,,Mój mały, maleńki
czy ty o tym wiesz,
że nocą – północą
chodzi złoty jeż?
Drzew pilnuje w sadzie,
pod jabłonką śpi
[...]
czy ty o tym wiesz,
że ten jeż to wcale
nie jest żaden jeż?
[...]’’ - Ewa Szelburg – Zarębina, kołysanka ,,Złoty jeż’’.
Sławia,
siostra Samona często słyszała jak inne niewiasty w wiosce
śpiewały tę kołysankę. Zawsze ciekawiło ją, czy ów tajemniczy
złoty jez istniał kiedyś naprawdę i czy rzeczywiście pod jego
postacią ukrywał się człowiek. ,,Przecież świat nosi tyle
dziwnych istot – myślała – to czemu nie mogą istnieć
zaczarowane, złote jeże’’? Pewnej nocy, gdy jej brat już spał,
wziąwszy nóż do obrony przed strzygami i wąpierzami; sługami
króla Tybalda, opuściła chatę i poszła do opuszczonego sadu.
Światło Księżyca padało na gruzy marmurowego dworca. Wokół
pełno było sów i nietoperzy, lelków i świetlików. Dziki z lasu
nie bojąc się Sławi przychodziły do sadu by jeść owoce spadłe z
drzew. Było zimno i nic się nie działo. Sławia uważnie patrząc
pod nogi widziała parę jeży, lecz żaden nie był złoty. Nagle w
trawach coś mignęło. Dziwne zwierzątko poczęło dreptać ku
siostrze Samona. Jak wielkie było jej zdumienie gdy ujrzała jeża –
ulanego ze złota, z oczami z diamentów! Ukucnąwszy wyciągnęła
rękę i poczęła wabić do siebie zwierzątko. Jeż zatrzymał się,
stanął słupka i ...
- Chyba nie
chcesz, bym cię ugryzł w palec? – rzekł ludzkim głosem, a
Sławia wielce się zdumiała.
- Czy mogę
cię zabrać do wsi, pokazać, że żyjesz naprawdę? – spytała.
- Możesz,
tylko nie przetapiaj mnie na grzywny czy biżuterię – powiedział
jeż.
- Czy
jesteś zaklętym potworem? – spytała Sławia biorąc jeża na
ręce.
- I tak i
nie – odpowiedział tajemniczo złoty zwierz.
Po
powrocie do chaty, jeż został postawiony na klepisku, a ta co go
znalazła, położyła się spać. Rano Samon nie mógł uwierzyć
oczom i uszom, gdy zobaczył niezwykłe, mówiące zwierzę
przyniesione przez siostrę. Dziwna istota napiła się wody ze
spodka i zaczęła opowieść.
- Wiele lat
zanim tu przybyliście, byłem dziedzicem tej wioski i mieszkałem w
marmurowym dworcu wśród sadu. Pewnego razu kazałem karbowemu by mi
przyprowadził dziewczę, a wszystkie uznawałem za swoją własność.
Karbowy przyprowadził smukła, rudowłosą pannę o zielonych jak u
żbika oczach, ubraną w biel i mającą bliznę na szyi jak po
ukąszeniu wąpierza. Nosiła wieniec z lilii, pierścień z
jednorożcem, a na pasku – kiście winogron. Patrzyłem na nią z
pożądaniem, jak na rzecz, a nie istotę ludzką, gdy wtem okazało
się , że ta niby rusałka, czarownica, wąpierzyca miała szpony
jak u orła. Przeorała mi nimi twarz, a ja zmieniłem się w to czym
teraz jestem. Traktowałem dziewczyny jak zabawki, aż sam stałem
się zabawką. Karbowy został zamieniony we wróbla, a dzień potem
zjadł go jastrząb – z diamentowych oczu ciekły prawdziwe łzy,
aż ukarany wzbudził współczucie.
- A czy
gdybyś odzyskał ludzką postać, byłbyć lepszy? – spytała
Sławia.
*
Złoty jeż
imieniem Samowitaj szczerze żałował, aż na prośbę Sławi, Agej
zdjął z niego czar. On zaś nigdy już nie traktował niewiast jak
szmat. Poślubił Sławię i miał z nią synów i córki. Było to
we wsi Syrokomle na polskiej ziemi. Parę lat później Samon został
królem wielkiego państwa Słowian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz