,SALACJA, mit. rzym. Bogini staroitalska, personifikacja wody morskiej'' – Z. Drapella ,,Mity i legendy morskie''
Dziewa,
napełniona czystym nasieniem Klicza z Sedinum, urodziła mu syna,
który otrzymał imię Sawił (Savilus).
Chłopiec ów otrzymał od Ageja dar zmiany rozmiarów ciała; w
zależności od potrzeby mógł być mały jak krasnoludek, albo
wielki jak olbrzym. Od maleńkości będąc dzieckiem psotnym, robił
zły użytek ze swego daru; swoimi stale zmieniającymi się
rozmiarami chętnie straszył ludzi i zwierzęta, psuł ogrodzenia,
deptał uprawy i wykradał łakocie. Miara się przebrała gdy w
piątej wiośnie życia powiększył się do rozmiarów olbrzyma i
kopniakiem zburzył dom w Sedinum. Uczyniwszy to natychmiast zmalał
i już nie mógł zmieniać swego wzrostu w zależności od kaprysu.
Jego ojciec, Klicz, czerwony ze wstydu za syna, zbił go paskiem,
karząc za niszczenie cudzego dobytku, po czym zapłacił
właścicielowi domu w złocie, aby miał za co go odbudować. Mały
i głupiutki Sawił gorzko opłakiwał utratę daru, aż w końcu się
z nią pogodził. Pod okiem ojca wyrósł na młodego wojownika;
obrońcę grodu; dzielnego i odpowiedzialnego. Przemierzał drogi i
bezdroża na białym rumaku Śnieżu zakupionym od kupców arabskich.
Walczył mieczem i maczugą, zaś jego tarczę zdobiło siedem róż
– kwiatów poświęconych Mokoszy. Otrzymał przeto przydomek
Velaroz, czyli Wiele Róż.
*
,,Sabinowie, indoeuropejski lud środkowej Italji. Uchodzili w starożytności wraz z Sabellami za protoplastów szczepów środkowo – italskich, łącznie z Sammitami. Pierwotnie ich siedziby były w okolicy Reate i Amiternum, pote zajęli obszary po rz. Liris, Anio i Tybr; […]. Częścią już wcześniej sprzymierzeni z Rzymianami, częścią podbici 290 przed Chr., otrzymali 268 wzgl. 88 prawo obywatelskie'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 15 Rewir do Serbja''
Sabinowie
wywodzili się od czarownicy Sabiny – kapłanki przerażającej,
samozwańczej bogini, nazywanej Vipera, czyli Żmija. Owa Sabina
mieszkała w Italii i pochodziła od Grabu i Jodły; dzieci
Dobromira. W czasach Sawiła Velaroza, królem plemienia Sabinów był
Hersyliusz Tacjusz. Na jego rodzie ciążyła zmaza jego założycielki
– czarownicy, która czciła Żmiję, którą była przedwieczna
Garafena, co zniszczyła Bujan. Po Sabinie został kult Żmii, której
składano w dani młode dziewczęta, któym na kamiennych ołtarzach
wyrywano serca miedzianymi nożami. Hersyliusz Tacjusz wydał zakon
znoszący kult obmierzłej Matki Żmyi wraz z wszystkimi składanymi
jej ofiarami. Rozpędził Żmijowych kapłanów; kolegium Fratres
Viperae i obalił zakrwawione ołtarze. Jednak jego jedyna, ukochana
nad życie córka znikła
i na próżno było jej szukać w całym Królestwie Sabinów. ,,To
Żmija pokarała króla''
– szeptano w miastach i wioskach. Na zew króla najdzielniejsi
wojownicy Italii udawali się na dalekie wyprawy w poszukiwaniu
porwanej królewny, lecz lata mijały a ich wysiłki nie przynosiły
rezultatu...
Z
Morza Srebrnego, u wybrzeży Svamii (Suomi)
– krainy, w której Słowianin Turupit założył gród Turku i
gdzie żyły larogryfy, czyli cętkowane pantery o głowach i
skrzydłach mew, wystawała wielka wapienna góra, która otrzymała
nazwę Panna (Virkena),
na cześć Juraty, będącej zarówno Matką jak i Dziewicą. Na
samym szczycie góry Panny wznosił się zaczarowany zamek, a w nim
mieszkała uwięziona królewna. Jej imię brzmiało Salacja; po
słowiańsku: Solanka i była umiłowaną córką Hersyliusza
Tacjusza, króla Sabinów. W zamku miała moc sukien i klejnotów,
oraz zastępy ślepo posłusznych niewolników ze Sklawinii i Afryki,
nic ją jednak nie cieszyło. Salacja była przerażona. Gdy płakała
siedząc na łożu z kości słoniowej, do jej bogato zdobionej
komnaty wszedł cicho jak kot, pan zamku. Był to mąż o cerze
białej jak mleko, a miękkiej i pokrytej śluzem niczym u żaby.
Ciało miał miękkie podobne gnijącej rybie, oczy wyłupiaste,
pozbawione powiek i czerwone, włosy długie i czarne, pokryte śluzem
a wijące się jak węże, uszy spiczaste, kły białe i długie,
palce długie i spięte błoną niczym stopy kaczki, a od całej jego
postaci bił zapach jodu i nadpsutej ryby. Miał na sobie obcisły,
czarny kaftan, zaś na szyi złoty medalion z wężem morskim
gryzącym koniec własnego ogona. Salacja widziała właśnie przed
sobą morskiego wampira, a imię jego: Radosz.
-
Jak długo jeszcze zamierzasz mi się opierać? - mówiąc to wąpierz
ujął królewnę pod brodę dłonią płetwiastą, mokrą i zimną
jak u trupa. - Czy budzę w tobie aż taką odrazę? - ociekający
wodą jak wodnik, Radosz, król morskich wąpierzy pijących krew ryb
i wielorybów, a czasem ludzi, ilekroć nawiedzał piękną,
złotowłosą i niebieskooką córę władcy Sabinów, budził w niej
taki wstręt i strach, że nie mogąc mówić, krzyczała
przeraźliwie z płaczem.
Tak
było również tym razem z tą, w której żyłach płynęła krew
Fawiliusza, pierwszego władcy sabińskiego ludu.
-
Jesteś głupia i niewdzięczna – orzekł wąpierz. - Skoro nie
umiesz docenić moich darów i nie jest ci miłym zostać jedną z
mojej rasy, dobrze więc, zabiorę ci wszystko czym cię tak hojnie
obdarowałem. Jeszcze dziś stracisz wszystkie swoje suknie i
błyskotki, pachnidła i niewolników. Ba! Pozbawię cię nawet
wszelkiej żywności i napojów, tak, że będziesz tkwiła w tym
zamku, w komnatach bez mebli i ozdób, piła swe łzy i gryzła ręce
z głodu, lecz ja nie zlituję się nad tobą, dopóki ty, głupia
smarkulo, nie porzucisz swych fochów i nie wyjdziesz za mnie. Gdy
się wreszcie zgodzisz, będziesz żyć wiekami przy moim boku jako
nieśmiertelna królowa morskich wąpierzy, w imię pana naszego,
węża Gorynycza. To jest moje ostatnie słowo – Radosz, syn Gniva
wyszedł z komnaty mamrocząc jakieś niepojęte wampirze klątwy i
zostawił królewnę Salację płaczącą na łożu z kości
słoniowej.
Przez
cały czas swego uwięzienia, tęskniła za ojcem, braćmi i ziemią
ojczystą. Tęskniła za zielenią i Słońcem Italii, tu zaś
otaczało ją zewsząd zimne morze. Wiele już lat minęło odkąd w
czas uczty w ogrodzie znikła na oczach biesiadników w obłoku
czarnej mgły, tak jak później Ludmiła, żona Jerusłana, którą
porwał złośliwy czarownik Czernomor. Lękała się mokrego i
zimnego jak ryba władcy srebrnomorskich wąpierzy z rodu
Gnijewiczów, który był gwałtowny i okrutny, a już za nic na
świecie nie chciałaby zostać wampirzycą.
Klątwa
zaczęła się spełniać. Salacja utraciła suknie i wyszywane
perłami pantofelki, meble, niewolników, klejnoty, pachnidła i
dywany. Wszystko to rozwiało się jak mgła, bo też z mgły było
utkane. Podobnie znikły kryształowe naczynia, wino i wszelkie
smakołyki. Królewna musiała teraz spać na niczym niepościelonej,
marmurowej podłodze, a głód i pragnienie z każdym dniem coraz
bardziej dawały jej się we znaki. Jurata, królowa Morza Srebrnego
chętnie udzieliłaby schronienia nieszczęsnej więźniarce zamku
Krucze Gniazdo na szczycie Góry Panny, lecz nie jej pisane było
uwolnić Salację, ale temu, którego miecz zwał się Knin, a tarcza
przedstawiała Wiele Róż.
Sawił
Velaroz opuściwszy Sedinum udał się na poszukiwanie przygód a
sławy, idąc wzdłuż wybrzeża Morza Srebrnego, po drodze tocząc
setki potyczek z rozbójnikami, strzygami, wilkołakami, wąpierzem
Patkulem z Semigalii i bandami sinych ludzi. W Burus posłyszał
opowieść o zamku na szczycie Góry Panny; pełnym rzadkich skarbów,
z których największym była prześliczna królewna z dalekiego
kraju. Zamek ten, znajdujący się u wybrzeży Svamii, gdzie Turupit
wzniósł gród Turku i władał Słowianami i Czuhońcami, należał
do Radosza Gnivica – króla morskich wąpierzy, a zamknięta w
murach zamku królewna była jego więźniem. Sawił jak na junaka z
rodu junaków przystało, nie zwykł cofać się przed
niebezpiecznymi przygodami. Zbudował tratwę i wypłynął na
północ, ku brzegom Svamii. Przekonał się, że zasłyszane w
gospodzie opowieści mówiły prawdę. Wspiął się na grzbiecie
wiernego konia Śnieża po stopniach wykutych w skale Góry Panny i
maczugą Puławem sforsował złotą bramę zamku. Ujrzał w nim
konającą z głodu i pragnienia na gołęj podłodze królewnę
Salację. Czym prędzej nakarmił ją wziętym na podróż chlebem i
suszoną rybą, podzielił się też manierką wody. Sawił nie znał
mowy sabińskiej, ani Salacja słowiańskiej, rozmawiali zatem w
języku starokrasnym – lingua
franca
ówczesnego świata. Bohater wyprowadził córkę sabińskiego króla
z zamku ostrożnie znosząc ją po tysiącach schodów, po czym
posadził ją na tratwie i oboje zostawili Górę Pannę daleko za
sobą.
Tymczasem
do porzuconej, złotej klatki Salacji przybył jej dręczyciel, król
Radosz. Ujrzał roztrzaskaną bramę i spostrzegł brak branki,
przeto puścił się w pogoń. Odnalazł Sawiła i Salację u
wybrzeży ziemi Słowińców. Wnet na oczach przerażonej dziewczyny
starli się dwaj wrogowie; jeden będący mocarzem na lądzie, drugi
zaś w morzu. Miecz Knin ciął ciało króla Radosza jakby to były
głowy hydry; co odrąbał, to w mig odrastało. Radosz
dziesięciokroć wciągał Sawiła pod wodę i bohater dziesięciokroć
się wynurzał. W końcu Sawił odciął podobną do wielkiego,
czarnego gluta głowę morskiego wąpierza, a zaraz potem wbił mu
ostrze Knina w serce, aż przeszło na wylot. Odcięta głowa
wrzasnęła pod wodą. Wąpierz już nie żył. Sawił wychodząc z
wody wytaszczył ciało i głowę wroga, po czym po wysuszeniu go,
razem z Salacją nazbierał sosnowych gałęzi i spalił je na
popiół, aby wąpierz się nie odrodził. Wówczas to, jakby Salacja
mało widziała owego dnia, ujrzała jeszcze jak jej wybawiciel
najpierw rośnie wyższy niż najwyższe drzewo, potem staje się
mały jak palec, na koniec zaś przybiera zwyczajny wzrost człowieka
w Sklawinii.
-
Agej przywrócił mi dar z dzieciństwa! - oznajmił przerażonej
Salacji.
Oboje
postanowili ruszyć na południe, do ziemi Sabinów, aby królewna
mogła jeszcze raz ujrzeć swego ojca i braci. Tam mieli się pobrać,
a następnie udać się do Sedinum i tam zamieszkali. W sercach
Sawiła i Salacji zrodziła się wielka miłość.
*
-
Czy wy, mężowie, zawsze musicie się bić? - zawołała z rozpaczą
w głosie Salacja widząc jak Sawił staje do pojedynku z innym
junakiem, zakutym w zbroję czarną jak antracyt. Mógł
stać się wielki jak stolim i rozdeptać czarnego rycerza niczym
żuka, ale wolał walczyć honorowo, nawet gdyby miał polec.
Przeciwnikiem Sawiła był witeź Zawisza (Savissa),
syn Knieimira z Grabowa. Tenże Zawisza okryty czarną zbroją,
walczący mieczem Rosną i zasłaniający się tarczą, na której
wymalowany był biały orzeł Tinez w złotej koronie na polu
czarnym, był przodkiem bohatera Polaków, Zawiszy Czarnego, co okrył
się sławą pod Grunwaldem, a o jego prawości krążyło
powiedzenie: ,,Polegać
jak na Zawiszy''.
Obaj bohaterowie spotkali się na jednej drodze, a żaden z nich,
pełen dumy, nie chciał ustąpić, za to rwali się do śmiertelnych
zmagań, aby zdobyć sławę i łupy. Nie zważając na płaczliwe
piski przerażonej dziewczyny, wojownicy z grodów Sedinum i Garbowo
skrzyżowali ze sobą miecze. Gdy ze sobą walczyli, spod spiżowych
ostrzy leciały iskry i huk się rozlegał niby uderzenie gromu.
Junacy walczyli jak lwy, aż pospadali z koni. Powstali i znów
poczęli walczyć, aż Słońce przyglądając się ich zmaganiom
zapomniało zajść. Tak mijała godzina za godziną, niby na
turnieju, aż w końcu obaj przeciwnicy, zbyt zmęczeni by dalej się
potykać, porzucili swe swary.
-
Wreszcie spotkałem męża równego sobie w sile i wytrwałości! -
rzekł Zawisza Knieimirowic. - Poznaliśmy się w boju, czas żebyśmy
z przeciwników, stali się sobie braćmi! - zaproponował Sawiłowi
pan na Garbowie.
-
Czy aby się móc zaprzyjaźnić, musieliście się najpierw prać? -
Salacja nie kryła swej irytacji.
-
Niewiasty nie rozumieją junackich obyczajów – odrzekł Sawił, co
jeszcze bardziej ją zeźliło.
Obaj
wojownicy poprzysięgli sobie dozgonne braterstwo, co natychmiast
przypieczętowali wymieniając się złotymi znakami kras noszonymi
na szyi. Od tej pory Zawisza Knieimirowic ruszył na południe razem
z Sawiłem Velarozem i Salacją, której żaden z obu mężów nie
ważył się pohańbić, przeżywając po drodze mnóstwo przygód. W
Puszczy Żelimirskiej na ziemiach polskich, obaj junacy zabili
większego niż krowa a strasznego jak smok, burego warana Pożeracza,
któremu zastraszeni kmiecie składali w dani dzieci i młode, piękne
dziewice. Idąc przez ziemie późniejszej Bohemii omal nie
postradali swych młodych żywotów w nurtach rzeki Požary,
gdzie weszli aby ubić wodnika Požarka, który miał duże, rybie
łuski na twarzy i wciągał pod wodę dziewczęta uprzednio wabiąc
je kolorowymi wstążkami, aby je zjadać. Sława poprzedzała ich
kroki, gdy razem z królewną Salacją kierowali się z wolna ku
ziemiom sabińskim.