sobota, 25 maja 2013

Sporysz Harcerz



Była raz sobie wioska Waga na słowackiej ziemi. Leżała nad rzeką Wagiem, nad którą ongiś umarł ojciec Wag, syn Łagusa. Mieszkali w niej Zajęczanie, wraz ze swoim ojcem Sporyszem (,,tym, który przysparza''), który później otrzymał przydomek Harcerz. Czasy były niespokojne, bo oprócz ał, wąpierzy, ażdach i latawców dołączył jeszcze jeden wróg - Żbiczanie. Od jakiegoś już czasy wieś napadały strzygi, trwożnie opowiadano sobie o smokach. Tej nocy wszystko było inaczej...
Ważan obudził nagle straszliwy chichot, oraz wrzask i ujrzeli dziesiątki sowich oczu. ,,Strzygi''! - przemknęło im przez głowę. Istotnie, były to strzygi. W dłoniach miały miecze i tarcze; wnet zabijały szczekające na nie psy. Syn okulawionego w boju Sporysza pierwszy zabił najeźdźcę z łuku, lecz w tej samej chwili otrzymał morderczą strzałę w szyję. Strzały straszydeł były zapalone, toteż wiele chat stanęło w ogniu. Wnet przez Wag przeprawił się nowy wróg - jeźdźców było czterdziestu, a przy świetle Księżyca widać było, że mają żbicze głowy. Rzeź i rabunek trwały do rana...



*
O poranku Wagi już nie było. W jeszcze wczoraj pięknej, a teraz osmalonej chacie przeżył ojciec Sporysz wraz z gromadką dzieci w różnym wieku. Były tam ośmiolatki (Drzewko Owocowe), jak też młodzieńcy (Marchwiosz). Sporysz wyjrzał przez okno (błona w okiennicy przetrwała), po czym jęknął mimo woli. Nie było ani jednej chaty zdatnej do zamieszkania, poza tą, w której byli.
- Co się stało? - zapytała mała Brzóska.
- Wasi rodzice są teraz u Welesa za morzem - rzekł Sporysz, a ujrzał zapłakane pyszczki dzieci.
- Pomścimy ich! - krzyknął mały Radziwiłła.
- Nie, zemsta nie przywróci im życia - rzekł Sporysz. - Żbiczan zwiódł Čort wojny imieniem Mieczywład. Niech chociaż was nie zwodzi. Wiecie co - rzekł po chwili - pobawmy się w hmm... w Varkyderat, dobrze?
- A to mamy się chwalić, że jesteśmy ,,dziećmi wojny''? - oburzyło się Drzewko Owocowe.
- Przecież to prawda - zaprzeczył Sporysz.1 - Czym będzie się zajmować Varkyderat? Powstanie nie dla zemsty, ale dla waszego rozwoju. Zamierzamy bronić Zajęczan i wskazywać im bezpieczne kryjówki, poznawać otaczający nas świat i go chronić, ku chwale Ageja i Enków, unikać przemocy, a stosować siłę tylko w ostateczności. Lilię umieścimy na swym sztandarze, a barwą naszą będzie zieleń. Będziemy uczciwi, uczynni i życzliwi, szczególnie dla ojców i matek, braci i sióstr. Nie będziemy za to kraść, kłamać, ani robić niczego co jest sprzeczne z wolą Enków i naszych sumień. Czy chcecie tego? - zapadła cisza.
- Chcemy! - krzyknęły dzieci.
- Ustanawiam was Varkyderami, albo Harcerzami. Drzewko Owocowe i Radziwiłła jako młodsi zaliczać się będą do tak zwanych ,,Zuchów''. Starsi (Marchwiosz, Królicze Uszko, Szyszkojagoda, Cis) to będą właściwi Varkyderowie. Macie być odważni, wierni, miłosierni, czyści i wolni. Przyrzekacie?!
- Tak! - odrzekły dzieci i tak Sporysz otrzymał przydomek Harcerza.
Wszystkich siedmioro opuściło spaloną Wagę i było ich coraz więcej. Żyli wedle nauki Sporysza Harcerza, pomagając wszystkim stworzeniom, nawet złym. W obronie przeciw tym ostatnim wybudowali twierdzę Opołonek. Tymczasem zaślepieni złem Żbiczanie wymordowali Zajęczan tak skutecznie, że ci przeżyli tylko w Opołonku i na paru wysepkach na Morzu Śródziemnym. Jednak idea Varkyderatu nie umarła z nimi, lecz przejęły ją następne istoty rozumne.

1 Termin pochodzi od starokrasnych słów ,,vara'' - wojna i ,,kydar'' - dziecko. W języku starokrasnym, ,,Varkyder'' oznacza tak młodego wojownika, jaki i harcerza

Mieczysław i Mieczywład


Między istotami rozumnymi nie było wojen. Jedynie Enkowie walczyli z Čortami. Wielkie wojny dobra ze złem miały miejsce w erze pierwszej gdy wygnano Rykara, oraz pod koniec ery trzeciej. Za to nie było wojen między Zajęczanami, Wydrzanami i Oxiami. Jedynie w czasie Pierwszej Zimy Śnieżnej, Zajęczanie okryli się hańbą bratobójczych, wzajemnych mordów ,,szarogłowców'' i ,,białogłowców''. Szybko od nich odstąpili. Gdy matka rodu ,,białogłowych", Śnieguliczka umierała, na łożu śmierci miała straszną wizję:
- Krew, dużo krwi!- majaczyła. - Będą straszne zbrodnie i jedne istoty zrodzone z miłości, będą mordować inne istoty zrodzone z miłości. Ziemia będzie zbryzgana krwią Zajęczan. Jednak... - dalej nie zdążyła powiedzieć, bo jej dusza była już w Nawi.
- Cała nadzieja w Ageju - szepnęła jej do ucha córka Kora I.
Minęło wiele lat. Mar - Zanna i Zaraza siedziały przed jaskinią i bawiły się grzebiąc w kałuży. Wreszcie wyjęły z dna bryłę błota i poczęły bawić się nią. Wreszcie Mar - Zanna połknęła kulę z błota i zaszła w ciążę. Urodziła syna mając pozwolenie od Ageja. Był to mężczyzna, lecz miast głowy miał wielki płomień ognia. Matka dała mu miecz i tarczę, po czym rzekła:
- Nadaję ci imię Mieczywład Gniewnik. Idź i rozpętaj wojnę, która zniszczy Zajęczan, Oxiów i Wydrzan.
Mieczywład dostał od Rykara pochodnię i poszedł rzucić ją na ziemię. Tymczasem z morza wyszedł mąż o dwóch głowach, zbrojny w miecz i tarczę. Był synem Swarożyca i Płanetnicy, imieniem Mewa. Imię jego: Mieczysław. Agej rzekł do niego:
- Będziesz wojował przeciw Mieczywładowi i innym Čortom. Dozwoliłem Mar - Zannie, by go poczęła i urodziła. Dozwalam, by kusił Żbiczan do wojny; tylko ja to rozumiem. Na tym młodym jeszcze świecie będzie wiele zła, lecz i nawet to będzie ostatecznie przyczyną dobra. Zło nie może być jednak uznane przeze mnie, bo jestem sprawiedliwy. Zginie, a z nim ci co je czynią. Ty musisz walczyć dobrem - bronić wszystkich, których będzie krzywdził Mieczywład. Wojen będzie jeszcze dużo, a ty musisz starać się im zapobiegać.
- Akceptierte1! - wyrzekł Mieczysław i wyruszył by szukać Mieczywłada.



*
Ten zaś zgromadził drużynę Čortów; Biesów i Čadów, a wśród nich znalazł się Vrouga. Był to pół niedźwiedź, pół człowiek i pół kret. Ażdachy siedziały na grzbietach skrzydlatych ał, widać było też wąpierze noszące czerepy Płanetników. Straszydła były zbrojne w miecze, maczugi, włócznie i tarcze pokryte groźnymi malunkami.
- Musimy zniszczyć Wielki Dąb! - rozkazał Mieczywład wskazując w stronę zielonej korony tonącej w chmurach.
Jednak najezdnicy ujrzeli armię Enków. Na jej czele stał Swarożyc na złotym smoku i jego syn Mieczysław. Widziano też Jarowita, Borutę, Swaroga, Welesa, Mokoszę, Juratę i Leśną Matkę. Pod wieczór przybyli Srebroń i jego córka Dziwica. Weles szedł na czele stada dzików ciągnących na co dzień rydwan pana Nawi, a nad jego głową unosił się ptaki navaci z przeraźliwym krzykiem.
Jarowit strzelał piorunami, gdy wtem na białym koniu wjechał między straszydła Świętowit. Wreszcie oprócz navaci po stronie Enków były też inne ptaki. Chodzi tu oczywiście o Jaroga, Tineza, Ridana i Tineza Dwugłowego. Suka Żweruna straciła ucho w walce z uzbrojoną w szablę ażdachą. Nagle - Jarog poleciał wprost na Mieczywłada. Potężnym skrzydłem złamał mu miecz i potrzaskał tarczę, a następnie schwytał go w szpony i zrzucił z czerwono - czarno - brunatnego smoka prosto w otchłań Čortieńska.
- Nasz wódz pokonany! - wrzasnął pułkownik wąpierzy i wszystkie straszydła wróciły tam skąd wyszły.



*
O zmierzchu Mieczywład i Dzikofiejew szli drogą wzdłuż miedzy, aż natrafili na młodego Żbiczanina dumającego nad ciałem swego kolegi Zajęczanina. ,,Co zrobiłem? - dumał. - Nie chciałem. Grozi mi zemsta''... - nagle ujrzał oba Čorty. Nie wiedział jak straszne to były istoty. One zaś przemówiły:
- Widzę, że frasujesz się bardzo jego śmiercią - Dzikofiejew przybrał postać dzika z nietoperzowymi skrzydłami.
- Niepotrzebnie się przejmujesz - rzekł Mieczywład w swojej zwykłej postaci. - On cię rozgniewał w czasie zabawy, więc słusznie go uśmierciłeś. Na to Agej dał ci ostre zęby i pazury.
- Ale tak bardzo się nie gniewałem - odrzekł Żbiczanin. - Wolę już iść na wygnanie, niż was słuchać, bo chyba jesteście Čortami. Perzona Foyakista asekurat ysenen2! - miauknął, a oba demony opuściły go.
Nieszczęsny Żbiczanin, imieniem Lisek, przyznał się do winy, mówił o swych wątpliwościach, o swej przewrotnej ,,kazuistyce wyostrzonej jak brzytwa'', wreszcie poprosił o karę. Sędziowie złożeni ze starszyzny Żbiczan i Zajęczan skazali go na wygnanie nad dziką rzekę Narvię.
Jednak Mieczywład nie przestał judzić do wojny. Dzokofiejew wreszcie ustąpił, bo wszyscy rozpoznawali go i odrzucali z lękiem jego podszepty. Mieczywład był jednakże sprytniejszy. Przybierał różne piękne postaci, a mowę miał słodką. Nienawidził Dziewanny Šumina Mati i próbował jej unikać jak ognia. Zwłaszcza gdy mówiła, że od Mokoszy mogą dostać brylant o dziesięciu kolcach. Gdy tylko mógł zohydzał je i ich czyny, aż wreszcie pozyskał Żbiczan (część, a nie całość) na swoją stronę. Ci wykuli miecze, szable, tarcze, zbroje, sporządzili maczugi, łuki i strzały, oraz uwarzyli jady do strzał i włóczni. Wyruszyli na wojnę, a ich ojcowie za Mieczywładem głosili: ,,Zajęczanie, Oxiowie i Wydrzanie zostali wyklęci przez Borutę i Dziewannę, dlatego zostali nam wydani. Nie potrzebujemy się nad nimi litować. Ich skarby nam przypadną, bo nasza siła daje nam rację" - Mieczywład miauczał to pod postacią żbika. Ukazywali im się rodzice Żbika i Lestii, by obalać kłamstwa Čorta i udowadniać swe słowa cudami; jakoż i sam wysłaniec Rykara dokonywał sztuk magicznych, by mamić i relatywizować prawdę. Pewnego razu przemówił:
- Boruta i Dziewanna was nie kochają, bo oprócz was mają też inne dzieci - głupich Zajęczan o smacznym mięsie, chochliki, a przeklęta Jurata urodziła wam na pohybel Oxiów i Wydrzan. Jednak Rykar lituje się nad waszym upokorzeniem. Oto ja, żbik Mieczywład jak ojciec radże wam i rozkazuję - zniszczcie swych sąsiadów, te zawalidrogi do waszego szczęścia! - przemówienie skwitowała salwa oklasków.
Banita Lisek słyszał to w swojej leśnej samotni i płakał rzęsiście. Tymczasem wylało się dużo krwi po obu stronach. Z rąk żbiczańskich polegli ojcowie Knyszyn, Zajęcze Uszko i Sporysz Harcerz. Obie strony niszczyły swoje wioski (Zajęczanie oblegali Karpaty i Sudety), pola uprawne, mordowały zwierzęta domowe, dzieci i ich matki. Nie było szacunku ni dla chramów, kapłanów, starców... Niszczono wszystko, a Zajęczan było coraz mniej. Boruta wjeżdżał na łosiu między walczących, tak samo Leśna Matka na jednorożcu, lecz wpływy Mieczywłada były zbyt silne. Jedynie banita Lisek i paru innych chciało pokoju. Wreszcie wódz żbiczański Mrukva stanął u granic Oxlandu.

*
- Jest to kraina spokojna, bogata, a jej mieszkańców łatwo pokonać - mówił Mieczywład do Mrukvy. - Jej mieszkańcy to Oxiowie i Wydrzanie, wyznawcy Juraty. Są dobrymi rybakami, lecz w boju, byliby zupełnie bezbronni. Warto tu uderzyć - Mrukva posłuchał Mieczywłada i rozpoczął podbój od wyrzynania Wydrzan. Ci cofnęli się na północ, lecz i tam dotarli najezdnicy. Wtem ujrzano na polu walki jakąś panią w bieli, odzianą w sznury pereł. ,,Jurata''! - domyślili się Żbiczanie. Tymczasem z morza wynurzyły się dwa węże i poczęły nagle dusić i łykać najeźdźców.
- To Aredvi Maris nas broni! - krzyknęli Oxiowie.
Jeden z nich prosił Juratę, by przebaczyła Żbiczanom i darowała im karę. Nazywał się Nerp. Piszę to, bo jego imię bardziej zasłużyło na pamięć niż imię Mrukvy.

1 Przyjmuję!
2 Osobo Ognista wspomóż mnie!

Żbik i Lestia



,,Żbik (Felis silvestris Schreb.) zwierzę z rodziny kotów, 120 cm długi (z ogonem) do 9 kg wagi. Silniej zbudowany od kota domowego, sierść dłuższa, popielato - szara w ciemne prążki i plamy. Ogon puszysty, czarno obrączkowany, tępo zakończony. Żyje w Europie płd. - wsch., we Francji i w Hiszpanii. W Anglji wytępiony. W Polsce, dość rzadki, w Karpatach i Tatrach. Lubi lasy szpilkowe i skaliste [...] Poluje w nocy, łowi ptaki i małe ssaki, na które zwykle rzuca się z góry. Jest bardzo żarłoczny, ale pożyteczny, ponieważ tępi myszy i inne szkodniki. Dla człowieka może być niebezpieczny, zwłaszcza zraniony" - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 18 Victor do Żyżmory".


U stóp Złotej Góry na ziemiach ruskich, Leśna Matka powiła dwie nowe istoty rozumne. Były to śliczne niemowlęta o głowach żbiczych kociąt. Pani lasu urodziła tak chłopca o imieniu Żbik i dziewczynkę Lestię. Imię to (żeńska forma imienia Lestek - Chytry) nosiła w erze jedenastej koleżanka Tatry, z czasów przed jej koronacją. Byli to pierwsi Żbiczanie. Ich dzieci osiedliły się u stóp sąsiedniej Srebrnej Góry, potem zaś Szklanej i Łysej. Mieli u dłoni i stóp wysuwane pazury jak żbiki. Żywili się mięsem różnych zwierząt, ale nie napadali ani na Zajęczan, ani na Oxiów, ani na Wydrzan. Między wszystkimi panował pokój. Budowali wsie, później zaś miasta. Pierwszym z nich były Karpaty (Carpatopolis) zbudowane wśród gór. Drugim były Sudety; od obu grodów otrzymały nazwę góry, które je otaczały. Żbiczanie żyli z hodowli, łowów, rybołówstwa, bartnictwa, zbieractwa i sadownictwa. Wąpierze i inne straszydła bały się je atakować. Wielu Żbiczan zasiliło szeregi stuha i uganiało się za ałami i ażdachami. Gdy umarli Żbik i Lestia na ich pogrzebie było wielu Zajęczan, Oxiów i Wydrzan. Zgoda między nimi wszystkimi była solą w oku Rykara.

Bożęta



,,Krasnoludki w wierzeniach ludu istoty drobnego wzrostu, krępe, o głowie dużej, twarzy płaskiej. W różnych okolicach kraju zwą je rozmaicie n. p. w Poznańskiem krasnalkami, lub też, ponieważ wierzeń tamtejszych mieszkają k. pod ziemią, podziomkami. Naogół uważa je lud za sprzyjające człowiekowi, lecz w niektórych okolicach wierzą, że k. są złośliwe. Na Mazurach n. p. k. w pojęciu ludu są małemi robaczkami czerwonemi, które dostawszy się do wnętrzności człowieka, powoli go niszczą. Często k. uważa lud za objaw zwyrodnienia rodzaju ludzkiego [...]'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 8 Kolejowe sądy rozjemcze do Laud William"


Liczyrzepa był pełen sprzeczności. Z jednej strony kochał odłączonych braci Dzikofiejewa i Kłobucha, a z drugiej potępiał czyn brata wyobrażanego jako zionący ogniem dzik, latający na błoniastych skrzydłach. Brzydził się morderstwem, choć jego stanowisko wobec kradzieży nie było jednoznaczne. W każdym bądź razie podziwiał złodziejskie zdolności Kłobucha. Raz małpiszon uratował tonące dziecko, po czym gdy zaczęło mówić i przyszli rodzice, oddalił się w gąszcz leszczyny. Innym razem płynął na morze razem z Oxiami. Gdy rozpętał się sztorm, a w falach kłębiły się kraki i kraxy wziął ster w swoje łapy i pokierował korab ku plaży. Statek rozbił się, lecz nikt nie zginął. Oxiowie przeczekali sztorm w lesie, po czym wrócili do swej wioski. To były piękne czyny. Jednak po ich dokonaniu, Liczyrzepa wracał do swego szarego życia. Podkradał warzywa z ogrodów i owoce z sadów, oraz klejnoty z chat. Wielokrotnie kajał się przed rodzicami i Agejem, płakał, błagał, nawet żałował, ale gdy tylko łzy wyschły, robił to co robił. Na próżno rozmawiał z ojcem i matką, odnosił skradzione dobra. Wreszcie Boruta zdecydował się na drastyczny krok. Zamknął syna w karcerze na dnie Świtezi o chlebie i wodzie. Liczyrzepa wracał właśnie z karceru z nosem na kwintę. Siedział w wielkiej, szklanej bani, lecz wreszcie się to skończyło. Szedł na czterech łapach, a obok rosły wspaniałe sady i pola uprawne. Wtem ujrzał znaną sobie postać kobiety w ognistej koronie. Była nią Mokosza, a w dłoniach trzymała jakieś dziwne stworzonko. Gdy Liczyrzepa podszedł bliżej dostrzegł ze zdziwieniem, że był to ludzik. Postanowił jej wyznać swoje bóle.
- Chwała i pokój tobie, Matko Wilgotnej Ziemi! - powiedział grzecznie. - Wracam z karceru na dnie Świtezi. Jestem złodziejem jak mój brat Kłobuch. Kocham go jako brata, ale jego kradzieże te z mnie pociągają... - wbrew jego obawom, Mokosza nie zrobiła groźnej miny, lecz słuchała uważnie. - Jednak kocham też Ageja; ojca moich rodziców. Dlatego uważam, że kradzież jest zła, chociaż przyjemna. Nie umiem się zmienić - podsumował zasmucony.
Ludzik podał jej mieszek. Mokosza otworzyła go.
- To są nasionka różnych roślin; ogórków, jabłek, agrestu, jagody... Nad pewną rzeką na zachód od miejsca, gdzie teraz jesteśmy założyłam dla ciebie ogród. Jak chcesz możesz w nim uprawiać te nasionka i zjeść to co z nich wyrośnie - twarz Liczyrzepy rozpromieniła się.
- Jesteś dobra! - wykrzyknął i rzucił się ciotce na szyję.
- Kradzież cię pociąga, bo jest zakazana. Pomyśl jednak, ty co uratowałeś tonące dziecko, że kradnąc zabierasz innym to, na co ciężko pracowali. Daję ci ten ogród, abyś poznał co to praca - następnie wdzięczny łokis spytał:
- A co to za ludzik?
- Syn Świętowita i mój. Pamiętaj, że jeśli jakieś stworzenie żyje trochę dobrze, a trochę źle, ma bliżej do Čortów - rzekła nagle, a oczy Liczyrzepy wciąż były utkwione w synu Świętowita i Mokoszy. - Jest to nowa istota, krasnoludek, a imię jego: Banik. Agej i my chcemy by stał się praojcem krasnoludków.
Boruta i Leśna Matka ucieszyli się, że ich syn podjął pracę w ogrodzie Mokoszy. Choć nie był wytrwały. Marzenie o własnych owocach i warzywach skłoniło go do wytrwałej i ciężkiej pracy. Harował na ziemi polskiej, a w tym miejscu gdzie uprawiał ogród, obecnie wznoszą się ogródki działkowe.



,,Liczyrzepa opiekuje się ogrodnikami, jego ulubioną jarzyną jest rzepa'' - encyklopedia ,,Obraz świata''.

*
Banik dorósł. Miał dużą głowę i lubił wodę. Chodził po chatach i prosił o kąpiel. Tym, którzy odmawiali płatał figle. Ojciec i matka mówili mu, że taki brak bezinteresowności okaże się jeszcze zgubny dla niego. Jego przyjacielem był Liczyrzepa. Obaj zasłużyli, by pan Andreus ov Leovishiner nazwał ich ,,lelum - polelum''. Jednak wreszcie obaj osiągnęli cel bycia lepszymi, choć zajęło to wiele czasu i zachodu.
Gdy Banik dorósł pojął za żonę Szyszkę, chochłę. Miał z nią kilkoro dzieci. Ich imiona: Ovina, Muszelka, Dziewannka, Tarpanek, Ubożę, Krynic, Kłos, a były to matki i ojcowie następujących szczepów: owinników, krasnoludków nadmorskich, leśnych, stepowych, domowych (bożąt), górskich i polno - łąkowych. Dzieci Oviny i Uboża zamieszkały w stodołach i chatach, by pomagać ich mieszkańcom. Inne wybrały życie wśród dzikiej przyrody. Nosiły brody, czapki z pomponami i stroje w różnych kolorach. Banik, owinniki, krasnoludki leśne, polno - łąkowe i bożęta miały strój czerwony (krasny). Nadmorskie ubierały się na niebiesko i nosiły ozdoby z bursztynu. Górskie preferowały biel. Najsłynniejsze krasnoludki: Banik, Kosa Owinniczew, Kosa Oppman, król Likostin, zwany Błystkiem i król Galbus I Alabala będący przodkiem słynnego Hałabały z czasów nam współczesnych. Ponadto należy wymienić rogatego skrzata Rogasza znad Tinerpy, którego narysował Michaił Bułhakow z pierścionkiem dla Lubow Jewgieniewny. Rogasz żył w erze dwunastej. Był dobry, a jego rogi wzięły się z powodu złego czaru pewnej mamuny. Opiekował się rodzinami (był więc z plemienia Uboża!). Godził zwaśnionych małżonków, dawał im piękne pierścienie, idąc w zawody z jeleniami, łabędziami i rysiami. Ponadto bronił dzieci i niemowląt przed złośliwymi istotami, takimi jak strzygi. Wziął udział w wyprawach Jarosława, służącego królowi Sarmatów. Zginął w Afryce, zjedzony przez Simargła Paskudja.



*
Chochliki (chochły, do których należała Szyszka) były dziećmi Boruty i Leśnej Matki. Miały postać ludzików, lecz nie nosiły ani bród, ani wąsów. Ubierały się w różne kolory, najchętniej w zielony i czarny. Jadły owoce, owady, grzyby i miód. Potrafiły przybierać różne postaci, od mrówki do tura. Chętnie jeździły na ptakach i nietoperzach. Stroniły od ludzi, jednak tym, którzy szli do lasu lubiły płatać figle. A to straszyły ich pod postacią niedźwiedzi, lub węzy, a to powodowały zabłądzenia, lub ukrywały przed wzrokiem grzyby i jagody. Miały dwie dusze, a te które niegdyś schwytał Rykar zamieniły się w pierwsze strzygi.



*
Elfy to trzecia grupa. Zrodziła je Mokosza. Widziano je na Dalekim Zachodzie i na północnym półwyspie, który w erze jedenastej otrzymał nazwę Nürt od króla Nurtusa I. Były piękne, miały ludzką postać i skrzydła motyli. Nosiły piękne ubrania z mgły, promieni Słońca, blasku Księżyca i pajęczyny. Wytwarzały wiele pięknych rzeczy jak klejnoty, meble, naczynia, rzeźby, tkaniny i domki. Miały królów i królowe. Wobec ludzi były nastawione życzliwie, choć stroniły od ich domostw. W ,,Perłowym latopisie'' jest napisane o zjadaniu elfów przez wąpierze i inne straszydła. Inne kroniki piszą o pomocy jakiej udzieliły Nurtusowi I (era jedenasta), a na początku ery dwunastej Bukowi i Lipie, oraz Turupitowi (w budowie Turku). 

Kłobuch i Zbreźnia Dzikofiejew




Miedwiedow kochał prostą Zajęczankę Płoszkę z Drozdowa. Maczugą zabijał ały i strzygi chcące ją pożreć, przenosił ją na wozie wraz z całą rodziną przez rwące rzeki, prowadził w knieje gdzie rosły najpiękniejsze kwiaty puszczy. Świadomy swej ogromnej siły, cały czas baczył, by nie zmiażdżyć jej, czy też jej pobratymców. Ujeździł dla niej bolenia z Synaru dużego jak krowa, oraz przebył niebezpieczną wędrówkę po wodę z Sobotniej Góry, gdy zachorowała. Tej nocy mieli wziąć ślub. Jednak zdarzyło się w międzyczasie coś strasznego.



Wieczorem przemierzali miedze trzej bracia, synowie Boruty. Byli to Kłobuch, Dzikofiejew i Liczyrzepa. Z oddali widzieli płonące łuczywa w chatach, a idąc śpiewali. Wszystko było dobrze, gdy skończyło im się jedzenie w sakwach i poczuli głód.
- Jestem jak łokis i poszukam owoców na drzewach, a wy jak chcecie idźcie do Zajęczan, by was czymś uraczyli - rzekł Liczyrzepa i dał susa na dziką jabłoń.
Kłobuch i Dzikofiejew podumali chwilę, po czym skierowali się w stronę chatynek. Nie wiedzieli, że w krzakach kryło się Licho. ,,Czyż nie jesteście Enkami, istotami doskonałymi"? - usłyszeli głos kusiciela. ,,Jesteśmy" - odpowiedzieli bracia. ,,Dlaczego więc macie prosić głupich Zajęczan, by wam dali jeść? Macie nad wami władzę, która czyni was bogami". Bracia zaoponowali: ,,Agej chce, żebyśmy z miłością pomagali niższemu stworzeniu". Jednak Licho się nie poddawało. ,,Agej dlatego uczynił je niższym od was, abyście wy mogli nad nim panować, a więc również zjadać, czy zabierać im żywność. Macie ku temu prawo, bo jesteście lepsi". Wtedy obu braciom, jakby łuski zakryły oczy. Uznali, że Licho ma racje i że warto go posłuchać. Poszli ku chatom Zajęczan.



Kłobuch po cichutku zakradł się do spichlerza i wyniósł stamtąd szynkę. Potem kradł jeszcze więcej, aż stał się najlepszym złodziejem na świecie, władnym nawet wykradać pokarm z pysków zwierzęcych i ludzkich. Już tamtej feralnej nocy, nikt nie zauważył jak ukradł szynkę. Dzikofiejew tymczasem podszedł pod okno i wsunął do środka swój dziczy ryj. Na dworze rozpadał się deszcz, który obudził małego Zajęczanina. Malec wstał z łóżeczka, bo się przestraszył grzmotu i szukał rodziców. Wtem Dzikofiejew wyłamał okiennicę i na błoniastych skrzydłach wleciał do pokoju. Złapał malucha za pyszczek i ...spałaszował go z futerkiem i kosteczkami, a następnie wyleciał z pokoju. Przed chatą spotkał Kłobucha, który jadł skradzioną szynkę, a między nimi było Licho.
Liczyrzepa nazrywał dwadzieścia jabłek i owinął w białą chustę. Następnie zszedł z drzewa, by podzielić się nimi z Kłobuchem i Dzikofiejewem. Gdy na ryju tego ostatniego ujrzał krew dziecka, rzucił w obu jabłkami i wrzeszcząc co sił w płucach pobiegł szukać innego brata - Miedwiedowa. Biegł w strugach deszczu i przy grzmocie, lecz nie zważał na ciernie, ni na wilki.
Tymczasem w pięknie wymalowanej chacie w otoczeniu paru Zajęczan przebywali ze sobą Miedwiedow i Płoszka. Ubrała białą suknię z wyhaftowanymi ptaszętami.
- Czy Leśna Mamusia nie obrazi się, gdy to ubiorę? - spytała ukochanego.
Nagle - rozległ się huk i przez okno wskoczył do izby zdyszany Liczyrzepa.
- Mogłeś ją zabić! - ryknął Miedwiedow.
- Dzikofiejew zabił i zjadł Zajęczątko! - odkrzyknął mu łokis, a słuchacze zrobili wielkie oczy.
- To nieprawda - mówiła niemal automatycznie Płoszka, a wielu było skłonnych nie wierzyć Liczyrzepie, bo ten czasami kłamał.
- Prawda - potwierdził Liczyrzepa - a Kłobuch ukradł szynkę!
- Skąd to wiesz? - spytał Miedwiedow.
- Wiem, bo widziałem - odrzekł małpiszon.
- A przysięgasz, że nie kłamiesz? - drążył Miedwiedow.
- Przysięgam na Ageja, Borutę i Leśną Matkę, oraz na samego siebie, że mówię prawdę, albo nie jestem Enkiem tylko Čortem - brzmiała uroczysta przysięga. - A ponadto, jeśli kłamię, niech mnie Weles wyzłoci i niech będę złoty jak złoto - dodał.
- Gdzie to było? - zapytał człowiek z głową niedźwiedzia.
- W siole Paszkot - odrzekł łokis.
- Ty biegnij do Rokitnicy powiedzieć rodzicom, a ja udam się do Paszkota rozmówić się z braćmi - zdecydował Miedwiedow, po czym zwrócił się do Płoszki. - Nie mogę na razie być z tobą, bo mam ważną sprawę; zginęło dziecko; poczekaj tu na mnie - ucałowali się i Miedwiedow opuścił sioło Drozdowo.
Płoszka płakała nad losem dziecka i nie przyjmowała pocieszeń, choć go nie rodziła. Gdy Dzikofiejew je zjadał, zabawiała się rozmową z narzeczonym i pokazywała mu sukienki nic nie wiedząc o tragedii. ,,On by nie zdradził. To dziecko zginęło przeze mnie'' - mówiła sobie rozgoryczona. Gdy znalazła się sama, nie mogąc znieść bólu, powiesiła się na ozdobnym pasku od sukienki.
Tymczasem Miedwiedow był już w Paszkocie.
- Co zrobiłeś? - spytał Dzikofiejewa, a ten tak zasmakował w swym czynie, że otumaniony przez Licho, postanowił zostać Čortem. Tak samo Kłobuch.
- Liczyrzepa rzucił w nas jabłkami - mówił Dzikofiejew - i uciekł. To prawda; zjadłem bachora, bo mi smakował, a byłem głodny. Ty na moim miejscu zrobiłbyś to samo - Miedwiedow słuchał przerażony.
- Spotkaliśmy grafa Lichona, który nas odmieni - rzekł Kłobuch.
- Licho to przeklęty Čort! - wybuchnął Miedwiedow.
- Terefere - zakpił brat - potwór.
- Słuchajcie, jeśli żałujecie, Dziewanna wyprosi wam przebaczenie u Ageja, Mokosza również - proponował Miedwiedow. - Nigdy nie uznam twego czynu, ale ciebie uznaję.
- A ja nie uznaję, ani Dziewanny, ani Mokoszy, ani ciebie - zbluźnił Dzikofiejew. - Šumowina Mati urodziła mnie potworem, to niech ma!
- To Rykar robi z ciebie potwora! - oponował Miedwiedow, któremu drżała ręka dzierżąca maczugę. - Urodziła nas z miłością!
- Przestań mi solić o miłości! - krzyknął Kłobuch i ugryzł brata.
Wtedy ten podniósł prawicę i ryknął:
- Niech was ojciec przeklnie! - tymczasem oni stali się już w sercu Čortami i rozpłynęli się w ogniu.
Miedwiedow zawrócił do Drozdowa. Był już na rogatkach, gdy ujrzał żałobników.
- Znaleźliśmy Płoszkę; powiesiła się na ozdobnym pasku, który jej dałeś - rzekli, a Enk wypuścił maczugę z ręki i ciężko osiadł na trawie. Rozdarł szaty i ryknął jak niedźwiedź. Taka była jego żałoba. Dzień później ubrał kir i usypał Płoszce wielki kurhan, wyższy niż jodły i dęby. Obsadził go liliami i wyłożył szlachetnymi kamieniami. W międzyczasie bracia Liczyrzepa, Kunetej, Arktur, Wiłkokuk i Ovov Teczookinson pomagali mu i pocieszali go. Następnie wszyscy udali się do Rokitnicy. Z dala witały ich swąd spalenizny i widok zapłakanej Dziewanny, siedzącej na kamieniu i łaszącego się do niej borsuka, usiłującego pocieszyć panią lasu.
- Czego płaczesz mateczko? - podbiegł do płaczącej Kunetej pełen troski.
- Byli tu Kłobuch i Dzikofiejew - odrzekła ucałowawszy syna - zostali Čortami. Wyrzekli się nas, a wtedy Boruta przeklął ich i nadał Dzikofiejewowi imię ,,Zbreźnia''. Kłobuch nazwał ojca ,,Liszajem'', a mnie - ,,Šumowiną Mati''. Następnie z ryja Dzikofiejewa wydostał się płomień i spalił zarośla rokity i budowle z niej wzniesione. Boruta wsiadł na łosia i musiał walczyć z nimi i z latawcami, by nie spalili Puszczy i zbudowanej w kniejach Wieży Ślimaka, gdzie powstają sny. A kim jesteś smętna istoto? - oczy Leśnej Matki spoczęły na siwobrodym staruszku w czarnych spodniach, białej koszuli i wieńcu z jemioły na siwej czuprynie.



- Buuuu! Jestem Smętkiem. Począłem się z łez Miedwiedowa po śmierci Płoszki; twoja synowa powiesiła się na pasku, bo czyniła siebie winną śmierci dziecka.
Nazajutrz Smętek opuścił Rokitnicę i zamieszkał wśród wielkich jezior, w krainie nazwanej później ,,Burus''. Coraz więcej było okradzionych przez Kłobucha i rozszarpanych przez Dzikofiejewa. Do Rokitnickiego Sioła ciągnęły tłumy Zajęczan, Oxiów i Wydrzan z trwożnym pytaniem: ,,Co robić"? Wreszcie Leśna Matka przekazała wolę Ageja: ,,Trzeba ofiarować, co kto ma najcenniejszego".

*
W owym czasie ziemię ukraińską pokrywał przeogromny las. Puszcza ta nosiła nazwę Lasu Południowo - Wschodniego. Jedyne stepy, znajdowały się wówczas na ziemi węgierskiej, oraz na Kresach Świata - wschodnim, oraz południowym. Las ten był schronieniem smoków, lwów, feniksów i jednorożców, jeleni, saren, łosi, wilków, rysi, żbików, rosomaków, głuszców i cietrzewi. Były tam łokisy i Dzicy Zajęczanie - żyjący w kniejach na drzewach; nie znający sztuki budowy wsi. Przelatywał nad dębami i jodłami Jarog Car - Ptak, a nad Tinerpą, Sopraczem, Dunajem znajdowały się kolonie Wydrzan. Widywano podobno świetliki wielkie jak gołębie; w jarach lęgły się ksykuny. Wśród drzew pojawiała się czasem Wieża Ślimaka - każdego roku stała w innym miejscu. Byłą wysoka jak góra, biała i przykryta czerwonym dachem. Wewnątrz mieszkał wielki jak pies ślimak z łapami i kominem wyrastającym z muszli. Kierował pracą dwóch sióstr o wyglądzie człowieczym. Nazywały się Zmora i Zennica, a ich zadaniem było zsyłać wszystkim istotom sny. Zmora słynęła z tego, że karała koszmarami pijaków i żarłoków.
Tego dnia w Lesie Południowo - Wschodnim rozgorzała walka. Naprzeciw siebie stanęli Miedwiedow i Dzikofiejew. Obecni byli też Boruta z Leśną Matką i Żweruną przeciw Lichu. Walczyli Dzicy Zajęczanie i Wydrzanie ze strzygami, latawcami i potworami. Leśna Matka jechała na grzbiecie jednorożca, a jej łzy wyglądały jak perły. ,,Wow! Wow"! - na dźwięk szczekania Żweruny strzygi pierzchały jak kury. Licho na próżno próbowało zagnać ich rozpędzone szeregi do walki uderzeniami batoga. Kunetej szył do nich z łuku. Boruta starł się z Lichem i po krótkiej walce wtrącił je do Čortlandu. Wtem jednak na czele armii zła stanął Dzikofiejew. Ogniem z pyska spopielił Wydrzan z osad rybackich Wydra, Szczupak, Okoń i Karaś. Wyrósł przed nim Miedwiedow, oraz Żweruna. Maczuga starła się z mieczem, a Enka - suka kąsała Čorta po nogach. Już Miedwiedow miał roztłuc maczugą dziczy łeb brata, celującego mu w niedźwiedzi pysk ogniem, gdy nagle... Między zapaśnikami wyrosłą nagle Dziewanna ze łzami ze oczach i wyciągnęła ręce odgradzając ich od siebie.
- Jesteście braćmi! - krzyknęła, a wszystkie ptaki leśne wzbiły się w górę.
Miedwiedow odłożył maczugę, a zły Dzikofiejew nie wypuścił ognia z ryja.
- Słuchaj macierz - rzekł łagodnym głosem do Dziewanny - przepraszam, żem cię nazwał sprośnie i sromotnie. Ja twój syn, jak Agej, czy Boruta będą mnie sądzić, wstaw się , by byli dla mnie łagodniejsi, niż dla Licha czy Rykara - potem odleciał na błoniastych skrzydłach do Čortlandu.
Lasu Południowo - Wschodniego już nie było. Zniszczyła go walka.

Gloriya alden Visna! Chwała Wiośnie!




Wśród Zajęczan padła już nadzieja, że zima kiedykolwiek się skończy. Nawet Oxiom i Wydrzanom sprzykrzyły się już sanki, narty i łyżwy. Powszechnie tęskniono za upałem, zielenią, owadami i barwnymi ptakami. Enkowie pocieszali niższe stworzenie, lecz jak nie było nadziei tak nie było. Zima zbudowała sobie zamek na lodach jeziora Lykayuk. Odtąd wznosi go każdego roku, w tym samym miejscu. Tymczasem śpiące pod lodem niczym szynki w wędzarni, jaskółki poczynały się już budzić, a w grubym lodzie, wybijały dziury ogony piętnastometrowych szczupaków. Żaby szły w ślad za jaskółkami, tak samo żmije. Z wyraju powracały kanie i żurawie. ,,Co się dzieje''? - to pytanie zadawały sobie zarówno proste istoty, jak też sama Zima, gdy w twarz uderzył ją zefir. ,,Idą wielkie rzeczy"! - szeptano sobie z ust do ust. Radość wzbierała w sercach, dotąd pełnych pamięci o mrozie i potwornych rzeziach, bo jak ptak przylatywała wieść o Wiośnie.
- Przypomina Mokoszę, ma skrzydła wielkiego ptaka - wówczas nie było jeszcze bocianów - a jedzie na grzbiecie Czarnego Tura - Śnieguliczka mówiła Korze.



Wielu widziało ją jak szła drogami i lasami, a niektórzy nawet gościli ją dając chleb i sól. Tam gdzie padł cień jej skrzydeł, lub stanęło kopyto tura, tam tajały śniegi, wyrastała trawka i kwiaty. Żar od Słońca był zaś coraz śmielszy i oprócz śniegów, również lody poddały się jego ciepłu. Wyraj opuściły coraz liczniejsze rzesze ptactwa, w tym wilgi, remizy, czaple i inne. Budziły się nietoperze, chomiki i susły, w górach zaś świstaki. Na dobre rozbudziły się drzemiące dotąd borsuki. Wraz z królową Betel - Gausse wstały żaby, ropuchy, salamandry i traszki, a z Altairą, Abajowem, Białą Żmiją i Królem Węży - węże, jaszczurki i żółwie. ,,Gloriya alden Visna''! - wszystko krzyczało, ćwierkało i śpiewało. Echa tego radosnego zawołania dotarły aż na jezioro Lykayuk.
Wiosna jechała na Czarnym Turze, a dołem pełzały Król Węży, Abajow i Biała Żmija. Na przedzie jej heroldem była Żweruna - suka, córka Leśnej Matki. Na rogach tura siedziały orzesznica i popielica, a między racicami dreptały jeże. Wreszcie nad głową Wiosny leciały trzmielojady, remizy, słowiki, inne ptaki. Na ich drodze rosły kwiaty i liście drzew i śpiewały i biegały dzieci Zajęczan, Oxiów i Wydrzan. Orszak zatrzymał się nad jeziorem Lykayuk, gdzie jeszcze stał lodowy zamek Zimy.
- Teraz Wiosna wyprawi to całe tałatajstwo do Čortieńska - pomyślała Żweruna.
Jednak wbrew jej przypuszczeniom, Zimy nie pochłonął ogień z nieba. Wiosna zsiadła z tura i podleciała do bramy. Zastukała kołatką, a brama się otworzyła. Wewnątrz nastąpiło spotkanie dwóch sióstr; Wiosna spokojnie i dobrotliwie, lecz stanowczo nakazała Zimie opuścić świat. Zima po wymienieniu pocałunku z siostrą, ułożyła się w łodzi z lodu, którą Biały Tur i Śnieżelec zanieśli nad najbliższą rzekę.
- Teraz popłynie do Welesa za morze - syknął Król Węży, po czym gwizdnął na czubku ogona, a wtem zaroiło się od węży i jaszczurek.
Wiosna sprawiła, że lodowy zamek zamienił się w wodę, w której pluskały się wodne smoki podobne do traszek z nietoperzowymi skrzydłami.
- Gloriya alden Visna! Chwała Wiośnie! - rozległy się wiwaty, a pojednani Zajęczanie bawili się i ucztowali.
Zauważyli też, że łasice, gronostaje, zające zwane bielakami i Zajęczanie Białogłowi, przybrali swe zwykłe barwy. Rozległ się wielki błysk i huk, gdy Jarowit uderzeniem pioruna wzmocnił łańcuch krępujący Rykara.



*
Kora I - córka Śnieguliczki, która po śmierci stała się rośliną o białych jagodach, była matką Kory II, matki Białka, ojca Kory III (zabitej przez ażdachę), matki Trawa, ojca Knyszyna (założyciela wsi tegoż nazwiska), ojca Zajęczego Uszka, ojca Kory IV (zabitej przez strzygi i wąpierze za uśmiercenie mantrykony - zabójczyni Marchwiosza i Kapustniczyna), matki Sporysza Harcerza, zwanego Varkyderem. To są ostatni ojcowie i matki Zajęczan.

Gniew Zimy



,,Zëma 
W zëme biôłó je wszędze,
A jak to z nama będze?
Będze można sę gonic po
sniegu obzérac piękne lodëkol brzegu.
Na miechu jezdec
snieżelca lepic [...]
To wszëtko je mało -
ju cemno sę stało"... - Marzena Drawc, kl. V1



Mar - Zanna przebywała w nadmorskiej jaskini, a jej córka Zima jeździła na Białym Turze. Nastał właśnie jej czas i lód ściął morze, rzeki, jeziora i stawy. Zajęczanie musieli wyrąbywać bryły lodu i rozmrażać je nad ogniem. Jednak ta Zima była jakaś inna. Mar - Zanna rzekła do córki:
- Rzuć swym lodowym młotem do góry! - Zima spełniła polecenie i uderzyła młotem w chmury.
Te zaś oziębiły się. Zanosiło się na deszcz, lecz spadł grad. Zajęczanie, Oxiowie, Wydrzanie, chochliki, Płanetnicy, upiory, strzygi, buby, ażdachy, ały, latawce, wąpierze i Enkowie ujrzeli jak z chmur leci jakby kasza ze szkła. Opada w dół i niszczy rośliny. Potem po raz pierwszy spadł śnieg. Wszyscy w osłupieniu patrzyli na wirujące, białe płatki (każdy w innym kształcie), zimne w dotyku i szybko tające. Od tego czasu, śnieżynka stała się herbem Zimy - córka Mar - Zanny wyhaftowała sobie taką na swej czarnej sukni. Zsiadła z grzbietu Białego Tura i utoczyła kulę. Najpierw jedną, potem drugą, wreszcie trzecią. Ułożyła je jedną na drugiej, a środkowej dolepiła ręce. Największej dolepiła grube nogi. Nowa istota otrzymała oczy z węgla i nos z marchwi (Marchwiosza zabiła już mantrykona), a łeb zakryła nieużytecznym, czarnym garnkiem.
- Z śniegu powstałeś, będziesz nazywał się Śnieżelec - rzekła Zima, pokazując bałwana matce. - Erpen potestas Agejistis lyvayet'3 - szepnęła do śniegowego ucha, a Śnieżelec ożył i głęboko skłonił się Zimie i jej matce.
Następnie wziął uzdę Białego Tura i począł na zawsze już służyć Zimie. A śnieg padał i padał...

*
Wygaśli ojcowie i matki Zajęczan, przetrwały ich dzieci, za młode by dziedziczyć. Lasy, pola i łąki były zasypane, a wszystkie istoty marzły i często też marły z głodu. Leśna Matka uczyła ptaki, by migrowały do ciepłych krajów (do ,,wyraju''), a małe zwierzęta by zasypiały. Uczyła przetrwać wiewiórki, borsuki, daniele, sarny i dziki, a jej mąż - wilki, rysie i niedźwiedzie. Spały nawet Abajow i Biała Żmija. ,,Jak długo to potrwa"? - pytano się z trwogą.
Pewien Zajęczanin, o którym powszechnie wiadomo było, że ma dobre serce, zimą stał się złodziejem. Włamywał się wraz z synem do cudzych chat i zagród, by zabierać z nich żywność. Nieraz z obrzydzeniem widział jak to samo robiły strzygi. Kiedyś przyłapał na kradzieży Płanetnika i apelował do jego poczucia honoru:
- A to waść żadnej ambicji nie macie, że kradniecie? - teraz zaś sam to robił, choć wzorem tamtego Płanetnika umyślił sobie, że zabiera bogatszym i że nie przynosi to ujmy jego honorowi. Raz kradł dużą rodzinę, a wtedy najmłodsze dziecko umarło z głodu. Wreszcie trafiła kosa o kamień. Obu złodziei złapano, a ci płakali. Wieś była oburzona odkryciem ich tożsamości, gdy ich zdemaskowano. Skończyło się na tym, że ojca i syna ukamienowano, a potem rozszarpano jak to robiły strzygi.
Oxiowie i Wydrzanie świetnie znosili zimę pod troskliwą opieką Juraty. Swobodnie łowili ryby w morzach jak i jeziorach i rzekach, a po pracy lepili bałwany, jeździli na sankach i nartach, oraz na łyżwach. Samemu mając nadmiar, chętnie i w sposób zorganizowany dzielili się z głodującymi Zajęczanami, dzięki czemu ocalili wielu z nich od śmierci z głodu. Wydrzanin Budrys ze Świtezi zaprowadził pewien ród Zajęczan nad jezioro Mamir gdzie fale wyrzuciły na brzeg szczupaka wielkości pięciu żubrów i suma wielkiego jak wieloryb płetwal błękitny. Zajęczanie osiedlili się tam i mieli żywności na bardzo długi czas.



*
W owym czasie niektóre zające, oraz wszystkie gronostaje i łasice zbielały, co umożliwiło im stanie się niewidocznymi na śniegu. To samo Boruta i Leśna Matka umożliwili Zajęczanom. Tak powstali Zajęczanie Białogłowi. Ponadto ubierali się na biało, więc strzygi miały kłopot z ich wytropieniem. Jednak Rykar przez ,,grafa Lichona" wmówił Zajęczanom, że Białogłowi są niżsi, że niszczą żywność, że trzeba ich zabijać i zjadać. Początkowo mu wierzono; jedni drugich zabijali na najróżniejsze sposoby. Zima wyzwoliła okrucieństwo jakiego wcześniej nie było. Również ,,Białogłowcy" zaczęli się mścić i jedni na drugich polowali, a strzygi wyżerały z przerębli trupy obu. Wreszcie gdy w rodzinie szarogłowego Płochacza urodziła się pod koniec zimy białogłowa Śnieguliczka, wzajemna rzeź miała się na ukończeniu. Wreszcie zakończyła się, a sędziwa Śnieguliczka - matka Zajęczan Białogłowych urodziła Korę I.

1 Wiersz zaczerpnięty z podręcznika do geografii
2 Przez potęgę Ageja: żyj!

Oxland




Na plaży stał stół, za którym wesoło ucztowało kilka rodzin. Zapadł już wieczór i płonęły lampiony. Na poczesnych miejscach siedzieli goście z południa; bracia Zajęczanie Marchwiosz i Kapustniczyn. Rodziny, u których jedli ryby i rzodkiewki nie były najbogatsze, zresztą na to, ojcowie nie zwracali wcale uwagi. Ten sam stół gromadził też ludzi z foczymi głowami, jak też ludzi z głowami jak wydry. Wreszcie w tłumie siedzieli wmieszani, pani w białej, naszywanej perłami sukni, trzymająca wielką muszlę, mąż o złotej skórze i złotoskóry młodzian o czterech twarzach. Byli to Enkowie, lecz woleli pozostać nierozpoznani. Była to uroczystość z powodu odnalezienia fokogłowych dzieci przez wydrogłowego sąsiada. Głosił on głęboką niechęć do ,,fokogłowców'', lecz gdy ujrzał zaginione dziecko, nie wahał się ani chwili. Marchwiosz spytał się kogoś:
- Mówisz, że nazywacie się Oxiowie - rzekł do człeka z głową foki - a wasz kraj Oxland.
- Dzieli się on na północny zamieszkany przez Oxiów i południowy, należący do Wydrzan - tłumaczył Ox.
- Skąd pochodzicie? - spytał się Kapustniczyn.
- Jurata urodziła naszych prarodziców - Estynisława i Čudę. Za to Wydrzanie pochodzą albo od Juraty, albo ulepił ich z mułu Rybołów, albo jego żona - Rybitwa. Między nami jest Jurata - dodał ciszej. - Możesz się jej zapytać. Natomiast imiona pierwszych Wydrzan to Łurot i Juratka.
- Hmm. Już samo imię pramatki wskazuje na Juratę - zamyślił się Marchwiosz.
- Słusznie. Jestem matką Wydrzan - szepnęła im nagle pani z muszlą.
Jakiś Ox ją rozpoznał i zaczął wypytywać o Cetę.
- Urodziłam ją i ma postać wielgachnej, trójgłowej foki - mówiła Jurata, lecz słuchacz raczej niedowierzał jej.
- A mogę, pani matko, ją ujrzeć? - spytał pokornie.
Jurata w milczeniu wysypała perły z muszli i nagle słone jezioro się wzburzyło.
- Ceta, Ceta! - rozległy się okrzyki, gdy wszyscy ujrzeli wielką jak smok fokę szarą. Była dosłownie trójgłowa. Zabawa zaś trwała do białego rana, bez kropli gorzałki, ni miodu.

Łagus i Łagia




Leśna Matka będąc z Borutą na ziemi słowackiej urodziła parę pierwszych Zajęczan. Były to istoty o ciele ludzkim, lecz miały głowy zajęcy. Mogły też przybierać ich postać.
- Będziecie się nazywać Łagus i Łagia - zdecydowali rodzice.
Ci po pewnym czasie pobrali się i mieli dzieci. Łagus spłodził Waga, a jego dzieci nazwały pobliską rzekę jego imieniem, bo był to dobry Zajęczanin. W przeciwieństwie do Płanetników nie mieli królów ani królowych. Władali nimi ojcowie i matki rodów, którzy cieszyli się wielkim szacunkiem. Synem Waga był Szarak I (choć nie był królem, przy jego imieniu stał numer porządkowy). Miał nawet berło z muchomora i dostał od Boruty czarodziejskie potrawy (chleb, ser, wodę), które rozmnażały się w miarę dzielenia. Szarak I rozdał je potem upiorom i Płanetnikom. Oto jego dzieci: Szarak II (zmarnował jadalny skarb ojca, chcąc go mieć tylko dla siebie), Szarak III (zabity przez strzygę), Szarak IV (zabity przez latawca), Kicka, Skoczka, Długouchy (pierwowzór Imć Tchórzaczka - odbył podróż dookoła świata, miał nawet za przyjaciół marabuta, satyra i psa), Trzeszcz (trzeszcza - oczy zająca, był pierwszym astronomem, odkryte gwiazdy nazwał na cześć Enków: Altaira, Betel - Gausse, Arktur, Sirrah, Rigel), Trzeszcza (kontynuowała dzieło męża), bracia Marchwiosz i Kapustniczyn (obu zabiła mantrykona, a ich ciała zamieniły się w marchew i kapustę - ulubione rośliny Zajęczan). To są imiona matek i ojców tej rasy do Pierwszej Zimy Śnieżnej (do tego czasu, choć woda zamarzała - patrz wyprawa Rigla, to jednak nie było śniegu).
Jak żyli Zajęczanie? Budowali małe wioski nad wodą, gdzie uprawiali zboża, owoce i jarzyny, oraz mieli stawy i pasieki. Hodowali woły, psy łasice, a nawet koty. Nosili ubrania z lnu i konopi, oraz łapcie z łyka. Ich chaty były niskie, kryte papą, miały białe ściany, na których malowano kwiaty, ptaki i smoki. W środki mieli klepiska, kryte rohożami, ściany były białe, czasem tak samo kolorowe jak ściany zewnętrzne. Jedli wiele roślin - zwłaszcza kapustę i marchew, lubili też korę drzew owocowych, ale i twaróg i ryby. Oswajali liczne zwierzęta - wilki, lisy, jaszczurki, tury. ,,Mieli już wszystko, oprócz słoni'' - mówiła Anej é Rion. Układali wspaniałe pieśni i opowieści o czasach dawnych, jak też im współczesnych. Przyjaźnili się z turoniami, Płanetnikami, po Pierwszej Zimie Śnieżnej także z krasnoludkami. Za to ich wrogami były ażdachy, latawce, ały, wąpierze, oraz strzygi. Zagrażały im też smoki i mantrykony i inne bestie.
Niektórzy Zajęczanie należeli do stuha, lecz nigdy nie atakowali pierwsi. Za podstawy swej kultury uważali dobroć, pobożność i męstwo.

Strzygi i bubony



,,Wymrocze graniczy od wschodu z miastem Błyszczydłami. Od północy i południa jego sąsiadami są natomiast grody Vompiersk i Strzygi. W obu mieszka moc straszydeł, takich jak wąpierze, brukołaki, strzygi, latawce... Wyprawiają się do sąsiednich osad i czynią szkody wielkie" - ,,Codex vimrothensis''


Część wesołych i raczej nieszkodliwych chochlików (takich jak Skierka i Chochlik z ,,Balladyny" Juliusza Słowackiego) pochwycił Rykar. Dręczył je i rozciągał ich ciała, aż przybrały postać strasznych istot. Nadał im nazwę strzyg i strzyżeni (łac. ,,strix" - sowa). Miały postać ludzką i wzrost ludzki, lecz wiele cech jak puszczyki (wiele tych sów zginęło potem zupełnie niewinnie za swe podobieństwo do strzygoni). Brązowe, miękkie włosy, spiczaste uszy, orle nosy, wilcze zęby, szpony u palców dłoni i stóp, oraz sowie pióra u ludzkich ramion - sprawnie latały w dzień i nocą. Najdziwniejsze jednak, że tak jak maleńkie chochliki miały dwie dusze - jedna była dobra, a druga zła, lecz obie stworzył Agej. Przemieszkiwały głównie w lasach, oraz miały wielką stolicę - gród Strzygi między Wymroczem, a Górami. Rykar nadawał im królów i królowe. Nosili oni czerwone szaty i dużo złota. Co o nich wiemy?
Z woli Rykara uprawiały rozbój - dla złota i z chęci mordu. Kradły też po domach i zagrodach, porywały niemowlęta z kołysek, rozszarpywały ludzi i zwierzęta. Jadły surowe mięso ludzi, krasnoludków, rusałek, wodników, czarownic, żmijów, innych stworzeń, a także żab, ryb, ptaków, wilków, jeleni, tchórzy, owadów, traszek, salamander, węży, kretów, jeży, nietoperzy, rysiów, żbików i wielu innych. Rzadko kiedy dopełniały mięsny jadłospis kradzionymi owocami, zupami, chlebem, serem i twarogiem, jednak na tych wyprawach więcej niszczyły niż kradły. Najbardziej lubiły pić krew i wódkę.
Nosiły ludzkie ubrania. Ich samice opiekowały się dziećmi z wielkim oddaniem. Strzygi pojawiły się na początku ery czwartej, jeszcze przed narodzeniem Zajęczan. Po tym wydarzeniu, Rykar uczynił ich zawziętymi wrogami tej rasy. Strzygi rozszarpywały Zajęczan w lasach. Potem miały konszachty z królem Latavcem, wilkołakami, królową Malkieš Lysarayatą, królami wąpierzy (Erydan, Naraicarot I, Naraicarot II, Żuławisław i następcy), oraz z królem Jeremiaszem i Popielem I. Najsłynniejsze strzygi z ery jedenastej to: Północnik, Południk, Zachodnik i Wschodnik. Ich imiona oznaczały kolejno północ, południe, zachód i wschód. Wsławiły się tym, że dręczyły przed śmiercią Igora Lorenzkraffta.



*

Pewnego razu król Lestek II zabił w lesie bubona myśląc, że to strzyga. Bubony, albo ,,buby" (łac. ,,bubo'' - puchacz) były wzrostu dzieci i miały ludzką postać. Całe okryte były sowim puchem. Wyróżniały się spiczastymi uszkami, sowimi oczyma, zakrzywionymi nosami, ostrymi zębami, grubymi kończynami, zakończonymi szponami, misiowatym brzuszkiem i skrzydełkami jak ptaszek. Żyły w lasach, na drzewach, prowadziły nocny tryb życia i stroniły od ludzi. Nie potrzebowały ubrań. Czule opiekowały się młodymi. Do swych przepastnych brzuchów ładowały ptaki, ich jaja i pisklęta, ślimaki, owady, żaby, jaszczurki, ryby, węże, traszki, grzyby, owoce i liście. Przepadały za miodem. Zarówno strzygi jak i buby umiały kręcić głowami jak sowy.
W erze jedenastej, po śmierci króla Wieńczesława, tron Orlandu objął zły bubon Bubiec (Bubec). Rządził krwawo, a obalił go żmij Trójrożec. Opowiada o tym Kosa Oppman w ,,Perłowym latopisie" (,,Tatra, Suplement cz. IV Sen'').

Skarga Leśnej Matki


,,[...] zwana też Dziewanną Šumina Mati, opiekuje się lasami, bagnami i jeziorami, ich zwierzyną i mieszkańcami" - encyklopedia ,,Obraz świata''.


Było to pod koniec ery ósmej. Do Domu Enków w koronie Wielkiego Dębu przybyli Boruta i Leśna Matka. Ta ostatnia ze łzami, klęczała przed Agejem i prosiła:
- Panie! Odbierz mi tytuł Ortica Sapientu (Rodzicielki Istot Rozumnych). Tytuł to chwalebny, dar mej siostry Mokoszy, lecz mi przyniósł więcej strapień i goryczy niż radości. Urodziłam wiele wspaniałych istot, lecz między nie wszedł Rykar. On to nasłał na nie Čorta wojny - Mieczywłada, a ten sprawił, że stanęły przeciw sobie i się wzajemnie wyrzynały. Mokosza sama wie ile krwi niewinnej spadło na jej szaty! Nie chcę więcej być matką istot wzajemnie się wyjadających, gorzej - nie wyjadających, ale wycinających w pień! To podłe! - krzyknęła.



Następnie rozrzewniła się i zaczęła opowiadać.
- Wyszłam za Borutę, pana lasów. Był taki jak teraz, a najważniejsze, że był. Przez cały czas narzeczeństwa przygotowywał mi piękny prezent. Gdzieś na bagnach wschodu, wybudował w erze czwartej, po wojnie z Čortami pałacyk z trzcin rokity. Oprócz niego zbudował chatę z drewna krytą sitowiem i kilka posmarowanych smołą łodzi z wiosłami. Naszymi sługami zostały wszystkie zwierzęta z bagien.
- ,,Dla ciebie to uczyniłem z miłości - rzekł Boruta - czy chcesz nazwać nasz dom Šuminy, albo Dziewanny"? - zapytał mnie, a ja odparłam.
- ,,Mnie się bardziej podoba Rokitnica - Rokitnickie Sioło" - zamieszkaliśmy tam, a ku naszej czci wodne smoki grały na bębnach.
W naszym domostwie są cudowne drzwi. Boruta zbił je z egzotycznych gatunków drewna, przez co umożliwiają nam wizyty w dalekich stronach.



Poczęłam i urodziłam tam wiele stworzeń. Wśród nich znaleźli się nowi Enkowie: nietoperz borowiec Sirrah (mieszka na północy, między jeziorami, a nad głową ma niebieski płomyk), Biały Tur Zimy, Czarny Tur Wiosny, Wolarz, Kłobuch, Kunetej, Miedwiedow, Dzikofiejew i Żweruna. Wolarz to potężny, ubrany w krowią skórę mąż o dwóch wolich głowach. Był to pierwszy pasterz po Borucie. Kłobuch i Kunetej to mężowie o głowach kolejno lisa i kuny - pierwszy z nich został Čortem. Miedwiedow to mocarz o głowie niedźwiedzia. Dzikofiejew został Čortem. Miał głowę dzika, z ryja zionął ogniem. Był kudłaty i miał wielkie, błoniaste skrzydła. Żweruna to ogromna suka o brązowym futrze, podobna trochę do ogara, a trochę do wielkiego psa doga. Lubię z nią biegać po lasach, a urodziłam ją nad Nemaną. Ostatnim moim synem - Enkiem był łokis - Liczyrzepa. Wędruje po świecie i raz jest po stronie Enków, a raz Čortów (pan Andreus ov Leovishiner powiedział raz, że nie lubi takiej postawy, którą nazwał - ,,lelum polelum'' - przyp. T. K. ). Ma postać pokrytego futrem męża, spiczaste uszy, ostre zęby, szpony na palcach dłoni i stóp, oraz ogon. Małpa. Urodziłam też Wiłkokuka, Arktura i Ovova Tęczookinsona. Inne moje dzieci: mysz, wiewiórka, polatucha, nornica, smużka, ryjówka, zębiołek, jeż, nietoperz, zając i królik, żbik, ryś, wilk, lis, bubon, łasica, gronostaj, tchórz, norka, wydra, borsuk, rosomak, jeleń, sarna, daniel, łoś, kozica, łokis, tur, żubr i leśny tarpan, oraz niedźwiedź. Urodziłam też dziwne stwory z południa: jednorożca, słonia, nosorożca, lwa, lubarta, czyli panterę, szakala, gazele i antylopy, hipopotamy, bawoły, mantrykony, sfinksy, centaury, pegazy, gorgony, psy o wielu głowach, leofontony, małpy; takie jak koczkodan i papion, mangusty, później zaś nieco, rasy używające rozumu jak: Kynokefali, Cyjanopodów, Parocytów, Ucholotów znad jeziora Aspin i Akefali znad Tsany. Jestem też matką jeżozwierzy.
Pewnego razu, jesienią odwiedziły nas dwie kobiety. Jedną z nich była Wiosna, a drugą Zima. Nasze dzieci wnet je polubiły. Biały Tur stał się odtąd wierzchowcem Zimy, a czarny - Wiosny - skarga trwała jeszcze długo i przerodziła się w prawdziwą sagę.