czwartek, 21 marca 2019

,,Zły las''


,,Dotąd mieliśmy sztukę w Polsce, lecz polskiej sztuki jeszcze nie było, chyba, że zwrócimy się twarzą do naszej zapomnianej, czy też może jeszcze niepoznanej matki, sztuki ludowej. Mamy zabytki piękne, czasem rzadkie w swej muzealnej jakości, lecz wszystko to zrobione dla nas przez obcych, lub obcą krwią przeżylone’’ - Stanisław Szukalski ,,Atak Kraka. Twórcownie czy Akademie?’’







W marcu 2019 r. przeczytałem ,,Zły las’’ Andrzeja Pilipiuka – zbiór czterech długich opowiadań fantastycznych (fantasy i horror).







Ich akcja rozgrywa się w wiekach XX (lata 30 – te, II wojna światowa) i XXI w: Polsce (Warszawa, Kraków, mała wieś w okolicach Chełma, Wolne Miasto Gdańsk), Danii, Szwecji, na Islandii i na Grenlandii.







Z postaci historycznych pojawia się równie genialny co szalony, neopogański rzeźbiarz, malarz, rysownik, pisarz i twórca pseudonauki zwanej zermatyzmem – Stanisław Szukalski (1893 – 1987), zwany Stachem z Warty wraz ze swymi uczniami ze Szczepu Rogate Serce. Jako katolik nie zgadzam się z Szukalskim w sprawach religijnych, jednak szanuję go jako genialnego artystę o nieokiełznanej wyobraźni i polskiego patriotę. Bóg obdarza talentem nie tylko twórców katolickich. Kiedy Stach z Warty świętował w Krakowie razem z członkami Szczepu, rzucił im wyzwanie młody malarz Henryk Zasowski (,,Alchemik z Zasowa’’), który wcześniej był asystentem wynalazcy Jana Szczepanika (1872 – 1927). Zasowski korzystając z alchemicznych umiejętności namalował obraz kobiety, na którym namalowana postać zmieniała się wraz z upływem czasu.







Pierwsze opowiadanie ze zbioru nawiązuje do wspomnianego już zermatyzmu, w którym kluczową rolę ogrywały jetisyny – potomkowie ludzi i yeti (istoty te pojawiły się już w książce ,,Wampir z MO’’ Andrzeja Pilipiuka). Neandertalczycy – istoty okrutne i zdolne do telepatii, wypierani przez Homo sapiens sapiens, kierowali się na Daleką Północ, gdzie wciąż knuli jak ponownie opanować Ziemię. W XV wieku wymordowały wikingów osiedlonych na Grenlandii. To one właśnie dały początek legendom o trollach, yeti, ałmasach i Wielkiej Stopie (notabene Szukalski twierdził, że indiańskie określenie Wielkiej Stopy – sasquatch jest pochodzenia słowiańskiego i oznacza ,,są zgładzeni’’). Yeti porywały i gwałciły kobiety, aby te rodziły im potomstwo – jetisynów, którzy działali wśród ludzi czyniąc wiele zła. Jednym z nich był Lenin, oraz jego najbliżsi współpracownicy. Małpoludy wydobywały na Grenlandii kruszce i korzystały z pomocy Sowietów. Warszawski Instytut Kryptozoologii (przykrywka dla tajnej instytucji Instytutu Antropologii Historycznej) zorganizował ekspedycję sterowcem na Grenlandię, podczas której wywiązała się walka między Polakami a yeti. Zabitym okazom Polacy ucięli głowy i zabrali je do dalszych badań. W wyprawie uczestniczyła jako tłumaczka z języka duńskiego i kucharka, warszawska studentka Krystyna, córka zmarłego profesora. Okazało się, że w jej żyłach płynie domieszka krwi yeti, nikt jednak z jej towarzyszy nie zamierzał jej skrzywdzić. W dostępnej na you tube prelekcji o Szukalskim, Pilipiuk zażartował, że sam jest jetisynem ;).







Motywem zaczerpniętym z demonologii słowiańskiej jest wampir mieszkający w Czarnym Dworku pośród lasu. Był nim hrabia Aleksander Leopold de Mahieu, który za życia parał się czarną magią. Jak na wampira przystało miał straszliwe kły i pazury. Ubierał się na czarno, nosił melonik i podpierał się laską ozdobioną gałką w kształcie trupiej czaszki. Choć za życia był okrutny dla okolicznych chłopów, w czasie okupacji hitlerowskiej nieoczekiwanie okazał się ich sprzymierzeńcem. Polował na Niemców, których tak masakrował pazurami, że myślano, iż zabił ich tygrys, albo strzyga. Ocalił w ten sposób życie Sławka, syna przedwojennego sołtysa.







W Warszawie od czasu epidemii dżumy w XVII wieku, kiedy urząd burmistrza powietrznego sprawował Łukasz Drewno (po 1565 – 1652) działała tajna sekta Śmieciarzy. Ludzie ci początkowo byli skazańcami zmuszonymi do prac porządkowych, z czasem opanowali sztukę czarnej magii. Walczyli o władzę z okultystyczną sektą Domem Czterech Liści. W XXI wieku na ich czele stał mistrz Igor, zwany Spalonym. Śmieciarze nienawidzili Warszawy i przez wieki starali się ją doprowadzić do upadku, co w naszych czasach widać jako ekspansję kosmopolitycznej tandety (swoją drogą jest to też dowcipna forma krytyki rządów Trzaskowskiego). Kiedy antykwariusz Robert Storm przeszkodził mistrzowi Igorowi w nieuczciwej transakcji sprzedaży podrobionych złotych monet z łódzkiego getta, padł ofiarą czarów Śmieciarzy. Cały jego dom wraz ze zgromadzonymi w nim rzeczami zaczął się w błyskawicznym tempie starzeć, psuć i rozpadać. Ostatecznie mistrza Igora i innych Śmieciarzy zabił za pomocą flinty na grubego zwierza Nitro Express i gazu Cyklon B, zrujnowany przez nich dziad ze śmietniska nazywający siebie Agentem Łubna.







W książce spodobały mi się: rozwinięcie wątków zarysowanych we wcześniejszych opowiadaniach Pilipiuka, humor (w ostatnim opowiadaniu), ciekawostki historyczne min. o polarnej wyprawie sterowcem włoskiego generała Umberto Nobile (1885 – 1978) z 1928 r. i o Chaimie Rumkowskim (1877 – 1944), krytyka systemów okultyzmu i systemów totalitarnych (komunizm i nazizm), wątek ekologiczny (zwrócenie uwagi na potrzebę ochrony wielorybów masowo odławianych przez Norwegów), oraz to, że nawet wampir i dziad grzebiący w śmieciach okazują się mieć honor.