W
czasach
bohaterskich, nim jeszcze Rus zasiadł na złotym tronie w prastarej
Goluni, gdzieś nad rzeką Tinerpą, w miejscu gdzie Sarmaci
wybudowali później stolicę swego imperium, Boloskę, żył
słowiański król Liman (Limanus).
Wielki to był mocarz, syn sławnego herosa Wyrwisosny, łamiący
podkowy, kruszący głazy strzałami z łuku, kułakiem obalający
drzewa i żubry. Tenże Liman broniąc swych poddanych, objeżdżał
swe włości na zrodzonej z morskiej piany białej klaczy z Arabii i
zatrutymi strzałami zabijał smoki i połozy, wilkołaki, brukołaki,
wąpierze i rozbójników, sprawował sądy, wznosił nowe grody,
chramy i kumiry. Brał udział we wszystkich trzech wyprawach carów
i kniaziów słowiańskich przeciw Tmu – Tarakanowi i Ginofagom –
osiadłemu nad Morzem Ciemnym plemieniu dzikich mężów pożerających
niewiasty. Z drugiej z tych wypraw przywiózł sobie żonę, a była
to uratowana od pala męczarni rusałka Korsina, nosząca swe imię
na cześć Chorsa – Srebronia. Bardzo kochała króla Limana i on
ją miłował.
Enkowie
obdarzyli ich synem Dnieprem (Nepr,
Neprus)
i córką Desną (Tesna),
nazwanych tak na cześć ,,dopływów
Nilu'',
wielkich rzek Wschodu.
Dniepr
wdał się w swego dziada; Wyrwisosnę, syna Toczygroszka. Wyrósł
na męża wysokiego i potężnego. Miał czarne wąsy sumiaste i
włosy takiej barwy, nad czołem przycięte w ząbki. W jednym uchu
nosił złoty kolczyk pełen mocy magicznej, zdobyty na Zalmoxisie,
chanie tartarskim. Idąc do boju brał przecinający stal i skały
miecz Zgubę, okrągłą tarczę z wymalowanym na niej złotą farbą
Słońcem, maczugę Nasiek, zaś grzbietem służył mu biały koń
Kosik, zakupiony w Surażu od kupców arabskich. Wielka była siła
Dnieprowa – kruszył żelazo i kamienie w swych rękach, wyrywał
wiekowe drzewa, sam jeden kładł pokotem całe zastępy wrogów.
Jego
siostra Desna była najpiękniejszą z córek Sklawinii – jej ciało
smukłe, białe i bez najmniejszej skazy, długie włosy czarne jak
pkieł i miękkie jak kitajka, wielkie oczy mroczne jak czeluść
Čortieńska, lśniące i miękkie szaty, czy klejnoty podobne
gwiazdom nie miały sobie równych.
Dniepr
jako pierwszy z Limanowych dziatek opuścił matczyne łono, przeto
przysługiwało mu jako pierworodnemu prawo do specjalnego,
ojcowskiego błogosławieństwa, będącego błogosławieństwem
samego Ageja. Desna miat cieszyć się ze szczęścia brata,
zazdrościła mu tak mocno, że nie mogła spać. Myślała jeno jak
by mu wydrzeć błogosławieństwo Limana.
W
erze dwunastej przez długie wieki, po lasach i stepach Sklawinii,
wśród żalników i kurhanów, w blasku Srebroniowym, w asyście
sfory zdziczałych psów, włóczyła się czarownica; budząca
strach trucicielka i wróżbitka, królowa służebnic Gorynycza, a
imię jej brzmiało Kossa, córka Kocigroszka. Desna nie potrafiąc
się wyzbyć swego pragnienia, pewne nocy opuściła dworzec i poszła
na kurhany. Zadrżała widząc piękną, lecz bezlitosną twarz
słynnej czarownicy, oraz widząc i słysząc jej czarne brytany o
śnieżnobiałych kłach i czerwonych oczach, lecz chęć uzyskania
ojcowskiego błogosławieństwa była silniejsza niż strach. Dumna
córka króla Słowian skłoniła się przed mamroczącą zaklęcia
królową czarownic i z uniżeniem poprosiła ją o przysługę.
-
Droga mateczko – powiedziała – mam starszego brata, któremu
przysługuje błogosławieństwo ojca. Zazdroszczę mu tego, bardzo
bym chciała, aby to błogosławieństwo przypadło mnie, a nie jemu,
bo przecież nie dałoby się zadowolić obu stron.
-
Nie, nie dałoby się – potwierdziła Kossa. - Wy, ludzie macie
doprawdy nieziemskie fanaberie, ale nie mam powodu, by wam odmawiać.
Ile jesteś gotowa dać za wydarcie bratu jego własności? - spytała
czarownica.
-
Ile tylko będzie trzeba – odrzekła śmiało królewna Desna.
-
Dobrze więc, nakarm moje psy.
-
A czym mam je nakarmić? - zapytała Desna. - Nie mam wszak ze sobą
ani kaszanki, ani kiełbasy, ani kości.
-
Nakarmisz je swoim ciałem, głupia – odpowiedziała czarownica, po
czym unieruchomiła królewską córkę silnym czarem i za pomocą
noża wycięła jej pośladki, mięśnie ud i skórę pokrywająca
nogi, a gdy to wycięła, rzuciła na pożarcie psom.
Desna,
odważna jak na córkę słowiańskiego króla przystało, zacisnęła
podobne perłom zęby, by nie wrzeszczeć z bólu, zaś to co jej
czarownica wycięła, odrosło niczym wątroba Prometeusza. Kossa
pełna uznania dla jej męstwa, wręczyła królewnie pęk nawęzów
z suszonych żab i padalca, zamkniętych w kaptordze ze skóry
dziewicy, Desna zaś podziękowała i udała się w stronę rodowego
dworca.
Nazajutrz
Dniepr wyruszył wraz z drużyną w step na łowy. Jego siostra zaś
mocą nawęzu królowej czarownic wzięła na siebie jego postać, a
nawet głos jej brzmiał teraz jak u brata. Ta przemieniona, padła
do nóg swego ojca, króla Limana, prosząc by ją pobłogosławił.
Król nałożył złotą koronę, wdział karacenowy półpancerz i
pelerynę ze skóry panterczej, przepasał się szerokim pasem; darem
księcia Słuczan, przypasał do boku czeremiską szablę, zaś prawą
dłonią ujął rytualną pałkę pokrytą zielonymi pędami i
jabłkami. Desna zamieniona w swego brata, obmyła się w wodzie z
Dunaju, po czym wdziała na siebie kolczugę zdobytą na Alanach,
błyszczący szyszak, sarmacką opaskę noszoną na czole, pasek ze
skóry złotego połoza i skórę panterczą. Jako oręż wzięła
miecz i maczugę. Następnie przy dźwiękach trąb padła na kolana
u stóp złotego tronu ojca, ów zaś, którego splecione w warkocze
włosy i broda jęła pokrywać już siwizna, wstał i nałożywszy
córce, którą zmylony czarami brał za syna, dłonie na głowę,
począł wypowiadać słowa błogosławieństwa:
-
Przez świętą potęgę Ageja i Enków, pozdrawiam cię, synu mój z
lędźwi moich! Wesel się w dniu tym i w przyszłych. Niech otaczają
się przyjaciele, dzieci i bogactwa. Niech piorun cara Peruna zetrze
w proch twoich wrogów, a czeluść cara Welesa ich pochłonie. Obyś
żył długo jak smok w szczęściu, pokoju i sławie, a po śmierci
godnej męża osiadł na najjaśniejszej z wysp Nawi Jasnej. Tak
powiedziałem i tak niech się stanie – po tych słowach dworzanie
króla Limana wznieśli radosne okrzyki: ,,Sława
mu''!
i ,,Miru
mu”!,
zaś Desna ciesząc się z powodzenia swego podstępu, ucałowała
złoty pierścień ojca, a następnie została przeniesiona na
tarczach przez jego wojów wokół dębu Zapisu, na którym wyryto
imię Ageja. Uroczystość zakończyła wystawna uczta.
Po
pięciu dniach, królewicz Dniepr powrócił ze stepów wioząc ubite
suhaki i jelenie, olbrzymie dziki o wielkich kłach, skóry wilcze i
rysie, oraz rosłe tury z Multanii. Książę począł prosić ojca,
by go pobłogosławił, lecz król Liman mu odmówił.
-
Błogosławieństwo ojcowskie jest święte i można go udzielić
tylko raz. Już cię pobłogosławiłem, teraz mogę cię najwyżej
przeklnąć.
Dniepr
posmutniał, nie wiedząc co się stało. Aby dociec prawdy chwytał
i tarmosił połowieckie niewolnice swej siostry i od nich dowiedział
się co zaszło. Posłyszawszy to w jednej chwili znienawidził
ukochaną siostrę i choć wojowi nie godziło się zabijać
niewiast, zamyślał ją uśmiercić. Desna ostrzeżona przez swą
niewolnicę z ludu Płowców, pewnej nocy osiodłała konia zwanego
Maha i nie zwlekając pognała w step, błagając Zorzę Lelową, by
skryła ją pod swym płaszczem. Jej brat kipiał od gniewu i razem z
drużyną pognał tropem siostry, by wymierzyć jej sprawiedliwość.
Nieustraszona
królewna galopowała przez stepy, zaś Čorty nie dawały jej
spokoju w dzień i w nocy, karząc za kradzież i oszukanie ojca za
pomocą czarnej magii. Już chciała skończyć ze sobą, gdy jej
oczom ukazało się wysokie, zielone drzewo rosnące pośród
równiny. Čorty biczowały Desnę bykowcami, ona zaś zlana krwią,
upadła na twarz przed drzewem.
-
Ratuj mnie grzeszną, mateńko – wycharczała, a z jej ust ciekła
krew przemieszana z pianą. Čorty wyraźnie lękały się drzewa, te
zaś przemówiło szumem liści w obronie królewny. Następnie
okazało się być samą Mokoszą – dobra i łagodną Enką, której
lękał się nawet Gorynycz. Čorty wbiły szpony w białe ciało
Desny, aby unieść ją ze sobą jak najdalej od Mokoszy, lecz na jej
słowo musiały ją ostawić w pokoju i nie wracać na niej więcej,
Enkowie mieli bowiem od Ageja moc wypędzania Čortów. Mokosza
podeszła do wybatożonej Desny i delikatnie kładąc swe podobne do
eburnu dłonie na jej ranach, zagoiła je tak, że nawet blizny nie
było.
-
Twa tułaczka niedługo się skończy – rzekła Mokosza –
spotkasz brata, a on przebaczy ci kradzież. Wcześniej jednak musisz
ostrzec ojca przed najazdem, tak jak Tatra ostrzegała Lecha III.
Knuje go car Maniak, syn Lutyni.
-
Tak uczynię, Postrachu Mocy Čortieńskich – obiecała Desna i
chciała z czcią ucałować stopę Mokoszy, lecz Enka znikła.
Car
Maniak (Maniacus)
nie znał litości dla prawdziwych, bądź domniemanych zdrajców i
wrogów. Nie zamierzał jej również okazać córce obcego władcy
przyłapanej na szpiegowaniu ile on miał pułków i kiedy zamierzał
uderzyć. Desna nie prosiła zresztą o zmiłowanie; jako córka
króla Limana była na to zbyt dumna. Maniak Lutynicz nie tracąc
czasu na choćby pozorowanie sądu nakazać powiesić ją na haku za
żebro. Miała umrzeć tak jak w erze trzynastej zginęli Dymitr
Bajda i Janosik. Tak car jak i jego wojowie zdumiewali się nie
słysząc z ust Limanowej córy ni słowa skargi, ni krzyku bólu.
Maniak podszedł do zawieszonej na haku Desny i trącił ją berłem,
cmokając z podziwu, bo królewna mimo straszliwego bólu nie
wrzasnęła.
-
Panie wielki i wspaniały – walcząc z bólem przemówiła Limanowa
córka – zaiste wielka jest twa potęga! - Maniak – car mile
połechtany nadstawił ucha ku pochlebstwom. - Czuję na swym ciele
twą moc i żałuję, że wystąpiłam przeciwko tobie....
-
Dobrze mówisz, panienko, ale na żal już za późno. Śmierć
musisz ponieść – odparł car Maniak.
-
Wiem i godzę się na to – rzekła Desna – ale umrę szczęśliwa,
jeśli mi pozwolisz, panie potężny jak smoki i tury, ustrzelić dla
twej uciechy, te dwa gołębie co siedzą na dwóch dębach.
-
Racz zważyć na chytrość niewieścią, panie – bojar Białynia
ostrzegał swego pana, lecz ów zwiedziony próżnością i
łakomstwem, rozkazał zdjąć Desnę z haka i dać jej łuk.
Królewna
ledwo poczuła oręż w podobnych porcelanie dłoniach, zamiast
gołębi ubiła cara Maniaka. Zdaniem kozackich dziadów – lirników
uśmierciła strzałami również Maniakową żonę i córkę, lecz
ani ,,Perłowy latopis'', ani ,,Codex vimrothensis''
nie potwierdzają tego. Ustrzeliła za to moc chcących ją zatrzymać
i ukarać bojarów i carskich wojów, wskoczyła na zdobytego w
walce karego, turańskiego konia i pognała na nim co sił w stronę
ziem swego ojca. W drodze powrotnej Desna natknęła się na drużynę
swego brata, którego okradła z błogosławieństwa. Za swój czyn
spodziewała się okrutnej śmierci na palu, albo zaszycia w skórę
i porzucenia na stepie. Padła przed nim na twarz, nie śmiąc prosić
wybaczenia. Jednak chrobry Dniepr Limanowicz nie był z tych co
zabijają niewiasty, bądź przelewają krew w rodzinie. Podszedł do
siostry i miast ściąć jej głowę szablą, postawił na nogi i
uściskał.
-
Nie będę się na ciebie srożył w nieskończoność – przemówił
Dniepr – bo czas twego wygnania z pewnością dał ci do myślenia.
Jeśli żałujesz, przyjmij me wybaczenie, wróć ze mną na dwór
ojca i zacznijmy wszystko od nowa.
Tak
oto Dniepr zaprowadził siostrę przed oblicze ich ojca, króla
Limana, a ów zapomniawszy o gniewie za to, że został oszukany, na
cześć swych dzieci wyprawił ucztę, którą zapamiętano na długo.
Desna wypytywana przez ojca i brata opowiedziała o swych przygodach,
zaś król Liman rzekł jej:
-
Razem z carem Maniakiem uśmierciłaś swój występek. Widać
Enkowie dopuścili byś nas oszukała, abyś potem żałując tego,
mogła nas ocalić.
*
Parę
lat po tych wydarzeniach, Desna poślubiła kupca Porcusa z Italii,
rodząc mu syna, a był nim książę Wiślimir, zwany Zabawą, bo w
czasie pewnej bitwy tak długo ,,zabawiał'' wrogów, aż
nadeszła odsiecz. Wiślimir Świnicz wędrował po całej Sklawinii,
ziemicach Bałtów, Sarmatów, Amazonek, Kimerów i Scytów tępiąc
potwory, magów i rozbójników, dobywając skarbów, zakładając
grody, aż poślubił królewnę zaklętą w drzewie i poślubiwszy
ją, założyli ród Wiślan. Od tegoż Wiślimira, syna Desny, córki
Limana, syna Wyrwisosny, syna Toczygroszka pochodził żyjący w erze
trzynastej Bolesław Limanowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz