środa, 10 kwietnia 2013

Conan - król moich snów


Śniło mi się, że:



- byłem Conanem i goniłem uciekający autobus,
- Conan walczył z bazyliszkiem,
- Conan w dżungli, gdzieś na terenach dzisiejszej Ameryki Południowej spotkał jaguary,
- Conan zobaczył krzyż wiszący na ścianie i okazał mu szacunek,
- w Szczecinie, wieczorem, Conan walczył z orkami wychodzącymi z kiosku warzywnego,
- sława króla Conana dotarła nawet do dawnych Słowian,
- Conan był posłem na Sejm II RP,
- Conan ilekroć współżył cieleśnie z kobietą, malował i tatuował swe ciało, aż stał się cały kolorowy,
- byłem białym pawianem, jednym z przodków ludzi zamieszkujących Atlantydę i Hyborię, razem z innymi białymi pawianami jeździłem autobusem po Szczecinie, wydaliłem urynę na swoją książkę ,,Dom’’



- gdyby Jezus zechciał stać się człowiekiem w erze hyboryjskiej, to nie byłby Conanem, Thongorem, czy Kullem, ale prostym i nieznanym Shemitą,



- Conan walczył z czarnym smokiem,
- Robert Ervin Howard grał rocka,
- Robert Ervin Howard chciał powystrzelać wszystkich Polaków,
- w czasie starożytnej olimpiady, Conan chciał okraść wyrocznię w Delfach, Pytia przejrzała jego zamiar, bo kazała mu spojrzeć sobie w oczy, a te były przekrwione, potem Pytia zamieniła się w starą Żydówkę, noszącą ekscentryczne stroje (np. kolorowe skrzydła) i ostrzegającą przed demonami wchodzącymi Polakom do mieszkań pod postacią czterech czarnych kotów,




- Solomon Kane wziął sobie żonę, lecz porzucił ją w dniu ślubu, bo ciągnęło go do przygód, a nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo,
- napisałem zbiór opowiadań o tym jak w poprzednich wcieleniach byłem praojcem ludzkości Adamem, jego synem Setem, wodzem Majów, który złorzył w ofierze mastodonta, wodzem Azteków, który złorzył w ofierze tyranozaura, australijskim ratownikiem z lat 20 – tych XX wieku, który zabił w walce żarłacza ludojada, oraz wieloma innymi postaciami (napisałem też drugi zbiór opowiadań o tym kim była w poprzednich wcieleniach Jena ov Bleckeyova),
- Conan w jednym z Czarnych Królestw natknął się na opuszczoną świątynię stygijskiego boga Ptaha i dziwił się, że ten ma białą skórę,
- Conan pomagał pięknej, białej królowej murzyńskiego plemienia w walce z groźnymi małpami,
- Solomon Kane mimo, że wyświadczał ludziom dobro, był zewsząd przepędzany i wyzywany na pojedynek na szpady, walczył z zielonymi potworami podobnymi do gadów (reptilianie?),
- Conan wykuł sobie chrześcijański miecz o pięknie rzeźbionej, drewnianej rękojeści, a potem został napadnięty przez Czerwoną Sonię. 



Powrót Hitlera





W fantazji ,,Liber terriblis’’ Czarnobóg sprowadził Hitlera, który po śmierci awansował na odźwiernego piekieł do domku na działce zaprzedanego złu prezydenta Szczecina. Dyktator dostał do zjedzenia żydowskie niemowlę, wykradzione przez mamuny i pożarł je żywcem, a wtedy zamienił się w ognistego smoka. Wyleciał kominem i osiadł na niebie pod postacią ogromnej, ognistej swastyki, którą Amerykanie i Rosjanie chcieli zestrzelić bombami atomowymi. Mocą złych czarów na całym świecie wszystkie stacje telewizyjne pokazały nieoczekiwanie Hitlera, który mówił, że pokonał Boga i powrócił na Ziemię, aby odbudować Rzeszę. Spowodowało to międzynarodowe zamieszki neofaszystowskie. Tymczasem prezydent Szczecina chcąc zabić bohatera Wołcha Kowalskiego, czarami wyciągnął z telewizji psychopatę Pilarza – Zbója (jego pierwowzorem był Jigsaw), który razem ze swą bandą miał zabić junaka piłą elektryczną. Obronił go asarmacki król Ostrowił. Wówczas Wołch poleciał w Kosmos rydwanem ciągniętym przez żar – ptaki, lub – w innej wersji – psy Stawra i Gawra i zabił smoka, którego postać przybrał Hitler. Ów umierając zamienił się w ognistą swastykę i spadł na Ziemię. Jego upadek spowodował śmierć neofaszystów.



Ordan i Aisza





W murzyńskim królestwie Ayamji,  Ordan z Brustaborga spotkał piękną, doznającą czci boskiej królową Aiszę z celetińskiej krainy Morar. Była wysoka, odziana w białe szaty. Miała złote, wijące się włosy, niebieskie oczy i jasną skórę. Władała potężną magią. Podjęła Ordana wystawną ucztą na zamku Mori – ghat, gdzie wyjawiła mu sekret swej długowieczności. Otóż przed 500 000 lat przybyła na Czarny Ląd, gdzie odnalazła szklaną kolumnę wypełnioną płynnym ogniem. Gdy weszła do środka, ogień dał jej długie życie. Nastepnie zdobytą mocą zabiła demona Juszkura, chcącego zniszczyć Ayamji. Juszkur umierając zapowiedział, że Ayamji zginie w ogniu i wodzie po śmierci Aiszy. Królowa zaproponowała Ordanowi, by został jej mężem i królem i żeby razem żyli wiecznie. Bohater odmówił jednak, bo był wierny ukochanej Tygrysiej Lilii, córce żmija Grabal – cara. Wówczas Aisza, której dotąd żaden mężczyzna niczego nie odmawiał, w wielkim gniewie sprowadziła na Ordana starość i ślepotę, po czym kazała wtrącić go do lochu. Następnie chcąc przedłużyć sobie życie na dalsze tysiąclecia, weszła do kolumny płynnego ognia i zginęła weń, ponieważ z owego artefaktu można było korzystać tylko raz. Po śmierci Aiszy, Ordan odzyskał młodość, siłę i wzrok, wyrwał kraty i wyszedł z lochu. Tymczasem królestwo Ayamji zgodnie z przepowiednią zginęło w ogniu i wodzie.






Groteska


Będąc dzieckiem lubiłem żarty, komedie, prima aprilis. Nieco później spodobała mi się groteska. Lubię twórczość Gombrowicza (,,Ferdydurke’’, ,,Iwona księżniczka Burgunda’’, ,,Ślub’’, ,,Operetka’’, ,,Historia’’, ,,Opętani’’), oraz niektóre opowiadania Sławomira Mrożka (,,Baba’’, dramat ,,Męczeństwo Piotra O’heya’’). Elementy groteski znajdują się w ,,Domu’’ (spodobał się polonistce pani Annie ov Vyssie), ,,Pawlaczycy’’ i nawet w ,,Tatrze cz. I Misji’’. W klasie czwartej jeden z moich kolegów powiedział coś bardzo dziwnego: ,,Szpaki mieszkają w zębach i żywią się starymi butami’’. Dużo wcześniej, będąc w ogródku działkowym u wujostwa napisałem coś takiego: ,,Pewna rodzina poszła do fryzjera. Fryzjer kazał sobie zapłacić, ogolił dziecko do łysa, posmarował głowę masłem, położył ser, ser posmarował keczupem’’.



Gondwana


W 1996 r. wymyśliłem afrykański kraj Gondwanę (nazwa pochodzi od mezozoicznego superkontynentu). Jego mieszkańcami byli biali ludzie z głowami zwierząt (król miał łeb lwa, a królowa lwicy). Ów kraj leżał na zachód od Mauretanii, a jego granice przypominały zarys kropli wody. Miał dostęp do Atlantyku, zaś od Afryki oddzielał go głęboki rów wulkaniczny pełen kipiącej lawy. Fantazjowałem o polskiej rodzinie, która penetrowała tą krainę, goszcząc u ludzi z głowami łuskowców, oraz na dworze królewskim, gdzie królowej usługiwały dwie pokojówki z głowami hien cętkowanych, noszące imiona Alfa i Beta.



W 1997 r. wymyśliłem trzy dinozaury z afrykańskiej Godwany (Tyranozaur, Triceratops i Diplodok), które po zajęciu ich krainy przez wojska neonazistów, zamieszkały w Polsce, u starszego pana, Jana Sterońskiego i miały dużo przygód. Ich pierwowzory wziąłem z kreskówki ,,Motomyszy z Marsa’’.



            Gondwana jako negrejski kraj ludzi z głowami zwierząt występuje również w fantazji o Ordanie z Brustaborga. Ów na grzbiecie swej wiernej, białej klaczy Ikony przeskoczył wulkaniczny Rów Ognia, oddzielający Gondwanę od reszty świata. W karczmie widział człowieka o głowie myszy, jedzącego ziemniaki polane roztopionym serem, oraz człowieka o głowie warana z Komodo. Ugościła go rodzina ludzi z głowami łuskowców. Ordan był na balu u czarnoskórej hrabiny Latuy, mającej głowę czarnej pantery i częstującej gości czekoladą bijącą ze źródła (jej pierwowzorem była Izabela Łęcka). Jej pałac zdobiły rzeźby wykute przez artystów o głowach węgorza i skrzydlicy. Obecny na balu kupiec Vokol, obdarzony głową kota (jego pierwowzorem był Stanisław Wokulski). Mówił on Ordanowi o zdradliwości hrabiny. Bohater był na audiencji u króla i królowej, mających głowy lwa i lwicy. Wziął udział w turnieju, zwyciężając rycerzy z głowami nosorożca, słonia, byka, rekina, krokodyla, orła, lamparta, warana i legwana morskiego, za co został nagrodzony złotym naszyjnikiem w kształcie lwich kłów. Król nie chciał puścić bohatera, aby ludzie dowiedziawszy się o istnieniu Gondwany nie podbili jej, jednak Ordanowi udało się opuścić jej granice.



Śmieszna piosenka


,,Zachwycaj się tym czym ja, na Słowackiego nadszedł czas – wsadź łydkę do gęby!
U – la – la – la! I love you Witold!
Drogi panie Pimko, przypraw mi pupę tylko; taką przemiłą i niewinną!
- A skąd ja ci znajdę pupę, pupy nie rosną na drzewie!
Arafat ma, Sharon ma, tylko nie mam tylko ja, wsadź łydkę do gęby!
U – la – la – la! I love you Witold!’’



Spotkanie z Gombrowiczem


,,A na koniec – Witold Gombrowicz
                                                       Dla jednych szaleniec dla
                                                                 innych mistrz.
                                           Towarzyszą mu osoby z jego dzieł
                                                                      i
                                            razem z ojcem tak śpiewają:
                                               ‘’Niech gęba – gębie, daje po
                                             gębie. Gębą swą uderz komuś
                                                  po zębach, lub powieś się na
                                               dębie. Hej! Gęba na dębie jak
                                                  zięba’’!

XXXXXXXXXXXX




                Rok 1999 zwrócił się do Jeny:

- Zapewne dziwi cię ta piosenka.
- Tak, bardzo – odparła Jena.
- Otóż pochodzi ona z kontrowersyjnej powieści Witolda Gombrowicza pt. ‘’Ferdydurke’’...
                Nagle podszedł wysoki, starszy pan o bladej, ziemistej cerze i wykrzyknął:
- Pupa, pupa, pupa!!! – Jena była zgorszona.
- O, będę miał kogo ‘’upupiać’’! Dyrektor Piórkowski będzie się cieszył Chodź moje dziecko! – mruczał dziwny jegomość.
- Zostaw Ją! – zaprotestował Rok 1999.
- Ależ panie Roku 1999! Panu też mogę zrobić ‘’pupę’’! Cip, cip, kurka, zasmarkany nosek, roczek, kalendarzyk...
- A ja mogę panu, profesorze Pimko, zrobić ‘’gębę’’! – groził Rok 1999. – Gębą swą uderz Bladaczce po zębach.
- On jest niekulturalny – szepnęła Jena do ucha Roku 1999.
- Masz rację – odparł.
- Hej! Panie Pimko! – ktoś krzyknął z oddali. – Wracaj tu zaraz hultaju i śpiewaj naszą piosenkę – odpowiedział jakiś mężczyzna, który zwracając się do Jeny i Roku 1999 rzekł:
- Bardzo państwa przepraszam. To był bohater mojej powieści ‘’Ferdydurke’’ prof. T. Pimko vel Bladaczka. Mam nadzieję, że nic państwu nie zrobił! Sam go wymyśliłem. To kawał drania. Choć mówiłem mu, aby nie zajmował się polityką, współpracuje z izraelskim wywiadem i infantylizuje, zdrabnia i wtłacza w formę Palestyńczyków. Gdyby państwo chcieli, daję mój autograf – zagadnął przyjaźnie literat, po czym odszedł do swego orszaku.
- Już wszystko dobrze – rzekł Rok 1999 do Jeny. – W języku Gombrowicza ‘’pupa’’ jest symbolem infantylizmu, zaś ‘’gęba’’ – grubiaństwa. Ale ciesz się! Możesz się pochwalić w domu i szkole, że mówił do ciebie sam Witold Gombrowicz’’! - ,,Milenium, czyli Nowe Triumfy’’.

Rusałka wśród Wikingów



W fantazji ,,Córka węża’’, opowiadającej o Bognie Nowickiej, małej rusałce wychowującej się w ludzkiej rodzinie, tytułowa bohaterka spędzała wakacje na wyspie Wolin. W czasie Festiwalu Słowian i Wikingów, porwali ją ... prawdziwi Wikingowie i obwołali swoją królową. Mieszkając w ich krainie, stała się dorosła. Po napiciu się czarodziejskiego miodu z Walhalii, otrzymała nadludzką siłę i moc czarodziejską. Uczestniczyła w wyprawach na Ruś, płynąc królewskim drakkarem z biegiem rzek Dniepru i Wołgi. Koło Kijowa zabiła z łuku spętanego wilka Fenrira. Podróżowała też do Bizancjum, Anglii, Szkocji, u której wybrzeży zabiła włócznią węża Midgardsorma, na wyspę Man, na Islandię, gdzie uśmierciła Lokiego i Surta, a także na Grenlandię i do Vinlandu w Ameryce Północnej. Zgodnie z przepowiednią Völvy miała uwolnić z Nilfheimu boga Baldera. Udała się w tym celu na pogrążony w wiecznym mroku i porośnięty żelaznymi drzewami półwysep Hel. Mieściło się na nim wejście do królestwa bogini śmierci Hel – córki Lokiego. Drużyna słowiańskiej królowej Wikingów zginęła, a ona sama została wyrzucona przez morską falę na brzeg wyspy Wolin. 



Księga Planet i Ogródków Działkowych




W fantazji ,,Liber terriblis’’ w szczecińskich ogródkach działkowych pojawiły się potwory: wielki jak słoń pomrów czarny, czarny kogut o czerwonych oczach, który polował na ludzi (prezydent Szczecina miał mu złożyć ofiarę z własnego dziecka, lecz dał mu żołądek napełniony krwią i flakami) i wykuty przez karły Żelazny Dzik, należący do boga Freya. Wszystkie te potwory pokonał heros Wołch Kowalski. Mieszkający na działce dzieci chciały pojeździć samochodem ojca. Gdy włączyły silnik, wyleciały w kosmos. Były na Pterotyjandii, gdzie Taszchetozaur dał im za przewodnika pterodaktyla i na innych planetach, takich jak Kocica, gdzie usłyszały o odkrywcy Kocie Burym, Psinie, Gryfii i Smoczycy – gdzie gryfy i smoki jeździły samochodami, na Nessosie – planecie centaurów, Gadzinie, Płazie, gdzie były na audiencji u żabiej królowej Moniki, na Tanatosie, gdzie mieszkały kościotrupy walczące z mumiami (przybrały ten wygląd w wyniku złego czaru, lecz kiedyś odzyskają ludzką postać), Ogrodei, na której tronie zasiadał dobry olbrzym, Antarktice, którą władał Lodóviar XVIII – robot podobny do lodówki, Nopezie i Nowej Pterotyjandii. Inne dzieci ujrzały na działce tańczące mszarki – mszarnice; maleńkie, zielone nimfy, oraz bogów mchu Kierpicza i Silinicza. Zimą na działce pojawiły się stada tygrysów, które polowały na złodziei, zaś leśny król Szumilas wraz z wiernym żmijem pomógł zawrzeć pokój między nimi, a ludźmi. Łącznikiem między szczecińskimi działkowcami a magicznym światem Cudomirii była ciocia Cesia. Miała przybraną córkę – rusałkę i czarnego, mówiącego kota, zaś spoglądając w beczkę z wodą, widziała inne światy. 

Istoty fantastyczne


,, [...] inna fauna powracała na światło dzienne z podziemi biblioteki, gdzie przechowuje się inkunabuły, zeskakiwała z kapiteli i rynien, przysiadała u wezgłowia uśpionych. Sfinksy, gryfy, chimery, smoki, harpie, hydry, jednorożce, bazyliszki na powrót brały w posiadanie swoje miasto’’ – Italo Calvino ,,Niewidzialne miasta’’, przeł. Alina Kreisberg.


                Cechą wspólną wszystkich epok, cywilizacji, ludów i kultur jest tworzenie najprzeróżniejszych, nieraz bardzo wymyślnych istot fantastycznych, takich jak bogowie i demony, smoki, nimfy, czarownice i wampiry, syreny, ludzie z morza i potwory morskie, Pegaz, Minotaur, centaury, elfy, wilkołaki, karły, olbrzymy, fauny, Kościej Nieśmiertelny, dżiny, gnomy, mantykory, feniksy, ptak Rok, Turul, trolle, gnomy, ogry, gobliny, krasnoludki, morscy mnisi i morscy biskupi, Wiły, rusałki, południce, gorgony, aż po współczesnych nam mieszkańców zatopionej Lemurii, UFO, yeti, potwora z Loch Ness, Muminki, smerfy, hobbity, androidy,  Pokemony... Cudowny wszechświat ludzkiej wyobraźni zdaje się nie mieć granic, jednak jeśli przyjrzeć mu się krytycznie, zauważymy, że nawet najbujniejsza ludzka wyobraźnia jest ograniczona. Każda nawet najbardziej niesamowicie wyglądająca istota fantastyczna, zawiera w sobie często przemieszane elementy pochodzące ze świata rzeczywistego, zresztą inaczej być nie może. Najprostszym przykładem jest Pegaz – koń obdarzony skrzydłami. Zdaniem Andrzeja Banacha (,,O potrzebie egzotyzmu’’), dawne wieki (mam tu na myśli  starożytność i średniowiecze) dysponowały większym zasobem wyobraźni w tworzeniu fantastycznych istot, niż miniony  wiek XX. Przykładem może tu służyć całe niesamowite bestiarium mitologii greckiej, zjawiska parademoniczne (,,strachy’’) z ludowych wierzeń polskich takie jak kolanka, albo kobyli łeb, czy choćby występująca w arabskiej legendzie cudowna klacz Al – Borak. Tymczasem w naszych czasach, nawet najwymyślniejsze istoty pozaziemskie w mniejszym , lub większym stopniu przypominają ludzi (zarówno E. T., jak też Yoda i Chewbaca z pewnej słynnej trylogii science – fiction przy całej swej dziwności chodzą w pozycji wyprostowanej, mają cztery kończyny, jedną głowę, dwoje oczu, nie mają skrzydeł, są istotami rozumnymi itd.)



            Większość dorosłych ludzi nie wierzy w takie istoty jak smoki, czy krasnoludki. Wyjątkiem może być Maciej Giertych, którego zdaniem okazję do wymyślenia smoka wawelskiego dały spotkania dawnych ludzi z ... dinozaurami, bowiem ów kontrowersyjny polityk i biolog kwestionuje tradycyjny podział historii Ziemi na ery geologiczne, twierdząc, że człowiek żył już w karbonie (sic!). Jego poglądy opierające się na takich dziełach jak ,,Zakazana archeologia’’ zostały jednak stanowczo zakwestionowane przez uczonych i nie będziemy się nad nimi dłużej zatrzymywać. Jeszcze nie tak dawno rosyjska gazeta ,,Wołgogradzka Prawda’’  zamieściła artykuł o znalezieniu skamieniałego jaja, z którego wykluł się ... smok. Baśniowy jaszczur zachorował i począł tracić głowy, aż została mu tylko jedna, na dowód czego gazeta zamieściła zdjęcie legwana zielonego, przeto redaktorzy poprosili czytelników o datki na leczenie smoka, a te o dziwo, zaczęły napływać! W XIX wieku podczas niwelowania gruntu pod więzienie w Carson City (USA) odkryto odcisk stopy megaterium, prehistorycznego leniwca wielkości słonia. Niektórzy widzieli w tym znalezisku dowód na istnienie olbrzymów, co Mark Twain sprawiedliwe wyśmiał w obszernym artykule. Wielu współczesnych ludzi wierzy jeszcze w takie stworzenia fantastyczne  jak kosmici, przypisując im różne dokonania, takie jak budowa Stonehage, czy stworzenie monumentalnych wzorów z Nazca, czy skromniejszych kręgów w zbożu, a nawet uznając za przedstawicieli cywilizacji pozaziemskich Jezusa Chrystusa (ci co tak twierdzą, uznają Gwiazdę Betlejemską za pojazd kosmiczny), czy faraona Echnatona (zwolennicy tego poglądu powołują się na lekko wydłużony kształt głowy faraona). Inni z kolei za rzeczywiste uznają czarownice, hołdując przekonaniom o ich charakterze złowrogim, bądź dobroczynnym. Przykładowo, czołowy polski demonolog, o. Aleksander Posacki uważa, że w dawnych wiekach Kościół słusznie walczył z czarownictwem, aczkolwiek zastrzega, że lepiej by było, gdyby miast palić czarownice, wypędzano z nich szatanów, tak jak czynili to Apostołowie. Z kolei, zwłaszcza w krajach anglosaskich, gdzie bujnie rozwija się sekta wiccan, nawiązująca do kultu Wielkiej Bogini Matki i propagująca białą magię, członkinie tego ruchu same uważają się za czarownice. Ukazują się również książki, uczące jak odprawiać magiczne rytuały (np. ,,Czarownice’’ Eriki Jong – wielce napastliwa wobec Kościoła katolickiego apologia magii i neopogaństwa), a niektórzy zakładają nawet sklepy, z akcesoriami dla chętnych praktykować magię. (Wciąż pamiętam, jak w piątej klasie szkoły podstawowej, widziałem podczas lekcji religii film edukacyjny, na którym pewna starsza kobieta powiedziała do kamery, że uważa samą siebie za czarownicę). Inni dla odmiany wierzą w rzeczywiste istnienie ... wampirów. Najlepszym przykładem może być tu Dymitr Miciura – mieszkający w Wielkiej Brytanii policjant, pochodzenia polskiego, który tak lękał się wampirów, że w celu ich odstraszenia zawsze spał z główką czasnku w ustach, aż którejś nocy umarł zadławiwszy się nią. W lutym 2004 roku w Rumunii zmarły siedemdziesięciosześciolatek podejrzewany o bycie strigoϊem został przez rodzinę wykopany z grobu, po czym wyrwano mu serce, spalono je, a popiół wypito zmieszany z wodą (sic!). Żeby było jeszcze dziwniej, jeden z amerykańskich polityków, republikanin i satanista twierdzi, że jest wampirem, a do tego wcieleniem samego Vlada Palownika. Idąc dalej Tadeusz Oszubski (,,Tajemnicze istoty’’) – pisarz – fantasta i dziennikarz zajmujący się niewyjaśnionymi zjawiskami z zupełną powagą twierdzi, że pierwowzorem gryfów były żyjące jeszcze w starożytności na stepach Azji, dinozaury z gatunku welocyraptorów, zaś syreny, podobne do tej z herbu Warszawy istnieją rzeczywiście.


,,Mówią o wodnych ludziach prastare mity, ale też relacje świadków sprzed zaledwie kilku dziesięcioleci. Współcześni naukowcy twierdzą jednak, że syreny to bezdyskusyjnie akwatyczne symbole. Ewentualnie są to foki – albo diugonie, manaty, krowy morskie – dostrzeżone na morzu przez niewykształconych żeglarzy. Pozostaje faktem, że marynarze i rybacy na Sorbonie i Oxfordzie nie studiowali. Jednak faunę morską znali i znają jak mało kto. Szczególnie, że od fok, uchatek i ich krewniaków aż się roiło u wybrzeży Europy. [...] Zresztą żaden matros, nawet ‘wygłodzony’ po kilkumiesięcznym rejsie, foki by z kobietą nie pomylił.
                Kolejnym argumentem naukowców na rzecz włożenia syrem między bajki są zachowane do dziś egzemplazre zmumifikowanych syren. Te nabyte niegdyś przez kolekcjonerów ozdoby gabinetów osobliwości są podobno niczym innym, jak falsyfikatami spreparowanymi z zasuszonych małp i ryb. Jeśli są one fałszywkami, to dlaczego były tak rzadkie i płacono za nie bajońskie sumy? Przecież byle garbarz na północy Afryki czy Azji – gdzie małp jest pod dostatkiem, nie mówiąc już o rybach – mógł coś takiego w swoim warsztacie masowo produkować i spzredawać po parę miedziaków za sztukę. Czy więc rzeczywiście wszystkie te zmumifikowane syreny nie są prawdziwe? Jeśli tak, to dlaczego nie przeprowadzono badań genetycznych ich tkanek, by sprawę ostatecznie wyjaśnić? A może takie analizy wykonano, tylko wyniki nie pasowały do obrazu świata wykreowanego przez akademików?’


                Zoolodzy dalecy są od uznania tego poglądu za prawdziwy, a i antropologia go nie pochwali.
            Przytoczone powyżej przykłady sprowadzają się do jednego mianownika, jakim jest racjonalizacja mitów, legend i podań. Tymczasem zdaniem antropologów, owych opowieści nie należy racjonalizować, są one bowiem nie reporterskim zapisem rzeczywistych zdarzeń, lecz metaforami, jak określał mity ich zmarły już znawca, amerykański uczony Joseph Campbell w rozmowie z Billem Moyersem (,,Potęga mitu’’). Istoty fantastyczne, tak jak cały świat mitów należy traktować jako metafory – jako wyraz ludzkich marzeń i lęków, oraz próbę racjonalizacji zjawisk świata, ewentualnie jako narzędzie wychowawcze wobec czytelników (mam na myśli liliputy, rozumne konie i dzikich ludzi Yahoosów z ,,Podróży Guliwera’’ Jonathana Swifta) zaś w naszych czasach – często również jako rozrywkę (książki i filmy  fantasy i science fiction,  horrory oraz  gry RPG).



Pan Voytakus ov Viernitis nie lubi potworów. Tymczasem w mojej mitologii roi się od dziwnych istot; dobrych i złych. Chlobęby wymyśliłem w przedszkolu, a inspiracji dostarczyła mi reklama środka owadobójczego (padło w niej określenie nieistniejącego insekta: ,,chlobęba z pędami’’). Stwory te miały żyć na Pterotyjandii. W 2003 r. umieściłem chlobęby w powieści o królowej Tatrze. Bardzo ,,starożytne’’ są również Świniule (występujące w powieści ,,Tatra cz. I Misja’’ i w opowiadaniu ,,Erydan’’ ze zbioru ,,Legenda’’). Inspiracji do ich stworzenia dostarczyła mi ujrzana za witryną okładka książki (podobno przedstawiała zielone, zantropomorfizowane świnie). W wieku przedszkolnym lubiłem gryfy i wyobrażenia egipskich bóstw jako ludzi z głowami zwierząt. Nie zgodziłem się z panią Anną ov Scayapakovą, gdy mówiła, że byli przerażający, zwłaszcza w porównaniu z pięknie wyglądającymi bóstwami greckimi, lecz nie powiedziałem tego (było to w klasie piątej). W dzieciństwie duże, pozytywne wrażenie zrobił na mnie wiersz Joanny Papuzińskiej ,,Pims, którego nie ma’’ o wymyślonym zwierzęciu. Na czarno – białym rysunku tłuściutki pims przypominał jakby skrzyżowanie kota z norką, miał duże, jakby sowie oczy, oraz okrągły, uśmiechnięty pyszczek. Bohaterem mojego dzieciństwa był skrzat Cudaczek – Wyśmiewaczek z książki Julii Duszyńskiej. Utrzymywał się przy życiu wyśmiewając się z niegrzecznych dzieci, takich jak obrażalska dziewczynka, chłopiec robiący wszystko byle jak, złośnik, beksa i tym podobne, a ja pękałem ze śmiechu razem z nim. Moja fascynacja tą postacią posunęła się nawet do tego, że w przedszkolu wszedłem pod stół, na którym była makieta, aby Cudaczek mógł się ze mnie pośmiać (sic!). Z perspektywy wielu lat myślę, że gdyby Cudaczek przestawił się na wyśmiewanie dorosłych i zawitał do polskiego Sejmu, to by mu brzuszek pękł. Będąc dzieckiem ,,popełniłem’’ wiele rysunków zwierząt, jak np. udziwnione genety, czy rysie, a także np. udziwnioną samicę kondora o imieniu Kasia. W pierwszej klasie szkoły podstawowej miałem gruby zeszyt w kratkę, w twardej okładce, który zapełniłem rysunkami fantastycznych zwierząt, rzekomo zamieszkujących Pterotyjandię (były w nim stwory podobne do Króla Węży, Wyspożółwia i jednorożca). W 1995 r. widziałem w telewizji baśń filmową o kobiecie z głową owcy i bałem się jej. Wiele lat później wyobrażałem sobie, że piszę bestiariusz, lecz nie robiłem tego (występowały w nim min. Kynokefale). W mojej wyobraźni gościło wiele zantropomorfizowanych zwierząt jak: szczury, wśród których mieszkał chłopiec, cętkowana pantera Lady di Bossie z siostrą (pierwowzory Ozieny i Kazi, córek króla Sarmatów, Atamrasa), czy pies mający szablę zamiast tylnej łapy. W pierwszej klasie liceum natrafiłem na ciekawy tekst, aż kipiący od dziwnych istot:


,,Czarny koniec ludzkości
 No, to koniec. Czarna przyszłość nas czeka. Naukowcy są zgodni: w ciągu najbliższych kilku milionów lat ludzkość wyginie. Eksperci od ewolucji przygotowali prognozę, z której wynika, że obszary Morza Śródziemnego i Puszczy Amazońskiej z czasem zamienią się w pustynię, Europa pogrąży się w epoce lodowcowej, zaś wszystkie Boże stworzenia na Ziemi będą musiały się jakoś do tych zmian przystosować. Tak więc na naszej planecie pojawią się olbrzymie, ważące  120 ton Toratony (A co to takiego? Czy to ma coś wspólnego z Tora – Bora? Może zemsta bin Ladena?). Oprócz Toratonów ujrzymy półmetrowe ślimaki, pomykające rączo przez pustynię (zapewne w specjalnym obuwiu). Na morskich klifach będą żyły tzw. ryby oceaniczne, które posiądą umiejętność pływania i latania. W pogrążonej w epoce lodowcowej Europie królować będą stworzenia podobne do niedźwiedzi.
                To nie wybryk mojej wyobraźni, ta informacja pochodzi z oficjalnych serwisów. Myślę jednak, że naukowcy nie wzięli pod uwagę jeszcze kilku możliwości. Ja sądzę, że w najbliższym czasie pojawi się na Ziemi również 150 nowych pokemonów i trzeba będzie złapać je wszystkie. A do tego inteligentne świstaki, które będą zawijać w sreberka pokarm dla Toratonów – zmutowaną odmianę inteligentnej czekolady. Na razie – jak wszyscy zapewne wiedzą – świstak siedzi, bo sreberka były kradzione. Jak już wyjdzie, to je wykopie i będzie miał jak znalazł...
                Mam nadzieję, że moje wywody znajdą uznanie w oczach ekspertów i ich zespół zostanie powiększony o moją skromną osobę. Ja też potrafię fantazjować .... i to na trzeźwo!
                                                                                                                Ksawery’’ - artykuł pochodzi z Naszego dziennika’’ z 2002 (?) roku.


Nieco później obejrzałem w telewizji film przyrodniczy na podstawie owych ,,naukowych’’ fantazji, w którym występowały min. żółwiony – mające żyć w przyszłości żółwie wielkości dinozaurów, nadrzewne i lądowe ośmiornice, ssaki zaś miały wyginąć. W mojej mitologii pełno jest ludzi z głowami zwierząt np. Enk Rodegast (głowa tura), upiory (głowy ptaków), Čort Boboliszek (puchacza), Enk Wolarz (dwie głowy wołowe), Cort Kłobuch (głowa i ogon lisa), Zajęczanie (zajęcy), Oxiowie (fok), Wydrzanie (wyder), Enkowie: Kunetej (kuny), Wiłkokuk  (wilka), Miedwiedow (niedźwiedzia, wymyśliłem go na długo zanim Dmitryj Miedwiediew został prezydentem Rosji), Rybołów (rybołowa), Śledziura (śledzia), Żbiczanie (żbików), Bastowie (kotów nubijskich), Lynxowie (rysiów), Czarne Uszy (karakali), Kynokefale (psów), Minotaury np. Byczun i Kudrewan (byków), Warańcy (waranów z Komodo) i leśni ludzie z głowami kozłów. Tych ostatnich wziąłem z książki Marka Derwicha i Marka Cetwińskiego ,,Herby, legendy, dawne mity'' - kto nie wierzy może sprawdzić.



 Również w moich snach pojawia się bardzo wiele istot fantastycznych. Można by tu wymienić:



- leśne strachy (stwory podobne do kolczatek z dziobami kruków) w strojach policjantów, kupujące ciastka zwane całuskami w Parku Kasprowicza w Szczecinie (sen zainspirowany książeczką dla dzieci o lisku Sreberko, który zabłądził nocą w lesie),
- wielkie, zielone węże, które mnie oplatywały, gdy leżałem w łóżku, w wieku przedszkolnym,
- odzianych w wojskowe mundury ludzi o głowach krokodyli,
- chłopca o głowie lisa,
- rozbiegane dzieci o głowach wróbli,
- mężczyznę o trzech oczach,
- Komarynę (podobne do antylopy, roślinożerne zwierzę, o szablastych kłach wystających z pyska i nieproporcjonalnie wielkich, długich na 1 m., szarych jak pumeks, kopytach),
- Kimbę (białe lwiątko o ludzkich stopach, które mówiło: ,,Chcę pomagać’’), jego pierwowzorem było zwierzę z kreskówki,
- mutanta – masochistę z kreskówki ,,Motomyszy z Marsa’’ , który okazał się nie być taki zły, poznałem też jego rodzinę,
- błąkające się po nocnym lesie, podobne do ludzi, milczące zjawy o ptasich dziobach (śniąc o nich usłyszałem komentarz: ,,Większość ludzi, których widzimy na co dzień już dawno umarła’’),
- dwóch szczecinian, którzy udawali, że nie mają głów (jeden z nich żebrał pod kościołem),
- podobne trochę do żab, niskie, zielone potwory o dużych zębach, przed którymi broniłem się wiklinowym koszykiem (pojawiły się we śnie pod wpływem czytania komiksu o Kaczorze Donaldzie),
- nieznanego dotąd nauce, niebieskiego chrząszcza, który został odkryty w moim mieszkaniu,
- czarną babę (ubrana na czarno, stara kobieta, która nocą bluźniła na klatce schodowej), gdy opowiedziałem ten sen babci, powiedziała, że zapowiada jej śmierć,
- duszka, który mówił: ,,Jeść i pić’’,
- potwora o ciele zbudowanym z cyrkla i ekierek,
- demonicznego słonia zionącego ogniem,
- pokrytego niebieskim futrem olbrzyma (został zabity i zjedzony przez ludzi),
- Przeraza car – potwora (podobny do gigantycznego pająka, inspirowany snem), nazwa kojarzy się z przerazą – jednym z potworów zabijanych przez wiedźminy,
- srebrne biedronki (widziałem je wieczorem w okolicach Wałów Chrobrego),
- srebrne łosie (na jawie dodałem im skrzydła),
- piranię olbrzymią wielkości młyńskiego koła,
- Wija (we śnie przypominał jakby olbrzymią jaszczurkę i został pokonany przez chłopa pijącego wódkę),
- dzikich ludzi z polskich lasów, którzy uprawiali kanibalizm i płodzili dzieci z drzewami,
- modrokura (olbrzymiego, mogącego unieść na swym grzbiecie człowieka, niebieskiego koguta żyjącego w Szczecinie),
- żyjące na Litwie garbate goryle i goryle z wielkimi, wyłupiastymi oczami,
-  pająka papuziego (wielki, bajecznie kolorowy pająk, który obserwował mnie w toalecie, kiedy pies odgryzał mi pośladki),
- Wiję – skoropanę (wielka, zielona skolopendra o kleszczach i odwłoku skorpiona), we śnie zobaczyłem jej mglisty zarys, który dopracowałem na jawie,
- człowieka o złotej skórze i olbrzymich uszach, odzianego w czerwone majtki, który zjadał kobiety, z którymi wcześniej uprawiał seks,
- niegroźnego, morskiego potwora K’api (elasmozaur z głową osłą, mogący zamieniać się w mozazaura),
- Sarumatów (podobne do ludzi, nagie, ciemnoniebieskie istoty, o żółtych oczach, kostnych wyrostkach na głowie i ogonach),
- katakany (brat i siostra, podobne do ludzi, lecz pokryte na całym ciele srebrzystym, lub czarnym futrem, smukłe, zwinne, piły krew i były uzbrojone w szable), ochraniały Drakulę w czasie jego lotu do Warszawy, ich pierwowzorem były występujące w nowożytnych wierzeniach greckich wampiry z Krety,
- harpie o wyłupiastych, zielonych oczach, które strzegły złotej muchy,
- czarnego niedźwiedzia polarnego,
- leśnego bożka Aburgabusa (przypominał pół – człowieka, pół – kozła, pokryty był szarozielonym futrem), który cały czas spał w lesie, a jego sny stawały się rzeczywistością,
- Boga – Kameleona (kameleon wielkości człowieka czczony przez liberałów),
- Boga – Legwana (legwan zielony wielkości człowieka, odpowiednik mojego zmarłego wujka Stanisława żyjący w czasach prehistorycznych, spotkał ową istotę na polowaniu i zawdzięczał jej powodzenie w łowach),
- Boga – Łososia (łosoś wielkości delfina, który wyskakiwał z wody, zapowiadając nieszczęście),
- boginię Cebulę,
- syrenę (bohaterkę snu erotycznego),
- katułany (rasę niewyobrażalnie brzydkich wodników o świńskich uszach, oraz grubej, pomarszczonej, szarej skórze),
- koziorożca leśnego (żył w lasach na południu Polski),
- kreta, który podrażniony, strzelał we wroga kręgami szyjnymi,
- fokę olbrzymią (groźna dla ludzi foka wielkości wieloryba),
- jenota olbrzymiego (jenot wielkości wilka, który zaatakował mnie w Parku Żeromskiego w Szczecinie),
- konia wielkości królika, biegającego po Szczecinie (łapałem go za pomocą kurtki),
- żmijki (były to podobne do kuny stworzenia o czarno – biało – czerwonym futrze),
- świadków Jehowy (małe pajączki, których pełno było w całym Szczecinie, snuły pajęczyny, a ich ukąszenie sprowadzało opętanie, rozdeptywałem je), UWAGA: to tylko sen, za który nie ponoszę odpowiedzialności, nikogo nie namawiam do mordowania kogokolwiek,
- ośmionogą wiewiórkę, która towarzyszyła Kazimierzowi Szwejkowi,
- kynokefala o głowie charta, chodzącego po Szczecinie,
- odzianą w czarną szatę z kapturem, kobietę z głową czarnego psa,
- cywetę (żyjące w bibliotece zwierzę, podobne do hieny z odwłokiem skorpiona), która gryzła moją dłoń, aż dałem jej do pożarcia budzik, (w rzeczywistości cyweta wygląda zupełnie inaczej, jest to ssak drapieżny z rodziny łaszowatych, nie atakuje ludzi),
- Forysów (plemię obdarzonych rozumem rysiów),
- milimetrowej wielkości, brązową modliszkę,
- metrowej długości modliszki, które zaatakowały mnie w poczekalni u psychologa,
- ambystomę australijską (metrowej długości salamandrę, pokrytą skórą jaszczurki, która pożerała ludzi, którzy pomyśleli jej nazwę),
- jednonogą, olbrzymią kuropatwę, która wyszła ze świątyni, aby pożerać ludzi,
- białego niedźwiedzia brunatnego z Beskidów,
- uzbrojonych we włócznie ludzi z głowami siewek,
- jednego z potomków Aslana: Człowieka – Lwa (potężny mężczyzna z wygoloną lwią głową), w którego zamienił się pan Voytakus ov Viernitis, a  który spółkując z panterą śnieżną miał spłodzić najpotężniejszego lwa od czasów Aslana, który uratuje świat,
- gwanako jadące na grzbiecie wikunii, którą pogłaskałem (gwanako było wielkości jamnika, miało długie nogi zakończone kopytami, miało też dwie głowy gryfów, pokryte zieloną i niebieską, gadzią skórą; jedna z tych głów mieściła się z przodu, a druga z tyłu zwierzęcia; w rzeczywistości alpaki, wikunie i gwanako są podobne do lamy),
- niejadowitą żmiję wodną, wyglądającą jak kobra, aby swym wyglądem odstraszać wrogów (trzymałem ją w akwarium, lecz babcia zabiła wszystkie moje węże i inne gady, bo się ich bała),
- odenbetozaura, który się nazywał: ,,kapitan Morsiński’’ i był kapitanem ,,Statku Van Gregolandzik’’, pływającego po polarnych morzach; odenbetozaur był prehistorycznym gadem morskim, przypominającym mozazaura z głową morsa; w tym śnie razem z Jaroslavusem ov Caspriacusem czekałem na autobus, aby dostać się do portu i wsiąść na pokład ,,Statku Van Gregolandzik’’ ,
- niezwykle szerokiego w barach człowieka, który miał bardzo małą głowę, podobną kształtem do fasoli,
- lęgnące się w morzach polarnych, małe, czarne stworki, podobne do goblinów i przygotowujące się do podboju świata,
- Skakuna i Czarnoucha – mieszkających na pustyni dwóch uczonych mężów z rasy Czarnych Uszu (ludzie z głowami karakali), ubranych w niebieskie, powłóczyste szaty,
- czepiaki; kobiety z Sonoru, które w razie zagrożenia broniły się wystawiając z odbytów długie, łyse ogony, którymi mogły dusić mężczyzn,
- służącego w armii amerykańskiej kynokefala, który mnie torturował,
- pandę szarą (wyglądała jak panda wielka, jednak jej ubarwienie było szaro – białe),
- nagiego kynokefala, którym byłem sam (w tym śnie występowała też moja Babcia),
- groźnych, grubych dryblasów, mających futro na stopach (spotkałem ich w piwnicy jakiejś szkoły i bałem się, że mi zrobią krzywdę),
- wywoływane przez czarnoksiężników demony lisze,
- jednorożce (jakiś pan wypowiadał się o nich pogardliwie, że ,,to tylko konie z [dorysowanymi] prostokątami na głowach’’),
- zwierzęta zamieszkujące Hyperboreę: białego bizona, kudłatego tapira i kudłatego guźcca,
- chodzącego po pościeli dużego owada przypominającego chrabąszcza majowego z głową kleszcza,
- robaka Włosienia; był czarny i długi jak boa dusiciel, polował na ludzi i najbardziej lubił jeść ich skórę,
- srokę z ogonem pawia, żyjącą w Polsce w alternatywnym świecie,
- trolle, występujące w moim słabo zapamiętanym koszmarze razem ze starą kobietą z XIX wieku,
- odzianego w powłóczyste szaty człowieka z głowami hydry i inne potwory, których się bardzo bałem i wzywałem imienia Jezusa, aby mnie przed nimi bronił, w tym śnie kropiłem potwory wodą, a one zamieniały się w kamień,
- demonicznego, czarnego jelenia Hołowonię, który miał bliznę na głowie,
- żmiję zygzakowatą wielkości anakondy (w tym śnie byłem piękną dziewczyną i drażniłem węża kijem),
- Murzyna z głową zebry i klęczącą przed nim piękną, półnagą kobietę,
- granatową perlicę, nieco większą od konia,
- dwie bakterie mające postać mikroskopijnych, nagich mężczyzny i kobiety o brązowej skórze,
- gryfa, którego młody Bożywoj Błyszczyński nazywał swym królem, a który poprosił młodzieńca o przywiezienie mu do poczytania kroniki Darłowa,
- purpurowe brytany, które mieszkały u mnie na balkonie mojego domu w Hiszpanii,
- syrenę, którą lepiłem z plasteliny,
- człowieka z głową zająca, którego się bałem,
- stalowego szczura, który początkowo był zły, miał zielone oczy i jadł ryby, a gdy stał się dobry, jego oczy zmieniły barwę na brązową,
- kwękacza, tawala i tuwala (nie wiem jak wyglądały, przyśniły mi się tylko ich nazwy),
- 10 – metrową barrakudę groźną dla ludzi,
- egipskich bogów z głowami tukana, sekretarza i sowy śnieżnej,
- muchy wielkości gołębi, których się bałem,
- małą, jasnoszarą jaszczurkę zjadającą żelazo,
- boginię świń, która nauczyła ludzi hodować te zwierzęta (miała postać pięknej i szczupłej kobiety w czerwonej sukni, w ręku trzymała różdżkę zakończoną czerwoną gwiazdą).