąc rzucić się swojej Wybawicielce w ramiona, tak jak niegdyś tuliła się do swej matki, królowej Górki, jednak widzenie dobiegło kresu. Po przebudzeniu Jagoda – Włodzisława więcej nie sławiła już Zydy.


*

,,Czy to nie Czcibor łupi Hodona i Zygfryda pod Cedynią?!’’ - Andrzej Sapkowski ,,Nie ma złota w Szarych Górach’’ [w]: ,,Nowa Fantastyka 5/ 93’’





- Wielki jest twój upór, Czciborze synu Siemomysła – pokręcił wygoloną, niebieską głową Płanetnik siedzący za sterami ,,jaja płomienistego’’ przelatującego nad ziemiami Bliskiego Zachodu.
- Zrozum mnie, Gradivniku – tłumaczył królewski brat Czcibor – że jako analapijski witeź nie mogę postąpić inaczej. Po to Swarożyc włożył miecz w moją dłoń, abym nim bronił słabych i uciśnionych nie pytając o ich język i wiarę. I Niemcy są ludźmi, choć na co dzień to nasi wrogowie.






- Mylisz się, Czciborze – rzekł smutno Płanetnik – cesarz Niemców wraz ze swym ludem jest chytry jak plemię żmijowe. Nawet jeśli uwolnisz ich od postrachu gór Harzu, nie okażą ci wdzięczności. Nie uszanują ani twego ludu, ani twej wiary. O przysłudze szybko zapomną i kiedy tylko nadarzy się okazja, nie omieszkają Analapii wbić noża w plecy. Taki już jest Daleki Zachód. Niewiele lepszy od wschodu.
- Nie tak uczył mnie ojciec – zaoponował Czcibor. - Siemomysł Mądry nigdy nie przekreślał całych ludów, nawet jeśli musiał toczyć boje z ich władcami.
- Chciałem tylko powiedzieć, że całe cesarstwo Niemców nie jest warte, ani jednej kropli waszej krwi, książę – uciął Gradivnik.
,,Jajo płomieniste’’ z Czciborem na pokładzie leciało nocami widoczne na niebie jako ognista smuga budząca przerażenie w sercach i umysłach tych, którym dane je było widzieć. Czcibor zgodził się na podróż do Niemiec na zaproszenie samego cesarza, który skarżył się na grasującego w górach Harzu lutego rozbójnika, któremu nie mogli sprostać najpotężniejsi rycerze chrześcijańscy. Zbójca ten wyróżniający się olbrzymim wzrostem, łupił podróżnych i rozrywał na strzępy ich ciała zaostrzonymi zębami.
- Jesteśmy nad Harzem. Niedługo lądujemy – oznajmił Płanetnik mający moc spuszczania gradu.
Czcibor pożegnał się z Gradivnikiem, który życzył mu powodzenia w nadchodzącej walce. Przypasał sobie miecz zwany Krojem, którego ostrze już nieraz przecinało twarde czaszki smoków i olbrzymów i ruszył przez spowity mrokiem górski las wypatrując kryjówki śmiertelnego wroga.
- Za – wróć! Za – wróć! Zgi – niesz! Zgi – niesz! - Czcibor usłyszał nawoływanie znających ludzką mowę ptaków, a niedługo potem ujrzał je same.






Przypominały nieco sroki o rubinowych oczach, lecz ich pióra zamiast bielą lśniły lazurem. Ptaki te machały skrzydłami w powietrzu, a ich lazurowe pióra świeciły w ciemności niby małe gwiazdy dopiero co spadłe z nieba. Były to hercyny, które gnieździły się wyłącznie w Hercynii to jest w Harzu.
- Książę z rodu Piasta nie będzie uciekał jak zając – odrzekł im w odpowiedzi Czcibor.
- Jesteś równie odważny jak głupi, tak jak wszyscy Analapowie – odrzekła księciu hercyna i odleciała na gałąź zanosząc się szyderczym śmiechem.
Długie lekcje tropienia zwierzyny pod okiem łowczego nie poszły na darmo. W księżycowym blasku oczom Czcibora ukazywało się coraz więcej ogryzionych i opalonych nad ogniem kości ludzkich. Widział czerepy i piszczele rozłupane w poszukiwaniu mózgu i szpiku. Pod jego nogami walały się szczątki mężów, a także zabłąkanych bądź uprowadzonych z pobliskich wiosek niewiast i dzieci. Tropy prowadziły w głąb jaskini, do której wejście zakryte było kotarą uszytą ze skór czterech dziewic. Czcibor krzywiąc się ze wstrętem, zerwał obrzydliwą kotarę, po czym rzucił wyzwanie mieszkającej w grocie bestii. Podpalił skórzaną zasłonę za pomocą krzesiwa i cisnął ją w głąb jaskini. Już niebawem dał się słyszeć donośny ryk jakby rannego smoka, przelatany klątwami w mowie słowiańskiej i niemieckiej. W jaskini zadudniły ciężkie kroki. W mroku rozbłysnęły dwie pary ognistych oczu i oto wychynął na świat potwór. Miał on postać zbrojnego męża wysokiego i muskularnego niczym Goliat, dzierżącego maczugę nabijaną zaostrzonymi kawałkami kości, zaś z jego karku wyrastały dwie łyse jak kolano głowy, których czoła wieńczyły ureusze. Czcibór poczuł lodowaty cierń lęku w swoim sercu, poznał bowiem, że oto stoi przed nim znany mu z budzących strach bajęd Łysy Katowiec Pogrzu, na którego ongiś król Siemomysł prowadził obławę w Górach Czarownic. Pogrzu rozpoznał Czcibora.
- Aż tu za mną przylazłeś, ty wypierdku Siemomysła? Zbliż się, a twoim truchłem nakarmię wilki! - Pogrzu zgrzytał wielkimi, białymi kłami, aż z obu par ust leciały mu iskry.
- Każdy kto znieważa mojego ojca, musi swoją krwią użyźnić Wilgotną Ziemię! - odrzekł Czcibor i ruszył do ataku z imieniem Jarowita na ustach.
Łysy Katowiec wydał z siebie okrzyk grozę budzący, od którego w oddali poczęły toczyć się lawiny. Zamachnął sę maczugą, której prócz niego nikt inny nie mógł unieść i roztrzaskał nią tarczę Czcibora odrzucając księcia parę kroków do tyłu. Czcibor szybko powstał i począł siec i rąbać ostrza miecza potężne ciało przeciwnika, lecz Pogrzu chroniła skóra tak twarda, że ciosy oręża były dlań niczym ukłucia komara. Wreszcie miecz Słowianina złamał się nie mogąc jej przeciąć. Pojął Czcibor, że rychło czeka go śmierć równie bohaterska co bolesna. Już niebawem miał zginąć w wymyślnych męczarniach i nigdy już nie zobaczyć ojczystej Analapii. Miał zginąć w nawiedzanych przez czarownice przeklętych górach dla ludu niewdzięcznego i złego, urągającego bogom. Kim jednak byli jego rodzimi bogowie, którym przed wyprawą składał żertwy i zanosił do nich modły? Całe życie w nich wierzył i otaczał czcią, a teraz nie mógł doczekać się pomocy. Może na obcej ziemi nie mieli swej mocy?
- Jezu Chryste, Boże dumny, który nie chcesz być czczony razem z innymi bogami, przyjmę chrzest, jeśli tylko wyratujesz mnie z tej przygody! - złożył ślub Czcibor obalony na ziemię, widząc nadbiegającego w jego kierunku Łysego Katowca Pogrzu.
Umysł Piastowica wypełniał teraz spokój, a jego obite i obolałe ciało z wolna nabierało mocy. Gdy Pogrzu pochwycił Czcibora i uniósł w górę, brat Mieszka złapał dłońmi za oba złote ureusze wyrastające z czół rozbójnika i z całej siły pociągnął je aż wyrwał.
Pogrzu zawył jak ranny tur, podczas gdy z dziur w jego obu czołach zaczęła się wylewać czarna breja zastępująca mózg. Zbójca zgięty wpół, upadł na kolana rozrywając pazurami skalistą ziemię, zaś Czcibor nie mając już miecza, dobił go ciosem łaski łamiąc obydwa karki.
Z oddali niosło się pianie kogutów, kiedy oczom Czcibora znów ukazało się ,,jajo płomieniste’’ pilotowane przez Gradivnika.
- Nie myślałem książę, że wyjdziesz cały z potyczki z tym bydlakiem! - niebieską twarz Płanetnika rozjaśnił szczery uśmiech. - Wsiadaj do maszyny i lecimy do Nesty! - zlanemu posoką wroga Czciborowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.


*

Kiedy Czcibor bawił w górach Harzu, Maryja po raz ostatni ukazała się Mieszkowi i Jagodzie – Włodzisławie na ruinach Popielowego chramu w lesie. W Neście zapadła decyzja o przyjęciu chrztu i sojuszu z Bohemią przeciw Wieletom z Bliskiego Zachodu, który przypieczętować miał ślub z Dobrawą, córką Bolesława Okrutnego. Na znak dobrej woli, Mieszko w czasie obławy własnymi rękami pochwycił w lesie cztery tury rosłe i dzikie. W ich nozdrza włożył złote pierścienie, swym rzemieślnikom zaś kazał pokryć rogi warstwą złota. Następnie wysłał wszystkie te zwierzęta w darze; dwa dla cesarza w Akwizgranie i dwa dla Papieża w Rzymie. Odnotował to w swojej ,,Kronice’’ Hipolit Rzymianin.
Zgodnie z zakonem ustanowionym przez analapijskiego króla Cztana III, Mieszko jak przystało na pogańskiego władcę Słowian poślubił wiele żon.






,,Jego żonami stały się najpiękniejsze i najmilsze panny z niemal całego kraju: Listka z Pomori, Dobrota z Polani i Jarota z Goplani, Lisywka z Lubusza, Zwolenka z Mazivy, Szarotka z Montanii i rusałka Lilistka z Zielonych Stawów. Każda miała tytuł królowej i w swojej części Analapii miała przecudny pałac, każdy jeszcze z czasów Popiela II Gnuśnego, służbę, zwierzyniec i wszelkie dobra, sprowadzane z dalekich stron przez kupców arabskich’’ - ,,Codex vimrothensis’’.







Kiedy na zamek w Neście zajechała kareta wioząca Dobrawę, po niebie przetoczył się grzmot. Kiedy księżniczka z Bohemii weszła do komnaty, w której Mieszko zasiadał w kręgu swych pogańskich żon, wszystkie siedem królowych powstało ze swych tronów i oddało jej pokłon. Następnie śpiewając czarodziejską pieśń w mowie toropieckiej, zrzuciły z siebie szaty, a ich ciała przybrały postać nagich płomieni. Wyleciały wówczas oknem trzymając się blisko siebie i osiadły na pogrążonym w nocnym mroku nieboskłonie jako siedem gwiazd nazywanych przez astrologów Plejadami. Tak przynajmniej zapisał Kpinomir, kronikarz przybyły w orszaku Dobrawy.







W kwietniu chrztu Mieszka i jego drużyny udzielił na Wyspie Ledy bądź w Ratyzbonie, biskup misyjny Jordan pochodzący ze słowiańskiego plemienia Windów z południa. Udzielając chrztu powtarzał słowa jakie ongiś św. Remigiusz wypowiedział do Klodwika:
- Pal to co czciłeś, czcij to co paliłeś.

*






Królewna Jagoda – Włodzisława otrzymała na chrzcie imię Adelajda, zaś dzięki pieśniom rybałtów i zapiskom kronikarzy przetrwała w ludzkiej pamięci jako Biała Knegini. Mieszko I Oświeciciel, który nadał prastarej Analapii nowe imię Polski, wydał swą siostrę za Gejzę; księcia węgierskiego. Adelajda zasmakowała w miejscowym winie, zwanym tokajem do tego stopnia, że zatraciła umiar w jego spożywaniu, w upojeniu zaś była straszna, kiedy rąbała mieczem na oślep. Z jej ręki zginął rycerz Sunald, który pod nieobecność księcia Gejzy nastawał na jej cześć. Z łona Adelajdy zrodził się następca tronu, książę Wajk, który na wojnie z cieniem smoka Szarkany przyjął chrzest i imię Stefan. Jako król Stefan I Wielki jest do dziś czczony jako patron Węgier, a jego relikwie widziałem w Ostrzyhomiu, zwanym też Esztergomem.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz