wtorek, 30 września 2014

Stworzenie człowieka (z ,,Gołębiej Księgi'')





rozdział 59, wersety 1 – 90: ,,Tak przedstawia się rzecz z początkami rasy człowieczej. Już w dziewiątym eonie za panowania rusałczej królowej Anej, pierwszej tego imienia, z krwi żmija Rucława i rusałki Ayisaki zrodził się pierwszy ród ludzki mieszkający w leśnych ostępach. Ludzie ci, bracia i siostry nasze wyglądają tak jak my, a ich strojem są płaszcze barwy szmaragdu. Leśne plemiona są nam równe przed Agejem i Enkami, mogą mieć z nami płodne dzieci, a kto ich krzywdzi ten ściąga gniew na siebie. Ludzie z lasu, czciciele Boruty i czystej Dziewanny nieraz bratają się z ludem żmijów, a ich niewiasty z nasienia żmijowego rodzą chrobrych junaków i prześliczne dziewice. Nasi bracia z puszczy nie mają jednego króla nad sobą. We włosach noszą pióra, a ciała malują urzetem. Knieje, leśne runo, rzeki i jeziora, krzewy i barcie, wreszcie handel z rolnikami dostarczają im jadła i napoju. Zręczni jak jelenie, silni jak odyńce, pływający jak ryby i chodzący wśród konarów jak wiewiórki, wzgardzili kuszeniem Archivraga [Rykara] i do walki stają jeno gdy wróg pierwszy uderzy, a oszczędzają niewiasty i dzieci. Jeno raz, gdy rusałka Aradvi Wędrująca w Czasie dzierżyła posoch zwieńczony kwiatem liliowym, a na jej piersi spoczywało Serce Niepodzielnego [insygnia królowych rusałek i wodników] na czele leśnych ludzi stanął Bratun Vorov, co poprowadził swe hufce na Oxland. Miast zwycięstwa spotkała go klęska; hufce jego rozbite zostały przez Wydrzanki; niewiasty o wydrowych głowach. Od tej pory leśni wyznawcy Deneba, Wiłkokuka, Ovova [Tęczookinsona], Rogasia, Sirraha, Żweruny, Rodegasta i lwa Wskrzeszenia, którego piastuje dobry Flins, nie wszczynają wojen nawet między sobą. Ich wielka łagodność będzie kiedyś powodem ich zguby. W jedenastym eonie, przebrzydły Kościej, car Zachodu pił ich krew, a ciała palił w piecach, gwałcił i czynił niewolnicami najkraśniejsze córy leśnych plemion. Może się to powtórzyć, bo choć łotrzy przemijają, łotrostwo pozostaje. Trza też wiedzieć, że gdzieś w Sklawinii nad Visaną z krwi żmija i niewiasty zrodzą się dwie dziewice dobre i mądre, z których jedna będzie jak róża, a druga jak lilia.



Goplana, trzecia tego imienia zginęła zaskoczona na rozpustnej hulance przez wielkie fale smoły, które wypłynęły z serca Mokoszy, które pękło. Ów 'czarny potop' , o którym wieszczyła Czerwona Pani zabił krocie poddanych królowej, tak jak ona pogrążonych w sprośności. Nie musi to znaczyć, że wszystkie istoty zabite przez pkieł rozszalały jak ocean, są teraz w Nawi Čortów. Miłosierdzie Ageja jest większe od największych nawet niegodziwości, a żal za popełnione zło jest kluczem do Jego serca. Gdy Świętowit wskrzesił promienną Mokoszę miłosnym zaklęciem, na nowo porządkującym świat, Jarowit zagnał Čorty do Čortieńska, a podobny oceanowi pkieł cofnął się do Morza Smoły, na którego miejscu dziś jest Morze Czarne, wszyscy Enkowie zebrali się w Domu Enków [Enkohazie] na więc, aby uradzić co dalej zrobić ze światem. Dodać jeszcze należy, że nie wszystkie ziemskie istoty znalazły śmierć w falach smoły; część uratowali Płanetnicy […].
Gdy Enkowie; Potęgi Świata i Posłańcy Ageja zasiedli za Stołem Wiecu, car Ziemi Jarowit uderzył weń piorunem, dając znak by zacząć mówić. Wskrzeszona Mokosza wdziała kir, a jej złote włosy były obcięte na znak wielkiej boleści po smutnym końcu królestwa rusałek i wodników. Weles, car Nawi, pełen goryczy mówił, aby już nie stwarzać istot rozumnych, bo te jak nie prowadzą wojny, to oddają się pijaństwu i wyuzdaniu. Świętowit jednak wskazał na wolę Ageja, aby istoty rozumne mimo wszystko istniały. Król Ziemi Jarowit opowiedział o swej wizji otrzymanej od Ageja, w której mężowie i niewiasty byliby sobie równi, bo będący jednym ciałem w małżeństwie; na podobieństwo świętego stadła Świętowita i Mokoszy. Enkowie przystali na to. Wówczas Jarowit ujrzawszy w wizji męża i niewiastę podobnych do dzieci Rucława i Ayisaki jak dwie krople wody, wziął chleb i siadłszy do swego rydwanu, który ciągnęły łabędzie [w innej wersji smoki powietrzne] udał się na wyspę Wolin. Siadł na kamieniu pośrodku plaży i począł z chleba lepić męża i niewiastę ujrzanych w wizji. Nasze ciała są z chleba, dlatego potrzebujemy go by żyć. Z tej też przyczyny, rzeczą naganną jest bawienie się nim, wyrzucanie lub deptanie; nie wolno lepić kulek z chleba, bo każdy kto to robi, przedrzeźnia króla Peruna lepiącego naszych prarodziców. Nowe stworzenia otrzymały imiona Mąż i Mążyna. Celtowie nazywają ich Novals i Aivalsa, Murzyni: Kali i Mea; każdy lud nazywa ich i przedstawia inaczej. Ożywiło ich błogosławieństwo Ageja. Powiadają niektórzy, że gdy Mąż umarł, z jego głowy zrodzili się królowie i książęta, z prawej ręki – wojownicy, z lewej ręki – rolnicy i rzemieślnicy, z nóg – ubodzy, z serca – niewiasty, a z szyi – kapłani. Inni plotą całkiem od rzeczy, że po ulepieniu Męża i Mążyny, Jarowit postawił ich na Słońcu by wyschli, a sam ułożył się na spoczynek pod orzechem. Wówczas przyszedł Čort Osmółka [Osmołka, Osmolejka] z kijem, mający postać poety czy jakiegoś wędrownego rybałta. Ujrzał naszych prarodziców i pełen złości postanowił popsuć ich kijem. W rezultacie ludzie otrzymali oczy, uszy, dziurki w nosie, usta, piersi, pępki, kiep i pyje, wreszcie otwór w siedzeniu [odtworzono z tekstu zniszczonego]. Mit ten, aczkolwiek wskazuje, że ze zła może wynikać dobro, jest nieprawdziwy, bowiem Čorty nie miały żadnego udziału w dziele stworzenia i jako taki powinien być odrzucony. [W późniejszych erach, Čort Osmółka zamieszkał w grodzie Sirenopolis – przyp. TK].




Ród ludzki został stworzony by kochać i pracować, został przeznaczony do szczęścia, przez miłość wyprowadzony z niebytu. Mąż i Mążyna wraz z licznym potomstwem; dziećmi, wnukami, prawnukami i jeszcze dalszymi potomkami żyli szczęśliwie, w przyjaźni z Agejem, Enkami, zwierzętami i starszymi rasami rozumnymi. Byli nieśmiertelni i wiecznie młodzi, nie imały ich się choroby, praca była zabawą. Szczęście rodu ludzkiego i całego świata trwałoby po dziś dzień, gdyby ludzie nie posłuchali węża Tat'a namawiającego do zjedzenia żołędzi z dębu Baublis. Na skutek nieposłuszeństwa, ludzie zmarnieli, a ich charaktery się upodliły. Jednak przed gniewem Enków uratowała rasę człowieczą niewiasta zaślubiona Jarowitowi; królowa Enków, śmiertelniczka Dodola Perperuna Gromorodna, macierz Kurki i Jeźdźców Ognistego Pioruna. Takie były najstarsze dzieje człowieka'' - ,,Columbieva Boka''; ,,Gołubinaja Kniga''.



 ,,Tak naprawdę Bóg stworzył świat bez niczyjej pomocy'' – notatka na marginesie ks. Aleksandra Solewicza

poniedziałek, 29 września 2014

Oniricon cz. 60

Śniło mi się, że:



- miałem psa, którego nazwałem Huan,



- jakaś piękna, półnaga kobieta chciała obalić Tarzana i wprowadzić w puszczy demokrację, a pomagały jej w tym dwa ciemnozielone olbrzymy o czerwonych głowach, dowiedziałem się, że nie wszystkie olbrzymy są głupie, niektóre z nich zajmowały się nauką,
- Plac Grunwaldzki w Szczecinie był ogrodzony, wszędzie, nawet w książce ,,Prehistoria'' z serii ,,Tajemnice zwierząt'' mówiono o zagrożeniu ze strony Czeczeńców, a jakaś kobieta kazała mi brać udział w dziecięcych zabawach, co mi się bardzo nie podobało,



- Tarzana odwiedziła w puszczy księżniczka z Marsa,
- moja śp. Babcia mieszkała w małym domku przy Parku Kasprowicza w Szczecinie,



- Ordan z Brustaborga miał osobowość barokową tzn. lubił teatralne gesty,



- Tarzan przekraczał rzekę trzymając przy piersi jakąś wielką księgę,



- pojechałem do Malezji, bo chciałem żeby muzułmanie zabili mnie za bycie chrześcijaninem,



- przyniosłem do biblioteki plecak wypełniony pożyczonymi książkami (wśród nich był komiks o smerfach),



- udałem się do katolickiego Centrum Pomocy Duchowej, gdzie psychiatra, lub psycholog mówił o potworze z Loch Ness jako przykładzie halucynacji,



- po latach spotkałem na szkolnym korytarzu Jenę ov Blackeyovą i jej siostrę Casiyę; obie były bardzo piękne, jednak Jena miała popsute zęby,



- w jednej z książek Studocka (w rzeczywistości: Michaela Swanwicka), Jane Alderberry najpierw wybiła ząb podobnemu do Jana Kazimierza mężczyźnie uwiecznionemu na mozaice na podłodze, a potem karmiła go słodyczami, spodobało się to innym dzieciom i też go karmiły, a pewien chłopiec mający na okładce zeszytu napis ,,Belarus'' na cześć białoruskich piłkarzy, poczęstował człowieka z mozaiki zrobionym przez siebie napojem podobnym do wymiocin, a on to wypił,



- razem z grupką młodzieży poszedłem do centrum handlowego i ukradliśmy wózek widłowy, którym jeździłem i cały czas się bałem, że zostanę złapany i ukarany,



- odmawiałem Różaniec razem ze swą Mamą i ciocią Marioleną ov Kujvis, gdy ciocia przerwała modlitwę, aby coś zakomunikować, Mama zaczęła się z nią bić,



- Maria Patynowska na portalu ,,Fronda pl.'' pisała, że gdzieś w Polsce, papuga ara mówiła dzieciom o Bogu, a potem objawiła im się Maryja, stąd namalowano obraz Matki Boskiej z papugami, na razie objawienie to nie zostało jeszcze uznane przez Kościół,



- Jacek Salij, lub inny duchowny powiedział o Leonardzie Borkowiczu, że ,,wiele rzeczy można o nim powiedzieć, ale nie to, że wybaczał (nie mylić z darowaniem win)'',



- w serii ,,Strraszna historia'' ukazała się biografia Nicolae Ceaucescu,



- kiedy szedłem ulicą w pierwszej chwili wydawało mi się, że widzę molocha kolczastego, ale gdy się bliżej przyjrzałem, okazało się, że był to mały pies o kręconej, brązowej sierści,



- we wczesnym dzieciństwie chodziłem do dziwnej szkoły, w której nie było męskiej toalety i w której spotkałem Marię Dąbrowską. 

sobota, 27 września 2014

Vanita





Goplana III, która od Bieśnicy – złego ducha w postaci rogatej niewiasty, nauczyła się wszelkich sprośności, które nazywała ,,radością życia'', mieszkała na dnie Gopła we wspaniałym zamku ze złocistego marmuru. Dach jej siedziby był pokryty złotą dachówką przypominającą smoczą łuskę, a rzeźbione wrota inkrustowane bursztynem Čorty wykonały ze srebra. Okiennice były z eburnu, a szyby z cieniutkiego kryształu. Wnętrze zamku noszącego nazwę Serug (Seruh, Seruja) zdobiły barwne kobierce z Peristanu, porcelanowe naczynia z Missy, meble z rzadkich gatunków drewna i z eburnu, pospolicie zwanego kością słoniową, wreszcie przepiękne freski. Zamek posiadał sto przestronnych komnat i dziesięć sal balowych, pięć hal przeznaczonych na uczty i dwie sale tronowe. Piwnice pękały w szwach od beczek najlepszego wina i miodu. Królowa posiadała też tysiąc sukien lekkich jak pajęczynka i barwnych jak kwiecie, całą komnatę aż po sufit wypełnioną klejnotami, stu mężów i osiemnaście żon, oraz zastępy sług i służebnic z wszelkich ras rozumnych i spośród licznych zwierząt. Wśród najad służących królowej z Gopła była pochodząca z jeziora Ynańska Lykanus, niezastąpiona w kuchni i przy robieniu porządków, Zyta (Sita) o długich włosach barwy dębu. Nie była jak inne służebnice Goplany III, leniwe, skore do plotek, rozpasane, służące jeno pod groźbą nahajki. Miała jedyną córkę Vanitę (Marnę) , lecz ta jeszcze będąc dzieckiem stała się próżna i leniwa, a wady te w królestwie Goplany III miano za cnoty, aż przyszedł Czarny Potop z wieszczby Czerwonej Pani. Jednak nie wyprzedzajmy wydarzeń...




W przyrodzie panował Maj, a w słonecznej dąbrowie pełno było dziewczynek. Małe rusałki, wodne panienki, Wiły, południce, sylfidy, jordanki, wróżki, czarownice, , okeanidy zwane ,,czelticami'', świtezianki, trzcinki, czyli nimfy trzcin – wraz z opiekunkami zgromadziły się aby dorośli jurorzy wybrali spośród nich najpiękniejszą. (Takich istot jak nocnice, dzikie baby, czy boby nie zaproszono ,,z racji ich przykrej dla oka szpetoty''). Dziewczęta miały na sobie sukienki z mgły, morskiej piany, rosy, pereł, chmur i jedwabi, niektóre białe lub czarne, inne tak barwne, że aż oczy bolały. Nosiły ozdoby z kolorowych piór, złota, srebra, kamieni i kwiatów, oraz białe, jedwabne szarfy z wypisanymi imionami i numerami. Wśród nich była uwielbiająca takie konkursy Vanita przez Słowian zwana Marną, obdarzona numerem trzynastym (wedle wiary szerzonej przez czarownice, była to liczba pechowa). Jurorami byli sylen, satyr i kozioł zwany Basareusem (Vasareus), a numery odczytywał młody satyr; w innej wersji: leśny człowiek. Pod koniec ery dziewiątej, Ciało i czerpaną zeń Przyjemność postawiono na ołtarzu, a jego piękność przysłoniła ,,takie błahostki'' jak dobroć czy mądrość. Co prawda już w czasie starodawnego święta Rosaliów wśród wielu innych uciech wybierano najkraśniejszą z nimf, ale wówczas patrzono jeszcze na cnoty, nie tylko na urodę. Rywalizacji najmłodszych poddanych Goplany III przypatrywali się jej liczni dworacy, leśne zwierzęta jak dziki, sóweczki, włochatki, wilki, żbiki, kozły, ponadto leśni ludzie, żmijowie, bubony, Neurowie, krasnoludki, chochliki, Płanetnicy, żmije, zaskrońce, banniki zwane ,,łaziebnikami'', wreszcie dyduch Owciarz (Ovcarius, Ovismajster) z rodziną. Konkurs trwał od świtu do północy; Goplana III nie przybyła, bo była zajęta orgią, w której rej wiódł jej nałożnik Trač. Pierwsze miejsce przypadło dziewięcioletniej rusałce Złydni, a Vanita wróciła do domu ze łzami w oczach. Nie pomagała matce w jej ciężkiej pracy, jeno całymi dniami stroiła się w jedwabne i batystowe sukienki naszywane perłami i cekinami; bez końca mogła przymierzać broszki, naszyjniki, diademy, wianki, korony z piór, manele, pierścionki, kolczyki i kabłączki skroniowe – ulubioną ozdobę Słowianek. Godzinami wlepiała oczy; jedno modre, drugie zielone w lusterko o ramce z białego bursztynu. Nie miała przyjaciółek; przyjaźń była czymś rzadkim i źle widzianym w rozpasanych czasach Gopalny III; często natomiast ku zgrozie matki, wraz z innymi dziewczynkami, Vanita tańczyła na bankietach królowej, na oczach jej kochanków. Tak mijały dni Zycie i jej córce i nic mówiło aby mogło być inaczej.

*

Goplana III nie kochała nikogo, choć bardzo była kochliwa. Swoją służbę miała za nic; nigdy nie odezwała się dobrym słowem, nie pochwaliła; niezmiernie skąpo płaciła. Lubiła bić, wyzywać i kłuć igłą do krwi. Jej gwardię stanowiły strzygi, wilki, wilkołaki, smoki, wąpierze, skrzydlate żmije i 




straszliwe gobliny z Britainy, a przełożonym tych wszystkich knajaków był Taš z Irlandii (Čevi Eristanu), a miał postać niedźwiedzia bez głowy. Straże Goplany III aby się wyżywić polowały na jej poddanych, lub otrzymywały żołd ze sług i służebnic królowej. W jednej z legend zamieszczonych w ,,Codex vimrothensis'' ostatnia królowa rusałek pędząc konno, miała wraz ze swymi straszydłami urządzać dzikie łowy, by pić krew dziewcząt i kąpać się w niej, lecz autor ,,Nymphologii'' nie potwierdza tych opowieści. Pewnego razu, Taš po raz kolejny upomniał się o żołd, a królowa nie chcąc by odszedł ze służby, postanowiła spisać na straty swą najlepszą służebnicę Zytę wraz z jej jedenastoletnią córką Vanitą, której taniec tak podziwiała wraz ze swymi nałożnikami. W zamian zażądała pięć pudów złotych ozdób, które strzygi i orkowie zdobyli na krasnoludzkim plemieniu Małoludów. Zyta i Vanita nic nie wiedziały o tym spisku. Ich sypialnia mieściła się w zamku królowej; matka spała na rohożu, a córka w łóżeczku z kości słoniowej na puchu edredonów z Ultima Thule. Obie rusałki szykowały się do snu, gdy przez okno wleciała ćma i usiadła na głowie Vanity. Nie była to bynajmniej zwykła ćma – inaczej nie przeżyłaby pod wodą. Wielkością dorównywała gołębiowi, a jej skrzydła i całe ciało pyszniły się różnymi odcieniami oranżu. Skrzydła miały fantazyjny kształt, czułki były pierzaste, a tułów i odwłok pokrywało coś podobnego do futerka. Podobne ćmy żyły w Kazuarii, lecz ani Zyta, ani Vanita nie wiedziały o tym.



- Musicie uciekać – bez ogródek rzekła ćma swym cichym, melodyjnym głosem.
- Mamo – rzekła Vanita – myślałam, że tylko w bajkach owady mówią.
- Bajki mówią prawdę, zakrytą zasłoną zmyślenia, młoda damo – rzekła ćma. - Nie bójcie się mnie, ale królowej, która wydała was na żer swym goblinom i strzygom.
- Kłamiesz! - wykrzyknęła rozpuszczona Vanita. - Królowa dała mi przedwczoraj pierścionek z szafirem, za to, że ładnie tańczyłam, oraz mnie kocha i nie da skrzywdzić! - jednak Zyta lepiej znała Goplanę III; raz czy dwa wyprosiła łaskę dla swych koleżanek, które królowa chciała dać na żer wilkołakom.
Uwierzyła córce.
- Dokąd się udamy? - zapytała matka Vanity.
- Jak uciekać, to tylko do Ojcowa; tam chronią się wszyscy prześladowani przez Goplanę III.
- Jesteście głupie! - krzyknęła Vanita i tupnęła nóżką. - Ojcowo to nora, a tobie, ty robaku, powyrywam skrzydełka! - już miała to zrobić, gdy matka uderzyła ją w rękę ze słowem ,,Zamilcz''!
Vanita płakała i nie chciała uciekać, gdy tymczasem do drzwi skradały się wąpierze i inne straszydła.
- Nie macie czasu – oznajmiła ćma – teraz albo nigdy! - Vanita nie chciała uciekać, lecz jej matka pochwyciła ją w ramiona i przybrawszy postać Światła okryła swymi płomieniami. Neur Vargota Odnogłaznyj rozbił drzwi maczugą i wpadł do komnaty, a z nim cała zgraja podwładnych Taša, lecz obie rusałki wyleciały przez okno, a ćma dla niepoznaki zamknęła je. Kikimory i srożyce szukały ich w całym pokoju, lecz one pod postacią Świateł płynęły niczym ryby ku powierzchni. Przypatrywały im się jeno wodniki zamienione w szczupaki i wodne Čorty, których wodzem był Araf. Po opuszczeniu jeziora, obie rusałki szły pieszo przez lasy i łąki, a oranżowa ćma służyła im za przewodnika.
- Wybaczcie, że w tym pośpiechu zapomniałam się przedstawić. Jestem Duszka; królowa nocnych motyli, którą w trzecim eonie namalowała Dziewanna Šumina Mati.
- Jestem Zyta – dała znak Vanicie by się przedstawiła, lecz ta tylko burknęła:
- Nienawidzę was.
- Za królowej Anej I, małe rusałki były lepiej wychowane – rzekła Duszka (Duška) i tak rozmowa się skończyła. Uciekinierki musiały się dniem i nocą kryć przed poddanymi Goplany III, a krwiożerczy Taš dowiedziawszy się całej prawdy od wodnych Čortów rozkazał ścigać Zytę i Vanitę po całym królestwie rusałek i wodników.

*

,,Przewodził im [Jeźdźcom Leśnym] jadący konno mąż w przepasce biodrowej, mający u ramion białe, orle skrzydła, a na karku dwie rysie głowy, zwieńczone porożami sarnich kozłów i dwiema koronami z ognia. Enk – to pewne […]. Towarzyszyła mu sotnia jeźdźców. Wyglądali jak mężczyźni, lecz nie byli ludźmi, jeno istotami starszymi i bardziej posłusznymi Agejowi. Ich wzrost był zróżnicowany; jedni byli bardzo wysocy, inni mieli wzrost karłów, jeszcze inni – niemowląt. Wierzchem służyły im leśne zwierzęta; tarpany, żubry, tury, jelenie, łosie, daniele, sarny, dziki, niedźwiedzie, wilki, rysie, rosomaki, lisy, zające, a najmniejszy z nich wielkości palca jeździł na myszy. Wojownicy byli odziani w przepaski biodrowe, a niektórzy nosili płaszcze z kolorowych tkanin, bądź ze skór lampartów, czy tygrysów. Na głowach mieli pióropusze z piór pawi, czy beznogich sylfów, inni rogate hełmy, misiurki, czy wieńce z ziół. Zdobiły ich kolczyki w uszach i nosach, czarne i czerwone kreski na ciele, naszyjniki z zębów strzyg, wąpierzy i smoków, a także […] w każdym udzie mieli wbity sztylet, który wyciągali do walki […]. Bronią tych dziwnych jeźdźców były miecze, łuki, młoty, topory, maczugi, włócznie, dmuchawy, trójzęby, sieci i harpuny, a do tego kastety i tarcze'' - ,,Gesta hybridorum''.



Vanita nie wierzyła w Prowadnika, ani w Jeźdźców Leśnych; byli dla niej jeno postaciami z bajki. Dziewczę wraz z matką i ćmą – przewodniczką były już daleko od Gopła. Zatrzymały się na odpoczynek w puszczy, a Duszka wskazała im miejsce gdzie rosły grzyby i zioła.
- Ten las nie jest bezpieczny – mówiła ćma – grasuje w nim Dziki Jeździec.
- To po co nas tu przywiodłaś, głupia ćmo?! - pisnęła Vanita, a jej macierz smętnie pokręciła głową.
- Przez ten las wiedzie jedyna droga z Gopła do Ojcowa – tłumaczyła Duszka – ale nawet jeśli rzuciłyby się na was zastępy Dzikiego Jeźdźca, grafa ov Lëcepër, w tym lesie mieszkają potężni obrońcy, których lęka się i dziki orszak i Homen i inni słudzy Rykara.
- Akurat – syknęła Vanita, lecz Duszka poleciała pić nektar z kwiatów.
Rusałcze dziewczę marudziło przez całą drogę. Zyta przygotowała jej posłanie, gdy wtem dał się słyszeć tętent koni i dzikie okrzyki i świst specjalnych strzał z dziurawymi grotami. Ktoś walił w bęben i w kotły, ktoś inny pobrzękiwał łańcuchami. ,,W nogi''! - szepnęła Zyta córce. ,,A Duszka''? - Vanita zatroszczyła się o ćmę. Obie rusałki zamieniły się w Światła i poczęły pędzić jak gnane wiatrem. Wnet dołączyła doń królowa ciem, stworzona pędzlem przez Leśną Matkę. Wszystkie trzy leciały na złamanie karku, lecz jakże daremny był ich trud! Dziewczynka odwróciła się i aż 




krzyknęła ze zgrozy. Na czele pościgu pędził rycerz na karym koniu, sypiącym iskry z nozdrzy. Oczy konia były wyłupiaste i martwe, zaś oczy Dzikiego Jeźdźca, grafa ov Lëcepëra, a także jego wielkie zęby świeciły jak latarki. Rycerz miał hełm i zbroję ze stali, a w szponiastym ręku trzymał rozpaloną do białości halabardę. Nad nim z głośnym świstem leciała płonąca miotła Lataniec, a obok Dzikiego Jeźdźca biegł upiorny dzik Czarny Boczek o czarnych bokach. Oczy odyńca płonęły zielonym ogniem, a z ryja i z uszu buchały cuchnące płomienie. Za Dzikim Jeźdźcem, Latańcem i Czarnym Boczkiem pędziły na koniach i szkieletach koni strzygi, gobliny, srożyce, wietrznice, wieżtyce, Lemury, Minotaury, Čarty, sini ludzie, mory i morusy, mamuny, gorgony, wąpierze, dusiołki, czarownice, karły, gnomy, nocnice, martwce, czyli krasnowąpierze, trupiszony, Neurowie, kikimory i żywi ludzie o ciałach z soli. Łowcy ci byli uzbrojeni w szable i miecze, widły, cepy, kiścienie, rohatyny, maczugi, młoty i topory, włócznie, dmuchawy, trójzęby i magiczne proce, które dał czarownicom Čort Procel, a które powodowały postrzał czyli lumbago (łumvaho). Jeźdźcy gnali z przerażającą szybkością i już ich lassa z łańcuchów miały schwytać wyczerpane lotem rusałki. ,,Połamać im golenie''! - przeraźliwie krzyczały przezroczyste wietrznice o skrzydłach sępów. ,,Zjedzmy im serducha''! - darły się wieżtyce; baby o psich czaszkach i kończynach bez mięśni i skóry. Obie rusałki i ćma przybrawszy swą cielesną postać legły na trawie. Jakiś morus już zaciskał szponiastą dłoń na gardełku Vanity, gdy nagle jej matkę ogarnęła wściekłość. Jej podobne do pereł zęby zacisnęły się na łapie potwora.
- U, krowo przeklęta! - jęczał morus. - Oddaj moją rękę! - Zyta wypluła ją z obrzydzeniem, a męski odpowiednik mory przyłożył ją do kikuta i sam się uzdrowił.
Banda Dzikiego Łowca, albo Dzikiego Jeźdźca, jak kto woli, otoczyła kołem obie rusałki szczerząc zęby i śliniąc się. Duszka, trzepocząc skrzydłami dodawała im otuchy.
- Odwagi, córki Europy! Im cud trudniejszy, tym bardziej prawdziwy – zapewniała.




- Żadnego cudu nie będzie – rzekł wąpierz Vupi Łupirovic – za to cudownie zasmakuje nam wasza krew!
- Jeźdźcy Leśni pomóżcie! - modliły się Zyta z córką.
Słudzy Rykara już kłuli je włóczniami, gdy nocną ciszę rozdarł głos surmy. Następnie rozległ się tętent najrozmaitszych wierzchowców i szczęk oręża. Płonąca drapaka Lataniec pierwsza uciekła. Dziki Jeździec zaklnął szpetnie i na jego zew potwory i straszydła wyciągnęły miecze. Tymczasem z kniei wynurzyły się hufce Jeźdźców Leśnych, którym hetmanił dwugłowy Prowadnik. Wszystko wyglądało jak w starej baśni o Neurach Iwanie i Marze, którą Vanita słyszała jako trzyletnie dziecię. Jeźdźców Leśnych było jednak mniej niż sług Dzikiego Łowcy. Cała trójka z zapartym tchem obserwowała ich bój. Rozsypywały się w proch końskie i ludzkie kościotrupy, ludzie – słupy soli stawali się białym proszkiem. Niejeden Jeździec Leśny dostał ranę i spadł z wierzchowca, lecz zaraz powstawał i walczył dalej. Bitwa mogłaby trwać do rana, albo i dłużej, lecz słudzy Rykara chociaż okrutni, byli tchórzliwi i niechętnie narażali się na rany. Ze świecących ust Dzikiego Jeźdźca mocującego się z Prowadnikiem wypadła biała szmatka. Na ten znak jego hordy dały drapaka, a synowie Boruty zaniechali pościgu. Obie rusałki i ćma przez cały ten czas leżały skulone w wysokiej trawie. Gdy hordy sług Rykara pierzchł, Zyta z córką wstały by podziękować Jeźdźcom Leśnym. Całowały ich zimnymi ustami po rękach i policzkach.
- Jesteśmy jeno sługami Ageja i zrobiliśmy co do nas należało – rzekł skromnie Prowadnik o dwóch rysich głowach. - Nasz ojciec Boruta przez naszego brata Dobrochoczego, mówił nam czego panienki szukają i czego chcą.
- Panienki są zapewne zmęczone i szukają azylu – zauważył jeden z Jeźdźców, który przebił lancą Czarny Boczek, a którego wierzchowcem był dzik.
- Mogę zaprowadzić was w bezpieczne miejsce, skąd niedaleko do Ojcowa – zaproponował Prowadnik, a rusałki zgodziły się. Duszka pożegnała je, po czym odleciała do swych poddanych. Jeźdźcy Leśni prowadzili Zytę i Vanitę przez leśne ostępy, a rankiem podzielili się z nimi chlebem upieczonym przez Dziewannę. Zaprowadzili je przed stojącą na skraju lasu chatkę.
- Pfe, ale brzydka buda – Vanita kręciła nosem, lecz macierz upomniała ją.
Prowadnik zapukał do drzwi i otworzyła je podobna do rusałki postać niewieścia, której delikatną, białą suknię, alabastrową cerę i długie, złociste włosy pokrywały podobne do pereł krople rosy. Ataman Jeźdźców Leśnych skłonił się przed niewiastą, po czym ucałował jej zimną, białą, pokrytą rosą dłoń.



- Witaj Rośna Panno, klejnocie z czystego łona Mokoszy – pozdrowił ją. - Przyprowadziłem do ciebie dwie rusałki, maciorę z córką, które Goplana III wydała na żer swym trabantom. Czy zechcesz dać im schronienie? - Rośna Panna skinęła mokrą głową, po czym przywitała się z Zytą i Vanitą. Jeźdźcy Leśni bezszelestnie zniknęli w kniejach. Wnętrze jej drewnianej chatynki krytej sitowiem było ubogie, lecz czyste. Piękność pokryta ranną rosą zaprowadziła rusałki do stołu, nakrytego białym obrusem i zastawionego prostymi potrawami. Vanita jako tancerka królowej przywykła do wykwintniejszych posiłków, lecz nic nie rzekła. ,,Niech będzie chwała Agejowi Syrokiemu za te dary'' – Rośna Panna pobłogosławiła stół zastawiony chlebem, białym serem, masłem, śmietaną i miodem, po czym nastąpił posiłek. Po jego zakończeniu i złożeniu dziękczynienia Agejowi i Enkom, gospodyni obu rusałek, rzekła:
- Znam was, mocą swej Matki. Nazywacie się Zyta i Vanita. Jam jest Rośna Panna, córa Mokoszy i Świętowita, jedyna w swej rasie, moimi siostrami są Rżana Baba, Żetnia Mac i Czerwona Pani, co niedawno Wile Brodavicy i kretoludkom wieszczyła o Czarnym Potopie.
- A czym się pani zajmuje? - spytała Vanita.
- Zaopatruję świat w rosę, której źródło bije w moim łonie – odrzekła Rośna Panna.
Rusałki mieszkały u niej okrągły miesiąc, aby zmylić pogoń. Ta, która nosiła rosę pod sercem była bardzo miła i łagodna, nie wyganiała od siebie macierzy ni jej córki. Mieszkając u niej Vanita nauczyła się pracować; zmywać statki i ścielić posłanie. Rusałki nie chciały jednak darmo jeść i spać u Rośnej Panny; pragnęły zamieszkać w Ojcowie, dokąd nie sięgała ręka sług królowej. Spełniając ich prośby, pani porannej rosy ukazała im cudne zwierciadło, w które weszły i tak znalazły się na rubieży prowincji nad Czterowodą.

*

Taš nie chciał zrezygnować z żołdu, mimo daremności poszukiwań. Hordy sług Goplany III poczęły kręcić się w pobliżu granic Ojcowa, oznaczonych barwnymi znakami na drzewach. Zyta i jej córka już miały wkroczyć w granice kraju, gdzie mieszkał w Czterowodzie zaskroniec długi jak pasmo górskie, gdy do ich zdobionych kolczykami uszu dotarły dzikie wrzaski. Zza drzewa wychynął niedźwiedź bez głowy był nim sam Taš z Irlandii. Rusałkom zabiegły drogę strzygi i wąpierze, gobliny i srożyce, ghule i ifryty, wreszcie czarownica Baba Stara o zębach jak lew, szarych, zmierzwionych włosach, nochalu długim jak u Baby Jagi i szponach jak u smoka. Pod jej komendą stanęły płonące miotły i latające beczki całe w płomieniach, siekiery ryczące jak byki, czarne, czerwone i żelazne ręce. Rusałki zdrętwiały ze strachu, a Taš chodził koło nich, macał je i głośno wąchał. Zyta poczęła płakać, a Vanita wtuliła się w nią i pocieszała przypominając jak to miesiąc temu Jeźdźcy Leśni uratowali je przed bandą Dzikiego Łowcy. Straszydła już miały rozszarpać obie rusałki, gdy wtem z kniei dobiegł ostry okrzyk: ,,Kum – kum – rade – rade – kum – kum''! Wąpierz Łupro Jednooki wzniósł nóż by zabić Vanitę, lecz wnet powaliła go strzała wbita prosto w serce. Z lasu wybiegł zastęp ojcowskich wodników. Wszystkie miały żabią, zieloną skórę, długie, białe włosy, zaś ich stopy zakończone były płetwami. Wstyd zasłaniały czerwonymi przepaskami biodrowymi, a za zbroję służyły im niewyprawione skóry ogromnych ryb z Czterowody. Wodniki uzbrojone były w miecze, szable z rybich ości, łuki i strzały. Wojska królowej nie miały takich uprawnień, by się zbliżać do rubieży ojcowskich, więc rozpoczął się bój i choć niejeden wodnik został rozszarpany przez strzygę czy goblina, brocząc czarną krwią – straszydła zginęły w walce, nie ubiegając się o litość. Podwładni Taša walczyli do ostatniej kropli krwi, aż wszyscy zginęli. Taš powalił i zmiażdżył pięciu strażników Ojcowa, aż sam został rozpłatany na dwoje mieczem wielkim jak Zerwikaptur pana Podbipięty. Było już po bitwie i wojownicy zbierali chrust by spalić ciała potworów. Ani Zyta, ani Vanita nie widziały jeszcze takich płazokształtnych wodników, jeno słyszały o nich w opowieściach. Poddani Goplany III nie przepadali za nimi – zielone wodniki w Gople i nad Gopłem uważane były za złe i głupie, bo nie oddawały się rozpuście i wierzyły, że prawda jest jedna. Również macierz z córką nasłuchały się opowieści o ich prymitywie, lecz Ojcowo było dlań jedynym możliwym azylem.



- Jestem Korybut – przedstawił się wódz wodników. - Kim jesteście?
- Nazywam się Zyta, a to moja córka Vanita. Uciekamy, bo królowa wydała nas na żer swoim potworom – słysząc to Korybut przyklęknął i ucałował kolana obu rusałek.
- Nasz kraj jest schronieniem dla wszystkich prześladowanych przez Goplanę III. Chodźcie z nami! - rusałki zamieszkały w Ojcowie, ,,kraju ciemnoty, zabobonu i tłumienia radości życia'' – jak nazywano wówczas tę prowincję na dworze na dnie Gopła.

,,Kiedy za panowania niesławnej Goplany III, królestwo rusałek i wodników pogrążyło się po uszy w błocie wszelkiej nieczystości, niczym Cesarstwo Rzymskie w erze trzynastej, Ojcowo było miejscem azylu dla dawnych, szlachetnych obyczajów. Miast Kani, Paskudy i Mar – Zanny czczono w nim Ageja i Mokoszę, miast orgii i libacji panowały czystość i trzeźwość, miast wszelkich form dzieciobójstwa otaczano czcią życie dzieci i ich matek. W Ojcowie miłość nie była czymś jednoznacznym z żądzą i chucią, nie była zatrutym owocem na wyciągnięcie ręki, lecz złotem i balsamem drogim, do którego droga wiodła przez ciernie. Cnota wodników i rusałek z Ojcowa była solą w oku królowej'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.


Miejscowe rusałki miały złote włosy i sukniach olśniewających bielą. Zyta wraz z córką zamieszkały w małym źródełku otoczonym przepastną puszczą. Zaprzyjaźniły się z licznymi miejscowymi istotami i dobrze sobie radziły bez wszystkich kosztowności jakie miały na służbie Goplany III, Ojcowo było bowiem biedne. Vanita stała się mniej zarozumiała i samolubna. Liczyła sobie siedemnastą wiosnę życia, gdy z północy uderzyły na Ojcowo hordy kikimor. Vanita wraz z wieloma koleżankami chwyciła za łuk by bronić swej nowej ojczyzny. Rusałki i wodniki wspólnie stawiły czoła najezdnikom i po decydującej bitwie zdołały ich odegnać. W czasie owej bitwy, córa Zyty ujrzała kikimorę, która powaliła zielonoskórego wodnika i już miała go dobić, gdy w oślizgłe cielsko wbiła się strzała z łuku Vanity. Potwór ryknął, polała się jego zielona krew, po czym runął w błoto, a trzymany przezeń wodnik oswobodził się od stalowego uchwytu czarnych palców zakończonych smoczymi szponami. Wodnik ów, noszący imię Owada (Ovada) po latach poślubił Vanitę i uczynił ją matką. Byli razem szczęśliwi, a pamięć Vanity o jej tańcu przed nałożnikami królowej nieubłaganie się zacierała...

*



Każdej wiosny spadały na skalany świat łzy Mokoszy. Miały postać świetlistych smug, a rano zostawała z nich krwawa rosa. Mokosza orędowała za swymi dziećmi razem z Europą, Bałkanem Łobastą, Anej I, Anej II, Afaraką,Tuvą, Bharatieną i innymi jytnas. Agej, choć zasmucony i zagniewany upadkiem wspaniałej niegdyś kultury toropieckiej, zlitował się i dał Mokoszy liść neutralizujący działanie pereł Kani, aby leczyła nim rusałki żyjące z rusałkami i wodniki poznające cieleśnie inne wodniki. Enka przybrała postać rusałki Aredvi i ruszyła w świat; lecz mimo iż z całą łagodnością czyniła samo dobro, została wyśmiana i zelżona, bo wymagała odwrócenia się od ukochanego zła. Jedynie w Ojcowie gdzie żyli Vanita i Owada z dziećmi została przyjęta gościnnie. Goplana III wysyłała nawet mory aby ją udusiły. Wreszcie została oskalpowana przez króla Lynxów, Bolę V Poleszuka, kochanka królowej rusałek. Po tym pękło jej serce i świat zalała smoła. To był właśnie ów Czarny Potop, który przepowiadała Czerwona Pani. Królowa poniosła śmierć zaskoczona w czasie orgii, podobnie jak wielu jej poddanych. Mieszkającą na wygnaniu w Ojcowie królewnę Vegę, (która nie chciała zostawiać matki bez pomocy) i jej pobratymców, takich jak wodnik Wojtech, Zyta, Vanita, Owada i inni, z rozkazu swego króla Laszla uratowały Płanetniki unosząc na Księżyc w pojazdach zwanych ,,jajami płomienistymi''. Mokosza po śmierci przeniosła się na najpiękniejszą z wysp Nawi Jasnej, gdzie była największą z jytnas, zaś jej oblubieniec Świętowit wdział kir i płakał wraz z innymi Enkami nad jej martwym ciałem i rozdartym sercem. Pouczony przez Ageja, aby wskrzesić żonę, wypowiedział zaklęcie będące mową o miłości:



,,Miłość to największa rzecz, ale nie wszystko co się nią nazywa, jest nią naprawdę. Agej wie o tym najlepiej. Miłość wykracza daleko poza uczucia, nie jest zakochaniem, ale postawą na całe życie. Wymaga poświęcenia, uczciwości, szacunku, cierpliwości, troski, odpowiedzialności, największa łączy się z oddaniem życia. Jest tym co można dzielić, a im więcej się dzieli, tym jej więcej. Trwa wiecznie. Leczy samotność, daje radość. Zaciera granicę między braniem, a dawaniem, bo więcej radości wypływa z dawania niż brania''.

Sam Agej podsuwał mu słowa, a rana w sercu Mokoszy zagoiła się. Jej dusza wróciła z Nawi. Na spustoszonej ziemi wyrosły drzewa, krzewy, kwiaty i trawy, wytrysnęły wody morskie i rzeczne, zaroiło się od zwierząt. Jarowit zagnał piorunem Čorty z powrotem do Čortieńska. Pkieł zniknął z powierzchni globu, a ostatnim śladem po kataklizmie było Morze Smoły. Skończyła się era dziewiąta...



poniedziałek, 22 września 2014

Oniricon cz. 59

Śniło mi się, że:

- w kościele jakiś starszy Rosjanin - ministrant w czasie kazania wygłosił referat,



- na spotkaniu z grupą dzieci chodzących do szkoły mówiłem, że Darwin był ewolucjonistą, a Mendel kreacjonistą,



- kiedyś żyły małe, szare jaszczurki zapylające kwiaty, podobne do miniaturowych protoceratopsów bez kostnej kryzy,



- Zajączek dał na Wielkanoc w prezencie karabiny do walki z Putinem,



- Czarnobóg pił alkohol za trzech, a jego państwo w zaświatach, do którego trafił Rogan dzieliło się na kilka królestw,



- wilk Gorywałd knuł przeciwko Roganowi i Mirenie,



- Wojciech Wencel w ,,Gościu Niedzielnym'' krytykował film o wiedźminie,



- na pustyni Gobi znaleziono ruiny starożytnej cywilizacji, którą wcześniej wymyśliłem,



- Duńczycy nakręcili kolejny film pełnometrażowy o Xenie lub innej wojowniczce,
- chciałem się zapytać Pilipiuka, czy wolno czytać książki Siergieja Łukjanienki,



- Łucja Pevensie pokonała Tasza, który przypominał epiornisa zabijając go jak bazyliszka,
- miałem pójść z Mamą do egzorcysty ks. Solewicza, aby dowiedzieć się, czy moja nerwica natręctw nie ma czasem podłoża demonicznego,



- pojechałem do jakiegoś kraju nad Jordanem (mógł to być Izrael lub Jordania) i kąpałem się w płytkim jeziorku, niechcący naruszyłem granicę państwową i złapał mnie brutalny pogranicznik, który powiedział, że teraz z mojego powodu prezydent Polski dostanie zakaz przyjeżdżania do jego kraju, pogranicznik zabrał mnie na jakieś spotkanie towarzyskie, a ja chciałem wrócić do Polski, chciałem aby pomogła mi bogini Frigg, która opiekowała się Thorgalem, była tam sympatyczna blondynka, która dodała mi otuchy i którą utożsamiałem z boginią Frigg,



- pies to po rosyjsku ,,suk'' (męska forma słowa suka),



- jakaś dziewczyna powiedziała mi, że lubię ślimaki,
- jeździłem po Szczecinie tramwajem,



- do Polski przedostały się z Rumunii wielkie, białe, zdziczałe psy i obawiano się, że będą groźne dla ludzi,



- zostałem neopoganinem i codziennie chodziłem do słowiańskiego chramu, aż któregoś dnia postanowiłem ofiarować bożkom swoją spermę, UWAGA: To nie jest prawda, tylko sen, w rzeczywistości nie jestem i nie chcę być bałwochwalcą,



- byłem starożytnym Persem, chodziłem półnago po Szczecinie i żyłem w świecie, w którym nie znano religii monoteistycznych, a tylko politeistyczne. 

sobota, 20 września 2014

Kretoludki




Działo się to za panowania ostatniej królowej rusałek i wodników – Goplany III, córy Goplany II, zrodzonej z krwi Goplany I. Juliusz Słowacki w ,,Balladynie'' pisał o Goplanie IV żyjącej w erze trzynastej. Założycielka dynastii otrzymała koronę po ubiciu spitych do nieprzytomności królów Neurów i Lynxów; okrutników prowadzących wojnę z rusałkami. Nowa królowa przeniosła stolicę królestwa na dno jeziora Gopło. Chwalono ją za prawość i mądrość, dobroć i odwagę. Umarła 




jesienią w kwiecie wieku, gdy stratował ją rozszalały jak zwykle w okresie gonu, żubr służący jej za wierzchowca, a imię jego brzmiało: Lutygniew. Za panowania jej córki Goplany II, Čort Kania począł rozrzucać perły, które w mężach budziły żądzę do mężów, a w niewiastach do niewiast, a pomagał mu Obłędek. Goplana III była najgorszą królową ery dziewiątej.



,, … miała stu mężów i osiemnaście żon […]. Za Goplany III uwarzono z ziół wiele substancji, które zabijały poczynające się dzieci – królowa wynalazła taki specyfik, który wykrwawił pewną matkę. Jej dziełem była też metalowa spirala umieszczona w macicy i zabijająca gnieżdżący się w niej zarodek. Wówczas zabijano dzieci przed i po narodzeniu, z czaszek niemowląt królowa i ród Nowodworskich wznosili piramidy. Przed narodzeniem wyrywano je kleszczami lub zalewano żrącymi płynami. Zwłoki oddawano na pożarcie mamunom lub morom, albo samemu zjadano, a także robiono z nich środki do pielęgnacji ciała. Niechciane dzieci oddawano mamunom do zjedzenia, karmiono nimi krokodyle w rzece Gangos, lub duszono. Akuszerki pytały, czy mają oszczędzić dziecko, czy je 'odesłać Enkom'. W jeziorze Gopło po raz pierwszy zaczęto handlować najadami w różnym wieku, aby się oddawały za pieniądze trafiające do ich właścicieli. Nad brzegiem jeziora królowa wzniosła pierwszy zamtuz. Ściany domów pokrywały malowidła przedstawiające różne formy współżycia cielesnego. Goplana III pierwsza zaczęła pokazywać środkowy palec i kazała czcić siebie jako najwyższą kapłankę Kani i Mar – Zanny. Na wiosnę wprowadziła święto Kani – czczono je ucinając głowę czarnej lub rudej kani i uczestnicząc w orgii, którymi zaczęła też świętować Kupałę. Od wstąpienia na tron do śmierci, rozpusta szalała na jej dworze. Prym wiedli Nowodworscy. Pewnego razu, z nudów zamknęła swoich niewolników z plemienia leśnych ludzi w komórce i podglądała przez szparę, aż stracili rozum […]'' - M. Rymwid ,,Nymphologia''.



Był to kolejny rok niesławnego panowania wszetecznej królowej Goplany. W przyrodzie panował Wrzesień. Za panowania każdej Rodzenicy i każdego Zviezduna, królowa nurzała się w wyuzdaniu niczym świnia w błocie, choć żal obrażać świnie gdy się o tym mówi. Z przesytu już sama nie wiedziała czego chce, a każdy jej nowy koncept na uśmierzenie żądzy był obrzydliwszy od poprzedniego. Z jej królestwa zostały wygnane resztki wstydu, jego odczuwanie miano za hańbę, a rozpustnicy ryczeli jak zarzynane krowy: ,,Niech nas zobaczą''! Sławne ongiś i oddane Mokoszy, królestwo rusałek i wodników, zamieniło się w jeden wielki zamtuz; jeno Ojcowo gdzie żyły wodniki o białych włosach; podobne do żab, zachowało dawne cnoty, lecz miast szacunku zaskarbiło sobie miano ,,głąbów'' i ,,eunuchów''. Córą Goplany III i następczynią tronu była Vega, lecz królowa kazała ją zabić Wojtechowi – wodnikowi z Ojcowa, lecz ten nie wykonał rozkazu, jeno przygarnął rusałcze dziecię i tak Vega zamieszkała w Ojcowie. Na ziemi zwanej w późniejszych erach Aplanem, Analapią i Polską, wśród traw leżały krocie rusałek, Wił, świtezianek, panien wodnych, zagorkiń, nocnic, południc, mor, pełnic, wieczernic, leśnych niewiast, trzcinek, jordanej, dzikich bab, sylfid, czerwonych bab, zielonek, a nawet syren. Ich łona były obnażone, a między nimfami chodził morski potwór Morderz z Zatoki Balat. Miał postać stojącej na tylnych kończynach jaszczurki z ludzką głową. Goplana III poznała go kąpiąc się w północnej zatoce, a on przez krasnoludki zwany Casdeiosem nauczył wszetecznicę z Gopła, jak powodować poronienia samym słowem. Przeklinając łona matek zabił dzieci milion milionów, połowę tego i ćwierć tej połowy, za co otrzymał od swej kochanki medal, a jego imię wspominano z czcią na każdej orgii. Morderz Casdeios Mordorius stanął przed leżącą rusałką, wypowiedział słowa straszne i nieznane, a wtedy z pępka niczym mała fontanna 



wytrysnęła krew wraz z rozdartym ciałkiem dziecka. Potwór nachylił się i wychłeptał ją ludzkim językiem, po czym zabrał się do zabijania kolejnych dzieci. Dworacy królowej sławili go jako bohatera, a na to co potem przeżywały matki dzieci, kładli pieczęć milczenia. Wtem zaszeleściły krzaki i wyszła zeń gromadka dziwnych ludzików. Od krasnoludków różniły się tym, że miały głowy kretów.



- Ej, kretcy, kretoludki, czy jak wam tam? - warknął Morderz. - Nie widzicie, że jestem zajęty?! - wtedy jeden z kretoludków pokazał wiezioną w wózku butelkę wina.
Morderz bez słowa ją chwycił , odkorkował i począł pić na umór, co w czasach Goplany III, powszechnie uważano za cnotę. Choć miał mocną głowę, wino okazało się mocniejsze. Morski potwór coś dziko wymamrotał, po czym zwalił się na trawę obok ciał ,,pacjentek''. Jeden z kretoludków, zwany Spytkiem pochwycił szpadel i zamierzał się, aby uciąć głowę Morderza.
- Nie rób tego – rzekli mu jego ojciec Skarbisz i kapłan Mokoszy, Grydz (Hrid').
- Przecież ta bestia zasłużyła – oponował Spytko.
- Nie nam być sędziami i katami – rzekł kapłan Grydz. - Może jak pożyje, zdoła się zmienić, a nawet jeśli nie, nie możemy być tacy jak Goplana III i jej sfora – Spytko odłożył szpadel.
Jednak ten chwalebny czyn nie uszedł kretoludkom bezkarnie. Obserwował je bowiem potwór Wilcze Ślepia; człek o oczach wilka, który z pomocą goblina Marchy i mory pijącej soki drzew, schwytał je do sieci, wcześniej odbierając Spytkowi szpadel, po czym zawiódł skrzaty nad brzeg Gopła gdzie miała je sądzić wyuzdana królowa.

*

Goplana III:



,,Miała długie blond włosy i jedno oko modre, a drugie czarne, niczym u Aleksandra Wielkiego. Ubierała się w łachmany barwy krasnej, aby pokazać, że 'jest ze swymi poddanymi'. Jako pierwsza założyła czarny, skórzany płaszcz. Codziennie była pijana'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.



Zasiadła na kryształowym tronie i poczęła sądzić, choć wyrok już wcześniej wydała.
- Wprowadzić podsądnych – rozkazała godna poprzedniczka Messaliny, a cztery Čarty; nadzy ludzie o koźlich głowach wprowadzili, trzymając za końce łańcuchów wszystkie pojmane kretoludki.
Następnie Čort Obłud (Hipokritos, Ovlud) odczytał ich imiona: ,,Skarbisz, Grydz, Spytko, Oczerko, Čečot – ptak z rasy czeczotek, żyjących w górach, wreszcie Kretko Rączak. W imię Kani, Paskudy i Mar – Zanny mają udowodnić, że są niewinne (w co i tak nie uwierzymy!) spicia winem nałożnika naszej pani, pana Morderza, grafa ov Valat, a tym samym udaremnienie mu przeprowadzenia kampanii oswabadzania łon matek od okupantów i chorych narośli, przez fanatyków zwanych dziećmi'' – kretcy wraz z ptakiem Čečotem o czerwonej plamce na głowie, aż zatrzęśli się w oburzenia. ,,Gorzko, gorzko!'' - ryczała publiczność, a królowa potrząsnęła berłem zakończonym czaszką niemowlęcia i rzekła:
- Na kudziabkę1 Bieśnicy, winni są śmierci. Głupioludki; przyznajcie się od razu, aby nie psuć mi zabawy! - podsądni nic nie rzekli, za to z tłumu wyszedł czarny kot, którego cały ogon płonął jak pochodnia.



Był nim ,,generał infanterii'' (urząd ten nic nie znaczył) Skrzekotek. Dziwny to był kocur – miast miauczeć, skrzeczał jak żaba. Stanął przed tronem Goplany III i zarechotał.
- Racz zważyć, z łaski Mokoszy i Świętowita pani przyrodzona rusałek i wodników, że nie jest rzeczą słuszną by wydawać na kogokolwiek wyrok, zawczasu nie osądziwszy i nie rozważywszy przeciwnych sobie racji – słysząc to, wyuzdana królowa zmieniła się na twarzy.
- Zamknij ryj, bo ci z niego śmierdzi rybą, kocie! Jestem boginią i mam zawsze rację, a ciebie, brunatna zarazo, za karę zrzucam z urzędu i wydaję na śmierć i potępienie pamięci. Umierając będziesz słyszał słowa: ,,Jełop jełopiasty nad jełopami''! - na jej skinienie strzygi rzuciły się na kota i rozszarpały go, a jego para zamieszkała w Nawi Jasnej. Wówczas głos zabrał kretoludek Skarbisz, ojciec Spytka.
- Zechciej nam powiedzieć, pani, czym zawiniliśmy, bo nasze sumienia mówią nam, że postąpiliśmy właściwie ratując bezbronne dzieci. Tymczasem pod twoimi rządami ujrzeliśmy wiele zła; oto strzygi i jędze rozszarpują za modły pod chatami czarownic przysparzających porońców – wówczas Goplana III odpowiedziała, a z jej ust wysypały się kłamstwa na podobieństwo szarańczy.
- Słuchajcie głupiogłowy – rzekła. - To co robię, uznają prawie wszyscy moi poddani, poza głupcami z Ojcowa, w większość znaczy więcej od prawdy, od dobra i od samego Ageja. Ja nie wierzę w 




Ageja, ale w Paskudę – czy jasne? Dzieci to stworzenia głupie i niepotrzebne, nie mają prawa do życia, bo ja tak chcę i żaden bóg czy Enk nie przeszkodzi mi – na to ozwał się Skarbisz.
- Powinnaś być wdzięczna maci, że chciała cię rodzić – królowa roześmiała się.
- Moja biedna, głupia matka nie wiedziała, że największym prawem niewiasty jest zabijanie i decydowanie samemu, które dziecię ma prawo się urodzić, a które nie, bo takie jest nasze boskie prawo.
- Bacz, że nawet twoja Mar – Zanna ma pana nad sobą – ostrzegł Skarbisz.
- Dzieci to wrzody zabijające i kaleczące matki – ciągnęła Goplana III.
- To jest naciągane – nie ustawał Skarbisz.
- Czyż nie wiesz, głupcze – grzmiała rozpustnica – że wartościowe jest jeno takie życie, przepędzone w łożu i pierzynie, ale na chędożeniu, nie chorowaniu?!
- Każde życie jest wartościowe nawet ułomne, które Agej dopuszcza by pobudzało do jeszcze większej troski i miłości – rzekł Skarbisz.
- Nie dam się przekonać, jak Rykar w Čortlandzie, a kiep w pyje2! - krzyczała Goplana III. - Jestem wodnicą wyzwoloną i niczego się nie boję, za wyjątkiem niańczenia bachorów. Nie chcę mieć więcej dzieci – śmieci, ani innym nie radzę, bo pochłaniają za dużo czasu, który można przeznaczyć na cielesne igraszki.
- Jak się powiedziało ,,A'' to trzeba powiedzieć ,,B'' – wyrzekł ojciec Spytka, lecz wiedział, że królowej i tak nie przekona.
Wówczas głos zabrał kapłan Grydz, pełen oburzenia, któremu żal było królowej rusałek zmierzającej wprost do paszczy Rykara.
- Twoje słowa pani są godne Čorcichy, a nie wielkiej królowej z krwi Mokoszy. My, jej słudzy, bronimy dzieci, bo to jest nasz obowiązek istot rozumnych, nawet gdyby Agej nie istniał, nie bylibyśmy ze zwolnieni. Smuci nas wasz upadek, ale nie możemy nazywać zła dobrem, ani …
- Milczeć! - ryknęła Goplana III. - Za twą mowę odpowiesz śmiercią przez załaskotanie – na skinienie królowej jej dwie nałożnice pochwyciły Grydza i poczęły go łaskotać.
Tak go łaskotały, że śmiał się jeszcze minutę po śmierci, a jego duszę sama Mokosza odniosła na swej jasnej dłoni na Błogosławione Wyspy.





- Co do was – królowa powiodła wzrokiem po pozostałych kretoludkach i ptaku Čečocie – zje was czarownica Jęga o srebrnych zębach! - potworna siostra czarownicy Baby Starej widząć dany przez władczynię znak za pomocą lusterka, przyleciała siedząc w ognistej beczce. Przypominała żyjącą w erze trzynastej Babę Jagę, a jej srebrne zęby wyglądały jak kły wilka, bądź smoka. Już miała zacząć pożeranie skazanych, gdy spośród publiczności wyleciał kłak ognia i porwał kretoludki. Czeczotka uwolniona poleciała ku górom. Z rozkazu koronowanej nierządnicy za Światłem pognały strzygi, gobliny, srożyce, wieżtyce, sotony i smoki. Potwory gnały niezmordowanie, lecz zatrzymały się gdy Światło zagłębiło się w knieje. Ów las nie był bowiem bezpieczny dla straszydeł służących królowej.


*

Skarbisza, Spytka, Oczerkę i Kretkę Rączaka niósł płomień, lecz nie palił ich. Gdy wraz ze Światłem znaleźli się w głębi puszczy, ogień postawił ich na pełnej kwiecia, paproci i grzybów murawie, a sam począł rosnąć i przybierać kształty niewieście. Już po minucie na miejscu Światła stała nosząca biel Wiła, w której łonie żyło dziecię.
- Dziękujemy za ratunek – Spytko pierwszy przełamał milczenie. - Kim pani jest i co to za las?



- Nazywam się Brodavica i jestem panią Brodu. Poczęłam za sprawą niecnego satyra, co rzucił się na mnie – mówiła Wiła, zwana też Brodaricą i Vrodaricą. - Udałam się do Morderza, by zabił me dziecię, lecz wy mnie od tego odwiedliście, za co wam dziękuję.
- Nie rozumiem czemu potwory przestraszyły się tego lasu? - dopytywał się Oczerko. - Czyżby mieszkała w nim bestia jeszcze groźniejsza od nich?
- Nie – zaprzeczyła Brodavica. - W tej puszczy mieszka dobra pani, potężniejsza od Goplany III – po tych słowach Wiła i kretoludki ruszyli przed siebie.
Ich wędrówka trwała wiele dni, a głód sycili grzybami i jagodami; kretcy zgodnie ze swą krecią naturą kopali w ziemi szukając dżdżownic i pędraków. Las oddychał spokojem; wędrowców nie niepokoiły sowy ni drapieżne ptaki, lubiące mięso kretoludków, podobnie lisy; a także wilki jedynie podchodziły do nich i obwąchiwały nie czyniąc żadnej krzywdy. Dziecię w łonie Brodavicy rosło i coraz żywiej kopało, a czas rozwiązania zbliżał się nieubłaganie. Wędrowcy coraz bardziej zagłębiali 

się w matecznik, aż ujrzeli stojący wśród drzew srebrny tron. Siedziała na nim postać niewieścia wielkiej piękności, odziana w suknię barwy rubinu. Jej włosy były czarne jak antracyt, a miękkie jak jedwab, sięgały owej leśnej władczyni do pasa. Na bladych policzkach miała wykłute czerwone lilie; jedno jej oko było ciemnozielone, a drugie tego samego koloru, lecz w odcieniu jasnym. Nosiła złotą opaskę z zawieszonym złotym słoneczkiem, zwieńczoną srebrnym grotem zawierającym rubin, a ponadto złoty kolczyk w nosie i złoty pierścień na palcu, kolczyki z czerwonych paciorków, czerwone korale, szeroki, srebrzysty pas wysadzany rubinami, a na smukłych kostkach - bransoletki z purpurowych słomek. Czerwona Pani widząc przybyłych, powstała z tronu, a ci oddali jej pokłon. Brodavica padła na twarz i już nie mogła powstać, bo dziecię poczęło opuszczać jej łono. Czerwona Pani podeszła do niej, złagodziła ból dotknięciem srebrnego berła, zdobionego krwawnikiem, a następnie pomogła Brodavicy urodzić. Do piersi młodej matki przystawiła małego wodnika; nie mającego rogów, kopyt, ani koziej sierści jak jego rozpasany ojciec. Brodavica nazwała synka Fontaną (Vontana), bo poczęła go w fontannie. Urodziła go, bo jej miłość okazała się silniejsza od strachu, upokorzenia i presji tych co ją otaczali. Następnie pani w szkarłatnej sukni zaprowadziła swych gości do stołu, który leśne zwierzęta suto zastawiły potrawami i napojami; ptaki umilały ucztę śpiewem, zaś motyle i ważki – tańcem. Wywiązała się rozmowa.
- Jak was nazywają, pani? - spytała Brodavica, której białą pierś ssał mały Fontana.
- Jestem Czerwoną Panią, a moje imię jest tajemnicze. Nie jestem nimfą; nie jestem też Enką; jam córa Mokoszy – jedyna w swej rasie, tak jak siostry Rżana Baba i Żetnia Mac, które ongiś gościły królową Nastazję.
Uciekający przed gniewem królowej zostali w Puszczy Czerwonej Pani jeszcze wiele dni. Wreszcie Brodavica postanowiła pójść gdzie indziej. Zasmuciło to panią lasu.
- Nie trzymam cię wbrew twej woli, ale wiedz, że gdzie indziej włada Goplana – Poruba; rada wydać cię na śmierć za uratowanie kretoludków. Wiedz, że jest ona już ostatnią królową rusałek; po niej przyjdzie Czarny Potop i zniszczy cywilizację budowaną na zgniliźnie. Czy ci jest źle ze mną?
- Nie, pani – zaprzeczyła Brodavica – kocham was jak macierz, jeno chcę, aby mój Fontana widział coś więcej niż jeno ten las.
- Oprócz tego lasu, jedynym bezpiecznym miejscem dla ciebie i twego syna jest Ojcowo. Zważ jednak, że nad Czterowodą nieufnie przyjmuje się przybyszów ze Zgniłego Świata, czyli z ziem pod berłem Goplany III – Brodavica zawahała się.
- Czy mogę o coś spytać?
- Mów – rzekła łagodnie Czerwona Pani.
- Czy jeśli w Ojcowie będzie źle mojemu synowi i mnie, będę mogła do ciebie powrócić?
- Oczywiście – Czerwona Pani mocno przytuliła Wiłę, a następnie srebrnym berłem zakreśliła koło w powietrzu.
Ukazały się w nim wrota, przez które Brodavica weszła trzymając w ramionach synka i tak znalazła się w Ojcowie.


*



Różnie opowiadają podania o jej życiu w krainie nie tkniętej jadem Kani. Ziemia ta była ostoją wierności Agejowi i Enkom; płaciła trybut Goplanie III, lecz ze wstrętem odrzucała jej sposób życia. W prowincji nad rzeką Czterowodą (Te – y – aka) nie zabijano dzieci, ani nie wyładowywano pożądania na wyładowywano pożądania na wszystkim co się rusza i nie rusza. Tu miłość łączono z troską, poświęceniem i bezinteresownością, ze szczęściem, które trzeba było z wysiłkiem zdobywać przez całe życie. Zielonoskóre wodniki o długich, białych włosach i złotowłose rusałki w białych sukniach początkowo niechętnie odnosiły się do samotnej matki, ale rychło ją polubiły. Pojął ją za żonę wodnik Merva z rzeki Zanus, przygarnął Fontanę i miał z Brodavicą synów i córki. Wracając do kretoludków zamieszkały w Puszczy Czerwonej Pani.




1 Określenie kobiecych genitaliów stosowane przez Adama Mickiewicza
2 Staropolskie nazwy penisa i pochwy (zapożyczyłem z powieści ,,Rok 1000'' Karola Bunscha