środa, 15 maja 2013

Złoty jeż


,,Mój mały, maleńki
czy ty o tym wiesz,
że nocą – północą
chodzi złoty jeż?
Drzew pilnuje w sadzie,
pod jabłonką śpi
[...]
czy ty o tym wiesz,
że ten jeż to wcale
nie jest żaden jeż?
[...]’’ - Ewa Szelburg – Zarębina, kołysanka ,,Złoty jeż’’.


Sławia, siostra Samona często słyszała jak inne niewiasty w wiosce śpiewały tę kołysankę. Zawsze ciekawiło ją, czy ów tajemniczy złoty jez istniał kiedyś naprawdę i czy rzeczywiście pod jego postacią ukrywał się człowiek. ,,Przecież świat nosi tyle dziwnych istot – myślała – to czemu nie mogą istnieć zaczarowane, złote jeże’’? Pewnej nocy, gdy jej brat już spał, wziąwszy nóż do obrony przed strzygami i wąpierzami; sługami króla Tybalda, opuściła chatę i poszła do opuszczonego sadu. Światło Księżyca padało na gruzy marmurowego dworca. Wokół pełno było sów i nietoperzy, lelków i świetlików. Dziki z lasu nie bojąc się Sławi przychodziły do sadu by jeść owoce spadłe z drzew. Było zimno i nic się nie działo. Sławia uważnie patrząc pod nogi widziała parę jeży, lecz żaden nie był złoty. Nagle w trawach coś mignęło. Dziwne zwierzątko poczęło dreptać ku siostrze Samona. Jak wielkie było jej zdumienie gdy ujrzała jeża – ulanego ze złota, z oczami z diamentów! Ukucnąwszy wyciągnęła rękę i poczęła wabić do siebie zwierzątko. Jeż zatrzymał się, stanął słupka i ...
- Chyba nie chcesz, bym cię ugryzł w palec? – rzekł ludzkim głosem, a Sławia wielce się zdumiała.
- Czy mogę cię zabrać do wsi, pokazać, że żyjesz naprawdę? – spytała.
- Możesz, tylko nie przetapiaj mnie na grzywny czy biżuterię – powiedział jeż.
- Czy jesteś zaklętym potworem? – spytała Sławia biorąc jeża na ręce.
- I tak i nie – odpowiedział tajemniczo złoty zwierz.
Po powrocie do chaty, jeż został postawiony na klepisku, a ta co go znalazła, położyła się spać. Rano Samon nie mógł uwierzyć oczom i uszom, gdy zobaczył niezwykłe, mówiące zwierzę przyniesione przez siostrę. Dziwna istota napiła się wody ze spodka i zaczęła opowieść.
- Wiele lat zanim tu przybyliście, byłem dziedzicem tej wioski i mieszkałem w marmurowym dworcu wśród sadu. Pewnego razu kazałem karbowemu by mi przyprowadził dziewczę, a wszystkie uznawałem za swoją własność. Karbowy przyprowadził smukła, rudowłosą pannę o zielonych jak u żbika oczach, ubraną w biel i mającą bliznę na szyi jak po ukąszeniu wąpierza. Nosiła wieniec z lilii, pierścień z jednorożcem, a na pasku – kiście winogron. Patrzyłem na nią z pożądaniem, jak na rzecz, a nie istotę ludzką, gdy wtem okazało się , że ta niby rusałka, czarownica, wąpierzyca miała szpony jak u orła. Przeorała mi nimi twarz, a ja zmieniłem się w to czym teraz jestem. Traktowałem dziewczyny jak zabawki, aż sam stałem się zabawką. Karbowy został zamieniony we wróbla, a dzień potem zjadł go jastrząb – z diamentowych oczu ciekły prawdziwe łzy, aż ukarany wzbudził współczucie.
- A czy gdybyś odzyskał ludzką postać, byłbyć lepszy? – spytała Sławia.

*
Złoty jeż imieniem Samowitaj szczerze żałował, aż na prośbę Sławi, Agej zdjął z niego czar. On zaś nigdy już nie traktował niewiast jak szmat. Poślubił Sławię i miał z nią synów i córki. Było to we wsi Syrokomle na polskiej ziemi. Parę lat później Samon został królem wielkiego państwa Słowian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz