,,Podlasie,
to Ziemia Ludzi życzliwych
I
gościnnych tak, jak gość w dom – Bóg w dom.
Ludzi
pięknych zdrowych i szczęśliwych,
Których
poeci ujmują w wierszy swój ton’’
-
M. Patriota; fragment wiersza z 30 listopada 2012 r.
W
dniach
7 – 12 września 2019 r. byłem na pielgrzymce na Podlasie
(starokrasne: Dopenlechina,
runwirskie: Podlesije);
rejon północno – wschodniej Polski graniczący z Litwą i
Białorusią. Wyruszyliśmy nocą z piątku na sobotę spod katedry
pod wezwaniem św. Jakuba w Szczecinie. Jechałem razem z grupą
starszych ludzi. Towarzyszyło nam dwóch księży. Jeden z nich,
bardzo muzykalny grał na gitarze, akordeonie i fletni Pana, oraz
śpiewał po polsku, chorwacku, hebrajsku, włosku i hiszpańsku.
Pierwszego
dnia byliśmy
już w Tykocinie (starokrasne: Ticotino,
runwirskie: Tikot’in)
mieście niegdyś zamieszkanym przez licznych Żydów, gdzie kręcono
film ,,U
Pana Boga w ogródku’’
i gdzie sprzedają bardzo dobre lody ;).
Pojechaliśmy
do Suchowoli (Drestavolenta,
Suchovola)
– wsi, w której uczył się przyszły męczennik bł. Jerzy
Popiełuszko (1947 – 1984). Ujrzeliśmy tam jego grób. Ksiądz
Popiełuszko urodził się we wsi Okopy (Akap,
Akapi)
gdzie został ochrzczony imieniem Alfons, wolał jednak używać
imienia Jerzy.
Potem
skierowaliśmy się do Sokołówki (starokrasne: Falca,
runwirskie: Sokołka)
gdzie miał miejsce uznany przez Kościół cud eucharystyczny z 2008
r. zaobserwowany w sokólskim kościele pod wezwaniem św. Antoniego
Padewskiego. Oglądaliśmy poświęcony temu wydarzeniu film
zrealizowany przez TV Trwam. Wystąpiła w nim prof. Maria Sobowiec –
Łotewska z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, która za pomocą
badań mikroskopem elektronowym wykazała niezbicie, że kawałek
hostii upuszczonej przez księdza na podłogę i przeznaczenia w
wodzie przekształcił się we fragment ludzkiego mięśnia sercowego
gładkiego pochodzącego z narządu w stanie agonii. Działanie
bakterii Serantia,
na które powołują się sceptycy jest tu wykluczone.
Na
noc zajechaliśmy do Świętej Wody (Santyja
Aka, Sviatyja Voda)
– sanktuarium przypominającym Górę Krzyży w Szawlach na Litwie.
Również w Świętej Wodzie znajduje się wzgórze pokryte lasem
krzyży.
Drugiego
dnia
pojechaliśmy do Hajnówki (starokrasne: Hainopolis,
runwirskie: Gajnovka,
toropieckie: Gajina) gdzie przystąpiłem do sakramentu spowiedzi.
Miejscowe społeczeństwo jest mocno podzielone w sprawie wycinki
drzew w Puszczy Białowieskiej (a także Żołnierzy Wyklętych).
Warto wiedzieć, że przyczyną gradacji kornika są zmiany
klimatyczne (bardzo suche lato, które spowodowało obniżenie
poziomu wód gruntowych). Z kolei pojawiające się w mediach
porównanie wycinki w Puszczy Białowieskiej do wycinki
przeprowadzonej niedawno przez Niemców w Bawarii jest nietrafne,
ponieważ w pierwszym przypadku mamy do czynienia z wartym ochrony
fragmentem pradawnej puszczy, gdzie wciąż można obserwować
procesy naturalne, zaś w Niemczech zamiast puszczy istnieją lasy w
całości sadzone przez człowieka. Pozyskiwanie drewna z terenu
puszczy na dłuższą metę doprowadziłoby ją do utraty pierwotnego
charakteru; byłoby to okradanie przyszłych pokoleń dla doraźnej
korzyści. Podróżowaliśmy z przewodniczką będącą z
wykształcenia biologiem. W Puszczy Białowieskiej widziałem drzewa
zniszczone przez kornika i wycięte przez drwali.
W Białowieży
(Vioro
Vakilis, Biełyj Stołp)
widziałem z okna autokaru dom Włodzimierza Cimoszewicza.
Zwiedzaliśmy też carską cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy z
unikatowym ikonostasem z chińskiej porcelany (do tej pory jedyną
niekatolicką świątynią, w której wnętrzu przebywałem był
polskokatolicki kościół pod wezwaniem św św. Piotra i Pawła w
Szczecinie). Trzeba bowiem wiedzieć, że ze względy na obecność
żubrów na przełomie XIX i XX wieku Puszcza Białowieska była
terenem łowieckim rosyjskich carów Aleksandra III (1845 – 1894) i
Mikołaja II (1868 – 1918). Na ich potrzeby zbudowano zachowane do
dzisiaj apartamenty myśliwskie; władcy nie mogli przecież mieszkać
w kurnych chatach!
W
czasie pielgrzymki spełniło się moje wielkie marzenie z
dzieciństwa jakim było odwiedzenie Białowieskiego Parku Narodowego
;). Warto wiedzieć, że tylko niewielka jego część ścisłym
rezerwatem chroniącym ocalałem fragmenty pierwotnej puszczy.
Widziałem drzewa sprowadzone przez carskich leśników min. z
Kaukazu i Kanady, oraz kamień upamiętniający łowy króla Augusta
III Sasa (1696 – 1763). W istocie była to rzeź masowo spędzonych
do zagrody bezbronnych zwierząt; powodów raczej do wstydu niż
dumy. Z okna autokaru widziałem kamienny krąg – pogańskie
miejsce mocy rozsławione przez Leszka Matelę (na blogu znajduje się
recenzja jego książki ,,Tajemnice
dawnych Słowian’’).
Wspaniałym przeżyciem było odwidzenie rezerwatu pokazowego gdzie
prezentowano w zagrodach: żubry, żubronie (mieszańce żubrów z
bydłem domowym), jelenie, koniki polskie, rysicę, a także wilki i
żbika. Przedstawicieli tych dwóch ostatnich gatunków nie
dostrzegłem, bowiem dobrze się zamaskowały, za co w trawie
widziałem mysz leśną.
Po
opuszczeniu Białowieskiego Parku Narodowego w białowieskiej
restauracji spróbowałem regionalnych specjałów: babki
ziemniaczanej ze śmietaną, kartaczy, białoruskiego soku z brzozy i
litewskiej lemoniady. Podlaska kuchnia słusznie cieszy się uznaniem
;).
Trzeciego
dnia
przyjechaliśmy do Białegostoku (starokrasne: Vakilistoox,
runwirskie: Biełyjstok)
– stolicy województwa podlaskiego, gdzie nawiedziliśmy
Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Do jego utworzenia dążył bł.
Michał Sopoćko (1888 – 1975); spowiednik św. Faustyny Kowalskiej
(1905 – 1938), lecz sanktuarium zostało założone dopiero po jego
śmierci. Z jego powodu Białystok jest nazywany Miastem
Miłosierdzia.
Zwiedzaliśmy
cerkiew św. Mikołaja razem z miłą przewodniczką wyznania
prawosławnego, żoną katolika, z zawodu historykiem, autorką bloga
,,Białystok
subiektywnie’’.
Drogi katolicyzmu i prawosławia rozeszły się ostatecznie w 1054 r.
(tzw. schizma wschodnia). Powodem były spory doktrynalne i
liturgiczne o formułę filioque
w Wyznaniu Wiary (sposób rozumienia zależności Ducha Świętego od
Ojca i Syna), używanie kwaszonego chleba i prymat Papieża nad
całym chrześcijaństwem, a także liczne osobiste ambicje i
animozje obu stron. Podział ten jest tym bardziej bolesny, że w
sumie katolików z prawosławnymi łączy znacznie więcej niż z
innymi odłamami chrześcijaństwa. Wyznają tego samego Boga w
Trójcy Świętej Jedynego, tą samą Maryję (nie wierzą jednak w
Jej Niepokalane Poczęcie), oraz mają wielu tych samych świętych.
