czwartek, 17 marca 2016

Szczek i Choryw

,, […] trzej synowie Orija: Kij, Paszczek i Gorovato […] wsiedli na konie i pojechali […] a za nimi drużyny...'' - ,,Vlesova kniga''





Po śmierci Czernisława I Boginiaka na tron Roxu wstąpili jego synowie: Szczek i Choryw. Nazywano ich suczymi synami, lecz nie mieli tego za obrazę, bowiem ich matką, a w każdym bądź razie matką Szczeka była sama Żweruna – córka Boruty i Dziewanny Šumina Mati, leśna Enka mająca postać olbrzymiej, burej suki z nieprzebytych puszcz Liteny. Przed wiekami w erze dwunastej, owa Żweruna została w ludzkiej postaci poślubiona przez księcia Kroka, rodząc Sukosława Suczyca, wielkiego bohatera Słowian. Teraz zaś porodziła Szczeka. Jeśli zaś chodzi o Chorywa, to jak podaje ,,Księga sławy'' Borysa z Nieważowa, też był synem króla Roxu, ale zrodziła go rusałka Łybiedź Wdzięczna, królowa Jeziora Łabędzi. Obaj bracia wyglądali jak bliźnięta – byli smukli, wysocy, jasnowłosi i silni; kochali się też w sposób przykładny. W dniu ich postrzyżyn, królowa Bałamutka, bo taką postać wzięła na siebie na te wszystkie lata Żweruna, zamieniła się w sukę i uciekła do lasu gonić zające. Szczek i Choryw mieli jeszcze przyrodniego, starszego brata, królewicza Suchodoła (jego matka, królowa Wianka zmarła przy porodzie), przeznaczonego na następcę tronu, lecz poległ w wielkiej bitwie ze strzygami i kikimorami pod Suchym Płotem, kiedy to jego bracia byli zbyt młodzi by wojować. Zostali koronowani na królów Roxu po śmierci Czernisława I i godnym jest pochwały, że ich przyjaźń przetrwała próbę czasu.


*





Rusałka wdzięku pełna, pląsała powiewając powłóczystą sukienką na mozaikowej podłodze królewskiego zamku Kija w Dendropolis. W jej białych, do rzeźby z eburnu podobnych dłoniach błyszczała lira ze złota. Urokliwa tanecznica cieszyła serca królów Szczeka i Chorywa, oraz ich gości pieśnią o odległej krainie gdzie cały czas panuje wiosna, młodość i szczęście.
- Na ostrowie mającym nazwę Abarii – uszy biesiadników pieścił głos dziewczęcy, słodszy ponad wyobrażenie – mieszkała krasna pani; Abara Mladnica; wiecznie młoda dziewica, z łona Mokoszy zrodzona, a przez potężnego Świętowita spłodzona. Najpiękniejsza między dziwożonami, z czułą troską sprawuje pieczę nad roślinami i zwierzętami. Pod jej sceptrem żyją w zgodzie, bez starości, bez choroby i bez śmierci. Radość, miłość na ostrowie owym stale gości...- obaj królowie Roxu zapragnęli przybić do brzegów Abarii; jeden z nich miał poślubić Enkę, panią owej wyspy, przez Greków nazywaną Hebe, zaś przez Waregów z Nürtu - Idunn, obaj zaś mieli stać się wiecznie młodymi.
Im dłużej o tym myśleli, tym bardziej starzały się ich serca. Nie było łatwo dostać się do Abarii; krainy młodości.
- … Tam gdzie na sinego morza przestworze – śpiewała rusałka – ściana ognia gorze, za nią się rozciągają błogosławionej Abarii brzegi, nieskalanej Mladnicy szczęśliwy kraj daleki... - rusałka skończyła pieśń i taniec, pokłoniła się do ziemi królewskim braciom, a jej długie włosy rozsypały się złocistą falą po kamyczkach mozaiki.
Obaj królowie zwołali wołwchów, żerców i uczonych mężów. Jęli wypytywać ich o położenie wyspy, na której wznosił się kapiący od złota tron pani Mladnicy. Mędrcy próbowali ich zrazu odwieść od tego zamiaru, w końcu jednak widząc upór obu królów, dali im mapę. Szczek i Choryw kazali naszykować królewski korab ,,Białego Gryfa'' o szkarłatnych żaglach. Wypłynęli nim w świat daleki z portu w Nowym Grodzie Północy nad Morzem Srebrnym, wcześniej ustanawiając jako regenta bojara Lichotę. Był to człowiek chciwy i ambitny, miernych kompetencji, lecz królewscy bracia ufali mu, bo prawił im pochlebstwa.


*



Agej Zabołat skierował swe słowo do wieszcza Letnika, syna Słabomira z grodu Nitry.
- Pójdziesz do grodu Tmu – Tarakanu, gdzie ludzie sławią karaluchu i będziesz u nich wołał o pokutę, bo wielkie są ich grzechy – nierządu i niesprawiedliwości. Z ich to powodu miastu grozi zagłada – mówił Agej Perzona Foyakista w widzeniu prorockim.
Letnik jednak wzdrygnął się na samą myśl, by iść do Grodu Karalucha nad Morzem Ciemnym, bowiem Słowianie i mieszkańcy Tmu – Tarakanu nie żyli ze sobą w przyjaźni. Wieszcz udał się w przeciwnym kierunku; nad Morze Srebrne do Nowego Grodu Północy. Pochmurny i zafrasowany, jakby uciekał przed żoną, wsiadł na pokład ,,Białego Gryfa''; królewskiego korabia i nim to udał się razem ze Szczekiem i Chorywem ku brzegom Abarii. Wtedy to Jurata ,,carica Morja'' uderzyła swym złotym trójzębem w fale i zerwał się sztorm. Nikt nie chciał zginąć – wszyscy rzucili się ratować korab. Jeden tylko Letnik pogrążył się w apatii i nic nie robił. ,,Nawet tu mnie odnalazł'' – mruknął niezadowolony wieszcz i nakrył się płaszczem.
- Hej! - zawołał nań król Choryw. - Dlaczego nic nie robisz, by uratować nawę, nawet Enków nie wołasz na pomoc! - Letnik zwiesił nos na kwintę.
- Ściga mnie gniew Ageja – Boga Bogów. Naraziłem się mu odmawiając wyruszenia z misją do Tmu – Tarakanu...
- Durak! - sapnął gniewnie król.
- Sztorm rozpętał się z mego powodu – ciągnął Letnik. - Jeśli chcecie by ustał, rzućcie mnie w fale – królowie Szczek i Choryw kazali załodze jeszcze zażarciej wiosłować, lecz nic to nie dało.
,,Biały Gryf'' tonął, więc wrzucono Letnika jako żertwę dla Juraty, a wtedy sztorm ucichł.
- Trza nam będzie oczyścić się z jego krwi, najlepiej wodą z Sobotniej Góry – zauważył Szczek, syn Żweruny.





Fale zakryły Letnika, lecz nie było mu pisane utonąć. Jurata posłała swego syna, Indrika w ,,Gołębiej Księdze'' nazywanego ,,matką wszystkich zwierząt''. Był to zwierz większy niźli wieloryby, zieloną, gadzią łuską pokryty. Miał paszczę z wielkimi zębami, płetwy piersiowe jak delfin i ogon niczym ryba, zaś z końca pyska wystawał mu pręt długi a giętki, zakończony kulą wydzielającą złote światło. Indrik został stworzony mocą łona Juraty już w erze drugiej i żył w morzu całe eony jako jedyny w swym gatunku. Zobaczył Letnika wpadającego w toń wodną i on – Indrik – ryb i potworów morskich pożeracz, zakrył go swymi szczękami. Letnika ogarnęła ciemność i stracił resztki przytomności. Spał w trzewiach dobrego potwora morskiego, słodko jak niemowlę w kolebce. Nie po to jednak Agej przydzielił Letnikowi misję nawracania Tmu – Tarakanu, aby wieszcz sobie spał. Indrik niósł go w paszczy, aż w końcu wypluł Letnika na brzeg.
Gdy ów po długim i krzepiącym śnie otworzył oczy, spostrzegł, że jest dzień; piękny i słoneczny, on sam zaś leży w łożu z kości słoniowej, przykryty piernatami w jakimś chramie, czy to pałacu. Zbudowano go nad morzem, na samym brzegu, bo do uszu Letnika docierały uderzenia fal przyboju i krzyki mew.
- Gdzie ja jestem? - przecierał oczy pełen zdumienia. - Czyżbym dostał się do owej Aba.... coś tam, krainy młodości, do której zmierzali królowie Szczek i Choryw? Ciekawe czy ich tu spotkam.





Letnik od niechcenia pociągnął za złoty dzwonek zawieszony na purpurowym sznurze. Wówczas do jego komnaty weszła panna trudnej do opisania urody, odziana w powłóczystą szatę z niebieskiego jedwabiu. Jej długie włosy lśniły złotem pod wieńcem z białych lilii. W talii nosiła srebrny pasek, na palcu pierścień z jednorożcem – symbol dziewictwa, na czole zaś miała wymalowany złotą farbką półksiężyc. Letnik zapytał ją.
- Racz mi powiedzieć, pani, kim jesteś; istotą ludzką czy boginką i czy jestem teraz w Nawi Jasnej, czy też raczej w Abarii – na ostrowie pani Mladnicy, o którym się powiada, że panuje tam wieczna młodość? - panna w błękicie roześmiała się perliście bez cienia złośliwości.
- Nie jesteśmy boginkami, panie – odrzekła – aleśmy z tej samej rasy ludzkiej co i ty. Fale wyrzuciły was na brzeg, a my – morskie bohynie – służebnice Juraty dałyśmy ci schronienie w swojej świątyni, jak to często czynimy z rozbitkami.
- A w jakim zakątku Sklawinii teraz jestem? - spytał Letnik.
- W sławnym Królestwie Roxu, nad Morzem Ciemnym – odrzekła bohynia.
Kapłanki Juraty zaprowadziły Letnika do bani gdzie się obmył, odziały go, nakarmiły i napoiły. Nim wyruszył w dalszą drogę, zaopatrzony w złote grzywny z klasztornego skarbca, poznał dzieje owej wspólnoty. Dowiedział się, że przybyła ona aż z ziemic celtyckich (Kiełtyki), gdzie owe niewiasty określano jako galiceny. Służyły one bogini Danu, w Cymru nazywanej – Don, a przez Słowian – Mokoszą. Jej mocą umiały tkać mgłę, sprowadzać deszcze i śniegi, gasić i wzniecać ogień, a nawet zamieniać wodę w lód jak to czynili słowiańscy kołodunowie. Bohynie – galiceny zakładały swe wspólnoty w Analapii, Bohemii i Roxie, użyczyły nawet nazwy Haliczowi – Hałyczynie. Te, u których bawił Letnik wyodrębniły się od reszty bohyni sławiących Mokoszę, poświęcając się służbie jej siostry, Juraty. Swoje chramy zakładały nad brzegami mórz i mówiono o nich: ,,morskie bohynie''. Letnik nim opuścił gościnny klasztor miał widzenie wieszcze – po raz pierwszy odkąd uciekał przed Agejem do Nowego Grodu Północy. Bawiąc w kaplicy ujrzał Mokoszę depczącą samozwańczego Czarnoboga we wszystkich jego wcieleniach: jako smoka Rykara, obecnego węża Gorynycza i wówczas mające dopiero nadejść – smoka z Vovel i zielonego węża Zeltysa. Usłyszał też głos Ageja mówiący: ,,Oto najdoskonalsze z moich stworzeń''. Piękno i łagodność Mokoszy wycisnęły Letnikowi łzy z oczu, ona zaś pocałowała go w czoło, szepcząc mu do ucha:
- Bądź wierny. Idź.
Jeszcze tego samego dnia Letnik udał się w stronę Tmu – Tarakanu...


*



,,Abara Mladnica, najurodziwsza z cór Świętowita i Mokoszy była smukła i wysoka, o cerze jasnej, nieskazitelnie gładkiej i jedwabistej. Włosy zaplecione w jeden gruby warkocz miały barwę miedziano – złotą. Jedno oko było niebieskie, drugie zaś ciemnozielone. Pani wyspy młodości ukazała się oczom królów Szczeka i Chorywa w złotej koronie o czterech splątanych promieniach na głowie, okryta płaszczem barwy morza, odziana w suknię, na której wyhaftowano wyspę Abarię za ścianą płomieni, oraz grzyb i trójlistną koniczynę w polu zielonym. Królową zdobiły złote kolczyki w kształcie żołędzi, naszyjnik z pereł, złoty łańcuch opasujący talię, oraz złote obręcze na kostkach'' – Radosław Goździcki ,,Księga świata'': identyczny opis zawiera ilustrowane dzieło ,,Icones bogiń i rusałek'' Malmira z Cynii.




Dwaj niestrudzeni żeglarze, królewscy bracia z dalekiego Roxu skłonili swe głowy przed wiecznie młodą władczynią, o której dzieło ,,Icones....'' powiada, iż była ,,najpiękniejszą z dziewic''. Ta, którą Grecy czcili pod imieniem Hebe ujrzała w wielkim zwierciadle o złotych ramach nadpływający korab znękany burzami i rozchyliła ścianę ognia na oceanie, tworząc jakby wrota umożliwiające wkroczenie do jej cudownej krainy. Bracia udali się do Abarii w szalupie ratunkowej, bo ich poddani bali się podążyć za nimi.
- O co prosicie, dzielni junacy z ludu co sławi Ageja i Enków? - spytała Abara Mladnica.
- Zmagaliśmy się ze sztormami – zabrał głos Choryw – chąsiebnikami, potworami, głodem, pragnieniem szkorbutem i knowaniami morskich czarownic, abyś ty, o pani, którą Waregowie obdarzyli imieniem Idunn raczyła nagrodzić nas wieczystą młodością.
- Bylibyśmy nieskończenie szczęśliwi, pani, mogąc zamieszkać z tobą na twym ostrowie – dodał Szczek, o którym jego wychowawcy powiadali, że był wyszczekany.
Królowa Abarii pokręciła puszystą główką.
- Nie jest wolą Ageja, bym udzieliła wam daru nieśmiertelności, co oznaczać może tylko jedno: nie wyszłoby wam to na dobre. Wasza droga do pełni szczęścia wiedzie przez starość, cierpienie i śmierć i nie ma na to rady. Nie byłoby też dobrze, abyście tu zostali, bo wasze miejsce jest w Roxie, gdzie trza wam bronić waszego ludu – Abara Mladnica ukazała obu braciom w swym zwierciadle jak bojar Lichota zagarnął władzę w Dendropolis i uciska Lud Roksany wysokimi podatkami i pańszczyzną, by móc prowadzić życie próżniacze. - Zbliżcie się, dziedzice wielkiego króla Rusa, a dotknę waszych serc i sprawię, że będą zawsze młode, to jest czyste i pełne zapału, wolne od zgorzknienia i prawe – królowie zgięli swe kolana przed Enką, a ta dotknęła ich serc, błogosławiąc im. Następnie wsiedli do swej łódeczki popychanej tchnienie Pochwista – Striboga, dzięki czemu w miarę szybko dopłynęli do Roxu, gdzie obalili uzurpatora.
Panowali jeszcze wiele lat, a po śmierci usypano im niedaleko Dendropolis kurhany znane jako góry Szczekownica i Chorywnica.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz