niedziela, 30 czerwca 2019

Nikczemny szpak


,,Spośród wszystkich szpaków największą sławą okrył się mówiący ludzkim głosem Mateusz, który zasiadał na ramionach czarodziejów. Powiadano o nim, że był zaklętym w ptaka królewiczem’’ - Kosa Owinniczew ,,Animalistyka’’






Pan Bożywoj Błyszczyński rozmiłował się wielce w urodziwej Danice z Vompierska. W obronie jej czci stoczył na udeptanej ziemi siedem pojedynków pokonując siedmiu witezi z wyspy Rany, Burus, Jatvy, Śląża, Mazivy, Viscli i Montanii. Odwiedzał ją w budzącym przerażenie grodzie gdzie mieszkała, za każdym razem przedzierając się przez pełen potworów Las Ciemny. Jak największy skarb nosił jej chustkę z czarnego aksamitu okrytą białą koronką, którą otrzymał od niej w darze. Przynosił jej sznury z pereł z Morza Srebrnego i opiewał ją w sonetach.
Tymczasem nad Wymroczem nastał nowy dzień. Pan Bożywoj na podwórzu kazał giermkowi wylać na siebie trzy kubły zimnej wody, po czym odświeżony założył białą koszulę z cienkiego płótna z Flandrii. Już miał zasiąść do śniadania, gdy przez uchylone okno wleciał do jego komnaty szpak i nie okazując właściwego dzikiemu ptactwu lęku przed ludźmi, usiadł na wyciągniętym palcu pana Błyszczyńskiego.







- Jakie wieści przynosisz, Mateuszu? - spytał pan Bożywoj, któremu nieobca była mowa zwierząt.
Szpak chwilę pokręcił główką, po czym przemówił.
- Latałem nad polami, lasami i dużo rzeczy widziałem. Nad knieją leciałem, w twą umiłowaną Danikę oczka czarne wlepiałem, na gałązce przysiadłem. Ona zaś, twoja panna ulubiona, wraz z nagimi wiedźmami, dzieciątko niewinne rzezała i krew jego spijała… - pan Bożywoj słysząc te słowa poczerwieniał cały i gniewem srogim zapałał.
- Prędzej uwierzyłbym w gadające żyto niż w ptaka będącego skarżypytą! - chciał złapać szpaka, lecz ten już wzbił się wysoko.
- Jak nie wierzysz to sam sprawdź, a najlepiej to mi guzik do dzioba wsadź! - zawołał na odchodnym szpak Mateusz za zawsze opuszczając Wymrocze.
Słowa wypowiedziane przez zaklętego szpaka nie dawały spokoju panu Błyszczyńskiemu, choć uważał je za kłamliwe. Szpak Mateusz jednak nigdy wcześniej go nie okłamał. Ból wielki targał sercem pana Bożywoja i nie przynosiły mu ukojenia łowy, słuchanie pieśni rybałtów, ani czytanie 






starych ksiąg w zaciszu dworskiej biblioteki. Boleśnie niczym ukąszenie dziewiątki gryzło go pytanie: ,,A co jeśli szpak mówił prawdę?’’Zaraz jednak odpędzał precz te myśli przykre niby szakale od ofiarnego mięsa. ,,Danika chociaż para się czarami, w gruncie rzeczy jest zbyt dobra, aby krzywdzić dzieci. Ufam, że wcześniej czy później pozna i pokocha Jezusa i zgodzi się przyjąć chrzest, a wtedy zostaniemy mężem i żoną’’. Wątpliwości jednak kąsały jego duszę niczym chciwe krwi wampiry i nie dawały się przepłoszyć opróżnianiem pucharów korzennego miodu, ani małmazji z Bizancjum. Wreszcie umyślił sobie pan Błyszczyński: ,,Pojadę do Daniki i wszystko wyjaśnię’’. Kazał więc osiodłać swego srokatego konia Srożyka i wysłuchawszy uprzednio Mszy, ruszył przez dąbrowę noszącą u ludu nazwę Wesołej, bowiem nie raz i nie dwa dawało się w niej słyszeć dochodzące zza drzew śmiechy. Przez Wesołą Dąbrowę biegła droga na skróty prowadząca do Lasu Ciemnego i Vompierska. Z wolna zapadał zmierzch gdy srokaty rumak pana Błyszczyńskiego rżąc głośno stanął dęba przed kamiennym kręgiem, który ustawili analapijscy Goci za panowania króla Wielbara. Pan Bożywoj z trudem go uspokoił. W kręgu płonęło ognisko, wokół którego siedziały w kucki trzy nagie wiedźmy, jędza i zjadarka. Wśród nich pan Bożywoj rozpoznał Danikę i stwierdził, że nago jest nie mniej piękna niż w odzieniu. Zdrętwiał jednakże ze zgrozy, gdy spostrzegł, że czarownica o blond włosach, z której nosa zielony śluz ciekł jak woda z kranu, kamiennym nożem patroszyła nagie niemowlę, któremu nie można już było pomóc, a stojąca obok czarownica o włosach splecionych w trzynaście czarnych warkoczy, wróżyło z serca i jelit niewiniątka.







- Tfu! Nie będzie Čart plugawił świętej analapijskiej ziemi! - rzekł pan Błyszczyński, po czym przeżegnał się, napiął łuk i posłał zeń śmiercionośne strzały.








Powalił twarzami do ziemi zasmarkaną czarownicę i tę drugą o czarnych warkoczach i czerwonych oczach, a także oblizujące się na myśl o pożarciu ciałka dzieciątka jędzę i zjadarkę. Skoczył ku ich truchłom jak pantera, odrąbał mieczem głowy i przebił serca na wylot. Danika zbladła jak prześcieradło.
- Dlaczego to zrobiłeś, luby? Dlaczego zamordowałeś Smarkatą? Czy i moją krew chcesz przelać?
- Nie zabiję cię, zła kobieto – wydyszał pan Błyszczyński – choć stos należy ci się jak psu buda. Cały czas wierzyłem, że nie skrzywdziłabyś niewinnego dziecka, a okazałaś się pomiotem Szatana – Czarnoboga, godnym zgładzenia z tego świata!
- Wszak wiedziałeś, że jestem wiedźmą – rzekła dygocząc Danika. - Pozwól, że ukoję twój gniew na łożu rozkoszy – próbowała go objąć, lecz odepchnął ją.
- Zostaw mnie. Twoja miłość plami. Między nami wszystko skończone – po tych słowach pan Błyszczyński wskoczył na konia i odjechał do Wymrocza, a Danika trzęsąc się powróciła do Vompierska.
Pan Bożywoj długo nie mógł dojść do siebie. Po raz pierwszy od lat dziecięcych popłakał się, a stary sługa, klucznik Bańko na próżno próbował go pocieszyć, z wolna kierując jego uwagę w stronę Anej z Lasu…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz