,,Działo się to w czasach kiedy nie znano jeszcze Pana naszego, Jezusa Chrystusa, a ludzie wierzyli w czary i najdziwniejsze gusła. Przykładowo w słowiańskiej ziemicy zwanej Zamoya pasterze na łożu śmierci przekazywali przez podanie ręki swym następcom 'złego', to jest demona pomagającego w pomnażaniu majętności. Gdzieś indziej, również na sklawińskiej ziemi w ponurym zamku na szczycie góry mieszkała niby w klasztorze, sekta złych i przewrotnych czarowników, co sami siebie nazywali – Szkielcy. Z wielką pilnością gromadzili kości; tak ludzkie jak i zwierzęce, aby budować z nich stosy pogrzebowe (bustuaria). Wierzyli bowiem, że jeno ten, kto spłonie na stosie kościanym, otrzyma odpuszczenie grzechów i wieczną szczęśliwość. Założycielem Szkielców był czarownik Kostka, który jak prawią w pieśniach, osiągnął nieśmiertelność zamykając się na wiele godzin wewnątrz zaczarowanego jaja. A oto inna opowieść z mrocznych czasów pogańskich o księciu w kruka zamienionym i jego kochającej siostrze'' - ,,Codex vimrothensis''
W
pierwszych
wiekach dwunastego eonu, bohaterski kniaź Horodlak, którego imię
oznacza ,,Zdobywcę
Grodów'',
ocalił od zguby księżniczkę Złotkę wydaną na żer dla
Koziołka – wodnego Čorta, co miał postać kozła z rybim
ogonem. Horodlak poślubił pannę o włosach jak złote runo i
założył na krywickiej ziemi gród stołeczny Horodłem zwany.
Spłodził jako swego następcę, kniazia Oldrzycha (Olderica)
ruszającego do boju w srebrnym szłomie zdobionym czarnym porożem
jelenim. Oldrzychowe dzieci zaś to książę Wašek wraz z siostrą
Polisjeną.
Choć
pochodził z bohaterskiego rodu, nie wdał się w ojca, ani w dziada.
Przeciwnie. Następca złotego stolca horodelskiego miast zaprawiać
się do odegrania roli obrońcy i sędziego swego ludu, całe dnie
pędził na błogim lenistwie, ucztach i sprośnych zabawach. Jego
ojciec Oldrzych z wielką stanowczością zmuszał go do wypełniania
obowiązków właściwych dla stanu następcy tronu, oraz egzekwował
odeń szacunek dla wychowawców. Jednak gdy kniaź zginął na
polowaniu, zahaczywszy czarnym porożem swego hełmu o dębowe
gałęzie, Wašek przestał słuchać kogokolwiek. W kąt poszły
język starokrasny, dzieła uczonych mężów, rycerskie ćwiczenia i
inne nauki ku rozwojowi duszy, umysłu i ciała potrzebne, za to
rozhulało się pijaństwo, gra w kości i ,,zrywanie
wianków, aby nie więdły'',
jak okresliłby to Popiel II Gnuśny. Jak podaje ,,Codex
vimrothenis''
, Oldrzychowy syn: ,,Jadł,
aby wymiotować i wymiotował, aby dalej jeść''.
Jego siostra Polisjena i matka, knezinka Jelemira, przez Greków
zwana Teofano, z przerażeniem patrzyły na to, że następca tronu,
choć ciało miał potężne jak olbrzym, w środku zachował serce
karła. ,,Co
z niego wyrośnie''?
- pytały się siebie nawzajem, bojąc się odpowiedzi. Wreszcie,
któregoś dnia, kiedy na zewnątrz pośród zimna i słoty, błąkała
się Zła Godzina w postaci obleśnej staruchy, księżna Jelemira
widząc jak jej syn leżał na tygrysiej skórze obejmując nagą
niewolnicę i dłubiąc w nosie, zawołała z goryczą: ,,Obyś
się zamienił w kruka''!
Doszło to do uszu Złej Godziny, córki Niedoli i w tej samej chwili
książę Wašek z człowieka stał się krukiem, który kracząc
żałośnie wyleciał przez okno. Jego matka widząc co uczyniła,
padła na podłogę i długo ją trzeba było cucić. Omal zmysłów
nie postradała z boleści. Książę zaś w kruczej postaci błąkał
się po świecie, przeganiany tak przez ludzi, jak i przez inne
kruki.
*
O
knezince Polisjenie powiadał lud hordelski, iż powinna urodzić się
mężczyzną, przewyższała bowiem dzielnością swego gnuśnego
brata. Młoda, piękna i wysmukła, o cerze jasnej, a włosach
długich a puszystych i lśniących niby miedź i złoto,
przypominała bardziej nimfę niż ludzką niewiastę, a w
ćwiczeniach wojennych nie miała sobie równych, jakby całe życie
spędziła w królestwie Amazonek. Władała ponadto kilkoma językami
w mowie i piśmie, oraz umiała grać na lirze, harfie, lutni i
cytrze. Podczas gdy Wašek w swek gnuśności nigdy nie wychylał
nosa poza wały Horodła, jego siostra chętnie podróżowała, będąc
na ziemi egipskiej, libijskiej, u czarnoskórego ludu Etiopów, w
zasobnym w skarby Ofirze, Grecji, Persji, Elamie, Baktrii, Sogdianie,
a nawet razem z menadami Dionizosa podbijała Bharację. Bawiąc w
ziemy Medów i Persów po trzykroć strzelając z łuku z jeleniego
poroża wyrzezanego, strzałami o posrebrzanych grotach, uśmierciła
potwora Abraxasa. Miał on postać potwornego smoka, łuską
granatową pokrytego, o głowie koguciej i wężach miast tylnych
łap. Zwierz ów demoniczny przybył z najciemniejszych otchłani
piekielnych za sprawą czarowników i kapłanów z plemienia Magów,
które pełniło u Medów podobną rolę co lewici w Izraelu, czy
bramini w Bharacji. Owi to Magowie przewodzący ludom Arii – Iranu
dzięki swej tajemnej wiedzy, latami stwarzali coraz to nowe
zaklęcia, tak, że mogli zabijać słowem na odległość, mocą
kamienia filozoficznego obracać ołów w złoto, rzucać i odczyniać
uroki i Čorty wiedzą co jeszcze! W swych staraniach doszli w końcu
do momentu, gdy ich zdolnym, lecz pełnym pychy umysłom objawiło
się Zakazane Zaklęcie. Magowie postanowili je wypróbować, bo jak
mawiał założyciel ich zakonu niejaki Barbatus Theophilus: ,,Bez
eksperymentu nie ma postępu''.
Wypowiedzieli je, a wówczas z piekieł wyszedł diabelski zwierz
Abraxas i począł ogniem pustoszyć ziemie Medów, aż trzema
strzałami ubiła go Polisjena.
Minęło
dwa i pół roku od tego zdarzenia, a Persowie dowodzeni przez kagana
Budar – bałgi, mającego konnicę, łuczników i słonie przybyli
pod Horodło, aby wypełniając zobowiązania lenne, pomóc knezince
w odpieraniu oblężenia Kałki, syna Alciusa, króla Kimerów. Nad
posiłkami perskimi unosił się orzeł Bugaj – ptak (Bugaj
– ptica),
którego okrzyk budził lęk w sercach węży i smoków. W
rozdzierających stalową blachę szponach, ptak Bugaj mający swe
gniazdo w górach Pamir, niósł oburęczny miecz obosieczny
Promieniem Jutrzni nazywany. Miecz ten miał swe miejsce na ołtarzu
w chramie Aradvi – Sura – Aredvi – Anahity, czyli Mokoszy i w
jednej z wersji legendy to właśnie owym mieczem knezinka Polisjena
ubiła Abraxasa. Jej zbroja ze złotych łusek lśniła oślepiająco
w promieniach Słońca, tak, że zdawało się, że to Swaróg
zstąpił na ziemię, by walczyć po stronie Słowian. Jej srebrzysta
szabla tańczyła niby błyskawica i co rusz piła krew. Kałka, król
Kimerów, który ongiś podbił góry Promet i nazwał je na swą
cześć Kaukazem, jechał do boju wydającym odgłosy grzmotu
rydwanem, który ciągnęły perskie mantykory, a może tylko
tygrysy. W jego armii walczyły słonie o zatrutych ciosach i
nosorożce, a także łucznicy, konnica, Beduini na wielbłądach a
widziano nawet przerażające blaskiem i dymem petardy sporządzone
przez wziętych do niewoli inżynierów z Sinea. Bitwa o Horodło
trwałą dzień, noc i drugi dzień. Polisjena wybiła strzałami z
łuku mantykory ciągnące rydwan króla, a jego samego raniła
sztyletem i pozbawiła ucha. Kimerowie utracili niemal wszystkie
słonie, którym perscy i słowiańscy łucznicy posyłali strzały
do oczu, a te, które nie zginęły od strzał, w wielkiej panice
jęły uciekać tratując własne szeregi. Najezdnicy w wielkiej
niesławie wycofali się do Azji, zaś król Kałka, którego ranę
uleczył pewien uczony Sineańczyk, nie dozwolił by w kimeryjskich
kronikach pojawiła się najmniejsza choćby wzmianka o przegranej
bitwie. Dlatego też po dziś dzień, mało kto wie o tamtych
zdarzeniach.
*
Mimo
tak wspaniałego zwycięstwa, o którym Krywicze śpiewali pieśni
jeszcze za czasów kniazia Włodzimierza, serce Polisjeny cierpiało
z tęsknoty za bratem. Nie wiedziała gdzie go szukać, ani co zrobić
by zdjąć zeń zły czar. Byłaby po kres swych dni zamartwiała się
losem brata, gdyby nie pewien sen. We śnie tym ukazała jej się
Dziewanna Šumina Mati, której z wielkim nabożeństwem oddawali
cześć wszyscy mieszkańcy Horodła, jako tej co karmi, odziewa,
użycza drewna i chrustu na opał, udziela schronienia w czas napadu
i broni przed gniewem swego męża Boruty. Słowianie czcili ją pod
wieloma imionami – jako Panią Zwierząt, Jeziorną, oraz Panią
Ptaków. Knezinka ujrzała ją we śnie jako tę ostatnią. Leśna
Matka jawiła jej się jako niewiasta w białe szaty odziana, wśród
drzew i kwitnących kwiatów stojąca, a zewsząd otaczały ją ptaki
– wróble, sikory, bociany, jastrzębie, orły, sowy, sępy,
żurawie, kaczki, łyski, dzięcioły, kowaliki, kruki, rudziki,
drozdy, dzierzby, gęsi, łabędzie, dropie i inne. Nie dziwota, że
wszelkie ptactwo czciło ją i garnęło się do niej – wszak ongiś
w trzecim eonie zostały przez nią namalowane. Namalowała je
farbami na płótnie, a Agej je ożywił. Dziewanna – Pani Ptaków
i Stwórczyni Motyli, Rozsiewająca Piękno Władczyni Puszcz i
Borów, rzekła we śnie do Polisjeny:
Pani
na Horodle wstała i udała się do puszczy, a tam ujrzała królową
Dziewannę, taką samą jaką widziała we śnie. Wśród mnogiego
ptactwa, które sławiło ją śpiewem, było też stadko kruków.
Jeden z nich sfrunął na ziemię, zaś Enka wypowiedziawszy słowa
zamawiania, sprawiła, że ptak począł gubić pióra i zatracać
ptasie kształty, aż Polisjena ujrzała swego brata Waška, gołego
jak jytnas turański. Wašek i Polisjena podziękowawszy Leśnej
Matce za pomoc wrócili do grodu, gdzie czekało na nich pieczone
prosię, zimne piwo i słodkie kołacze. Co dalej się działo –
tego pieśń nie mówi, choć można mniemać, że następca tronu
przestał być taki leniwy i nabył mądrości.