poniedziałek, 16 września 2019

Pielgrzymka na Podlasie


,,Podlasie, to Ziemia Ludzi życzliwych
I gościnnych tak, jak gość w dom – Bóg w dom.
Ludzi pięknych zdrowych i szczęśliwych,
Których poeci ujmują w wierszy swój ton’’
- M. Patriota; fragment wiersza z 30 listopada 2012 r.







W dniach 7 – 12 września 2019 r. byłem na pielgrzymce na Podlasie (starokrasne: Dopenlechina, runwirskie: Podlesije); rejon północno – wschodniej Polski graniczący z Litwą i Białorusią. Wyruszyliśmy nocą z piątku na sobotę spod katedry pod wezwaniem św. Jakuba w Szczecinie. Jechałem razem z grupą starszych ludzi. Towarzyszyło nam dwóch księży. Jeden z nich, bardzo muzykalny grał na gitarze, akordeonie i fletni Pana, oraz śpiewał po polsku, chorwacku, hebrajsku, włosku i hiszpańsku.






Pierwszego dnia byliśmy już w Tykocinie (starokrasne: Ticotino, runwirskie: Tikot’in) mieście niegdyś zamieszkanym przez licznych Żydów, gdzie kręcono film ,,U Pana Boga w ogródku’’ i gdzie sprzedają bardzo dobre lody ;).






Pojechaliśmy do Suchowoli (Drestavolenta, Suchovola) – wsi, w której uczył się przyszły męczennik bł. Jerzy Popiełuszko (1947 – 1984). Ujrzeliśmy tam jego grób. Ksiądz Popiełuszko urodził się we wsi Okopy (Akap, Akapi) gdzie został ochrzczony imieniem Alfons, wolał jednak używać imienia Jerzy.







Potem skierowaliśmy się do Sokołówki (starokrasne: Falca, runwirskie: Sokołka) gdzie miał miejsce uznany przez Kościół cud eucharystyczny z 2008 r. zaobserwowany w sokólskim kościele pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego. Oglądaliśmy poświęcony temu wydarzeniu film zrealizowany przez TV Trwam. Wystąpiła w nim prof. Maria Sobowiec – Łotewska z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, która za pomocą badań mikroskopem elektronowym wykazała niezbicie, że kawałek hostii upuszczonej przez księdza na podłogę i przeznaczenia w wodzie przekształcił się we fragment ludzkiego mięśnia sercowego gładkiego pochodzącego z narządu w stanie agonii. Działanie bakterii Serantia, na które powołują się sceptycy jest tu wykluczone.






Na noc zajechaliśmy do Świętej Wody (Santyja Aka, Sviatyja Voda) – sanktuarium przypominającym Górę Krzyży w Szawlach na Litwie. Również w Świętej Wodzie znajduje się wzgórze pokryte lasem krzyży.






Drugiego dnia pojechaliśmy do Hajnówki (starokrasne: Hainopolis, runwirskie: Gajnovka, toropieckie: Gajina) gdzie przystąpiłem do sakramentu spowiedzi. Miejscowe społeczeństwo jest mocno podzielone w sprawie wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej (a także Żołnierzy Wyklętych). Warto wiedzieć, że przyczyną gradacji kornika są zmiany klimatyczne (bardzo suche lato, które spowodowało obniżenie poziomu wód gruntowych). Z kolei pojawiające się w mediach porównanie wycinki w Puszczy Białowieskiej do wycinki przeprowadzonej niedawno przez Niemców w Bawarii jest nietrafne, ponieważ w pierwszym przypadku mamy do czynienia z wartym ochrony fragmentem pradawnej puszczy, gdzie wciąż można obserwować procesy naturalne, zaś w Niemczech zamiast puszczy istnieją lasy w całości sadzone przez człowieka. Pozyskiwanie drewna z terenu puszczy na dłuższą metę doprowadziłoby ją do utraty pierwotnego charakteru; byłoby to okradanie przyszłych pokoleń dla doraźnej korzyści. Podróżowaliśmy z przewodniczką będącą z wykształcenia biologiem. W Puszczy Białowieskiej widziałem drzewa zniszczone przez kornika i wycięte przez drwali. 






 W Białowieży (Vioro Vakilis, Biełyj Stołp) widziałem z okna autokaru dom Włodzimierza Cimoszewicza. Zwiedzaliśmy też carską cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy z unikatowym ikonostasem z chińskiej porcelany (do tej pory jedyną niekatolicką świątynią, w której wnętrzu przebywałem był polskokatolicki kościół pod wezwaniem św św. Piotra i Pawła w Szczecinie). Trzeba bowiem wiedzieć, że ze względy na obecność żubrów na przełomie XIX i XX wieku Puszcza Białowieska była terenem łowieckim rosyjskich carów Aleksandra III (1845 – 1894) i Mikołaja II (1868 – 1918). Na ich potrzeby zbudowano zachowane do dzisiaj apartamenty myśliwskie; władcy nie mogli przecież mieszkać w kurnych chatach!






W czasie pielgrzymki spełniło się moje wielkie marzenie z dzieciństwa jakim było odwiedzenie Białowieskiego Parku Narodowego ;). Warto wiedzieć, że tylko niewielka jego część ścisłym rezerwatem chroniącym ocalałem fragmenty pierwotnej puszczy. Widziałem drzewa sprowadzone przez carskich leśników min. z Kaukazu i Kanady, oraz kamień upamiętniający łowy króla Augusta III Sasa (1696 – 1763). W istocie była to rzeź masowo spędzonych do zagrody bezbronnych zwierząt; powodów raczej do wstydu niż dumy. Z okna autokaru widziałem kamienny krąg – pogańskie miejsce mocy rozsławione przez Leszka Matelę (na blogu znajduje się recenzja jego książki ,,Tajemnice dawnych Słowian’’). Wspaniałym przeżyciem było odwidzenie rezerwatu pokazowego gdzie prezentowano w zagrodach: żubry, żubronie (mieszańce żubrów z bydłem domowym), jelenie, koniki polskie, rysicę, a także wilki i żbika. Przedstawicieli tych dwóch ostatnich gatunków nie dostrzegłem, bowiem dobrze się zamaskowały, za co w trawie widziałem mysz leśną.






Po opuszczeniu Białowieskiego Parku Narodowego w białowieskiej restauracji spróbowałem regionalnych specjałów: babki ziemniaczanej ze śmietaną, kartaczy, białoruskiego soku z brzozy i litewskiej lemoniady. Podlaska kuchnia słusznie cieszy się uznaniem ;).






Trzeciego dnia przyjechaliśmy do Białegostoku (starokrasne: Vakilistoox, runwirskie: Biełyjstok) – stolicy województwa podlaskiego, gdzie nawiedziliśmy Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Do jego utworzenia dążył bł. Michał Sopoćko (1888 – 1975); spowiednik św. Faustyny Kowalskiej (1905 – 1938), lecz sanktuarium zostało założone dopiero po jego śmierci. Z jego powodu Białystok jest nazywany Miastem Miłosierdzia.






Zwiedzaliśmy cerkiew św. Mikołaja razem z miłą przewodniczką wyznania prawosławnego, żoną katolika, z zawodu historykiem, autorką bloga ,,Białystok subiektywnie’’. Drogi katolicyzmu i prawosławia rozeszły się ostatecznie w 1054 r. (tzw. schizma wschodnia). Powodem były spory doktrynalne i liturgiczne o formułę filioque w Wyznaniu Wiary (sposób rozumienia zależności Ducha Świętego od Ojca i Syna), używanie kwaszonego chleba i prymat Papieża nad całym chrześcijaństwem, a także liczne osobiste ambicje i animozje obu stron. Podział ten jest tym bardziej bolesny, że w sumie katolików z prawosławnymi łączy znacznie więcej niż z innymi odłamami chrześcijaństwa. Wyznają tego samego Boga w Trójcy Świętej Jedynego, tą samą Maryję (nie wierzą jednak w Jej Niepokalane Poczęcie), oraz mają wielu tych samych świętych. Z terenu Podlasia pochodzi kult prawosławnego św. Gabriela Zabłudowskiego (1684 – 1690); męczennika. Dawniej uważano go za ofiarę żydowskiego mordu rytualnego, ale tak naprawdę nie wiemy z czyich rąk zginął (jak powinno być wiadomo Żydzi nie składają ofiar z dzieci). Polscy prawosławni są niezależni od Moskwy; autokefalię uzyskali już w latach 20 – tych XX wieku. W cerkwiach prawosławnych centralne miejsce zajmuje ikonostas – ściana z ikon zawsze powielająca ten sam schemat ilustrujące kluczowe wydarzenia zbawcze. Kapłan (określenie pop jest uważane za obraźliwe, podobnie jak klecha) wychodzi do wiernych przez rajskie wrota (zwane też carskimi wrotami), za którymi którymi przechowuje się Ciało Chrystusa w postaci prosfory. Dla diakonów przeznaczone są boczne diakońskie wrota. W cerkwi prawosławnej nie ma ławek z wyjątkiem kilku bocznych przeznaczonych dla osób starych lub chorych (przewodniczka była w szoku gdy widziała odejście od tej reguły w prawosławnej Grecji), zaś samo nabożeństwo zwane Boską Liturgią może trwać od półtorej do dwóch godzin. Jest to dla wiernych rodzaj umartwienia zwanego Małą Golgotą. Wnoszenie instrumentów muzycznych do cerkwi jest traktowane jako grzech. Językiem liturgicznym jest starocerkiewnosłowiański (na Podlasiu prawosławne dzieci uczą się go na lekcjach religii). Prawosławni przy wejściu do cerkwi zamiast zanurzać dłonie w wodzie święconej, całuję ikonę.






Przed II wojną światową Białystok zamieszkiwali liczni Żydzi, których dziś upamiętnia pomnik menory. W Izraelu znajduje się nawet miasto Kiryat Białystok zamieszkane przez potomków podlaskich Żydów.






Ogromne wrażenie wywarł na mnie Pałac Branickich; obecnie siedziba Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Mieszkał w nim z wielkim przepychem hetman Jan Klemens Branicki herbu Gryf (1689 – 1771), który był rywalem Stanisława Augusta Poniatowskiego (1732 – 1798) w wolnej elekcji na króla Polski. Nie należy mylić go z targowiczaninem Franciszkiem Ksawerym Branickim herbu Korczak (1731 – 1819). Pałac jest świadectwem dalekosiężnych ambicji i bogactwa (ktoś mógłby powiedzieć, że megalomanii) właściciela. Podkreślają to dwa umieszczone przy bramie wjazdowej posągi Herkulesów (w zachodniej Europie min. we Francji symbolu tego mógł używać tylko król), gryf – herbowy zwierz Branickiego siedzący na zegarze (symbol nieśmiertelności), oraz kolumny z bardzo drogiego czarnego marmuru. Po II wojnie światowej komuniści chcieli zburzyć pałac (tak jak to uczynili z hotelem ,,Ritz’’), lecz zabytek ocaliło to, że w 1920 r. był bazą Feliksa Dzierżyńskiego (1877 – 1926) i innych kolaborantów z Litewsko – Białoruskiej Republiki Socjalistycznej.





Po opuszczeniu Pałacu Branickich poszliśmy do białostockiego parku, gdzie znajduje się brzydka, lecz zabawna rzeźba przedstawiająca buldoga francuskiego, który należał do Mikołaja Kawelina (1865 – 1944).






Opuszczając Białystok skierowaliśmy się do Bielska Podlaskiego (Belesco ov Dopenlechina) gdzie zwiedzaliśmy klasztor karmelitów trzewiczkowych z 1641 r.






Czwartego dnia pojechaliśmy do Kodnia (starokrasne: Codna, runwirskie: Kadna, toropieckie: Kadath) – duchowej stolicy Podlasia gdzie znajduje się Sanktuarium Matki Boskiej z Guadelupe (chodzi o miejscowość w Hiszpanii, a nie w Meksyku). Obraz zrabował w Rzymie i przywiózł na Podlasie cudownie uzdrowiony magnat Mikołaj Sapieha Pobożny (1581 – 1644). Został za to ekskomunikowany przez Papieża. Ekskomunika została zdjęta po tym jak Sapieha wygłosił płomienną mowę przeciwko planowanemu małżeństwu królewicza Władysława IV (1595 – 1648) z protestantką. Cała sprawa posłużyła Zofii Kossak – Szczuckiej (1889 – 1968) za kanwę (bardzo popularnej w Kodniu) powieści ,,Błogosławiona wina’’ z 1953 r.






Przy sanktuarium działa muzeum zawierające ciekawe zbiory etnograficzne (przywożone przez misjonarzy) i ornitologiczne. Widziałem ozdobną czapkę z Buriacji, afrykańskie maski, ozdobę z kolca jeżozwierza, bicz wykonany z koziej nogi, posążek Buddy i zielone, kryształowe naczynie z Włoch, a także gniazda i jaja miejscowych ptaków, z których największe były jaja łabędzia niemego (dział ornitologii poświęcony jajom nazywa się oologia).






We wsi Kostomłoty (Costenmołanen) zwiedziliśmy jedyną na świecie unicką cerkiew św. Nikity Męczennika z XVII wieku. Jest to jedyna na świecie świątynia neounitów obrządku bizantyjsko – słowiańskiego. Po rozpadzie chrześcijaństwa w 1054 r. Kościół katolicki dążył do przywrócenia jedności. W średniowieczu zawierane były w tym celu unie w Lyonie (1274) i we Florencji (1439), lecz powodzeniem została uwieńczona dopiero unia brzeska z 1596 r. W jej wyniku powstało wyznanie łączące wiele elementów prawosławnych z posłuszeństwem Papieżowi. W cerkwi unickiej widzieliśmy ikonostas, ale też krzesła dla wiernych. Unici w przeciwieństwie do prawosławnych używają też dzwonków w czasie nabożeństw. Obrządek bizantyjsko – słowiański polega na ścisłym przestrzeganiu zaleceń liturgicznych św. Jana Chryzostoma (ok. 347/ 349 – 407) oraz na używaniu w liturgii języka starocerkiewnosłowiańskiego (oprowadzający nas po cerkwi ksiądz pobłogosławił nas w tym języku). Dodać należy, że przez wieki unici padali ofiarą krwawych prześladowań religijnych ze strony carskiej Rosji i do dzisiaj są uważani przez prawosławnych za odszczepieńców. W 1907 r. car Mikołaj II postawił unitów przed wyborem: albo przejdę na prawosławie, albo zmienią obrządek na rzymskokatolicki. Unici wybrali wówczas posłuszeństwo Papieżowi.






Z Kostomłotów udaliśmy się do wsi Pratulina (Pratulinus) będącego miejscem kultu unickich męczenników: Wincentego Lewoniuka, Daniela Karmasza, Łukasza Bojko, Konstantego Bojko, Konstantego Łukaszuka, Bartłomieja Osypiuka, Aniceta Hryciuka, Filipa Geryluka, Ignacego Frańczuka, Onufrego Wasyluka, Maksyma Hawryluka, Jana Andrzejczuka i Michała Wawrzyszuka, którzy broniąc unickiej cerkwi przed zajęciem przez prawosławnego proboszcza zostali 24 stycznia 1874 r. zabici przez carskich sołdatów. Polski noblista Władysław Stanisław Reymont (1867 – 1925) pisał o nich w utworze ,,Z ziemi chełmskiej’’. Bohaterscy unici broniąc swej religijnej tożsamości potrafili wycinać sobie nożem skórę z czoła naznaczonego krzyżem przez prawosławnego duchownego, wierzyli bowiem, że przyjęcie prawosławia sprowadzi na nich wieczne potępienie.






Piątego dnia przyjechaliśmy do Jabłecznej (Japułkova) nawiedzić prawosławny męski monastyr św. Onufrego. Patron tego klasztoru czczony również przez katolików był żyjącym w latach 320 – 400 etiopskim pustelnikiem działającym w Egipcie, a zmarłym w Syrii. Jego imię według jednych pochodzi z języka greckiego i oznacza ,,pasterza osłów’’, według innych zaś bierze swój początek od Onurisa - podrzędnego egipskiego boga walki i łowów. Według legendy św. Onufry był synem króla Persji. Smutnym świadectwem trwających do dziś rozłamów w chrześcijaństwie jest znajdujący się w Jabłecznej kamień poświęcony pamięci ,,ofiar unii brzeskiej’’, którą prawosławni do dziś uważają za największą tragedię (dla mnie jako katolika taką tragedią jest raczej rozłam jaki nastąpił w 1054 r.).






Po opuszczeniu Jabłecznej zatrzymaliśmy się na zabytkowym cmentarzu tatarskim (muzułmańskim). Położony był w pobliżu lasu i otaczało go ogrodzenie zdobione wizerunkiem półksiężyca. Nie była na nim zniczy, ani kwiatów, zaś groby oznaczone były jedynie stojącymi kamieniami z napisami wykonanymi cyrylicą. Miejsce to bardzo pobudza wyobraźnię; wygląda jak wyjęte z kart powieści fantasy ;).






W Janowie Podlaskim (Janopolis ov Dopenlechina) dawniej zwanym Janowem Biskupim (Janopolis ov Episkopalis) odwiedziliśmy katedrę, gdzie zwiedzaliśmy krypty biskupów. Widzieliśmy też rzeźbę przedstawiającą biskupa Adama Naruszewicza (1733 – 1796) – jezuity, przyjaciela i współpracownika króla Stasia, historyka i poety, który pod koniec życia przeżył coś w rodzaju załamania nerwowego i zaczął stronić od ludzi.






Następnie udaliśmy się do słynnej na całym świecie stadniny koni arabskich w Janowie Podlaskim. Widzieliśmy wyjątkowo piękne i delikatnie zbudowane konie czystej krwi arabskiej (jeden z nich pochodził aż z Bahrajnu), a także angielskiej, mieszańców arabów z anglikami, oraz masywnie zbudowane ślązaki. Rumaki nosiły takie imiona jak np. Aslan (imię głównego bohatera ,,Opowieści z Narnii’’ C. S. Lewisa, znaczące po turecku lew) i Albedo (w alchemii nazwa jednego z etapów procesu wytwarzania kamienia filozoficznego; co ciekawe koń Albedo jest … czarny, powinien więc nazywać się raczej Nigredo :). W latach 90 – tych XX wieku jeden z janowskich koni wystąpił w amerykańskim serialu ,,Dynastia’’. Dowiedziałem się też, że źrebaki nie rodzą się siwe, lecz uzyskują tę piękną barwę z wiekiem. Na terenie stadniny znajduje się też koński cmentarz (jeden z pochowanych tam rumaków nosił imię Czort). Miejsce pochówku koni oznaczały głazy z napisami. Zainteresowanych historią stadniny w Janowie Podlaskim odsyłam do książki Ireneusza Jana Kamińskiego ,,Konie rubinowe’’ z 1982 r.






W Białej Podlaskiej (Vakilis ov Dopenlechina) zwiedzaliśmy park pałacowy książąt Radziwiłłów.






Z kolei w Leśnej Podlaskiej (Forestra ov Dopenlechina) zwiedziliśmy Sanktuarium Matki Boskiej Leśniańskiej wraz z klasztorem paulinów. W latach 1718 – 1720 miały tam miejsce objawienia medalika z wizerunkiem Maryi. Sanktuarium posiada również źródło leczniczej wody (tym co jest w owej wodzie leczniczej to nie jej skład chemiczny czy fizyczny, lecz uświęcenie obecnością Maryi i wiara).






Szósty dzień upłynął na powrocie do Szczecina. W drodze nawiedziliśmy słynne prawosławne sanktuarium Górę Grabarkę, które ongiś założyli ludzie uratowani przed epidemią. Na Grabarce mieści się mnóstwo prawosławnych krzyży i żyją tam przecudne czarne koty (jednego kociaka pogłaskałem; skojarzył mi się z Behemotem z ,,Mistrza i Małgorzaty’’ Michaiła Bułhakowa).






Później w Drohiczynie (Drogitinus) – dawnej stolicy Podlasia odwiedziliśmy katedrę pod wezwaniem Świętej Trójcy, a następnie długo jechaliśmy w stronę Szczecina oglądając w autokarze film o objawieniach Maryjnych w Medjugorie (odsyłam do posta: ,,Medjugorie, czyli tam i z powrotem’’).
Zmęczony wróciłem do Szczecina późnym wieczorem. Jestem zachwycony Podlasiem; jego przyrodą i bogactwem wielu kultur, pobożnością mieszkańców jak i wyśmienitą kuchnią ;). Jest to wspaniała kraina trochę jak z baśni albo ze świata fantasy ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz