czwartek, 10 września 2020

Pielgrzymka w Beskidy i na Słowację

 

,,BESKIDY, pasma i masywy górskie w pn., zewnętrznej części Karpat, na obszarze Polski, Czech, Słowacji i Ukrainy. Dzielą się na Beskidy Zachodnie, Beskidy Środkowe i Beskidy Wschodnie. Najwyższy szczyt Howerla (2061 m), na terenie Polski – Babia Góra (1725 m).’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga Geografia A – K’’





 


W dniach 1 – 6 września 2020 r. pojechałem na autokarową pielgrzymkę na południe Polski i na Słowację zorganizowaną przez Biuro Podróży ,,Santiago’’ działające przy katedrze pod wezwaniem św. Jakuba w Szczecinie. Początkowo pielgrzymka miała się odbyć w kwietniu, lecz została przełożona z powodu pandemii koronawirusa. W czasie wrześniowego wyjazdu wymagane było noszenie masek.







Pierwszego dnia (we wtorek) z samego rano jechaliśmy na południe. Wśród mijanych przez nas miejscowości był Gogolin, gdzie widzieliśmy pomnik Karolinki i Karliczka – postaci z ludowej piosenki.







Opiekujący się naszą grupą ksiądz opowiadał o polskiej mistyczce, Alicji Lenczewskiej (1934 – 2012) ze Szczecina, z zawodu nauczycielce. Napisała dwa dzieła: ,,Świadectwo. Dziennik duchowy’’ i ,,Słowo pouczenia’’ zawierające jej objawienia prywatne. Należała do Odnowy w Duchu Świętym i zmarła w opinii świętości.

Ksiądz wyświetlił nam również amerykański film religijny ,,Ślady stóp’’ (ang. ,,The Footprints’’) opowiadający o pielgrzymce do Santiago de Compostela w Hiszpanii.







W czasie postoju w województwie opolskim uczestniczyliśmy we Mszy Świętej na Górze Świętej Anny (niem. Annaberg). Św. Anna, żona św. Joachima, była matką Maryi i babcią Jezusa Chrystusa. Imiona rodziców Maryi są znane z tradycji apokryficznej, lecz uznanej przez Kościół. Usłyszałem wówczas legendę o hiszpańskim krzyżowcu, który zdobył figurkę św. Anny w Ziemi Świętej i założył jej sanktuarium w miejscu, gdzie zaprzężone do wozu z cennym artefaktem woły nie chciały iść dalej. Nie jest to jedyny ludowy przekaz o św. Annie.


,,Największy ośrodek kultu świętej w Polsce stanowi Góra Świętej Anny. Według legendy mieszkał tam kiedyś smok, ale z pomocą św. Jerzego został pokonany. Wystawiono więc świętemu dziękczynną kapliczkę. Po pewnym czasie na górze polował właściciel pobliskiej Poręby. Nagle w gąszczu drzew, wśród konarów starej sosny, ujrzał on jaśniejący blaskiem wizerunek św. Anny z Matką Boską na ręku. Szlachcic uznał to za znak, że czas zmienić patrona swych włości, wystawił Annie kapliczkę, a imieniem świętej nazwał całą górę’’ - Paweł Zych, Witold Vargas ,,Święci i biesy’’





 


Opiekę nad sanktuarium sprawują ojcowie franciszkanie. W ich kościele znajdują się podobizny min. króla Francji; św. Ludwika IX (1214 – 1270) – protektora zakonu franciszkanów i scholastycznego teologa i filozofa bł. Jana Dunsa Szkota (1266 – 1308), który w pracy ,,Opus Oxoniense’’ bronił prawdy o Niepokalanym Poczęciu Maryi.

Ostatni etap pierwszego dnia podróży, a zarazem bazę wypadową do kolejnych wycieczek stanowił Ośrodek Wypoczynkowy Hanka w Zawoi. Jest to najdłuższa wieś w Polsce, do tego utrzymująca się z samej turystyki.






Środa przebiegła pod znakiem zwiedzania polskiej strony Orawy – niewielkiego regionu na pograniczu Polski i Słowacji. W XVIII wieku na Orawie wybuchło powstanie katolickich chłopów przeciw protestanckim możnym, zmuszającym ich do zmiany wyznania. Nad regionem wznosi się szczyt Babiej Góry. Przewodnik mówił, że szczyt nazywa się tak, bo pogoda na nim jest zmienna jak kobieta ;).






W Jabłonce odwiedziliśmy tradycyjny góralski jarmark; prezentujący się jednakże bardzo skromnie z uwagi na pandemię. Wśród jego uczestników było wielu Słowaków, a także Węgrów. Przewodnik ostrzegał nas przed produkowanymi masowo góralskimi serami, których brak autentyczności przejawia się min. w użyciu do produkcji samego mleka krowiego zamiast owczego, czy zanurzania w herbacie zamiast uczciwego wędzenia. W zamian obiecał nam oryginalne oscypki sporządzone przez prawdziwego bacę, którymi uraczyliśmy się w sobotę i niedzielę. Sery te, wyborne w smaku ;), w przeciwieństwie do podróbek, zawierały nikłe ilości soli.







W Zubrzycy Dolnej zwiedzaliśmy skansen obrazujący życie na orawskiej wsi. W 1999 r. nakręcono w nim scenę z ekranizacji ,,Ogniem i mieczem’’ Jerzego Hoffmana, w której wiedźma Horpyna wróżyła z wody. Dowiedziałem się również, że w 1938 r. w tej wiosce Karol Wojtyła (ten sam, który w 1978 r. został papieżem) pracował przy budowie drogi jako junak Ochotniczych Hufców Pracy. Miejscowi górale do dziś kłócą się o to w czyjej chacie wówczas nocował. W sumie to smutne, że ludzie kłócą się o kogoś kto głosił pokój :(.







Przed kościołem w Orawce widzieliśmy groby proboszczów, oraz polskich lotników z wojskowego samolotu ,,Karaś’’ poległych 3 września 1939 r. - podporucznika Tadeusza Prędeckiego i kaprala Rudolfa Widucha (z katastrofy ocalał tylko plutonowy Aleksander Rudkowski). Kościół w Orawce jest bogato zdobiony i przypomina trochę cerkiew. Choć bardzo szanuję i podziwiam u naszych braci prawosławnych, ich głęboką wrażliwość na piękno, to muszę przyznać, że kościół w Orawce jest jeszcze piękniejszy niż podlaskie cerkwie, które zwiedzałem w czasie pielgrzymki w 2019 r. W istocie jest to najpiękniejszy, lub jeden z najpiękniejszych kościołów jakie widziałem w całym życiu ;). Stanowi wzorcowy przykład inkulturacji. Jego ściany są malowane w ludowe wzory (nie ma tam ani kawałka białej ściany!). Można tam również ujrzeć cykl obrazów osadzających przykazania Dekalogu w lokalnej scenerii. Przykładowo pierwsze przykazanie (,,Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną’’) ilustruje wiedźma ,,odcinająca’’ chorobę nożem. Tym samym kościół ten ma wartość nie tylko religijną i artystyczną, ale też etnograficzną.






W Ludźmierzu uczestniczyliśmy we Mszy Świętej w Sanktuarium Matki Bożej Gaździny Podhala (przedstawiająca Ją rzeźba jest uśmiechnięta, co nie jest typowe dla sztuki Maryjnej). Sanktuarium jest bogato zdobione w ludowym stylu. Szczecińskie kościoły (poza bazyliką św. Jana Chrzciciela) na tle świątyń z południa i wschodu Polski pod względem estetycznym wypadają ubogo i smutno.







W czwartek pojechaliśmy do Żywca. Miasto to dawniej należało do szlacheckiego rodu Habsburgów; bocznej linii słynnej austriackiej dynastii, która od XVI wieku do 1918 r. władała znacznymi obszarami Europy Środkowej. Mimo pokrewieństwa z zaborcami, żywieccy Habsburgowie byli polskimi patriotami. W XX wieku odmówili kolaboracji z Hitlerem i byli prześladowani zarówno przez nazistów jak i komunistów. Zwiedzaliśmy przylegający do ich pałacu okazały park, w którym znajduje się rzeźba siedzącej na ławce arcyksiężnej Marii Krystyny Habsburg (1923 – 2012). Przewodnik wspominał, że kiedyś spotkał ją osobiście.






Na żywieckim rynku widzieliśmy synagogę. Żydom udało się postawić mimo dyskryminującego ich prawa wydanego przez pochodzącą z Austrii królową, Konstancję Habsburżankę (1588 – 1631), żony Zygmunta III Wazy i matki Władysława IV i Jana Kazimierza, która zabroniła im osiedlać się w obrębie murów miejskich Żywca.






Jednak zamiast synagogi zwiedzaliśmy słynny browar. Dowiedziałem się wówczas, że piwo ,,Żywiec’’ jest znane na całym świecie. Jego charakterystyczna etykietka przedstawiająca parę tańczących krakowiaków została zaprojektowana po II wojnie światowej z myślą o Polonii amerykańskiej. Gdyby Czytelnik miał wątpliwości przypominam, że byłem, jestem i będę abstynentem, zaś uzasadnienie tej decyzji zostało zawarte w poście ,,Endless August’’.






Na Górę Żar wjechaliśmy kolejką i widzieliśmy lotniarzy skaczących z jej szczytu. Góra ta stanowi obiekt zainteresowania ufologów z uwagi na anomalie fizyczne, wyjaśniane czasem obecnością złóż magnetytów. W rzeczywistości owe anomalie okazały się zwykłymi złudzeniami optycznymi. Sam żadnych tego typu zjawisk nie zaobserwowałem.

Zwieńczeniem dnia była Msza Święta w kościele pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Lachowicach.







W piątek przyjechaliśmy do Wadowic; rodzinnego miasta największego Polaka w dziejach; św. Jana Pawła II (1920 – 2005). Zainteresowanych nim odsyłam do posta ,,Słowiański Papież’’. Poza miejscami związanymi z Papieżem, Wadowice, dawniej prowincjonalne, galicyjskie miasteczko, nie jest zbytnio atrakcyjne dla turystów. Rodzinny dom Karola Wojtyły stanowi obecnie muzeum, o którym tak można przeczytać w ulotce promocyjnej:







,,Muzeum Dom Rodzinny Ojca Św. Jana Pawła II


Budynek pochodzi z XIX w. W 1919 r. wprowadziła się tu rodzina Wojtyłów. Wynajęła ona na pierwszym piętrze dwupokojowe mieszkanie z kuchnią. To właśnie tutaj, 18 maja 1920 r. urodził się Karol Józef Wojtyła – św. Jan Paweł II. W 1984 r. powstała wystawa papieska udostępniona do zwiedzania.

W 2010 r. rozpoczął się gruntowny remont budynku, w wyniku którego na potrzeby muzeum zaadaptowano nie tylko mieszkanie Wojtyłów, ale całą kamienicę. Po otwarciu w 2014 r. turyści mogą, dzięki multimedialnej ekspozycji, zapoznać się z całą drogą życiową św. Jana Pawła II.

Zwiedzanie rozpoczyna się od okresu wadowickiego. Turyście – pielgrzymowi towarzyszą liczne fotografie z albumu państwa Wojtyłów, znani ludzie mieszkający w Wadowicach, fotografie starego miasta, jego atmosfery. Przechodzi się przez sklep Chiela Bałamutha – który znajdował się w tym miejscu w okresie międzywojennym. Wraz z pielgrzymami kalwaryjskimi udaje się do Sanktuarium Kalwaryjskiego. Wędruje po górach z osobą św. Jana Pawła II.

Sercem muzeum jest mieszkanie, w którym urodził się i wychował Karol Wojtyła. Wewnątrz znajdują się oryginalne eksponaty związane z rodziną Wojtyłów. Całość uzupełnia wystrój, umeblowanie z epoki i osobiste pamiątki św. Jana Pawła II.

Trasa prowadzi przez życie św. Jana Pawła II. Poprzez okres krakowski, liczne pielgrzymki, do Watykanu. Wędrując po Muzeum wraz ze św. Janem Pawłem II doznaje się niezwykłych uczuć. Radości w miejscach, gdzie Ojciec Święty je odczuwał. Przyjemności i trosk płynących z codziennego życia. Smutku i cierpienia, gdy On cierpiał, wreszcie obecności Jego ducha w tym jakże niezwykłym miejscu.


www.domjp2.pl’’


Dom, w którym późniejszy Papież mieszkał ze swoim ojcem, stoi w bliskim sąsiedztwie obecnej bazyliki. Zwraca uwagę zegar słoneczny z łacińskim napisem: ,,Czas ucieka, wieczność czeka’’ (Tempus fugit, aeternitas manet).







,,Bazylika Mniejsza pw. Ofiarowania NMP


Najstarszym elementem Bazyliki jest gotyckie prezbiterium wybudowane po 1440 r., korpus pochodzi z końca XVIII w., natomiast fasada i wieża z końca XIX w. Po 2000 r. wykonano nowe polichromie nawiązujące do nauczania św. Jana Pawła II. Ołtarz Główny z wymienionymi obrazami Matki Bożej i Wszystkich Świętych.

Wewnątrz znajdują się liczne ołtarze oraz cztery kaplice:

* Świętokrzyska z łaskami słynącym obrazem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy koronowanym przez św. Jana Pawła II w 1999 r.

* Św. Rodziny z chrzcielnicą, przy której Karol Wojtyła otrzymał sakrament chrztu św. 20. 06. 1920 r.

* Ukrzyżowania: w ołtarzu znajdują się relikwie świętych; o. Pio, Szymona z Lipnicy, o. Maksymiliana Kolbe i o. Stanisława Kazimierczyka.

* św. Jana Pawła II z relikwią krwi Papieża,


www.wadowicejp2.pl’’



 



Nie omieszkałem również spróbować słynnych kremówek i lodów w wadowickiej cukierni ;).






W 1617 r. magnat Mikołaj Zebrzydowski (1553 – 1620) w późnym, pobożnym okresie swojego życia ufundował Kalwarię Zebrzydowską. Wcześniej był warchołem, który w latach 1606 – 1607 wsławił się zorganizowaniem rokoszu przeciwko królowi Zygmuntowi III Wazie (1566 – 1632). W Kalwarii Zebrzydowskiej znajduje się rekonstrukcja Drogi Krzyżowej w Jerozolimie wykonana na podstawie pracy ówczesnego teologa.







Dziady kalwaryjskie, których nazwa dziś jest negatywnym epitetem, niegdyś stanowili swoistą elitę żebraków. Modlili się za tych, którzy dawali im jałmużnę. Zainteresowanych dawną polską ,,subkulturą dziadów’’ i jej związkami z mitologią słowiańską odsyłam do pracy Piotra Grochowskiego ,,Dziady. Rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach’’, która recenzowałem na tym blogu.







Oprócz dziadów, Kalwaria Zebrzydowska posiadała również swoich pustelników; rekrutujących się zarówno spośród zakonników, jak i ludzi świeckich. Jeden z ostatnich, chcąc zadać sobie umartwienie, rozpalił ognisko z gazet, aby opalić sobie włosy (NIE namawiam nikogo, aby go w tym naśladował).

W czasie pobytu w sanktuarium uczestniczyliśmy we Mszy Świętej i odprawiliśmy Drogę Krzyżową dostosowaną do wieku i stanu zdrowia pielgrzymów.







W czasie powrotu do Zawoi mijaliśmy renesansowy zamek w Suchej Beskidzkiej należący niegdyś do spolonizowanego Włocha, Kaspra Suskiego vel Gaspara Castiglione (XVI wiek).

O godzinie 20. 00 odbyło się ognisko z kiełbaskami i kapelą. Uspokajam, że ksiądz udzielił na to dyspensy (przykazania kościelne np. zachowanie postu podlegają dyspensie, jednak przykazania Boże np. nie zabijaj, już nie). Byłem już jednak zbyt zmęczony, aby w tym uczestniczyć.







W sobotę po porannej Mszy Świętej w świetlicy obok stołówki miał miejsce wyjazd na Słowację (Slovensko) z paszportem. Ostatnio byłem w tym pięknym kraju w 2018 r. zdążając do Medjugorie (odsyłam do posta: ,,Medjugorie, czyli tam i z powrotem’’). Dowiedziałem się, że na (demokratycznej i wolnorynkowej) Słowacji po dziś dzień funkcjonują PGR – y i nikomu to nie wadzi. Skutkiem przyjęcia jako waluty euro w miejsce korony stała się potworna drożyzna, z której powodu wielu Słowaków przyjeżdża kupować tańszą żywność w Polsce. Jest to kraj bardzo malowniczy (w 2006 r. Rosjanie nakręcili w jego plenerach superprodukcję fantasy ,,Volkodav’’ na podstawie powieści ,,Wilczarz’’ Marii Siemionowej). Z okna autokaru widziałem pasące się owce i krowy, oraz rolników kopiących ziemniaki.

Odbyliśmy rejs statkiem po sztucznym jeziorze, na którym znajduje się wyspa. Mieści się na niej lapidarium pięciu wsi zatopionych przy budowie zapory. Spotkaliśmy nowożeńców robiących sobie zdjęcia w plenerze, a jedna z uczestniczek powiedziała im, że ,,jesteśmy ze Szczecina’’.







Następnie udaliśmy się do zamku w Orawie; zbudowanym na wysokiej górze w XIII wieku. W zamku straszy ponoć Biała Dama z uciętą ręką (została okaleczona przez okrutnego męża) i nawet widziałem wyobrażającą ją kukłę. Inna legenda opowiada o wyrzucaniu domniemanych czarownic przez okno. Był to rodzaj sądu Bożego. Te z nieszczęsnych kobiet, które zginęły przy upadku były uważane za niewinne, zaś te, które przeżyły, palono jako czarownice. Orawski zamek posiada bogatą kolekcję przyrodniczą min. wypchanego sępa kasztanowatego, orła przedniego, dwugłowe cielę – mutanta, kozicę, świstaki, niedźwiedzia brunatnego, wydrę, bociana białego i czarnego, czaplę siwą, kruka, cietrzewia, głuszca, wilka, rysia, borsuki, jelenia, dzika etc., a ponadto zbiory etnograficzne (stroje ludowe), archeologiczne z wczesnego średniowiecza i kolekcję portretów miejscowych możnowładców węgierskich (Słowacy nie mieli własnej szlachty tylko węgierską, zresztą oba narody do dzisiaj się nie lubią). Niektóre z namalowanych postaci miały zdeformowane dłonie, co - według przewodnika - było zemstą malarza za ich skąpstwo. Widziałem wśród eksponatów min. pańskie łoże z baldachimem z XVII wieku (baldachim chronił przed spadającymi z sufitu insektami i odchodami gryzoni) oraz kolekcję ozdobnych krzeseł w bibliotece (na jednym z nich było wyobrażone godło Czechosłowacji).







W niedzielę po porannej Mszy Świętej w świetlicy, śniadaniu i oddaniu klucza, wyruszyliśmy w kierunku Szczecina. Czuwający nad nami ksiądz, który niegdyś posługiwał w Australii, ciekawie opowiadał nam o tym najmniejszym kontynencie, oraz wyświetlił film o australijskiej Polonii. Oglądaliśmy również czarno – biały film o św. Bernadecie Soubirous (1844 – 1879) z serii ,,Ludzie Boga’’ (zainteresowanych bardziej współczesnym filmem na jej temat odsyłam do posta: ,,Św. Bernadetta na srebrnym ekranie’’). Wróciłem późnym wieczorem, zmęczony, ale szczęśliwy ;).