środa, 23 maja 2018

Zwierzęta na wojnie


,,Dla człowieka o prymitywnej moralności idealnym żołnierzem, będzie ten, który jak najwięcej wrogów zabije. Ale od takiego ‘ideału’ ze wstrętem się odwróci każdy, głębiej myślący. Od widzi w żołnierzu nie automat śmierć naokoło siejący, ale rycerza, który jeżeli zabija, to tylko z przykrej konieczności, a w gruncie rzeczy nawet wroga traktuje jak brata, więc szanuje w nim godność ludzką, współczuje z nim, a skoro wróg padnie ranny lub dostanie się do niewoli, opiekuje się nim po bratersku. Inne niż teraz były nasze ideały kilka lat temu i na pewno inne, głębsze, pełniejsze – będą za lat dwadzieścia’’ - ks. Marian Pirożyński ,,Kształcenie charakteru’’.









Coraz łatwiej dostrzegamy, że nie tylko dewastacja środowiska naturalnego szkodzi człowiekowi, ale i vice versa – w ustroju totalitarnym łamie się zarówno prawa człowieka jak i przyrody. Esesmani zanim rozpoczynali mordowanie ludzi, strzelali do lalek i znęcali się na zwierzętami. Znany jest przykład zatłuczonego przez Sowietów kijami psa, który się przyjaźnił z Polakami. Przykładów można podawać jeszcze więcej, także z innych ustrojów – jak chociażby mordowanie najbardziej bezbronnych ludzi; nienarodzonych, chorych i starszych i okrutne eksperymenty z niepotrzebnymi kosmetykami i środkami czystości podczas gdy już istniejące wystarczą. W Ameryce Północnej tępiono bizony aby morzyć głodem Indian, a na południu Afryki – najpierw wyniszczano rdzenną ludność, później zaś doprowadzono do zagłady kwaggi. W Chinach zakazano hodowli bezwłosych psów, za PRL – u tępiono charty i wilki, a na Tasmanii zgładzono zarówno tubylców jak też wilki workowate.
Domeną wojny jest śmierć nie tych co ją wywołują, ale tych co bezpośrednio biorą w niej udział i przede wszystkim ludności cywilnej. Oczywiście masowe zniszczenie obejmuje również zwierzęta, zarówno udomowione jak też dzikie. Niniejszy artykuł ma ilustrować w jaki sposób człowiek wciągnął siebie i zwierzęta w wir swego szaleństwa…







W rzymskim wojsku do celów sanitarnych używano gąbek na długich kijach. Taki to miało związek ze zwierzętami, że wówczas gąbki wyrabiano ze sponginowych ,,szkieletów’’ żyjących w Morzu Śródziemnym gąbek toaletowych, obecnie zastąpionych przez tworzywa sztuczne.








Pchły ludzkie przenoszące bakterie dżumy miały zastosowanie jako broń biologiczna. Podczas II wojny światowej Japończycy spuszczali z samolotów porcelanowe kule wypełnione zarażonymi pchłami, zaś dużo wcześniej zwłoki zmarłych na dżumę również wykorzystywano w tym celu. Przerzucano je katapultami przez mury oblężonych miast, aby wywołać epidemię wśród obrońców. W średniowieczu kiedy Szkoci najechali Anglię trapioną przez dżumę, po powrocie umożliwili chorobie opanowanie kolejnego skrawka Europy.








,,Była to broń godna armii Boga’’ - pisał w 1994 r. Vitus B. Dröscher w książce ,,I wieloryb wysadził Jonasza na ląd’’ o osach pomagających Izraelitom w obronie przed wrogami. Owa metoda pochodziła ze starożytnego Egiptu – wojsko brało ze sobą ule umieszczone w glinianych rurach, zaś w razie uszkodzenia rury żądłówki dezorganizowały wojska nieprzyjacielskie, a obolałe konie działały niezależnie od woli jeźdźców. Pszczoły i osy wprowadzały chaos, lecz (w przeciwieństwie do zakażonych dżumą pcheł) były przeznaczone do siania zamętu, a nie zabijania. Jednak częste były sytuacje kiedy rura pękła zbyt wcześnie, lub używający broni podeszli zbyt blisko, - podczas których owady zadawały ból … swoim użytkownikom. Przyczyniło się to do zaniechania dalszego wykorzystywania żądłówek do celów militarnych (co ciekawsze podobna przyczyna w XX wieku przeszkodziła w szerokim wykorzystaniu gazów bojowych – ich opary przenoszone wiatrem mogły bowiem szkodzić samym użytkownikom).






Podczas gdy pcheł, pszczół i os używano do zabijania i zadawania cierpienia ludziom, muchy plujki znalazły zastosowanie w ratowaniu im życia. Podczas I wojny światowej larwy (czerwie) plujek puszczano na rany grożące gangreną, a one wyjadały obumarłe tkanki. Dodać należy, że na wyjedzeniu zakażonych części się kończyło – plujki nie są bowiem zdolne do żerowania na świeżym mięsie.
W książce Kenjatana Alibekowa ,,Biohazard’’ opowiadającej o programie ,,Biopreparat’’ - produkcji broni biologicznej w Związku Radzieckim okresu Breżniewa i Gorbaczowa, jest wzmianka o próbie zastosowania jadu pająków i węży, która jednak się nie powiodła i zmusiła radzieckich lekarzy (!) do znalezienia innych metod.







W czasach walk na morzu rekiny ,,wsławiły się’’ atakami na rozbitków – oczywiście robiły to gatunki zdolne im zagrozić jak: żarłacz ludojad, żarłacz tygrysi, czy rekin – młot. Oczywiście nie można wobec nich stosować ludzkich kryteriów oceny moralnej; wszak łamanych przez samych ludzi. Przecież Niemcy w czasie II wojny światowej zabijali rozbitków łamiąc międzynarodowe prawo, bynajmniej z innych przyczyn niż rekiny. Ryby te w potocznych wyobrażeniach nie miały już nic do stracenia w oczach opinii publicznej. Możliwość zjedzenia człowieka stała się faktem przejaskrawionym, zmitologizowanym i niestety skutecznie usuwającym w cień inne fakty z życia tych ryb. Toteż szokiem dla ludzkości był udział w łowach na rozbitków całkiem innej zwierzyny – dla odmiany otoczonej powszechną sympatią, mimo tępienia dla ozdobnego pierza. Tymi jednak zajmiemy się w dalszej części artykułu.







W XVI – wiecznej pracy encyklopedycznej Stefana Falmierza jest napisane, że przyczyną klęski Marka Antoniusza pod Akcjum w 30 r. p. n. e. było zatrzymanie jego galery przez remorę (podnawkę), której ogon zaklinował się w skalnej szczelinie. Owa przedstawicielka okoniokształtnych (,,jako Estinus moczna’’ - według Falmierza, Estinus to mityczny rak o wielkiej sile) 1 miała to robić za pomocą przyssawki znajdującej się na głowie. W rzeczywistości doszłoby do rozerwania remory na dwie części, a ludzie nawet by się o tym nie dowiedzieli.








Jad zawarty w skórze drzewołazów – nadrzewnych żab z Ameryki Południowej bywa silniejszy od kurary (dotyczy to tzw. żaby straszliwej). Ma kolor biały i wydziela się obficie pod wpływem dotyku lub wysokiej temperatury, a Indianie wykorzystują go do zatruwania strzał. Istnieją dwie metody; wiążąca się ze śmiercią płaza (pieczenie nad ogniem) i pozostawiająca drzewołazy przy życiu – strzały zatruwa się dotykając grotami barwnej skóry (bajecznie kolorowe są zwykle zwierzęta jadowite i trujące) i wypuszczając po ,,zabiegu’’. Można zginąć od samego dotknięcia ostrzegawczo ubarwionego zwierzątka, toteż łapiącą je dłoń okrywa się liściem.








W niektórych opracowaniach pisze się o żołnierzach wspinających się po pionowych ścianach z pomocą gekonów. Wyposażona w czepne szczecinki jaszczurka przewiązana linką miała wspinając się po murze stanowić ruchome miejsce zaczepu dla ludzi. Podobnie jak z remorą tak i z gekonem nie jest to możliwe – przecież osiągające 15 cm największe gatunki (gekon toke) nie wytrzymałyby ciężaru człowieka!







W czasie II wojny światowej w Azji Południowo – Wschodniej, Brytyjczycy podstępnie zaatakowani przez Japończyków znaleźli nieoczekiwanych sprzymierzeńców w … krokodylach różańcowych, które całymi stadami masakrowały agresorów. Hałas (np. wskutek strzelania) rozdrażnia krokodyle, nasuwając im skojarzenia z walkami godowymi. Wniosek jest prosty: wojna wypacza psychikę nie tylko ludzką, ale i zwierzęcą; prowadzi do brutalizacji zachowań. Jak się później przekonamy może wśród ssaków drapieżnych zmienić zwyczaje na niekorzyść człowieka, odczuwającego skutki jeszcze długo po wojnie.







Jan Żabiński w jednym z tomów ,,Z życia zwierząt’’ zwraca uwagę na paradoksalne zjawisko zwiększenia się populacji kawek po zakończeniu II wojny światowej. Kawki zakładają gniazda w miejscach ciemnych i trudno dostępnych (np. w kominach), zaś liczne ruiny powstałe po bombardowaniach dostarczyły im sporej ilości miejsc do gniazdowania. Nie powinno się jednak mieć niechęci do kawek z tego powodu, wszak ani nie były winne bombardowaniom, ani nie mogą podlegać ocenom moralnym w przeciwieństwie do ludzi.







W 2003 r. w związku z wojną w Iraku leżącym na trasie przelotu bocianów zanotowano opóźnienie ich ponownego przylotu do Europy Środkowej w tym do Polski.








W średniowiecznej Persji zdarzało się, że oswojone (ułożone) orły przyuczano do ataków na ludzi. Dzikie orły unikają ich bliskiego sąsiedztwa i nie potwierdzono aby porywały małe dzieci (jest to biologicznie możliwe, ale nie mamy dotąd dowodu, że naprawdę kiedyś doszło do takiego zdarzenia poza dzieckiem autralopiteka z Toung; przypuszcza się, że nowozelandzkie harpagornisy po wytępieniu moa przez Maorysów mogły zacząć polować na nich samych). Jednak wojskowe zastosowanie ptaków drapieżnych sprowadzało się głównie do niszczenia gołębi pocztowych przenoszących ważne dla wroga informacje. W czasie II wojny światowej Brytyjczycy i okupujący Francję Niemcy czynili tak po obu stronach Kanału La Manche, a w Sowieci na szeroką skalę układali ptaki drapieżne ze stepów Azji Środkowej.







Wojna ta zmieniła nie tylko granice państw, ale również stosunek do albatrosów. Te bowiem wespół z rekinami usiłowały pożreć rozbitków z zatopionego statku, którzy stanowili dla nich prawdziwy ,,róg obfitości’’; byli niczym wyrzucone za burtę ryby, tyle że większe. Nie powinno nas to dziwić. Albatrosy mają wielkie, silne dzioby, a sama rozpiętość ich skrzydeł może wynosić 4 m. Takie sytuacje z pewnością zdarzały się już wcześniej. Albatrosy gnieżdżące się na Hawajach były obiektem sporu Pentagonu z organizacjami ochrony przyrody. Powszechnie dochodziło bowiem do niebezpiecznych dla obu stron zderzeń ptaków z samolotami. Zamiast je wytępić jak początkowo planowano, łapano je i przesiedlano na inne wyspy archipelagu. Dopiero zniwelowanie wydm skłoniło albatrosy do porzucenia wyspy zajętej przez wojsko.







W dawnych armiach kogut, zwany budzikiem był używany do dawania sygnałów pobudki żołnierzom. Nie wierzy Czytelnik, że mieszkańcy kurników mogą zabijać ludzi? Abstrahuję do koguta z przywiązanymi do nóg metalowymi kolcami, który śmiertelnie poranił człowieka, a był to kogut przysposobiony do walki. W ,,Biohazardzie’’ można przeczytać jak w Związku Radzieckim, kiedy wielu jego mieszkańców przymierało głodem, w wojskowych laboratoriach wykorzystywano ogromne ilości kurzych jaj, aby robić z nich proszek. W proszku miały się znajdować chorobotwórcze bakterie. Chodziło o to aby zakażenie odbywało się wraz z wdychaniem powietrza.







Choć uczyniono je międzynarodowym symbolem pokoju, ich losy często łączyły się z przebiegiem wojen. Mam na myśli gołębie pocztowe jak już wiemy wykorzystywane do przesyłania informacji. W XIX wieku podczas oblężenia Paryża przez Prusaków wypuszczano je z miasta balonami i po raz pierwszy na szeroką skalę zastosowano mikrofilmy. Na frontach II wojny światowej obowiązywał rozkaz strzelania do każdego ptaka mogącego być gołębiem pocztowym. Jeszcze Amerykanie walcząc w Wietnamie korzystali z gołębi do przesyłania informacji. Na tym nie kończy się powiązanie gołębi z działaniami zbrojnymi. Ostatnio prowadzone badania są szczególnie niewłaściwe w odniesieniu do ptaka symbolizującego pokój. Gołąb umieszczony w środku pocisku rakietowego ma bowiem, dziobiąc znajdujący się na ekranie obraz celu naprowadzać nań pocisk.







Zamykając rozważania na temat wojennych losów ptactwa dodać należy, że w różnych okresach historycznych i w różnych miejscach świata, spłoszone ptaki ostrzegały ludzi przed grożącym im niebezpieczeństwem. Najsłynniejszym przykładem są oczywiście gęsi kapitolińskie, które obudziły Rzymian, którzy czcili je jako ptaki poświęcone bogini Junonie. Często w ubogich rzymskich domach gęsi zastępowały psy i oczywiście w pilnowaniu spisywały się wcale nie gorzej. Podobna sytuacja zaistniała w Panamie, gdzie ary ocaliły Indian przed hiszpańskimi najeźdźcami i na Madagaskarze gdzie rolę gęsi z Kapitolu i wielkich papug odegrały kruki. Pisał o tym Arkady Fiedler w książce ,,Madagaskar okrutny czarodziej’’.








Amerykanie przyczepiali nietoperzom bomby zegarowe, aby osiadając w kryjówkach takich jak bunkry, magazyny etc, wysadzały je w powietrze zadając szkody Japończykom.







Nie powstrzymano się też przed zaprzęgnięciem delfinów (a w znacznie mniejszym stopniu także uchatek kalifornijskich) na potrzeby wojny morskiej. Zdenek Vesolovsky w ,,Znamy się tylko z widzenia’’ pisze, że czytając w jakimś czasopiśmie o wykorzystaniu delfinów, spotkał się właśnie z planami wykorzystania militarnego, a metody pokojowe oczywiście zeszły na dalszy plan! Delfiny mogące ratować tonących są wykorzystywane do zabijania nurków specjalnymi harpunami, lub wysadzania statków i łodzi podwodnych ładunkami wybuchowymi niosącymi śmierć również przenoszącemu je zwierzęciu.







W 480 r. p. n. e. obecność lwów w Tracji (obecnej Bułgarii) zanotowana przez Herodota boleśnie dała się we znaki armii perskiej króla Kserksesa idącej na podbój Grecji. Lwy pożarły ogromne ilości bojowych wielbłądów, ale zawsze najgorzej jest jeśli wojna na terenach zamieszkanych przez Panthera leo dobiegnie kresu. Po zakończeniu wojen burskich na południu Afryki, lwy mające okazję zasmakować ludzkiego mięsa, stały się notorycznymi ludojadami – inaczej niż u tygrysów, jedno zjedzenie człowieka na stałe zmienia lwie przyzwyczajenia pokarmowe. W tym czasie dochodziło nawet do masowych ataków lwów na ludzkie osiedla.







Nazywane ,,najwierniejszymi przyjaciółmi człowieka’’ psy o starożytności potwierdzały słuszność tego określenia również na polach bitew. Często bywały nawet odznaczane, a w połowie XIX wieku pies Prohaska z austriackiej piechoty dosłużył się stopnia kaprala! Obecnie psów używają wojska ochrony pogranicza. Czasem psy pełnią rolę łączników na szczególnie niebezpiecznych dla ludzi odcinkach frontu. W Wielkiej Brytanii psy szkolono w odnajdywaniu ludzi spod gruzów. W tym ostatnim kraju, jedna z restauracji podała kota, który zginął podczas bombardowań (sic!). Oczywiście fakt ten wywołał obrzydzenie u klientów gdy się dowiedzieli o pochodzeniu serwowanego im mięsa. Wracając do psowatych…







Ogromna ilość ludzkich zwłok pozostających po każdej wojnie stanowi ucztę dla wielu zwierząt, w tym również dla wilków. Para tych zwierząt, 2 oraz kruków 3 była atrybutem skandynawskiego boga wojny Odyna, zaś wzmiankowana przez Liwiusza wadera karmiąca Romulusa i Remusa działała pod natchnieniem rzymskiego boga wojny Marsa. Wiadomo – obfitość pokarmu zapewnia możliwość odchowania większej liczby potomstwa, to jednak nie przysporzyło wilkom sympatii człowieka. Szczególnie złą sławą cieszyły się w średniowieczu. Jej relikty przetrwały do dzisiaj, zwłaszcza w Europie. W Ameryce Północnej wilk jest uważany za normalną zwierzynę łowną, obdartą z koloryzujących mitów. Istotnie – szkody wyrządzają tylko wtedy gdy jest ich bardzo dużo np. po wojnie. Jednak ich funkcja selekcyjna odgrywana w ekosystemach jest nie do zastąpienia. Po zakończeniu rewolucji francuskiej organizowano specjalne oddziały wojskowe walczące z przerostem populacji wilków, podobnie było zresztą w powojennej Polsce. Ponieważ jednak te działania podejmowano nie z jakichś racjonalnych pobudek, ale po to aby robić to samo co w Związku Radzieckim, rozpoczęto totalną wojnę z wilkami kontynuowaną jeszcze długo po wojnie. Obecnie wilk znajduje się pod częściową ochroną w Polsce.






Nie wierzy Czytelnik, że świnia może pomóc w zdobyciu zamku? A jednak! Dodam tylko, że potrzeba wielu świń, a do tego zabitych. W 1215 r. (według legendy) kiedy w Anglii oblegano zamek Rochester, oblegający od podkopu pod jedną z wież nawkładali ciał 40 utuczonych świń i podparli wieżę grubymi palami. Wieża zamku runęła gdy ogień pochłonął świnie i drewno, a jego obrońcy musieli kapitulować.






Wielbłądy, chociaż nie wykazujące większych talentów jako wierzchowce bojowe, były używane do walk w trudnym terenie pustynnym. Co ciekawsze w Egipcie (z którym tak często są kojarzone!) znalazły zastosowanie dopiero w czasach dynastii ptolemejskiej. Ceniono w nich strach jaki wywołują wśród koni – swoim zapachem i niezwykłym wyglądem. Wykorzystując ten fakt, król perski Kserkses zwyciężył elitarną w całej starożytności lidyjską konnicę króla Krezusa (którego bogactwo stało się przysłowiowe), a cesarz rzymski Klaudiusz korzystał z wielbłądów podbijając Brytanię. Ostatni wojownicy dosiadający dromaderów walczyli w wojnie w Zatoce Perskiej na początku lat 90 – tych XX wieku (sic!).







Zwierzęciem, które człowiek najbardziej zaangażował w swoje wojny był koń. Potomek tarpana udomowionego na terenach obecnej Ukrainy, przez Persję (obecnie Iran) przedostał się do Mezopotamii. W starożytności do najlepszych kawalerzystów należeli Persowie, Lidyjczycy i Numidzi. Konie ciągnęły bojowe rydwany jak też niosły wojowników na grzbiecie. Razem z Aleksandrem Wielkim do historii przeszedł polidaktyliczny (mający nadliczbowe palce) koń Bucefał (dosłownie: ,,Bykogłowy’’), zaś koń Juliusza Cezara również miał nadliczbowe palce. Kontrowersje dotyczą informacji o Hunach kładący mięso między siedzeniem a końskim grzbietem. Jedni uważają informację za nieprawdziwą, twierdząc, że zadawałoby to ból zwierzęciu, inni widzą w tym okłady z surowego mięsa nakładane na obolałe końskie grzbiety (metoda ta miała miejsce w Mongolii). O tym jak ceniono bojowe konie w starożytności i wczesnym średniowieczu świadczy zwyczaj grzebania ich razem z wojownikami u Celtów, Słowian, Wikingów i Prusów (badania archeozoologiczne dowiodły, że w celtyckich grobach grzebano wyłącznie najgorsze chabety). Konie średniowiecznej Europy były większe i silniejsze od obecnych, bowiem musiały dźwigać na grzbietach okrytych zbroją rycerzy. Cieszyły się przywiązaniem swoich właścicieli – Ogier Duńczyk miał podobno konia, który ze wzruszenia płakał widząc go po długiej rozłące, ale nie miały łatwego życia. Kłute ostrogami, oddawane razem ze zbroją i orężem jako okup, najsrożej cierpiące podczas oblężenia zamku, a nawet symbolicznie zabijane gdy nie było odwrotu (w starożytności postąpił tak Spartakus, a w XVII wieku – Jan Karol Chodkiewicz). Na turniejach rycerskich zabicie konia przeciwnika powodowało odjęcie punktu, ale oczywiście życia zwierzęciu przywrócić nie mogło. Metoda ta, chociaż niehonorowa, była przez rycerzy stosowana bardzo często. Zabicie konia zostało potępione w ,,Tristanie i Izoldzie’’ - utworze napisanym w 1900 r. przez Jeana Bedierana podstawie legend celtyckich. Poza średniowieczną Europą, dobrymi ,,koniarzami’’ byli Arabowie i Mongołowie. W armii Czyngis – chana każdy wojownik posiadał 5 koni używanych zamiennie. To właśnie Azjaci wynaleźli strzemiona i chomąto – rodzaj zaprzęgu umożliwiające wydajniejsze korzystanie z pracy konia. Konie ginęły na polach bitew całymi wiekami – jeszcze w XX wieku, kiedy rola kawalerii została mocno ograniczona. W II RP podpułkownik Jerzy ,,Łupaszka’’ Dąmbrowski zajmował się oceną przydatności poszczególnych koni do celów wojskowych. Jeszcze w kampanii wrześniowej 1939 r. polska kawaleria odniosła zwycięstwo nad umocnionymi pozycjami Niemców – wygrała bitwę, lecz przegrała wojnę. Współczesna kawaleria odgrywa rolę reprezentacyjną niż strategiczną. Chciałbym jeszcze dodać, że wielu władców było rzeźbionych (np. Marek Aureliusz, Piotr I Wielki) i malowanych (np. Napoleon Bonaparte) na końskich grzbietach. Odyn miał dosiadać ośmionogiego rumaka, zwanego Sleipnir, a patroni rycerstwa – św. św. Jerzy i Marcin byli przedstawiani właśnie konno. Niestety konie zostały też wykorzystane przez Hiszpanów do podboju Meksyku, Peru i wielu innych krajów Ameryki, a przez Anglików do podboju Indii.







Chociaż koń jest najbardziej znanym ssakiem nieparzystokopytnym wykorzystywanym w wojsku, ważna rola przypadła mułom (hybrydom osła i klaczy) pracującym dłużej i wydajniej niż konie. Jeszcze nie tak dawno muły z artylerii górskiej dźwigały rozmontowane moździerze i działa mniejszego kalibru.






W mieście Ur w Iraku archeolodzy odkryli bogato zdobione pudło przedstawiające rydwan zaprzężony w dwa dzikie osły – onagry. W starożytności Sumerowie podjęli bowiem próbę ich domestykacji jednak zakończyła się fiaskiem. ,,Musiała to być niemała przykrość dla ówczesnych sumeryjskich generałów’’ - pisał Bolesław Orłowski w książce ,,Zwierzęta w służbie człowieka’’.







W mitologii indyjskiej bóg Kriszna wyruszając na wojnę kazał ubrać nosorożce w zbroje. Kiedy jednak zobaczył swoich ,,pancernych’’ - mało inteligentnych i zachowujących się w nieprzewidywalny sposób, kazał je wypuścić. Mit ten ma tłumaczyć dlaczego skóra nosorożców jest taka gruba i pofałdowana. Warto wiedzieć, że w dawnych Indiach nosorożce naprawdę były wykorzystywane na polach bitew, a nawet nakładano im stalowe kolce na rogi dla zwiększenia siły rażenia. Obecnie raczej mało kto wie o bojowych nosorożcach.







,,Kiedy Antioch opanował królestwo, uznał, że może rozciągnąć swoją władzę na ziemię egipską, i że w ten sposób będzie królem nad dwoma państwami. Wkroczył więc do Egiptu z wielkim wojskiem i rydwanami, słoniami, konnicą i silną flotą i prowadził wojnę przeciwko Ptolemeuszowi, królowi Egiptu’’ - 1 Mch 1, 1 – 24.



Pierwszymi Europejczykami, którzy zetknęli się z militarnym wykorzystaniem trąbowców byli żołnierze Aleksandra Wielkiego walczący pod Gaugamelą. Były to słonie indyjskie. Mimo, że ich krewni z Afryki mają opinię bardziej dzikich i niemożliwych do oswojenia, to przecież w okresie republiki, Rzymianie walczyli z armiami używającymi właśnie słoni afrykańskich (hipotezę o azjatyckim pochodzeniu owych bojowych słoni uważa się za mało prawdopodobną z uwagi na bardzo daleką drogę jaką musiały być sprowadzone). Walczący z użyciem słoni Pyrrus, król Epiru pokonał legiony, lecz ogrom poniesionych strat powstrzymał go przed zajęciem Rzymu, co przyczyniło się do ukucia powiedzenia: ,,pyrrusowe zwycięstwo’’. Przysposobione do walki słonie afrykańskie największą sławę zapewniły oczywiście Hannibalowi, wodzowi Kartaginy z okresu II wojny punickiej. Kiedy forsował Alpy, większość słoni nie przeżyła wędrówki. Wbrew głoszonym stereotypom o zabójczym dla nich zimnie (Zdenek Veselovsky w ,,Głosach dżungli’’ pisze jak ze zdziwieniem obserwował słonie zażywające kąpieli w lodowatych górskich potokach) zginęły najprawdopodobniej z głodu. Bojowe słonie miały tę wadę, że łatwo można je było spłoszyć (same natomiast stanowiły postrach dla koni), zaś cofając się w ucieczce tratowały własne wojsko (w takich sytuacjach poganiacz zabijał słonia przebijając mu kark). Pewnym jest natomiast, że zwycięstwa nad Trebią, Jeziorem Trazymeńskim i Kannami Kartagińczycy odnieśli tylko z jednym słoniem – Surusem, który wcześniej stracił jeden z ciosów. Na jednym z ozdobnych naczyń z epoki widnieje wizerunek słonicy z młodym, niosącej palankin z wojownikami – oczywiście nie było to realistyczne przedstawienie, bowiem co na polu bitwy mogłoby robić słoniątko? Kiedy w Wielkiej Brytanii znaleziono cios mamuta, początkowo myślano, że pochodzi od jednego ze słoni Hannibala. Kiedy Rzymianie (wcześniej nauczywszy się zwalczać słonie smolnymi pociskami przywierającymi do ciała) opanowali wybrzeże Morza Śródziemnego, zabronili używania ich, bojąc się powstania z wykorzystaniem słoni. W średniowieczu plany militarnego wykorzystania trąbowców powzięli Azjaci. Zwierzętom nakładano kolczugi i zatrute kolce na ciosy, instalowano na grzbietach katapulty, a w XVIII – wiecznej Burmie (obecnie Myanmar) lekkie armatki. Jednak sukces broni palnej oznaczał porażkę słoni stanowiących łatwy cel do trafienia i bojących się huku strzelania. Po raz ostatni słonie indyjskie walczyły w II wojnie światowej, kiedy to Japończycy z ich grzbietów patrolowali dżunglę. Ci ostatni w Azji Południowo – Wschodniej mordowali i okaleczali słonie dla pozyskania kości słoniowej. 4







,,Także polityczne przemiany i niepokoje odbijały się na losie tych antropoidów. Wspomniany już Schaller pisze, że goryle górskie, które znał z okresu przed wojną domową towarzyszącą powstawaniu państwowości Zairu – w czasie tych zamieszek, jakie nie ominęły nawet ich nieprzytulnych siedlisk, stawszy się nader płochliwe, podejmowały dość dalekie wędrówki w poszukiwaniu wymarzonego spokoju’’ - Andrzej Trepka ,,Co kaszalot je na obiad?’’







Ofiarami zapędów człowieka były też inne małpy, głównie rezusy, na których testowano broń masowego rażenia co opisano np. w ,,Biohazardzie’’. Małpy przeznaczone do realizacji programu ,,Biopreparat’’ pochodziły z ośrodka hodowlanego w Suchumi, co zaznaczono na dołączonej do książki mapce. Sowieci używali też innych doświadczalnych zwierząt. W książce Alibekowa można przeczytać jak niejaki Ustinow wstrzyknął sobie wirus Marburga prawdopodobnie dlatego, że doszło do wypadku – świnka morska wyrwała się z ręki. Wracając od małp…







Stada szympansów toczą między sobą wyniszczające walki podobnie jak ludzie. Znany jest przykład czteroletniej ,,wojny’’ nad rzeką Gombe. Zresztą już australopiteki musiały walczyć między sobą, skoro wiemy o istnieniu wśród nich kanibalizmu. Szympansy nie mogą zniszczyć swojego gatunku – mają zabezpieczający przed tym instynkt, ale gdy człowiek postąpi niezgodnie z rozumem, na instynkt nie może już liczyć.







To były niektóre przykłady wpływu wojny na losy zwierząt. Dodać należy jeszcze stosowanie defoliantów (środków chemicznych usuwających liście) przez Amerykanów w Wietnamie, wylewanie ropy naftowej do Zatoki Perskiej przez Irakijczyków, wycinanie lasów przez Turków, aby utrudnić działalność partyzancką Kurdom, masową śmierć ludzi i zwierząt w bombardowaniach II wojny światowej (hawajskie gęsi nene i bawolce rude), aby każdą wojnę uznać za klęskę rodzaju ludzkiego.



Pisałem w latach 1998 – 2003.




1 Stąd zapożyczyłem raka Estinusa do swojej mitologii ;).
2 O imionach: Geri i Freki
3 O imionach: Huginn i Muginn
4 Na kartach literatury fantasy bojowe słonie pojawiają się jako olifanty (mumakile) z ,,Władcy Pierścieni’’ J. R. R. Tolkiena.