piątek, 24 maja 2013

Man



,,[...] Wyspa Man, położona dalej na południe, stanowiła aż do roku 1266, kiedy to przeszła we władanie Szkocji, samodzielne królestwo Wikingów'' - praca zbiorowa ,,Życie dzieci w dawnych wiekach''


Niedobitki Żbiczan przetrwały tylko na wyspie Man. Żyły tam w stałym strachu przed Lynxami. Już dawno odwróciły się też od kultu Rykara, który wprowadzili Lisyvek i Lataviec. Tymczasem Uralisław zajął Wyspę Wiosenną - Brigitanię. Była to późniejsza Britaina i Brytania. Miejsce to szczególnie umiłowała sobie Wiosna, zwana ,,Brigit''. Sam wódz Lynxów miał już ręce skalane krwią bezbronnych Żbiczan. Aż mi ręka drży gdy to piszę, aby jakiś szaleniec nie zechciał wziąć z niego przykładu. ,,Takie były czasy'' - może ktoś powiedzieć. Czym jednak są czasy? Czasy są takie jak co co je tworzą. Gdy usłyszał, że ostatni Żbiczanie żyją na wyspie Man, postanowił przybyć tam i zniszczyć niedobitków ogniem i żelazem. Zapomniał już o naukach Dona i Oki. Żbiczan ostrzegły dobre mewy, służebnice Juraty, a wtedy strach padł na całą wyspę.
- Nasza pani Jurata, mówiła, abyście sporządizli w darze dla rodziców Żbika i Lestii srebrnego rysia zwykłej wielkości i odwróciwszy się od czynionego zła, błagali ich o ocalenie! - mówiły mewy.
Żbiczanie z Man posłuchali rady i z posiadanego srebra ulali rysia tak dużego jak te co żyją w lasach. Następnie ograniczyli swe pożywienie do samych ryb i błagali o ratunek. Ci co kradli oddawali skradzione rzeczy, co co oczerniali odwoływali kłamstwa, co co zażywali čorcie ziele wylewali je w morze. Tymczasem statek wiozący drużynę Uralisława płynął z Wyspy Wiosennej ku Man. Wtem z morza wynurzył się dziwny stwór. Był to wielki jak smok, biały ryś w czarne cętki, a nad głową miał koronę z ognia - znak przynależności do Enków.
- Jestem Denebem, synem Boruty i Lesnej Matki - przemówił do wystraszonych żeglarzy. - Nie bójcie się mnie! Urodziłęm się nad wielkimi jeziorami. Moi rodzice przysłali mnie tu, bym ocalił Żbiczan z wyspy Man. Agej chce byś ty Uralisławie im przebaczył, bo po zabiciu Laatvca staliście się jak on. Oto ci Żbiczanie, których chcecie wymordować stają się lepsi, modlą się o to, by nie zginąć i zrobili mi jeszcze przed moim narodzeniem pomnik ze srebra. A ty, wojaku - zwrócił się do Uralisława - czy zapomniałeś, że prawy witeź nigdy nie morduje niewinnych i bezbronnych?! Obudź się nędzne stworzenie i złam miecz, póki nie będzie za późno! Musicie się oczyścić z przelanej krwi i odwrócić od Rykara, tak jak to zrobiły wasze niedoszłe ofiary! - Uralisław ukląkł, a z nim cała załoga; padli na twarze i płakali co niektórzy.
Deneb tymczasem zmalał i wyszedł na brzeg. Lynxowie tymczasem zacumowali korab na plaży i poszli szukać Żbiczan.
- Agej już ci przebaczył, ale musi cię ukarać, bo jest sprawiedliwy - mówił Deneb do wodza wyprawy.
Tymczasem oczom żeglarzy ukazał się srebrny ryś i wioska Żbiczan. Ci patrzyli z trwogą na przybyłych. Uralisław podbiegł i już co mieli paść przed nim na koalna, gdy wyjął z pochwy miecz i złamał go. Następnie przemówił:
- Ten srebrny ryś przedstawia Deneba - nowego Enka; syna Boruty i Dziewanny Šumina Mati. Spotkałem go na morzu - tymczasem Deneb ukazał się wszystkim Żbiczanom. - Mówił mi bym was oszczędził; niech każdy złamie miecz! - rozkaz został spełniony, choć niektórzy w duchu sarkali. - Zawiniłem wobec was - ciągnął Uralisław - przebaczam sługom Latavca i was o przebaczenie proszę! - Żbiczanie wpierw mieli głupie miny, a potem nastąpił wybuch radości. - Obiecuję, że nikomu nie pozwolę was zabijał, czy gnębił i daję wam swobodę żeglowania do kraju Lynxów i osiedlania się tam!
- Pamiętaj, że to prawo pochodzi nie od ciebie, lecz od Ageja i że ta ziemia najpierw była Zajęczan, potem Żbiczan, a dopiero teraz Lynxów! - wtrącił Deneb.
Wtem przybyła Leśna Matka, jadąca na jednorożcu. Przytuliła do siebie białego rysia, a po jej policzkach ciekły wielkie jak groch łzy bólu i szczęścia. Wygłosiła mowę o Pieninie, potępiła nienawiść, a następnie wyjęła zza pazuchy złotą koronę zdobioną krwawnikami, perłami, szafirami i szmaragdami. Włożyła ją na rysi łeb Uralisława, a ten zmieszany ukląkł.
- Zostajesz królem Leśnych Ludzi Lynx; spraw się dobrze - rzekła i znikła.
Na wierzbach zauważono wówczas jakieś szare, puszyste jakby małe myszki bez ogonków. Bazie. ,,To dzieci pomordowanych Żbiczan''! - brzmiał głos odchodzącej Dziewanny. Od tego czasu zaczeto je nazywać ,,kotkami''.
Legendę tę notuje ,,Codex vimrothensis''. Zawiera też inną - o pochodzeniu wierzby od pewnej kobiety...
Srebrny pomnik rysia przetrwał na wyspie Man bardzo wiele. Długo przetrwali tam Żbiczanie. Jeszcze w erze dwunastej zyli tam razem z ludźmi. Najsłynniejszym z nich był celtycki żeglarz Manaman, syn Lira, którego Celtowie włączyli do swego panteonu.




Powstanie Uralisława



,,Odchodzisz w płomień, co Perzona Foyakista wyobraża,
razem z głową rysią i ludzkim ciałem,
Twój miecz, sztylet i pancerz w listowiu dębowym dziś toną,
Idą Mokosza z łonem ogromnym, porośniętym w brzozy i
Leśna Matka do skrzyni z dębu najcudowniejsze połączenie krwi i mleka
zbierająca,
Pani Lasów, Bagien, Rokitnickiego Sioła; na jednorożcu stanęła przed
ojcami naszymi u rozdroża i drogę wskazała,
Buruska wrona co miast pożywić się śmiercią życie wróciła,
Życie dająca Denebowi i Poleszy, królująca nad Burus i Rokitnicą.
Varkyderat ma topory z kości Matki Żmyji,
Tarcze z kosmiczno - morskich kamieni
Sztandar sięga po Wszechświata Bierzmo
Ty i my - idziemy
Przez Europę, Białopol,
za Ultima Thule
wieki, kraje, myśli,
Płoniesz, a dym
dociera do trzech
wielorybów nozdrzy,
a na ich grzbietach
Mokoszy głowa spoczywa
odwiecznie.
Płoniesz, lecz nie wrócisz do Łona
Zrzucisz z siebie płomień jak szatę,
Pójdziesz dęby, lilie, brzozy sadzić
na sercach w glebę zamienionych'' - lynxyjska pieśń pogrzebowa z ery jedenastej


Las Północno - Wschodni pokrywał wielkie połacie fińskiej, polskiej, litewskiej, łotewskiej, estońskiej, białoruskiej i rosyjskiej ziemi. Na wschodzie, za rzeką Roxyzor przechodził w lesistą Krainę Białych Pól (Białopol), gdzie żyły tiherny. W lesie tym mieszkały żubry, małpy łokisy, niedźwiedzie, smoki, jednorożce, tury, tarpany, żar - ptaki i Wydrzanie. Pełno było tu Lynxów, bezpiecznych przed knajakami Latavca. Wsród bagien leżała Rokitnica - dworzec Boruty i Dziewanny.
Don i Oka mieli syna. Nazwali go Roxyzorion; Polacy nazywają go Uralisławem, a Rosjanie - Uralem. Spędził szczęśliwe dzieciństwo w prastarej puszczy, nic nie wiedząc o wielkim i strasznym świecie. Z całego rodzeństwa był najsilniejszy, a na łowy szedł z ogromną maczugą wyrosłą na przepięknej jabłoni rosnącej pośrodku śródleśnej polany. Tymczasem król Lataviec postanowił zniszczyć Las Północno - Wschodni i na jego miejscu wybudować swoje pałace, lotniska dla ,,jaj płomienistych'', pomniki, fontanny i gdzieniegdzie domki. Swoim ażdachom kazał oprócz szabel wziąć siekiery. Nie namyślając się dużo ruszył w kierunku północno wschodnim, od strony polskiej, ukraińskiej i szwedzkiej ziemi. W puszczy na zachód od Rokitnickeigo Sioła, Lynxowie wybudowali ogromną wieżę z białych kamieni z białym dachem. Była to Biała Wieżą (Vioro Vakilis), która przetrwała aż do czasów Władysława Jagiełły i od której pochodzi nazwa Puszcza Białowieska. Z niej strażnicy patrzyli na zachód, wypatrując wrogów i uchodźców. Gdy spojrzeli teraz, ujrzeli pierzchających Lynxów i Oxiów, oraz krasnoludków. Był nawet olbrzym. Za nimi leciał Lataviec otoczony chmurą ognia i straszydłami.
Wszyscy mieszkańcy Lasu Północno - Wschodniego, wtym wielu Żbiczan stanęli w obronie swej ziemi. Sam Boruta bronił Rokitnicy swoim mieczem z obsydianu, pierwowzorem polskiej szabli. Nawet łagodna Leśna Matka raziła najeźdźców z łuku, siedząc na jednorożcu, a pomagała jej Dziwica. Lataviec bardzo chciał zdobyć ich dom ztrzciony, gdy dowiedział się, że są w nim drzwi prowadzące w egzotyczne strony. Również rodzina Uralisława stanęła do walki, a sam Lynx gromił wrogów maczugą. Była ciężka jak łoś.
Jednak Dona i Okę ażdacha zabiła szablą. Nią i inną złapał rozżalony Uralisław i zamierzał zmiażdżyć ich czerwone czaszki z białymi kitami. Straszydła padły przed nim na kolana i błagały o litość, której same nigdy nie okazywały. Wtem wojownikowi przypomnieli się ojciec i matka uczący, że prawy witeź nigdy nie zabija rozbrojonych wrogów. ,,Ale to są wstrętne ażdachy''! - mówił sobie w myśli, lecz wiedział, że były to tylko wykręty. Ażdachy zdawały się wyczuwać jego wahanie.
- Ach, oszczędź nas panie, będący niczym ban, witeź i młoda sosna! - skomlały.
- Milczcie - Uralisław odłożył maczugę - powinienem was ukatrupić rezuński pomiocie!
- Ale twoi czcigodni rodzice nie pochwaliliby tego, zbyt byli na to miłosierni - myczała ażdacha.
- Więc i ja będę miłosierny i was wypuszczę - rozbójnicy przestworzy padli Uralisławowi do nóg.
- Tylko mnie nie ślińcie, bo zmienię zdanie - burknął. - Jeszcze wyrwę wam lotki ze skrzydeł, żebyście nie mogli spadać jak jastrzębie. Jak chcecie napijmy się strzemiennego żurawiną, ale szable też wam zabiorę - ażdachy podziękowały i uciekały wśród kniei, że omal czarnych ciżem nie pogubiły.
Kiedy walczył, jego młodziutkim rodzeństwem zaopiekowała się stara ciotka. Nasz bohater zdumiewał się jej miłością i oddaniem, również wobec dzieci Oxiów i Wydrzan. Starała się im zastąpić matkę, jednocześnie pielęgnując pamięć po niej: dla młodszych była nieco szorstka, by pamiętały, że nie jest ich matką. ,,Może kiedyś Agej uczyni z bycia siostrą matki kapłaństwo'' - dumał Uralisław, a trzeba wiedzieć, że Lynxowie nie znali sierocińców. Wojna z Latavcem się skończyła i Las Północno - Wschodni ocalał. Jednak nie był już bezpieczny. Wiele niewinnych Żbiczan zmarło w torturach, oskarżonych o szpiegostwo na rzecz państwa. Uralisław siadł u mogiły rodziców i przyrzekł im stoczyć bój z tyranem.



*
Lataviec w swoim okrucieństwie nie znał już miary. Wielu jego poddanych nie postępowało lepiej. Pewien Żbiczanin, mąż Bastyjki miał licznych niewolników - Lynxów, Oxiów, Wydrzan, Bastów, Czarnych Uszu, a nawet innych Żbiczan. Jego żona prześcigała się w mężem w ich okrutnym traktowaniu. Wreszcie ci zbuntowali się i zmasakrowali swych państwa. Od tego momentu w całym Żbikowie wybuchło wielkie powstanie. Jego hasłem były: ,,Wyzwolenie - Godność - Szacunek dla życia''. Gdy wojska Latavca wkroczyły do Lasu Północno - Wschodniego jego mieszkańcy przyłączyli się do powstania. Wziął w nim udział Uralisław. Raz przeciw niemu wyruszyła piechota złożona z upadłych upiorów, zwanych kikimorami. Maczuga Uralisława zmiażdżyła osiemnaście z nich. Gdy spojrzał na pokryte zieloną krwią pole, przekonał się ze zdziwieniem, że byli to niewolni Lynxowie złymi czarami obróceni w kikimory. Ujrzawszy to zapłakał bardzo, lecz oto jego pobratymcy okrzyknęli go swoim wodzem. Było to wielkie powstanie Lynxów, Oxiów, Wydrzan, a nawet krasnoludków. Wszyscy walczyli jak lwy, aż rozgromiwszy armię Żbiczan, zajmowali kolejno Beskidy, Sudety, a w końcu - Karpaty. Uralisław wybił się ponad wszystkich innych wodzów, a król Lataviec dostał się do niewoli. Zwołano sąd i odbył się długi proces z obrońcą i oskarżycielem. Razem z królem oskarżono przewrotną królową Lisyveczkę, mającą torebkę ze skóry ,,cocodrilusa z rzeki Nilus''. Skazano ich na śmierć, po czym kat skręcił im głowy. Następnie ich ciała spalono na stosie z martwych strzyg i dusiołków. Na wojnie nie można być wolnym, bo się zabija. W ataku czy w samoobronie - zawsze zostaje to zabójstwem - mówił Ksiądz Dobrodziej z Pawlaczycy. Już w czasie walk o miasta ofiarą powstańców padło wielu niewinnych Żbiczan, ich kobiet i dzieci. Teraz rzezie przybrały na sile, aż całe Żbikowo opustoszało. Miejsce Żbiczan zajęli Lynxowie. Z czasów tych walk - powstań Gerlacha i Uralisława zachowała się nienawiść rysiów do żbików. Ryś zabija każdego napotkanego żbika. Alfred Brehm miał w domu rysicę, która pozagryzała wszystkie koty w okolicy. A co stało się z Uralisławem?

Gerlach



,,Jego siedziba miała się znajdować na dnie rzeki Lech (Leien), a siedziba Tatry - u stóp góry Gerlach, gdzie ongiś w jaskini mieszkała jej siostra Kaztia z niedźwiedziem'' - ,,Żywot Tatry''


Król Lataviec nakazał wymordować wszystkie rysie w całym Żbikowie. Co więcej wysyłał zbrojne oddziały do Bastowa, by tam tępiły karakale i Czarne Uszy. ,,Niech zginą wszyscy mężowie'' - brzmiały rozkazy.
Pewnego razu do paści w ziemi wpadła rysica z młodym. Myśliwi ubili matkę na miejscu, zas małego, płaczącego kociaka wtrącili do klatki, by go zabić później. Po jakimś czasie spostrzegli, że brzdąc ma tylko rysią główkę, lecz kończyny i tułów jak człowiek. ,,To Lynx''! - spostrzegli łowcy. Ponieważ oakzało się, że nie potrzebuje już mleka i z wiekiem staje się coraz silniejszy zapadła decyzja. ,,Oddamy go do Karpat, by zabawiał króla walcżąc w cyrku''! Jak uradzono tak zrobiono. Młody Lynx, który otrzymał imię Gerlach, wówczas dosyć popularne, zamieszkał w szkole zapaśników w osadzie wojskowej Górki. Rósł tam i mężniał, a siłą jego muskułów i umysłu wzbierałą niczym kipiąca woda w garnku. Długo już nie widział matki, a bez jego serce wciąż ranione przez istoty mu wrogie, z wolna twardniało i ziębło. A przeciez nie był zły! Umiał być wierny, zawsze czuł pewien poryw buntu w sercu, gdy wielu jego najlepszych przyjaciół oddawało życie, by zabawiać Żbiczan. Współczuł swej udręczonej rasie. W wolnych chwilach siedział samotnie na kamieniu i patrząc w dal usiłował przeniknąc wysokie mury Górek, lecz wbrew świadectwu Gesnera, nawet ryś tego nie potrafił. Wówczas rozmyślał - ,,Dlaczego tak musi być? Czy tak musi być? Kim jest Lataviec, że może nas zabijać?'' Nie zdążył od matki usłyszeć o Ageju, ani o leśnych rodzicach - Borucie i Dziewannie. ,,Nie trzeba 'mięsu' słyszeć o Enkach, ani my, słudzy Rykara nie potrzebujemy ich tego uczyć''. - mówili sobie zarówno myśliwi, jak też Żbiczanie zarządzający Górkami. Młody Gerlach wiedział tylko, że jego matka została jytnas w Nawi i prosił: ,,Jytnas Mamin asekurat''1! Do jego nielicznych przyjaciół należał zapaśnik Rysia Juszka walczący w ulubionym, zielonym płaszczu, harcownik z plemienia Czarnych Uszu. Przyjaźnił się z nim także Lynx imieniem Kietlicz.



Trwały ćwiczenia. Na arenę wpuszczono czarnego byka - arni ze wschodniego Końca Świata, gdzie polował na tiherny (tygrysy) i rozgniatał je na marmoladę. Ten zamuczał groźnie, a z jego grzbietu sterczały kolorowe strzały. Też był więźniem króla Latavca. Miał rozłożyste rogi, niby półksiężyce. Gerlach i Kietlicz mieli za zadanie okrążyć go z obu stron z nożami w rękach. Gdy arni zdążył już wziąć na rogi i poturbować Gerlacha, Kietlicz przebił mu prawe płuco nożem, a potem drugi zapaśnik wstał i wbił bawołowi nóż w serce. Walka była skończona. Nauczyciel - strzyżeń, pochwalił obu, po czym rozkazał Żbiczanom, by zanieśli truchło arni do kuchni królewskiej w Karpatach obłożone lodem. Rany Gerlacha były lekkie i szybko się zagoiły, choć do końca życia miał już bliznę nad okiem.

*
Nocą, ,,kiedy zmory były zajęte przyspieszonym zmorowaniem'' (Leśmian) w koszarach w Górkach miała miejsce narada wojenna. Zapaśnicy mieli już dość swego nędznego życia, które każdego dnia można było stracić. Jeden z nich, stary Lynx Mugorek, który w bojach stracił jedno ucho, prawił dziwy o szczęśliwej krainie wolnych i godnych, płynącej mlekiem i miodem, wspaniałej Murawi. Gdzie ona jest? Tego Mugorek nie wiedział. Jednak wizja tego kraju wydała się pozostałym tak wspaniała , że od tego czasu zaczęli po kryjomu gromadzić broń i szykować się do opuszczenia koszar. Każdej nocy strzegł ich krwawy upiór - kikimora ze wschodu. Istota ta, zbrojna w miecz, oszczep i tarczę z namalowanym Rykarem, miała oczy niczym spodki. Ostre zęby, czarna skóra, ręce dłuższe od całego ciała i nietoperzowe skrzydła dopełniały reszty wizerunku. Jej przysmakiem była krew. Wśród zbuntowanych Lynxów powstał problem: opuścić koszary możemy tylko po trupie kikimory. Kto ją zabije? Gerlach, Kietlicz, może Rysia Juszka? Ten ostatni zbrojny w pałkę spróbował. Jednak z miejsca zginął. Wtem jakiś ryś skoczył z boku i schwycił obie ręce kikimory pyskiem. Zacisnął zęby i prysnęła zielona krew i słyszeć było dźwięk łamanych kości.
- Auuuu! - dobył się ryk z czarnego pyska, który ryś zgasił przegryzając gardło, a następnie jako Lynx wbił miecz w ogromniaste ślepia.
- Niech żyje Gerlach; pogromca kikimory; mściciel Rysiej Juszki i nasz obrońca - przywódca w drodz edo Murawi! - krzyczeli Lynxowie pod przewodnictwem Mugorka.
- Zamień nas w prochy, ale wolne prochy! - ryknął Gerlach, lecz Kietlicz wziął go na stronę.
- Tak naprawdę żadnej Murawi nie ma, a Mugorek jest obłąkany - rzekł, lecz Gerlach puścił to mimo uszu. Następnie spytał się innych Lynxów:
- Macie dosyć broni?
- Mamy - odrzekli.
- Chcę uderzyć już teraz. Do dzieła! - na jego rozkaz Lynxowie wzięłi smolne szczapy, zapalili je i najpierw koszary, a potem osada Górki (nie było w niej rodzin strażników) zajęły się ogniem. Zapaśnicy przybrali postać rysią i popędzili ku bramie. Wyważywszy ją zbiegli ku puszczy. Pożar Górek trwał kilka dni, a w Karpaatch nic o tym nie wiedziano.

*
W lesie uciekinierzy wzięli sobie za żony Lynxyjki mieszkające w zagubionych wśród kniei chatach, szałasach i ziemiankach. Sam Gerlach pojął żonę i miał z nią dzieci. Rzekł do rodzin: ,,Chodźmy szukać Murawi''. Tymczasem o spaleniu Górek dowiedziano się w Karpatach. Przybył wysłannik władcy by dostarczyć mu zapaśników, a tu widzi zgliszcza. Przeraził się i doniósł to królowi. Ten rozgniewał się, lecz pozostał spokojny. Po namierzeniu zbiegów wysłał tam swoje sługi. Rzeź. Lynxom strzygi wyłupywały oczy, ały połykały w całości, wąpierze gryzły, ażdachy siekły szablami na oślep, przy okazji niszcząc wiele drzew, a dusiołki jak wiadomo - dusiły. Nie miano względu ani dla starca, ani dla kobiety, czy dziecka. Poszukiwacze Murawi walczyli ze straszydłami i wiele ich ubili. Jednak Gerlach tego dnia stracił córkę i dwóch synów. Szukał schronienia dla swej żony i ocalałej córki - Anej. Udzielił go Żbiczanin Pienin, aż do czasu, gdy Lynxowie opuścili las. Gdy Lataviec się o tym dowiedział zapłonął wielkim gniewem i rozkazał zabić go. Ażdachy rozsiekły Pienina szablami. Jednak na jego cześć, góry w polskiej ziemi za króla Ryszy nazwano Pieninami.



*
Po wyjściu z lasu powstańcy Gerlacha musieli stoczyć wiele walk ze straszydłami i z armią króla Latavca. Przywódca zbiegłych niewolników w swej odwadze walczył w pierwszym szeregu i osobiście chodził na zwiady. Choć stał się okrutny, nigdy nie mordował starców, kobiet, ni dzieci, nie profanował zwłok, ni kurhanów i swym żółnierzom tego zabronił. Pewnego razu oddział zbrojny dowodzony przez samego Latavca zapędził niewolników na szczyt Szklanej Góry. Dziwny był to wierch. Kopulasty, przezroczysty, mienił się w Słońcu. Urodzony przez Mokoszę, jeszcze miał odegrać rolę w dziejach mitycznych.
Lataviec bał się lecieć ku powstańcom, mogącym zastrzelić z łuku, lub ugodzić oszczepem. Zamierzał za to wziąć ich głodem. Lynxowie zrozumieli jego zamiary i przerazili się niepomiernie. Obwiniali o klęskę Gerlacha, a ten przyznał się do błędu. Jednak co robić? Mugorek tylko patrzał w dal i powtarzał:
- Kietlicz jest mądry, Kietlicz poradzi.
Istotnie. Druh Gerlacha miał przy sobie pnącza winorośli, bo bardzo lubił winogrona. Teraz z pomocą innych Lynxów uplótł z tego drabinkę sznurową, po której można było zejść na dół. Gdy zapdła noc, Lynxowie zaczęłi z wolna opuszczać się po drabince. Trzeba rzec, że poruszali się po szkle Szklanej Góry dzięki wynalezionym przez Gerlacha specjalnym podkowom.

*
Wielki strach padł na Latavca, aż zaczął szukać rady u smoka Rykara. Rzecze:
- Smoku wielki, Rykarze straszny! - wołał król, a na ścianę padł barwny cień przerażającego Čorta. Ów ryknął i wypuścił chmurkę dymu z pyska. Słuchał. - Spośród niewolników mających się zabijać ku mojej radości, przeklęty Gerlach wywołał powstanie, któremu nie może sprostać ani moje wojsko, ani ażdachy, które mi przydzieliłeś! Jest bardzo źle, bo do niego przyłącza się coraz więcej niewolników, którzy wędrują ku jakiejś wydumanej Murawi, byle tylko nie pracować i nie walczyć! - gdyby Lataviec był człowiekiem, stałby się teraz czerwony z gniewu.
- I oto się frasujesz? - kiąco zaytał Rykar. - O jakąś Murawię, której nie ma?
- Nie o Murawię, ale o bunt niewolnych - zaprzeczył Lataviec - to są Lynxowie, panie, ale jak tak widzę, obserwuję i bardzo martwi mnie to, że Oxiowie, Bastowie, Czarne Uszy i Wydrzanie idą w ich ślady! - krzyknął i zacisnął pięści.
- Słuchaj - rzekł cynicznie Rykar - oni są dzielni, ale muszą przegrać. Kto szuka Murawi, ten zajdzie do Nawi! Jestem potężny, lecz Agej potężniejszy ode mnie. Oni nie znają Ageja, bo są niewolnikami. Po co im to! Gerlach jest dzielny i szlachetny - Lataviec syknął jakby z bólu - ale z tymi cnotami ma przemieszane okrucieństwo i nienawiść, a to jest moja domena! Ostatnio buntownicy spotkali Borutę na łosiu, więc się pospiesz! - ogromny, barwny cień purpurowo - złotego smoka znikł i Lataviec został sam. Wziął nóż i z nienawiścią wbił go w stół wyobrażając sobie, że to serce Gerlacha.
Od tej rozmowy wojska królewskie zaczęły odnosić sukcesy, zrazu małe, potem coraz większe. Pierwszym z nich było ustrzelenie z łuku Mugorka. Poza nim tak naprawdę nikt, nawet Gerlach, nie wierzył szczerze w Murawię. Kietlicz dostał się do niewoli. Żbiczanie wydarpali mu oczy i kazali obracać koła młyńskie. Armia powstańcza topniała niczym wiosenne śniegi, a coraz więcej młodych uczestników walki spierało się z Gerlachem. W konsekwencji ci tworzyli własne oddziały zbrojne, które ażdachy roznosiły na szablach. Wreszcie, dumny niegdyś wódz, którego córkę Anej spalił latawiec, a żona ukrywała się z innymi Lynxyjkami wśród gór, został się samopiąt u podnożą wielkiej karpackiej góry.

*
Szalała zadymka a całą szóstkę przypierały do skały ażdachy. Lynxowie strzelali z łuków, aż strzały się skończyły. Na halach ścieliły się czarne truchła, lecz nadlatywały zewsząd nowe, żywe ażdachy. Nie pomogły ani oszczepy, ani nawet miecze. Gerlach zamienił się w rysia, tak jak niegdyś gdy zabijał kikimorę i rzucił się ku ażdasze. Wtem - został przerąbany szablą. Słudzy Latavca i Rykara cięli go bezlitośnie, a malutkie kawałki, jakie zostały się z jego ciała rozrzucili po górach. Nie chcieli bowiem, aby grób Gerlacha dawał nadzieję ewentualnym naśladowcom tego powstania. Jego pięciu towarzyszy pochwycono żywcem. Zostali wbici na pale między Karpatami (Carpatopolis) a zgliszczami osady wojskowej Górki, skąd wyszło zarzewie. Górę pod którą zginął Gerlach, Lynxowie nazwali jego imieniem. Lataviec odetchnął, gdy tymczasem przyszło...

1 Wolny przekład: ,,Wspomóż mnie mamo, co zostałaś jytnas''!

Straszna historia



,,Nienawidzili jej handlarze niewolników. Sama była niewolnicą okrutnego i szalonego Kościeja, a potem musiała 'harować' w kopalni gwiezdników pod batem Uszaka'' - ,,Żywot Tatry''.


Po śmierci Mrukvy I władzę nad Żbikowem objęła królowa Lisyvka. Kolejni władcy: Nocek, Mroczek, Podkowiec, Borowiec, Borowiaczek. Wszystkich pięciu zamieniało się w nietoperze, a nawet mieli tytuły ,,Nietoperzyców'', czyli ,,synów nietoperza'', bo wierzono, że ich rodzicami, były właśnie te nocne ssaki. Po nich rządzili Mrukva II, Lisyvek I, Lestia II, Mrukva III, Mrukva IV. Ten ostatni miał po ojcu zamiłowanie do podbojów. Jego ojciec podbił plemiona Wydrzan na południu Oxlandu. Syn tymczasem, nie troszcząc się o dalszy rozwój swego państwa zebrał ,,jaja płomieniste'' i wysłał je w stronę Księżyca. Wcześniej rozgłaszał różne nieprawdziwe rzeczy o Płanetnikach; że smok Tęczyn sprowadza zarazę, że porywają dzieci i zamierzają pozabijać wszystkich gradem. W kulminacyjnym momencie kazał swym żołdakom zabić czterech Płanetników, rzekomo w samoobronie. Poza tym, przez cały czas swego panowania tępił stuha. Pozwalał ałom i ażdachom mordować swych poddanych, a sam służył Rykarowi, choć tego nie wiedział. Wreszcie król z Chorsogrodu (Kinperokabadu) wypowiedział mu wojnę, ufny w swą potęgę. Żbiczanie, ały, ażdachy, latawce i wąpierze najechały Księżyc i zdobyły jego stolicę. Król Płanetników stał się jeńcem władcy Żbiczan; musiał leżeć przykuty łańcuchem do nogi jego stołu i zbierać ochłapy i okruszki podczas uroczystości.
Mrukva IV po tym zwycięstwie jeszcze bardziej wzbił się w pychę i postanowił dokończyć podbój Oxlandu. Ruszył przeciwko Oxiom z wielką armią Żbicza, oraz wziętych do niewoli Płanetników i Wydrzan.
Ludzie z foczymi głowami bronili się dzielnie, a mieli pomoc Juraty pod postacią wielkiej żmii, tudzież Rdzeniejewa, Hetmana Fal i Śledziury. Jednak wśród Oxiów znaleźli się zdrajcy, którzy pozwolili Mrukvie IV zająć Oxland.

