czwartek, 23 maja 2013

Neurowie



,,Wilkołak, człowiek przemieniony w wilka. Wiara w możliwość przemiany człowieka w zwierzę łączy się z pierwotną wiarą, że dusza lub część jej może opuszczać ciało we śnie. Według wiary ludowej, w. można zranić jedynie poświęconą kulą, a wtedy po powrocie do ludzkiej postaci zadana rana nie znika. Za w. uchodzą ludzie o zrastających się brwiach, z ogonami i t. p. - Już starogreccy lekarze opisują chorobę psychiczną, w której choremu wydaje się, że jest wilkiem (lykanthropia). Psychozy tego rodzaju miały występować w formie epidemii, n. p. w 1598 w Jurze'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 18 Victor do Żyżmory''


Za króla Tarpana, uczeni krasnoludków sformułowali ,,prawo schodów''. Według niego jedne stworzenia, starsze, są ,,schodami'', po których młodsze pną się. Tak Żbiczanie powstali w czasach Zajęczan, a za Żbiczan pojawili się Lynxowie. Jednak ci o głowach drapieżników, skuszeni przez Rykara wymordowali swych poprzedników. Doktor Moriak (z krasnoludków nadmorskich) nazwał to ,,prawem spalonego mostu''. Jednak znano też przypadki pokojowego współżycia, po przełamaniu uprzedniej nieufności i nienawiści (np. Żbiczanie z Man i Lynxowie z kontynentu wspólnie osiedlający się na Wyspie Wiosennej i Wyspach Owczych). To otrzymało nazwę ,,prawa wspólnoty''.
Król Bola I Wschodni nie wierzył w to ostatnie - nakazał zabić nowe istoty rozumne, gdyby się urodziły. Licho było na jego dworze, aż w końcu król osobiście poszukując tych stworzeń został raniony oszczepem przez rodziców, którym chciał pożreć dziecko. Krwawiąc zamienił się w rysia i pobiegł w stronę swego lokum.
Nad rzeką Ner na polskeij ziemi, Dziewanna urodziła chłopczyka i dziewczynkę. Były to piękne dzieci, lecz gdy napiły się mleka, przemieniły się w wilcze szczenięta.
- Na cześć rzeki Ner zwać was będą Neurami, a imionami waszymi będą Leu - spojrzała na chłopca - i Veder od wedery, czyli wilczycy - spojrzała na dziewczynkę.
Boruta chciał by jego syn nosił imię obrazujace jego wilczy charakter.1 Tymczasem na zalanych mrokiem Dzikich Poalcgh, wąpierze jadąc na grzbietach brukołaków zawodziły:

,,Kłamstwo prawdą
Prawda kłamstwem
Niechaj będzie nowa rzeź
Bola przeklęty pochwalony
Enkom wydarci Veder i Leu''!

Dzieci rosły i piękniały. Syn miał brązowe włosy jak ojciec, a córka miała złote włosy i zielone oczy. Przez całe życie raz mieli postać ludzką, a raz wilczą. Wędrowali przez lasy, żyjąc wśród dzikich zwierząt. Chętnie bawili się z Wiłkokukiem i Ovovem Tęczookinsonem. Jedli to co wilki, ale również owoce i jarzyny, korzonki i ryby, miód, chleb i kołacze. Pewnego razu, gdy już się pobrali, Rykar uderzył. Gdy Leu jako człowiek szukał grzybów, ujrzał na pniu zwalonego drzewa siedząca strzygę. Miała długie, czarne włosy i żółte oczy. Byłaby piękną kobietą, gdyby nie jej szpony na palcach dłoni i stóp, sowie pióra wyrastające z ramion i orli nos, oraz uszy ostro zakończone i pokryte pierzem. Nosiła dużo złota i klejnotów, a jej suknia była biała.
- Jestem Sowa, córka Puchacza - oznajmiła cichym, miłym głosem, a Leu zapomniał już o grzybach wpatrzony w nią. Nigdy wcześniej nie widział strzygi, a do tego pięknej.
- Leu, syn Boruty - wyrzekł Neur.
- Chwała Twoim rodzicom - Sowa wstała z pnia i popatrzyła mu w oczy. Teraz zapomniał również o Veder, o Enkach, dzieciach i całym świecie.
Sowa zaczęła tańczyć, a pożądanie w Leu rosło z każdą chwilą. Nagle - w palcach Sowy zalśnił jakby rubin. Nie, to malina.
- Te maliny pachnące moim ciałem staną się narzędziem pieszczoty - mówiła strzyga, a pierwszy wilkołak pochłonął łapczywie owoc, a następnie przybrawszy wilczą posatć rzucił się i obalił Sowę na trawę.
Veder tęskniła już za mężem. Kochała go, choć ostatnio zapanowała między nimi oschłość, znudzenie i minęło zakochanie. Poszła w las, by go szukać. Węszyła jak suka, aż wytropiła męża. Zobaczyła go ze strzygą i bezszelestnie oddaliła się w knieje. Po jej ludzkich policzkach ciekły łzy. Błąkałą się po jakby wrogim teraz lesie, aż zmęczona oparła się o drzewo grabu.
- Chyba nikt tak nie cierpi jak ja! - szlochała.
- Chyba nikt nie rozumie ciebie tak dobrze jak ja! - odpowiedział jej grab.
Veder spojrzała ze zdziwieniem na drzewo. Miało czerwone oczy, orli nos, usta, a także dwie gałęzie podobne do krótkich rąk z krogulczymi paznokciami. Zdawało się patrzeć dobrotliwie, po czym rzekło do Neuryjki:
- Znam ciebie i twego męża huncwota, co cię zdradził. Cierpisz i ja to rozumiem. Musisz wiedzieć niebogo, że nigdzie na świecie nie znajdziesz już ukojenia. Twój ból jest tak wielki, że ani dzieci, ani rodzice nie dadzą ci ulgi. Ja jednak znam rozwiązanie...
- Jakie? - spytała zaciekawiona Veder.
- Musisz być odważna, bo twe ukojenie jest po drugiej stronie. Ja jestem miłosierny - następnie kiwał zachęcająco palcem.
Veder zapomniała o dzieciach. Podeszła do drzewa grabu, a ten wziął ją na ręce.
- Nie będzie bolało - mówił łagodnie. - Sowica już na ciebie czeka - następnie skręcił jej kark, po czym zaczął ją pałaszować.
Był to potwór drzewny Grabiuk, sługa Rykara. Ten sam łotr ofiarujący pomoc w samobójstwie w erze jedenastej zjadł w Likostopolis Igora Lorenzkraffta, a wcześniej Kaztię w Presnau.
Sowa również służyła Rykarowi. Mieszkała w lesie ze swym kochankiem Leu, a o Veder słuch zaginął. Dzieci znalazła w opuszcoznej chacie Dziwica. Były głodne, spargnione i wystraszone. Ulitowała się na dnimi, a będąc Enką, córka Srebronia i Srebrenicy wiedziała co się stało. Dała im swego mleka, po czym zabrała z chaty. Kochała je, lecz chciała, by miały i ojca i matkę, ona zaś samotnie przemierzała świat. Przekazała je więc Borucie i Dziewannie. Wszystkie cztery zostały ocalone.

*
Leu był zaślepiony przez Sowę. Modlił się do niej i składał ofiary, a potem bił, kopał i gryzł. Raz pozbawił ją palca. Ona zaś oddawała mu cześć boską, służyłą mu jako niewolnica, lecz całę to zakochanie było jakby sztuczne i jakby przeciw komuś, a nie dla siebie nawzajem. Rykar szalał, że stracił dzieci pierwszych Neurów. Kazał łąpać dla siebie wilki, a z czasem pochwycił też dwoje zdzieci Leu i Veder. W niewoli męczył je i uczył okrucieństwa, aż wyhodował zaczarowane potwory zwane ,,wilkołakami''. Stworzył z nich armię, którą dowodzili Leu i Sowa. Ruszyli, by niszczyć i zabijać, szczególnie Lynxów. Nie dość, że armia była okrutna. Podczas, gdy Lynxowie byli raczej prymitywnie uzbrojeni, Neurowie, mieli zamiłowanie do taranów, katapult, oraz tych samych machin, którymi Żbiczanie tępili olbrzymy, a ponadto do sprężyn, kół i zawzięcie poszukiwali perpetuum mobile. Dar mieli od Ageja, lecz hańbili go. Ponadto wynaleźli liczne szmergle. Wilkołaki posżły do boju, aż zajęły Ynańsk. Królestwo Leśnych Ludzi Lynx zostało rozbite, lecz potomkowie Boli II Rokity i jego poddanych ciągle żyli w lasach. Przez długi czas prowadizli podjazdowe wojny z ,,przybłędami''.



*
Królem tych istot został Nyria I Bürk. Jako człowiek nosił swą złotą, wysadzaną rubinami koronę na głowie, a jako wilk - na szyi. Był sługą Rykara, a na uroczystościach koronacyjnych pojawiło się pełno Čortów jadących na brukołakach, wąpierzy, oraz sysunów z Dzikich Pól. Mialy wygląd dzieci o dużych głowach i niesamowitych, zielonych oczach. Gdy ktoś brał je z litości na koński grzbiet, te upadłe upiory wypijały mu posokę. Jednak królowa Wanda na stepach Roxu spotkała dobrego sysuna. Król Nyria weoło ucztował mówiąc sobie: ,,Któż jak ja! Jestem najwspanialszym z królów i najpotężniejszym''. Pił maślankę, a wtem przyszli nowi goście.
- A wy kto do grzyba pana?! - zawołał jakiś dworzanin.
Goście byli dziwni. Wielki, czarny pies stał na tylnych łapch, a przednimi dzierżył kosę. Ślinił się i milczał. Był na łańcuchu, który trzymała czarnowłosa i niebieskooka kobieta o bladej cerze. Zawsze ubierała się w kir, a w jej dłoni powiewała szkarłatna chusteczka.
- Czego milczysz i stoisz jak ten kołek przed królem? - oburzył się Nyria, plując maślanką, gdy mówił. - Gadaj coś, śpiewaj, klękaj, albo idź won!
Kobieta w odpowiedzi pomachała skrawkiem krasnej materii, a gdy zerwał się wicher, odleciała na jego skrzydłach przez okno, porywając ze sobą śliniącego się, czarnego psa z kosą.
- Fiksum dyrdum, miszugyne kopf! - skomentował to błazen chochlik.
- Wariatka, nie ma co sobie nią głowy zawracać! - mówili dworzanie.
Wtem - króla ogarnęło szaleństwo. Najpierw odgryzł głowę błaznowi, a potem zabiwszy królową gryzł na oślep. Co więcej począł się bać wody, włoczyć po zagubionych w lesie chatach, aż gdy zaszedł do granic Oxlandu, znaleziono go martwego. Ową dziwną kobietą, była bowiem Zaraza, córka Mar - Zanny. Przyniesiona przez nią choroba otrzymała nazwę wścieklizny. Rychło wybuchła epidemia w całym państwie Neurów od Sonoru, aż po Krainę Białych Pól. Przetrzebiła zwycięzców tak mocno, że zagroziła im zagłada.

1 ,,Leu'' po starofrancusku znaczy ,,wilk''

Rysza




W czasie powstań Gerlacha i Uralisława, Wydrzanie i Oxiowie walczyli po stronie Lynxów. Z łupów wojennych, ci pierwsi zbudowali miasto stołeczne Fiszhuzę (Fišhusę). Było bardzo bogate. Ponadto zjednoczyli swe plemiona, podczas gdy Oxiowie nadal za jedyną królową mieli Juratę. Jedynie ich pobratymcy z Saremy mieli już swego króla. Lynxowie byli wdzięczni jednym i drugim za pomoc w walce ze Żbiczanami, dlatego nie szkodzili im i żyli w przyjaźni.
Uralisław miał syna Ryszę, który po jego śmierci został królem. Był szlachetny i rycerski, bały się go dusiołki i wąpierze. Jednak od jakiegoś czasu, Rykar uwziął się na niego. Przez swych wysłańców, skrytych pod pięknymi postaciami, roztaczał miraże owocnego podboju Oxlandu. Wcześniej Rysza słuchał o czynach ojca, który dźwigał maczugę tak ciężką jak łoś, oszczędzał w boju ażdachy, zabijał osiemnaście kikimor, nie uląkł się króla i jego złych mocy, dowodził powstaniem, niósł na barkach bramę Sudetów, a na karku zbiczańskiego generała wyszczerbił miecz. Teraz zapomniał już, że Uralisław walczył przeciw tyranowi Latavcowi. Zachwycały go opowieści o bogactwie Fiszhuzy. Były tam podobno chramy Juraty całe z bursztynu. Wysokie domy zbudowano z marmuru, ich dachy były złote, okiennice srebrne, a w ścianach tkwiły drogie kamienie. Ulice brukowano perłami, a dzieci miały do zabawy brylanty. Łodzie rzeźbiono z zaczarowanego kryształu, płynącego po wodzie. Równie bogata była Sarema. Po jej ulicach chodziły Oxyjki w sukniach uginających się od pereł, bursztynów i szafirów, bo tak ubierała się ich patronka Jurata. Ponadto z morza, Oxiowie wyciągali czasem złote rybki spełniające życzenia. Wszystko to rozpalało wyobraźnię i chciwość Ryszy.
Gdy umarł Uralisław, jego maczugę spalono na stosie pogrzebowym. Tymczasem Rysza zrobił sobie podobną, z drewna jabłoni, ważącą tyle co dwa dziki. Chciał być wielkim wojownikiem jak ojciec. Licho przebywało pod postacią Lynxa na jego dworze i rozpaliło w nim chęć podboju Oxlandu. Młody król, zaniedbując sądzić swoich poddanych, wysyłał szpiegów do północnego kraju, szykował broń, konie i wozy, odbywał liczne ćwiczenia wojskowe. Wydrzanie, ani Oxiowie nic o tym nie wiedzieli. Nadal uznawali Lynxów za swoich sprzymierzeńców. Rysza posatnowił, że zaatakuje dopiero po wypowiedzeniu wojny i najpierw zażąda jako warunku utrzymania pokoju obfitej daniny z wszystkich bogactw Oxlandu.
Dzień przed wysłaniem posłów ćwiczył na polanie, miażdżąc maczugą łokciowe figurki ludków z drewna brzozy. Wyobrażał sobie, że to wojownicy broniący bogactw. Wnet zmęczył się i usnął w trawie. Spał twardo, nie wiedząc co się dzieje, aż tu widzi postać kobiecą w koronie z ognia.Miała czarne włosy, niebieskei oczy, koronę z szafirem pokazującym jej myśli, a na sobie - białą suknię naszywaną perłami. W jednej dłoni trzymała ogromny bursztyn, zwany Pryzmat. Był to dar jej męża Swaroga z ery pierwszej. Drugą dzierżyła obnażony miecz.
- Nazywam się Jurata, matka Łurota i Juratki, rodziców Wydrzan i Estynisława i Čudy, rodziców Oxiów - przemówiła. - Wiem, że jesteś królem Lynxów, chcącym ich mordować dla bogactw. Zakazuję ci tego, a i twój ojciec Uralisław, który walczył z Latavcem o wolność, byłby przeciwny. Nie jesteś Agejem by rozkazywać Mar - Zannie! Nie słuchasz się dobrych doardców, ale przeklętego Licha, co przybrało Lynxową postać i chce rozlewu krwi niewinnej - ostatni szept zamarł na jej wargach, gdy Rysza się obudził.
Nie wierzył w sny, ani on, ani jego ojciec. Uralisław twierdził: ,,Jeśli Agej, lub Enkowie chcą coś powiedzieć w czas snu, robią to jasno, krótko i na temat i nie trzeba tego tłumaczyć''. Tak było teraz. Obnażony miecz Juraty był znakiem, że będzie ona bronić Oxlandu. Rysza zawołał do siebie Lynxa, który radził mu wyprawę wojenną. Ten bardzo niechętnie przybył, a gdy odkrył, że król widział Juratę we śnie, zmienił się bardzo. U ramion wyrosły mu kości ptasich skrzydeł, a głowę rysią zmienił w komarzą. Rycząc powrócił do Čortieńska.
- Miała rację - szepnął Rysza, głośniej zaś powiedział - Odwołuję wyprawę do Oxlandu, bo we śnie widziałem Juratę, która mi tego zabroniła. Boruta i Leśna Matka z pewnością będą tego samego zdania - tego dnia w całym państwie nastapiło rozbrojenie.
Kładąc się spać na tejże polanie, Rysza zobaczył dziwny przedmiot. Miał postać rogu koziego, a gdy zajrzał do środka, zapachniało balsamami i wysypały się perły. ,,Jestem rogiem obfitości, darem od Juraty za zaniechanie wojny'' - odezwał się głos z jego wnętrza.

Dwa lwy



,,[...] Życie dająca Denebowi i Poleszy'' - pieśń pogrzebowa Lynxów


Deneb po powrocie z wyspy Man pozostał w stanie kawalerskim. Pewnego razu miesił czarną glebę jak ciasto, aż ulepił dwa zwierzęta. Agej dał im życie. Pierwszy zwierz wyglądał jak lew, lecz był czarny jak ziemia, z której powstał. Dostał imię ,,Polesza'' i zamieszkał w Rokitnicy. Jego brat też był lwem. Pokrywała go biała skóra, a jego ogon rozdwajał się. Zamieszkał w Afryce u podnóża gór Atlas. Pilnował by ciekawscy śmiałkowie nie penetrowali Nawi. Dlatego otrzymał imię Strażnika Wielkiego Dębu. Raz od szukania zaświatów odwiódł człowieka Sowiego i rusałkę Marychę w erze trzynastej. Z kolei Polesza, w tejże erze, opiekował się Poleszukiem i jego potomkami, którzy otrzymali miano ,,Poleszuków'', a ich rodzinnę gniazdo - Polesia.



Tymczasem w siole Ynańsk umarł król Uralisław, a czerwone orły przeniosły jego duszę do Nawi. Ponieważ w rządzeniu umiał być i miłosierny i sprawiedliwy, na jego cześć pewną daleką rzekę w Lesie Północno - Wschodnim nazwano Roxyzorem, bo po starokrasnemu król nazywał się Roxyzorion. Polacy i Rosjanie nazwali tę rzekę Uralem.




Ynańsk




Lynxowie nie lubili miast. Nie wznieśli ani jednego, nie zajmowali też opuszczonych miast Żbiczan. Te ,,domy niewoli'' z wolna popadały w ruinę, a w świetnych niegdyś domach, pałacach, świątyniach i koszarach zagnieździły się dzikie zwierzęta. Jedynym Lynxem używającym ,,jaja płomienistego'' był niejaki Cietrzew z Boru. Wielokrotnie odwiedzał Księżyc, a raz poleciał ku Słońcu, by rozmawiać ze Swarogiem i jego synem Swarożycem. Jednak zanim doleciał do celu, spalił go żar bijący od ogniska ukrytego w chmurach. Król Uralisław nie chciał mieszkać w pałacu Latavca. Żył skromnie jak inni Lynxowie. Było tak zarówno wówczas, gdy był naczelnym wodzem, jak i teraz gdy królem. Często wystarczał mu nawet szałas lub ziemianka.



Z wyspy Man udał się w długą podróż do Rokitnicy. Towarzyszyło mu wielu Lynxów. Przyświecał im jeden cel: przebłagać Enków za rzeź Żbiczan. Gdy ich korab osiadł na plaży, za którą rozpościerał się Las Północno - Wschodni, kupili za srebro od Rdzeniejewa, piętnaście źrebiąt koni morskich, by na miejscu złożyć je w ofierze. Koń morski przypomina tego lądowego, ale ma rybi ogon i płetwy jak foka. Zgromadzili też zapas wodorostów, by mieć czym je karmić przez całą drogę. Zaszli wreszcie na białoruską ziemię, gdzie wśród bagien i rokity znajdowała się siedziba Boruty i Leśnej Matki.
Na miejscu Uralisław wyjął nóż by zabić źrebaki. ,,To pocieszy Dziewannę'' - pomyślał. Wtem ozwał się przybyły znienacka Boruta.
- Czyście oszaleli?! - zahuczał jak wicher.
- Chciałem was przebłagać, a zwłaszcza pocieszyć twoją przezacną małżonkę po stracie Żbiczan.
- Tak się tego nie robi! Czy myślisz, że ja, Vujči Pastir, opiekun saren, zajęcy, jeleni i dzików mam się cieszyć z krwi niewinnych zwierząt, a do tego morskich; dzieci Juraty?! - Lynxowie słuchali w osłupieniu. - Czy myślicie, że Dziewanna Šumina Mati - Pani Zwierząt, będzie się radować z ich niewinnej śmierci? Powinniście razczej, wyznajac swe zbrodnie ziemi szczerze żałować i więcej ich nie popełniać. Czy żałujecie?
- Chcemy żałować - w imieniu wszystkich Lynxów powiedział Jarząb z Północka.
- Nie ma ,,chcemy''! - warknął jak wilk Boruta. - Albo żałujecie, albo nie! Zdecydujcie się. Nie musicie oczywiście wydrapywać sobie oczu, czy walić głową o drzewo, bo Żbiczanom to życia nie zwróci. Wystarczy, że wspomianając na biedną Mat' Syraję Ziemlę, którą zalewaliście krwią, odwrócicie się od czynionego zła.
- Tak zrobimy - powiedział Uralisław.
Natomiast źrebięta koni morskich puszcozno wolno i odtąd nie zabijano już żadnych zwierząt na ofiarę. Leśna Matka powiedziała Lynxom:
- Daleko stąd, na zachód będziesz mógł założyć stolicę - sioło stołeczne. Uczynisz to w miejscu, gdzie ujrzysz czerwonego orła - po tych słowach Lynxowie bawili się i ucztowali w Rokitnicy, jeszcze kilka dni razem ze zwierzętami z egzotycznych stron.



Następnie Uralisław zabrał swą drużynę na zachód. Szli wytrwale wiele miesięcy, aż zawędrowali nad piękne jezioro w polskiej ziemi. Niektórzy Lynxowie uważali, że król sfiksował chcąc szukać czerwonego orła. Tymczasem oczom jego ukazał się takowy. Siedział na gałęzi drzewa rosnącego nad ogromnym jeziorem. Z którejś strony miało rozległy, piaszczysty brzeg, a jego fale przypominały te morskie.
- Ciekawe jak nazywa się to jezioro? - zamyślił się król opierajac się na maczudze.
- Ynanska Lykanus - ozwał się nagle żółtodzioby, krasny orzeł.
- Będziesz w herbie sioła stołecznego, które tu powstanie, a nazwę je ,,Ynańsk'' na cześć tego jeziora - rzekł Uralisław, a piękny ptak bez słowa osiadł na jego pięści.
Przybyli tam Lynxowie zbudowali malutką, lecz piękną osadę o nazwie wymyślonej przez króla. On sam i jego rodzina zamieszkali w domku z poddaszem, który od ziemnych stworzonek chroniło niskie podwyższenie z cegieł i kamieni. Domek był drewniany, a w oknach miał błony. Na polanach stały rzeźby z brzozowego drewna i otoczone kołem z kamieni miejsce na ognisko. W głąb jeziora Ynanska Lykanus wdzierało się molo. Oprócz plaży, inne jego brzegi porastał przepiękny las, pełen dzikich zwierząt. Na brzegach wylegiwał się ulubieniec Uralisława - krokodyl z południowej rzeki Nilus, który jednak mocą Pani Zwierząt nie pożerał Lynxów. Ynańsk był stolicą państwa rozciągającego się od tajemniczej krainy Sonor na Najdalszym Zachodzie, aż po Krainę Białych Pól na Najdalszym Wschodzie. W jeziorze żyły liczne ryby i ogromne raki - prastare dziedzice krwi Estinusa i Łady. Jednak nie zakłócały one spokojnego i dostatniego życia mieszkańców. Ynanska Lykanus zwabiała wiele ptaków i Lynxów chcących kąpieli w jego wodach.




Nowa Rodzicielka



,,Enkowie mocą Ageja przystąpili do odbudowy świata. Palące promienie ze słonecznego ogniska Swaroga wypijały ocean jadu, a Mokosza kierowała jego strumienie do Čortieńska. Potem rodziła trawę, drzewa, i kwiaty i grzyby, aby zakryć czarną glebę. Boruta i Leśna Matka zaopiekowali się ukrytymi w wysokich partiach gór zwierzętami i roślinami, które przetrwały ów nietypowy potop. Świat odrodził się, choć plemiona zastąpiły państwa, a był jeszcze piękniejszy niż przed przedziurawieniem Białego Muru. Jednak Leśna Matka odziana w kir, a miała w oczach łzy, a w sercu żałobę''... - ,,Codex vimrothensis''


- Panie, odbierz mi tytuł Ortica Sapientu (Rodzicielki Istot Rozumnych). Tytuł to chwalebny, lecz mi przyniósł więcej strapień i goryczy niż radości - ponowiła prośbę, a wszyscy Enkowie byli pełni współczucia do niej. - Rodziłam Zajęczan, Żbiczan, Lynxów i Neurów, a między nimi wszystkimi były wojny, rządzili tyrani, a rzeź goniła rzeź. Mam w swym sercu wszystkie ich waśnie jako rany, przed którymi mnie ostrzegałeś - mówiła dalej. - Choć mieli języki i pisma nie uczyli się z dziejów i powtarzali błędy przodków, bo Rykar ich zwodził. Dzieje to najlepszy nauczyciel, co ma najgorszych uczniów! Wiem, że walczyć z Rykarem będziemy do końca świata, ale nie chcę już rodzić stworów rozumnych, co by się miały zabijać wzajemnie! - ze łzami spoglądała w płomień Ageja.
- Droga córko - przemówił - i ja boleję z powodu tego co się stało, lecz Rykar nie będzie miał ostatniego słowa. Kochasz, więc zaznałaś i bólu i radości; pomnij chociaż na Kunę, Pienina, na Budyna i wielu innych. Pomnij tez na skruchę i posłuszeństwo Uralisława. Byłaś dobrą matką, lecz twoje dzieci wolną wolę mające nie zawsze robiły z niej dobry użytek. Spełnię twą prośbę; od tej pory nie jesteś już Ortica Sapientu - władcy lasów padli na twarze, by dziękować Agejowi. - Jednak twój tytuł przejmie siostra twoja; Mokosza Aradvi Aredvi Sura Matar - skończyła się era ósma, a zaczęła dziewiąta.






Ren Puszczyn



Od czasów Nyri VII na tronie w Białej Wieży zasiadali okrutnicy, chciwcy, rozpustnicy, nieroby i przelewcy krwi niewinnej. Ostatnim z nich był Ren Puszczyn (Rininus), syn Nura II. Jego imię użyczyło nazwy pewnej rzece - Rininowi na Dalekim Zachodzie.
Ren Puszczyn, miłośnik sztuki wojennej podbił cały Oxland. Spalił i złupił Fiszhuzę, skierował kontynentalne plemiona Oxiów przeciwko królowi Saremy. Pokłon składali mu królowie krasnoludków, chochlików i elfów. Na nowo zmusił Lynxów do wojny podjazdowej w lasach, gdy z wielką armią pomaszerował nad Ynanska Lykanus i zdobył Ynańsk. Król Lynxów popadł w niewolę i został wbity na pal. Ogień pochłonął molo, a srebrne krzesło i inne sprzęty i klejnoty zawieziono do Białej Wieży. Chram wzniesiony przez Bolę III Roztockiego po oblężeniu został zburzony i dopiero w średniowieczu odbudowano go, by stał jako zamek. Aby pozbawić Lynxów drogich sercu pamiątek ich dziejów, Ren rozkazał zniszczyć wszystkie kurhany, zwłaszcza królewskie. Ze zniszczonym wówczas miejscem pochówku Uralisława wiąże się pewna legenda. Otóż każdej nocy można było widzieć jak duch króla obraca nogami zamknięty w kołowrocie. Do niego przyczepione są wiadra wypełnione krwią Żbiczan, wydobytą z ziemi. Uralisław jest na skraju wyczerpania, lecz musi pedałować tak długo, aż wypełni rozkaz Ageja i oczyści ziemię z całej krwi, którą ją przepoił. Gdy to nastąpi zamieszka w Nawi Jasnej, lecz teraz pokutuje, a Čorty okładają go batami.

,,Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
że według Enków rozkazu
Kto przelewał krew kimkolwiek by nie był
Ten nie ujdzie bez kary''

- wiersz pochodzi z ,,Codex vimrothensis''. Ren Puszczyn prowadził też wojny przeciwko Czarnym Uszom i Bastom. Odbierał pokłon od ich królów, daniny i niewolników. Nie zdołali mu się oprzeć ani Zajęczanie, ani Żbiczanie z Man. Te triumfy sprawiły, że wzbił się w pychę i zaczął otwarcie pogardzać Agejem i Enkami. Rykar go zaślepił. Zamykał szkoły, zwalczał Varkyderat i stuha. Uczelnię zmusił do ciągłego doskonalenia broni i metod walki, a to co zostało z Varkyderatu i stuha wcielił do armii. Neurowie nazywali okres jego rządów Wiekiem Żelaznym. Tymczasem Ren Puszczyn wzorem króla Żbiczan Mrukvy IV z ery szóstej postanowił, że zniewoli mieszkańców Księżyca, a ich król będzie jego niewolnikiem. Rozpoczął przygotowania.

*
- Powracają czasy Nyri I Bürka! - mówili Neurowie wyglądając z okien domów w Białęj Wieży. Wielu z nich nie chciało nowej wojny. Ulicą maszerowały ażdachy z wyciągniętymi w górę szablami. Po kątach pełzały uskrzydlone ały porywające dzieci i żebraków, a na ich grzbietach siedziały wąpierze i sysuny. Za nimi brukołaki i mantrykony niosły na grzbietach uzbrojonych Neurów. Nad dachami unosiły się powietrzne statki. Na przedzie całego pochodu kroczył król Ren pod postacią wilka, a za nim Čort Zbreźnia Dzikofiejew niosący sztandar Neurowa. Wyobrażał on głowę wilka w koronie. Trzeba bowiem wiedzieć, że od jakiegoś już czasu, Neurowie, zwłaszcza koronowani, zamienaili się w wilki nie tylko od święta. Obecny król był pod tą postacią niemal codziennie, podobnie jak Krwawy Burek (Cariy Bürk) z ery jedenastej. Walcząc Neurowie też przybierali wilczy imagé. Po pakcie ze straszydłami, Ren Puszczyn usiłował doprowadizć do wojny. Nadeszła, gdy służące mu ażdachy ubiły pięciu Płanetników, którzy przybyli by kierować chmurami. Posłowie króla - wilkołaka rzekli w Kinperokabadzie:

,,Czcigodny Ren Puszczyn - król Neurów, Lynxów, Żbiczan, Zajęczan, Wydrzan, Oxiów i innych ras, żyje w pokoju z ażdachami. Jednak król Płanetników, Casimir przysłał na Ziemię swoich poddanych pod pozorem kierowania chmurami i ściągania ich. Okazało się, że byli to zbójnicy stuha, którzy zgodnie z postanowieniami swego wstecznego i ciemnego zakonu napadli na spokojnych poddanych naszego władcy, a ci musieli ich zabić, by samemu nie zostać zabitymi. Na dowód pokazujemy te miecze - posłowie zaprezentowali broń rzekomo znalezioną przy Płanetnikach. - Nasz król jest oświecony i dlatego nie potrzebuje nędznych przeżytków ciemnej przeszłości, takich jak stuha, Agej, czy Varkyderat. W swoim zawalonym zgniłym serem chlewie możecie pielęgnować ciemnotę, ale nas nie atakujcie, bo wielki Ren Puszczyn jest mocarz a pan wielki, władny przetrzepać wasze niebieskie skóry''

- wypowiedź była celowo prowokująca, by król Casimir tym chętniej uderzył. Ten jednak, choć gniew go palił, pozostał opanowany. Znając bogactwo i chciwość króla Neurów zdjął z palca pierścień i dał go posłom.
- Oto nasz dar skruchy, niech biednym ażdachom zostanie włożony do mogiły! - dworzanie zaśmiali się, a posłowie wrócili do Białej Wieży.




*
Nazajutrz po tym poselstwie oczom żołnierzy i ludu Kinperokabadu ukazały się kadłuby okrętów, których żagle pomalowano na kolor nocnego nieba. Wiozły one wojowników z Neurowa. Posypały się z owych korabi strzały niszczące ,,jaja płomieniste'' i burzące domki płanetnicze. A były to strzały grube jak pnie brzóz i miały diamentowe groty. Oprócz Neurów załogę stanowiły też ały, wąpierze i ażdachy, polujące na tych co nie byli w wojsku. Kinperokabad mimo dzielnej obrony zaczął się powoli wyludniać, a domy i pałace, i chramy i magazyny najezdnicy obracali w rumowisko. Casimir osobiście prowadził ,,jajo płomieniste'' i posyłał z niego zapalone strzały w keirunku latajacych korabi. Wreszcie gdy ujrzał pożar stolicy Księżyca i rzeź jej mieszkańców jego serce napełniła rozpacz.
- Zniszczyć Biały Mur! - rozkazał, a był to ten sam mur, którym ongiś węże i smoki z Oceanu odgrodziły się od Niepodzielnego.
- Ależ panie, za nim mieszkają potwory! - Płanetnicy lękali się spełnić rozkaz.
- Róbcie co mówię! - ponaglił ich Casimir i sam opuszczając pole walki z impetem runął na białe kamienie dzielące Zaziemie na dwie części.
Wybuch jego ,,jaja płomienistego'' z lekka naruszył strukturę muru. Jego poddani, najpierw nieliczni, potem coraz to nowi, kierowali się tam i szyli w to miejsce strzałami, wybuchowymi mechanizmami pamiętającymi jeszcze czasy Żbiczan, a nawet rozbijali o nie swe ,,jaja płomieniste''.
- Oszaleli ze strachu - komentował na jednym z powietrznych korabi Ren Puszczyn - chcą przed nami uciec, a nie mogą się przebić przez Biały Mur! - tymczasem w ciągle atakowanym miejscu pojawiła się dziura.
Najpierw jedna, potem dwie, trzy, coraz więcej. Niczym ogień z paszczy smoka przez dziurę wylała się struga wody. Zmyła resztki Kinperokabadu z powierzchni Księżyca. Na krótko zgasiła Słońce. Wreszcie niczym koszmarny wodospad zderzyła się z Mat' Syrają Ziemlą i wśród wielu innych zniszczeń obaliła zabytkową Białą Wieżę w stolicy Neurów. Potem zdawało się, że za Roxyzorem, Araxem, Kurą, Terekiem, Amutariyą, Sirtariyą, Nilusem, Jordanusem, Tigrą, Evaratem i Gangosem jakby z nieba pospadały śliwki wielkości wielorybów. Potem strwożone stworzenia usłyszały syk i ze wschodu przybyli ich sąsiedzi z Zaziemia. Były to węże, lecz niezwyczajnie długie, dłuższe niż Glizdnik i jak smoki i wieloryby. Początkowo pełzły jak na węże przystało, lecz wnet zamieniły ziemię w trujące błoto. Następnie zaś poczęły pływać w morzach swego jadu, co później wykorzystali Germanie w swoich mitach o Ragnaröku - Zmierzchu Bogów. Przewodziła im bardzo stara i najdłuższa z nich wszystkich żmija w złotej koronie.
- Trza nam pomścić triumf Enków, ten z ery trzeciej! Jak spustoszymy cały ten pomiot Mokoszy, zdobędziemy Wielki Dąb i wygryziemy zeń Enków! Zdobędziemy Nawię i wygryziemy jytnas! Ognistego Ageja ugasimy swym jadem! Wtedy już nie znajdzie się nikt, kto przeczyłby, że największa jestem ja - Matka Żmyja Stworzycielka! - potworne węże słuchając jej wyławiały z oceanu jadu przeróżne trupy.
Wśród nich był trup Rena Puszczyna, który właśnie powrócił z Księżyca. Enkowie walczyli z nową plagą, wspomaganą przez Čorty. Matka Żmyja, plując rzekami jadu, rzucała się z jednego zakątka ziemskiego padołu na drugi. Pragnęłą jak najszybciej owinąć się wokół Wielkeigo Dębu i najlepiej go przewrócić. Korona gdzieś jej zatonęła w oceanie jadu, lecz nie zwróciłą na to uwagi. Wtem wypatrzył ją Jarowit i począł ciskać piorunami. Matka Żmyja zwijała się w kłębek i syczała. Wtem rozległ się huk i od szwedzkiej do rosyjskiej ziemi zaświeciła jakby laska kręta i srebrzysta. Płomień ognia buchnął z pyska Matki Żmyi, bo do jej prawego oka, Jarowit posłał piorun. Głowa zaziemskiego gada opadła ciężko w fale oceanu jadowego, a następnie pogrążyła się w stercie mułu i trupów. Jej ciało poczęły rozszarpywać niczym wilki, wodne Čorty, a dusza przeniosła się do podporządkowanej im części Nawi.
Jarowit uderzając piorunem zagnał swawolące węże z powrotem tam skad przypłynęły, a następnie zamurował wyrwę w Białym Murze. Te oto wydarzenia zainspirowały Herodota do pisania o Neurach przepędzonych przez wielkie węże ze wschodu.

Akademia



,,Witajcie w naszej bajce
Tu Słońce gra na fujarce
Pinokio wam zaśpiewa
Zatańczą w koło drzewa [...]'' - piosenka z filmu ,,Akademia Pana Kleksa''


Neurowie mieli własne pismo i język. W każdej wsi i w każdym mieście znajdowała się szkoła. Król Nyria IV założył w stołecznej Białej Wieży Uczelnię, czyli Szkołę Szkół. Przez dziesięć lat wznoszono kilka wysokich, marmurowych budynków zdobionych złotem i drogimi kamieniami. W Neurowie zapanowała bowiem zasada, ze dla nauki żadne koszta nie są za wysokie. Uczelnia była otoczona bursztynowym murem, a za nim miała własny sąd dla warcholących żaków i była jakby światem samym w sobie. Posiadała własny zwierzyniec i ogród pełen rzadkich roślin, takich jak brzozoświerki czy palmy. Na jednym z budynków napis głosił: ,,Nauka jest ważna, Agej ważniejszy''. W Uczelni wykładano teogonię, kosmogonię, ,,enkistykę'', rozdział dobra od zła, dzieje od narysowania Bierzma Kosmosu aż do obecnych czasów, naukę o drzewach, trawach, kwiatach i ziołach, o Zaziemiu, o zwierzętach i stworach i liczbach, o ,,jajach płomienistych'', o kamieniach i metalach, o krajach i ludach. Nyria IV sprowadzał najlepszych nauczycieli. Wydrzanie uczyli o zwierzętach rzek i jezior, Oxiowie o morskich rybach i potworach, a Płanetnicy o ,,jajach płomienistych'', gwiazdach i Zaziemskim Oceanie, oraz o Księżycu. Niekiedy same zwierzęta opowiadały o sobie, podobnie poznawano na przykład krasnoludki. Były tam też gry i zabawy ruchowe, śpiew i poezja. Żakami byli Neurowie, ale też Lynxowie, Czarne Uszy, Bastowie, Żbiczanie, Zajęczanie, Oxiowie, Wydrzanie, krasnoludki i Płanetnicy. Kształcili się tu kapłani, stuha, działał też Varkyderat. Wielu z tych co kończyli Uczelnię zostawało wielkimi uczonymi i dokonywało odkryć i wynalazków. To absolwenci tej oto akademii poznawszy na wylot budowę ,,jaj płomienistych'' skonstruowali korabie latające. Wyglądały jak te co unoszą się na falach morskich, lecz były władne latać w przestworzach i penetrować Zaziemie. Umiejętność ich budowy zginęła wraz z kulturą Neurów, za to ,,latający statek'' przetrwał w pewnej rosyjskiej baśni, gdzie car ogłosił konkurs na budowę tej dziwnej machiny.
Inni Neurowie wykuli Miecz Samosieczny, który na jakiś czas wybił strzygi w lasach otaczających stolicę. Był jednak bronią tak niebezpieczną, że używać mógł jej tylko król, poczynając od Nyri V.

Olimpiada





We wszystkich stworzeniach pełno było gniewu, z którym się rodziły i umierały. Gniew ten rozdmuchiwany jak ogień i pchany na manowce przez Rykara prowadził od niepamiętnych czasów do wojen. Teraz zaś ambitnym planem Nyri III był wieczny pokój. Jednak od jakiegoś czasu, Rykar uwziął się by zniszczyć ,,pax Neurica''. Król frasując się tym, błąkał się po kniejach, aż zawędrował w okolice Rokitnickiego Sioła. Był senny, toteż legł na mchu, jednak oczy mu się nie kleiły. W oddali słyszał jakieś sapanie i pomruki jakby burzy. Ziemia się trzęsła i zdawało się, że ktoś rzuca o nią kłodą, lub ciężkim worem. Zafrapowany król podszedł do zarośli i zerknął przez nie. Oto widzi witezia, którego otaczały cztery niedźwiedzie. Już chciał mu pomóc, gdy wtem, ów mąż uderzeniem kolana przewrócił futrzastego kolosa w trawę, tak samo powalił drugiego. Dwa następne unieruchomiły mu ręce, lecz wyprostowawszy je, wyrzucił oba zwierzęta w górę. Potem ciosem pięty przewrócił dwa pierwsze niedźwiedzie, a gdy wstały począł się z nimi bić pięściami.
- To Boruta - uprzytomnił sobie Nyria - ćwiczy swą siłę mocując się z niedźwiedziami, a jednak ich nie zabija - chwilę myślał, po czym coś mu się przypomniało. - Płanetnicy w wolnym czasie latają ,,jajami płomienistymi'' wokół Księżyca, choć nie jest to ich pracą. Jednak nie jest to ich próżnowanie, bo potem sprawniej latają, gdy trzeba kierować chmurami. Zapewne Boruta po tych zapasach jest zmęczony i gniew go opuszcza, jeśli Enków to dotyczy. Mam fantazji za dziesięciu to mogę wymyśleć moim poddanym wiele podobnych ćwiczeń - uradowany wrócił do Białej Wieży.
Kazał swym uczonym, by znaleźli miejsce na ziemi, przez które przechodzi piorun Jarowita majacy każdej wiosny wzmocnić łańcuch Rykara. Okazało się, że miejsce to znajduje się na pięknej ukwieconej łące. Na wiosnę, Nyria III postanowił zorganizować tam wielkie zawody. Pomysł ten zrodził się latem. Nastała jesień, potem zima zasypała wszystko śniegiem. Wreszcie przyszła wiosna, a Jarowit pierwszy wiosenny grzmot skierował w łańcuch Rykara. Smok ryknął gniewnie, a Czarny Pies tak zaskowyczał, że na południu zatrzęsła się ziemia i wyszły z niej ały i ażdachy. Jednak dobre zwierzęta ostrzegły mieszkańców południa i opuścili ziemię serbską, by udać się w bezpieczne miejsca. Gdy trzęsienie ustało, powrócili, a król Nyria przydzielił im budowniczych, którzy pomogli w odbudowie domostw. Potem wysłał zaproszenie do Neurów i innych ras na wielkie zawody. Z Ynańska przybył sam Bola III Roztocki, z Fiszhuzy - książę Wydrzec, a z Saremy - królowa Balbina. Wreszcie po oddaniu czci Enkom, wojacy zagrali w rogi dając znak do rozpoczęcia igrzysk. Nyria jako sędzia widział rzuty dyskiem i oszczepem, bieg, zapasy, skoki w dal i wzwyż, sferomachię, wiosłowanie, wyścigi rydwanów, oraz pływanie. W zapasach poza gryzieniem, przybieraniem zwierzęcej postaci i wydrapywaniem oczu wszystkie chwyty były dozwolone. W górę najwyżej skakali zawodnicy z plemienia Czarnych Uszu. Oxiowie i Wydrzanie byli za to najlepszymi pływakami. A przecież zwycięzca miał być tylko jeden - najlepszy z wszystkich dziedzin! Ponadto odbywały się tu zawody muzyczne i poetyckie. Jedyną nagrodą były liście jakiejś rośliny, lecz zwycięzca stawał się bohaterem swego sioła, grodu, czy plemienia. Otrzymał ją pewien Lynx zza Odirny, a niektórzy z pokonanych tak mu zazdrościli, ze przybrali postać potworów. Byli to któryś z Czarnych Uszu - Ptakołap, Ox i Wydrzanin.
Rykar starał się usilnie zniszczyć dzieło króla Neurów, dlatego poprzez Licho kazał wypuszczać ,,čorcie ziele'' inne niż te, którego ostatnie zapasy Żbiczanie z Man wlali do Północnego Morza. Te miało czynić muskuły twardzszymi, nogi szybszymi, a wzrok bystrzejszym. Jednak ceną za to było zwiotczenie ciała i śmierć. Dlatego Nyria III i jego następcy zakazywali go stosować i wykluczali z zawodów tych, co byli pod jego wpływem.
Owe igrzyska były organizowane do końca istnienia państwa Neurów. Podobne urządza się i dziś, ale wojen jakoś nie powstrzymują.

Przymierze Neurów i Lynxów



Od ostatniej bitwy Neurowie już tylko raz w roku przybierali wilczą postać; było to wielkie święto. Postanowili też żyć w pokoju ze starszymi rasami. Zawarli więc przymierze najpierw z Lynxami, potem z Wydrzanami i Oxiami. Następnie nastąpiły sojusze z krasnoludkami, chochlikami, elfami, olbrzymami, Zajęczanami zza morza i Żbiczanami z Man. Rykar zabronił swym niewolnikom pojednania z Neurami, toteż wciąż trwały walki ze strzygami, ażdachami, dusiołkami, ałami, wąpierzami, sysunami i brukołakami. Wielu Neurów, zwłaszcza potomków Budyna weszło w szeregi stuha.



,,U vabo Agejistis, Forestris, Matar Forestineris ad Juratis1, my Nyria III, król Neurów i Wydrzec, książę Fiszhuzy, pan Wydrzan i Balbina (Valvina) królowa Saremy uroczyście przysięgamy zaprzestania wojen i życie w pokoju, jak tylko kurki będą płonęły na nocnym niebie. Tak przysięgamy w imieniu swoim i naszych potomków i niech nas Weles wyzłoci jeśli kłamiemy'' -


tekst przysięgi zaczerpnięty z ,,Codex vimrothensis''. Jednocześnie król Neurów po zawarciu paktu z Lynxami zezwolił potomkom Boli II Rokity, ongiś rozszarpanego przez przodków jego poddanych, wrócić nad jezioro Ynanska Lykanus i odbudować Ynańska. Lynxowie z radością przyjęli propozycję i oto stanęła na nowo stolica. Na drewnianym molo ustawiono teraz krzesło ze srebra i ku czci Ageja wybudowano wielką świątynię z polnych kamieni spojonych zaprawą. W średniowieczu za jej murami mieścił się zamek. Chram leżał na wilgotnym wzgórzu pełnym dużych ślimaków.
Królem został wnuk ostatniego króla Lynxów; Bola III Roztocki. Urodził się nad rzeką Roztoką, w młodości jeździł na grzbiecie kozła sarny, a od Króla Węży otrzymał wielki kocioł leczniczego jadu.

1 W imię Ageja, Boruty, Leśnej Matki i Juraty

Gniew Rykara



,,[...] Siadł Bajdale na piersi, jak ten kruk na snopie -
Póty dusił i dusił, aż coś warkło w chłopie!
Warkło, trzasło, spotniało!
Coś się stało, Bajdało?
Dmucha w wąsy ze zgrozy, jękiem złemu przeczy -
Słuchajta wszystkie wierzby, jak chłop przez sen beczy!
Sterał we śnie Bajdała
Pół duszy i pół ciała,
Lecz po prawdzie niedługo ze zmorą marudził -
Wyparskał ją nozdrzami, zmarszczył się i zbudził [...]'' - B. Leśmian ,,Dusiołek''


Króla Nyrię II Azora znaleziono martwego. Wracz krasnal stwierdził zmiażdżenie tchawicy, złamanie kręgów szyjnych, po prostu uduszenie. Gdy tylko to powiedział, zza kotary wychynął obrzydliwy stwór. Najohydniejsze były jego czerwone łapska pokryte niebieskimi żyłami, a pozbawione skóry.
- W imię Rykara przybyłem, by ukarać waszego króla za odstąpienie od niego - mówił dusiołek. - Was też ukarzę! - po tych słowach wyciągnął swą wstrętną łapę po wracza krasnoludka. Nagle - poczuł, ze miast jego trzyma szyję dziewczyny. Ścisnął myśląc ,,dobre i to''. Jednak Neurowie przybrali postać wilków i złapali go za ręce zębami. Rozległ się ryk i pozbawiony przednich kończyn dusiłek rozpłynął się w płomieniu i wrócił do Čortlandu. Niestety dziewczyna była już martwa. Pochowano ją jeszcze tego samego dnia w mogile króla i zarządzono żałobę.
Rykar nie posiadał się ze złości, że Neurowie powrócili do Ageja. W podziemiach, skuty łańcuchem, kazał Lichu koronować następnego króla strzyg. Był on synem tego samego strzyżenia, którego Dziwica zabiła z łuku. Błyszczały na nim setki złotych ozdób, a w dłoni trzymał złoty miecz. Podnoszać go do góry wrzasnął:
- Za śmierć Neurów! - dzień po tym wydarzeniu w Białej Wieży zaczęły się dziać rzeczy dziwne i przerażające.
Strzygi obsiadły lasy, czyniąc je niemożliwymi do przebycia. Jakby tego było mało, polowały na nowonarodzone dzieci i werbowały je do swych szeregów. Na Dzikich Polach osady Neurów były niszczone przez wielką armię brukołaków, które wspomagały sunące niby strzały mantrykony ze skorpionimi kolcami. Tych, którzy uciekali z niegościnnych stepów prześladowały sysuny i wąpierze. Ataki tych ostatnich wyludniły również Fiszhuzę. W powietrzu stuha walczyli z całymi armiami ał i ażdach. Te były jednak tak liczne, że obracały co niektóre lasy w stepy.
Straszydła proponowały Leśnym Ludziom Lynx współpracę i wywarcie zemsty na Neurach, lec zci nie posłuchali posłów Rykara i stawali do walki czasem nawet ramię w ramię z wczorajszymi wrogami.
Wreszcie gdy wielka armia stanęła u bram Białej Wieży wezwano pomocy Enków.



*
Była to kolejna już wojna Enków z Čortami. Udział wzięli ci sami wojownicy. Jarowit, Jarog, Swaróg, Swarożyc, Srebroń, Dziwica, Boruta, Leśna Matka, Świętowit, Weles - po jednej, a Licho, Biesy i Čady po drugiej stronie. Strzygi harcujące już po ulicach grodu stołecznego, teraz uciekajać przed Jarogiem obaliły wysoką, Białą Wieżę wzniesioną jeszcze przez Lynxów. Ta spadajac zabiła wielu Neurów i zmiażdżyła wiele domostw. Jednak udało się wyprzeć Čorty i straszydła ze stolicy. Czarny Pies pamiętając ból zadany piorunem Jarowita nawet nie opuścił podziemi.
Decydujaca bitwa rozegrała się na Dzikich Polach. Tam armią brukołaków dowodził Zbreźnia Dzikofiejew. Enk Miedwiedow kazał wycofać się wszystkim Neurom i Lynxom, po czym sam gromił brukołaki. Dzikofiejew unikał starcia z bratem, wzniósł się w górę i kierował nań masy wojska. Te jednak straciło ochotę do dalszej walki. Szerokim łukiem ominęło Miedwiedowa, by skierować się na północ. Tam jednak wielka armia Enków była dla nich za silna do pokonania. Miedwiedow jednym susem znalazł się przy Dzikofiejewie. Rozkazał mu wrócić do smoka Rykara, zniszczył jego broń i stracił na dół.
Tymczasem na północy jedno uderzenie Jarowitowego pioruna zapędziło groźne, choć tchórzliwe brukołaki tam skad przyszły. Nastał pokój, a Neurowie odetchnęli.

Złota Baba i Dziewanna



,,Przez te drzwi, Leśna Matka sprowadzała też z Bharacji i Afryki trędowatych, dla których razem ze Złotą Babą i Mokoszą miała lekarstwa i niezgłębioną życzliwość, wprawiającą Ucława w zdumienie'' - ,,Tatra. Suplement cz. IV Sen''


Synem Nyri I Bürka, który uszedł jego kłom, był Nyria II Azor; następny król Neurów. Dręczony wścieklizną uciekł z zamku w stołecznej Białej Wieży (Vioro Vakilis) i osiadł w jaskini. Młode państwo Neurów trapił kryzys. Nikt nikogo nie słuchał. Rodzice zagryzali dzieci, a dzieci rodziców i rodzeństwo. Wszyscy włóczyli się po alsach i stepach, a w opuszczonych chatach zaczęły rosnąć siewki drzew. Neurowie marli jak muchy, a kruki i strzygi rozszarpywały ich zwłoki. Rykar już wcześniej zakazał im pogrzebów, teraz zaś wrzucano zmarłych do dołów, przepaści, jarów, rzek i jezior. Tam, w ogromnych Synarze, Mamirze, Lykayuku, Nideanie i Vikorze posilały się nimi gargantuiczne szczupaki i sumy. Na Dzikich Polach Licho uczestniczyło w wielkim bankiecie. Rozmaite straszydła piły krew z czaszek rysich, wilczych i ludzkich i wznosiły toasty za zagładę ich właścicieli. Krasnoludki walczyły zbrojnie z wilkołakami, a ich królowie byli tak bogaci, że sprawiali swoim wojom broń i zbroję ze srebra. To legło u podstaw przesądu, że wilkołaka najłatwiej zranić srebrem. Również Wydrzanie i Lynxowie chwycili za broń, po prostu broniąc się. Raz wściekli Neurowie omal nie zdobyli Fiszhuzy.
Nyria II Azor lękał się wody, ale pragnienie tak go dręczyło, że pokonując obrzydzenie wypił trochę z jaskiniowego źródełka, gdzie pływały ślepe ryby. ,,Przerażają nas nie rzeczy, lecz wyobrażenia o rzeczach'' - pomyślał chłepcząc ciecz. Następnie ukrył twarz w dłonaich i zaczął rozmyślać. ,,A to Rykar taki potężny i dobry, a jednak giniemy''. - myślał - ,,Płocho bracia, bieda blisko, giniemy, bo jakaś baba zesłała na nas wściekliznę. Rykar natomiast nam nie pomaga, a nawet zdaje się cieszyć, bo i strzygi i brukołaki pomagają chorobie w mordowaniu naszych''... ,,A czego się spodziewałeś po Čorcie?! - mówiło mu sumienie. - Lepiej idź służyć Agejowi. Tak to jest z Rykarem. Najpierw pozyskuje sobie narzędzia, a potem je niszczy''. Skołatany tymi i innymi troskami król - wygnaniec zasnął.
Rano spotkał starca jadącego na ośle.
- Dokąd zmierzasz dziadku? - spytał życzliwie Nyria.
- Jestem Budyn znad Tinerpy - odpowiedział zagadnięty - a możesz mnie zabić, jeśli to usłyszysz, ale jestem zdrowym Neurem i idę do Rokitnicy prosić o uzdrowienie dla moich pobratymców. Jestem już stary i nie mam syna - dodał.
Ów Budyn w późniejszym czasie miał szczęście spłodzić syna, za co bardzo dziękował Agejowi. Jego potomek założył plemię dobrych Neurów, zwanych Budynami. Jeszcze w czasach Herodota żyli na ukraińskiej ziemi.
- Nie zabiję cię dziadku, a Rykara się wyrzekam - odpowiedział Nyria. - Chcę iść z tobą do Rokitnicy.
- Nie kłamiesz? Naparwdę uznajesz Ageja, czy tylko chcesz się wyleczyć? -dopytywał się Budyn.
- I jedno i drugie - odparł król, a starzec poklepał go po ramieniu.
Następnie król ugościł przybysza w jaskini.
- Możemy iść nawet teraz, ale chciałbym, by wielu Neurów było uleczonych. Obaj poszli więc i nawoływali do pójścia ku Rokitnickiemu Siołu. Jedni chętnie szli, inni się wahali, a jeszcze inni atakowali orszak. Rykar jak się dowiedział o tej wyprawie, posłał w jej kierunku wielką armię strzyg. Leciały w powietrzu i jechały konno, a uzbrojone były w szable i miecze. ,,Nie dojedziecie do Rokitnicy! Zdychajcie tutaj''! - krzyczały. Neurowie przybierali już wilczą postać, gdy z kniei wynurzyła się dziewczyna na koniu. Miała długie, czarne włosy, modre oczy, była uzbrojona w łuk, strzały i miecz, a na jej czole błyszczała biała gwiazda. Strzygi z dzikim wrzaskiem posłały w jej kierunku kamienie, a gdy ich wódz w czerwonej szacie celował do dziewczyny z łuku, został przez nią przeszyty na wylot. Te ze straszydeł, które jechały konno, oddaliły się na bezpieczną odległość. Tymczasem wojowniczka zdjęła naszyjnik i tworzące go drogie kamieni rozsypała na cztery wiatry.
- Są wasze, ale tych wędrowców ostawcie! - zawołała, a strzygi najpierw zbaraniały, a potem rzuciły się, by zbierać rubiny, szafiry, szmaragdy, diamenty.
- Kim jesteś pani? - zapytał ją Nyria pod postacią ludzką, gdy byli już bezpieczni.
- To Dziwica, córka Srebronia i Srebrenicy - odpowiedział za nią Budyn.
Szli dalej, a zawsze gdy atakowały ich jakieś straszydła przybywała Dziwica, by ich chronić. Lękały się jej strzygi, wąpierze, ażdachy, ały, dusiołki, sysuny, brukołaki. Raz Neurowie ujrzeli jak niegodziwy Grabiuk trzyma ją jedną ręką za kark, a drugą - krępuje konia za nogi. Zdrętwieli na ten widok.
- Musicie wybierać, albo zjem ją, albo was - powiedział tym razem bez udawanej życzliwości.
Niektórzy Neurowie ze strachu kryli się w krzaki, lecz Nyria i Budyn w pozorowanej ucieczce naciągnęli łuki i posłali z nich płonące strzały. Wycelowali prosto w koronę Grabiuka.
- Albo wypuścisz pannę i jej konia, albo spłoniesz! - krzyknął Nyria, a pozostali Neurowie wyszedłwszy z krzaków nabrali animuszu i poczęli też strzelać do drzewnego potwora.
- Litości... - jęknął Grabiuk; wypuścił Dziwicę i jej wierzchowca, a ta swym odedechem ugasiła jego płonącą koronę, a ten ponieważ miał korzenie jak macki Krakena odpełzł jak najdalej.
Dziwica w podzięce uściskała dzielnych Neurów i dała im resztę swych klejnotów; bransoletki, kolczyki, diadem, pierścień.

Po tej przygodzie ujrzeli trzciny, olchy i bagno. Na trzcinowym fotelu siedział wysoki witeź w zielonej pelerynie, ubrany w półpancerz barwy piór głuszca. Nosił skórzany pas i przepaskę z brązowego futra, a na gołych kolanach trzymał czarny odłam obsydianu. U jego nóg taplał się łoś. Tajemniczy witeź miał na głowie koronę z ognia. Zdawał się nie zauważać przybyszów. Łoś zwrócił ku niemu pysk i zaczął coś mówić, a ten uśmiechnąwszy się powstał z fotela i poszedł w kierunku Neurów.
- Jestem Vujči Pastir, pan Rokitnickiego Sioła - przedstawił się - i ojciec prarodziców waszych Leu i Veder. Jesteście chorzy, więc chodźcie do mego domu - zaprowadził ich do skromnej chaty na grząskim gruncie.
Wewnątrz była uboga, lecz schludna i przytulna.
- Moja żona jest za tymi drzwiami - wskazał na te, które były zbite z drewna palm, oliwek, cyprysów, baobabów, sandału i innych gatunków rzadkich drzew.
Wtem otworzyły się i goście ujrzeli zieleń gorącego lasu; usłyszeli małpy i papugi; poczuli zapach kwiatów i przypraw. Wracała przez nie jakaś kobieta, widocznie Dziewanna Šumina Mati. Na ramieniu dźwigała całę naręcza aromatycznych ziół. Gdy zamknęła niezwykłe drzwi, rozpaliła ogień pod kociołkiem i zagotowałą cały zbiór. Następnie wlała napar do kubków, a wtem pojawiły się dwie następne kobiety. Jedna miała złote włosy, a druga, starsza - złotą skórę. Złotowłosa miała przy sobie Białą Żmiję, a złotoskóra - dużego, brażowego węża w ciemnozielone łaty. Obie wlały do anparu jad tych węży. Były to bowiem Mokosza i Złota Baba, a duży wąż to Abajow.
- Pijcie - zachęciła Dziewanna, a Neurowie posłusznie opróżnili kubki.
Po godzinie choroba opuściła ich. Nie wiedzieli jak dziękować Enkom - wraczkom.
- Rozdajcie to lekarstwo innym Neurom, a Nyria II Azor niech wróci do Białej Wieży i niech rządzi od Sonoru, aż po Białopol! - rozkazał Boruta. - A przede wszystkim wyrzeknijcie się Rykara i powróćcie do Ageja, a On wam wybaczy. Tak też się stało.