,, […] największym junakiem spośród walczących z Turkami był królewicz Marko […]. Poza nim występuje wielu innych junaków: Momcził, Relio Kriliatica (Skrzydlaty), Lutica Bogdan oraz ojciec Marka, król Vukaszyn […]'' - Andrzej Szyjewski ,,Religia Słowian''
,,Nie przeczę, że niewiasty stać na wielką odwagę, oraz, że potrafią walczyć z wielkim oddaniem. Jednak to co w nich najlepsze, to nie siła i zdolność do walki, ale moc przekazywania życia, dobroć, łagodność, miłość i miłosierdzie. Złe to czasy kiedy niewiasty muszą chwytać za broń, bo jeśli zabraknie ich najlepszych, najwspanialszych cech, świat stanie się miejscem nie do zniesienia'' – Kosa Oppman ,,Perłowy latopis''.
Oto
żywot walecznej Wiły Luticy, córki wodnika Bogdana i Wiły
Radunicy herbu Raduniec, córki Orioli, zwanej też Wilgą, zrodzonej
przez Radyboję, córkę Mladnicy, córki Swarzisławy, córki
Gałezy. Macierz powiła ja na dnie jeziora Karuka, zewsząd
otoczonego kniejami Puszczy Dziewańskiej, w noc kiedy gwiazdy na
niebie ułożyły się w figurę łabędzicy, serca i dwóch szabel,
co zapowiadało miłość i walkę. Od najmłodszych lat Lutica była
odważna, silna i wytrwała jak jej ojciec, którego czyny opiewano w
pieśniach, a przy tym jej serce odziedziczyło po matce łagodność
i wrażliwość na dziejącą się wokół krzywdę. Ucząc się pod
okiem ojca strzelała z łuku, walczyła włócznią, kopią,
sztyletem, mieczem, czy szablą, biegała, pływała i jeździła
konno lepiej od niejednego męża, a ponadto jak na Wiłę przystało
biegle znała tajniki ziół, drzew, kwiatów, grzybów, ryb, ptaków
i wszelkiej zwierzyny – czytała w kniejach i wodach jak w otwartej
księdze. Władała mową starokrasną, toropiecką i słowiańską,
umiała tańczyć i śpiewać piękniej niż czynią to ludzie, a
także uzdrawiała. Co więcej na mocy przysługującego każdej Wile
prastarego przywileju, w Noc Kupały mogła nie tylko wyleczyć każdą
chorobę i zagoić wszelką ranę, ale nawet zmarłemu przywrócić
życie. Lutica była bardzo piękną Wiłą – smukła i wysoką, o
nieskazitelnych rysach twarzy, długich, złocistorudych włosach,
miękkich jak kitajka i cichutko grających rozkoszne melodie,
oczach, w których płonął szmaragdowy ogień, jednej nodze
ludzkiej, a drugiej koziej. Oglądały się za nią wodniki,
żmijowie, leśni ludzie, satyry, znicze, dziwy, lecz Wiła nie
pragnęła ślubu z żadnym z nich i bycia matką jego dzieci.
Pociągała ją walka i sława, zdobyte w długich i niebezpiecznych
wędrówkach po dzikich krainach. W dwunastej wiośnie życia zgięła
kolana przed wyrzezanym w pniu lipy posągiem Mokoszy i zaniosła ku
niej słowa prośby.
-
Uczyń mnie wielką wojowniczką! - jednak łagodna i miłosierna
Mokosza, której wstrętny był wszelki rozlew krwi, poprzez szereg
wieszczych snów, odmówiła tej prośbie.
-
,,Jesteś
łagodna i dobra, Lutico Bogdanówno
– szeptała jej we śnie do ucha, zdobionego wymyślnym kolczykiem.
- Twoje
miejsce nie jest na polu walki, lecz u boku twego oblubieńca, a
twemu łonu przeznaczonym jest wydać na świat synów i córki''
– Wiłę tak zasmuciła ta odpowiedź, że po przebudzeniu płakała
gorzkimi łzami.
Gdy
płacząc, szła przez las, ujrzała wychodzącą zza drzew Dziwicę;
czarnowłosą córę Srebronia i Srebrennicy, trzymającą wielki
tartarski łuk przerzucony przez ramię. Jej włosy tańczyły na
wietrze, długa suknia z cienkiego płótna lśniła bielą, a obok
największej z łowczyń i wojowniczek biegły poszczekujące wesoło
ogary. Enka pozdrowiła Luticę, a ta padła przed nią na kolana i
objęła za nogi, tuląc się do niej i mocząc gorącymi łzami.
Dziwica położyła jej białą dłoń na głowie.
-
Nie płakałaś gdy szarżował na ciebie tur i dzik, a teraz
płaczesz? Któż cię pognębił? - Lutica ośmielona łagodnym
głosem Enki wyznała jej co ją trapiło.
-
Mokosza nie chce bym została wojowniczką i łowczynią jak ty,
pani, ale chce bym wyszła za mąż. Mogę jej nie posłuchać, ale
wówczas jeśli będę robiła to czego Enkowie nie chcą, nie będzie
to miało sensu, ani nie da radości. Tylko to co jest zgodne z ich
wolą ma sens i przynosi radość – zakończyła, siedząc razem z
Dziwicą na zwalonym omszałym drzewie.
-
Droga Lutico – rzekła poważnie największa z wojowniczek – nie
jest ważne czego chce Mokosza, ani czego ja chcę. Ważne jest to,
czego chce Agej, który do niczego nie zmusza. Jeśli zechce, byś
była żoną i matką, to tak pokieruje twoimi drogami, że
wybierzesz jego wolę z przyjemnością – Lutica słysząc to,
zarumieniła się i przez chwilę walczyła z nieśmiałością.
-
Czy zechcesz, Srebrna Pani, przyjąć mnie … do terminu? - Dziwica
z radością się zgodziła, ucałowała Wiłę w oba policzki i
podała jej zdobną pierścieniami rękę.
Od
tego dnia, Lutica pożegnała ojca i matkę i na długie lata zaszyła
się w mateczniku razem ze swą mistrzynią, by doskonalić swe
wojenne umiejętności. Niestrudzenie uczyła się walczyć maczugą
i toporem, trójzębem, kiścieniem, siecią i rohatyną, oraz
zapasów, a w każdym z tych kunsztów przewyższała najlepszych.
Przejmując część oddechu swej pani i nauczycielki, nauczyła się
rozrywać kolczugi, kłaść trupem żubry i tury jednym uderzeniem
pięści, rozrywać dzika na sztuki, nosić bez szkody ogień na
głowie, rękami i nogami kruszyć głazy, rozszczepiać stuletnie
drzewa jedną strzałą, znosić znosić ciężki ból, głód, ogień
i zimno bez słowa skargi, a także czytać z oczu, wosku, gwiazd,
lotu ptaków i wody, unosić się w powietrzu bez skrzydeł i
rozmawiać telepatycznie. Po ukończeniu wszystkich nauk, w
siedemnastej wiośnie życia opuściła Puszczę Dziewańską i udała
się w świat szukać przygód a sławy.
Lutica
udała się na zachód do królestwa zwanego Czerwoną Krobacją.
Wówczas to na jej tronie zasiadał Mato, syn Kroba, pierwszy z
królów owej krainy. Był to wielki mocarz, władca łaskawy,
sprawiedliwy i mężny, którego znak władzy stanowił dar królowej
Tatry – Gorskiej Majki; święty rubin o takim blasku, że nocą
można było przy nim podkuwać konia. Król Mato nosił ów klejnot
wprawiony w głowicę miecza. Niedawno gościł trzech starców –
Czarodziejów ze wschodnich ziemic. Ci powiedzieli Krobićowi o
Czerwiu; olbrzymim potworze; ni to wiju, ni to smoku, który
podgryzał korzenie Wielkiego Dębu, a gdy owo najwyższe z drzew
runie, Niebo zderzy się z Ziemią, zaś wszelkie życie zginie w
pożarze i potopie. Bohaterski król chcąc ocalić świat,
naszykował okręt nazwany ,,Albireo'',
na cześć jego ukochanej żony, królowej Albirei co miast nóg
miała żmijowe ogony i zgromadził pełną męstwa drużynę. Razem
z takimi pełnymi sławy junakami jak Żmij Ognisty Wilk, czy Andaj,
z krobackiego portu Voldar wypłynęła również Lutica, bynajmniej
nie ukrywając, że jest niewiastą. Jako Albireonautka przeżyła
pełen przygód rejs Morzem Rajskim ku Afryce. Pięknem swego głosu
zawstydziła syreny wabiące śpiewem żeglarzy, jednym ciosem
ołowianej palicy ubiła młodego węża morskiego, który owinął
się wokół statku, na wyspie Melicie spotkała Fitka; białego kota
Teosta, zionącego ogniem, walczyła z rogatym smokiem morskim, nieco
tylko mniejszą ośmiornicą zatapiającą korabie i pożerającą
żeglarzy, oraz z dwoma kresami – czarnymi, morskimi jaszczurami,
które niczym gekony wspinały się po burcie ,,Albireo'',
by pożerać tych co nim płynęli. Cała załoga ją uwielbiała, a
nawet powstał przesąd, że Wiła na statku przynosi szczęście. Na
małej wysepce u wybrzeży Libii, Lutica wraz z królem i resztą
jego drużyny, toczyła walkę z zamieszkującymi ją potworami. Z
jej ręki zginęła wówczas długa jak pięć słoni i gruba jak
męskie udo murena o zębach ociekających jadem i jeden z
czternastu zagrzebanych w piasku krabów wielkich jak byki. Po
dotarciu do Libi majtek Horczałko upolował dzikiego byka, który
okazał się być Hathorem – istotą z rozumnej rasy ludzi o
krowich rogach i ogonach. Wzbudziło to gniew ich władcy, rudego
Minotaura, cara Kudrewana. Wszyscy pozostali członkowie załogi
solidarnie wstawili się za biednym, przygłupim majtkiem, toteż car
Hathorów zrezygnował z ukarania go śmiercią. Na prośbę
namiestnika prowincji południowych Gizaka, skierował Matową
drużyną do walki z potworem Sadrem – słoniem zionącym ogniem.
Dzięki wspólnemu wysiłkowi Albireonautów, Sadr został schwytany
do dołu – pułpaki i nadział się na umieszczony weń, zaostrzony
pal. Gdy król Mato chciał dobić ognistego słonia ciosem maczugi w
głowę, Lutica wyprosiła dlań ułaskawienie, uleczyła ranę i
telepatycznie przekonała do udziału w wyprawie przeciw Czerwiowi.
Jeszcze później do drużyny króla Maty dołączył Trzyrożec –
monstrualny nosorożec o trzech rogach i zażarty wróg Sadra. Oba
zwierzęta udało się rozdzielić i pogodzić królowi Macie. W
miarę zbliżania się ku Wielkiemu Dębowi, Lutica wraz z królem i
resztą jego drużyny walczyła z potworami przysyłanymi przez
Czerwia, takimi jak gorgońce z ziem Gorgo i Mormo. Decydująca bitwa
odbyła się u stóp samego Wielkiego Dębu. Wówczas to Lutica,
celnymi strzałami z łuku uśmierciła mrowie straszydeł;
gorgońców, Čortów, sinych ludzi, wilkołaków, ażdach i
olbrzymich węży. Z jej ręki zginął również Pafum –
czarnoskóry Cyklop z południowego krańca Afryki. Bitwę o Wielki
Dąb zakończył król Mato, który ubił Czerwia. Potem usłyszał
rozlegający się z nieba głos Ageja, wzywający do powrotu do
królestwa i jego obrony. Lutica popłynęła do Krobacji razem z
królem Matą i razem z nim walczyła przeciw lutemu najeźdżcy –
Wołrowowi – królowi Hlumiaków. Lutica zabiła z łuku wojewodę
Wira i krocie najlepszych rycerzy znad rzeki Hlum. Gdy Wołrow ciężko
ranny i pozbawiony obu synów, którzy zginęli z ręki Wiły,
opuścił Krobację, król Mato już nigdy nie opuszczał ukochanej
beregini Albirei, zaś Lutica wraz z innymi uczestnikami wyprawy
została odznaczona Orderem Szachownicy, złotym naszyjnikiem,
obręczą na prawe ramię i pierścieniem z rubinem. Otrzymała
również herb Czerwony Wąż, tytuł bański i majątek ziemski w
dolinie rzeki Krakovnicy. Jednak zdobyte męstwem bogactwa i
zaszczyty nie zatrzymały Luticy na miejscu. Porzuciła je, by
wędrować na wschód ku nowym przygodom.
*
,,Potomkowie Jesionu i Gruszy nad Skamandrem w Azji założyli gród na cześć zaczarowanego wodnika Trojana zwany Troją, który po wielu latach zniszczyli Grecy […]'' - ,,Codex vimrothensis''
Troja
(Troyanopolis)
zbudowana u ujścia rzeki Skamander do Morza Śródziemnego była
stołecznym grodem krainy Troady, leżącej u zachodnich rubieży
ziemicy anatolijskiej. Założył ją Teukros, syn wielkiego maga i
żeglarza – Posejdona, którego Grecy czcili jako boga, choć był
tylko człowiekiem. Teukros przybył do Troady razem z poślubioną
sobie Trisną Ilianą – córką króla Atlantydy, zaś gdy został
pierwszym królem nowego państwa, korzystając z jej rad uczynił
gród stołeczny Troję podobnym do labiryntu – świętego znaku,
który Atlanci umieszczali na tarczach i chorągwiach. Troja zwana
też Ilionem (Ilionus)
była miastem ludnym i bogatym, o murach wysokich, grubych i mocnych,
do którego przybywali kupcy aż ze Sklawinii i Sinea. Po śmierci
Teukrosa na tron wstąpił jego syn Dardanos; jeden z przodków
słynnego króla Priama.
W
piętnastym roku panowania drugiego króla Troi, pojawił się w
owych stronach straszliwy zbój, który przybłąkał się z
Hatystanu, leżącego w głębi Azji. Rozbójnik ów, o którym
powiadano, że nosił w piersi aż trzy serca, mąż straszliwej siły
i wzrostu, nazywał się w swoim języku Musa Kedendżija, co na mowę
trojańską tłumaczy się Musar Krwiopijca. Odkąd przybył do
Troady, nie było dnia, w którym by nie łupił tak biednych jak i
bogatych. Zabijał wszystkich, których spotkał, nie znając przy
tym żadnej litości, a przeciwnie – radując się wyrządzonym
złem i bólem. Król Dardanos wielokrotnie posyłał na gościniec
najlepszych wojowników Ilionu, a wśród nich swego syna Tejona,
lecz żadna broń czy zbroja nie chroniły przed szablą i maczugą
Musy Krwiopijcy.
Kiedy
Lutica dotarła do Troi, zastała gród pogrążony w żałobie,
nękany głodem, bo nikt nie miał odwagi opuścić murów miejskich
i panicznym lękiem o przyszłość. Wraz ze śmiercią królewicza
Tejona, któremu rozbójnik urwał głowę, nadzieja opuściła
miasto. Lutica przybyła na białej klaczy, zwanej Tišara – darze
od króla Maty i wielkiej przyjaciółce Wiły. Gdy oznajmiła, że
zatopi kopię w cielsku Musy Kesendżiji, Trojanie nie wierzyli, by
istota o tak niewinnym, pełnym łagodności i dziewiczego wdzięku
wyglądzie mogła skrzywdzić muchę, a cóż dopiero zabić
najstraszniejszego z wrogów Troi przed najazdem Greków. Śmiali się
z niej, mówili, że jest hardą dziewką i że ojcowskiego pasa jej
trzeba by spokorniała. Inni opłakiwali ją, mniemając, że idzie
na pewną śmierć. Sam król Dardanos płakał nad losem pięknej i
odważnej Wiły, którą z rąk Musy Kesendżiji czekała tylko
śmierć w męczarniach, wcześniej zaś gwałt jeszcze straszniejszy
od śmierci. Lutica odchodząc z pałacu króla, zapowiedziała jeno,
że rzuci do stóp jego tronu głowę rozbójnika, po czym wyszła,
nawet się nie kłaniając. Dosiadła swej ukochanej klaczy i czym
prędzej udała się w stronę groty u stóp góry Ida, gdzie
mieszkał Krwiopijca. Paru Trojan szło za nią w oddali, by
przypatrywać się pojedynkowi. ,,Jeśli
zginie, my zginiemy z nią i tak odzyskamy utraconą wolność''
– rzekli sobie ci co szli za Luticą. Tymczasem Wiła z grzbietu
Tišary donośnym głosem jęła wyzywać mieszkańca jaskini na
pojedynek. Trwało to już pół godziny, gdy wreszcie białą grotą
wstrząsnął niedźwiedzi ryk i przy dźwiękach kołyszącej się
ziemi, wylazł z niej on – bezlitosny grabieżca i morderca setek
niewiast i dzieci, gwałciciel i podpalacz, pożerający serca swych
ofiar i pijący ich krew, mocarz wielki, lecz krwawy i złośliwy, za
którego głowę król Troi obiecał pół królestwa – Musa
Kesendżija z Hatystanu! Najwyżsi z wojowników Ilionu sięgali mu
ledwo do piersi, a jego maczugi i szabli nie byłoby w stanie
podnieść nawet trzydziestu junaków z drużyny Volgi Busłajewicza.
Okryty pancerzem ze stalowych łusek, nosił spiczasty hełm okręcony
turbanem. Na widok Luticy zaryczał ze śmiechu, po czym jął lżyć
ją najohydniejszymi wyzwiskami. Wiła nic mu nie odrzekła, jeno
pełnym galopem rzuciła się ku olbrzymiemu bandycie i z całej siły
zatopiła kopię w jego sercu, aż ta wyszła na drugą stronę.
-
Głupia suka! - zawył Musa Kesendżija. - Myślisz, żeś mnie
zabiła, a ja mam jeszcze dwa serca w piersi! - Lutica wyrwała mu
kopię z ciała i zrobiła unik na bezpieczną odległość, gdy
zamierzył się na nią maczugą.
Znów
zaszarżowała i przebijając tarczę Musy, zabiła drugie z jego
serc.
-
Uf! Zakręt! - warknął Krwiopijca, a Wiła znów uskoczyła przed
ciosem jego szabli i po raz ostatni przebodła mu serce, trzecie i
ostatnie. - Zakręt mać, ale z ciebie... o, o, o! - broń wypadła z
hukiem z rąk Musy, on zaś z łoskotem upadł jak ścięte drzewo.
-
Mów gdzie ukryłeś jeńców i skarby, a skrócę ci mękę –
oznajmiła Lutica, lecz olbrzymi rozbójnik nie chciał powiedzieć.
Charcząc i krztusząc się krwią umarł i oddał ducha Gorynyczowi.
Wtedy
to Wiła dobyła własnej szabli, której nadała imię Rayta i dwoma
cięciami odrąbała olbrzymią głowę Musy, po czym trzymając ją
za długie, czarne włosy zaniosła do Troi, by rzucić do nóg króla
Dardanosa. Przez cały czas drogi do królewskiego pałacu
towarzyszyły jej radosne okrzyki i pieśni, a pod kopyta jej konia
rzucano kwiaty. Król Dardanos widząc, że Musa Kesendżija zginął,
powstał z tronu i uściskał Luticę ze słowami:
-
Tejon został wreszcie pomszczony... choć życia i tak mu to nie
zwróci.
Nie
zwlekając król Troi na oczach możnych swego królestwa nadał Wile
jej trzeci już herb.
-
Na pamiątkę trzech serc Musy Kesendżiji, któreś przebodła
kopią, waleczna Lutico, obdarzam cię herbem Trzy Serca –
rycerstwo trojańskie uczciło tę decyzję oklaskami na stojąco,
zaś zaraz potem nastąpiła uczta ku czci Luticy.
W
jej trakcie wojowniczka usiłowała dowiedzieć się czegoś o
jeńcach zabitego wroga, aż w końcu Dardanos obiecał jej, że
jutro przydzieli jej przewodnika, by zaprowadził ją do grot,
pełnych skarbów i brańców. Król okazał się słowny i nazajutrz
z samego rana, Lutica udała się wraz z młodym myśliwym
Amizjuszem w stronę Omszałych Skał. Niebawem odnaleźli ukryte w
grupie głazów spiżowe kraty, za którymi jęczał na stosie
złotych monet i ozdób, pereł, drogich kamieni, kości słoniowej,
jedwabiu i bisioru tłum niemal nagich, wynędzniałych postaci,
zarosłych brudem i konających z głodu. Wśród nich byli dawniej
potężni mężowie, niewiasty co utraciły w niewoli urodę i dzieci
podobne do małych trupków. Od długiego przebywania w mrokach
kamiennego lochu, wielu z nich postradało wzrok, niektórzy zaś
stracili rozum, wszystkim zaś zabrakło nadziei na śmierć ich
dręczyciela i uwolnienie. Luticy, która była twardsza od
niejednego męża, na widok tych nieszczęsnych jeńców Musy chciało
się płakać. Nie mając klucza, jednym ciosem szabli Rayty rozcięła
zamek i tak otwarzyła bramę. Wielu więźniów nie miało już sił,
by cieszyć się wolnością, przeto Wiła i Amizjusz musieli
zachęcać ich do opuszczenia lochu i zapewniać, że niewola
skończyła się na jawie, a nie we śnie. Inni krzycząc
przeraźliwie z radości wybiegli z lochu jak jelenie, kiedy tylko
szabla Luticy przecięła ich kajdany. Wśród uwolnionych znalazł
się pewien dawniej piękny, lecz teraz brudny, zarośnięty i
spowity w łachmany mąż, który gdy ujrzał Luticę, wyjąc
przypadł jej do kolan, objął ją i mocząc łzami powtarzał:
,,Wieszczba
się spełniła. Zostałem uratowany przez niewiastę''.
Lutica i Amizjusz zabrali wszystkich uwolnionych do miasta
stołecznego, gdzie czekało ich spotkanie z bliskimi, kąpiel i nowe
szaty, zaś tego z nich, któy znał mowę słowiańską i uznał
pojawienie się Luticy za wypełnienie się wieszczby, Wiła
osobiście ugościła w swej komnacie w pałacu króla i ciekawie
wypytywała o jego losy.
-
Nazywam się Sołowiej Budzimirowicz – opowiadał w komnacie Wiły
były więzień Musy – a urodziłem się na wschodzie, w ziemi
Antów. Moim ojcem był posadnik grodu Korostewia – opowiadał
junak jedząc przybraną oliwkami pierś gołębia i winogrona. - Od
najmłodszych lat pragnąłem zostać rycerzem. Byłem silny i
zdrowy, lecz moje serce pełne było pychy, przeto miast pokornie
dziękować Enkom, że dzięki swej sile mogę bronić słabszych od
siebie, kazałem nazywać się lepszym od Dobryni z Dzikich Pól,
Margusa i wszystkich innych. W szesnastej wiośnie życia wsiadłem
na karego konia Pikora i z błogosławieństwem rodziców wyruszyłem
w świat szukać sławy. W swoich wędrówkach stanąłem nad
brzegiem wielkiego morza o ciemnej wodzie, które na cześć
wpadającej doń rzeki Dunaj – Danubius, nazwałem Morzem Dunajskim
(Mare
Danubium).
Dopiero później powiedziano mi, że owe morze ma już nazwę.
Nazywają je bowiem Morzem Czarnym, albo Ciemnym. Usłyszałem też
wieszczbę starej baby, że z ciężkiej opresji uratuje mnie
niewiasta, lecz zbyłem to śmiechem. Zaszedłem do krainy Kimerów –
ludu, którego mowa przypomina mowę Scytów. Spotkałem tam
wychowanego przez szczep Kimerów, Słowianina o imieniu Bodo, z
którym zmierzyłem się w zapasach i walce na pięści, a że
dorównywał mi siłą i bystrością umysłu, zawarłem z nim
braterstwo krwi. Ruszyliśmy na północ, aż nad Morze Srebrne,
gdzie w ziemicy Sławińców ubiliśmy Kura Morskiego...
-
Racz opowiedzieć, Sołowieju, o tym stworze – poprosiła Lutica,
wielce zaciekawiona jego opowieścią.
-
Kur Morski – rzekł Sołowiej Budzimirowicz pokrzepiwszy się winem
– był wielki jak smok
labo wieloryb. Pokrywała go łuskowata skóra barwy sino – bladej
z turkusowymi guzami. Miał koguci łeb z wyłupiastymi oczyma,
osadzony na strusiej szyi, wielki, pękaty kadłub, cztery długie
łapy zakończone płetwami jak u żaby i długi ogon zakończony
wachlarzowatą płetwą. Groźny był. Wywracał statki i rwał
sieci, chwytał rybaków a żeglarzy i połykał ich. Bodo zatopił
włócznię w jego sercu, ja zaś ściąłem koguci łeb, który
nawet po ścięciu ruszał dziobem... Razem ze swym przyjacielem
przebyłem jeszcze wiele wiorst, uśmiercając krocie potworów i
rozbójników. W końcu nasze drogi się rozeszły. Przybyłem do
Troi gdzie złożyłem hołd królowi Dardanosowi. Pod jego stanicą
strzegłem porządku i bezpieczeństwa, aż przyszło mi wyprawić
się przeciwko Musie Kesendżiji. Myślałem, że go ubiję i powrócę
w chwale, lecz trafiła kosa o kamień! Zbój ogłuszył mnie
maczugą, rozbroił i zamknął w lochu, by któregoś dnia zabić i
wyżreć trzewia. Resztę historii już znasz. Agej dozwolił by
uwolniła mnie niewiasta, aby poskromić moją pychę – zakończył
opowieść.
Lutica
Bogdanówna i Sołowiej Budzimirowicz przypadli sobie do serca. Gdy
minął czas, w którym się bliżej poznali, król Dardanos udzielił
im ślubu, dając im pić z jednego kielicha. Tak oto Lutica zaznała
zarówno losu wojowniczki, jak i losu żony, a trzeba wiedzieć, że
dopiero spotykając swą wielką miłość doznała prawdziwego
szczęścia. Razem z Sołowiejem mieszkała jakiś czas w Troi i
służyła orężnie królowi Dardanosowi, aż wreszcie powróciła
do Sklawinii i porzucając wojenne rzemiosło, zamieszkała w niej na
stałe. Urodziła swemu oblubieńcowi liczne dzieci, w tym syna
Ratajniczę; mężnego junaka okrytego sławą; jeźdźca i
przyjaciela koni. Od Ratajniczy pochodził wielki polski patriota
Tadeusz Reytan.