sobota, 18 lipca 2015

Dobrynia Zwycięzca cz. 1

,,Nieopodal Kijowa żyła wdowa, Mamielfą Timofiejewną nazwana. Miała ona ukochanego syna, osiłka Dobrynię. Sława o nim rozeszła się po całym Kijowie. Bo i jakże mogło być inaczej, skoro Dobrynia był i wysoki, i zgrabny, i wykształcony, na biesiadach wesoły, w boju mężny. Potrafił pięknie zagrać na gęślach, ułożyć pieśń, oraz słowem rozumnym się ozwać. I charakter miał Dobrynia dobry. Zawsze był spokojny, łagodny i opanowany. Nie pozwolił nigdy na grubiaństwo czy nietakt wobec ludzi. Dlatego właśnie nazywano go 'cichym Dobryniuszką''' - ,,O Dobryni Nikityczu i Smoku Gorynyczu''; baśń rosyjska ze zbioru ,,Mocarni czarodzieje''.



W erze jedenastej, zwanej Wiekiem Żelaznym, żyło wielu bohaterów. Na kartach kronik i w słowach pieśni ożywają Teost Car Słońce – wcielony Swaróg, Nubi, Mngvi, Wielki Barnum i Mavratis z Tassilii, Balaj, Zbigniew Lodowy Znachor, król Lech III Wędrowiec i Dobromir – budowniczy arki z Aplanu, królowa Wanda z Montanii, rusałka Ruta z Bliskiego Zachodu, królowie Orlandu Orus i Ruty, Relio Kriliatica, Lech Vukaszyn, Margus i Semik z Valkanicy, Barannus Czarny z Puany i krocie innych mężów i niewiast okrytych sławą w bojach ze złem. Bohaterem prezentowanej tu opowieści, zaczerpniętej z ,,Perłowego latopisu'' i z ,,Codex vimrothensis'' jest największy witeź Orlandu; Dobrynia z Dzikich Pól, nazywany Zwycięzcą, w ruskich bylinach zaś – Dobrynią Nikityczem.
Narodził się w Orlandzie pod koniec panowania króla Rutysława. Jego rodzinną miejscowością nie był Kijów – przekonuje ,,Codex vimrothensis'', - lecz maleńka, mało komu znana osada Zmiejsk nad rzeczką Strumiężycą w prowincji nazwanej Dzikimi Polami. Gdy przyszły heros, przewyższający sławą innych junaków opuszczał łono swej matki Mamielfy, była noc, a na niebie rozbłysła złota gwiazda, jaśniejsza od innych gwiazd, a badacze nocnego nieba nazywali ją Gwiazdą Nową. Owa ognista lampa niebieska była znakiem narodzin nowego bohatera, takiego jak wodnik Volch Alabasta i Teost; prawdziwy człowiek i prawdziwy Swaróg.
Dobrynia z Dzikich Pól (Dobrinia) przedstawiany był jako mąż wysoki i potężny; wyższy o głowę od najwyższego z osiłków Orlandu, mający ciało jak tur, albo niedźwiedź. Nosił długie włosy zaplecione w warkocze, brodę i wąsy w barwie kory dębu. Stawał do boju w srebrzystej, karacenowej zbroi, zaś na głowę miast popularnego w Orlandzie szyszaka zakładał karacenowy Łuskowy Hełm. Walczył mieczem, maczugą ciężką jak stuletni dąb i uszytą mu przez matkę czarodziejską szpicrutą z siedmiu jedwabi. Za wiernego wierzchowca służył Dobryni wspaniały, kary rumak Burhaszka, który dotąd mieszkał bezużytecznie w stajni godnej miana ,,stajni Augiasza''. Łuskowy Hełm, tnący stal miecz Araskał i dębową, nabijaną krzemieniami maczugę Kijankę, młody witeź wydobył z wielkiego i pełnego skarbów kurhanu atamana Nalivy ze sławnego rodu wojowników, korsarzy i 




zaprzysiężonych wrogów Szarej Ordy – Porożyńskich herbu Dwie Szable. Dobrynia, choć uczono go, że jest niegodziwością zabierać cokolwiek zmarłym, wykradł z kurhanu hełm, miecz i maczugę, wierząc, że zabrane z kurhanu wojownika będą pełne mocy, nie wziął za to ozdób ze srebra, złota, pereł, kości słoniowej, bursztynu i kamieni. Ataman Naliva za życia okrutny i chciwy bogactw, choć budzący podziw swą odwagą, nieraz chełpił się, że nigdy nie umrze, bo ,,porąbie Mar – Zannę na tysiąc kawałeczków szablą zdobytą na ażdachach''. Potajemnie udawał się do czarownic, chcąc przedłużyć swe życie, aż na starość począł się go trzymać tak uporczywie, że zamienił się w wąpierza. Odtąd przesypiał dnie w swym pełnym przepychu kurhanie, zaś nocami wyruszał, by ssać krew. Gdy Dobrynia kradł rycerski ekwipunek, wąpierz Naliva zbudził się i płynąc w powietrzu rzucił się nań. Wówczas junak zatopił błyszczący brzeszczot kuty przez najlepszych surjańskich kowali w sercu wampira, a następnie ściął mu zdobioną osełedcem głowę. Zabrał oręż ze sobą i spalił żywego trupa sławnego niegdyś atamana wraz z jego kosztownymi szatami, futrami, dywanami z Peristanu i meblami. Choć zabijając wąpierza obronił wielu ludzi, wyruszając na kurhany z zamiarem ich okradania, nie zdobył uznania w oczach Ageja i Dobrynia musiał za to przeprosić Mat' Syraję Ziemlę. Tym oto czynem Dobrynia z Dzikich Pól zdobył sobie przydomek Zwycięzcy – nie miano mu za złe, że okradł wąpierza, bo istoty te były złe i należało z nimi walczyć, a poza tym każdy wojownik miał prawo zatrzymać przy sobie łup zdobyty w uczciwej walce. Zwyciężając wąpierza Nalivę Porożyńskiego, młody wojownik Dobrynia wstąpił na junacki szlak, a głos Mokoszy dobiegający z dołka w ziemi zapowiedział mu, że choć dokona wielu czynów, ,,starego węża'' Gorynycza zniszczy ktoś godniejszy od niego.

*

Jadąc na Burhaszce przez gęsty las, sławiony za zwycięstwo nad żywym trupem atamana Nalivy, Dobrynia syn Nedosława, ujrzał tura o żelaznych rogach i kopytach, rosłego nawet wśród innych turów. Widząc zupełnie pozbawione lęku przed człowiekiem, ogromne zwierzę, Dobrynia wyczuł, że ma przed sobą Enka – najpewniej Borutę, albo Welesa, któremu były poświęcone dziki i tury; mocarze puszczy. W istocie tur o żelaznych rogach i kopytach był wcielonym Welesem, carem Nawi, którego rydwan ciągnęły dziki. Dobrynia czym prędzej zsiadł z grzbietu Burhaszki i oddał pokłon Posłańcowi Ageja, Trójgłowemu Sędziemu Dusz.





- Dobrynio Nedesławiczu! - zaryczał ludzkim głosem tur. - Proszę cię, uderz mnie w głowę – Dobrynia zdumiał się słysząc te słowa i zastanawiał się czego też Tur Żelaznorożek – Weles wcielony odeń pragnie. - Każę ci, Dobrynio, synu Nedesława, abyś z całej siły uderzył mnie maczugą Kijanką w głowę. Potem ułamiesz mój prawy róg żelazny i będziesz pił z niego, a da ci siłę dziesięciu witezi, a gdy na nim zatrąbisz w niebezpieczeństwie, zawsze przybędzie pomoc. Z mojej skóry zrobisz szeroki pas i będziesz go nosił, a da ci on moc dwudziestu siłaczy – Dobrynia bał się zabić cudownego tura, bo myślał, że zwierzę wystawia go na próbę. - Moje mięso – ciągnął tur o żelaznych rogach – upieczesz i zjesz z chrzanem, ale kości zostawisz nietknięte, abym mógł się odrodzić. W imię Ageja – masz mnie usłuchać, Zwycięzco Lutego Nalivy! - słysząc to Dobrynia, którego wezwanie imienia Agejowego ostatecznie przekonało, z całej siły uderzył buławą w twardy łeb tura. Dziki byk jęknął, jego masywna czaszka chrupnęła, a zwierz zwalił się martwy na leśną trawę. Wysunął szeroki język, a z jego pyska wyleciała para w postaci białego dymu, który uformował się na kształt rosłego męża o trzech rogatych głowach. Zabójca świętego tura na kolanach oddał hołd Welesowi wcielonemu w byka i kark nagiął i przed trójgłowym panem Nawi głowę skłonił. Gdy biały obłok rozwiał się na wietrze, Dobrynia Turobójca odłamał żelazny róg i sporządził szeroki pas z niewyprawionej skóry; opasał się nim, a jego siły wzrosły. Mięso rogatego władcy puszczy, Dobrynia upiekł w ogniu; część zjadł sam, a resztę rozdał wdowom i sierotom. Kości zostawił nienaruszone; ułożył je w jednym miejscu i przykrył listowiem i paprociami. Dzięki darom Welesa, którego wołwchowie nazywali ,,pasterzem dusz wcielonych w bydlęce stada'', Dobrynia stał się najpotężniejszym witeziem Orlandu.
Udał się Dobrynia do puszczy, aby oddać pokłon Borucie – Leszemu, Dziewannie Šumina Mati i innym leśnym Enkom. Gdy znalazł się między prastarymi drzewami uroczyska Jużny Las, zsiadł z grzbietu Burhaszki i klęcząc na leśnym runie, sławił wywyższonych przez Ageja władców lasu. Burhaszka stał obok i pasł się. Kiedy Dobrynia oddał cześć Leśnej Matce, której imieniem nazwano roślinę o złotych kwiatach, do jego uszu dobiegł cichy głos – szczególnie miły i melodyjny, niczym pieśń syreny, albo rusałki. Dobrynia spojrzał w górę i ujrzał siedzącego na gałęzi kasztanowca ptaka Sirina. Ptak ów, przez Roxów nazywany Syryjczykiem, był wielkości orła, a jego lśniące pióra 




mieniły się zielenią i turkusem, złotem, różem i karminem. Ptak Sirin, bliski krewny Humy i Huppy z Peristanu, oraz kuszących Odysa syren z Morza Rajskiego, miał głowę cudnej niewiasty o puszystych, złotych włosach, wijących się jak węże i białe, pełne wdzięku piersi niewieście. Słodkim głosem i wyszukanymi słowy podsycał dumę Dobryni nazywając go ,,Niezwyciężonym Zwycięzcą'', ,,Klejnotem wśród junaków Dzikich Pól'' i ,,Zgubą Czarnoboga – Gorynycza''.
- Podejdź do mnie, Sławny wśród Wojów – kusił ptak Sirin – a ja, dziewiczy ptak z krain międzyrajskich, krain ciepłych i pełnych wszelkiego dobra i rozkoszy, obdarzę cię wszelką błogością, czułością i cielesnymi igraszkami. Przysięgam na pędzel i farby Dziewanny, którą czcisz, że będę ci niewolnicą, a ty moim panem. Zrobisz ze mną co zechcesz....
- Paszoł won, sukkubie! - warknął Dobrynia, lecz ptak Sirin nie odleciał, jeno roześmiał się uroczym perlistym śmiechem i dalej począł kusić.
- Co z ciebie za witeź, skoro odmawiasz niewieście? - oburzył się ptak z Surji, po czym dalejże kusić Dobrynię i jego konia, namawiać do porzucenia trudnej drogi cnoty, a wybrania drogi łatwej, nie stawiającej wymagań rozkoszy. Słowa ptaka Sirina nie jednemu już zmąciły w głowie, lecz Dobrynia będąc czystym i stawiając sobie surowe wymagania, długo się opierał z wielkim gniewem, aż ptasia dziewica – sukkub, choć mówiła słowa słodkie i gładkie, w głębi jaźni dziwiła się i wrzała z wściekłości. W końcu w ptasiej łapie Sirina zabłysnął złoty pierścień.
- Będzie twój, jak napijesz się słodyczy z mych warg i napełnisz mój wstyd dziewiczy swoim czystym nasieniem, o Lwie Dzikich Pól – a trzeba wiedzieć, że ów pierścień wykuty w ogniu Čortieńska miał moc czarnoksięską.
W każdym budził żądzę posiadania go, a miał władzę prowadzić do zguby. Dobrynia zawahał się i począł powoli iść w stronę pierścienia, lecz wtem ogłuszający ryk wielkiego zwierza spłoszył ptaka Sirina. Potężny tur wziął junaka na żelazne rogi i wyrzucił w powietrze. Gdy syn Nedosława upadł i potłukł się, kuszące słowa ptaka Sirina ulotniły się z jego głowy. ,,Dzięki ci, Welesie'' – junak syknął z bólu, a odrodzony święty tur ryknął, ciepłym językiem odjął Dobryni ból, po czym pobiegł w knieje. Trzeba bowiem wiedzieć, że ptak Sirin, chociaż piękny, służył Čortu Kani, a pośrednio Rykarowi.
W owym czasie królem Orlandu zasiadającym na tronie w Horodyszczu na wyspie Cortix był Wołda. W ruskich bylinach ów władca, jak również bohater spod Troi – macedoński witeź Włodzimierz Krasne Słoneczko i kniaź św. Włodzimierz Wielki złączeni zostali w jedną postać. Na dworze cara Wołdy, ojca pięknej Zabawy Putiatisznej (Savava ov Putiatisnaya), tak jak na dworach Lecha Vukaszyna i Margusa w Valkanicy, czy Artura w Brytanii, odbywały się uczty i turnieje jak magnes przyciągające junaków z całego Orlandu. Licznie przybywający na wyspę Cortix wojownicy; witezie a zmiejobory zawierali przyjaźnie na całe życie wymieniając się świętym znakiem kras. Wśród mile spędzonego czasu przy beczkach piwa i pieczystym, słuchano pieśni skoromochów i dziadów lirników, czy opowieści skaziteli – opowiadaczy o pamiętnych, pełnych chwały czynach Enków i herosów, a król Wołda pasował junaków na rycerzy. Tradycje te utrzymywały się na wschodzie przez całe wieki. Kosa Oppman w ,,Perłowym latopisie'' opisywał jak Ilja Muromiec na dworze jednego z kniaziów; Szczerbana VI Krutowicza strzałami z łuków strącał złote kopuły z dachów chramów, a pokłóciwszy się z kniaziem, rozdarł na strzępy ofiarowaną sobie na znak pojednania szubę z soboli. Wróćmy jednak do ery jedenastej i do Dobryni. Zwycięzca Nalivy, obdarowany przez tura, chcąc zostać bohaterem w pełnym tego słowa znaczeniu, pożegnał ojca i macierz, od których otrzymał błogosławieństwo na drogę i uszytą ręką Mamielfy i jej służek szpicrutę z siedmiu jedwabi, osiodłał wiernego Burhaszkę i ruszył przez Dzikie Pola w długą i niebezpieczną drogę na wyspę Cortix leżącą na wielkiej wyspie Tinerpie. W czasie owe wędrówki zwalczał liczne i lute potwory i straszydła służące Rykarowi i dybiące na zgubę ludzką. Spiżowy miecz Araskał pił krew wielkiego jak niedźwiedź, czarnego pająka Ał – ar – agałaja, syna cara Karakurta i olbrzymiego, zabijającego wzrokiem węża połoza o imieniu Połoś. O wężach tych, w erze trzynastej ks. Krzysztof Kluk napisał następujące słowa: ,,te węże mają być długie na 10 łokci; w stepach bez nóg do góry się wdzierają, potem rzucają się na ludzi i zwierzęta''. Z ręki Dobryni ginęły czarno – brunatne brukołaki o zębach smoków, wyłupiastych oczach, rogach byków i baranów, ciałach niedźwiedzi, skrzydłach wron a nietoperzy, maleńkich, ludzkich rękach i nogach na grzbiecie, oraz o pazurach podobnych do ostrza kosy, wielkie węże trusie, czerwone mantykory o żądłach skorpionów, powabne sfinksy, wilkołaki Sybir i Mandżur o sierści srebrzystej i złocistej, czy ogromny, pustoszący pola i zabijający ludzi dzik Fajans. Mieszkańcy zimowników i maleńkich, rozproszonych osad sławili w pieśniach odwagę i siłę Dobryni; Niepokonanego Zagończyka, gościli go w swych skromnych chatach, częstując tym co mieli najlepszego i życzyli mu szczęśliwej drogi. Oswobodził ich bowiem od niejednej plagi, jak od złożonego z wąpierzy rodu atamana Nalivy, polującego na kominiarzy białego wyraka lęgnącego się w kominie, podobnej do nocnicy o włosach ze szczurzych ogonów Języcznicy – Bestialki, zeskrobującej długim, zaopatrzonym w kolce językiem mięso ze swych ofiar, co odczuwały one jako niewypowiedzianą rozkosz, czy niszczącego uprawy mamuta Kudy. Zwyciężywszy moc groźnych istot i oczyściwszy się w osadzie Piskorek z ich krwi, Dobrynia potrafiący mocą Welesa i Mokoszy wyrywać stuletnie drzewa i ciskać pod niebo ogromne głazy, stanął na tinerpijskiej wyspie Cortix, gdzie niosąc w darze zdobyte na wąpierzach cenne łupy, udał się na dwór króla Wołdy.
,,Perłowy latopis'' opowiada o Ilji Muromcu, który na dworze kniazia Szczerbana zwycięsko stawał w szranki ze słynnymi z męstwa i siły braćmi Lechem i Bolesławem z ziem późniejszej Analapii. Na turnieju cara Wołdy Krainowicza, Dobrynia, potomek rycerskiego rodu Nikityczów budził uznanie przebywających na zmaganiach bojarów i wywoływał rozmarzone spojrzenia dam dworu i samej królewny Zabawy Putiatisznej. Nie tylko kruszył pięściami głazy i podrzucał wysoko koła młyńskie, podnosił pnie, darł pergaminy i kolczugi, kruszył kopie, strącał strzałami z łuku złote kopuły z dachów, czy bił wszystkich rywali na głowę w zapasach, walce na pięści, miecze, buławy, młoty i topory, ale niczym zawodowy rybałt czy wajdelota śpiewał starodawne pieśni o miłości, wojnie i łowach, a także jak przystało na prawdziwego witezia unikał grubiaństw a sprośnych żartów, pijaństwa i obżarstwa, a każdej niewieście okazywał cześć niby samej Korze Pokrowie; matce Teosta, przeto był lubiany i szanowany na królewskim dworze w Horodyszczu. Turniej połączony z jarmarkiem i ludowym festynem trwał jeszcze wiele dni. Królewna Zabawa Putiatiszna, w bylinach przedstawiana jako córka Włodzimierza Krasne Słoneczko i Apraksji, w dniu przybycia Dobryni na wyspę Cortix, liczyła sobie szesnastą wiosnę życia. Smukła i pełna wdzięku miała jasną, połyskującą złotem kosę do kolan i niebieskie oczy. Odziana była w jedwabną suknię barwy modrej i nosiła wiele ozdób ze złota i srebra jak pierścionek z krwawnikiem, czy srebrne wstążki w zdobionych kwieciem włosach. Piątego dnia turnieju zerwał się z łańcucha, prowadzony przez trupę skoromochów, najroślejszy niedźwiedź jakiego widziano w Orlandzie i porykując popędził ku królewnie. Wszyscy oniemieli, jedynie Dobrynia nie stracił zimnej krwi. Zabawa Putiatiszna stała przerażona, jakby skamieniała, zaś niedźwiedź nazywany Porykiem, pełen zapiekłej urazy do ludzi co pozbawili go wolności, biegł ku niej, gdy tymczasem Dobrynia bez żadnej broni stanął między królewną a leśnym zwierzem. Zaczęła się zacięta walka na śmierć i życie, a obaj zapaśnicy niemal dorównywali sobie wzrostem i siłą. Poryk, ciosami w twarz, przy akompaniamencie przeraźliwego krzyku królewny, przewracał herosa na ziemie, z której Dobrynia wstawał jeszcze silniejszy, bo Mat' Syraja Ziemla użyczała mu swej mocy. Niedźwiedź słabł coraz bardziej. Krwawił i budził teraz raczej litość niż strach, chociaż nadal był groźny. Dobrynia oderwał go od ziemi i wyrzucił wysoko w górę, po czym, gdy niedźwiedź upadł z trzaskiem łamanych kości, postawił nogę na jego głowie i zmiażdżył tym jego czaszkę. Po skończonej walce rozległ się chór oklasków i okrzyków ,,Sława mu''!, zaś królewna Zabawa Putiatiszna rzuciła mu się na szyję. Jednak heros wiedział, że niedźwiedź nie zawsze był zły, jeno ludzie uczynili go takim. Król Wołda, rozpromieniony, skinął na Dobrynię o twarzy czerwonej od krwi i w porozrywanej kolczudze, aby podszedł doń. Następnie wyjął miecz i uderzył jego płazem ramię junaka ze słowami:
- Chrobry Dobrynio Nedosławiczu! Niech ci nie będzie wstydno twej krwi i potu, bo dzisiaj zdobią cię one bardziej niż innych złote łańcuchy i pierścienie. Biorąc na świadków Wodę i Ogień, Świętą Ziemię i Srebrny Księżyc, ja Wołda Krainowicz, car z krwi carów, na chwałę Ageja i wszystkich Enków, pasuję cię na rycerza – znów rozbrzmiały oklaski i wiwaty, Dobrynia zaś obmył się i przebrał, by móc zasiąść do uczty, wydanej na swoją cześć.

Jednym z dań była pieczeń z zabitego przez Dobrynię niedźwiedzia. Szczególnie smakowały jego łapy, zaś mózg zużyto do zatruwania strzał. Junacy pożeali całe pieczone świnie i dziki a wypijali beczki przedniego wina z Valkanicy i Kolchidy i wszyscy słuchając pieśniarzy świetnie się bawili. Zabawa Putiatiszna patrzyła na Dobrynię maślanymi oczami, niby sroka w gnat. Oboje radzi byli sobie, lecz królewna była jeszcze za młoda na ślub.

                                                       C. D. N. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz