poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Sonor cz. I

,, [Ucław i Malwa] Byli też 'gdzieś daleko, daleko, na zachód od Ultima Thule w kraju Sonor', gdzie spotkali ludzi zamieniających się w jaguary (to nazwa miejscowych kotów podobnych do lewartów) i włochate olbrzymy o dwóch twarzach, zamieniające się czasami w dziwne, zwisające z drzew futrzaki. Widzieli też kudłatych, leśnych ludzi, zwanych 'sachurynami' (Leśna Matka zakończyła długoletnią wojnę między nimi a ludźmi) i rodzinę królewską Copanu, jadącą na 'jakichś udziwnionych słoniach, czy mamutach' [chodzi o mastodonty – przyp. T. K.].- Pewnego razu, pewien dziwaczny sonorski zwierz, zwany tapirem wsiadł do łodzi i odpłynął z rodzinnej puszczy, aż ujrzał brzegi Europy. Spodobała mu się; osiadł w lesie koło Presnau i zatrudnił się u Pana Dżeka, gdzie rzucał masłem w widownię i wołał: ;Bestie'!, aby ją bawić. Raz naraził się Kościejowi i został zesłany do kopalni gwiezdników, gdzie zabił go okrutny dozorca. Co ciekawe, dwa razy spotkał się z Tatrą – obecną królową Aplanu – opowiadała Leśna Matka w kraju Sonor'' – Kosa Oppman ,,Perłowy latopis''



Sonor to nazwa wielkiego jak Europa i Afryka razem wzięte, kontynentu, który zatonął jeszcze przed stworzeniem Atlantydy. Oblany zewsząd Oceanem At – Azalath, przez Słowian zwanym Morzem Światogorskim, leżał na zachód od wyspy Ultima Thule na północy i Góry Magnetycznej na południu. Ląd ów miał kształt ogromnego koła. W jego pobliżu leżały wyspy Bimini, przez Słowian zwane Wymyną, odkryte przez sonorskiego króla Ataculapusa i wodnika Wodjanoja z Hnyłopati w Orlandzie – Żary, zwane Wyspami Ognia, na których mieszkało plemię Pirofagów – ludzi zjadających ogień i chłodzących się nikm, a także Wyspa Perłowa, Szmaragdowa, Dziewcząt i Starców.

,,Wokół niej [tj. urodzonej przez Mokoszę góry Triglav] wynurzył się powoli ląd (Nawia stała się archipelagiem na pięknym jeziorze). Tak powstał kontynent afrykański, następnie zaś europejski i azjatycki'' - ,,Szafirowy latopis''.

Kontynet sonorski został stworzony mocą łona Mokoszy jeszcze później. Wchodził w skład królestw Lynxów i Neurów.
Stolicą królestwa Sonoru była Merika, zbudowana w sercu kontynetu na sztucznej wyspie pośrodku wielkiego jeziora. Inne wielkie grody to: Igeria, Majundu, Agzi, Igos – isondu, Cituli, Mangaspu, Ar – kitu, Copan i Amanamsu. Sonorczycy z wielkich bloków kamiennych budowali piramidy schodkowe, z których szczytów uczeni mężowie spoglądali w niebo, by rzucać pytania gwiazdom i tworzyć najdokładniejszy kalendarz ówczesnego świata. Na piramidę w stołecznej Merice wspinali się królowie, aby raz w roku zanosić modły całego królestwa Agejowi i Enkom, zaś poczynając od złego króla Tarkwiniusza, na szczytach schodkowych piramid składano morskiemu potworowi Makarze i innym bestiom Czarnoboga ofiary z ludzi, którym wyrywano serca obsydianowymi nożami, a ciała palono, bądź zjadano.
Klimat Sonoru był bardzo zróżnicowany. Na północy przez większą część roku szalały srogie zimy, tak jak w ziemi Ulro, na północ od Svalbardu. Ziemię pokrywała wówczas gruba warstwa śniegu, a morze skuwał lód, utrzymujący ciężar białych niedźwiedzi. Centrum kontynentu było gorące i wilgotne, tak samo wszystkie wyspy sonorskie. Na południu dominowały pustynie, takie jak: Lurukadu, Atuca, Arsonia i parę innych, pełne piaskowych gór i ruin, oaz, palone Słońcem i nękane burzami piaskowymi. Na zachodzie i na terytorium między północną tundrą Nuntavat, a pokrytym dżunglami i bagnami interiorem Sonoru panował klimat umiarkowany i rosły tam lasy pełne zwierząt takich jak w Europie. W ziemi Pama – poonu leżącej między tropikalnym interiorem, a pasem pustyń Południa, ciągnęły się palone Słońcem, podmokłe stepy – siedlisko plemienia Reunów.




W Tundrze Nuntavat, chłodne, lecz zawsze obfitujące w podobne do zawiei śnieżnej chmary komarów, lato trwało niewiele ponad tydzień, po czym znów wracała polarna zima i spadały śniegi mogące zakryć dorosłego męża. Stolicą owej mroźnej prowincji Sonoru był kamienny, zbudowany z pomocą mamutów gród Nuntavat, nazywany w legendach i podaniach ,,Miastem Boskiego Białego Niedźwiedzia''. Owa nieprzyjazna kraina, zwana Wieczną Tundrą, miała wielu mieszkańców. Należy do n ich zaliczyć człowiecze plemiona Losów i Nuntavaków. Ludzie ci szczelnie okrywali się skórami i futrami upolowanych zwierząt, żywili się ich surowym mięsem, oraz rybami, budowali domy z wielkich bloków kamiennych, albo ze śniegu i lodu. Bardzo łagodni i pokojowo nastawieni, nie walczyli między sobą, ani z innymi plemionami. Narzędzia wytwarzali z kości i krzemienia, budowali łodzie zwane kajakami niczym ludzie z polarnych wybrzeży Białopolski, sporządzali też kościane łyżwy do przemierzania lodowych pustyń. Oba plemiona płaciły dań królom Sonoru, zasiadającym na tronie w Merice. Postrachem ludzi z Nuntavatu była Ta, Która Patroszy. Owa służąca Czarnobogu maszkara miała postać jędzy o szarej skórze zwisającej płatami, długich, kończystych zębach i również długich, białych paznokciach, oraz o czarnych ślepiach zajmujących pół twarzy. Ubierała się w nuntavacki strój z futer, a zabijała w ten sposób, że opowiadała ludziom tak ucieszne historyjki, że ci, najzupełniej dosłownie … pękali ze śmiechu. Niektórym taka śmierć by się spodobała. W Nuntavacie żyły również budujące kamienne grody i kopalnie; śnieżne i lodowe karły, podobne do uldr z Nürtu i Orlandu, Karibu – przypominająca białopolskich Leniferów rasa ludzi o głowach zwierząt podobnych do Rudolfa, owcowoły, mamuty, wilki, morsy (a wśród nich Mors – potwór, wielkości dziecięcia błękitnego wieloryba, który pożerał ludzi, ale nie dlatego, że był zły z natury, lecz dlatego, że będąc sierotą, nie nauczył się wydobywać małży z muszli). Morsa – ludożercę ubił heros Kuj. Tundrę zamieszkiwały również białe niedźwiedzie, z których rodu wyszedł imć Wilson Eaneawatt (Vilsonus ov Inilatus), co odbył wielką podróż na wschód i na wyspie Svalbard u wybrzeży Nürtu spotkał dwa inne niedźwiedzie polarne; Gotarda Urmeiera i Igora Lorenzkraffta. Wszystkie trzy zwierzęta, które spotkały się przy padlinie wyrzuconego na brzeg wieloryba, związały swe losy z rusałką Rutą i Arvotem Baldasem. Na weselu Tatry i Lecha III w Svantemocie, Wilson Eaneawatt snuł taką opowieść:



,, - Czy wiecie co mam wspólnego z kryształową czaszką Kościeja? - spytał Wilson Eaneawatt. - Oboje pochodzimy z Sonoru! Jest to ogromny ląd na zachód od Ultima Thule; są tam lodowe pola, lasy, stepy, rzeki, jeziora, bagna, pustynie, miasta, góry. Żyje tam wielu ludzi o miedzianej skórze, tudzież kudłate istoty podobne do ludzi. Sonor roi się od zwierząt – wiele z nich jest takich samych co w Aplanie. Dawnymi czasy mój kontynent należał do państwa Lynxów. Ich utrapieniem był mój przodek, Inilatus. Polował na Lynxów; zabijał ich i pożerał ich ciała i łupił kosztowności. Pewnego razu ubił go w ciężkiej walce, wojownik Leliva, zwany potem 'Ravicz'. Syn zbója został jako łup wojenny przywieziony do Ynańska, gdzie się wychowywał i dał początek rodowi Eaneawattów – na tym opowieść się skończyła'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.



Na zachodzie Sonoru rozciągały się dwa łańcuchy górskie. Na południu były to Góry Andajskie, o pokrytych śniegiem szczytach, u których stóp rosły wiecznie zielone, gorące i wilgotne dżungle, zaś na północy strzelały pod niebo iglicami szczytów Góry Święte, przez Słowian zwane Świętogórami, w których panował klimat umiarkowany. W Górach Świętych polowały na ludzi wąpierze o włosach długich i czarnych a skórze miedzianej, pokrytej czerwoną farbą. Straszydła te nosiły korony z piór i przepaski biodrowe z ludzkiej skóry. Polowały nocą, siadały swym ofiarom na piersi ,,jak ten kruk na snopie'' i wypijały krew przez nos.




Na południu kontynentu, nad Ocenanem At – Azalath leżała piaszczysta pustynia Arsonia. Ludzie lękali się zapuszczać w te strony z uwagi na żeńskie upiory zwane cihuateteo. Owe okrutne, nigdy niesyte krwi straszydła, wedle wiary Sonorczyków powstawały z młodych matek zmarłych przy porodzie. Miały postać półnagich, smukłych niewiast o miedzianej skórze, trupiej czaszce z czarnymi włosami na karku, kłach i szponach. Ze swych ofiar wysysały krew jak wąpierze z Gór Świętych, lubiły pożerać matki i ich maleńkie dzieci. Władały czarną magią i od wielu wodzów domagały się ofiar z dzieci w zamian za pomoc w wygraniu bitwy. Owe złe istoty należały do hufców Czarnoboga. Na pustynię arsońską przylatywały niekiedy latające pancerniki, skądinąd spotykane też w dżunglach Amszu i w ziemi Pama – poonu. Pancerniki owe były wielkości borsuków i miały skrzydła pokryte białymi piórami, tak ostrymi, że mogły przecinać żelazo. Żywiły się owadami, gryzoniami i jaszczurkami. Ich młode rodziły się z miękkimi piórkami, które dopiero z czasem twardniały.
Kraina Amszu leżąca w centrum Sonoru obfitowała w wiecznie zielone, gorące i podmokłe lasy, oraz rzeki i bagna. Największa puszcza amszuńska nazywała się Tisbe Igigi, czyli Zielone Piekło. Rosły w nich palmy bananowe, storczyki o zapierających dech w piersiach kształtach i barwach, figowce, ananasy, rośliny drapieżne, niekiedy tak wielkie, że polujące na małpy i ptaki... W dżunglach Amszu żyło więcej gatunków zwierząt niż jest liter w tej książce, z czego najliczniejsze były chrząszcze. W owych puszczach, w pełnej harmonii z przyrodą bytowały liczne plemiona ludzkie; Pir – Dżibaru, Ačuma, Makülü, Pir – Czaama – Dżibaru i inne, przez mieszkańców Meriki, Copanu i innych wielkich miast nazywane dzikimi. Jednak owi półnadzy, czarnowłosi i miedzianoskórzy ludzie, malujący ciała różnymi farbami, rozciągający uszy ciężarkami, czy przekłuwający sobie nosy, nie byli jedynymi istotami rozumnymi w puszczach Amszu. W kniejach żyły rasy ludzi – jaguarów i ludzi – pancerników, o których opowiem w dalszej części, oraz Margaje i Undianie. Ci pierwsi, będący niskiego wzrostu i delikatnej budowy, byli pół – ludźmi, pół – margajami. Margaj to taki bardzo mały, dziki kot podobny do ocelota. Undianie z kolei mieli postać pół – ludzi, a pół – rosłych, szarych kotów o zielonych oczach. Cali byli porośnięci szarym futrem, mieli też długie ogony. Podobni byli do dzikich kotów, zwanych jaguarundi (,,kotów – jaszczurów''), bądź ,,leon miquero'' (,,małpich lwów''). Zarówno Margaje, jak i Undianie budowali małe osady w matecznikach, utrzymywali się z łowów i rybołóstwa, w mniejszym stopniu ze zbieractwa i bartnictwa. Mało wiemy o tych rasach, bo jak ognia unikały ludzi.
U zachodnich wybrzeży Sonoru leżały Wyspa Dziewcząt i Wyspa Starców. Na pierwszej z nich żyło plemię pięknych i wiecznie młodych, choć krótko żyjących dziewic, które rodziło pewne tylko tam rosnące drzewo dzieworodne. Owe dziewczęta poczynały patrząc w zaczarowaną studnię, po czym rodziły same córki. Niektórzy Sonorczycy brali je za żony. Dziewice z owej wyspy przewiezione na kontynent miały takie same cechy jak pozostałe niewiasty. Z kolei na Wyspie Starców, ziemia miała taką właściwość, że miast garnków jak to było na Bujanie, rodziła wiekowych staruszków; samych mężczyzn, o siwych włosach i brodach. Mieszkańcy obu wysp płacili dań królom Sonoru. Kończąc opowieść o Dziewczętach i Starcach, chciałbym jeszcze nadmienić o żyjących na ich wyspach dziwnych zwierzętach, spokrewnionych z bazyliszkami i kuroliszkami, które nazywały się głupioliszki. W przedniej części ciała miały głowę, pierś, niebieskie, płetwiaste nogi i skrzydła ptaka morskiego zwanego głuptakiem, zaś tułów, ogon i tylne łapy, głupioliszek miał niczym groźny z wyglądu, lecz łagodny z natury jaszczur, zwany legwanem morskim. Owe hybrydy były nielotne, żywiły się rybami, a ich pisklęta wykluwały się z jaj. Nie miały mocy zabijania wzrokiem.
Sonor obfitował w jeziora i rzeki. Najdłuższą rzeką była Amusa, płynąca przez puszczę Amszu. Inne rzeki: Piri – Piri, Karunda, Bumadi, Izbir, Misosz i Orik. Największym jeziorem była Tituš w Górach Andajskich. Inne jeziora: Kata – Kata, Kudu – Malfi, Abundu, Alicu, Alicantu i Achlis – Coelis – Santinu. Jednym z mieszkańców rzeki Amusy był węgorz elektryczny olbrzymi, wielki jak smok Pyton zabity przez Apolla, a do tego rażący bardzo silnym prądem. Ryby te, mogące pożreć dorosłego człowieka, najdłużej przetrwały w Eldorado i na Golkondzie. Największy obszar podmokły omawianego kontynentu to Bagna Izgul, gdzie gnieździły się czerwone ibisy o dwóch głowach.




Sonor obfitował we wszystkie rodzaje skarbów mineralnych, prócz alatyrów. W jego kopalniach wydobywano platynę – ulubiony metal możnowładców wąpierzy, srebro, gwiezdniki, diamenty, bursztyny, rubiny, opale, szafiry, szmaragdy, topazy, ametysty, sardoniksy, chryzolity, kość słoniową mamutów i inne. Na omawianym kontynencie sporo było złota, które Sonorczycy uważali za pot Słońca i od którego kapały chramy ich idoli. Jednak najbardziej ze wszystkich skarbów mineralnych, na Sonorze ceniono kryształ górski. Z obsydianu – czarnego szkła pochodzącego z trzewi gór ognistych przez uczonych mężów nazywanych wulkanami, sporządzano sztyletu do składania krwawych ofiar z ludzi. Czasami z ziemi wytryskała przezroczysta, łatwopalna ciecz, zwana ,,nafita'', którą Sonorczycy płukali zęby, a która pod nazwą ,,navata'' w erach dwunastej i trzynastej była używana przez Amazonki do podpalania wrogich obiektów. Plemiona owego wielkiego, zachodniego lądu nigdy nie nauczyły się obróbki żelaza, mimo że jego rudy występowały na kontynencie. 

                                               C. D. N. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz