Poniżej chciałbym zaprezentować drogiemu Czytelnikowi swoją pracę na konkurs filozoficzny, którą napisałem w trzeciej klasie liceum pod kierunkiem pana Andreusa ov Leovishinera.
Tadeusz Klarowski
ZSO
Mistrzostwa Sportowego
w
Szczecinie
Na
jakie dylematy filozoficzne i moralne natrafimy przestrzegając
zakazu zabijania?
PROLOG:
Korzenie śmierci
„Więc kimże w końcu jesteś? Jam częścią tej siły, co zła wiecznie pragnąc wiecznie czyni dobro”J.W. Goethe „Faust”
Historia
życia na Ziemi jest także historią śmierci, gdzie umieranie i
narodziny stanowią podstawę trwania i rozwoju każdego gatunku.
Śmierć zwalnia nisze ekologiczne i pozwala zajmować miejsca tych
gatunków, które wymarły. Stąd rolę przyrodniczą śmierci można
porównać do roli Mefistofelesa w „Fauście” – „ ...
co wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”.
Bez śmierci nie byłoby postępu ewolucyjnego, a uwzględniając
rozmnażanie – lokum i wyżywienia, a nie wiadomo czy organizmy nie
podzieliły by losu mitycznego Titonosa. Dla człowieka mogą to być
słowa bolesne – zwłaszcza, gdy jest śmiertelnie chory lub
przeżył śmierć kogoś bliskiego.
Z
wszystkich organizmów człowiek najbardziej boi się śmierci, bo
jako jedyny ją wartościuje.
We
wszystkich kulturach śmierć jest czymś złym, tajemniczym i co
stanowi granicę między rozumem a wiarą. Jednak śmierć stanowi
naturalne uzupełnienie świata przyrody. W swej wartości pozostaje
ona sposobem finalizacji każdego zjawiska życia. Nie można poznać
wartości życia bez aksjologii śmierci, tak jak cienie podkreślają
piękno światła. W dużej mierze to ta właśnie perspektywa
nadaje ostatecznie realny sens i cel ludzkiego życia.
Miarodajną perspektywę
dla ludzkiej egzystencji nadaje świadomość jej skończoności,
gdzie kruchość i delikatność życia zmusza do wewnętrznego
zachwytu nad samym jego procesem, gdyż w tej określonej znaczeniowo
kulturą przeżywania śmierci doznajemy głębokiej radości z faktu
życia. Starożytni uznawali, że prawdziwa filozofia polega na
praktykowaniu śmierci. Dopiero z tą perspektywą można należycie
docenić naturalną wartość i sens życia, zarówno ludzi jaki i
całej przyrody. Współczesna kultura zachodnia jest stale nasycona
śmiercią, której rzeczywistą realność zdołano wyprzeć.
Dlatego pozostała w niej tylko fikcja śmierci jako „śmierć
wirtualna” i całkowicie wyalienowana od naszego świata. Jednak
jej znaczenie nie straciło na ważności, lecz tym bardziej stało
się ono elementem naszego zbrutalizowanego życia.
„Sein
zum Tode” Martina Heideggera
„Bycie ku śmierci” przenika całą
ludzką refleksję, a jej wyparcie z potocznego myślenia w ogóle
nie uwolniło nas. W tym względzie stała się ona często niezdrową
fascynacją i jej „niekwestionowane” znaczenie przenika niemal
wszystkie działania, bowiem ta właśnie perspektywa otwiera nas na
wartość ludzkiego człowieczeństwa, pozwala je określić i nadać
jemu granice. Dlatego śmierć jest kategorią najbardziej
kontrowersyjną w ludzkim życiu. Jest perspektywą, która uruchamia
całe zaplecze egzystencji w każdym człowieku, w którego ramach
element twórczy musi przeważać nad naturalną konstrukcją bytową.
Określając czas do samorealizacji i stawania za tym, ku czemu samo
życie nas uzdatniło. W tym względzie śmierć niczym cień
podkreślający światłość jest twórczym składnikiem życia, co
w kontekście wartości wszystkich form życia pozwala z nadzieją
spoglądać na przyszłość. Jest to tym bardziej istotne, że sama
śmierć jest apogeum życia, w którym jego wiara, nadzieja i miłość
muszą odwoływać się do jego jakościowych form i znaczeń.
WARTOŚĆ ŻYCIA
Żaden organizm nie może zmienić swojej przynależności gatunkowej. Choć człowiek jako embrion może przypominać ptaka, lub rybę zawsze będzie człowiekiem.
„Podczas wizyty i wykładu w Warszawie Arne
Naess wyjaśnił te wątpliwości mówiąc, że oprócz równości
istnieje jeszcze zasada odpowiedzialności. Prawo do życia jest
jedno i to samo, ale potrzeby życiowe naszych najbliższych (i
odpowiedzialność za nich) są na pierwszym miejscu.”
– Anna Kalinowska „Ekologia – wybór przyszłości”
„Tradycyjna etyka lekarska... nigdy nie stawia pytania, czy życie pacjenta ma wartość, ponieważ pojęcie życia pozbawionego wartości obce jest i tradycji hipokratejskiej i angielskiemu prawu karnemu, które wierne są zasadzie świętości ludzkiego życia, głoszącej, że zawsze jest złem rozmyślne zabijanie niewinnych istot ludzkich, ponieważ wszelkie życie posiada niezbywalną wartość.” – John Keown 1993 r.
Definicja
eutanazji oznacza „ zabójstwo z litości, w celu
skrócenia cierpień”.
Mówi się
o niej w przypadku zwierząt – starych i chorych, „usypianych”
przez weterynarzy.
Wielu
ludzi to akceptuje, ale za Zuzanną Stromenger („Koty domowe”)
spróbujmy zrobić „bioetyczny” rachunek sumienia – uśpiliśmy
psa lub kota naprawdę „z litości”, czy może z lenistwa,
znieczulicy, z powodu znudzenia? Naziści kierowali się
„darwinowską” etyką jakości życia ludzkiego. W jej imię
oprócz podbijanych narodów i mniejszości narodowych (np. Żydzi,
Polacy, Rosjanie, Cyganie) na wielką skalę stosowali eutanazję.
Tępiono więc upośledzonych psychicznie chorych, niepełnosprawnych,
szpitale zamieniono w miejsca masowych mordów. Hitlerowcy nakazali
lekarzom zabijać pacjentów – co np. w Holandii spotkało się z
żarliwym oporem. Dziś ta sama Holandia słynie na całym świecie z
eutanazji i zbiera pochwały od Petera Singera. W „Życiu i
śmierci...” opowiada się on za eutanazją osób, które straciły
świadomość oraz tych, co sobie życzą. Obecnie wielu chorych
obawia się, że zostanie zabitych bez własnej wiedzy i zgody –
dawniej cenieni w całej Europie lekarze stają się egzekutorami
społeczeństwa „Tylko głupiec zna odpowiedź na
wszystkie pytania” – rzekł Anatol France. Jest
też wielu chorych, którzy nie chcą eutanazji – nauczaniu chorego
na Parkinsona Jana Pawła II nadaje temu autentyczności. Być może,
chętnych należy zapoznać z cierpieniem innych i dać możliwość
pomocy -–skoro tak wielu ludzi cierpi, to czemu nie można się
dzielić cierpieniem? Żyjąc w prawdzie trzeba uznać, że trauma
cierpienia i śmierci nakłada się w samo sedno ludzkiego życia.
Tak nadaje mu wyższą wartość i odpowiednią wrażliwość na sam
sens i teologalny cel śmierci i cierpienia, zwłaszcza w wymiarze
religijnym. Przykładem tego jest, że w XVII wieku odmawiano
zwierzętom odczuwania bólu, aby usprawiedliwić swoje okrucieństwo.
WOJNA I REWOLUCJA A RELIGIA
„Gdy znów do murów klajstrem świeżymprzylepiać zaczną obwieszczenia, [...]i byle drab, i byle szczeniakw odwieczne kłamstwo ich uwierzy,że trzeba iść i z armat walić,mordować, grabić, truć i palić;gdy zaczną na tysięczną modłęojczyzną szarpać deklinacją [...]gdy wyjdzie biskup, pastor, rabinpobłogosławić twój karabin, [...]O, przyjacielu nieuczony,mój bliźni z tej czy z innej ziemi!wiedz, że na trwogę biją dzwonykróle z panami brzuchatymi;wiedz, że to bujda, granda zwykła,gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,że im gdzieś nafta z ziemi sikłai obrodziła dolarami;że coś im w bankach nie sztymuje,że gdzieś zwęszyli kasy pełnelub upatrzyły tłuste szujecło jakieś grubsze na bawełnę.Rżnij karabinem w bruk ulicy! [...]” – Julian Tuwim „Do prostego człowieka”
Wojna
jako fakt historyczny wypaliła piętno na wielu kulturach. „Zabić,
czy oszczędzić”? – to pytanie pojawia się za każdym razem.
Już australopiteki zabijały się między sobą, a z wykopalisk
neolitycznych z Sudanu znamy ślady pierwszego ludobójstwa
(14 000 lat p.n.e.). Wiek XX zaczął i zakończył się wojną, a
XXI już teraz zapowiada się podobnie. Zawsze wojny stanowiły
sposób drastycznego sprawdzianu kultury i tężyzny duchowej narodu,
jednocześnie okaleczając te wartości. Nadając realną wartość i
siłę w zajadle walczących ze sobą aksjologicznych i
ideologicznych przesłaniach, w których koślawiły się lub
zdobywały właściwą formę ludzkie charaktery i postawy. Odnośnie
wojen imperialnych, starożytni koloniści greccy i średniowieczni
chińscy byli daleko bardziej humanitarni od nowożytnych
Europejczyków. Obok dumy narodowej, nakręcania koniunktury i
zapewnienia krajowi środków do życia, dochodził kolejny argument
– „misji cywilizacyjnej”. W 1935r. odwoływał się do
niego B. Mussolini znosząc niewolnictwo w zniewolonej przez Włochy
Abisynii. Wariantem jedynej wartościowej moralnie wojny jest wojna
obronna, prowadzona w celu odparcia najazdu. Zwielokrotnioną
wewnętrznie walką jest wojna domowa, która toczy się w obrębie
jednego państwa, między frakcjami politycznymi (starożytny Rzym,
Polska 1945 – 1947), etnicznymi (Palestyna, Czeczenia, Ruanda),
oraz religijnymi (Niemcy w XVI i XVII w). Jest najbardziej krwawa, bo
„bratobójcza”. Gdyby teraz wybuchła w Polsce, niejeden
przeżywałby dylematy, widząc we wrogim szeregu kogoś z
bliskich...
W
ferworze wewnętrznych walk, dokonywana była zawsze rewolucja, która
miała doprowadzić do zmiany zastałego systemu przez grupę ludzi,
przy pomocy siły. Mówimy o rewolucji francuskiej, amerykańskiej,
lipcowej i październikowej, ale też o „rewolucji kulturalnej” w
Chinach, seksualnej w USA, moralnej na ziemiach polskich etc.
Istnieją nieliczne bezkrwawe (np. „aksamitna rewolucja” w
Czechosłowacji), ale na ogół przybierają postać wojny domowej.
Mówi się nawet: „Wielka rewolucja potrzebuje
wielkiej krwi”. Zawsze wybuchła w dobie nędzy i ucisku.
Obalony przywódca często zostaje zabity (Ludwik XVI, Mikołaj II,
Nicolae Ceaucescu). Często niszczy się zastane instytucje (
zwłaszcza religijne), stosuje terror ( np. za pomocą gilotyny),
toczy walki frakcyjne i ujawnia skłonności dyktatorskie ( jakobini,
bolszewicy), prowadzi rozbudowaną propagandę (J.J. Rousseau na
karcie do gry) oraz indoktrynuje dzieci i młodzież. Gdy wreszcie
obali się władzę jednostki, często zastępuje ją inna jednostka
( Napoleon, Lenin), a nowy ustrój może być jeszcze gorszy od
poprzedniego. Religia jest zwalczana z całym okrucieństwem - w
Ameryce Południowej istnieje „teologia wyzwolenia” – herezja
łącząca doktrynę chrześcijaństwa z marksizmem na potrzeby
rewolucyjne.
„Czarnymi charakterami”
w oczach rewolucjonistów są też inni bojownicy –
kontrrewolucjoniści lub reakcjoniści ( Wandejczycy, Biała
Gwardia). W czasie walk frakcyjnych wyodrębnia się trzeci „wraży”
stan – zdrajcy ( Madame Roland, Lew Trocki). Teoria spisku władzy,
religii i apostatów daje rewolucji usprawiedliwienie masowych rzezi,
mających utrzymać społeczeństwo „w szachu”. Dobrym dziełem o
rewolucjach (zwł. październikowej) jest „Folwark zwierzęcy”
George’a Orwella. Pokojowe metody, które zrewolucjonizowały
społeczeństwo stosowali Mahatma Ghandi i Martin Luther King.Czy rewolucjonista zawsze musi walczyć tylko na te dwa sposoby? Włoski marksista Antonio Gramsci głosił „marsz przez instytucje” idei walki klas – społeczeństwo burżuazyjne miało być zniszczone „od środka” przez oficjalną propagandę marksizmu od szkół, przez kulturę do elit politycznych. Z kolei ks. Jose Luis Martin Descalzo pisze, że prawdziwym buntownikiem nie jest ten kto niszczy i neguje wszystko wokół, lecz ten kto buduje i trudzi się przy tym. Hasłem prawdziwego rewolucjonisty mogą być słowa św. Pawła: „Zło dobrem zwyciężaj”. Takimi wielkimi buntownikami byli: Jezus Chrystus, św. Benedykt z Nursji, św. Albert Wielki, Mikołaj Kopernik, Galileusz, Karol Lineusz, Georges Cuvier, Charles Darwin, Maria Curie – Skłodowska, M. Ghandi, św. Maksymilian Maria Kolbe, M. Luther King, papieże bł. Jan XXIII i Jan Paweł II, Louis Pasteur, Henri Dunnant, Helen Keller, Albert Schweitzer, Albert Einstein, bł. Matka Teresa z Kalkuty etc. Było ich wielu, a ci byli rewolucjonistami, nie zabijając ludzi!
Ważne zadanie przemiany myśli ludzkiej spełniały wojny religijne. Jednak religia to pierwszy czynnik kulturowy, który wydał zakaz zabijaniu. Jej kontakt z wojną przebiegał rozmaicie – do dziś mają miejsce próby zapewnienia pokoju. Jak wiemy z historii te próby kończyły się często niepowodzeniem. Politycy i tak „zrobili swoje” mimo nałożonych ograniczeń. W religiach politeistycznych występują bóstwa wojny jak Ares, czy Mars ( chiński bóg wojny zajmował się jej zapobieganiu). Cechą wojny religijnej, która używa religijnej propagandy („Gott mit uns”, złe rozumienie słowa „dżihad”) jest wyjątkowe okrucieństwo, zwłaszcza w obrębie tego samego wyznania ( wojna trzydziestoletnia). Dopuszcza udział idealistów (pierwsza krucjata), ale służy celom nie religijnym, ale politycznym i ekonomicznym (podboje tureckie). Do religii odwołują się przywódcy wojskowi nawet w XXI wieku, choć jak uczy Jan Paweł II: „Żadna wojna nie jest święta”.
Na zakończenie tej części rozważań pozostaje stwierdzenie, że mimo wielu rodzajów wojen, wszystkie są podobne, a najbardziej obiektywny podział obejmuje tylko wojnę zaborczą i obronną.
RELIGIA WOBEC WOJNY
Niechlubnym aspektem są ofiary z ludzi – popularne w kulturach starożytnych, miały kiedyś miejsce w hinduizmie. U ich podstawy jak się twierdzi leżała władza kapłanów – aby utrzymać społeczeństwo „w szachu” stosowali terror ukryty za parawanem religii.
Nie można jednak przemilczeć, że religie mają duży wkład w zachowanie i propagandę pokoju. Buddyści mają opinię ludzi szczególnie pokojowych. „Buddyzm jest jedyną religią, która nie stała się przyczyną wojny” – ktoś kiedyś powiedział. Aśoka po konwersji stał się pacyfistą i bardzo dobrym władcą Indii. Rzadko bierze się pod uwagę, że w Bhutanie inne doktryny i religie są zakazane, a na Sri Lance mają miejsce krwawe walki z udziałem buddystów.
„Biblia” zawiera wiele opisów bardzo okrutnych wojen ( rzezie, niszczenie miast, grabieże itd.), w których Naród Wybrany wspierał Jahwe. W oburzeniu nawet ludzi wierzących, umyka uwadze oszczędzenie Rachab z rodziną z Jerycha, zakaz niszczenia drzew i możliwość zastąpienia masakry niewolą. Były to wojny religijne, lecz koncepcja Boga Wszechmiłosiernego rozwijała się wiekami. Armie Mojżesza i Jozuego nie były bardziej okrutne od im współczesnych.
Pytany przez rzymskich legionistów św. Jan Chrzciciel, odpowiadał, żeby nikogo nie łupili i poprzestawali na swoim żołdzie. Tylko tyle? Czy: aż tyle? Św. Marcin był legionistą, co budziło w nim kontrowersje. Żył w czasach Juliana Apostaty i podczas walki z barbarzyńcami odmówił zabijania ludzi. Na znak, że nie robi tego z tchórzostwa, wyszedł naprzeciwko wroga z krzyżem. Ku zdumieniu Rzymian, barbarzyńcy poprosili o pokój.
Kościół w średniowieczu walczył z plagą wojny, za pomocą „pokoju Bożego”, ekskomunik, sojuszy antywojennych etc. Walki między chrześcijanami były bardzo źle widziane, a przed powstaniem kultury rycerskiej, rycerzami gardzono jako zwykłymi „rezunami” ( „Non militia sed malitia”). Dlatego w czasie chrystianizacji Europy, wielu władców korzystało z pomocy pogan ( św. Henryk II przeciwko Polsce, Bolesław Chrobry przeciwko Rusi). W XIII w. św. Tomasz z Akwinu za „wojnę sprawiedliwą” uznał wojnę obronną, trwającą do momentu usunięcia najeźdźcy z terytorium i nie wyrządzającą większych szkód niż sam najazd ( w XV wieku rozwinął to Paweł Włodkowic, za sprawiedliwą uznając wojnę pogan w obronie swej niezależności, której nie wolno naruszyć nawet cesarstwu czy papiestwu). Idea „pokoju Bożego” zawodziła, toteż jako „mniejsze zło” wybrano walki z poganami. W Europie było ich pod dostatkiem – Prusów, Jaćwięgów, Arabów, Finów, Kumanów, czy Sasów. Były też krucjaty walczące z muzułmanami (Arabami i Turkami) o Jerozolimę. Pierwszej przyświecały wysokie ideały, ale już wtedy doszło do grabieży i pogromów a następne były zwykłymi najazdami – min. na chrześcijańskie Bizancjum. Doprowadziły do pogłębienia przepaści między chrześcijanami a judaistami i muzułmanami. Stworzyły jednak kulturę rycerską i etos chrześcijańskiego wojownika kierującego się honorem i wiarą, nie prowadzącego wojen totalnych z chrześcijanami i wolącego miast zabijać wroga, uwolnić go za wysoki okup. W duchu tejże kultury stworzono mit o Rolandzie. Roland, Oliver i biskup Turpin bez litości zabijają Maurów w Hiszpanii; na cześć Boga, „słodkiej Francji” i Karola Wielkiego. Biskup Turpin nie żałuje tego, że uśmierca bliźnich, a nawet gardzi mnichami. Za pokutę nakazuje „tęgo walić”. Jednak w rzeczywistości sam Roland padł ofiarą Basków.
Podobne tendencje łączy się z islamem i „świętą wojną” – dżihadem. W „Koranie” oznacza to walkę duchową, lecz jako wojnę w celu szerzenia islamu zinterpretowali ją średniowieczni Arabowie po śmierci Mahometa. Był to koczowniczy naród pasterzy z pustyń, który dzięki islamowi stał się średniowieczną potęgą kulturalno – militarną. Byli jak na owe czasy bardzo tolerancyjni ( vide Europa). Pojęcie dżihadu do skrajności doprowadzili Turcy ( kolejny naród z ubogiego kraju żyjący z podbojów), środkowoazjatyccy „Sowieci” i ekstremiści.
Gdy w Europie upadły „pokoje Boże” i kultura rycerska, hiszpańscy konkwiskadorzy odkryli, że wojownicy inkascy po zabiciu wroga wycofywali się z pola bitwy, by złożyć ofiarę bóstwu. Z tego okresu pochodzi stosunek do wojny, jaki reprezentowali Erazm z Rotterdamu i św. Tomasz Morus. Pierwszy z nich był radykalnym irenistą. Drugi pisał, że monarchowie marnują na niepotrzebne wojny multum środków, pieniędzy i czasu, zaniedbując ważniejsze sprawy pokojowe ( jako świadoma polityka totalitarna pojawia się to u Orwella: „Rok 1984”). Mimo to, mieszkańcy Utopii prowadzą wojny nie zawsze etycznymi środkami. Najradykalniejszymi irenistami byli arianie – demonstrowali to nosząc drewniane miecze. Wieki XVI i XVII były czasem okrutnych wojen religijnych między katolikami („papistami”) a protestantami.
Metody obu stron niewiele różniły się od metod późniejszych totalitaryzmów.
O tym, że patriotyzm nie polega na zabijaniu ludzi przekonuje nas św. Maksymilian M. Kolbe – z przyczyn moralnych nie wstąpił do Legionów. Dużo można też mówić o dorobku Jana Pawła II – dość, że zapobiegł wojnie między Chile a Argentyną, występując jako mediator... To on powiedział: „Żadna wojna nie jest święta”.
„Nie jestem pacyfistą, ale pacyfistą walczącym. Nic nie położy kresu wojnom, jeśli ludzie sami nie odmówią swego w nich udziału” – Albert Einstein.
Pacyfizm ( z łac. „pax” – pokój) to ruch antywojenny, często powiązany z ruchem „ekologicznym” a nawet z rewolucją seksualną (vide Irenaus Eibl – Eibelsfeldt „Miłość i nienawiść”). Pacyfiści odrzucają wojnę i wojsko, czasem nawet święta państwowe ( dla nich ustanowiono służbę zastępczą). Często organizują manifestacje antywojenne, piszą petycje, a nawet chcą być „żywymi tarczami”. Pytania jakie się tu budzą: dlaczego przywódcy nie wyzywają się na pojedynki? Jeśli jest to wojna obronna i bierny opór nie jest możliwy? Czy pacyfizm i „ekologizm” naprawdę pasują do rewolucji seksualnej? Czy wszyscy żołnierze są źli? Czy Amerykanie mają przestać świętować uzyskanie niepodległości? Co to jest patriotyzm?
Powoli kończymy nasze rozważania. Jak pisał Paweł Jasienica – zmienia się wszystko, ale „libido dominandum” trwa i pcha do wojen. Georges Minois kończąc „Kościół i wojnę” pisał, że wojna rodzi się w sercu i tam powinien działać Kościół. Z kolei ks. Descalzo przytoczył przykład pacyfisty i „ekologa”, który był przykry dla żony i dzieci – bardziej antywojenny byłby prowadząc „dżihad” – świętą wojnę z własnymi wadami.
ŚMIERĆ W
KULTURZE I SPOŁECZEŃSTWIE
Tak naprawdę (według ks. Descalzo „Dlaczego warto mieć nadzieję?”) wszyscy jesteśmy mordercami, bo nie pomagamy np. żyjącym w skrajnej nędzy – wzruszamy się od czasu do czasu, ale na co dzień są nam obojętni. Świat jest ogromnym obozem koncentracyjnym , w którym tylko ofiara nie jest katem. Świadomość tego może niejednego zabić – stąd „ślepota jest wielkim miłosierdziem”. Również artyści nie są bez winy – sztuka (poza odwoływaniem się do sumień) nie łagodzi cierpienia, a nawet je przesłania. Wiele przykładów można tu podać. Jest to bardzo przykre. Bycie wielkim artystą nie jest równoznaczne z byciem dobrym człowiekiem (vide Mickiewicz, Bułhakow). Dlatego dorobek artystyczny, choćby najlepszy nie może nikogo „wybielić” – artysta podlega tym samym prawom moralnym, co „szary, zwykły człowiek”. Czy w takim razie warto tworzyć sztukę? Może odrzucimy „sztukę dla sztuki” na rzecz takiej, która niesie wartości i rozbudza wrażliwość? Czy jest dla takiej miejsce we współczesnym świecie kapitalistycznym, rządzonym przez pieniądz? A może każdy artysta powinien żyć zgodnie z sumieniem i żyć według tego co głosi?
W kulturze każdej zbiorowości ujawnia się i implikuje wewnętrzna relacja do samobójstwa. Obecnie stosunek ten zostaje przemilczany, chociaż jest najczęściej potępiany we wszystkich kulturach. W religii jest uważane za grzech ciężki przez Kościół – ów w przypadku samobójstwa kieruje się zasadą aby „nienawidzić grzechu, ale kochać grzesznika”. Popełniają je często ludzie zdesperowani, nieszczęśliwi, sfrustrowani, nie doznający miłości lub nie wierzący w jej istnienie ( np. „Pan Graba”). Niektórzy uważają samobójców za ludzi odważnych – wszak wszyscy boją się śmierci. Oddanie życia – dla ratowania ofiar kataklizmów i wypadków, aby nie zabić poczętego dziecka ( np. św. Joanna B. Molla), w wojnie obronnej, w obronie osoby napadniętej – wymaga odwagi, choć nie wszyscy uważają to za godne naśladowania ( np. P. Singer). Dlatego żołnierzy uważa się za bohaterów, choć czasami większego męstwa wymaga bycie matką. Czy skoro życie jest trudne – bohaterstwem nie jest raczej walka z przeciwnościami? Wszak samobójstwo trwa krótko, a to drugie długo a w obu przypadkach istnieje wiara...
W kulturze europejskiej słynną samobójczynią była Antygona. Oto postać kontrowersyjna – dla jednych jest wzorem bohaterstwa, dla innych jego zaprzeczeniem. Uwięziona przez Kreona za złamanie jego zakazu – wiesza się, czym rujnuje wszystkich swoich bliskich. Grzebiąc Polinejka twierdziła, że pełni wolę bogów, ale samobójstwem sama ją złamała. Dla Greków również było czymś złym, mimo zasad: „Najlepiej się nie rodzić” i „Wybrańcy bogów umierają młodo”.
Oprócz zwykłego ryzyka związanego z udziałem w wojnie, w historii zapisali się żołnierze samobójcy. W Japonii byli to lotnicy – kamikadze ( jap. „boski wiatr”), którzy rozbijali swe samoloty o statki Amerykanów. Byli to większości szintoiści. Swoje samobójcze loty traktowali jako najwyższą ofiarę dla cesarza i Japonii – oba pojęcia wyrażały dla nich tę samą wartość. Istniały nawet plany, aby obwieszone bombami dzieci wysadzały czołgi. Kamikadze to element orientalnej tradycji, negującej zarówno indywidualizm, jak i chrześcijańską solidarność i podporządkowujący jednostkę ogółowi. Dlatego też azjatyckie odmiany komunizmu okazały się jeszcze okrutniejsze od europejskich.
Publiczne samobójstwo może być formą protestu – przykładem byli R. Siwiec w Polsce, J. Palach w Czechosłowacji, pewni Litwini w ZSRR i bohater książki „Mała apokalipsa” Tadeusza Konwickiego. Pytania jakie budzą: jaka jest ich ocena moralna i czy istnieje oprócz samobójstwa, terroru i emigracji jakaś czwarta droga, wreszcie czy osłabi to tyranię? Znamy też samobójstwa, popełniane aby nikogo nie wydać pod wpływem tortur. Pewna kobieta podczas wojny pozwoliła dzieciom wypić swoją krew. Kościół nie uważa za samobójstwo czynu pewnej męczennicy, która weszła w ogień aby nie wyrzec się Chrystusa – w przeciwnym razie popełniłaby grzech śmiertelny. Ks. Descalzo porównuje do samobójcy Jezusa, który nie niszczy swego życia lecz rozdaje je innym.
W religii Azteków istniały samobójstwa rytualne – ofiarowanie życia bogu było dla nich najwyższą wartością. Podobnie dla hinduistów znaczy utopienie się w świętej rzece – Gangesie. Do tego typu samobójstw chętnie nawiązują sekty i terroryści ( ci wywodzący się ze środowisk muzułmańskich, wykorzystują w propagandzie wiarę, że poległy na wojnie z giaurami pójdzie prosto do Raju).
Kończąc rozważania o samobójstwie pozostaje sprawa kary za nie spadająca na rodzinę sprawcy. Nasze zatomizowane społeczeństwo uważa takie rzeczy za sprawy prywatne i może się powoływać na prywatność, prawo decydowania o sobie, brak znajomości interpersonalnej i czasu oraz na potrzebę wytężonej pracy zarobkowej.
Ważnym też aspektem życia społecznego jest stosunek do kary śmierci. We wczesnej starożytności istniała jako zasada odpowiedzialności zbiorowej. Shumanitaryzował ją Hammurabi, wprowadzając zasadę „oko za oko”, którą przeniesiono do mozaizmu. Szczególne spory budzi to w kontekście chrześcijaństwa gdzie czci się Jezusa – Ukrzyżowanego przez niesprawiedliwy wyrok. Nawet w okrutnym ( nie bardziej od innych epok) średniowieczu, kara śmierci budziła poważne opory ( św. Jan Gwalbert, św. Franciszek z Asyżu, św. Tomasz z Akwinu). Zwolennicy powoływali się na św. Pawła ( „List do Rzymian”) uznającego „miecz” władzy karzącej zbrodniarzy. W XVI w. przeciwko karze śmierci opowiadał się św. Tomasz Morus ( „Utopia”), który nawet wypraszał na kolanach łaskę dla skazanych! W tym czasie Andrzej Frycz Modrzewski postulował, aby uśmiercać szlachciców i magnatów zabijających członków niższych stanów. Oprócz tego miały miejsce wojny i wyroki śmierci prowadzone i wydawane przez duchownych ( Juliusz II, Tomasso Torquemada). Przeciwnikiem tej instytucji jest min. obecny Papież. Do zwolenników należy prof. Bogusław Wolniewicz ( „Pod napięciem”). Kara ta istnieje w wielu państwach jak USA i Chiny, zaś w formę terroru przeradza się zawsze w systemach totalitarnych.
Jakie są racje „za” i „przeciw”?
- „Pro”: Kara
śmierci utrzymuje w ryzach społeczeństwo, dzięki temu, że jest
nieodwracalna i uczy dyscypliny. Rozwiązuje problem przepełnienia
więzień, a poza tym wielu kryminalistów już nie można zmienić.
Jest to adekwatna odpowiedz dla niszczących ludzkie życie i sama
jest wyrazem szacunku dla niego ( jej nakaz występuje w „Biblii”).
Stosowana w wojsku chroni cywilów przed nadużyciami ze strony
żołnierzy, a ich dowódców przed reputacją zbrodniarzy.
- „Contra”: Fiodor
Dostojewski w „Biesach” porównywał kryminalistów do
ewangelicznych wieprzy opętanych przez Legion – nie są źli z
natury, lecz skupiły się w nich wszystkie wady przejawiające się
w „uczciwej” społeczności. Jest to ciekawe porównanie: czy
czasem Legion przebywający w „bandytach” nie trapi mnie i
ciebie? Wielu żyjących zasługuje na śmierć, a wielu
umierających na życie – w dziele Tolkiena mówił Gandalf do
Froda. „Potępiamy innych, bo chcemy usprawiedliwić
siebie” – pisał św. Serafin Sarowski. Ma
tu miejsce typowy konflikt między miłosierdziem a
sprawiedliwością. Poza tym w razie skazania niewinnej osoby nie
można jej zwrócić życia...
Społeczeństwo zgodnie z filozofią prawa dopuszcza prawo do obrony koniecznej. Każdy z nas może być postawiony wobec dylematu: ma obowiązek chronić życie swoje i innych zaś jego przeciwnik nie uznaje tego! Celem samoobrony nie jest zabójstwo, a tylko odparcie ataku, niemniej podczas tego odpierania może mieć miejsce - zabójstwo. Polskie prawo uczy, aby odpierać atak środkiem zbliżonym do używanego przez napastnika. Czy zawsze jest to możliwe? Czy zabójstwo w samoobronie jest lżejsze od tego popełnianego w innych przypadkach? Wreszcie kto jest ( bardziej) winny – sprowokowany czy prowokator? Henryk Sienkiewicz („W pustyni i w puszczy”) ustami ojca Tarkowskiego opowiadał się za tą drugą możliwością. Wreszcie czy nie mówimy czasem o zbrojnej obronie ojczyzny w miniaturze? Nadaje to sens sztukom walki, ale czy zmusza to wszystkich do ich opanowania?
Zwiększa zarobki sprzedawców środków obronnych.
Jest też przedmiotem politycznej gry o wyborców – ci ostatni będą prawdopodobnie głosować na te ugrupowania, które zechcą łagodnie traktować zabijających w samoobronie...
EPILOG „IN PECTORE”
„... kto się gniewa na swojego brata jest winny zabójstwa” – Jezus Chrystus.
Kiedyś słyszałem taką wypowiedź: „Ja nikogo nie zabiję”. Wielu może tak mówić; jeśli jednak będzie się żołnierzem lub dokona aborcji? Może „skusi” nas eutanazja, spirala domaciczna lub samobójstwo? Może zabijemy kogoś w samoobronie, będziemy domagać się kary śmierci dla morderców, potrącimy samochodem, kierując supermarketami obarczymy pracownice takimi ciężarami, że będą roniły, jako lekarze popełnimy „błąd w sztuce”? A może już dziś – nasze nastolatki i dzieci zabijają wirtualnych wrogów na ekranach komputerów? A może zabijamy obojętnością, brakiem miłości, świadomym zadawaniem cierpień; psychicznych i moralnych?
Na zakończenie chciałbym przytoczyć jedną z historii ks. Descalzo. W Afryce, złodzieja owoców sądzili francuscy koloniści i autochtoni. Ci pierwsi skazali złodzieja, a drudzy – właściciela sadu, który odmówił mu owoców dla chorej żony. Ktoś – nie powiem gdzie, powiedział, że o wysokości kultury świadczy szacunek dla człowieka. Która w tym wypadku okazała się „wyższa”?