,,Spośród wszystkich szpaków największą sławą okrył się mówiący ludzkim głosem Mateusz, który zasiadał na ramionach czarodziejów. Powiadano o nim, że był zaklętym w ptaka królewiczem’’ - Kosa Owinniczew ,,Animalistyka’’
Pan
Bożywoj Błyszczyński rozmiłował się wielce w urodziwej Danice z
Vompierska. W obronie jej czci stoczył na udeptanej ziemi siedem
pojedynków pokonując siedmiu witezi z wyspy Rany, Burus, Jatvy,
Śląża, Mazivy, Viscli i Montanii. Odwiedzał ją w budzącym
przerażenie grodzie gdzie mieszkała, za każdym razem przedzierając
się przez pełen potworów Las Ciemny. Jak największy skarb nosił
jej chustkę z czarnego aksamitu okrytą białą koronką, którą
otrzymał od niej w darze. Przynosił jej sznury z pereł z Morza
Srebrnego i opiewał ją w sonetach.
Tymczasem
nad Wymroczem nastał nowy dzień. Pan Bożywoj na podwórzu kazał
giermkowi wylać na siebie trzy kubły zimnej wody, po czym
odświeżony założył białą koszulę z cienkiego płótna z
Flandrii. Już miał zasiąść do śniadania, gdy przez uchylone
okno wleciał do jego komnaty szpak i nie okazując właściwego
dzikiemu ptactwu lęku przed ludźmi, usiadł na wyciągniętym palcu
pana Błyszczyńskiego.
-
Jakie wieści przynosisz, Mateuszu? - spytał pan Bożywoj, któremu
nieobca była mowa zwierząt.
Szpak
chwilę pokręcił główką, po czym przemówił.
-
Latałem nad polami, lasami i dużo rzeczy widziałem. Nad knieją
leciałem, w twą umiłowaną Danikę oczka czarne wlepiałem, na
gałązce przysiadłem. Ona zaś, twoja panna ulubiona, wraz z nagimi
wiedźmami, dzieciątko niewinne rzezała i krew jego spijała… -
pan Bożywoj słysząc te słowa poczerwieniał cały i gniewem
srogim zapałał.
-
Prędzej uwierzyłbym w gadające żyto niż w ptaka będącego
skarżypytą! - chciał złapać szpaka, lecz ten już wzbił się
wysoko.
-
Jak nie wierzysz to sam sprawdź, a najlepiej to mi guzik do dzioba
wsadź! - zawołał na odchodnym szpak Mateusz za zawsze opuszczając
Wymrocze.
Słowa
wypowiedziane przez zaklętego szpaka nie dawały spokoju panu
Błyszczyńskiemu, choć uważał je za kłamliwe. Szpak Mateusz
jednak nigdy wcześniej go nie okłamał. Ból wielki targał sercem
pana Bożywoja i nie przynosiły mu ukojenia łowy, słuchanie pieśni
rybałtów, ani czytanie
starych ksiąg w zaciszu dworskiej
biblioteki. Boleśnie niczym ukąszenie dziewiątki gryzło go
pytanie: ,,A
co jeśli szpak mówił prawdę?’’Zaraz
jednak odpędzał precz te myśli przykre niby szakale od ofiarnego
mięsa. ,,Danika
chociaż para się czarami, w gruncie rzeczy jest zbyt dobra, aby
krzywdzić dzieci. Ufam, że wcześniej czy później pozna i pokocha
Jezusa i zgodzi się przyjąć chrzest, a wtedy zostaniemy mężem i
żoną’’.
Wątpliwości jednak kąsały jego duszę niczym chciwe krwi wampiry
i nie dawały się przepłoszyć opróżnianiem pucharów korzennego
miodu, ani małmazji z Bizancjum. Wreszcie umyślił sobie pan
Błyszczyński: ,,Pojadę
do Daniki i wszystko wyjaśnię’’.
Kazał więc osiodłać swego srokatego konia Srożyka i wysłuchawszy
uprzednio Mszy, ruszył przez dąbrowę noszącą u ludu nazwę
Wesołej, bowiem nie raz i nie dwa dawało się w niej słyszeć
dochodzące zza drzew śmiechy. Przez Wesołą Dąbrowę biegła
droga na skróty prowadząca do Lasu Ciemnego i Vompierska. Z wolna
zapadał zmierzch gdy srokaty rumak pana Błyszczyńskiego rżąc
głośno stanął dęba przed kamiennym kręgiem, który ustawili
analapijscy Goci za panowania króla Wielbara. Pan Bożywoj z trudem
go uspokoił. W kręgu płonęło ognisko, wokół którego siedziały
w kucki trzy nagie wiedźmy, jędza i zjadarka. Wśród nich pan
Bożywoj rozpoznał Danikę i stwierdził, że nago jest nie mniej
piękna niż w odzieniu. Zdrętwiał jednakże ze zgrozy, gdy
spostrzegł, że czarownica o blond włosach, z której nosa zielony
śluz ciekł jak woda z kranu, kamiennym nożem patroszyła nagie
niemowlę, któremu nie można już było pomóc, a stojąca obok
czarownica o włosach splecionych w trzynaście czarnych warkoczy,
wróżyło z serca i jelit niewiniątka.
-
Tfu! Nie będzie Čart plugawił świętej analapijskiej ziemi! -
rzekł pan Błyszczyński, po czym przeżegnał się, napiął łuk i
posłał zeń śmiercionośne strzały.
Powalił
twarzami do ziemi zasmarkaną czarownicę i tę drugą o czarnych
warkoczach i czerwonych oczach, a także oblizujące się na myśl o
pożarciu ciałka dzieciątka jędzę i zjadarkę. Skoczył ku ich
truchłom jak pantera, odrąbał mieczem głowy i przebił serca na
wylot. Danika zbladła jak prześcieradło.
-
Dlaczego to zrobiłeś, luby? Dlaczego zamordowałeś Smarkatą? Czy
i moją krew chcesz przelać?
-
Nie zabiję cię, zła kobieto – wydyszał pan Błyszczyński –
choć stos należy ci się jak psu buda. Cały czas wierzyłem, że
nie skrzywdziłabyś niewinnego dziecka, a okazałaś się pomiotem
Szatana – Czarnoboga, godnym zgładzenia z tego świata!
-
Wszak wiedziałeś, że jestem wiedźmą – rzekła dygocząc
Danika. - Pozwól, że ukoję twój gniew na łożu rozkoszy –
próbowała go objąć, lecz odepchnął ją.
-
Zostaw mnie. Twoja miłość plami. Między nami wszystko skończone
– po tych słowach pan Błyszczyński wskoczył na konia i odjechał
do Wymrocza, a Danika trzęsąc się powróciła do Vompierska.
Pan
Bożywoj długo nie mógł dojść do siebie. Po raz pierwszy od lat
dziecięcych popłakał się, a stary sługa, klucznik Bańko na
próżno próbował go pocieszyć, z wolna kierując jego uwagę w
stronę Anej z Lasu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz