środa, 8 kwietnia 2020

Sława Ratownikom!






Pozdrawiam wszystkim pracowników Służb Ratunkowych: Pogotowia, Straży Pożarnej, Policji i innych, czytających tego bloga i dziękuję za ofiarną służbę w dobie pandemii koronawirusa. 

Nowa Rana - epos spisany przez Saxona Gramatyka, a przełożony na język polski przez Jana z Kolna


,,Gdy cesarz Franków uzupełniał straty, w sukurs przyszedł mu Mrowiec ze Śląża, namiestnik Bliskiego Zachodu. Jego ród wywodził się z Muromy mającej w herbie czarną mrówkę na polu srebrnym i szczycił się pochodzeniem od wielkiego Ilji. Wysłał posłów do Ludwika Pobożnego z propozycją, że zdradzi Analapię, złoży hołd cesarzowi, a nawet przyjmie chrzest, czego nie zrobił. W zamian oczekiwał, że będzie królem Bliskiego Zachodu. Syn Karola Wielkiego zgodził się i Mrowiec bez ostrzeżenia począł wycinać w pień wojska Popielowe, dochodząc aż pod wały Nesty. Wreszcie Frankowie jako ostatni wróg zostali pokonani, jednak Bliski Zachód został utracony, a granica Analapii stanęła na Odirnie. Mrowiec rządził w grodzie Kopanicy – Kopniku jako udzielny władca. W czasie wojny z Popielem cesarz Ludwik włożył mu na głowę swój diadem, co stanowiło zachętę do przyszłej koronacji. Księciu ani śniło się chrzcić, a mimo to wciąż marzył, że Papież uwieńczy jego skronie koroną. Nic z tego. Między Lebaną a Odirną wybuchł bunt. Mrowiec został zabity, a liczne plemiona Bliskiego Zachodu poczęły walczyć ze sobą. Popiel wyruszył za Odirnę, by odzyskać utraconą prowincję, lecz poniósł klęskę i ledwo uszedł z życiem’’ - ,,Codex vimrothensis’’

Mrowiec, syn Bolesława, syna Korzysława, miał synów Baszka, Bolestę i Kornisława, zwanego Kornikiem, oraz nadobną córkę Świętokwietę.
Pierwszemu z synów nadał jako dzielnicę świętą wyspę Ranę – Ruję, którą Sasi nazywali Rugią.
Bolesta walczył przeciwko Popielowi I o wyspę Wolin, lecz został sromotnie pokonany, a jego uciętą głowę rzucono do stóp króla Analapii, który ją kopnął jak piłkę.







Kornisław zawierzywszy mocy drogocennego talizmanu, zwanego Zębami Puszana, zebrał drużynę Słowian i Normanów, po czym pożeglował aż do Anglii. Wywalczył tam sobie ostrzem mieczy i toporów niewielki skrawek ziemi zamieszkany przez niedobitki Celtów, który od jego imienia otrzymał nazwę Kornwalii.






Świętokwieta wyszła za Ramora; bajecznie bogatego króla z dalekiej Bharacji, który ujrzał ją we śnie i czcił jako wcielenie Boskiego Lotosu.
Największym szacunkiem wśród Słowian cieszył się książę Baszko z Rany, którego pozłacany tron stał w stołecznym Gardźcu. Słowianie nazywali go Obrońcą Wiary Przyrodzonej, bowiem pod jego rozkazami była gotowa oddać życie drużyna wiciądzów, okrytych pozłacanymi, łuskowymi zbrojami walecznych mężów z całej Sklawinii i Nürtu, którzy stali na straży przybytku w Arkonie skrywającym posąg Świętowita.






Do arkońskiego sanktuarium już od ery jedenastej napływały kosztowne wota od królów, faraonów, rzymskich cesarzy, wareskich konungów, a nawet już ochrzczonych grafów saskich. W erze trzynastej sam król Salomon, który pod wpływem licznych żon – poganek popadł w grzechy bałwochwalstwa, ofiarował Świętowitowi z Arkony drogocenny złoty puchar zdobiony rubinami wykonany przez rzemieślników Akefali z Afryki.






Baszko u boku swego ojca Mrowca w dziewiętnastej wiośnie życia bił Franków, którzy służyli pod rozkazami cesarza Ludwika Pobożnego. Sam nie pozostawał synowi Karola Wielkiego, którego Słowianie w swych pieśniach nazywali Ludkiem i na czele sprzymierzonych jarlów z Nürtu popłynął na viking na ziemie cesarstwa. Baszko w jednej z sag nazywany Aesmundem Wyznawcą wypuścił się aż na Morze Północne drakkarem ,,Złotym Smokiem’’ o żaglach z purpurowej kitajki. Razem z nim podążała armada ośmiu okrętów: ,,Dzik Morski’’ dowodzony przez Krakena z Kratos, ,,Wściekły Rekin’’ Tudura Niljaffsona, ,,Wilk’’ Ulfa Vargsona, ,,Niedźwiedź Morski’’ Mojmira z Wismaru, ,,Czerwony Brat’’ Asgusta Holgerssona, ,,Sieć Ran’’ Umarta Ulfsona, ,,Polip’’ Krwawego Ulle, oraz ,,Gulon’’ Stanirada z Usany. ,,Od furii Normanów wybaw nas, Panie!’’ - w całym cesarstwie Franków ludzie licznie zebrani w kościołach zanosili pełne trwogi modły, kiedy Baszko na czele flotylli drakkarów posuwał się ustawicznie na zachód paląc i rabując miasta portowe tak na wybrzeżu salickim jak i riparuaskim. Normanowie i Słowianie pospołu mordowali, łupili, gwałcili i brali w niewolę. Na ich pastwę wydane zostały klasztory i kościoły pełne cennych wotów, a także zamożne domostwa. Nie mieli litości dla starców i kalek, dla niewinnych panien, matek z dziećmi ni krzepkich młodzieńców.






Złupiwszy miasto Nantes na francuskiej ziemi, Baszko pozwolił swym Normanom powiesić na drzewach ośmiuset wziętych do niewoli jeńców jako żertwę dla Odyna – przebitego włócznią jednookiego boga – wisielca. W sercu swym zimnym nie żałował wydanych na śmierć chrystolubców, lecz odczuwał jeno dumę z ciężkich strat jakie zadał znienawidzonym Frankom.






Płynąc do źródeł Sekwany zaniósł pożogę do Paryża. Otrzymał jako okup złote monstrancje, kielichy i pateny, skrzynie pełne monet, pierścieni pereł i wszelkich klejnotów, oraz dwadzieścia szlachetnie urodzonych nadobnych dziewic jako zakładniczki. Przyjął okup po czym ze śmiechem ściął dwuręcznym mieczem głowy mera Paryża i trzynastu rajców. Uczyniwszy to dał znak do dalszej rzezi, od której wody Sekwany stały się czerwone od krwi pomordowanych, a wszystkie żyjące w nich ryby wypłynęły brzuchami do góry.






Korsarze obładowani łupami skierowali się w rejs powrotny na wyspę Ranę. Dopiero wtedy cesarz Ludwik Pobożny wysłał z ślad za wikingami flotę wojenną dowodzoną przez admirała Mikołaja Van Flinsa. Zdołał on w bitwie u wybrzeży dawnej Batawii zatopić trzy z dziewięciu drakkarów, jednak ,,Złoty Smok’’ księcia Baszka uszedł pogoni kryjąc się wśród gęstych mgieł. Baszko powrócił na Ranę – Ruję witany jak triumfator, zaś krew przywiezionych z Paryża dziewic zrosiła kamienny ołtarz Świętowita w Arkonie.


*

Wiele godzin w ciągu dnia i nocy poświęcał Baszko na rozmyślania jak by tu ostatecznie pognębić Franków wraz z Rzymem i Carogrodem, aby móc zatknąć krwawy sztandar Świętowita na zgliszczach Akwizgranu. W swej komnacie do późnych godzin nocnych naradzał się z doradcami; kapłanami Świętowita, Rujewita i Porenuta, z Rolisławem Ralewicem – ambasadorem analapijskiego króla Popiela I Okrutnego, oraz z Halfganem Ulfsonem z Birki – konungiem najemników z Nürtu. Zasięgał rady wyroczni – z jego rozkazu kapłanki lały wosk na wodę, zaś żerca prowadził białego rumaka Świętowita przez rozłożone na ziemi włócznie.
Baszko wsłuchiwał się w pieśni guślarzy o zatopionym grodzie Vinecie, który w erze dwunastej unosił się wśród fal na grzbiecie monstrualnego Wyspożółwia.






Wreszcie pogrążony we śnie ujrzał gromadkę wynurzających się z morza syren o włosach czarnych jak skrzydło kruka, złotych oczach i cerze barwy miedzi. We włosach miały wpięte białe pióra mew i łabędzi, a jedna z nich trzymała dwuręczny miecz wykuty w kuźni kowala Völunda. Ich rybie ogony pokrywała lśniąca w słońcu złota i srebrna łuska. Z ust syrenich wydobywały się słowa pieśni urzekającej.
- Płyń na zachód, na zachód, na zachód! Tam znajdziesz Sprzymierzeńca.
Baszko przebudził się i zasięgnął porady wykładacza snów Przyśniena.
- Twój sen, panie, oznacza, że popłyniesz na Zachód dalej niż sięga wiedza ludzka, odnajdziesz tam sojuszników w śmiertelnej walce z chrystolubcami – objaśnił Przyśnien.
Baszko nie zwlekał. Złożył żertwy Świętowitowi i innym bogom. Uroczyście cisnął w fale Morza Srebrnego olbrzymi kołacz pomazany miodem i krwią ofiarnego barana dla zyskania przychylności Potęg Słonego Żywiołu. Przekazał władzę nad całą wyspą swemu zastępcy, kapłanowi Witoradowi z Usany, zebrał drużynę dwunastu wiciądzów, po czym okrętem ,,Złotym Smokiem’’ pożeglował w nieznane.
Płynął za zachód wiele miesięcy. U wybrzeży Anglii odwiedził swego brata Kornisława, który jako ,,król Korin’’ władał Celtami z Kornwalii. Tam Słowianie odnowili zapasy. ,,Złoty Smok’’ mijał lodowatą wyspę Ultima Thule, gdzie wśród fal pluskały wieloryby i sam prastary Kraken. Baszko i inni Słowianie zostawili ostatnie przyczółki znanego sobie świata daleko za sobą, aż wylądowali u wybrzeży krainy, którą dawni Atlanci opisywali na swych mapach jako Incalię.


*






- Przypłynęliśmy do was, panie bracie z bardzo dalekiego kraju – wyprostowany jak struna Baszko w starokrasnej mowie zdawał relację siedzącemu na złotym tronie wewnątrz zbudowanej na planie koła chaty dostojnemu starcowi, na którego ramionach prężyły się wytatuowane siną farbą węże druidów, zaś na pierś opadał złoty krzyżyk św. Brendana złożony z czterech delfinów. - Jestem Baszko, syn Mrowca, książę Rany i przybyłem tu, aby prosić was, dostojny panie, o pomoc w zgnieceniu zarazy znad Jordanu, która za naszego pokolenia dusi Białą Ziemię – Europę! - po obu stronach złotego 






tronu stali groźni, półnadzy wojownicy o cerze rdzawej niczym u plemienia Tlavetli z Atlantydy, uzbrojeni w kamienne siekiery, w których czarne włosy wplecione były orle pióra. - Zważ, panie, jak niebezpieczną i pełną przygód drogę odbyliśmy do twych stóp! Mierzyliśmy się z władnym zatapiać





 okręty homarem Polipem, rybą Remorą, która na trzy dni unieruchomiła nasz statek, z wiatrem, burzą, morskimi bałwanami, śpiewem syren i chąsiebnikami z Fryzji i Szkocji – starzec niecierpliwie szarpnął za pasemko siwej brody.






- Posłuchaj, młodzieńcze – przemówił powoli i dobitnie. - Jestem Madoc, a mój ród wywodzi się do książąt Cymru. W czternastej wiośnie życia walcząc ze sztormem, przybiłem do brzegów tej oto krainy, którą niegdyś Atlanci nazywali Incalią, a Grecy – Hesperią. Zamieszkałem wraz z tubylcami – ludźmi dzielnymi i pełnymi honoru i z czasem zostałem ich wodzem. Oni nauczyli mnie jak czerpać z zasobów tej krainy nie niszcząc jej, ja zaś opowiadam im o wielkich czynach mojego Pana – Jezusa Chrystusa, którego oni nazywają Człowiekiem z Morza. Kiedyś – ciągnął książę Madoc – opierałem się Mu i wadziłem z Jego kapłanami, dopóki nie zrozumiałem, że Biały Chrystus nie po to przyszedł, aby odebrać narodom ich kulturę, ale po to żeby ją uświęcić. Dlatego wiedz, że nie pomogę ci w sprowadzeniu zagłady na chrześcijan, bo sam jestem jednym z nich. Ucieszyłbym się za to niepomiernie gdybyś ty sam zdecydował się przyjąć chrzest, albowiem Chrystus niczego nie zabiera, za to wszystko daje.
Baszko słysząc to warknął jak wilk i rzucił pod nosem sromotne przekleństwo.
- Usiądź i przyjmij poczęstunek z kukurydzy, czerwonego ryżu i indyka. Jeśli jednak masz zamiast krzywdzić moich przyjaciół, wróć tam skąd przybyłeś. Aniołowie uprzedzali mnie bowiem we śnie, że jesteś mężem krwawym, a twe serce przypomina czarną otchłań.
Baszko zaciskając pięść odwrócił się i wyszedł z chaty księcia Madoca, a za nim podążyli jego wojowie odprowadzani ponurymi spojrzeniami miedzianoskórych łuczników. Wsiadł na ,,Złotego Smoka’’ i powrócił na swoją wyspę. Złożył arcykapłanowi z Arkony relację o swej podróży, w której odkryty przez siebie ląd nazwał Nową Raną. Zamierzał powrócić do sprawowania rządów. Jednakże regent, żerca Witorad zasmakował we władzy i nie chciał z niej rezygnować. Gdy tylko nadarzyła się okazja, zadał księciu truciznę w kawałku ofiarnego kołacza. Baszko umierał w męczarniach prześladowany widokiem twarzy wszystkich, których niegdyś mordował.