sobota, 22 marca 2014

Iwan Kupała

,, To absolwenci tej oto akademii poznawszy na wylot budowę 'jaj płomienistych' skonstruowali korabie latające. Wyglądały jak te co unoszą się na falach morskich, lecz były władne unosić się w przestworzach i penetrować Zaziemie. Umiejętność ich budowy zginęła wraz z kulturą Neurów, za to latający statek przetrwał w pewnej rosyjskiej baśni, gdzie car ogłosił konkurs na budowę tej dziwnej machiny'' - ,,Legenda''



Każdy Neur miał zdolność przybierania postaci raz wilczej, a raz ludzkiej. Pierwociny gatunku niemal stale żyły w skórach wilków. Później, po zwycięskim boju z Čortami, większość Neurów przybrała postać ludzką przez większą część roku (wilkołaki obchodziły niezwykle uroczyste święto Noc Nira, w czasie którego zamieniały się w wilki i zamieszkiwały w lasach). W erze jedenastej żył luty król Neurów, Krwawy Burek, który prawie nigdy nie zamieniał się w człowieka. Prezentowana tu opowieść ze zbioru ,,Codex vimrothensis'' opowiada o Neurze, który przez całe życie zachował ludzką postać, ani razu nie zamieniając się w wilka. Macierz nazwała go Iwanem (Ivanus) na cześć sławnego brata Mary, który pokonując strach, razem z siostrą zdobył ogromny rubin stworzony dla trzech władców z przyszłości i ubił imperatora wąpierzy Amwira. Gdy liczył sobie szóstą wiosnę życia, wdrapał się na jabłoń, lecz albo się poślizgnął, albo gałąź była za cienka. Dość, że spadł i to tak niefortunnie, że stracił przytomność, uderzając główką o kamień. Byłby 



umarł, lecz jego ojciec Wazul (Vasulis) udał się po wodę z Sobotniej Góry, która miała moc leczenia wszystkich przypadłości, a nawet wskrzeszania zmarłych. Na zimną główkę dziecka wylano flakonik cudownej wody, a chłopczyk nagle otworzył czarne oczka, wstał i pyta się: ,,Gdzie jestem''? Wielka była radość rodziców i rodzeństwa; dziękowano Agejowi i miłosiernej Mokoszy; matce Sobotniej Góry. Odtąd Iwan nosił przydomek Kupała (Cupala), bowiem w języku starokrasnym, Sobotnia Góra to ,,Monta Cupalis''. Od najmłodszych lat pociągały go ptaki, motyle, ważki, zabawki zwane latawcami (nie mylić z ognistymi duchami o tej samej nazwie), unoszone wiatrem nasiona dmuchawców, zwane ,,jamiołkami'' - słowem wszystko co latało. Marzył by być ptakiem. W ósmym roku życia ujrzał wspaniały korab przemierzający sine, lodowate morze i nie mógł o nim zapomnieć. Jednak poprzednia pasja go nie odstępowała. Pewnej nocy miał dziwny sen. stał na pokładzie okrętu płynącego pod pełnymi żaglami, a wokół było pełno ptactwa. Co dziwniejsze statek nie płynął po wodzie, lecz unosił się nad chmurami. Gdy się zbudził, postanowił, że zbuduje taki latający statek, lecz tylko matka traktowała jego marzenia poważnie. ,,Latający statek byłby takim samym dziwadłem jak latająca krowa lub słoń. Spróbowałbyś choć raz zamienić się w wilka jak wszyscy Neurowie'' – mówili mu ojciec i bracia. Jednak Iwan Kupała nie rezygnował z marzeń. Gdy dorósł na tyle, by rozglądać się za dziewuchą, wstąpił do Uczelni – Szkoły Szkół; owej krynicy mnogich nauk i kuźni mądrości, którą założył król Nyria II w stołecznej Białej Wieży pośród dziewiczej puszczy. Liczył, że tam nauczą go budowy latających statków. Daremnie! Zgłębiał za to sekrety różnych latających istot, zakonu stuha, dowiedział się wiele o Płanetnikach i ich ,,jajach płomienistych''; pojazdach, które wynalazł niejaki Vyssa.



,,Rimilus spłodził Višaka, Višak Góra, Gór Vyssę. Ten zaś skonstruował pierwsze 'jajo płomieniste'. Zużył na to cały kunszt włożony weń przez Ageja. Męczył się niezmiernie, a wielu jego kolegów robiło sobie palcem kółka na czole i szło pływać w morzu. Wreszcie robota została ukończona, gdy Gór już odchodził do mogiły. Przed śmiercią ujrzał pojazd na podobieństwo wielkiego jaja, które pokrywały płomienie, nie mogące jednak spalać. Vyssa zabrał w wielką podróż po obu Oceanach ojca, matkę i wielu chętnych, a odprowadzało go ogłupiałe spojrzenie ognistych duchów – latawców […]'' - ,,Księga Latarnika, czyli Szafirowy latopis''.

Iwan Kupała gdy tylko opuścił Uczelnię zabrał się do budowy wymarzonej machiny. Nazywany szaleńcem, pracował rok w rok, aż przeminęła jego młodość i nie zdążył założyć rodziny. Pomarli mu ojciec i matka, a on nie przerywał pracy. Wreszcie gdy już wszyscy o nim zapomnieli, zbudował latający statek i w grodzie stołecznym pokazał królowi Nirkowi Czerwonemu Ozorowi. Zabrał na pokład całą królewską rodzinę i wielu dostojników na lot nad Neurowem. Po skończonej podróży król Nirek zawiesił na szyi Iwana Kupały srebrny naszyjnik przypominający wilcze kły. Już nikt nie nazywał go szaleńcem, a on sam nie pomyślał nawet, czy jego wynalazek może być użyty w złych celach. Tymczasem nieprzewidywalna rzeczywistość rozwiała złudne majaki...

*



Król przechowywał swój latający statek w swej zagubionej wśród puszczy i rozlewisk Narvi stolicy, w bliskim sąsiedztwie pałacu. Uwielbiał na swym okręcie szybować nad chmurami, a nieraz zapraszał na jego pokład królów i książąt innych ras jak Chojca X Hipocentaurusa, kniazia niedźwiedzi Hulę Obra, Bildada II z plemienia Al – Baktar, do którego należeli ludzie z głowami wielbłądów, wreszcie króla Lynxów. Wśród jego gości był wielki książę Budynów – Szczerszczymir z żoną i synami, a nawet wielu zwykłych poddanych, którym pozwalał polatać na statku za drobną opłatą; złożoną zazwyczaj z myszy, zająca, kilku ryb, czy grzebiącego ptactwa. Na straży korabia władca postawił dziesięciu turońków zbrojnych pałki. Turońki – bracia turoni to dzieci Boruty i Leśnej Matki – Pani Zwierząt. Mieli postać rosłych mężów o głowach turów i dwóch turzych ogonach. W nozdrza wpinali złote pierścienie, wstyd zasłaniali barwnymi przepaskami, a na bezwłosych piersiach malowali leliwy, strzały, Centaury i srebrne, końskie głowy na czarnym polu... Podobnie jak turonie, były to istoty niezwykle silne i wytrzymałe, choć na nikogo nie napadały. Wiele turońków na samych początku ery ósmej pomagało Enkom i Neurom bić się z Čortami. Tego poranka Nirek Czerwony Ozór znalazł całą dziesiątkę tych spisujących się dotąd na medal strażników, smacznie śpiącą. Z ich pysków wydobywał się zapach jak z gorzelni – to uśpiła ich tak wódka z jakimiś ziołami. Pana Królestwa Neurów i Budynów wielce to rozgniewało, bo latający korab – jego ,,oczko w głowie'' zniknął jak kamfora. Tego samego feralnego dnia wydarzyła się rzecz jeszcze gorsza – Słońce zakryły ciemności i nikt, nawet mędrcy z Uczelni, nie wiedział czy owe straszne ciemności kiedykolwiek się skończą. Starcy z wszystkich ras rozumnych powiadali, że sprawcami każdego zaćmienia są ogromne węże służące Matce Żmyi, zwanej Garafeną, które wypijają Słońce jak jajko ze skorupki, bądź chrupią Księżyc jak jabłko. Z kolei znawcy ciał niebieskich z Uczelni i Płanetnicy próbowali wyjaśniać owe przerażające zjawisko jako skutek obrotów tychże ciał. Byli tacy co łączyli kradzież latającego statku z zaćmieniem Słońca, oczywiście obciążając winą Iwana Kupałę. ,,Po zieloną małpę majstrował ten statek. Teraz nie mamy ani fruwającej krypy, ani Słońca'' – mówiono gniewnie. Wynalazca zaś mieszkał sam w chacie między lasem a łąką. Co jakiś czas odwiedzali go bracia z rodzinami i liczne zwierzęta. Gdy świat ogarnęły ciemności był tak samo przerażony jak wszyscy inni. Nawet wówczas ani razu nie okrył się wilczym włosem, choć w wilczej postaci lepiej radziłby sobie w mroku. Po prostu nigdy nie nabył tej podstawowej umiejętności każdego Neura. Wilki i rysie z lasu przynosiły mu swe łupy do spiżarni i żył jakoś znośnie. Ciemności wciąż spowijały Ziemię, gdy w swej izbie ujrzał nie kogo innego a samą Mokoszę. Biła od niej woń najcudniejszych kwiatów i blask; delikatny i nie rażący starych oczu, lecz na tyle silny, by rozświetlić całą izbę. Piękna jak rzeźby Greków z ery trzynastej, odziana była w powłóczystą, białą suknię i płaszcz zielony jak trawa. Jej długie do pasa, puszyste włosy barwy złota, pieścił wietrzyk dostający się przez uchylone okno. Starzec padł przed nią na twarz.
- Witaj Formo Ageja! - przywitał ją, a ona rzekła:
- Agej chce, abyś pomógł Słońcu wrócić na nieboskłon. Latający statek, dzieło twych rąk, skradł ogromny, ziemski wąż Ogniożer, dla którego płomienie są najrozkoszniejszą strawą. On to spił strażników i poleciawszy korabiem wypił świeżo rozpalone Słońce, tak jak kuna wypija surowy owoc kokoszy. Jeśli usłuchasz wezwania, pomogę ci je wypełnić – Iwan Kupała zadrżał, lecz próbował wykrętów.
- To bardzo przykre, że wąż zjadł Słońce, ale przecież to nie moja wina...




- Nikt cię o to nie obwinia – zapewniła Mokosza.
- Jednak rozumiesz mnie, najjaśniejsza pani, jestem już Neur wiekowy, nie dla mnie długie podróże. Ktoś młodszy lepiej by się nadawał ode mnie. Wreszcie wielu to mnie obwinia o to zaćmienie; niektórzy są tak głupi, że jak się uprą, to nie ma siły by ich przekonać. Przykro mi, Pani, Której Łono Opuściło Moje Ocalenie, może kiedy indziej – Mokosza bez słowa opuściła chatę, a w jej ślicznych, modrych oczach zalśniły łzy podobne do pereł. Iwan Kupała wstał i odetchnął. Od tego dnia przychodzili doń inni Enkowie: mędrzec Świętowit, sprawiedliwa Jurata, Swaróg – Latarnik Nieba, lecz konstruktor latającego statku nieodmiennie mówił ,,nie''. Agej wysłał doń białego wilka Ovova Tęczookinsona i jego brata Wiłkokuka, lecz i oni spotkali się z odmową. Ba! Uparty starzec odmówił nawet Borucie i Dziewannie Šumina Mati, których Enkowie poważali więcej niż innych Enków. Nudziło mu się siedzenie w czterech ścianach toteż postanowił rozprostować nieco nogi, spacerując po pokrytej perlistą rosą łące przed chatą. Wziął płonącą żagiew, aby sobie oświetlać drogę i wyszedł. Gdy tak chodził ujrzał smukłą pannę w bieli, której długie do kolan włosy były czarne jak pkieł i miękkie jak kitajka. Panna nie miała korony z ognia, za to u jej pasa srożył się długi miecz.
- Witaj krasna dzieweczko – przywitał ją Iwan Kupała. - Jak cię nazwali i co tu robisz w takim mroku?
- Jestem Polanica, Pani Pola Bitwy, córa wielkiego Selenodorosa; Daru Księżyca – odpowiedziała prawdziwie choć wymijająco – wtem jej miecz znalazł się przy gardle Iwana Kupały.
- Broń się! - powiedziała, a wówczas starzec spostrzegł, że on sam miast pochodni dzierży ognisty miecz, którego blask rozświetla ciemności.
Panna i starzec poczęli zajadle walczyć, lecz już wkrótce miecz wypadł z drżącej ręki wynalazcy, a 





wojowniczka ze słowami: ,,Jam Dziwica, córa Chorsa Srebronia'' – złapała go za czuprynę i podniosła w górę. Starzec wrzeszczał, gdy nagle poczuł, że robi się coraz mniejszy, a Dziwica włożyła go do kieszeni jakby nie był Neurem jeno krasnoludkiem. Po chwili wyswobodziła go z tego niezwykłego więzienia i postawiła na trawie w naturalnej postaci.
- Przepraszam, że cię wystraszyłam – rzekła. - Agej nie będzie cię do niczego zmuszał, bo nie jest Rykarem. Jak nie chcesz nam pomóc to odchodzę – Dziwica już miała zniknąć wśród drzew, gdy zdyszany Iwan Kupała zatrzymał ją.
- Poczekaj chrobra Dziwico – Polanico! Źle zrobiłem odmawiając innym Enkom. Teraz chcę odnaleźć węża Ogniożera i uwolnić Słońce! - na znak zgody i przyjaźni, córka Srebronia i Srebrennicy złożyła pocałunek na jego pokrytym zmarszczkami czole, po czym wezwawszy imienia Ageja, ruszyli w drogę...

*



Enka i Neur szli długo i z wielkim mozołem. Przeprawili się przez siedem rzek, toczyli boje ze strzygami i kikimorami. Dziwica strzałą z łuku rozłupała drewnianego potwora z wielkimi rogami, zwanego Osierdzie, a gdy przeprawili się przez piątą czy szóstą rzekę, natknęli się na stare Neuryjki, które w wilczej postaci zgromadziły się nad wodą, by zaklęciami wskrzesić Słońce (kapłani z pokolenia Pipa ostrzegali je, że uprawiając magię narażają się na kontakt z Čortami, lecz baby nie słuchały ich, czego potem wiele z nich gorzko pożałowało). Gdy wilczyce ujrzały dwoje wędrowców, rozpoznały Iwana Kupałę, a że myślały, iż zaćmienie to jego wina, rzuciły się aby go rozszarpać. Jednak Dziwica nie chcąc zabijać bab – wilczyc, zakryła starca i siebie zasłoną z gwiezdnego pyłu, co umożliwiło im ucieczkę. Gdy przeszli w bród siódmą rzekę, znaleźli ogromny głaz, spod którego dobywały się jakieś jęki. Dziwica była piękna i wiotka jak łania, ale też silna jak olbrzym. Obu rekoma podniosła głaz i odrzuciła go daleko. Wówczas oczom Iwana Kupały ukazał się wąż długi jak piętnaście niedźwiedzi stojących jeden za drugim, a jego nabita turkusowymi guzami skóra była barwy miedzi. W jego brzuszysku tkwiło coś wielkiego. Wąż wił się i jęczał z bólu, a gdy spostrzegł, że został odnaleziony, rozpłakał się i począł błagać o litość. Był to Ogniożer.
- Zasługujesz by z twego durnego łba zrobić bęben – mówił gniewnie Iwan Kupała – jednak Agej i czysta Dziwica dają ci drugą szansę, ty łakomy kradzieju.
- Nie ubijecie mnie? - spytał z nadzieją Ogniożer.
- Nie, ale będzie bolało – Iwan Kupała dobył noża. - To nie zemsta, jakoś jednak muszę wydobyć Słońce z twoich trzewi – wąż Ogniożer potulnie pozwolił sobie rozpłatać brzuch, (który zaraz potem Dziwica uzdrowiła pocałunkiem), a wówczas gwałtu – rety! Z wężowego brzucha na cały świat wystrzeliły złote promyki; światło i ciepło. Ogniożer ryczał z bólu, a jego trzewia opuszczało Słońce, które powoli odrywało się od ziemi, by wreszcie zawisnąć na niebie. Koniec zaćmienia świat przywitał wybuchami radości, okrzykami ,,Wielki jest Agej Neurofilos''!, ucztami, śpiewem, tańcem, igrzyskami. Jeno słudzy Rykara płakali i zgrzytali zębami. Iwan Kupała nie zdążył dostać od króla Nirka kolejnego srebrnego naszyjnika, bo Mar – Zanna przebiła jego serce lodowym ościeniem. Oczyszczony ze zmazy początkowego nieposłuszeństwa, zamieszkał w Nawi Jasnej. Odtąd zawsze, jeszcze w erze trzynastej, jego imię wspominano z czcią w każdą Noc Kupały. Co więcej w każde z tych świąt, wyciem przepędzał Arafa o słoniowej trąbie i inne wodne Čorty, dzięki czemu od Kupały można się było kapać bezpiecznie.

*


,,Od czasów Nyri VII na tronie w Białej Wieży zasiadali okrutnicy, chciwcy, rozpustnicy, nieroby i przelewcy krwi niewinnej'' - ,,Gesta hybridorum''.


Ostatni władcy Neurów ery ósmej (nie licząc panującego kilka dni Nura II) to Jiwón, Stary Frëc i Ren Puszczyn. Dwaj pierwsi z nich, gdy przybierali wilczą postać, a przybierali ja prawie stale, byli więksi od innych wilków, mieli ogromne głowy i aż cztery oczy. Ich ponura pamięć przetrwała do czasów ludzi. ,,Idź do Jiwóna''! - mawiają Kaszubi. Jiwón i jego syn Stary Frëc pewnego razu dostali się do ery dwunastej przez czarodziejską wieżę – bibliotekę, którą czarnoksiężnik Kuźma wzniósł dla króla Nreczników Gwoździka. Oba wilkołaki przysporzyły wiele szkód i krzywd w czasach ludzi, lecz zostały ubite przez pazia Tórza (Tchórza). Ren Puszczyn syn Nura II, młodszego brata Starego Frëca, ustawicznie gnębił swych poddanych przy pomocy Čortów i straszydeł. Niesyty krwi i złota, zbudowawszy flotę statków latających udał się podbić Księżyc. Jednakże król Płanetników, Casimir, wraz z drużyną rozbił Biały Mur oddzielający nasz świat od domeny oceanicznych węży i smoków. W konsekwencji przez dziurę w murze wlała się woda, a przez nią Matka Żmyja poprowadziła dłuższe od łańcuchów górskich węże na podbój Ziemi, co zaowocowało jej spustoszeniem i upadkiem kwitnącej cywilizacji Neurów. Do boju włączyli się Enkowie – Jarowit ubił Matkę Żmyję piorunem. Gdy skończył się potop wężowych ciał i ich jadu, Dziewanna Šumina Mati ze łzami w oczach prosiła Ageja, by odebrał jej tytuł Ortica Sapientu (Rodzicielki Istot Rozumnych), bo nie chciała rodzić istot, które by się mordowały nawzajem. Agej Miłosierny spełnił jej korną prośbę. Skończyła się era ósma a zaczęła dziewiąta.