sobota, 31 października 2015

Patriotyczny horror, czyli ,,Wilczyca''

,,Najstarsza wzmianka z V wieku p. n. e. - o wilkołactwie, dotycząca obszaru, na którym przebywali Prasłowianie, odnosi się do ludu Neurów u Herodota (…) ich związek ze Słowianami lub innymi ludami jest przedmiotem dyskusji. Czeski tekst kościelny ('Homiliarium' z Opatovic, z XI lub XII wieku) zna wierzenie, w którym występują ficti lupi – 'rzekome wilki' (…). Są także przypuszczenia, że wilkołactwo i wilk łączą się w jakiś sposób z kultem zmarłych i kultem słowiańskiego Welesa, a litewskiego Velinasa. Wilkołaki – po staropolsku wilkołki, […] - to wierzenie ogólnosłowiańskie, ale nie wyczerpuje ono sprawy stosunku do wilka. Obok obawy budził on podziw. Posuwano się do 'wilczych świąt' w Bułgarii i wśród Hucułów, zapraszano na ucztę wigilijną. Unikano wymawiania jego nazwy ('nie wywołać wilka z lasu')'' – Aleksander Gieysztor ,,Mitologia Słowian''




W październiku 2015 r. obejrzałem po raz drugi polski horror ,,Wilczyca'' z 1982 roku w reżyserii Marka Piestraka. Akcja rozgrywa się zimą 1848 r. w okresie Wiosny Ludów w zaborze austriackim. Warto wiedzieć, że początkowo film miał opowiadać o powstańcach styczniowych, jednak komunistyczna cenzura, chcąc zapobiec przedstawieniu Rosjan jako oprawców Polaków, zmusiła reżysera do wprowadzenia realiów austriackich. W filmie Austriakami byli cesarscy huzarzy, którymi dowodził pułkownik Otto, kochanek hrabianki Julii, kolaborującej z zaborcami. Jednak takie szczegóły jak imperiały (złote carskie monety) i bojkot balu przez polskich patriotów wskazują na zabór rosyjski po powstaniu styczniowym.




Film nawiązuje do wierzeń słowiańskich i żydowskich. Tytułową Wilczycą była Maryna; żona głównego bohatera, plenipotenta Kacpra Wozińskiego, uczestnika powstania. Była to wyjątkowo wredna baba jeszcze gorsza niż Helena Paździoch :). Pod nieobecność męża piła, uprawiała rozpustę, praktykowała magię, usunęła krucyfiks ze ściany oraz zamordowała swoje nienarodzone dziecko samemu przy tym ginąc. Umierając przeklęła męża, mówiąc, że za to, że on nazwał ją suka, ona będzie go prześladować jako wilczyca. Pochowano ją bez udziału księdza, zaś Mateusz, sługa Wozińskiego, przebił ją osinowym kołkiem. Niestety granat wydobył zwłoki z grobu, uwalniając przy tym od kołka. Odtąd Maryna straszyła męża pod postacią zarówno ożywionego trupa, jak i wilczycy, która zagryzła jego ulubionego psa Figę. Później duch Maryny opętał hrabiankę Julię – piękną blondynkę, szczerzącą wielkie, białe zęby jak zwierzę, która zdradzała swego męża – patriotę z austriackim pułkownikiem. Jest to tzw. dybuk – w wierzeniach żydowskich duch zmarłego mogący opętać żywą osobę. Julia potrafiła zamieniać się w lisicę. Przyjaciel Wozińskiego, żydowski lekarz dr. Goldberg zajmujący się też kabałą, próbował zabić Wilczycę Julię za pomocą czarów. Na uwagę zasługuje jego sugestia, że gdyby plenipotent przebaczył zmarłej żonie, wówczas to już by nie straszyła. Ostatecznie Woziński zastrzelił w łóżku nagą Julię za pomocą srebrnej, poświęconej kuli (standardowa broń na wilkołaki). Jej ciało zamieniło się w grobie w wilczy szkielet.
W filmie spodobały mi się wątki patriotyczne, potępienie kolaboracji z zaborcą. Ogólnie ów patriotyczny horror jest naprawdę przerażający, można po jego obejrzeniu zacząć bać się pięknych kobiet :). 

Oniricon cz. 158

Śniło mi się, że:



- spotkałem się z Viktorem Orbanem i Robertem Fico,
- narysowałem Jenę ov Blackeyovą trzymającą laskę, berło lub posoch,



- na innej planecie żyje delfin gangesowy z głową i skrzydłami łabędzie czarnego, kolczasta małpa, żubr wielkości słonia, wół pokryty łuskami i wół kolczasty,



- widziałem jak jakaś kobieta, którą w pierwszej chwili uznałem za psa lub małpoluda, wyciągnęła z kościelnej piwnicy kaszankę,



- w opowiadaniu Algernona Blackwooda wendigo robiło bardzo wielkie kupy,



- zostałem uczniem Waldemara Łysiaka, który zamierza kandydować na prezydenta; spotkałem się z nim na zapleczu biblioteki miejskiej na ul. Śląskiej w Szczecinie, na tym spotkaniu trzeba się było publicznie myć,
- pojechałem na plażę w samych kąpielówkach, a potem martwiłem się, że nie wziąłem biletu,
- jako dorosły człowiek dostałem od Mamy klapsa na ulicy,



- wymyśliłem starokrasne imiona Rebirta (Odrodzona) i Rebirtus (Odrodzony),



- w ,,Słowiańskiej księdze nimf'' (,,Nymphologii'') przechowywanej w Szczecinie występują imiona Dża - Afaraka i Ka - Jurata,



- rysowałem okapi, lecz mi nie wychodziło, na moim rysunku wyglądało jak żyrafa,



- Andrzej Sapkowski napisał powieść o skunksie,



- Michael Ende miał w domu lelka kozodoja; ja też miałem tego ptaka, a gdy ten odleciał, przyniesiono mi rudzika, później zaś miałem w domu całą hodowlę rudzików. 

piątek, 30 października 2015

Bodo z Kimerii

,, […] ojcowie nasi byli Kimerami i trzęśli Rzymem i Greków rozpędzili jak wystraszone prosiaki'' - ,,Vlesova kniga''

,,Kimmerjowie, 1. u Homera fantastyczny lud żyjący w wiecznych ciemnościach. 2. Lud tracki żyjący na płn. wybrzeżu morza Czarnego. W VIII i VII w. prz. Chr. pustoszyli M. Azję, zostali wytępieni przez króla lidyjskiego Alyattesa IV. około r. 600'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 7 Izaszar do Kolejowe Rozkłady Jazdy''.




W erach dwunastej i trzynastej ze Słowianami sąsiadowały od wschodu waleczne plemiona Scytów, Sarmatów i Kimerów. Ci ostatni wywodzący swój ród od wielkiego wodza i junaka Kimira Lame (,,Kulawego'') mieszkali nad Morzem Ciemnym i w Górach Jasowskich, zapuszczali się na Głodowe Stepy Taj – Każk, do Tadżycji, Uzbecji, oraz nad rzeki Tigrę i Evarat. Dzielili się na trzynaście szczepów, na których czele stali królowie, zwani ,,sak'' (w mowie Tartarów z Mogol: ,,chan''). Kimerowie zapuszczali brody i wąsy, nosili czapki frygijskie i scytyjskie szaty czerwone. Od małego uczyli się jeździć konno i strzelać z łuku. Nie zakładali miast, ale wędrowali z miejsca na miejsce szukając pastwisk dla bydła i koni, oraz łupów wojennych a sławy mołojeckiej. Na miejscu postoju zakładali obozy - ,,ałusy'' złożone z namiotów nazywanych jurtami. Z Enków czcili Jarowita i Mokoszę nazywając ich imionami Tana – gar i Ardvisura – anahita. Swych zmarłych oddawali płomieniom. Ich mężowie brali za żony wiele niewiast, a ich liczba świadczyła o bogactwie. Pili dużo kobylego mleka, a swych wrogów skalpowali. Królowie Alcius i jego syn Kałka z plemienia Hurkala zjednoczyli Kimerów i podbili szereg ziem Azji, takich jak Kolchida, Arman, Taj – Każk, Kirgizja, Uzbecja, Tadżycja, aż po rzekę Induinus (Indus, Sind). W czasie owych podbojów prowadzili również zażarte i bezowocne walki z Amazonkami, nałożyli jarzmo Alanom po zabiciu ich króla Soslana, Inhas – Inguszom, Dagestanowi, Baktrii, Sogdianie i bitnym mieszkańcom Gór Ikaryjskich. Kres imperium Kimerów ze stolicą w Izbył – ałbasz położył najazd innego ludu iranwedżyjskiego – Sarmatów, których rozpościerające się na trzech kontynentach królestwa nie miało nigdy wcześniej ani potem równego sobie, pod względem wielkości, kultury i bogactwa. Po jego upadku z powodu rodzącego bunty, bezrozumnego okrucieństwa ostatniego króla, Atamrasa, Kimerowie jeszcze długo dawali się we znaki różnym ludom, aż wyniszczyli ich Lidyjczycy w erze trzynastej.


*

Wiele wieków przed narodzinami króla Alciusa, nad kimeryjskim plemieniem Urbala panował sak Kodoman utrzymujące przyjazne stosunki ze Słowianami. Pewnego razu jego pasterze przynieśli mu w darze maleńkiego chłopca. Znaleźli go porzuconego w górach. Jak głoszą pieśni dziecię to pochodziło ze słowiańskiego ludu Antów. Kimerowie i Hunowie choć dzicy i straszni na wojnie, miłowali dzieci. Własnych nigdy nie zabijali, ani przed, ani po narodzeniu, a cudze sieroty chętnie przyłączali do swych rodów. Takoż i król Kodoman przygarnął słowiańskiego chłopca. Nadał mu imię Bodir, które Słowianie wymawiali jako Bodo (Vodo) i z wielką miłością wychowywał jak królewicza, nie przestając go miłować jak rodzonego syna, także wówczas gdy młodsza z jego żon, Lakmija z Bharacji powiła mu następcę tronu, księcia Sozyryka.





Bodo z Kimerii (Vodo ezen Kimeriya) wyrósł na witezia wysokiego i potężnego, o ciele smukłym i twardym jak stal, jego włosy, broda i wąsy były barwy brązowej, zaś czapka i szaty przypominały kolorem krew. Walczył szablą o nazwie Ardas, którą ściął w boju niejedną głowę Huna czy Awara, a jego wierzchowiec zwał się Białonóżka. Był to przepiękny rumak z Arabii, czarny o białych nogach, górujący nad innymi końmi pięknem, mądrością, odwagą i przywiązaniem do człowieka. Bodo przewyższał swych przybranych braci Kimerów wzrostem i siłą, a także sprytem i odwagą. Potrafił strzeliwszy z łuku do rzuconego krzemienia skrzesać iskry, zgasić świecę jednym uderzeniem bata, trafić lecącego ptaka sztyletem, cała noc płynąć przez Morze Ciemne pełne potworów, czy razem ze swym Białonóżką wspiąć się na niemal pionowy wierch. Również niewiasty Kimerów spozierały nań chętniej niż na innych młodych wojowników. Swej siły i sprawności nie zawdzięczał pochodzeniu, jak chcieliby ludzie źli i głupi, bo bohaterów wydawały wszystkie ludy na całym świecie, niezależnie od koloru skóry i języka.
W siedemnastej wiośnie życia ojciec podarował mu byka, aby mógł wyprawić dla przyjaciół urodzinową ucztę przy ognisku. Wesołą zabawę młodych rycerzy z najlepszych kimeryjskich rodów popsuł niejaki Ochos syn Keiša – salika, który wypiwszy ponad miarę przedniego wina zakupionego w Surażu od Greków, złośliwy i pełen zazdrości z powodu Sotenik – pięknej księżniczki z ludu Alanów, która wolała Boda niż jego, pokłócił się o nią z przybranym synem króla Kodomana i w kłótni nazwał go podrzutkiem. Wówczas wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Bodo jednym ciosem pięści przy aprobacie wszystkich ucztujących rozkwasił nos Ochosa, a ten zawstydzony umknął do swej jurty jak zbity pies. Jednak złośliwe i głupie słowa księcia – pijaka wycisnęły łzy z oczu Boda, który ostatni raz płakał gdy się rodził. Jego towarzysze wojny i łowów przekonywali go by nie brał sobie do serca słów oszczerczych a obraźliwych. Jednak cierń pozostał w sercu. Bodo poszedł do ojca i zaczął go wypytywać o to czy istotnie jest jego rodzonym synem. Dowiedział się wówczas, że jako niemowlę został porzucony w górach i odnaleziony przez kimeryjskich pasterzy.
- Powiadano, że jesteś dziecięciem Słowian'' – mówił stary król. - Choć nie wyszedłeś z moich lędźwi, jesteś mym synem i masz prawo do mego tronu, bo synem uczyniła cię nie krew, lecz miłość.
Niedługo potem Bodo wsiadł na grzbiet Białonóżki i pożegnawszy ojca i brata udał się na wyprawę w nieznane. Skierował się ku ziemicom słowiańskim, ku krainie swych przodków według ciała. Zaszedł nad rzekę Piwonię, płynącą przez tereny późniejszej Analapii. W rzece tej mieszkał olbrzymi gad nazywany Konotopem, bowiem odżywiał się końmi, które porywał pod wodę. Wielkością dorównywał karecie, pokryty był zielono – sinymi, olbrzymimi łuskami. Jego grzbiet pokrywały zatrute kolce. Miał wydłużony łeb z paszczą pełną ostrych zębów, cztery łapy o palcach spiętych błoną i krótki, ruchliwy ogon. Jego całe ciało pokrywała gruba warstwa śluzu, a wyłupiaste, żółte oczy, wielkie jak spodki świeciły w ciemności. Antowie znad Piwonii wielce lękali się Konotopa, a co gorsze wierzyli, że jest on nieśmiertelny. Jednak Bodo z Kimerii nie dał im się odwieść od zamiaru zabicia go.
- Jestem wojownikiem Nieba i Stepu, przeto nie godzi się, abym tchórzliwie pierzchał przed wyrośniętą żabą, tym bardziej, że dotychczas nie zabijałem potworów. Nawet jeśli zginę, to chociaż pokażę wam jak umiera wolny człowiek – Antowie wyśmiali się ze słów młodzieńca i nawet żałowali go, że ,,chce umierać tak młodo''.
Tymczasem kimeryjski książę zaopatrzył się w nową i długą włócznię o żelaznym grocie i o pełni Księżyca zaszarżował na Konotopa, który wyszedł z wody. Potwó widząc smakowitego jego zdaniem konia Białonóżkę, rozdziawił paszczę i począł pełznąć w jego kierunku. Wtedy Bodo zatopił włócznię w jego trzewiach.
- Na chwałę Kimerii i Sklawinii! - wzniósł triumfalny okrzyk, po czym zadął w róg na znak zwycięstwa i opuścił osadę. - Trza mi jechać dalej w głąb Sklawinii, by poznać lepiej lud, o którym powiadają, że mnie wydał – rzekł sobie Bodo z Kimerii, po czym ruszył na południe.


*

,,Jazon, w mit. grec. syn Ezona z Jolkos, brał udział w wyprawie Argonautów. Według podania skończył śmiercią samobójczą'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenbetga tom 7 Izaszar do Kolejowe rozkłady jazdy''




W owym czasie w ziemi Greków żył heros Jazon (Jasonus) przez Słowian zwany Jesionem. Zmierzając do grodu zwanego Iolkos w płaszczu ze skóry lewarta i uzbrojony w dwie włócznie, spotkał nad rzeką staruszkę z pawiem, która prosiła go by ją przeniósł. Jazon uczynił to, a przekraczając rzekę zgubił jeden sandał. Tak zaszedł do grodu, zaś władający w nim car Pelias wielce się przeraził, bo wyrocznia ostrzegała go przed człowiekiem, którego tylko jedna noga była obuta. Spytał Jazona w jaki sposób ukarałby zbrodniarza chcącego obalić króla. Junak odparł, że wysłałby go po Złote Runo; skarb strzeżony przez smoka w dalekiej Kolchidzie. Wówczas car Pelias obarczył Jazona zadaniem przywiezienia owego skarbu. Jak wiemy po Złote Runo wypłynęła na Morze Ciemne przez Greków zwane Pontus Euxinus drużyna największych bohaterów greckiej ziemicy. Jak podaje ,,Codex vimrothensis'' wśród załogi korabia ,,Argo'' znalazł się też Słowianin, Bodo z Kimerii. Nim zaszedł do Grecji wędrował przez ziemie późniejszej Slawi, gdzie u stóp góry Gerlach oddał pokłon królowej Tatrze. Zabijał strzygi, jenżi – baby, panki, léwice, olbrzymie węże i smoki, oraz wilkołaki. W Panonii walczył z hipopotamem – ludożercą z Błotnego Jeziora. Przeszedł przez Puszczę Dziewańską i Carstwo Macedońskie. Szablą i strzałami z łuku niszczył olbrzymy i rozbójników, wąpierze, złe południce, ubił też wrogiego ludziom niedźwiedzia Ursa Mamruta z Montanii. Za jego sprawą jeszcze przez długie wieki serca potworów napełniał lękiem sam widok czerwonego kimeryjskiego stroju. Jako Argonauta, Bodo wystrzelał z łuku harpie nękające króla Fineusa. W Kolchidzie Jazon uzyskał pomoc pięknej, lecz groźnej czarownicy Medei. To ona dała mu ziele, którym uśpił smoka i zabrał z drzewa zawieszone na nim Złote Runo.
Również Bodo znalazł sobie żonę w ziemicy Kolchów. Poślubił i zabrał ze sobą Elenę; siostrę Medei. Była ona morską rusałką pływającą w Morzu Ciemnym, a nocami wychodzącą na brzeg, by tańczyć w świetle Księżyca. Elena urodziła się jako istota ludzka, lecz w dziecięcym wieku ciężko zachorowała i żaden medyk nie mógł jej pomóc. Również jej parająca się czarami siostra była bezradna. Tonący brzytwy się chwyta, przeto matka Eleny i Medei, królowa Kolchidy udała się nad morze, by prosić rozhukany żywioł o uzdrowienie córki. ,,W zamian Elena będzie twoja'' - obiecała morzu a te uzdrowiło królewnę. Minął jakiś czas i czarne morze upomniało się o darowane sobie dziecię. Gdy Elena weszła do ciepłego morza, te pochłonęło i otuliło ją swymi falami. Obmyta w jego głębinie i uwieńczona perłami, przestała już być istotą ludzką, a stała się jedną z morskich nimf, które Grecy nazywali nereidami. Kiedy do Kolchidy przybył okręt ,,Argo'' , Elena pokochała Boda z Kimerii i dla niego opuściła ciemne fale by żyć na lądzie. Razem popłynęli do Grecji, gdzie Bodo zakupił zamek Nilf leżący w odległej okolicy u podnóża gór i tam zamieszkali w szczęściu i miłości. Elena była bowiem przeciwieństwem swej władającej czarami siostry Medei – okrutnej i wyzbytej wszelkiej litości.
Jeszcze w czasie wyprawy Argonautów, Medea poćwiartowała swojego młodszego brata Apsyrtosa, będącego jeszcze dzieckiem i wrzuciła go w morze, by opóźnić pościg (oczyścić z przelanej krwi zgodziła się ją inna czarownica – Kirke), zaś już w Grecji widząc skłonność Jazona ku innej niewieście, przesłała jej przesyconą złymi czarami suknię, w której ta spłonęła.
Bodo z Kimerii i Elena władali na zamku Nilf przez dziewięć lat, doczekawszy się synów i córek. Jednak Bodo wciąż tęsknił za swą przybraną ojczyzną Kimerią, a jednocześnie nie dawało mu spokoju pytanie kim byli jego przybrani rodzice.


*

,, […] Podlesice, Perłowo – pterozaury, wiśta! W niebo […]'' - ,,Średniowiecze. Triumf gadów''




Pragnienie poznania przeszłości nie pozwalało bohaterowi cieszyć się teraźniejszością. Pożegnał więc żonę Elenę, panią na zamku Nilf i wyruszył sam jeden na daleką wyprawę na północ, do Sklawinii. Na grzbiecie wiernego Białonóżki zajechał na ziemię późniejszej Analapii, gdzie czekała go niebezpieczna przygoda. Szalała ulewa i biły srebrne pioruny, gdy Bodo w strugach deszczu galopował wśród wapiennych skał sklawińskiej Jury zmierzając w stronę grodu Podlas. Choć przywykły do znoju i niebezpieczeństw, miał już dość chłodu i potoków wody lejących się z nieba. Zamarzyła mu się ciepła karczma, a w niej gorący miód i pieczone prosię, balia pełna pachnącej wody i biała, czysta pościel. Nagle rozpędzony Białonóżka stanął dęba przed odzianym w szary worek starcem, którego długie, szare włosy i broda pozlepiały się w pełne wszy strąki. Bodo nie wiedział, że miał przed sobą samego Boboliszka – srogiego Čorta o wyglądzie potężnego męża z głową puchacza, który teraz przybrał postać ludzką i jeno jego oczy świeciły żółtym światłem. Witeź uspokoił konia i zagadnął staruszka. Ów tak poprowadził rozmowę, że nim Bodo zdążył mrugnąć powieką, już wyznał, że nie zna swych rodziców według ciała. Nie było to zbyt mądre z jego strony.
- Ano, ja znam sposób, na to byś mógł poznać swą przeszłość i uleczyć ranę serca – mówił Boboliszek – staruch. - Widzisz tę jaskinię? Jest zaczarowana. Ta Jaskinia Czasu. Gdy do niej wejdziesz, zaznasz wizji tego co było, jest i będzie. Czarowny opar tejże jaskini wyjawi ci prawdę o twym pochodzeniu – Bodo wierzył nieznajomemu jak jaki głupi i nie zważał na niepokój Białonóżki, usiłującego go ostrzec. Już miał zagłębić się w grocie, gdy starzec powstrzymał go. - Wchodź i nie zwlekaj, ale przedtem zostaw przed wejściem broń, konia i przyodziewek, bo aby zaznać wizji w czarownej Jaskini Czasu trzeba don wejść nagi i bezbronny jak niemowlę – czy to zadziałały uroki tkwiące w żółtych, sowich oczach dziada, czy też co innego, dość, że Bodo dotychczas biegły w fortelach łowieckich i wojennych, teraz postąpił naiwnie. Przywiązał wyrywającego się Białonóżkę przed wejściem do groty, złożył na mokrej trawie szablę, łuk, strzały i sztylet, po czym obnażył się. Nagi jak Novals począł się wczołgiwać do jaskini, a jej wnętrze było mokre i pełne brązowego błota. Gdy znalazł się w największej z komnat groty, po której ścianach sączyła się źródlana woda, nie zaznał czarownej wizji. Zamiast tego z mrocznych zakamarków wyłoniły się dwa smoliście czarne, podobne do węży kształty. Bodo ujrzał ich świecące żółtym światłem ślepia zajmujące pół głowy, czarne wyrostki na głowie, parę łap zbrojnych w orle szpony i wnet przypomniał sobie opowieści Słowian o lęgnących się w jednej z grot Jury potworach – bliźniakach, którym pieśni nadały imię Braci Bagorów (Brudasen Vagoren). Bohater zrozumiał wówczas, że tajemniczy dziad go oszukał i pożałował, że jest nagi i bezbronny. Straszydła krążyły wokół niego warcząc jak psy, on zaś chwycił kamień i począł je odpędzać. Wiedział jednak, że daremne to były wysiłki. Bracia Bagory czuły jego pot i strach, szczerzyły białe, szpilkowate zęby i raz po raz kąsały, zostawiając krwawiące obficie rany. Bodo kurczowo trzymał w dłoni kamień i wzywał pomocy Ageja i Enków. Bracia Bagory zasyczeli jak węże, gdy w mrocznej i wilgotnej grocie zjawił się rosły mąż uzbrojony w kilof i zdobioną srebrem szablę. Na głowie miał stalowy hełm z wprawionym weń rubinem, świecącym jak lampa. Nosił również fioletową pelerynę, diamentowe guziki, a towarzyszyły mu nieodłączne żaba Rechotka i mysz Chrobotka o czerwonym ogonku. Bodo poznał go. Był to jytnas Skarbnik (Audanus), pan kopalń, o którym prawiły legendy Słowian, że przed potopem był wojem, co bronił górników przed podziemnymi potworami. Jego oczy były czerwone. Z bojowym okrzykiem opiekun górników rzucił się na Braci Bagory i pozabijał ich kilofem i szablą. Gdy straszydła drgały jeszcze w kałuży swej zielonej posoki, rzekł Skarbnik do największego z witezi Kimerów:
- I na co ci to było? Po kiego pioruna w ogóle rozmawiałeś z tym Čortem? Wy, ludzie, mnie przerażacie.
- Racz nie gniewać się na mnie, panie a przyjmij mój dank – odrzekł Bodo. - Chciałem tylko poznać prawdę o swoim ojcu i matce.
- Twoi rodzice istotnie byli Słowianami. Miałeś piętnaście braci i sióstr. Całą twoją rodzinę wybiła Zaraza, a ty jeden się uratowałeś, bo uznany za odmieńca zostałeś porzucony w górach. Czy nadal chcesz znać ich imiona? Zrodziła cię Meria, poślubiona Bolkowi, a twoi bracia i siostry to Gorevan, Władymir, Roslisz... Żałuję, że nie miałeś takich rodziców jakich pragnąłeś. A może miałeś?
- Miałem – potwierdził Bodo. - Straciłem ojca, macierz i ród, lecz odnalazłem je w Kimerii. Należę do dwóch ludów, lecz tylko od jednego z nich zaznałem miłości.
- Opuść jaskinię. Aby odkupić swój występek, pójdziesz do Grecji, by zabić potwora Wurdołaka; pół – wilka, pół – smoka, co zalągł się na szczycie Olimpu i stamtąd prześladuje ludzi.
Bodo wyszedł z nieszczęsnej Jaskini Czasu. Ulewa się skończyła, a na spotkanie nagiego junaka czekał wierny Białonóżka. Čort Boboliszek chciał go uprowadzić do Čortieńska na męki, lecz został przegoniony Jarowitowym piorunem. Piorun ów spalił odzież i broń bohatera, lecz ów od Skarbnika otrzymał nowe.
Na początku ery trzynastej gród Podlas był stolicą królestwa Silen Rydómiel, oblubienicy Lecha I Dalmackiego, przez Słowian zwanej Ślągwą. Obecnie nazywa się Podlesice, a jego świetność dawno przeminęła. W 2004 r. ja, co piszę te słowa byłem w owym miejscu i zwiedzałem prastarą Jaskinię Czasu. Jednak wewnątrz nie uświadczyłem żadnych czarów, skarbów czy potworów. Może to i dobrze.


*



W erze dwunastej w Italii zamieszkali Etruskowie. Ich praojcem był Tirenus, syn Grabu i Jodły, a ojciec Larsa – pierwszego króla owego ludu. Oddawali cześć Čortom; Czarnoboga czcili pod imieniem Vejovisa; wyznawali też Tagesa – starca wielkości niemowlęcia, którego rolnik wyorał z ziemi, Herkle – boga – osiłka odzianego w lwią skórę, potwora Charu o orlim dziobie i oślich uszach i inne złe istoty. Na ich cześć składali mnóstwo krwawych ofiar, zaś ich pogrzeby uświetniały walki niewolników na śmierć i życie. Lud etruski słynął nie tylko z okrucieństwa, ale też z zamiłowania do rozpusty, obżarstwa i opilstwa w czym przypominał obleśnych Sybarytów z ery jedenastej. W erze trzynastej Etruskowie walczyli z Rzymianami, aż zostali przez nich podbici. W czasach kiedy królem Czerwonej Krobacji był Mato, na czele ludu Tirenusa stała Larsini Meridiana przez Słowian zwana Południcą. Była to niewiasta o ciele białym, do rzeźby z eburnu podobnym i kruczoczarnych lokach; długich i miękkich, lecz jej serce było czarne i zimne. Królowa Meridiana w swym okrucieństwie kazała się skazańcom i jeńcom wojennym; zakutym w kajdany i obnażonym, iskać i zjadać swoje wszy; owady dorodne i obrzydliwe w smaku, jak można przypuszczać. Jej dwór stanowiły sprowadzone z ziem słowiańskich wąpie – urodziwe, lecz złe rusałki o kłach wapierzy, żywiące się ludzką krwią. Ich pani też piła krew, a jej białe, kończyste zęby były tak duże jak u tygrysa. Trzeba bowiem wiedzieć, że Meridiana, córka larsa Erynusa, nim została larsinią, jao młoda dziewczyna oddała się wąpierzowi, a ów zatopił kły w jej szyi, wyssał łyk krwi i zamienił w wąpierzycę. Tak jak wąpie były upadłymi rusałkami, co wybrały smoka Rykara, tak etruska królowa stała się upadłą istotą ludzką, potworem wśród krwawych i wyuzdanych władczyń Etrusków. Wąpierz, który ją ukąsił i zerwał jej wianek to sam król tych nocnych łowców; Tybald, który wstąpił na tron wąpierzy po śmierci ich króla Żuławisława. Meridiana zostawszy wąpierzycą, poślubiła króla Tybalda i urodziła mu syna Vrykolakasa, którego w erze trzynastej zabił w Atenach książę Roxu, Filon, zwany Centaurobójca. Sam Tybald władał wąpierzami jeszcze wiele wieków po śmierci Meridiany, aż w erze trzynastej zginął w Roxie z ręki kniazia Ruryka. Meriadana co noc polowała na ludzi pod postacią olbrzymiego nietoperza, zaś w dzień śpiąc w ciemnym lochu, obmyślała coraz to straszniejsze tortury. Nie znała miary ani w okrucieństwie, ani w rozpuście. Obcowała cieleśnie ze swymi niewolnikami i jeńcami, by zaraz po nacieszeniu się nimi, mordować ich, tak w naszej erze czyniła murzyńska królowa Amina. Zresztą Tybald, o (wstyd to mówić) – członku długim i sztywnym jak u satyra, też lubił rozpustę i odwiedzał krocie kochanek, które po zaspokojeniu swej żądzy rozszarpywał i chłeptał kałuże ich krwi. Poczynając od króla Larsa, Etruria zawsze była miejscem mrocznych kultów, gwałtu i rozlewu krwi niewinnej, lecz za panowania Tybalda i Meridiany stała się piekłem, a gniew Ageja ciążył nad owym królestwem. Wówczas to ludzie sprawiedliwi opuszczali ziemię etruską, tak jak zacny Palemon z drużyną opuścił na zawsze Rzym za Nerona i osiedlali się w odległych i tajemniczych krainach Północy. Wśród owych wygnańców znalazł się Cosimus Paccius (Pacjusz) – ostatni z ukrywających się kapłanów Ageja, w Italii nazywanego Bogiem Najlepszym Największym. Paccius zdążał ku ziemicy Bałtów, tam gdzie w erze trzynastej dotarł Palemon, ale i tam napotkał tyranię. Syn Pacciusa, junak o imieniu Pac, nie mógł i nie chciał się pogodzić z okrutnymi rządami czarownika Musulusa, przeto stanął na czele powstania, które zostało krwawo stłumione. Musulus nakazał wbić Paca na pal, a potem zdjąć go zeń i jeszcze żywego zakopać w mrowisku czerwonych mrówek. Jednak ród dzielnego młodzieńca doczekał końca panowania czarnoksiężnika, przybycia Palemona i założenia nowego królestwa – Liteny. Ród ten to Pacowie – litewscy magnaci znani w Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Tymczasem Bodo z Kimerii szedł przez królestwo Macedonii, zmierzając ku górze Olimp, aby zmierzyć się z zamieszkującym jej szczyt potworem Wurdołakiem, kiedy na ową ziemię, której pierwszym królem został rycerz Makedon, wkroczyły żądne krwi i łupów etruskie hordy, na których czele stała Larsini Meridiana.





*

Kiedy Bodo przemierzał na Białonóżce drogi i bezdroża macedońskie, drogę zastąpili mu Etruskowie wraz ze swym generałem Porcjuszem Dają. Usiłowali go pojmać i siłą wcielić do swych szeregów, lecz witeź nie pozwolił na to. Dobył łuku a szabli, rzucił się w wir bitwy i już po paru chwilach cały etruski manipuł wraz ze swym wodzem leżał martwy u jego stóp. Bodo z Kimerii zdecydował, że pomoże Carstwu Macedonii w walce z najazdem. Pod stanicami króla Egeriosa, przez Słowian zwanego Częstomirem, walczył pod Hajmonią i pod Helleją. Ta druga bitwa okazała się decydująca. Król Egerios wywodzący się w prostej linii od chrobrego Makedona, przypiął do piersi Boda order Żółtego Słońca, nadał mu herb Trzy Strzały, na pamiątkę trzech etruskich pułkowników, których ubił z łuku, oraz uczynił go setnikiem w swym wojsku. W bitwie pod Helleją u boku Boda walczył młody, gołowąsy jeszcze woj w karacenowej zbroi. Pieśni przechowały jego imię. Nazywał się Biwog, syn Maslava i był Słowianinem pochodzącym ze wsi Šumavy, leżącej na ziemiach późniejszej Bohemii. Był on jeszcze bardzo młody i dopiero po raz drugi stawał do bitwy, zaś potęga i liczba hufców królowej Meridiany budziły niepokój w sercach najodważniejszych rycerzy Macedonii. Biwog przeląkł się tego co miało nastąpić i zapłakał gorzko przed bitwą. Usłyszał to Bodo, którego macedońscy wojownicy miłowali jak ojca, zaś młody przybysz ze Sklawinii przeraził się, że jego setnik każe go przykładnie wychłostać, aby nie obniżał morale jego sotni. Bodo jednak nie okazał gniewu.
- Wiele już widziałem, ale nie myślałem, że ujrzę słowiańskiego wojownika; junaka co sławi Ageja i Enków, płaczącego jak dziecię.
- Panie – rzekł szlochając Biwog – wyście odważni jak lew; szczęśliwy lud, który was wydał. Płaczę, b straciłem nadzieję na ocalenie lubej Ojczyzny. Etruskowie są wszak liczni jak piasek nadmorski, a silni i zażarci niby smoki.
- Posłuchaj, Biwoże Maslavicu – rzekł łagodnie Bodo. - Głupi kto odrzuca wszelką nadzieję, nawet tę małą, bo wówczas przeczy opiece Ageja nad światem. Nawet jeśli Macedonia padnie, wpierw pokażemy Meridianie jak umiera człowiek wolny. Otrzyj łzy, woju sklawiński, bo z mroku powstanie Słońce i przegoni wąpierze, a łzy nadają się tylko do podlewania kapusty – słowa pociechy poskutkowały.
Biwog przestał płakać, a w jego serce wlała się otucha. Nazajutrz hufce etruskie i macedońskie ruszyły do boju. Król Egerios walczył w pierwszym szeregu, jak na króla przystało, zaś Meridiana czekała na wynik bitwy w swym zamku, w trumnie pod ołtarzem Vejovisa – Gorynycza. Zatrute ciemieżem strzały Boda i jego drużyny zabijały krocie Etrusków i wąpi – dam dworu Meridiany, zaś Biwog ciosem topora rozbił okrytą hełmem głowę rycerza Dai Porsenny, który zamierzał się włócznią na jego setnika. Bitwa pod Helleją była długa, zażarta i krwawa. Zwycięstwo jęło się przechylać na stronę najezdników, gdy dał się słyszeć głos srebrnego rogu, a zaraz potem zatrzęsła się ziemia. Mąż potężny i olbrzymiego wzrostu, okryty skórą czterech niedźwiedzi, spod której wyzierała karacenowa zbroja, wpadł z donośnym okrzykiem między szeregi etruskie i jak nie zacznie ich przerzedzać ciosami swej olbrzymiej i ciężkiej maczugi.
- Makedon się zbudził! - zawołali wojownicy macedońscy. - Obudził go zew rogu!
Co nastąpiło dalej, łatwo sobie wyobrazić. Hufce etruskie szalały ze strachu, porzucając broń rzucały się do ucieczki , błagały o wzięcie w niewolę, lub zabijały się skacząc na własne miecze. Wojna dobiegła kresu, gdy królowa Meridiana, zła jak chrzan, o północy wstała z trumny i zgrzytając kończystymi zębami, aż leciały iskry, podpisała pokój między jej królestwem, a Macedonią. Jeszcze w erze dwunastej zginęła z ręki herosa Stregona z Benefitu; Słowianina wychowanego na dworze jednego z książąt italskich, wielkiego tępiciela strzyg i wąpierzy, którego zabił król Tybald.
Tymczasem Bodo z Kimerii pożegnał króla Egeriosa i zgodnie z obietnicą złożoną swemu macedońskiemu przyjacielowi Kalaosowi, przez Słowian zwanemu Cholewą, który poległ w boju, wyruszył do wsi Ankazjum, gdzie mieszkała jego stara matka, wdowa Ankona. Miał ją bowiem przygarnąć do siebie jako swą macierz. Bodo udał się do Ankazjum i odnalazł wdowę Ankonę. Poznał ją po darze jej syna – zaczarowanym sztylecie, którego rubin umieszczony w złotej rękojeści zamienił się w szafir. Junak zabrał staruszkę do Grecji, na zamek Nilf, nie był to jednak koniec jego przygód.


*





Wurdołak był wielki jak siedem byków ustawionych jeden za drugim. Z przodu przypominał wilka, a z tyłu smoka. Unosił się na wielkich, błoniastych skrzydłach i zionął ogniem. Jego legowisko mieściło się na ośnieżonym szczycie Olimpu. Napastował górali i ich stada, zaś ci składali mu ofiary z owiec, później zaś z ludzi, aby potwór zostawił ich w spokoju. Grecy zdobyli i spustoszyli zamek Nilf. Porwali jego wciąż młodą panią, Elenę, od lat wiernie czekającą na powrót męża z północnych krain i związaną rzucili na żer Wurdołaka. Potwór z Olimpu już sfrunął, ku wielkiemu, płaskiemu głazowi, na którym Elena leżała kiej na ołtarzu. Smakowały mu krew i ciała młodych i pięknych niewiast, jednak tym razem nie skosztował swego przysmaku. Bodo z Kimerii przybył w ostatniej chwili. Szył do potwora z łuku, mierząc w oczy i miękką szyję, aż opróżnił cały kołczan, a następnie doskoczył doń i ściął wilczy łeb jednym ciosem szabli. Nie zwlekając wyswobodził swą żonę z pęt. Elena płakała.
- Nasi synowie Fit i Sołogub zginęli w boju idąc z kopiami na Wurdołaka – szlochała siostra Medei. - Górale spustoszyli nasz zamek, a ty – mój pan i obrońca, błąkałeś się po królestwach barbarzyńców, miast być tu i nas bronić... - dodała z wyrzutem.
- Zamek zniszczony to zamek na poły odnowiony – rzekł Bodo, lecz i jego srogi ból chywtał za serce z powodu śmierci synów w ich młodych latach.
Po chwili Elena objęła Boda za szyję i jęła go całować. Skończyły się dlań lata wędrówki. Podjął się odbudowy zamku Nilf i zamieszkał w nim z żoną i matką przyjaciela na długie lata w szczęściu.






wtorek, 27 października 2015

Upiory są wśród nas





 ,,Upiory żywią się krwią i ciałem ludzkim, duszą ludzi, napastują własną rodzinę i krewnych, wchodzą w stosunek z żywymi, z własnymi żonami. Powodują korowód śmierci. Gdy obyczaj pochówku zwłok do ziemi wyparł ich kremację, a więc już w okresie współistnienia z wierzeniami chrześcijańskimi, Słowiańszczyzna zachodnia i południowa dzieliła z całą Europą wiarę w wampiryzm i sposoby przeciwdziałania mu. […]. Ruś składała natomiast upirom ofiary podobnie jak innym demonom, a ponieważ chłopu rosyjskiemu wampiryzm był zdaje się obcy, upir mógł mieć tam starszy odcień ducha osoby zmarłej, widma niekoniecznie ze złymi zamiarami, lub też takimi, od których powinna by je odwieść odpowiednia obiata'' – Aleksander Gieysztor ,,Mitologia Słowian''





W październiku 2015 r. obejrzałem po raz drugi polski, czarno – biały horror ,,Upiór'' z 1967 roku, nakręcony przez Stanisława Lenartowicza na podstawie opowiadania Aleksieja Tołstoja z 1841 r. Akcja filmu rozgrywa się w pierwszej połowie XIX wieku w Moskwie, oraz w podmoskiewskiej posiadłości brygadierowej Sugrobiny. Głównym bohaterem jest niejaki Runiewski, zakochany w Daszy, którego Rybarenko próbował ostrzec przed spiskiem upiorów dybiących na ich życie. Komponent fantastyczny pochodzi z mitologii słowiańskiej. Tytułowymi upiorami są Sugrobina – babka Daszy i radca Tielajew, którzy już dawno zmarli i po śmierci przekształcili się w straszydła, ponieważ zaniedbano przebicia ich serc osinowymi kołkami. Znakiem rozpoznawczym upiorów było charakterystyczne cmokanie. Piły one ludzką krew, były odporne na ciosy żelaza, zaś zabić można je było przekłuwając ich cienie. Upiory zamordowały Praskowię – młodą żonę Wasyla Rybarenki, jego samego zaś ogłosiły publicznie wariatem. Postać ta nasuwa mi skojarzenia z Antonim Macierewiczem :). Praskowia stała się dobrym duchem, który ostrzegł Runiewskiego przed upiorami i dał mu szpadę do obrony przed nimi. Runiewski ranił w dłoń Sugrobinę i zabił Tielajewa przekłuwając jego cień na wysokości serca. Niestety upiory zdążyły zamienić Daszę w jedną z nich. Odtąd dziewczyna zakrywała bliznę na szyi za pomocą czarnej tasiemki. Runiewski miał ją poślubić, lecz uciekł aż się za nim kurzyło. Nie można więc powiedzieć, aby omawiany film propagował wampiryzm, jak to się zarzuca ,,Sadze Zmierzch'' :). Premiera miała miejsce 11 lutego 1968 r., a właśnie w marcu tego roku nastąpiło apogeum walki politycznej między komunistami z frakcji natolińskiej i puławskiej, które doprowadziło do emigracji wielu Żydów z Polski. Czyżby w podświadomym rozumieniu niektórych upiory były symbolem Żydów? 



poniedziałek, 26 października 2015

Władca Kurlandii

,,Kurlandja (łot. Kurseme), kraj. między Bałtykiem a zatoką Ryską, tworzący obecnie prowincję łotewską z 13.210 km ² i 288.372 mieszk. ze stolicą w Libawie. Mianem K. obejmuje się jednak zwyczajnie także drugą, na płd. od Dźwiny położoną prowincję łotewską : Semigalię ze stolicą w Mitawie, obie te bowiem krainy tworzyły w 1561 – 1795 r. księstwo lenne Rzeczypospolitej Polskiej. W tych granicach ma K. 27. 286 km² […]'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 8 Kolejowe sądy rozjemcze do Laud William''.




Działo się to jeszcze nim czarnoksiężnik Masiulis, przez Rzymian zwany Musulusem, nałożył jarzmo Bałtom – potomkom Baltaina, syna Dębu, syna Dobromira i uciskał ich przez długie wieki. Kiedy po świecie chodzili herosi Bodo z Kimerii i Sołowiej Budzimirowicz, w rodzie konata Semigalasa, władającego nad brzegiem Morza Srebrnego narodził się syn. Dziecię otrzymało imię Kur (Curus, Cursemus), a wołano nań Kurek. Straszny był zeń psotnik. Na wiosnę maczał bazie w smole i brudził nimi włosy dziewczynek, zaśmiewając się do rozpuku z owych zbytków. ,,Temu Kurkowi potrzeba ojcowskiego pasa''! - powiadały ich matki, podczas gdy syn konata rósł coraz gorszy. W szesnastej wiośnie życia razem z podobnymi sobie nicponiami wyprawił się na pole i rozpalił ognisko na między. Chłopi gdy tylko to ujrzeli, pełni gniewu podbiegli do wyrostków, od serca przetrzepali im skórę, a ognisko pospiesznie zasypali piaskiem i zadeptali. Później gospodarze wyjaśnili to następująco: ,,Nikt, nawet syn księcia nie ma prawa palić ogniska na miedzy. Pod miedzą mieszkają bowiem miedzniki – duchy życia co za życia sporo wycierpieli bez winy, a teraz żyją na polu jako życzliwe nam, pozbawione jadu węże o miedziano – złocistej skórze. Dosyć cierpiały za życia, a wy jeszcze dokładacie im utrapień. Wstyd! W tym wieku powinniście już to wiedzieć, matoły, ale wam jeno wódka i dziewuchy w durnych głowach''. Towarzysze Kurka opuścili miedzę jak niepyszni, lecz serce konatowego syna napełniło się gniewem. Jedn wajdeloci to potwierdzają, inni temu przeczą, że Kur porwał za miecz i jednym uderzeniem ściął głowę chłopa, od którego usłyszał niemiłe słowa. ,,Ja cię nauczę, prostaku, czcić swego pana'' – zawołał przy tym, a pozostali gospodarze rozbiegli się jak spłoszone ptactwo. Dość, że konat Semigalas, przez Greków zwany Semigalosem, a przez Rzymian – Semigalusem miał już dość buty i nieodpowiedzialnych wybryków swego rozpieszczonego syna. Nie chcąc oddawać go katu, czego domagali się jego poddani, skazał syna na wygnanie, każąc mu iść, odszukać sławnego czarnoksiężnika Hermesa Trismegstosa i zostać jego uczniem. Po ukończeniu terminu Kurek mógł wrócić do swego księstwa. Młody książę ucieszył się ze swego wygnania, bo spodziewał się zyskać moc tajemną, sławę i bogactwa, a może nawet mógłby odziedziczyć po zamożnym czarowniku jego włości. Kurek raźno ruszył w drogę w nieznane, a jego macierz imieniem Kanta tak płakała nad tym, że nie udało jej się wychować syna, że wracające z sabatu w Teutonii czarownice – ragany z litości zamieniły ją w topolę, a jej łzy – w grudki bursztynu. Poza nią nikt nie kochał Kurka i wszyscy ucieszyli się, że sobie wreszcie poszedł.


*




Hermes Trismegistos, co wykłada się Hermes Po Trzykroć Wielki był synem Algisa; herolda Enków mającego skrzydła u stóp. Ów czarodziej, który u Egipcjan doczekał się czci boskiej jako bóg Thot, na miniaturach zdobiących pergaminowe karty ,,Codex vimrothensis'' przedstawiany jest jako starzec siwobrody i siwowłosy, odziany w powłóczyste szaty jedwabne barwy błękitnej, noszący złote pierścienie z drogimi kamieniami na palcach obu rąk, zaś oznaką jego godności czarodziejskiej był kostur – kaduceusz opleciony dwoma wężami i uskrzydlony. Powszechnie czczony jako mędrzec i syn Algisa mieszkał w przepięknym, pełnym cudów zamku w oazie, gdzieś na ziemi w późniejszych wiekach nazywanej Egiptem. Swą czarnoksięską mocą nabył niezliczone posiadłości ziemskie nad rzeką Nilus, na Krecie, Cyprze i w krainie Hermon, którą nazwał na cześć samego siebie. Miał ponadto wzniesioną ze śnieżnobiałego marmuru willę w Libii nad jeziorem Tritonis, gdzie jak twierdzili Grecy, Dionizos stoczył walkę z Trytonem, oraz niebotyczny pałac w ziemi czarnoskórych Etiopów znanych z pobożności. Opływał w złoto i klejnoty, wszelkich dóbr miał w nadmiarze, a dni swojej starości pędził na uciechach. Na swe rozkazy miał miriady miriad niewolników i niewolnic, od których odbierał cześć niemalże boską. Służyły mu Čorty, Murzyni ze złotymi kółkami w nosach, nadobne i spragnione rozkoszy nimfy i syreny, zbrojne zastępy gauszydów i Centaurów, niedźwiedzie spod góy Atlas, Nilga – u; pochodzące z Bharacji plemię ludzi o głowach seledynowych antylop, które królowa Bharatiena określa w swej księdze jako ,,nilgau'', oraz krocie innych istot. Będąc synem Algisa, Hermes Trismegistos odziedziczył po swym ojcu umysł wielce sprawny a pojemny, zdolny dokonywać zadziwiających dzieł. Największy czarodziej ery dwunastej w dziele ,,Tabula Smaragdina'', co wykłada się ,,Szmaragdowa Tablica'', zawarł swe nauki, które określa się mianem hermetycznych (algisyaka). Potrafił przetwarzać ołów w złoto, latać, przybierać postaci różnych zwierząt, ożywiać zmarłych, czytać z gwiazd, zbudował ludzką głowę z gliny opowiadającą baśnie, zamieniał wodę w proszek... Udawało mu się wszystko czego się dotknął, ale serce miał pełne pychy.


*

Kurek zabrawszy miecz i konia opuścił krainę Bałtów i wkroczył na ziemię Słowian. Nad rzeką Rabą, płynącą przez tereny w późniejszej erze nazywane Analapią i Polską, zatrzymał się na popas w karczmie ,,Pod Wołem i Niedźwiedziem''. Nie był sam. Przy pieczonym odyńcu i dzbanach miodu zasiadło siedmiu ludzi, noszących hańbiące piętna; sześciu mężów i jedna niewiasta. Kurek dosiadł się do nich i wymienił pozdrowienia. Wówczas najpotężniejszy z nich, zamówił dlań piwo i przedstawił synowi księcia całą kompanię.
- Jestem wodzem tych ludzi. Nazywam się Kostvik – Choszcz. Kamień się kruszy, a najtęższa stal zgina się w moich rękach.
- Jam Płonnik – żarłok, bo pożeram wszelką strawę jak ogień szybko i zachłannie, a żadna ilość nie jest mi straszna.
- Jam jest Remezor; pijak nad wszystkie pijaki. Potrafię naraz osuszyć szesnaście beczek piwa, siedemnaście wina, osiemnaście miodu i popić to trzydziestoma gąsiorami wódki, zaś kiedy piję wodę z jeziora, obniża się w nim poziom wody. Jakby tego było mało, po każdym osuszeniu kniaziowskiej piwnicy jestem trzeźwy jak nowo narodzone dziecię – z całej kompanii Remezor z ziemicy Anto – Burów wypił najwięcej miodu i wina z Kolchidy.
- Mnie nazywają Pulkava i jestem strzelcem znad rzeki Veltavy. Z odległości pięciuset wiorst umiem zestrzelić z łuku kapelusz grzyba rosnącego w lesie za trzema dunajami.
- Z wszystkich Enków najwięcej poważam Pochwista – Strzyboga i na jego cześć noszę imię Wiatroduj. Mocą tego, kogo wyznaję i miłuję, potrafię jednym potężnym dmuchnięciem obrócić w perzynę kasztel drewniany, albo kamienny. Klnę się na wiatry, Strzyboże dzieci, że mówię prawdę.
- Nazywam się Viedun, bo wiele wiem dzięki temu, że słyszę chrząszcza kołatka gryzącego drewno w sąsiednim grodzie.




- Ja zaś jestem Jastra, co wykłada się Bystra – na koniec przemówiła smukła niewiasta o złocistych włosach, nosząca kubrak z brązowej skóry. - Jestem władna zamienić się w jastrego ptaka jastrzębia i pod tą postacią szpiegować wrogów, tak jak ongiś Volch Alabasta pod postacią sokoła słuchał narady wojennej cara Nagów i jego żony – na potwierdzenie tych słów Jastra o niebieskich oczach przy wszystkich przybrała postać jastrzębia, zwanego gołębiarzem, by potem znów stać się człowieczą niewiastą.
Kurek dawno przestał wierzyć w baśnie, toteż słowa towarzyszy Jastry, nazywanej w pieśniach Jastrzębią Dziewicą, wydały mu się jeno czczymi przechwałkami, zrodzonymi przez upajający trunek.
- Wybaczcie, że o to pytam, zacni panowie, ale dlaczego nosicie hańbiące piętna?
- Nie jesteśmy zbójami i nigdy nimi nie byliśmy, jak Słońce na niebie – odrzekł pijak Remezor osuszający właśnie dziesiąty antałek wina z Panonii.
- Nie czynimy ludziom krzywdy – zabrał głos Pulkava – lecz ci boją się naszych mocy i zewsząd nas przepędzają, bo widzą w nas čortowskie nasienie – Kurokowi zrobiło się ich żal.
- Gdybym był konatem, po słowiańsku: księciem, to bym was przyjął w swej ojcowiźnie i uczynił swymi bojarami.
- A panicz czego szuka po świecie? - spytał życzliwie Wiatroduj Pobożny.
- Jestem Kur, syn Semigalasa; konata Bałtów. Ojciec wygnał mnie i kazał iść w świat, szukać carstwa Hermesa Trismegistosa, bo zabiłem człowieka.
- Powody? - spytał groźnie Viedun.
- Prawdę mówiąc, to bez powodu – odrzekł Kurek i uczuł smutek z tego powodu.
- Przerażające! - westchnęła Jastra.
- Tyś wypędek i my wypędki – podsumował Kostvik, zwany też Choszczem, co w późniejszych latach założył gród zwany Choszcznem. - Wyznaj z żalem swój grzech Ziemi, a ona ci wybaczy, bo jest miłosierna i wszystkich żywi mocą swego łona. Potem zawrzyj z nami braterstwo krwi i w naszej drużynie szukaj szczęścia. Zawsze lepiej być razem niż samemu.
- Przeproszę Mateczkę Ziemię za krew, którą na nią przelałem – odparł Kurek – ale zawrę z wami braterstwo, dopiero gdy udowodnicie, że istotnie dysponujecie mocami, o których mi mówiliście. Pani Jastra udowodniła, że nie kłamie. Teraz na was kolej.
- Umowa stoi – zgodził się Kostvik – jutro z rana na śródleśnej polanie każdy z nas pokaże ci co potrafi.
- Przekonasz się, że moi towarzysze nie kłamią – dodała Jastra.
Junacy dotrzymali słowa. Gdy tylko Swaróg rozpalił Słońce na niebie, Kostvik jednym uderzeniem pięść rozbił potężny głaz na osiem kawałów. Płonnik upolował trzy żubry, upiekł je nad ogniskiem i pożarł jednego za drugim. Nie tylko nie pękł z przejedzenia, ale nawet nie rozbolał go brzuch. ,,Przydałby się jeszcze na deser dzik pieczony, albo tak z osiem zajęcy w śmietanie, albo...'' - rozmarzył się żarłok. Remezor spragniony po całej nocy, podbiegł do znajdującego się na polanie jeziorka i począł zeń pić, aż wypił całe do dna, razem z rybami i żabami. ,,Trza ci wiedzieć, Kurze Semigalesiczu, że raz w swoich wędrówkach po ziemi Rusiczów zaszedłem na dwór cara Kija Kosroša, który bardzo lubił pić. Wszystkim swym gościom podawał wino w wielkim jak kubeł, złotym pucharze zdobionym rubinami w kształcie serc. Kazał pić duszkiem, w przeciwnym razie delikwent był przymuszany, aby pić od początku. Tym sposobem wszyscy jego goście zapili się na śmierć. Ja jednak to co innego; ja pijacki człowiek. Założyłem się z carem, że jeśli osuszę jego piwnicę w wszystkich trunków, przeżyję i pozostanę trzeźwy, to on da mi za żonę swą córkę Białego Łabędzia. Co tu dużo mówić; spełniłem wszystkie warunki zakładu i dostałem carską córkę za żonę. Ta jednak w noc poślubną uciekła ode mnie za siedem mórz, za siedem rzek, bo bała się, że po pijanemu będę ją bić. Ale to łeż! Ja jest łagodny człowiek, żaden trunek mi nie szkodzi i bezbronnej niewiasty w życiu bym nie uderzył, ale wyszło jak wyszło. Teraz marzę aby Dziadek Mróz dał mi w prezencie browar i gorzelnię, abym miał co pić do końca swych dni''. Potem Pulkava za pomocą strzały o grocie z igły ustrzelił z łuku komara latającego w głębi lasu. Wiatroduj dmuchnął i obalił tym sposobem cztery wyniosłe dęby, które zaraz potem Kostvik wsadził z powrotem do ziemi.
Kurek pełen podziwu dla mocy spotkanych w karczmie herosów poprosił ich o przyjęcie do drużyny. Ci zgodzili się i jeszcze tego samego dnia zawarli z nim braterstwo krwi, zaś Jastra zmieszała krew ich wszystkich na znak jedności. Drużyna skierowała swe kroki na zachód, zaś Kur został jej nowym wodzem. Pokonał bowiem siłacza Kostvika w zapadach, nauczony przezeń czerpać siłę z Ziemi, tak, że po trzynastokroć go obalił. Walka ta nie zniszczyła ich przyjaźni; Kur nadal szanował i podziwiał Kostvika i będąc odeń młodszym po wielokroć prosił go o radę. Herosi przekroczyli rzekę Visanę i zaszli na ziemię polańskie, gdzie spotkała ich groźna przygoda.
Czarownik Musulius, który jak podaje ,,Codex vimrothensis'' założył w Mezopotamii gród Mosul o glinianych murach, zanim na długie wieki narzucił swe jarzmo Bałtom, przemierzał drogi i bezdroża Sklawinii i Orientu, by zgłębiać wiedzę magiczną. Nokomu jeszcze nie znany, siwobrody starzec w pokrytej różnobarwnymi łatami szarej, prawie czarnej od brudu kapocie, zasięgał nauk od wołwchów i kudesników – kapłanów wielkiego ludu Antów, zaszedł nad rzekę Nilus, do Libii, gdzie sztuki obroticzestwa uczył go Tryton, badał gliniane tabliczki nad rzekami Tigra i Evarat, jako akolita uczestniczył w obrzędach ku czci Čortów Seta, Belzebuba i Beliala, szukając zakazanej wiedzy błąkał się w łachmanach, głodny i spragniony przez dżungle Bharacji i Sinea, oraz pobierał nauki u trzech braci – czarowników Bon ze świątyni w kraju Ibetain. Wraz z upływem lat, rosła moc i wiedza owego syna pełnej puszcz ziemicy Bałtów, ale jego serce malało, twardniało i ziębło. Masiulis z wolna stawał się zły jak Čorty, którym rozkazywał ku swej zgubie. Zrazu chciał czarami leczyć choroby, zjednywać miłość i odnajdywać rzeczy zgubione, lecz Čorty, z którymi się zadawał, tak znieprawiły jego serce, że nie mógł myśleć o niczym innym jak o nałożeniu jarzma swemu ludowi i Słowianom.
Pod swymi rozkazami miał hordy sinych ludzi. Istoty te wyhodował w erze szóstej smok Rykar ze schwytanych Płanetników. Wyglądem przypominali łysych mężów skórze niebieskiej i rogach jak u Čortów. Sini ludzie służyli Rykarowi i Gorynyczowi; wcieleniom Czarnoboga, a zaznawszy bólu i rozpaczy stali się pełni złośliwości i żadni mordu jak strzygi. Przestając być Płanetnikami stracili też wszelki wpływ na pogodę. Zgromadzeni pod stanicami Musulusa tratowali i palili ziemicę polańską, bydło piekli i pożerali, zaś ludzi zabijali, bądź brali w niewolę jeszcze straszniejszą od śmierci.
Kurek nie grzeszył dotąd odwagą, lecz podróż przez ziemie słowiańskie zmieniła go. Nauczył się łamać swój strach w starciach z rozbójnikami i wielkimi wężami – trusiami, teraz zaś bił nie znających litości sinych ludzi. Rzucał się w największy tłum rogatych wrogów o niebieskiej skórze i poił swój miecz ich krwią. W czasie swej pierwszej bitwy konatowy syn walczył z całkowitą pogardą dla śmierci, a w boju tym nie był sam. Wspierali go przyjaciele. Kostvik zwany Choszczem ciosami maczugi ciężkiej jak osiem turów, której nie mogła unieść żadna ręka prócz jego własnej, łamał szeregi sinych ludzi, a ich łyse, rogate łby pękały jak gliniane garnki. Spustoszenie siał Pulkava, celnymi strzałami z łuku przelewający potoki fioletowej krwi. Sini ludzie nie będąc już Płanetnikami nie mogli unosić się w powietrzu, nie mogli więc uciec przed Jastrą, pikującą na nich pod postacią jastrzębia, by szponami wydzierać oczy. Huragan z płuc Wiatroduja porwał wysoko w górę całe lewe skrzydło hufców czarnoksiężnika. Wojownicy ze skowytem dotknęli rogami chmur, by zaraz potem opaść na ziemię i połamać sobie wszystkie kości. Niektórzy zostali wyrzuceni podmuchem tak wysoko, że do śmierci pozostali zawieszeni między niebem a ziemią. Remezor jednym haustem wypił fosę otaczającą zameczek Berż, czym umożliwił jego zdobycie. Cała drużyna dokonała wówczas szeregu czynów przez długie wieki opiewanych w pieśniach. W niedługim czasie hufce Musulusa zostały wybite do nogi, bądź rozpędzone na cztery wiatry. Sam czarownik schronił się w zamku Liv, stojącym do tej pory i zza jego murów odpierał oblężenie. W końcu gdy i mury Livu zawiodły, postanowił się poddać. Dalsze jego losy są niejasne z powodu uszkodzonego tekstu w ,,Perłowym latopisie''. Wiemy jedynie, że uszedł z życiem i parę wieków później podbił i zjednoczył ziemie swych ojców. Tymczasem Słowianie uczcili Kura i jego drużynę jako swych wybawców.


*



Tymczasem Hermes Trismegistos wciąż doskonalił swój kunszt czarodziejski, a wraz z magiczną mocą rosły jego pycha, znudzenie życiem i samotność. Wspominał czasy gdy jeszcze będąc młodym wsiadał na miotłę, bądź łopatę i leciał na sabat na szczycie Łysej Góry, gdzieś na słowiańskiej ziemi. Teraz kiedy był już potężny, bogaty i okryty sławą, wstyd nie pozwoliłby mu się zadawać z prostymi czarownicami. W swej pysze i zaślepieniu porzucił wszelki zakon religijny, zwąc go pogardliwie ,,opium dla mas''. Nie musiał zarabiać na życie, bo Čorty w zamian za duszę, znosiły mu wszelkie możliwe dobra. Swoje dni pędził Hermes Trismegistos nudząc się, bądź oddając się rozpuście. Owej fatalnej nocy jak zwykle przybrał czarami młody wygląd i udał się do miasteczka Tebe, by odwiedzić jedną ze swych licznych kochanek; urodną dziewczynę służącą możnej pani, Stence Zamorskiej. Owa Stenka przybyła do Tebe nad rzeką Nilus z dalekiej, mroźnej wyspy zwanej Wolin, wedle słów swojej niewolnicy znała sztukę czarodziejską. Co noc smarowała się magiczną maścią, po czym wylatywała przez okno pod postacią puszczyka. Hermes Trismegistos i jego kochanica ukryci w sąsiednim pokoju przez dziurkę od klucza, ujrzeli tę przemianę na własne oczy. ,,Ukradnę dla ciebie trochę tej maści – oznajmiła niewolnica Stenki Zamorskiej imieniem Anema. - Chcę zobaczyć jak zmieniasz się w łabędzia, aby dowieść miłości do mnie''. Czarodziej zdurniał z powodu urodziwej Anemy i zaślepiony jej pięknem przystawał na jej najgłupsze nawet pomysły. Ledwo Stenka wyleciała ze swego domu, jej służebnica w te pędy porwała za maść i natarła nią swego kochanka. O zgrozo, nie wyrosły mu pióra i skrzydła, lecz ogon i długie uszy. Zamienił się w osła. Pełen gniewu na swą kochankę kopnął ją, po czym rycząc żałośnie wybiegł z domu Stenki Zamorskiej.
- Poczekaj! - ścigał go głos dziewczyny. - Trzeba ci białej róży, byś wrócił do ludzkiej postaci! - osioł czarownik nie słuchał jednak.
Ze wstydu gotów był zapaść się pod ziemię, zaś piękna Anema żałując tego, że niechcący zamieniła swego lubego w osła, powiesiła się na pasku od sukni. Stawszy się osłem, Hermes Trismegstos utracił moc magiczną. Čorty, którym jeszcze niedawno rozkazywał i którymi pomiatał jako swoimi niewolnikami, teraz brały do kosmatych łap sękate kije i bezlitośnie biły biednego osła. Ludzie, których spotykał nie byli lepsi. Pewna wielce szalona kobieta, chciała mu nawet wcisnąć zapaloną pochodnię pod ogon. Osioł opuścił Afrykę i przez wiele lat błąkał się po drogach i bezdrożach Azji i Europy. Przemierzał ziemię Solimów, Syrię, Hajastan, Kolchidę... Przekroczył Góy Jasowskie, wędrował po krainach Kimerów, Scytów i Sarmatów, aż zaszedł do kraju Antów. Na południu narodziła się legenda o śmierci Hermesa Trismegistosa, który przepadł bez wieści – może wcale nie umarł, jeno wyruszył w daleką podróż do Sinea, albo Atlantydy.
Tymczasem upokorzony czarownik zaczął żałować swej bezbożnej pychy i nawet wzywał Ageja i Enków, obiecywał zerwać pakty z Čortami, a z jego oczu ciekły gorące łzy. Wreszcie u kresu swej wędrówki, w kraju Antów, czyli ludzi wysokich spotkał Mokoszę – panią Ziemi o złotych włosach, jaśniejącą śnieżną bielą swych szat. Mokosza uwieńczona ognistą koroną, trzymała w ręku posoch zakończony białym kwiatem róży. Jaśniała cudownym blaskiem, roztaczała wokół błogi zapach róż i lilii, a wszystkie słowiki śpiewały na jej cześć. Widząc zabiedzonego osła, który niegdyś był największym z magów, uśmiechnęła się doń łagodnie i dotknęła go delikatnymi płatkami białej róży. Wówczas odzyskał człowieczą postać. ,,Twoje pakty zostały zerwane...'' - Hermes Trismegistos chciał okazać wdzięczność i radość, lecz złocista Mokosza pełna wdzięku, rozpłynęła się w powietrzu. Padł wtedy na kolana i poprzysiągł Agejowi, że do końca swych dni poniecha grzesznego czarostwa. Nie wiedział jednak co będzie czynił dalej.
- Takie były moje dziwne losy – przy ognisku zakończył swą opowieść zgrzybiały starzec o brodzie długiej i siwej.
Hermes Trismegistos opuścił kraj Antów, potężnych jak olbrzymy i w ziemicy Sklawinów spotkał się z drużyną Kura, syna Semigalasa.
- Ojciec posłał mnie do was, mistrzu – mówił Kur do byłego czarodzieja – abym został waszym terminatorem w magicznym rzemiośle.
- Moja sztuka była zła – odparł Hermes Po Trzykroć Wielki – przepadła i dobrze się stało. Utraciłem bogactwa, lecz umrę wolny, a Čort nie dostanie mej duszy.
- Między ustami a brzegiem pucharu wiele może się zdarzyć – raczyła zauważyć Jastra.
- Czas mojej kary minął – oświadczył Kur – zaznałem przygód, wiele przeżyłem i myślę, że wiele też się nauczyłem. Czas mi wracać na ojcowiznę, a kto chce niech idzie między Bałtów ze mną. Ty też możesz, mistrzu Po Trzykroć Wielki, iść za mną, a mój lud przyjmie cię z całym należnym szacunkiem.
- Nie zasługuję by tak bardzo mnie szanować. Powinno się raczej mówić o mnie: ,,Po Trzykroć Mały''.
- Nie – zaprzeczył Kur – jesteś panie Po Trzykroć Wielki, bo porzuciłeś sprawy Čortów i przyznałeś się, że to co robiłeś latami było złe, a na coś takiego potrzeba wielkiej odwagi.
- Jesteśmy twoją drużyną, Kurze synu Semigalasa – oznajmił Kostvik – zezwól nam razem z tobą iść między Bałtów.
- Nie jesteście mymi wojami, lecz przyjaciółmi – rzekł Kur – czas nam kończyć przygody na słowiańskiej ziemi. Ojcowizna wzywa! Komu w drogę temu czas!
Hermes Trismegistos przyłączył się do junaków. Osiadł w Burus, gdzie dla swej mądrości wybrany konatem jednego z plemion, założył księstwo zwane Hermią (Germiya), czyli dzisiejszą Warmię (Varmiya). Kur wrócił do swego księstwa razem ze swą drużyną. Pochował starego ojca, objął po nim godność konata, a za żonę pojął Jastrę, z która miał synów i córki. Zmienił się. Władał mądrze, łaskawie i sprawiedliwie, a kraik, nad którym panował trzymał nazwę Kurlandii.


*




Minęło parę wieków i ziemica dzielnego Kura przeszła we władanie lutego czarnoksiężnika Musulusa. Trzymał on w jarzmie Bałtów, aż do ery trzynastej, kiedy obalił go Rzymianin Palemon. Kurlandia zaś weszła w skład nowego królestwa Latyki.





Oniricon cz. 157

Śniło mi się, że:




- pojechałem na wieś gdzie zobaczyłem żółte traktory i wdepnąłem w kupę,



- król Ćwieczek VII żył w XVI wieku i poślubił córkę królowej Bony; to właśnie jego ma się na myśli mówiąc ,,za króla Ćwieczka'',



- byłem na wycieczce do Budapesztu, gdzie weszliśmy do katedry, gdzie małe dzieci w specjalnych albach były zorganizowane w kółka biblijne,



- Ormianka Urma napisała w SMS - ie do Jana Bodakowskiego, że nie jest Żydówką,



- na filmie ,,Sanatorium pod Klepsydrą'' pokazano stadko plateozaurów pluskających się w wodzie,
- jadąc tramwajem zobaczyłem w oknie Jenę ov Blackeyovą i pomachałem jej, a ona też mi pomachała,



- bohaterowie ,,Świata według Kiepskich'' poszukiwali nauczyciela duchowego; Arnold Boczek odrzucił hinduskich guru i zaprosił do domu człowieka wyglądającego jak Jezus, który potem założył garnitur; Halina Kiepska była temu wszystkiemu od początku przeciwna,
- spotkałem na ulicy człowieka podobnego z wyglądu do Arnolda Boczka, który prowadził własnego bloga, lubił zwierzęta, oraz spłodził byka, wieprza i kaczkę, był niezadowolony gdy zobaczył wypatroszoną  kaczkę na rynku,
- gdzieś żyją kobry z czterema łapami,



- jakiś wojownik zabił Braci B.,



- pojechałem do szpitala psychiatrycznego, aby wyregulować sen i ujrzałem tam ludzi w maskach koni, których się bałem,
- ilustrowałem ,,Milenium, czyli Nowe Triumfy'' za pomocą zdjęć z Internetu, kamyków i muszelek,



- jakiś brodaty polityk partii ,,Korwin'' ze Szczecina skarżył się, że zarabia tak mało, że nie starczy mu na utrzymanie córki,



- widziałem rusałkę Walkirię z białymi skrzydłami i wytatuowanym reniferem,
- po latach spotkałem Adamusa ov Dibicusa, który był jak zawsze w marudnym nastroju,
- poszedłem do parku boso i w spodniach od piżama podwiniętych do samych ud, a jakiś człowiek się temu dziwił,



- narysowałem Jenę ov Blackeyovą podobną do Królewny Śnieżki i rozpłakałem się z tęsknoty za nią; widziałem występy cyrkowców na sali gimnastycznej, lecz nadal byłem smutny,



- Marian Paździoch opowiadał o kojotach z Kostaryki i Brazylii; w tej ostatniej kojoty są pieczone i zjadane, lecz ich mięso zawsze jest zimne; ponadto Brazylijczycy polują na gigantyczne krocionogi, które też pieką i jedzą.