piątek, 13 listopada 2015

Dniepr i Desna

W czasach bohaterskich, nim jeszcze Rus zasiadł na złotym tronie w prastarej Goluni, gdzieś nad rzeką Tinerpą, w miejscu gdzie Sarmaci wybudowali później stolicę swego imperium, Boloskę, żył słowiański król Liman (Limanus). Wielki to był mocarz, syn sławnego herosa Wyrwisosny, łamiący podkowy, kruszący głazy strzałami z łuku, kułakiem obalający drzewa i żubry. Tenże Liman broniąc swych poddanych, objeżdżał swe włości na zrodzonej z morskiej piany białej klaczy z Arabii i zatrutymi strzałami zabijał smoki i połozy, wilkołaki, brukołaki, wąpierze i rozbójników, sprawował sądy, wznosił nowe grody, chramy i kumiry. Brał udział we wszystkich trzech wyprawach carów i kniaziów słowiańskich przeciw Tmu – Tarakanowi i Ginofagom – osiadłemu nad Morzem Ciemnym plemieniu dzikich mężów pożerających niewiasty. Z drugiej z tych wypraw przywiózł sobie żonę, a była to uratowana od pala męczarni rusałka Korsina, nosząca swe imię na cześć Chorsa – Srebronia. Bardzo kochała króla Limana i on ją miłował.




Enkowie obdarzyli ich synem Dnieprem (Nepr, Neprus) i córką Desną (Tesna), nazwanych tak na cześć ,,dopływów Nilu'', wielkich rzek Wschodu.
Dniepr wdał się w swego dziada; Wyrwisosnę, syna Toczygroszka. Wyrósł na męża wysokiego i potężnego. Miał czarne wąsy sumiaste i włosy takiej barwy, nad czołem przycięte w ząbki. W jednym uchu nosił złoty kolczyk pełen mocy magicznej, zdobyty na Zalmoxisie, chanie tartarskim. Idąc do boju brał przecinający stal i skały miecz Zgubę, okrągłą tarczę z wymalowanym na niej złotą farbą Słońcem, maczugę Nasiek, zaś grzbietem służył mu biały koń Kosik, zakupiony w Surażu od kupców arabskich. Wielka była siła Dnieprowa – kruszył żelazo i kamienie w swych rękach, wyrywał wiekowe drzewa, sam jeden kładł pokotem całe zastępy wrogów.





Jego siostra Desna była najpiękniejszą z córek Sklawinii – jej ciało smukłe, białe i bez najmniejszej skazy, długie włosy czarne jak pkieł i miękkie jak kitajka, wielkie oczy mroczne jak czeluść Čortieńska, lśniące i miękkie szaty, czy klejnoty podobne gwiazdom nie miały sobie równych.
Dniepr jako pierwszy z Limanowych dziatek opuścił matczyne łono, przeto przysługiwało mu jako pierworodnemu prawo do specjalnego, ojcowskiego błogosławieństwa, będącego błogosławieństwem samego Ageja. Desna miat cieszyć się ze szczęścia brata, zazdrościła mu tak mocno, że nie mogła spać. Myślała jeno jak by mu wydrzeć błogosławieństwo Limana.





W erze dwunastej przez długie wieki, po lasach i stepach Sklawinii, wśród żalników i kurhanów, w blasku Srebroniowym, w asyście sfory zdziczałych psów, włóczyła się czarownica; budząca strach trucicielka i wróżbitka, królowa służebnic Gorynycza, a imię jej brzmiało Kossa, córka Kocigroszka. Desna nie potrafiąc się wyzbyć swego pragnienia, pewne nocy opuściła dworzec i poszła na kurhany. Zadrżała widząc piękną, lecz bezlitosną twarz słynnej czarownicy, oraz widząc i słysząc jej czarne brytany o śnieżnobiałych kłach i czerwonych oczach, lecz chęć uzyskania ojcowskiego błogosławieństwa była silniejsza niż strach. Dumna córka króla Słowian skłoniła się przed mamroczącą zaklęcia królową czarownic i z uniżeniem poprosiła ją o przysługę.
- Droga mateczko – powiedziała – mam starszego brata, któremu przysługuje błogosławieństwo ojca. Zazdroszczę mu tego, bardzo bym chciała, aby to błogosławieństwo przypadło mnie, a nie jemu, bo przecież nie dałoby się zadowolić obu stron.
- Nie, nie dałoby się – potwierdziła Kossa. - Wy, ludzie macie doprawdy nieziemskie fanaberie, ale nie mam powodu, by wam odmawiać. Ile jesteś gotowa dać za wydarcie bratu jego własności? - spytała czarownica.
- Ile tylko będzie trzeba – odrzekła śmiało królewna Desna.
- Dobrze więc, nakarm moje psy.
- A czym mam je nakarmić? - zapytała Desna. - Nie mam wszak ze sobą ani kaszanki, ani kiełbasy, ani kości.
- Nakarmisz je swoim ciałem, głupia – odpowiedziała czarownica, po czym unieruchomiła królewską córkę silnym czarem i za pomocą noża wycięła jej pośladki, mięśnie ud i skórę pokrywająca nogi, a gdy to wycięła, rzuciła na pożarcie psom.
Desna, odważna jak na córkę słowiańskiego króla przystało, zacisnęła podobne perłom zęby, by nie wrzeszczeć z bólu, zaś to co jej czarownica wycięła, odrosło niczym wątroba Prometeusza. Kossa pełna uznania dla jej męstwa, wręczyła królewnie pęk nawęzów z suszonych żab i padalca, zamkniętych w kaptordze ze skóry dziewicy, Desna zaś podziękowała i udała się w stronę rodowego dworca.
Nazajutrz Dniepr wyruszył wraz z drużyną w step na łowy. Jego siostra zaś mocą nawęzu królowej czarownic wzięła na siebie jego postać, a nawet głos jej brzmiał teraz jak u brata. Ta przemieniona, padła do nóg swego ojca, króla Limana, prosząc by ją pobłogosławił. Król nałożył złotą koronę, wdział karacenowy półpancerz i pelerynę ze skóry panterczej, przepasał się szerokim pasem; darem księcia Słuczan, przypasał do boku czeremiską szablę, zaś prawą dłonią ujął rytualną pałkę pokrytą zielonymi pędami i jabłkami. Desna zamieniona w swego brata, obmyła się w wodzie z Dunaju, po czym wdziała na siebie kolczugę zdobytą na Alanach, błyszczący szyszak, sarmacką opaskę noszoną na czole, pasek ze skóry złotego połoza i skórę panterczą. Jako oręż wzięła miecz i maczugę. Następnie przy dźwiękach trąb padła na kolana u stóp złotego tronu ojca, ów zaś, którego splecione w warkocze włosy i broda jęła pokrywać już siwizna, wstał i nałożywszy córce, którą zmylony czarami brał za syna, dłonie na głowę, począł wypowiadać słowa błogosławieństwa:
- Przez świętą potęgę Ageja i Enków, pozdrawiam cię, synu mój z lędźwi moich! Wesel się w dniu tym i w przyszłych. Niech otaczają się przyjaciele, dzieci i bogactwa. Niech piorun cara Peruna zetrze w proch twoich wrogów, a czeluść cara Welesa ich pochłonie. Obyś żył długo jak smok w szczęściu, pokoju i sławie, a po śmierci godnej męża osiadł na najjaśniejszej z wysp Nawi Jasnej. Tak powiedziałem i tak niech się stanie – po tych słowach dworzanie króla Limana wznieśli radosne okrzyki: ,,Sława mu''! i ,,Miru mu”!, zaś Desna ciesząc się z powodzenia swego podstępu, ucałowała złoty pierścień ojca, a następnie została przeniesiona na tarczach przez jego wojów wokół dębu Zapisu, na którym wyryto imię Ageja. Uroczystość zakończyła wystawna uczta.
Po pięciu dniach, królewicz Dniepr powrócił ze stepów wioząc ubite suhaki i jelenie, olbrzymie dziki o wielkich kłach, skóry wilcze i rysie, oraz rosłe tury z Multanii. Książę począł prosić ojca, by go pobłogosławił, lecz król Liman mu odmówił.
- Błogosławieństwo ojcowskie jest święte i można go udzielić tylko raz. Już cię pobłogosławiłem, teraz mogę cię najwyżej przeklnąć.
Dniepr posmutniał, nie wiedząc co się stało. Aby dociec prawdy chwytał i tarmosił połowieckie niewolnice swej siostry i od nich dowiedział się co zaszło. Posłyszawszy to w jednej chwili znienawidził ukochaną siostrę i choć wojowi nie godziło się zabijać niewiast, zamyślał ją uśmiercić. Desna ostrzeżona przez swą niewolnicę z ludu Płowców, pewnej nocy osiodłała konia zwanego Maha i nie zwlekając pognała w step, błagając Zorzę Lelową, by skryła ją pod swym płaszczem. Jej brat kipiał od gniewu i razem z drużyną pognał tropem siostry, by wymierzyć jej sprawiedliwość.


*




Nieustraszona królewna galopowała przez stepy, zaś Čorty nie dawały jej spokoju w dzień i w nocy, karząc za kradzież i oszukanie ojca za pomocą czarnej magii. Już chciała skończyć ze sobą, gdy jej oczom ukazało się wysokie, zielone drzewo rosnące pośród równiny. Čorty biczowały Desnę bykowcami, ona zaś zlana krwią, upadła na twarz przed drzewem.
- Ratuj mnie grzeszną, mateńko – wycharczała, a z jej ust ciekła krew przemieszana z pianą. Čorty wyraźnie lękały się drzewa, te zaś przemówiło szumem liści w obronie królewny. Następnie okazało się być samą Mokoszą – dobra i łagodną Enką, której lękał się nawet Gorynycz. Čorty wbiły szpony w białe ciało Desny, aby unieść ją ze sobą jak najdalej od Mokoszy, lecz na jej słowo musiały ją ostawić w pokoju i nie wracać na niej więcej, Enkowie mieli bowiem od Ageja moc wypędzania Čortów. Mokosza podeszła do wybatożonej Desny i delikatnie kładąc swe podobne do eburnu dłonie na jej ranach, zagoiła je tak, że nawet blizny nie było.
- Twa tułaczka niedługo się skończy – rzekła Mokosza – spotkasz brata, a on przebaczy ci kradzież. Wcześniej jednak musisz ostrzec ojca przed najazdem, tak jak Tatra ostrzegała Lecha III. Knuje go car Maniak, syn Lutyni.
- Tak uczynię, Postrachu Mocy Čortieńskich – obiecała Desna i chciała z czcią ucałować stopę Mokoszy, lecz Enka znikła.


*




Car Maniak (Maniacus) nie znał litości dla prawdziwych, bądź domniemanych zdrajców i wrogów. Nie zamierzał jej również okazać córce obcego władcy przyłapanej na szpiegowaniu ile on miał pułków i kiedy zamierzał uderzyć. Desna nie prosiła zresztą o zmiłowanie; jako córka króla Limana była na to zbyt dumna. Maniak Lutynicz nie tracąc czasu na choćby pozorowanie sądu nakazać powiesić ją na haku za żebro. Miała umrzeć tak jak w erze trzynastej zginęli Dymitr Bajda i Janosik. Tak car jak i jego wojowie zdumiewali się nie słysząc z ust Limanowej córy ni słowa skargi, ni krzyku bólu. Maniak podszedł do zawieszonej na haku Desny i trącił ją berłem, cmokając z podziwu, bo królewna mimo straszliwego bólu nie wrzasnęła.
- Panie wielki i wspaniały – walcząc z bólem przemówiła Limanowa córka – zaiste wielka jest twa potęga! - Maniak – car mile połechtany nadstawił ucha ku pochlebstwom. - Czuję na swym ciele twą moc i żałuję, że wystąpiłam przeciwko tobie....
- Dobrze mówisz, panienko, ale na żal już za późno. Śmierć musisz ponieść – odparł car Maniak.
- Wiem i godzę się na to – rzekła Desna – ale umrę szczęśliwa, jeśli mi pozwolisz, panie potężny jak smoki i tury, ustrzelić dla twej uciechy, te dwa gołębie co siedzą na dwóch dębach.
- Racz zważyć na chytrość niewieścią, panie – bojar Białynia ostrzegał swego pana, lecz ów zwiedziony próżnością i łakomstwem, rozkazał zdjąć Desnę z haka i dać jej łuk.
Królewna ledwo poczuła oręż w podobnych porcelanie dłoniach, zamiast gołębi ubiła cara Maniaka. Zdaniem kozackich dziadów – lirników uśmierciła strzałami również Maniakową żonę i córkę, lecz ani ,,Perłowy latopis'', ani ,,Codex vimrothensis'' nie potwierdzają tego. Ustrzeliła za to moc chcących ją zatrzymać i ukarać bojarów i carskich wojów, wskoczyła na zdobytego w walce karego, turańskiego konia i pognała na nim co sił w stronę ziem swego ojca. W drodze powrotnej Desna natknęła się na drużynę swego brata, którego okradła z błogosławieństwa. Za swój czyn spodziewała się okrutnej śmierci na palu, albo zaszycia w skórę i porzucenia na stepie. Padła przed nim na twarz, nie śmiąc prosić wybaczenia. Jednak chrobry Dniepr Limanowicz nie był z tych co zabijają niewiasty, bądź przelewają krew w rodzinie. Podszedł do siostry i miast ściąć jej głowę szablą, postawił na nogi i uściskał.
- Nie będę się na ciebie srożył w nieskończoność – przemówił Dniepr – bo czas twego wygnania z pewnością dał ci do myślenia. Jeśli żałujesz, przyjmij me wybaczenie, wróć ze mną na dwór ojca i zacznijmy wszystko od nowa.
Tak oto Dniepr zaprowadził siostrę przed oblicze ich ojca, króla Limana, a ów zapomniawszy o gniewie za to, że został oszukany, na cześć swych dzieci wyprawił ucztę, którą zapamiętano na długo. Desna wypytywana przez ojca i brata opowiedziała o swych przygodach, zaś król Liman rzekł jej:
- Razem z carem Maniakiem uśmierciłaś swój występek. Widać Enkowie dopuścili byś nas oszukała, abyś potem żałując tego, mogła nas ocalić.


*

Parę lat po tych wydarzeniach, Desna poślubiła kupca Porcusa z Italii, rodząc mu syna, a był nim książę Wiślimir, zwany Zabawą, bo w czasie pewnej bitwy tak długo ,,zabawiał'' wrogów, aż nadeszła odsiecz. Wiślimir Świnicz wędrował po całej Sklawinii, ziemicach Bałtów, Sarmatów, Amazonek, Kimerów i Scytów tępiąc potwory, magów i rozbójników, dobywając skarbów, zakładając grody, aż poślubił królewnę zaklętą w drzewie i poślubiwszy ją, założyli ród Wiślan. Od tegoż Wiślimira, syna Desny, córki Limana, syna Wyrwisosny, syna Toczygroszka pochodził żyjący w erze trzynastej Bolesław Limanowski.