*
Liczne wojny przysparzały Żbikowu licznych jeńców. Część z nich zostawała sługami i pośmiewiskiem w pałacu króla, a część z nadmiaru przeznaczano na ofiary Čortom. Jeszcze innych sprzedawano, by służyli tym, którzy ich kupowali za płacidła. Istoty te nazwano ,,niewolnikami''.
Mrukva był dla nich bezlitosny; bił i upokarzał, a nawet zabijał dla zabawy. Wielu właścicieli go naśladowało, bo w Żbikowie nastała Wielka Degrengolada. Mówi się, że króla zabił Ox, którego okładał batem. Wcześniej ten sam król podporządkował sobie Varkyderat, by służył jego podbojom. Politykę tą kontynuowali jego następcy.

Kuna



,,Kuna (Martes Cuv.), zwierzę drapieżne, należące do łasicowatych, występuje w Polsce w dwu gatunkach: k. leśna (tumak) [...]. K. domowa (kamionka) [...]'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 8 Kolejowe sądy rozjemcze do Laud William'' 

,,[...] Boruta i Leśna Matka często odwiedzali wioski Zajęczan, później zaś miasta żbiczańskie. Chcieli oglądać życie swych dzieci, razem z nimi dzielić troski i radości. Pewnego razu wjechali tak do Karpat (Carpatopolis). Przekroczyli bramę na łosiu i jednorożcu. Miasto wybudowane wśród gór było warowną i okazałą stolicą państwa Żbiczan. Strzegli go strażnicy zbrojni w łuki, ubrani w łuski wielkich ryb z jezior przyszłej krainy Burus - Synar, Mamir, Lykayuk... Mieli ponadto tą samą wybuchową broń, którą ich ojcowie wybili olbrzymy. Miasto było zielone, pełne Słońca i bawiących się dzieci, a także wiejskich chat, wielce kolorowych, pełnych rysunków na białym tle, a także okazałych dworców. W środku stał zamek króla jednego z następców Mrukvy I.
Pośród zieleni pełno było stawów i naturalnych jeziorek, gdzie łowiono ryby i nad którymi gnieździły się czaple i kormorany. Enkowie widzieli też pomniki Mrukvy I, Lisyvki, Čoka, Sapiehy, Cetlerusa, Żbika, Lestii, Atkaina i Światogora. Wszystkie były drewniane i pomalowane. Największe z nich to pomniki Boruty, Leśnej Matki i Żweruny. Mieli oni okazałe chramy, a pewien malarz uwiecznił scenę, w której spod pędzla Dziewanny wylatują niemal wszystkie gatunki ptaków; papugi, pawie, wilgi, bażanty, głuszce, sikory modre i bogatki, czaple, orły i łabędzie, krzyżodzioby, nagórniki, a także Tinez i Ridan, oraz Tinez Dwugłowy. Wielu mieszkańców pod postacią żbików żyło w parkach i ogrodach. Pełno było fontann, królewskich i dygnitarskich zwierzyńców i ogrodów z egzotycznymi roślinami, oraz obserwatoriów astronomicznych. Od Płanetników Żbiczanie nauczyli się budować 'jaja płomieniste'.
Boruta i Leśna Matka przybierali postaci żbików i Żbiczan by wypróbować czy serca mieszkańców Carpatopolis są równie piękne jak ich miasto. Jednak doznali przyjacielskiego potraktowania tylko w siedmiu chatach. Coś złego czaiło się w państwie Żbiczan''... - ,,Szmaragdowy latopis''.


*
Z trójki kunich dzieci, to jedno, płci męskiej nie było ani starsze, ani młodsze, ot średniak. Kunki właśnie skończyły już ssać mamine mleko i nastała pora, by nauczyły się polować. Zobaczyły właśnie pachnący, szumiący las, gdy wtem... Co to za maszkaron? Smok wielkości lisa, mający czerwone oczy, błoniaste skrzydła, kolczasty grzebień wzdłuż grzbietu i szponiaste łapy, puszczając z nozdrzy kłęby dymu, zdawał się atakować małe kunięta. Był to ten sam smok, co w erze jedenastej uderzył na Nist i którego pożarł tam smok czerwony. Zwierz rozproszył małe i oddzielił je od matki. Średniak biegł przed siebie, aż się zgubił. Za sobą miał ognisty oddech. Biegł a raczej wykonywał serię małych skoków, aż trafił na spokojnie przechodzącego Żbiczanina. Wskoczył nań, a ten odruchowo schował zwierzątko pod jaką. Wtem ujrzał brunatnego smoka i wzywając imienia Dziewanny chroniącej przed leśnymi smokami, obnażył miecz. Potwór był jeszcze młody, toteż bojąc się walki wzleciał w górę, aż wzniósł się ponad jodły i znikł z pola widzenia.
Żbiczanin odetchnąwszy zobaczył, że ma w jace kunie dziecko. Najpierw postawił je na ziemi i czekał aż znajdzie macierz. Jednak kuniątko i tak już przesiąknięte żbiczym zapachem nie chciało odejść od wybawcy. Ten zabrał je więc do domu, po trzech dniach. Karmił je i pielęgnował, aż wyrosło na wspaniałą, dużą kunę. Żbiczanin zdumiał się niepomiernie gdy zwierzę zaczęło doń mówić w języku starokrasnym:
- Deculiyen pa, gucen Felicydy1 - ,,dobry Żbiczanin'' aż złapał się za głowę.
- Ty mówisz! - miauknął przeraźliwie.
Z czasem polubił tę umiejętność Kuny, bo tak nazwał zwierzę. Chętnie pokazywał je znajomym i przyjaciołom. Pewnego razu nasz Żbiczanin wydał przyjęcie dla przyjaciół, a jego atrakcją było puszczanie ,,szmergli'' czyli fajerwerków. Rybałci śpiewali o miłości, aż nadszedł kulminacyjny moment. Pan domu nakazał kunie mówić.
- Nie bójcie się miłości Agejistis2 co wymaga, bo najpierw napełnia serce balsamem, potem piołunem, by potem znów napełnić jeszcze świetniejszym balsamem. Bójcie się raczej ,,miłości'', która nie wymaga, a tylko daje, bo takowa zostawia pustkę i ból.
- Tylko nie rzucajcie nożami w zwierzaka za mówienie prawdy! - pisnął gospodarz.
- Strach jest zły - kontynuowała Kuna. - Wiem, że Licho zwiodło Żbika i Lestię strachem. Wmówiło im, że Zajęczanie zamkną ich w klatkach, a potem zabija i zjedzą. Wasi prarodzice najpierw unikali ludu o głowach zajęcy, a potem upolowali jednego z synów Łagusa, gdy się zabłąkał w lesie, a potem go zjedli. Potem wybuchła wielka wojna między obu rasami, aż jedna zniszczyła drugą - goście poczęli skubać wąsy. - Innym razem myszka tak się bała, że poszła do Mokoszy i jęła prosić: ,,Mateńko, boję się kota, Zamień mnie w niego''. Mokosza spełniła prośbę. Lecz kot bał się psa. Zamieniony został więc w psa, który bał się lubarta, czyli pantery. Z kolei pantera lękała się mantrykony. Mokosza zmieniła wreszcie panterę w myszkę. ,,Bałaś się jako kot, pies, lubart, bo zawsze miałaś serce myszy; małe i lękliwe''.3 Taka jest prawda. Miłość - uczciwa, troskliwa, ufająca, pełna nadziei, cierpliwa i łaskawa jest ciężką pracą, powiązaną z afektami, lecz nie będącą afektem. Niszczy samotność, otwiera na innych. Skuteczniejsza od wszystkich zajęć, każde uszlachetnia, chuć jest dla niej, lecz nie ona dla chuci. Bez niej odwaga staje się zuchwalstwem, a rozwaga tchórzostwem - mowa trwała jeszcze do północy, a potem Żbiczanie wrócili do puszczania ,,szmergli''. Jednak wciąż byli pełni podziwu dla Kuny. Zwierzę zaś żyło ze swoim gospodarzem. Gdy ten miał synka, bawiło się z nim. Raz do domu podeszła młoda, bo wielkości łasicy Lakerta giganteja. Zamierzała zjeść dziecko. Jednak Kuna stoczyła walkę z zielonym jaszczurem. Wreszcie gad padł z przegryzionym gardłem. Tymczasem wrócił nasz Żbiczanin i jego żona. Ujrzeli zakrwawiony pysk Kuny i myśleli, że trzeba ją zabić, bo to ona zjadła ich synka. Wtem zwierzę przemówiło:
- Zabiłem nie dziecko, lecz zielonego jaszczura; był wielkości łasicy, bo jeszcze młody. Pokażę wam! - rodzice poszli tropem Kuny i ujrzeli, że mówi prawdę.
Zawstydzili się swymi podejrzeniami i wyprawili ucztę na cześć zwierzęcia i przede wszystkim dobrego Ageja.
Kuna umarła śmiercią naturalną i wielu Żbiczan myślało, czy to Kunetej - syn Boruty nie przybrał zwierzęcej postaci, by im pomagać.

1 Dziękuję ci, dobry Żbiczaninie
2 idiom; ,,w Ageju''
3 zainspirowane kazaniem w kościele

Światogor - car olbrzymów



,,Olbrzymi [...] odgrywają wielką rolę w mitologii i podaniach ludowych, do których podstawę dały bezwątpienia znaleziska kości olbrzymich zwierząt dawnych okresów jak n. p. mamuta i i. " - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 11 Moroksyt do Optyka''


Było to w erze piątej. Pewnej nocy z łona Mokoszy wyszły dziwne istoty. Wyglądały jak mężowie i niewiasty, lecz byli czterokrotnie wyżsi niż jodły i dęby. Otrzymali więc miano olbrzymów, gigantów, kolosów i wielkoludów. A oto pierwsze plemiona. Olbrzymy północne - wielcy, biali ludzie, jeżdżący na koniach - gigantach. Olbrzymy ogniste - ziały ogniem i były odporne na jego płomienie. Z czasem zamieszkały na wyspie Seylan na Wschodnim Końcu Świata. Cyklopy - giganty o jednym, krągłym oku na czole, zamieszkałe na wyspie Zicillii na Morzu Śródziemnym. Lastrygonowie - zwiedzione przez Rykara, stały się później ludożercami. Żyły na wybrzeżach Morza Śródziemnego. Ichtiofagowie (,,Rybożercy'') osiedlały się u wybrzeży i łowiły morskie potwory. W sumie Mokosza urodziła ośmiu olbrzymów, a do tego dziewiątego. Był nim czarnobrody i bardzo silny car Światogor, jeżdżący na koniu wielkim jak smok. Chciała by był sędzią wszystkich gigantów. Olbrzymy rozeszły się z awarskiej ziemi po świecie po dalekie jego krańce. Dużo ich było na Krańcach Świata (Zachodnim, Północnym, Południowym i Wschodnim). Początkowo żyły w zgodzie ze Żbiczanami.




*
Na wyspie Irlandii mieszkał król olbrzym Atkain, przez Irlandczyków zwany Dagda. Był tęgi, gruby i miał długą, brązową brodę. W potężnym ręku trzymał wielką łyżkę wazową, którą mieszał w kotle wielkim jak wierch górski. Irlandzkie olbrzymy wybrały go na wiecu, głosując przez podniesienie włóczni. Mimo groźnego wyglądu, Atkain był łagodny i miłosierny, chociaż sprawiedliwy. Miał kilku potomków, z których następca wdał się w ojca. Żbiczanie kochali Atkaina, bo ratował ich w czasie głodu, dając im zupy i gulasze ze swego kotła. A był świetnym kucharzem. Gdy umarł cała Irlandia i sąsiednie wyspy przywdziały kir i płakały. Ciało dobrego olbrzyma spalono i pochowano pod wielkim kurhanem. Jego sława był tak wielka i dobra, że usłyszeli o nim Celtowie i włączyli do swego panteonu.



*
Żbiczanie wierzyli, że na Zachodnim Końcu Świata znajduje się wyspa Ultima Thule, zaś Bastowie sytuowali w tym miejscu Górę Magnetyczną (Monta Magnetika), wyciągającą wszystko żelazo z korabiów. Prawda jest jedna, ale symfoniczna, stąd na północy Zachodu była Ultima Thule, zaś na południu - Góra Magnetyczna, a pomiędzy nią, a Afryką leżały Wyspy Bergamuty.
Na Ultima Thule wiec wybrał niejakiego Trimusa (Thryma). Był zupełną antytezą Atkaina z Irlandii. O jego ogromie świadczy noszona przezeń czapa z białych niedźwiedzi - zginęło ich około pięciu.
Trimus głosił, że olbrzymy z Ultima Thule powinny władać światem, bo ich rodzinna wyspa, jest zbyt mała, by wszystkie wyżywić. Poddani posłuchali go i zamówili u szkutników z kontynentu wielkie i liczne drakkary, by móc z ich pomocą zawojować świat. Pierwszym celem było Morze Śródziemne. Drakkary - długie, wąskie łodzie z wysuniętym w górę dziobem, który wieńczyła smocza głowa, skierowały się na wschód i południe. Szerokim łukiem ominęły Iberię, zamieszkaną przez Żbiczan, żyjących pod opieką olbrzymów Ichtiofagów. Stanęły między europejską, a afrykańską ziemią.
- Tu czeka nas wiele bogactw i miejsc zdatnych do zasiedlenia - mówił Trimus - jednak pierwiej czeka nas ciężka walka z tubylcami! - tymczasem oczom olbrzymów ukazała się postać niewieścia w białe szaty z perłami odziana. Była to Jurata. W dłoniach trzymała wielką, szarą muszlę. Stała na brzegu, a na drugim, południowym olbrzymy dostrzegły Światogora na koniu.
- Trimusa zaślepił Rykar - przemówiła pani morza - nie wierzcie mu. Wszystkie istoty rozumne są braćmi i nie mają napadać na siebie. Żyjcie lepiej jak do teraz, jak Ichtiofagowie; łówcie ryby i handlujcie. Nie będę wam skąpiła wielkich ławic, a i sztorm zatrzymam z dala od waszych statków. Wojna to klęska, nawet wygrana.
- Nie wierzcie jej, bo ta jędza chce was otumanić! - krzyknął Trimus i wyśmiał się z Enki.
Ta zaś wylała wodę z muszli do morza. Rozpętał się sztorm i pozatapiał drakkary. Trimusa fale wyrzuciły na brzeg afrykański, a ze szczątków łodzi powstały skały: Gibraltar i Ceuta. Światogor uczuł żal, widząc jak jego pobratymcy topią się. Ukląkł przed Juratą i poprosił: ,,Ratuj moich braci''!
- Ceta, Rdzeniejew, Hetman Fal! - na rozkaz Juraty stanęła trójgłowa foka, człowiek bez skóry i mąż z wody utkany; poczęli ratować rozbitków. Sam Światogor otrzymał wielką linę, by jego bracia mogli się niej chwytać i być wyciągniętymi na brzeg. Tymczasem Trimus ocknął się. Ujrzał cara olbrzymów i Juratę stojących nad szczątkami drakkarów. Poszukał u pasa miecza, a gdy go znalazł rzucił się na Juratę. Światogor zasłonił ja tarczą i tak rozpoczął pojedynek z Trimusem.
- Jurata pozwoliłaby ci wrócić na wyspę - mówił Światogor, lecz Trimus na sam dźwięk jej imienia jeszcze mocniej uderzał. Wreszcie Trimus chcąc uniknąć hańby bycia pokonanym przebił się mieczem. Jego przeciwnik leżał na ziemi i krwawił nieopodal jeziora, na którym znajdował się troisty archipelag Nawi. Wtem ujrzał nad sobą Juratę, wdzięczną za obronę. Ta sprawiła, że z krwi Światogora wyrosły góry, które podźwignęły Nawię pod chmury. Nadano im nazwę Atlas, bo car olbrzymów był w Afryce zwany Atlasem. Ten zaś uzdrowiony przez Juratę powędrował w świat czynić wolę Ageja.



*
Król Trimus miał wielu naśladowców, zwłaszcza wśród Cyklopów, Lastrygonów i olbrzymów ognistych. Pożerali oni wielu Żbiczan, aż ci musieli się bronić. Złe olbrzymy zadufane w swą siłę i wielkość, nic sobie nie robiły z tego. Do czasu... Morewład Rybojedow z Oxlandu udał się w głąb lądu, by skosztować mięsa Żbiczan. Gdy szedł sobie w stronę paru ocalałych chatynek, coś jakby ogromna mysz przebiegło mu w stronę nogi.
- Auuuu! - olbrzym ryknął z bólu, bo ta niby mysz wżarła mu się w nogę.
Potem nic nie czuł, tylko słyszał huk, od którego stracił bębenki w uszach. Leżał na plecach w morzu krwi, a jedną nogę coś mu oderwało. Jacyś Żbiczanie coś podpalili i biedny Morewład miał już głowę roztrzaskaną przez kolejną ,,ogromną mysz''.
Żbiczanie znali już żelazo i byli mistrzami w jego obróbce. Ponadto zmieszali saletrę, inne minerały, a jeszcze odłamki skorup glinianych i stare gwoździe, czym stworzyli pierwszy proch strzelniczy. Napełnili nim blaszane tuby, zakończone ostrym szpicem i mające ostrze podobne do radła. W chwili gdy podpalano owe rakiety, te leciały naprzód, lecz ,,radło'' opóźniało ich lot, dzięki czemu wzrastała skuteczność celowania. Oprócz tego wynaleźli też katapulty, tarany, oraz maszyny rozlewające gorącą smołę i olej. Wszystkie te wynalazki miały pomóc w wojnie z olbrzymami, bo nikt nie chciał pokoju, mimo objawień Boruty i Świętowita.
Z czasem przewaga przechyliła się na korzyść Żbiczan, którzy pozabijali tylu olbrzymów, że ci przetrwali tylko na końcach świata: Ultima Thule, Azja, Afryka, Zicillia... Dobry Światogor bronił zarówno Żbiczan przed swymi ziomkami, jak później tych przed zemstą ludu o głowach żbików. W końcu ,,latająca machina ogniowa'' uderzyła go w czoło tak mocno, że stracił przytomność. Łono Mokoszy zakryło go i zapadł w sen nieprzerwany aż do ery dwunastej, gdy spotkał Iliyona Muromiego z Karačoru.

Lisek




Jest to historia o pewnym Żbiczaninie, co zabił przyjaciela i został skazany na infamię. Lisek urodził się w wiosce nad rzeką Narvia, gdzie żyli przemieszani ze sobą Zajęczanie i Żbiczanie. Razu pewnego zabił w czasie zabawy swojego kolegę, gdy ten go rozzłościł. Wtem jakby spod ziemi wyrośli Dzikofiejew pod postacią dzika z błoniastymi skrzydłami i Mieczywład - mąż z płomieniem miast głowy. Przekonywali go, że jego czyn był dobry, lecz wówczas Lisek poznał, że były to Čorty i odmówił im posłuchu. Przed wiejskim sądem przyznał się do winy i został okryty infamią, czyli wyjęciem spod prawa. Groziła mu śmierć ze strony rodziny i krewnych zabitego Zajęczanina, więc zaszył się w chaszczach. Żył tam razem z dzikimi żbikami niewiele wiedząc o swej wiosce o nazwie Narvia. Tymczasem Mieczywładowi udało się omamić Żbiczan, by mordowali Zajęczan. Ci opuszczali swe wioski i miasta, w których się osiedlili (Karpaty, Sudety), aby szukać schronienia w lesie. Przetrwać pomogli im Dzicy Zajęczanie, oraz paru Żbiczan. Tych ostatnich było więcej, lecz znamy tylko pięciu: Sapiehę, Čoko (nie mylić z łucznikiem mierzącym do Białej Damy), Cetlerus (nie mylić z tym kotem z ery jedenastej), Lisyvka i Lisek.
Było to w czasie gdy Sporysz Harcerz ustanowił Varkyderat. Po lesie chodzili Varkyderowie i pod ich opieką - zuchy, z zapasami żywności dla ukrywających się. Pewnego razu spotkał ich Lisek.
- Kim jesteście? - spytał. - Ja choć jestem Żbiczaninem, a do tego banitą, nie chcę was skrzywdzić. Przysięgam, a jeśli kłamię, niech mnie Weles wyzłoci i będę złoty jak złoto - obiecał, by rozproszyć obawy.
- Jesteśmy Varkyderami - Lisek zrozumiał ,,dziećmi wojny'' - twoi ziomkowie mordują nas bez litości, jeśliś odcięty od świata i chcesz wiedzieć.
- Ja raz zabiłem Zajęczanina w gniewie - wszyscy zastrzygli uszami - podczas zabawy, lecz żałuję tego do końca życia. Jeśli szukacie bezpiecznego schronienia, to spuście się na mnie, bo mam jaskinie za dom. Tam trudno wejść, wylot jest zasłonięty paprociami, jest tam wilgotno i słychać głosy wodnych istot. Ja jednak zdołałem uczynić to miejsce przytulnym i mieszkam tam sam - nawet nietoperzy nie ma. Nie jest to dworzec, ale lepsze takie schronienie niż żadne.
- Gdyby nie to morderstwo, zostałbyś jednym z nas - powiedział Varkyder.
Zajęczanie ścigani przez strzygi i Żbiczan posłuchali rady Liska i zamieszkali w grocie. Infamis mówił prawdę - nikt nie szukał zbiegów w jego grocie. Mieszkali tam Varkyderowie, dzieci, młódź, kobiety, mężowie, starcy. Lisek troszczył się o pokarm dla wszystkich.
Jednak pewnego razu Zajęczanie postanowili opuścić schron.
- Nie wiemy co stało się z naszymi braćmi, czy jeszcze żyją - mówili.
- Na dworze sikorka powiedziała, że nasi bracia bronią się jeszcze w twierdzy Opołonek na południu - rzekł mały Radziwiłła.
Zajęczanie spakowali się i wyruszyli za dobrą sikorką szukać twierdzy Opołonek. Opuścili bezpieczną jaskinię i często teraz padali łupem strzyg, smoków, bazyliszków i Żbiczan. Wreszcie gdy już byli u celu, towarzyszący im Lisek padł i krwawił. Zginął od ciosu żbiczańską strzałą w szyję. Zajęczanie bardzo płakali nad nim, bo był ich prawdziwym przyjacielem. Ich bracia opuścili most zwodzony Opołonka, a wtedy wkroczyli wychudzeni i przerzedzeni Zajęczanie niosąc na marach ciało Liska.
P. S. Za króla Mrukvy I, który złożył róże w Opołonku, Żbiczanie przejęli Varkyderat od Zajęczan i założyli miasto Beskidy.

Mrukva i Lisyvka



,,Biała Dama dziwna istota podobna do Wieszczyc. Postać kobieca o twarzy białej jak Księżyc i ubrana w śnieżnobiałe szaty. Mieszka w starych zamkach, dworcach i domach, gdzie zjawia się o północy. Może wychodzić z zegarów, szpar, mysich dziur i z dziur w suficie. Nosi klejnoty, towarzyszą jej sowy, lelki, żbiki, zające, rysie, wilki... Niektórzy się jej boją, choć nikogo jeszcze nie skrzywdziła. Ze źródeł historycznych wiemy o niej z 'Gesta hybridorum', gdzie ukazała się królowi Mrukvie I oraz z 'Codex vimrothemsis'. Jest tam wzmianka o Białej Damie rządzącej rusałkami i wodnikami. Ponadto ostrzegła Sowiego przed poszukiwaniem skarbu Kościeja I Nieśmiertelnego w ruinach pałacu w Presnau (Daleki Zachód). Nie znamy jej ojca, ni matki, ani nikogo z rodziny'' - encyklopedia ,,Obraz świata''.


Ten ranek był bardzo uroczysty. Krocie żbików i ludzi o żbiczych głowach zgromadziły się na łące u stóp wysokiej, nienazwanej jeszcze góry na polskiej ziemi. Było to na przedmieściach miasta Karpaty. Gdy Żbiczanie pojęli, że wyniszczyli Zajęczan, ogarnęła ich trwoga - chcieli tylko dać nauczkę tym ,,tchórzaczkom''. Gdy zrozumieli swój błąd, poszli do Rokitnickiego Sioła. Boruty jeszcze nie było, za to ujrzeli Leśną Matkę, płaczącą na ich widok ze szczęścia. Gdy poprosili o radę, usłyszeli:
- Odrzućcie miecz krwawy, którym służyliście Mieczywładowi i jego samego, oraz spróbujcie naprawić to coście zniszczyli.
Żbiczanie porzucili chramy i ołtarze Mieczywładowe, lecz Zajęczan już nie było. Podobno ostali się jeszcze na jakichś maleńkich wysepkach na Morzu Śródziemnym. Wciąż jeszcze trwało oblężenie twierdzy Opołonek. Trzeba je natychmiast przerwać.
Żbiczanie prosili Borutę o króla, tak jak u Płanetników, czy upiorów. Pan lasów zgodził się. W Rokitnicy włożył złotą, wysadzaną krwawnikiem koronę na skroń hetmana Żbiczan - Mrukvy, odtąd Mrukvy I.
- Zajęczanie przeżyli w twierdzy Opołonek - rzekł Boruta - Możesz tam jechać, bo jeszcze trwa oblężenie. To są młodzi, dzielni wojownicy, o nazwie Varkyderat.
- Hm... Dzieci wojny? - zdumiał się jakiś żbik.
- Zakon założył zabity przez strzygę, ażdachę, Płanetnika i Żbiczanina z łuku, Sporysz, a pieśń nazywa go Sporyszem Harcerzem. Varkyderat powstał we wsi Waga, obecnie spalonej i porosłej lasem. Idź pod Opołonek i zawrzyj wreszcie pokój...
- Tak zrobię - odrzekł Mrukva I.
Król Żbiczan miał za żonę niejaką Lisyvkę. Jej imię wywodzi się od słowa ,,las''. Wiedziano o jej dobroci (ratowała Zajęczan z narażeniem życia, bo wówczas Żbiczanie mordowali wszystkich obrońców ,,zającogłowych'') i odwadze (wydarła dziecko siostry ze szponów strzygi). Ksiądz Descalzo ubolewał kiedyś, że łatwiej zwracamy uwagę na zło, niż dobro, a jeśli nawet widzimy dobro, to tylko w jego spektakularnych przejawach, jak na przykład bohaterstwo Lisyvki. I my nie znamy jej serca jako córki, siostry, matki i żony, wiemy tylko, że zasłużyła na wdzięczną pamięć Żbiczan.
Twierdza Opołonek leżała na wielkiej połoninie (wówczas jeszcze nie było Bieszczad). Otaczała ją głęboka fosa, nad którą górował wielki zamek, pełen wąskich okien, baszt, hurdycji, kryjący w sobie setkę Zajęczan. Byli to Varkyderowie, ich rodziny i mieszkańcy okolicznych wsi. Cegły spajano białkiem z kurzych jaj, a z żółtek wypiekano sękacze. Nadaremno próbowali go zdobyć Żbiczanie, jak też wąpierze, latawce, ażdachy, ały i smoki. Król Mrukva z królową Lisyvką jechał konno z Rokitnicy w stronę Opołonka. ,,Co stało się z dzielnymi Varkyderami''? - zadawali sobie pytanie. Wreszcie przybyli na miejsce i ujrzeli triumf Żbiczan. Bramy zostały wyważone, a żbiczańscy wojownicy wbiegli na teren twierdzy, uważnie wypatrując zaczajonych wrogów. Jednak ujrzeli tylko trupy wygłodzonych Zajęczan. Zrozumieli. Załoga Opołonka wolała umrzeć z głodu, niż poddać się. Chęć rabowania kosztowności przeszła im po ujrzeniu tego świadectwa. Nagle - zabrzmiały trąby i w bramie ukazał się król Mrukva z królową Lisyvką. Żbiczanie poznali ich po koronach.
- Ave'tiye payen royek ad roykova1! - krzyknęli zdobywcy i opowiedzieli całą historię.
Mrukva i Lisyvka słuchali w skupieniu, po czym król wziął bukiet czerwonych róż, które zamierzał dać królowej i złożył je u stóp najmłodszego z poległych. Bowiem w obronie Opołonka walczyło wiele dzieci w wieku od ośmiu do dziesięciu lat. Wtem-
Żbiczanie ujrzeli tajemniczą postać idącą ku nim. Przypominała Dziewannę ubraną w biel śniegów, lecz jej twarz, dłonie i włosy też były białe. Pewien łucznik imieniem Czoko (Čoko) strzelił z łuku, lecz nie trafił. Postać zdawała się wychodzić ze starego zegara - wynalazku Zajęczan.
- Pacis alden payen - rzekła łagodnie zjawa - ys tzay Mistra Vakilis2 - przedstawiła się.
- Jesteś pierwszą Białą Damą jaką widzę - rzekł Mrukva I, lecz istota nie odpowiedziała. Wreszcie przemówiła.
- Ujrzałam wiele nienawiści, która jest w was. Nie okłamujcie się! Moje siostry, Wieszczyce Losu wiele mi mówiły o niej , lecz nie wierzyłam im, dopóki nie ujrzałam waszych Rykara wartych wojen. Ktokolwiek z was umie się wznieść ponad swą nienawiść, niech dziękuje Agejowi... - po tych słowach dygnęła i wróciła do zegara.



Na ruinach Opołonka huczał wiatr. Wszyscy Żbiczanie od Dalekiego Zachodu począwszy uznali w Mrukvie swojego prawowitego króla. Jego państwo sięgało od granicy z Oxlandem na północy do Morza Śródziemnego na południu. Część Zajęczan schroniła się tam na małych wysepkach. Największa z nich, wielkości powiatu, otrzymała nazwę Wyspy Zajęczan. Jej mieszkańcy mieli już królów i królowe, tak jak u innych ras, których symbolem było berło z muchomora. Nie prowadzili wojen i nie mieli wojska. Handlowali z afrykańskim plemieniem Bastów - ludzi z głowami kotów nubijskich. Wytwarzali bisior i purpurę dla nich. Kultura tych Zajęczan przetrwała bardzo wiele - według Kosy Oppmana (,,Perłowy latopis'') żyli jeszcze w erze jedenastej, a nawet dwunastej!
Mrukva postanowił, że odwiedzi Wyspę Zajęczan i przeprosi ich za ciężkie winy Żbiczan wobec nich. Zgodnie z postanowieniem, naszykował sobie korab i udał się na wyspę. Był sztorm i korab Mrukvy rozbił się u wybrzeży wyspy. Tam Zajęczanie pomni jego zbrodni na nich, gdy był jeszcze zaślepiony przez Mieczywłada, sami również zaślepieni, ubili go i sponiewierali ciało. Ocalałemu Żbiczaninowi rzekli, by powiedział królowej Lisyvce o żądaniu zapłacenia za ciało męża wielką ilością marchwi i kapusty.
Lisyvka stanęła przed gronem doradców starych i młodych. Zapytała obu co czynić. Młodzi niewiele wiedzieli o wojnie, więc pełni oburzenia domagali się ukarania niedobitków Zajęczan. Starzy wiedzieli, że nienawiść zaślepia serce, więc prosili o łaskę dla niegościnnych wyspiarzy. Mądre serce Lisyvki mimo bólu po starcie męża chciało raczej przebaczenia niż odwetu. Dlatego zgromadziła wymaganą marchew i kapustę, wsiadła w korab i popłynęła na Wyspę Zajęczan. Przeprosiła ich za zbrodnie żbiczańskie, popłakała się mówiąc o swoim bólu jako wdowy po Mrukvie, a sami Zajęczanie pożałowali czynu. Lepsze to niż wojna.

1 Pozdrawiamy was królu i królowo!
2 Pokój wam, jestem Białą Damą.