Zło nazwane dobrem nie staje się nim.
piątek, 15 grudnia 2017
,,Nowe Ateny. Traktat dubitantius''
,,Chmielowski Benedykt, ksiądz (szczegóły życia nieznane), twórca pierwszej encyklopedji polskiej 'Nowe Ateny albo Akademja wszelkiej scjencjej pełna' (1745 – 6, 2 t.), dzieła przenikniętego fanatyzmem religijnym i dowodzącego wymownie niskiego stanu kultury w dobie saskiej'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 3 Cauer Emil do Dewon''.
O
księdzu
Benedykcie Chmielowskim (1700 – 1763); autorze staropolskiej
encyklopedii o bombastycznym tytule: ,,Nowe
Ateny, albo Akademia wszelkiej scjencyi pełna, na różne tytuły
jak na classes podzielona, mądrym dla memoriału, idiotom dla nauki,
politykom dla praktyki, melancholikom dla rozrywki erygowana''
(najsłynniejszy cytat to: ,,Koń
jaki jest każdy widzi''
;) dowiedziałem się po raz pierwszy w gimnazjum. Szymon Kobyliński
(1927 – 2002) w ,,Dziejach
Polski. Podręczniku dla klasy IV''
krytykował ,,Nowe
Ateny''
jako sztandarowy przykład sarmackiej ciemnoty czasów saskich.
Tymczasem Paweł Jasienica (1909 – 1970) w ,,Rzeczpospolitej
Obojga Narodów. Dziejach agonii''
powołując się na fragmenty mówiące o Akefalach i o Koperniku,
podjął się obrony Autora przed zarzutami o szerzenie wstecznictwa,
dowodząc, że Chmielowski wbrew pozorom o wielu sprawach potrafił
pisać zaskakująco trzeźwo, co czego wkrótce wrócimy.
W
grudniu 2017 r. przeczytałem po raz drugi ,,Nowe
Ateny. Traktat dubitantius''
wydany w serii ,,Bibliotheca
curiosa''
redagowanej przez Jacka Sokolskiego, opracowany przez Jerzego
Kroczaka, ze wstępem Bartosza Marcińczaka. Książkę wydała
Oficyna Wydawnicza ATUT – Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe we
Wrocławiu w 2009 roku. Porusza sprawy wątpliwe (dubia);
budzące kontrowersje w czasach Autora, a dotyczące różnych
dziedzin jak: teologia, historia, zoologia, antropologia, a nawet
wiedza tajemna.
Czytelnikowi
z pewnością nie jest obcy fakt, że od drugiej połowy XVIII wieku,
aż po wieku XX i XXI, oświeceniowi i postoświeceniowi krytycy nie
zostawiali suchej nitki na ks. Chmielowskim i jego dziele. Uznano je
za pomnik obskurantyzmu i biblię ciemnogrodzian, za kolekcję
najdzikszych bzdur, której dziś dorównać mógłby chyba tylko
Internet. Prawdą jest, że wiele twierdzeń ks. Chmielowskiego jest
już dziś przestarzałych i obalonych przez naukę. Jednak z drugiej
strony wrzucanie go do jednego worka z największymi umysłowymi
kołtunami wszystkich epok, jest poważnym ahistorycznym błędem,
swoistą ,,czarną
legendą''
kontrowersyjnej polskiej encyklopedii. Zresztą podobna czarna
legenda rodem z oświecenia dotyczy też średniowiecza (gdy słyszę
w mediach jak jakiś lewak chcąc obrazić przeciwnika porównuje go
do ludzi średniowiecza to po prostu krew mnie zalewa :(. Tymczasem
ks. Chmielowski nie był wcale matołem jak wielu sobie wyobraża,
ale wybitnym polihistorem; typem uczonego dziś bardzo rzadko
spotykanym ze względu na postępującą specjalizację w wielu
dziedzinach. Kto to taki ów polihistor?
,,Polihistor (greck.), 'wiele wiedzący', uczony obeznany z wielu gałęziami wiedzy jak np. Leibniz; przydomek Aleksandra z Miletu; także tytuł dzieł, obejmujących wiele wiadomości'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 12 Optymaci do Polowanie''.
W
swojej pracy czerpał garściami z dzieł autorów cieszących się
wielkim autorytetem w XVII wieku, zwłaszcza niemieckiego jezuity
Athanasiusa Kirchera (1602 – 1680). Dla ciekawostki: jedna z prac
egiptologicznych Kirchera wywarła duży wpływ na ezoteryczny
mistycyzm polskiego malarza – fantasty Teofila Ociepki (1891 –
1978). Barokowa nauka w przeciwieństwie do nauki doby oświecenia i
późniejszej (od drugiej połowy XVIII wieku do czasów
dzisiejszych) nie zajmowała się badaniem praw natury, lecz
poszukiwała w otaczającym człowieka świecie rzeczy dziwnych,
wyróżniających się, tzw. kuriozów. Powiedziałbym, że XVII –
wieczni uczeni i zbieracze osobliwości przypominali w pewnym stopniu
dzieci, nigdy nie przestające się dziwić i ciekawe świata ;).
Wobec źródeł, na które się powoływał, Chmielowski starał się
być krytyczny (zwłaszcza wobec przekazów żydowskich i arabskich),
choć nie zawsze weryfikował tych autorów, których darzył
uznaniem (np. Kirchera). Wreszcie jest truizmem, że ks. Chmielowski
tak jak każdy człowiek był dzieckiem swojej epoki; dzieckiem
późnego baroku, kiedy to był inny stan wiedzy o świecie niż
obecnie. Czy zastanawiał się czasem Czytelnik czy nasz, rzekomo
światły, a w rzeczywistości ciemny jak ziemia, wiek XXI, podczas
którego to w Internecie i poza nim roi się od wszelkiej pseudonauki
i teorii spiskowych, nie zastanie przypadkiem oceniony przez następne
pokolenia równie surowo, jeśli nie surowiej niż np. ,,Nowe
Ateny''?
,,A zasadziwszy ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka, którego ulepił. Na rozkaz Pana Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa miłe z wyglądu i smaczny owoc rodzące oraz drzewo życia w środku tego ogrodu i drzewo poznania dobra i zła. Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby nawadniać ów ogród, i stamtąd się rozdzielała, dając początek czterem rzekom. Nazwa pierwszej: Piszon; jest to ta, która okrąża cały kraj Chawila, gdzie się znajduje złoto. […]. Nazwa drugiej rzeki – Gichon; okrąża ona cały kraj Kusz. Nazwa rzeki trzeciej – Chiddekel; płynie ona na wschód od Aszszuru. Rzeka czwarta to Perat'' – Rdz 2, 8 – 14.
Ks.
Chmielowski stanowczo odrzucał alegoryczną wykładnię istnienia
Raju Ziemskiego i podobnie jak inni uczeni tamtych czasów próbował
go umiejscowić na mapie. Przedstawił teorie o Edenie znajdującym
się na szczycie wysokiej góry, gdzie nie dotarły wody Potopu. W
miejscu tym mieli mieszkać wzięci tam żywcem prorocy Henoch i
Eliasz. W końcu doszedł do wniosku, że Eden znajdował się na
terenach Asyrii, zaś płynące z niego rzeki to: Nil, Ganges, Tygrys
i Eufrat. Tłumaczył powołując się na starożytnych autorów, że
źródła i niektóre odcinki tych rzek biegły pod ziemią przez co
nie było ich widać na mapach. O tym, że Nil wypływa nie z
Mezopotamii, ale z afrykańskiego Jezioro Wiktorii wiemy dopiero od
XIX wieku.
Autor
za realne istoty uważał również olbrzymy powołując się zarówno
na teksty biblijne o Goliacie, Ogu – królu Baszanu i Anakitach,
oraz na nowożytne wykopaliska. Przez długi czas kości
prehistorycznych zwierząt takich jak dinozaury czy mamuty brano za
szczątki olbrzymów i ludzi zgładzonych przez potop (przykładem
służy tu kenozoiczna salamandra zwana andriasem, czyli
,,człowiekiem'',
czy odkryta w XVII – wiecznej Anglii kość megalozaura, którą
uznano za ,,scrutum
humanum''
– skamieniałą, ludzką … mosznę – sic!). Zresztą zapewne do
dziś są ludzie wierzący w olbrzymy i próbujący na you tube
udowodnić, że znaleziono ich szczątki ;). W kwestii Oga, króla
Baszanu (Bazanu)
przywołuje traktującą o nim arabską legendę, w której wody
Potopu sięgały temu wielkoludowi zaledwie do kolan i że z jego
włosów, które sobie wyrywał i rzucał na ziemię wyrastały lasy.
Odrzucał przekazy o olbrzymach tak wielkich, że sięgających
głowami chmur i używających jodeł jako lasek. Jego zdaniem
prawdziwe olbrzymy były mniejsze. W Nowym Świecie matecznikiem
olbrzymów, którym zwykli ludzie sięgali zaledwie do pasa, miała
być Patagonia, gdzie na jedną z tych istot natknęli się żeglarze
Magellana. Jednocześnie greckie mity o Tytanach i Gigantach uznał
Chmielowski za zmyślone przez poetów.
Od
czasów starożytnych wierzono również w rasę mitycznych karłów
zwaną Pigmejami (później ochrzczono tak niskorosłe plemiona z
puszcz Afryki Środkowej). Istoty te żyjące jakoby w Afryce,
Scytii, Indiach, lub na wyspie Aruchecie (Azja Południowo –
Wschodnia, gdzie miał je spotkać włoski podróżnik Antonio
Pigafetta biorący udział w wyprawie Magellana) miały dosiadać
kuropatw i toczyć zażarte boje z żurawiami. Mieli budować domy ze
skorup żurawich jaj. Chmielowski nie wiedząc nic o mutacjach
genetycznych, sugerował, że ludzie karły rodzili się z powodu
zbyt małej ilości spermy wprowadzonej do organizmu matki (olbrzymy
z kolei miały się brać z jej nadmiaru). W czasach autora ,,Nowych
Aten''
ludzi takich powszechnie trzymano na dworach jako żywe maskotki
(zwłaszcza car Piotr I miał zwyczaj kolekcjonować karły). Wśród
słynnych karłów Chmielowski wymienia polskiego króla Władysława
Łokietka, tłumacząc jego przydomek niskim wzrostem. Dla
ciekawostki: w ,,jaśnie
oświeconym''
XXI wieku nie brakuje ludzi wierzących w skrzaty – jednym z nich
jest p. Krzysztof Dreczkowski; Polak mieszkający na Słowacji, autor
bloga ,,Zmiennokształtne''.
Ważną
rolę w mitologii średniowiecza odgrywały Anakefale (Akefale,
Blemjowie) – rasa ludzi bez głów mających twarze na piersiach.
Chmielowski dopuszczał ich istnienie za św. Augustynem z Hippony,
który miał jakoby spotkać te istoty w Etiopii i głosić im
Ewangelię. Nie wiedział, że powoływał się nie na oryginalny
tekst św. Augustyna, ale na średniowieczny falsyfikat – Pseudo
– Augustinus Belgicus
z XII wieku. Równocześnie sądził też, że lud ten mógł już
wyginąć, albo też cała historia o nim była od początku do końca
alegorią (twarz na piersi jako oznaka zgodności uczuć i rozumu).
Długo
wierzono również w takie istoty jak: Kynokefale – rasa ludzi o
psich głowach (ich pierwowzorem mogły być rzeczywiście istniejące
małpy pawiany, których głowy faktycznie są wydłużone jak u
psów), Arymaspów (jednookich ludzi toczących z gryfami walki o
złoto), Fanezjanie (ludzie używający monstrualnych uszu jako
płaszczów przeciwdeszczowych, a według innych autorów potrafiący
na nich latać; o tym ostatnim nie ma wzmianki w ,,Nowych
Atenach''),
znane z mitologii greckiej satyry, Hipopodzi – ludzie o końskich
nogach, Skiapodzi – ludzie o tylko jednej nodze zakończonej
monstrualną stopą mogącą służyć za parasol (właśnie te
istoty były pierwowzorem Łachonogów z ,,Podróży
'Wędrowca do Świtu''
C. S. Lewisa), ogoniaści ludzie z Indii wspominani przez Marko Polo,
dwójkę zielonych dzieci – chłopca i dziewczynkę znalezionych w
Woolpich (Vulsputes)
w średniowiecznej Anglii, ludzi wychowanych w dzieciństwie przez
niedźwiedzice (miano na takich natykać się w czasie polowań w
Polsce; ludzie ci byli całkiem zdziczali), czy w urodzonego w
starożytnym Rzymie chłopca mającego 4 ręce, 4 nogi, 4 uszu i 4
oczu. Chmielowski, powołując się na św. Augustyna wszystkie te
stwory niezależnie jak bardzo byłyby dziwne, uznaje za ludzi i
stwierdza, że są capax
Dei
– otwarte na Boga; mają szansę na zbawienie. Zresztą w
średniowieczu samego św. Krzysztofa przedstawiano z psią głową
(zaprzestano tego w dobie kontrreformacji), zaś u progu nowożytności
to właśnie Kościół katolicki jako pierwszy oficjalnie uznał
Indian za ludzi. Zwracam uwagę, że pisał to uważany za wstecznika
Autor żyjący na początku XVIII wieku, podczas gdy w ,,światłym''
wieku XX w Niemczech odmawiano człowieczeństwa i bezlitośnie
mordowano całe narody – Żydów, Słowian i Cyganów.
,,Ty zaś zbuduj sobie arkę z drzewa żywicznego, uczyń w arce przegrody i powlecz ją smołą wewnątrz i zewnątrz. A oto jak masz ją wykonać: długość arki – trzysta łokci, pięćdziesiąt łokci – jej szerokość i wysokość jej – trzydzieści łokci. Nakrycie arki, przepuszczające światło, sporządzisz na łokieć wysokie i zrobisz wejście do arki w jej bocznej ścianie; uczyń przegrody dolną, drugą i trzecią'' – Rdz 6, 14 – 16
Jako
kreacjonista żyjący zarówno przed Darwinem jak i nawet przed
Lamarckiem, Chmielowski dosłownie traktował biblijną opowieść o
globalnym Potopie. Jednocześnie sceptycznie podchodził do
możliwości zachowania się Arki Noego do naszych czasów. Pisał,
że wielu jej poszukiwało, lecz tylko jeden człowiek odnalazł
pojedynczą deskę, która jest przechowywana w kościele św. Jana
na Lateranie w Rzymie. Ciekawość budziło zagadnienie ile gatunków
zwierząt pomieściła arka Noego, oraz to jakich zwierząt w niej
zabrakło. Powołując się na Kirchera (,,Arca
Noë''),
Autor wyklucza rzeczywiste i uważane niegdyś za rzeczywiste,
hybrydy takie jak: muł (potomek konia i oślicy), camelopardus
(dawna nazwa żyrafy kiedyś uważanej za potomstwo wielbłąda i
rysia), tragelafus (potomek kozy i jelenia), hyppelachus (brodate
potomstwo konia i łani), hyppardium (mieszaniec konia z rysiem),
leopard (dawna nazwa lamparta, czyli pantery, w XVII wieku uważanego
za mieszańca lwa z rysiem), allopekopitek (potomek lisa i małpy) i
leukrokota (owoc związku lwa z hieną).
,,Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. I mówili jeden do drugiego: 'Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu'. A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: 'Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi'. A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, i rzekł: 'Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!' W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi'' – Rdz 11, 1 – 9.
Wieżę
Babel, którą Chmielowski utożsamia z Babilonem, miał założyć
biblijny Nemrod, syn Chusa, syna Chama, syna Noego. Przez pogan
Nemrod nazywany był Belem, lub Jowiszem, synem Saturna (jest to
przykład euhemeryzacji rzymskiego mitu). Synem Nemroda – Belusa –
Jowisza był Ninus, mąż Semiramidy. Dla ciekawostki: w XX wieku
neopoganin Stanisław Szukalski twierdził, że Babilon jest jakoby
nazwą słowiańską (polską) i oznacza ,,Babie
Łono''.
Obecnie wiemy, że ta chaldejska nazwa oznacza ,,Bramę
Bogów''.
,,I uczynię arkę z drzewa akacjowego; jej długość będzie wynosiła dwa i pół łokcia; jej wysokość półtora łokcia i jej szerokość półtora łokcia. I pokryjesz ją szczerym złotem wewnątrz i zewnątrz, i uczynisz na niej dokoła złote wieńce. Odlejesz do niej cztery pierścienie ze złota i przymocujesz je do czterech jej krawędzi; dwa pierścienie do jednego jej boku i dwa do drugiego jej boku. Rozkażesz zrobić drążki z drzewa akacjowego i pokryjesz je złotem. I włożysz drążki te do pierścieni po obu bokach arki celem przenoszenia jej. Drążki pozostaną w pierścieniach arki i nie będą z nich wyjmowane. I włożysz do arki Świadectwo, które dam tobie. I uczynisz przebłagalnię ze szczerego złota: długość jej wynosić będzie dwa i pół łokcia, szerokość zaś półtora łokcia; dwa też cheruby wykujesz ze złota. Uczynisz zaś je na obu końcach przebłagalni. Jednego cheruba uczynisz na jednym końcu, a drugiego cheruba na drugim końcu przebłagalni. Uczynisz cheruby na końcach górnych. Cheruby będą miały rozpostarte skrzydła ku górze i zakrywać będą swymi skrzydłami przebłagalnię, twarze zaś będą miały zwrócone jeden ku drugiemu. I ku przebłagalni będą zwrócone twarze cherubów. Umieścisz przebłagalnię na wierzchu arki, w arce zaś złożysz Świadectwo, które dam tobie. Tam będę się spotykał z tobą i sponad przebłagalni i spośród cherubów, które są ponad Arką Świadectwa, będę z tobą rozmawiał o wszystkich nakazach, które dam za twoim pośrednictwem Izraelitom'' – Wj 25, 10 – 22.
Przez
liczne wieki chrześcijanie głowili się gdzie też może się dziś
znajdować Arka Przymierza, która zaginęła podczas złupienia
Jerozolimy przez Nabuchodonozora. W etiopskiej legendzie zawartej w
eposie ,,Kebra
Nagast''
Menelik I, syn króla Salomona i królowej Saby ukradł Arkę
Przymierza i sprowadził ją do Etiopii, gdzie ma znajdować się do
dzisiaj. Ks. Chmielowski stawia hipotezę, że znalazła się wśród
łupów, które rzymski cesarz Tytus przywiózł ze spacyfikowanej
Jerozolimy. Arka Przymierza; znak obecności Boga ze swoim ludem,
znajdować ma się w Rzymie co ma znaczenie symboliczne;
potwierdzające rangę katolicyzmu jako jedynej prawdziwej religii.
,,Żona Lota, która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli'' – Rdz 19, 26
Sodoma
i Gomora, niejako biblijny odpowiednik greckiej Atlantydy, leżały
nad Morzem Martwym, którego wody są aż gęste jak asfalt od soli i
z tego powodu nie mogą żyć w nich ryby. Właściwości Morza
Martwego tłumaczył Chmielowski opisaną w ,,Biblii''
katastrofą; spadającym z nieba ogniem, który położył kres
homoseksualnej rozpuście mieszkańców obu tych miast (stąd
określenie homoseksualisty jako sodomity). Żona Lota zamieniona za
karę w słup soli, przez długi czas nurtowała umysły
chrześcijańskich pielgrzymów do Ziemi Świętej. Jednak ci nie
natrafili na ślad owej statuy. Chmielowski sądzi, że było tak z
powodu odłupywania przez pielgrzymów kawałków solnej figury.
Od
czasów starożytnych przez całe średniowiecze, aż do XVIII wieku,
ziemia sodomska słynęła ze swoich jabłek; pięknych z wyglądu
lecz wypełnionych popiołem lub dymem. Legendę tę poznałem po raz
pierwszy w gimnazjum czytając książkę Michela Pastoureau ,,Życie
codzienne we Francji i Anglii w czasach Rycerzy Okrągłego Stołu''
i nawet znalazła odbicie w mojej drugiej powieści fantasy o
królowej Tatrze:
,,
[..] Oto czterech ludzi uginało się pod ciężarem … jabłka.
Wyglądało jak te, które znacie, ale było wielkie jak tur i żubr
razem wzięte. […] kucharze, ku uciesze wszystkich postawili
niezwykły owoc na stole.
'A
kto z nami jabłka nie zje
Niech
pod stołem zaśnie!'
-
dośpiewali zmęczeni pracą tragarze.
-
To jest owoc z gór Seylanu, gdzie żyją ogniste olbrzymy –
objaśniał król imieniem Lanka – pewnie chcecie spróbować jego
soku i chrupkiego miąższu. Przeto niech zostanie rozkrojone! - na
jego rozkaz kucharz przeciął nożem błyszczącą od wosku, żółtą
czerwono nakrapianą skórkę.
Jednak
z owocu sypał się szary proszek. Popiół. Seylańczycy śmiali się
do rozpuku ukontentowani żartem jaki ich władca zrobił gościom z
północy. 'Skoro gdzie indziej są kraje, gdzie ludzie po zjedzeniu
lwów ryczą jak one, my mamy jabłka wielkie jak słoniątko; za to
z zawartego w nich popiołu można robić mydło, a ze skórki –
buty!' - opowiadano sobie. […]'' - ,,Tatra. Suplement''
Chmielowski
twierdził, że niezwykłe jabłka uległy zniszczeniu i daremnie się
trudzą ci co je chcą odnaleźć.
O feniksie
na przestrzeni wieków pisali autorzy pogańscy i chrześcijańscy,
starożytni i średniowieczni. Jego pierwowzorem był ptak benu
z mitologii egipskiej. Antyczny feniks ma swoje odpowiedniki również
w mitologii chińskiej (fenghuang), japońskiej (hōō)
i słowiańskiej (rosyjski żar – ptak). W czasach nowożytnych
poddano istnienie feniksa w wątpliwość. Jego miejsce w
europejskich wyobrażeniach zajął indyjski ptak semeda o tych
samych co feniks właściwościach. Sam Chmielowski uznawał feniksa
o stworzenie mityczne, o którym Ojcowie Kościoła wypowiadali się
jedynie w sposób alegoryczny, jako o symbolu Jezusa i Maryi, a nie
jako o rzeczywistym zwierzęciu. Myślę, gdy ks. Chmielowski żył
współcześnie byłby zwolennikiem dobrej, chrześcijańskiej
fantastyki ;).
Autor
,,Nowych Aten'' dopuszczał rzeczywiste istnienie gryfów,
jednakże z tym zastrzeżeniem, że nie uważał ich za hybrydy lwów
i orłów, ale po prostu jako monstrualnie wielkie orły takie jak
np. rzekomo żyjący na Madagaskarze ptak Rok opisany przez Marko
Polo w ,,Opisaniu świata''. Powoływał się tu również na
,,Biblię'' (Kpł 11), gdzie gryfy zostały wyliczone wśród
ptaków nieczystych. Fragment ten sprawia wiele trudności tłumaczom
– mam nawet w domu przekład, w którym w miejscu gryfa figuruje …
kondor! (Jak wiemy kondory żyją wyłącznie w Nowym Świecie). Dla
ciekawostki: polski kryptozoolog Tadeusz Oszubski w książce
,,Tajemnicze istoty'' wysuwa hipotezę, że rzeczywistym
pierwowzorem gryfów były żyjące w Mongolii niedobitki …
welocyraptorów (sic!). Co prawda obecnie traktuję kryptozoologię z
przymrużeniem oka, jednak jest możliwe, że właśnie czaszki
wymarłych w kredzie protoceratopsów mogły być brane przez
starożytnych za czaszki gryfów.
Pelikan
stał się symbolem Chrystusa za sprawą mitu o karmieniu swych
piskląt krwią (zainteresowanych jak ten mit powstał odsyłam do
posta: ,,Karmienie krwią''). Chmielowski odrzuca wiarę w ten
zwyczaj u pelikanów widząc w nim jedynie alegorię pojawiającą
się w pismach Ojców Kościoła.
Poczynając
od czasów Ktezjasza aż do XVIII wieku wierzono w istnienie
jednorożców (wśród ludzi podzielających tę wiarę był nawet
sam Leonardo da Vinci). Wiara w jednorożce ostatecznie została
obalona przez francuskiego paleontologa i anatoma Georgesa Cuviera,
który wykazał, że taka istota nie mogłaby żyć w realnym
świecie. Już Chmielowski wątpił w istnienie jednorożców,
tłumacząc, że ich znajdowane w ziemi charakterystyczne, spiralnie
skręcone rogi (ailkorny) były wytworami ziemi, co złudzenia
przypominającymi części ciała zwierząt (tak właśnie w jego
czasach tłumaczono genezę skamielin) lub rogami narwali. Istotnie;
te polarne walenie z pojedynczymi zębami przypominającymi rogi,
były jednym z pierwowzorów mitycznych jednorożców (odsyłam do
posta: ,,Likorna''). Jednak Chmielowski myli się nazywając
narwala rybą, jest to bowiem ssak.
Chmielowski
wierzył w istnienie syren; pół – kobiet, pół – ryb, takich
jak ta co widnieje w herbie Warszawy, powołując się zarówno na
proroka Izajasza jak i na przekaz o syrenie złowionej u wybrzeży
Fryzji, którą nauczono prząść. Zaprzecza jednak by były to
boginie jak uważali starożytni Grecy, ani nawet rasa morskich
ludzi. Jego zdaniem miały to być jedynie morskie zwierzęta
przypominające kobiety. Obecnie syrenami nazywa się morskie ssaki
takie jak: manat, diugoń i wytępiona krowa morska. Dla ciekawostki:
niektórzy do dzisiaj wierzą w rzeczywistą egzystencję mitycznych
syren (odsyłam do książki Tadeusza Oszubskiego ,,Tajemnicze
istoty'').
Remora,
albo podnawka to rzeczywiście żyjąca w Morzu Śródziemnym i
Atlantyku ryba. Ma na głowie przyssawkę, dzięki której może się
przyczepiać do morskich zwierząt lub statków i płynąć razem z
nimi. Długo wierzono, że jest władna zatrzymać płynący statek.
To właśnie remorze przypisywano klęskę Marka Antoniusza w bitwie
pod Akcjum w 31 r. p. n. e. Chmielowski rozsądnie odrzucił te
przekazy, posuwając się nawet do zanegowania istnienia remory jako
takiej. Jak mała ryba mogłaby zatrzymać ogromny okręt?!
Zainteresowanych rzeczywistą remorą odsyłam do książki Zuzanny
Stromenger ,,Dziwy świata zwierząt''.
Niemal
równie długo wierzono, że istnieją zwierzęta odporne na ogień
jak: owad pyralis i płaz salamandra (w czasach Chmielowskiego nie
rozróżniano jeszcze płazów i gadów). Ta ostatnia miała wręcz
zdolność gaszenia ognia. Stała się symbolem zmartwychwstania
używanym min. przez polskich Żołnierzy Wyklętych (Związek
Jaszczurczy). Paracelsus zaliczał salamandry do duchów
elementarnych odpowiadających za ogień. Tak rozumiane pojawiają
się na kartach ,,Mistrza i Małgorzaty'' Michaiła Bułhakowa
(,,sztukmistrz salamandra w kominku'') i ,,Srebrnego
krzesła'' C. S. Lewisa. Do dzisiaj rzeczywiście istniejąca
salamandra plamista po niemiecku nazywa się ,,Feuersalamander''
– salamandra ognista. W ,,Opisaniu świata'' Marko Polo to
nie tyle zwierzę, co odporna na ogień tkanina, którą Wielkie Chan
podarował Papieżowi. Chmielowski sceptycznie podchodził do
rewelacji o odporności salamandry na działanie ognia. Twierdził,
że może ugasić najwyżej parę węgielków (swoim śluzem), a poza
tym ginie w płomieniach jak każde inne zwierzę (w XX wieku pogląd
ten powtórzył wybitny polski zoolog Jan Żabiński).
,,W śpiewie
łabędzim
patos
udawanie
wolę
prawdziwe śmieszne
spóźnione
kukanie''
- ks. Jan
Twardowski ,,Nie łabędzi śpiew'', Lipków 1996
W
starożytności i długo potem wierzono, że łabędzie, ptaki
poświęcone Apollu, przed samą śmiercią pięknie śpiewają,
ciesząc się z dobrze przeżytego życia i czekającej je nagrody.
Tymczasem Chmielowski stanowczo odrzucił ten pogląd, powołując
się na doświadczenia myśliwych, że umierający łabędź nie
śpiewa, za to jego okryte białymi piórami mięso jest czarne.
Od
starożytności poczynając długo wierzono również w to, że
niedźwiedzica rodzi martwe młode wyglądające jak ochłap mięsa i
dopiero lizaniem ożywia je i nadaje mu właściwe kształty (stąd
wzięło się powiedzenie: ,,niedolizany niedźwiadek'').
Chmielowski stanowczo odrzuca to przekonanie powołując się na
doświadczenie myśliwych.
XVII i
XVIII wiek to schyłek wiary w alchemię, z wolna ustępującej
miejsca prawdziwej chemii. Chmielowski, wśród słynnych alchemików
wymieniający Michała Sędziwoja, również był sceptyczny wobec
tej wiedzy tajemnej. Odrzucał wiarę w kamień filozoficzny mający
służyć transmutacji nieszlachetnych metali w złoto i zwrócił
uwagę, że wielu alchemików postradało fortunę na prowadzenie
swoich badań, które okazały się bezowocne.
W pismach
Ernesta Burgraviusa, ucznia Paracelsusa, pojawia się magiczny
artefakt - lampa życia ludzkiego (łac. lampa vitae humanae).
Jako paliwa używano do niej ludzkiej krwi, zaś lampa miała się
palić tak długo jak osoba, od której pobrano krew miała żyć.
Obserwując ją można było poznać długość swego życia. Ks.
Chmielowski stanowczo potępia te okultystyczne praktyki, wskazując,
że w życiu może zajść wiele nieprzewidzianych sytuacji, i że to
sam Bóg wie kiedy człowiek umrze i w jaki sposób.
Wśród
ówczesnych akcesoriów okultystycznych została opisana również
rozwidlona rózga leszczynowa służąca wykrywaniu wody, lub
skarbów. Chmielowski zwraca tu uwagę na duchowe niebezpieczeństwo
wejścia w kontakt z szatanem, mamiącym doczesnymi korzyściami w
zamian za szkody wieczne. Jako katolik uważam, że owe ostrzeżenie
jest do dziś aktualne.
Biblijny
morski potwór Lewiatan zdaniem Chmielowskiego był wielorybem; w
,,Nowych Atenach'' błędnie zaliczonym do ryb, a nie ssaków
(współcześni kreacjoniści tacy jak Kent Hovind widzą w nim
morskiego gada np. mozazaura). W sensie alegorycznym Lewiatan oznacza
szatana. Chmielowski stanowczo odrzuca wyobrażenia talmudystów o
Lewiatanie jako wielkiej rybie stworzonej przez Boga po to, aby na
końcu świata została zabita i dana Żydom do jedzenia.
Surowej
krytyce poddany został również inny monstrualny zwierz z
bestiariusza talmudystów – gigantyczny wół Szorobor z pustyń
Arabii. On również miał być przeznaczony na ucztę dla zbawionych
Żydów w dniu ostatecznym. Przeciwko istnieniu Szorobora,
Chmielowski przytacza jako argument to, że tak wielkie zwierzę nie
mogłoby się ukryć przed ludzkim wzrokiem w tak dobrze poznanej
krainie jaką jest Arabia. Życzy nawet Żydom, aby za wiarę w takie
niedorzeczności zostali powieszeni na rogach Szorobora (gdyby dziś
coś takiego napisał, zostałby oskarżony o antysemityzm).
Niegdyś
wierzono, że w starożytnej Palestynie płynęła rzeka Sabbaticus
(Rzeka Szabatowa), nazwana tak ponieważ jej wody przestrzegały
szabatu, zatrzymując się w owym dniu i tym samym dając dobry
przykład Żydom. Zainteresowanych tą rzeką odsyłam do świetnej
książki Umberto Eco ,,Historia krain i miejsc legendarnych''
;). Nikt jednak nie potrafił umiejscowić tej rzeki na mapie, przeto
Chmielowski uznał, że straciła swą właściwość po ustanowieniu
Nowego Zakonu przez Jezusa Chrystusa, znów dając dobry przykład
Żydom ;).
Postać i
działalność Mahometa, nazwanego ,,pseudo prorokiem''
została bezpardonowo potępiona. Chmielowski błędnie przypisuje
muzułmanom wierzenie, że jakoby przy końcu świata Mahomet
zamienieni się w barana, a muzułmanie w pchły i tak wejdą do raju
(wziął to rzecz jasna nie z ,,Koranu'', ale z polemicznej
literatury antyislamskiej). Grób Mahometa miał się znajdować w
Mekce, z czego ciało pożarły psy (stąd nienawiść muzułmanów
do tych zwierząt). Dziś ks. Chmielowski zostałby za te twierdzenia
okrzyczany islamofobem.
W
średniowiecznej legendzie rzymski cesarz Trajan uzyskał zbawienie
dzięki modlitwie papieża św. Grzegorza I Wielkiego, wielce
poruszonego tym, że pogański władca oddał własnego syna
bezdzietnej wdowie. Również Dante w ,,Boskiej komedii''
umieścił Trajana w Raju. Jednak ks. Chmielowski wylewa w swym
dziele kubeł zimnej wody na wierzących w tę legendę, dowodząc,
iż poganin Trajan prowadził żywot grzeszny i prześladował
chrześcijan. Sam św. Grzegorz uczył, że modlitwa za takich jak on
nic nie da... Wielu współczesnych ludzi niechętnie dopuszcza do
siebie myśl o piekle, jednak jak niezmiennie uczy Kościół, ono
istnieje naprawdę i niestety nie będzie puste...
Podobnie
nurtował chrześcijan problem zbawienia wybitnych postaci
starożytności biblijnej i antycznej jak: króla Salomona (znanego z
mądrości budowniczego świątyni w Jerozolimie, który jednak
później pod wpływem licznych żon popadł w bałwochwalstwo),
Samsona (wzięty do niewoli filistyńskiej, zginął grzebiąc pod
gruzami gmachu siebie i swoich prześladowców), Arystotelesa
(wybitnego pogańskiego filozofa, który wywarł wpływ na św.
Tomasza z Akwinu, ten sam Arystoteles zginął śmiercią
samobójczą), jego mistrza Platona (wybitnego pogańskiego filozofa,
który wywarł wpływ na św. Augustyna) i Orygenesa (jednego z Ojców
Kościoła, który w niektórych sprawach np. wiecznej kary w piekle
rozmijał się z ortodoksją). Chmielowski dopuszczał zbawienie
Salomona jako czyniącego pokutę (przed Soborem Watykańskim II
wszystkie mądrościowe księgi ,,Biblii'' przypisywano
Salomonowi, psalmy – Dawidowi, a cały Pięcioksiąg –
Mojżeszowi). Natomiast w sprawie Arystotelesa skłania się do
wniosku o jego karze wiecznej.
W sprawie
bardzo licznych relikwii Krzyża, Autor podaje jako jedną z
możliwości cud ich rozmnożenia porównywalny do cudu rozmnożenia
chleba i ryb.
,,Łowiący na Bałtyku rybacy trafiali czasem w swych sieciach na bardzo dziwną istotę – morskiego mnicha. Ten stwór wielkości morświna miał obły tułów, boczne płetwy przypominające ramiona oraz rozwidlony rybi ogon. Prawie cały pokryty był łuską, a tylko na czubku dość szpetnej czaszki błyszczał placek gładkiej łysiny przywodzący na myśl tonsurę. Dodatkowo fałdy skóry wokół krępej szyi tworzyły coś na kształt kaptura. Wszystko to sprawiało, że już na pierwszy rzut oka stworzenie mocno przypominało rybiego 'zakonnika'. Chyba dlatego bano się przerobić go na zupę i najczęściej mnich wracał znów do morza. […] A. D. 1513 na dwór Zygmunta Starego przywieziono wprost z Gdańska przedziwne stworzenie. Schwytany w Bałtyku, mierzący osiem stóp potwór cały pokryty był rybią łuską, a przecież z grubsza przypominał istotę ludzką. Stał pewnie na dwóch nogach i gestykulował przypominającymi ręce płetwami. Jego dziwnie człowiecze oblicze tchnęło powagą, której dodatkowo przydawała mu długa broda oraz wyrastająca na głowie narośl przypominająca biskupi kapelusz. Nie rozumiano języka, jakim posługiwał się 'biskup', natomiast po jego mowie ciała domyślano się, że chce wrócić do swego domu. Król, znany ze swej łaskawości, kazał wypuścić gościa z powrotem do morza. Podobne stworzenia spotykano jeszcze w innych częściach Bałtyku, nie zawsze jednak traktowano je tak łaskawie jak w Polsce. Dlatego też z czasem morscy biskupi zupełnie wyginęli'' – Paweł Zych, Witold Vargas ,,Bestiariusz słowiański część druga''
Chmielowski
uznawał morskich mnichów i morskich biskupów za rzeczywiste
stworzenia, nie będące jednak ludźmi, lecz morskimi zwierzętami.
Ich rzeczywistymi pierwowzorami mogły być ośmiornice i foki
kapturniki (odsyłam do posta: ,,Kraken,
morscy mnisi i morscy biskupi'').
Dla ciekawostki: w mitologii chińskiej występuje buddyjski mnich
morski, zwany Hai Ho Shang (odsyłam do książki: J. C. Cooper
,,Zwierzęta
symboliczne i mityczne'').
Subskrybuj:
Posty (Atom)