sobota, 18 stycznia 2014

Kusicelka




Warszawa, rok 1989. Po jej ulicach chodziła Głupota pod postacią młodej, szczupłej kobiety, z niebieskimi oczyma (osobiście wolała mieć je w kolorze bieli), długich blond włosach i mimo, że był luty, ubrana była wyjątkowo bezwstydnie, a jej odzież była koloru brunatnego.  Głupota nie była na spacerze, przybyła do Warszawy w jasno określonym celu. Nagle zauważyła, że ulicą idzie Mąż Stanu. Podeszła do niego.
- Dzień dobry, Panie Prezydencie - przywitała Męża Stanu.



- Jaki tam prezydencie! - obruszył się Mąż Stanu. - Teraz rządzi Rakowski i ... nie jest prezydentem.
- Niedługo porządzi - zapewniła Głupota - pierwszym prezydentem będzie Jaruzelski, a po nim pan będzie rządził.
Mąż Stanu chciał iść dalej, lecz tajemnicza rozmówczyni nie chciała go puścić.
- Panie Prezydencie - drążyła - a czyją podobiznę nosi pan w klapie?
- To jest Matka i Królowa mojego Narodu! - odpowiedział wielce zdziwiony otrzymanym pytaniem.
- A nie - przekornie zaprzeczyła Głupota - bo to ja rządzę waszym Narodem.
- Co ??? - Mąż Stanu był bardzo zgorszony. - Pani nie zdaje sobie sprawy z tego co mówi, tak nie można.
- Znam waszą pobożność - ciągnęła - często, choć nie zawsze, jest powierzchowna. Modlicie się i to szczerze kiedy jest wam źle, ale kiedy dobrze, to żyjecie zapominając o Bogu. Mogłabym latami wyliczać przypadki waszej letniości. Jak trwoga to do Boga! Był taki sowiecki film, na którym występowali sami Sowieci - wiadomo ,,moskiewskie wychowanie'', szkolny konkurs bluźnierstw i te sprawy, ale gdy moja koleżanka z pracy zaczęła się do nich dobierać, oni zaczęli się modlić! - mówiła żywo. - A wiesz pan, że gdy w Unii Sowieckiej pokazywano Stalina, to na jego widok niektóre starsze panie, żegnały się?! - Mąż Stanu słuchał z uwagą, powoli chłonąc z gniewu. - U mnie w domu nie ma ani jednego ateisty! - mówiła z naciskiem. - Gdybyście byli narodem Maryi, pełnilibyście czyny Maryi; gdybyście byli narodem Papieża, pełnilibyście czyny Papieża - Mąż Stanu zlał się purpurą.
- Myślę, że osądza nas pani za surowo, wszak hipokryci są wszędzie, a wśród Polaków prawdziwi, uczciwi idealiści też istnieją - oponował.
- Nikt nie zna głupoty tak dobrze jak ja - mówiła Głupota - i muszę z przykrością stwierdzić, że ani Pan Prezydent, ani pański Naród nie jesteście głupi, a szkoda...
- Proszę pani... - zdziwił się Mąż Stanu.
- ... niestety nie ma też głupich narodów, są tylko głupie partie polityczne, głupi politycy i głupie doktryny.



- Jestem panem Navi i bojownikiem o suwerenność Polski - przedstawił się Mąż Stanu. - A pani godność?
- Ewa Relitih - Nilats - przedstawiła się rozmówczyni.
- Hmm... - zamyślił się Mąż Stanu. - ,,Reltih - Nilats''? To chyba niemieckie nazwisko. Czy pani jest Niemką?
- Tak, chyba Niemką - potwierdziła Ewa, mając jednak na myśli coś zgoła innego niż przynależność narodową. - Odnośnie pracy, Zofia jest moją antytezą.



- Prawdę mówiąc nie znam ani pani, ani pani siostry Zofii - Mąż Stanu nie zrozumiał aluzji. - Czy może powtórzyć pani, kim jest?
- ,,Częścią tej siły co wiecznie zła pragnąc wiecznie czyni dobro'' - Ewa zacytowała ,,Fausta''.
- Nie mam dziś nastroju do żartów - skomentował Mąż Stanu.
- Zapewne Pan Prezydent wie - Ewa przeszła do sedna sprawy, - że potrzebne są dwie nogi: prawa i lewa - Mąż Stanu zrozumiał aluzję.
- To prawda - rzecze, - ale jak się wstanie z łóżka lewą nogą będzie nieszczęście!
- Bardzo słusznie! - pochwaliła Ewa. - Tylko kto tu mówi o łóżku? Polska nie leży w łóżku, ale w grobie. A żeby wstać z grobu trzeba użyć lewej nogi, a jeśli z łóżka - to prawej.
- Pani argumentacja wydaje mi się nielogiczna - skrzywił się Mąż Stanu - opozycja z NRD, czy Czechosłowacji nie poparłaby pani propozycji, bo jest ona sprzeczna  z rozumem.
- Olej rozum! - Ewa machnęła pogardliwie ręką. - Bądź o - ry - gi - nal - ny! - kazała demagogicznie. - Masz się wzorować na jakichś Szkopach czy Czechach? - pytała wyzywająco. - Wyluzuj stary! - wyglądała na dwadzieścia lat, mówiła jak nastolatka, a starsza była od rodzaju ludzkiego!
Mąż Stanu zmieszany milczał, a ona wciąż mieliła językiem.
- Wiesz co, nie przejmuj się szkodami! - radziła. - Krew bohaterów i męczenników jest po to aby było potem co wlewać do rynsztoka!



- Przestań! - Mąż Stanu krzyknął jak oparzony. - Stylem wypowiedzi przypominasz Urbana! - był znów zgorszony.
- A wiesz, że w całej Polsce jest on mi najbardziej posłuszny? - zamyczała Ewa. - Przejdź pod moją dyktaturę, zostań moim niewolnikiem, chcę Polskę wziąć w obroty - dalsza część wypowiedzi została ocenzurowana.
- To ja mam świrować jakiegoś zwierzaka? - pytał Mąż Stanu.



- Nie, świruj gibona, szympansa, orangutana, goryla, ale najlepiej świruj człowieka ; to jest najtrudniejsze.
Mąż Stanu bezwiednie wysunął ręce do przodu, a Ewa wyjęła z czarno - czerwono - brunatnej torebki z krokodylej skóry kajdanki zrobione z plasteliny i założyła je potężnemu panu Navi.



- Głupi niestety nie jesteś, ale i tak mi się podobasz - mówiła z uznaniem. - Mazowieckiemu już wszystko powiedziałam, on też chce mnie wielbić i wolę moją wypełniać na wieki - znów mówiła to czego nie powinna.
Sięgnęła znów do skórzanej torebki i w ręce Męża Stanu włożyła jakiś dziwny przedmiot.



- ,,Masz tu caduceus polski, mąć nim narodową kadź...'' - cytowała zdanie Stańczyka z ,,Wesela'' Wyspiańskiego.



Od lutego do kwietnia 1989 roku trwały obrady Okrągłego Stołu, w których uczestniczył Mąż Stanu, opozycja i komuniści. Z triumfem informuje się Polaków o nowych zasadach wyborczych, o zalegalizowaniu partii opozycyjnych i kilku ich gazet, lecz o wadach rozwiązania zapomniano. Co mam na myśli nie powiem, kto ma rozum i dostęp do mediów innych niż liberalne, niech się domyśli. Wśród płomieni siedziała naga kobieta, ta sama, która w lutym rozmawiała z Mężem Stanu. Na dłoni trzymała szklaną kulę, w której przyglądała się obradom Okrągłego Stołu, a zwłaszcza późniejszym wyczynom w Magdalence.



- Panowie, panowie - patrząc śmiała się szyderczo - wy jesteście po prostu ,,the best''!
Tak oto historia PRL - u dobiegła końca. Mąż Stanu, obecnie Pan Prezydent, wiosną 1990 roku siedział na ławce w parku razem z żoną i córką. Nieoczekiwanie stanęła przed rodziną Ewa Reltih - Nilats. Mąż Stanu przedstawił ją żonie, a ona zaczęła opowiadać bajkę!



- Dawno, dawno temu, było sobie dwóch Heraklesów; jeden z północy i drugi z południa i były dwie hydry; obie ze wschodu. Herakles z południa uciął swojej hydrze głowy i jak należy, powypalał miejsca po nich. Herakles z północy również uciął hydrze głowy, lecz nie wypalił ich ogniem. Głowy odrosły i go zeżarły! - skończyła historyjkę.
- Hmm, ładne - pochwalił Mąż Stanu. - Nie rozumiem tylko kto był tym nierozsądnym herosem?
- Ty! - Ewa wytknęła go palcem, ironicznie się śmiejąc, po czym zdarła swoje i tak już skąpe odzienie, tego samego koloru co rok temu, zmieniła kolor oczu i zająwszy się płomieniem zniknęła.
Tego dnia w parku było wielu ludzi, którzy widząc niecodzienny występek pani Reltih - Nilats sprawili, że warszawskie izby wytrzeźwień i przychodnie psychiatryczne mogły swym pracownikom dawać na chleb.



Partia przestała istnieć, rozwiązano ją na jej ostatnim zjeździe. Jej członkowie przeszli do nowej, czołowej partii lewicowej, która dwukrotnie zmieniała nazwy, zachowując duże wpływy.
Tego dnia w Warszawie było sporo manifestacji wyrażających wielką radość. Członkami jednej byli chłopi z nieznanej, bohaterskiej wioski, między Warszawą a Konstancinem - Jeziorną. Pan Sołtys i Lawendycja nieśli reprodukcję nowego godła Polski, a z tysięcy gardeł tych co przeżyli, wydobywał się śpiew:

,,My chcemy Boga, Panno Święta,
O usłysz naszych wołań głos''!