Z terenu Podlasia pochodzi kult prawosławnego św. Gabriela
Zabłudowskiego (1684 – 1690); męczennika. Dawniej uważano go za
ofiarę żydowskiego mordu rytualnego, ale tak naprawdę nie wiemy z
czyich rąk zginął (jak powinno być wiadomo Żydzi nie składają
ofiar z dzieci). Polscy prawosławni są niezależni od Moskwy;
autokefalię uzyskali już w latach 20 – tych XX wieku. W cerkwiach
prawosławnych centralne miejsce zajmuje ikonostas – ściana z ikon
zawsze powielająca ten sam schemat ilustrujące kluczowe wydarzenia
zbawcze. Kapłan (określenie pop jest uważane za obraźliwe,
podobnie jak klecha) wychodzi do wiernych przez rajskie wrota (zwane
też carskimi wrotami), za którymi którymi przechowuje się Ciało
Chrystusa w postaci prosfory. Dla diakonów przeznaczone są boczne
diakońskie wrota. W cerkwi prawosławnej nie ma ławek z wyjątkiem
kilku bocznych przeznaczonych dla osób starych lub chorych
(przewodniczka była w szoku gdy widziała odejście od tej reguły w
prawosławnej Grecji), zaś samo nabożeństwo zwane Boską Liturgią
może trwać od półtorej do dwóch godzin. Jest to dla wiernych
rodzaj umartwienia zwanego Małą Golgotą. Wnoszenie instrumentów
muzycznych do cerkwi jest traktowane jako grzech. Językiem
liturgicznym jest starocerkiewnosłowiański (na Podlasiu prawosławne
dzieci uczą się go na lekcjach religii). Prawosławni przy wejściu
do cerkwi zamiast zanurzać dłonie w wodzie święconej, całuję
ikonę.
Przed
II wojną światową Białystok zamieszkiwali liczni Żydzi, których
dziś upamiętnia pomnik menory. W Izraelu znajduje się nawet miasto
Kiryat Białystok zamieszkane przez potomków podlaskich Żydów.
Ogromne
wrażenie wywarł na mnie Pałac Branickich; obecnie siedziba
Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Mieszkał w nim z wielkim
przepychem hetman Jan Klemens Branicki herbu Gryf (1689 – 1771),
który był rywalem Stanisława Augusta Poniatowskiego (1732 –
1798) w wolnej elekcji na króla Polski. Nie należy mylić go z
targowiczaninem Franciszkiem Ksawerym Branickim herbu Korczak (1731 –
1819). Pałac jest świadectwem dalekosiężnych ambicji i bogactwa
(ktoś mógłby powiedzieć, że megalomanii) właściciela.
Podkreślają to dwa umieszczone przy bramie wjazdowej posągi
Herkulesów (w zachodniej Europie min. we Francji symbolu tego mógł
używać tylko król), gryf – herbowy zwierz Branickiego siedzący
na zegarze (symbol nieśmiertelności), oraz kolumny z bardzo
drogiego czarnego marmuru. Po II wojnie światowej komuniści chcieli
zburzyć pałac (tak jak to uczynili z hotelem ,,Ritz’’),
lecz zabytek ocaliło to, że w 1920 r. był bazą Feliksa
Dzierżyńskiego (1877 – 1926) i innych kolaborantów z Litewsko –
Białoruskiej Republiki Socjalistycznej.
Po
opuszczeniu Pałacu Branickich poszliśmy do białostockiego parku,
gdzie znajduje się brzydka, lecz zabawna rzeźba przedstawiająca
buldoga francuskiego, który należał do Mikołaja Kawelina (1865 –
1944).
Opuszczając
Białystok skierowaliśmy się do Bielska Podlaskiego (Belesco
ov Dopenlechina)
gdzie zwiedzaliśmy klasztor karmelitów trzewiczkowych z 1641 r.
Czwartego
dnia
pojechaliśmy
do Kodnia (starokrasne: Codna,
runwirskie: Kadna,
toropieckie: Kadath)
– duchowej stolicy Podlasia gdzie znajduje się Sanktuarium Matki
Boskiej z Guadelupe (chodzi o miejscowość w Hiszpanii, a nie w
Meksyku). Obraz zrabował w Rzymie i przywiózł na Podlasie cudownie
uzdrowiony magnat Mikołaj Sapieha Pobożny (1581 – 1644). Został
za to ekskomunikowany przez Papieża. Ekskomunika została zdjęta po
tym jak Sapieha wygłosił płomienną mowę przeciwko planowanemu
małżeństwu królewicza Władysława IV (1595 – 1648) z
protestantką. Cała sprawa posłużyła Zofii Kossak – Szczuckiej
(1889 – 1968) za kanwę (bardzo popularnej w Kodniu) powieści
,,Błogosławiona
wina’’
z 1953 r.
Przy
sanktuarium działa muzeum zawierające ciekawe zbiory etnograficzne
(przywożone przez misjonarzy) i ornitologiczne. Widziałem ozdobną
czapkę z Buriacji, afrykańskie maski, ozdobę z kolca jeżozwierza,
bicz wykonany z koziej nogi, posążek Buddy i zielone, kryształowe
naczynie z Włoch, a także gniazda i jaja miejscowych ptaków, z
których największe były jaja łabędzia niemego (dział
ornitologii poświęcony jajom nazywa się oologia).
We
wsi Kostomłoty (Costenmołanen)
zwiedziliśmy jedyną na świecie unicką cerkiew św. Nikity
Męczennika z XVII wieku. Jest to jedyna na świecie świątynia
neounitów obrządku bizantyjsko – słowiańskiego. Po rozpadzie
chrześcijaństwa w 1054 r. Kościół katolicki dążył do
przywrócenia jedności. W średniowieczu zawierane były w tym celu
unie w Lyonie (1274) i we Florencji (1439), lecz powodzeniem została
uwieńczona dopiero unia brzeska z 1596 r. W jej wyniku powstało
wyznanie łączące wiele elementów prawosławnych z posłuszeństwem
Papieżowi. W cerkwi unickiej widzieliśmy ikonostas, ale też
krzesła dla wiernych. Unici w przeciwieństwie do prawosławnych
używają też dzwonków w czasie nabożeństw. Obrządek bizantyjsko
– słowiański polega na ścisłym przestrzeganiu zaleceń
liturgicznych św. Jana Chryzostoma (ok. 347/ 349 – 407) oraz na
używaniu w liturgii języka starocerkiewnosłowiańskiego
(oprowadzający nas po cerkwi ksiądz pobłogosławił nas w tym
języku). Dodać należy, że przez wieki unici padali ofiarą
krwawych prześladowań religijnych ze strony carskiej Rosji i do
dzisiaj są uważani przez prawosławnych za odszczepieńców. W 1907
r. car Mikołaj II postawił unitów przed wyborem: albo przejdę na
prawosławie, albo zmienią obrządek na rzymskokatolicki. Unici
wybrali wówczas posłuszeństwo Papieżowi.
Z
Kostomłotów udaliśmy się do wsi Pratulina (Pratulinus)
będącego
miejscem kultu unickich męczenników: Wincentego
Lewoniuka, Daniela Karmasza, Łukasza Bojko, Konstantego Bojko,
Konstantego Łukaszuka, Bartłomieja Osypiuka, Aniceta Hryciuka,
Filipa Geryluka, Ignacego Frańczuka, Onufrego Wasyluka, Maksyma
Hawryluka, Jana Andrzejczuka i Michała Wawrzyszuka, którzy broniąc
unickiej cerkwi przed zajęciem przez prawosławnego proboszcza
zostali 24 stycznia 1874 r. zabici przez carskich sołdatów. Polski
noblista Władysław Stanisław Reymont (1867 – 1925) pisał o nich
w utworze ,,Z
ziemi chełmskiej’’.
Bohaterscy unici broniąc swej religijnej tożsamości potrafili
wycinać sobie nożem skórę z czoła naznaczonego krzyżem przez
prawosławnego duchownego, wierzyli bowiem, że przyjęcie
prawosławia sprowadzi na nich wieczne potępienie.
Piątego
dnia
przyjechaliśmy do Jabłecznej (Japułkova)
nawiedzić prawosławny męski monastyr św. Onufrego. Patron tego
klasztoru czczony również przez katolików był żyjącym w latach
320 – 400 etiopskim pustelnikiem działającym w Egipcie, a zmarłym
w Syrii. Jego
imię według jednych pochodzi z języka greckiego i oznacza
,,pasterza
osłów’’,
według innych zaś bierze swój początek od Onurisa - podrzędnego
egipskiego boga walki i łowów. Według legendy św. Onufry był
synem króla Persji. Smutnym świadectwem trwających do dziś
rozłamów w chrześcijaństwie jest znajdujący się w Jabłecznej
kamień poświęcony pamięci ,,ofiar
unii brzeskiej’’,
którą prawosławni do dziś uważają za największą tragedię
(dla mnie jako katolika taką tragedią jest raczej rozłam jaki
nastąpił w 1054 r.).
Po
opuszczeniu Jabłecznej zatrzymaliśmy się na zabytkowym cmentarzu
tatarskim (muzułmańskim). Położony był w pobliżu lasu i
otaczało go ogrodzenie zdobione wizerunkiem półksiężyca. Nie
była na nim zniczy, ani kwiatów, zaś groby oznaczone były jedynie
stojącymi kamieniami z napisami wykonanymi cyrylicą. Miejsce to
bardzo pobudza wyobraźnię; wygląda jak wyjęte z kart powieści
fantasy ;).
W
Janowie Podlaskim (Janopolis
ov Dopenlechina)
dawniej zwanym Janowem Biskupim (Janopolis
ov Episkopalis)
odwiedziliśmy katedrę, gdzie zwiedzaliśmy krypty biskupów.
Widzieliśmy też rzeźbę przedstawiającą biskupa Adama
Naruszewicza (1733 – 1796) – jezuity, przyjaciela i
współpracownika króla Stasia, historyka i poety, który pod koniec
życia przeżył coś w rodzaju załamania nerwowego i zaczął
stronić od ludzi.
Następnie
udaliśmy się do słynnej na całym świecie stadniny koni arabskich
w Janowie Podlaskim. Widzieliśmy wyjątkowo piękne i delikatnie
zbudowane konie czystej krwi arabskiej (jeden z nich pochodził aż z
Bahrajnu), a także angielskiej, mieszańców arabów z anglikami,
oraz masywnie zbudowane ślązaki. Rumaki nosiły takie imiona jak
np. Aslan (imię głównego bohatera ,,Opowieści
z Narnii’’
C. S. Lewisa, znaczące po turecku lew) i Albedo (w alchemii nazwa
jednego z etapów procesu wytwarzania kamienia filozoficznego; co
ciekawe koń Albedo jest … czarny, powinien więc nazywać się
raczej Nigredo :). W latach 90 – tych XX wieku jeden z janowskich
koni wystąpił w amerykańskim serialu ,,Dynastia’’.
Dowiedziałem się też, że źrebaki nie rodzą się siwe, lecz
uzyskują tę piękną barwę z wiekiem. Na terenie stadniny
znajduje się też koński cmentarz (jeden z pochowanych tam rumaków
nosił imię Czort). Miejsce pochówku koni oznaczały głazy z
napisami. Zainteresowanych historią stadniny w Janowie Podlaskim
odsyłam do książki Ireneusza Jana Kamińskiego ,,Konie
rubinowe’’
z 1982 r.
W
Białej Podlaskiej (Vakilis
ov Dopenlechina)
zwiedzaliśmy park pałacowy książąt Radziwiłłów.
Z
kolei w Leśnej Podlaskiej (Forestra
ov Dopenlechina)
zwiedziliśmy Sanktuarium Matki Boskiej Leśniańskiej wraz z
klasztorem paulinów. W latach 1718 – 1720 miały tam miejsce
objawienia medalika z wizerunkiem Maryi. Sanktuarium posiada również
źródło leczniczej wody (tym co jest w owej wodzie leczniczej to
nie jej skład chemiczny czy fizyczny, lecz uświęcenie obecnością
Maryi i wiara).
Szósty
dzień
upłynął na powrocie do Szczecina. W drodze nawiedziliśmy słynne
prawosławne sanktuarium Górę Grabarkę, które ongiś założyli
ludzie uratowani przed epidemią. Na Grabarce mieści się mnóstwo
prawosławnych krzyży i żyją tam przecudne czarne koty (jednego
kociaka pogłaskałem; skojarzył mi się z Behemotem z ,,Mistrza
i Małgorzaty’’
Michaiła Bułhakowa).
Później
w Drohiczynie (Drogitinus)
– dawnej stolicy Podlasia odwiedziliśmy katedrę pod wezwaniem
Świętej Trójcy, a następnie długo jechaliśmy w stronę
Szczecina oglądając w autokarze film o objawieniach Maryjnych w
Medjugorie (odsyłam do posta: ,,Medjugorie,
czyli tam i z powrotem’’).
Zmęczony
wróciłem do Szczecina późnym wieczorem. Jestem zachwycony
Podlasiem; jego przyrodą i bogactwem wielu kultur, pobożnością
mieszkańców jak i wyśmienitą kuchnią ;). Jest to wspaniała
kraina trochę jak z baśni albo ze świata fantasy ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz