,, […] t. zw. r. gliniański przeciw Ludwikowi Węgierskiemu należy do rzędu legend historycznych'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 15 Rewir do Serbja''
Była
noc i Srebroniowe promienie z trudem przedzierały się przez
gęstwinę liści. Leśną ścieżką jechał rycerz o obliczu
ponurym, kolczugą okryty, a koń jego siwy. Jeździec zatrzymał się
przy leśnym jarze i zsiadł z konia. Ujrzał wielkie ognisko, przy
którym tańcowały nagie czarownice. Na rzeźbionym, hebanowym
fotelu sprowadzonym aż z Egiptu, zasiadała ich królowa, w
przejrzystą koszulę odziana, a włosy jej złociste i rozpuszczone.
Jej głowę zdobił złoty diadem z małym porożem jelenia
układającym się na kształt litery ,,V'', tudzież znamienia
Kainowego co zdobi głowę żmii. Ujrzawszy ją rycerz ucałował jej
kolano.
-
Witaj, Boraszko! - pozdrowił królową polańskich czarownic.
-
Witaj, Glinie, tyś jest bęś króla Radosława, pierwszego tego
imienia i jak wiem przybyłeś tu po władzę nad Analapią.
-
Zgadza się – potwierdził Glin, nieślubny syn Radosława I
Wielkiego i nimfy rzeki Virany.
-
Pomogą ci strzygi i czarownice – rzekła Boraszka podrzucając w
dłoni kostkę – możesz też liczyć na możnych panów, zwłaszcza
na ród Pompiliuszów, chcących mieć prawo do posiadania
niewolników jak u Scytów, Germanów, Egipcjan i Greków. Musisz się
jednakże wystrzegać – czarownica uniosła w górę szponiasty
palec – szpilkowego lasu, bo tylko on może przynieść ci klęskę.
-
Niby w jaki sposób? - Glin nie zrozumiał.
-
Nikt się nie ostoi, gdy las na niego ruszy z kopyta – rzekła
czarownica.
-
Mnie to nie grozi – roześmiał się Glin – nawet twoje czary nie
mogą dać nóg drzewom! - tymczasem koszula Boraszki rozwiała się
jak mgła.
Glin
zrozumiał co to znaczy i zaczęło się wielkie chędożenie,
którego opisu wolę Czytelnikowi oszczędzić. Inni powiadają, że
było inaczej, że Glin uzyskawszy wskazówkę, natychmiast opuścił
sabat i pognał ciemnym lasem do swojego dworca. Obserwował go z
gałęzi dębu Nocowid – szpieg królewski, syn kobiety i żmija,
który urodził się z oczami żbika. Tenże Nocowid potrafił czytać
księgę przy blasku Księżyca. Gdy ujrzał Glina, posłał weń
strzałę z łuku, lecz chybił. Powiadają też bajarze, że jakaś
czarownica, być może sama Boraszka pod postacią wilka odgryzła
ogon konia, na którym Glin jechał, ale to mało rzeczy można
opowiadać?
*
W
Analapii wybuchł rokosz. Glin niesyty tytułu żupana, ogłosił się
królem, a na swą tymczasową stolicę obrał Sirad. Wydał dekret
składający z tronu króla Radosława, wydziedziczający jego
małoletniego syna Bogusława, pierwszego tego imienia i legalizujący
niewolnictwo w Analapii. Zebrawszy pod swymi stanicami rody
Pompiliuszów, Starżów, Odrowążów i Myszkowskich, a także
strzygi, czarownice i Neurów, wyruszył na Nestę grabiąc, gwałcąc
i paląc po drodze.
Król
Radosław rozesłał wici do zakonu stuha, do wiernych sobie rodów
Toporów i Awdańców, w których żyłach płynęła krew Skarbnika;
pana węglowych kopalni Śląża, Błyszczyńskich, Chrynickich,
Wierzbiętów i Mierzbów. Pomocy mógł się spodziewać również
od rusałek i wodników, gryfów, Lynxów, słowińskich olbrzymów z
plemienia Stolimów, żmijów i krasniludków z plemienia Uboża.
Obie
armie – królewska pod stanicą z białym orłem Tinezem i
rokoszanie walczący pod znakiem węża dipsy z Bharacji o palącym
jadzie stanęły sobie naprzeciw pod Błotem – maleńką wioseczką
pośród mokradeł, złożoną ledwie z kilkunastu chatynek. Król
wysłał herolda do rokoszan. Jego orędzie zostało odrzucone;
wyśmiane, przegadane i zakrzyczane – nie każdy kto wygrywa w
dyspucie musi mieć rację. Glin uparcie chciał zająć miejsce
królewicza Bogusława; od tego zamiaru nie potrafiły go odwieść
żadne dobra, ani urzędy. Kiedy dyplomacja zawiodła, obie armie
stanęły do bitwy. Potokami krwi współplemieńców – tak
przyszło wielkiemu władcy płacić za chwilę zapomnienia się.
Należąc do zakonu stuha, król Radosław mocą Mokoszy wzbił się
razem z koniem wyżej niż sięgają korony dębów. Trzymaną w
dłoni włócznią przebił Vrana; króla strzyg, okrytego szkarłatną
szatą wystającą spod kolczugi. Jego miecz ścinał chronione
garnczkowymi hełmami głowy strzyg kosookich, sojuszników Glina.
Królewscy łucznicy oddali salwę w niebo, a sama królowa Boraszka
znalazła się wśród czarownic, które ranione strzałami pospadały
z mioteł na ziemię. Ubił Radosław wraz z innymi rycerzami stuha
pięćdziesiąt pięć strzyg, za każdym razem wznosząc okrzyk ku
czci Swaroga. Królewicz Bogusław rozpłatał dwuręcznym toporem
dwa rosłe wilkołaki, braci Scabiora i Scolfa dowodzących złymi
Neurami. Glin zbiegł ranny z pola bitwy i schronił się w lesie,
gdzie przed pogonią ochronił go mrok zapadającej nocy.
*
W
owym to czasie Finryk był królem Sasów, Tasillo zaś zasiadał na
tronie Bawarii. Glin oddał pokłon obu władcom bitnych ludów
germańskich i przyobiecał im Bliski Zachód w zamian za pomoc w
zdobyciu korony Lecha. Wkroczyli przeto Sasi i Bawarowie do Analapii,
niosąc na ostrzach swych mieczy i toporów śmierć i zniszczenie.
Pożoga szła w ślad za Finrykiem i Tasillem, a gwałt ich
poprzedzał. Widząc, że Glin sprowadził na Analapię hordy
Germanów, opuściła uzurpatora połowa jego sprzymierzeńców.
Hufce króla i rokoszan starły się ponownie pod Wrześnią.
Miejscowość ta nosiła nazwę na cześć jednego ze Zviezdunów.
Dobył miecza chrobry Radosław i skrzyżował go z orężem króla
Sasów, aż iskry się posypały. Z imieniem Świętowita na ustach,
król Analapii zatopił miecz w okrytej kolczugą piersi wroga.
Wyszarpnął oręż i z tym samym okrzykiem natarł na Tasillę,
króla Bawarów w topór zbrojnego. Uchylił się przed ciosem i
ściął rudobrodą głowę w hełmie rogatym, a masywne cielsko
króla Bawarów zwaliło się z łoskotem jak padające drzewo.
Germanie widząc śmierć swych władców z ręki króla Słowian,
porzucili pole walki, pierzchając jak sarny przed wilkiem. Straszna
to była bitwa, w której wojska królewskie otrzymały wsparcie od
Strażników Lasu. Oto mgliście zapowiedziane przez królową
czarownic Boraszkę, plemię świerczków – entów świerkowych
opuściło swe komysze, gniewnie posapując i miażdżąc
najezdników, nie mających szacunku dla leśnych Enków. Świerczki
szły niepowstrzymanie, ich korzenie wiły się jak macki głowonoga,
a na ich czele szedł strzelisty car Svitibor o srebrzystych igłach,
syn Mokoszy. Rokoszanie rzucali oręż i płacząc ze strachu błagali
o litość. Glin przegrał bitwę, a wraz z nią również wojnę,
gdy Svitibor wraz z innymi świerczkami zdobył jego zamek w
Chęcinach.
Król
Radosław darował życie swemu synowi z nieprawego łoża, jak też
wszystkim, którzy złożyli broń, zażądał jednak ukorzenia się
przed nim jako przed sędzią. Pompiliusze stawili się na sąd
królewski w worze i popiele, kajali się aż miło i odwiedli tym
litościwego władcę od należnej im kary. Glin jednak był zbyt
dumny, by się ukorzyć przed kimkolwiek, nawet przed królem. Zdradę
planował. Gdy nadszedł dzień sądu, Glin udał się do namiotu
królewskiego niosąc oburącz dzban malowany, pełen skarbów
zamorskich dla zwycięzcy, jak mówił. Idąc w stronę namiotu
władcy swego, potknął się upokorzony uzurpator o korzeń, którego
nie dostrzegł. Przewrócił się i padł plackiem do stóp
Radosława, co ongiś pogromił demony Zarazy, zaś ozdobny dzban
wyleciał mu z rąk i stłukł się. Wówczas okazało się, że
zamiast klejnotów, mirry czy przypraw, była w nim dipsa – wąż z
dalekiej Bharacji o jadzie palącym, groźnym nawet dla słonia czy
smoka. Owa to dipsa mająca ukąsić króla, zatopiła kły w twarzy
tego, co nosił ją na swych sztandarach. Glin obrzydliwie posiniał
i zaraz potem zmarł wśród majaków. Radosław I Wielki kazał go
uroczyście spalić i pochować, bo mimo wszystko, mimo całego
wyrządzonego przez siebie zła, Glin był jego synem.