,,Ilja Muromiec, główny bohater ruskich epickich pieśni bohaterskich, t. z. bylin, syn chłopski, cudem otrzymawszy nadprzyrodzone siły, udaje się na dwór kijowski księcia Włodzimierza, dokonywuje niezwykłych czynów bohaterskich w walkach z olbrzymami, zbójcami i Tatarami, zawsze szlachetny i dobroczynny, dobrodziej wdów i sierot, obrońca ojczyzny i wiary. Wzór historyczny nieznany’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 6 Grecki język do Izasław’’.
- Przebaczam ci – mówił chłop
Czuryło (Čurilo) z Karačoru (Karaczorowca), podgrodzia grodu
Muromy, do klęczącej przed nim żony Jagi, która zeszłej nocy
zdradziła go ze żmijem. Czuryło zapłonął gniewem, wyobrażał
sobie jak cały Karačor wypędza ,,nieczyste zwierzę’’, jego
wiarołomną żonę do lasu, albo jak ginie ona straszną śmiercią.
Jaga klęczała i zalewała się łzami, aż jej mąż pożałował
gniewu i przebaczył żonie, bo ją miłował, ,,a ten żmij to
huncwot’’ – rzekł. Od tej pory nigdy więcej go nie zdradziła.
Mijały miesiące, aż łono niewiasty opuścił chłopczyk.
- Mój dziadek nazywał się Eliasz z
Międzyraju, z pokolenia Grabu i Jodły. Niech na jego cześć nasz
syn zowie się Ilja – postanowił ojciec.
To dziecko w przyszłości zapisało
się w legendzie jako Ilja Muromiec (Iliyon Muromý). Wyglądało
zdrowo, lecz nie mogło chodzić, a lata mijały. ,,To kara za
ciągotki do żmija’’ – plotkowały kumoszki. Matka i ojciec
tymczasem prosili Ageja i Enków o odwrócenie złego losu. Ilja –
Iliyon kończył trzydziesty rok życia. Siedział w chacie, a ojciec
i matka pracowali w polu. Miał piwne oczy, czarne włosy, wąsy i
rozłożystą brodę. Nudząc się marzył, że sprawny i silny,
jedzie na pięknym koniu z błyszczącym mieczem, gromi zbójów i
straszydła, ratuje urodziwą królewnę, że poważają go w całej
Sklawinii i poza jej granicami, że sam Agej nakłada mu ognistą
koronę... Z zadumy wyrwali go dwaj siwi, brodaci starcy, ubrani w
podróżne sukmany i wsparci o kostury.
- Pokój tobie! – pozdrowił męża
dziad w zielonej kapocie.
- Pokój wam! – odrzekł
sparaliżowany.
- Jesteśmy Scyta i Sarmata; bracia
Nastazji, to my z pomocą Ageja zwyciężyliśmy hulajpartię
Złodzieja – Rozbójnika. Dzielny byłeś chorując, teraz twego
męstwa potrzeba w boju – Ilja słyszał o przygodach obu braci i
podziwiał ich, ale sam nie wiedział jak ma zostać junakiem. Teraz
głos zabrał dziad w szarej kapocie.
- Uralisław, Rysza, Nyria II Azor,
Volch Alabasta, Nastazja, Walaszka, Goplana I, Novals i Aivalsa,
Teost, Wielki Barnum, Tatra, Ruta, Belsk i Kallap, Dobromir, Jovan i
Dilwica, Alan, Aredvi Milovana – wszyscy oni w imieniu Ageja i
Enków zapraszają cię do wstąpienia w swoje ślady. Zjedz chleb i
wypij łyk wina – Ilja uczynił to i nagle zerwał się na nogi,
skakał i tańćzył po całej izbie.
- Czy przybyło ci siły? – spytał
dziad w zielonej kapocie.
- Czuję, że mógłbym walczyć maczugą
ciężką jak żubr, tur i niedźwiedź! – wykrzyknął uzdrowiony.
- Chciałeś to ruszaj w drogę, spraw
sobie broń i rumaka; konia przeznaczonego na śmierć wykup, wykarm
go i ujeźdź, a będzie to najlepszy rumak w dziejach. Broń
bezbronnych, a walcz ze sługami Gorynycza i nie bądź jak Kościej
– wielki pan i nieśmiertelny, a z powodu swych złości umarł
sromotnie zadławiwszy się ością. Nie gromadź łupów jak królowa
Nastazja i nie pożądaj sławy. Patrząc w niebo, wypatruj białego
orła Jaroga – Raroga, aby był twoim przewodnikiem.
- Tak zrobię – oznajmił siłacz, a
starcy poszli sobie. Niebawem umarli. Tymczasem Iliyon, ujrzawszy, że
rodzice posnęli, zamiótł w izbie, niewprawnie uwarzył strawę, po
czym dokońćzył wszystkie prace polowe. Gdy się obudzili
spostrzegli syna – chodzącego, silnego jak niedźwiedź,
pomagającego im w trzebieniu lasu. Wielka była ich ich radość,
gdy usłyszeli opowieść syna o dwóch starcach. ,,Agej
bieatifikoł’’! – Jaga płakałą ze szczęścia.
Jednak starzy rodzice posłyszeli też
o pragnieniu junackich czynów żywionym przez ich syna. Oznaczało
to rozłąkę. Jednak orzeł Jarog już krążył nad chatą wzywając
do boju i przygód. Cały Karačor żegnał Ilję, on zas pierwsze
kroki skierował do Muromy. Tam ujrzał jak pewien wołwch (kapłan)
prowadzi za miasto chabetę, na pożarcie dla wilków. Przyszły
bohater odkupił konia, a że nie miał czym zapłacić, jeden dzień
przepracował w gospodarstwie wołwcha. Następnie kierując się
wskazówkami starców, sprawił, że chabeta w jego rękach stała
się wspaniałym rumakiem; szybkim, silnym, mądrym, a nawet znającym
ludzką mowę. Koń otrzymał imię Homel (Gomelus). W miejscu gdzie
zabił go olbrzymi wąż, Ilja założył gród nazwany jego
imieniem. Było to na białoruskiej ziemi. Junak wiele wędrował
przez lasy, stepy, bagna, góry, grody i sioła, straszny dla
wysłanników Čortieńska, pomagajacy wszystkim skrzywdzonym, słabym
i bezbronnym. Wodzowie plemnion słowiańskich usilnie błagali go,
by walczył w ich drużynach, on jednak zawsze odmawiał, bo co
innego było dlań przelewać krew smoka czy strzygi, a co innego
swoich pobratymców. Jednak zawsze bronił Karačoru i Muromy przed
najeźdźcami; czy to ludźmi, czy Čortami. Po każdej wyprawie
wracał do ojczystego sioła, by pobyć z ukochanymi rodzicami.
,,Gdy padło imię Aloszy Popowicza, Ilja rzekł:
- Nie należy posyłać Aloszy Popowicza. Toć ten zachłanny pop połakomi się na złotą uprząż. A w tym momencie przeciwnik obali go z konia’’ - ,,Bajka – bylina o Ilji Muromcu’’; baśń rosyjska ze zbioru ,,Mocarni czarodzieje’’.
Wołwch, który
sprzedał bohaterowi konia, imieniem Izasław miał syna Aloszę,
zwanego w ,,Codex vimrothensis’’ – Alosza Syn Wołwcha. Miał
splecione w trzy warkocze, złociste włosy i niebieskie oczy.
Uczestniczył w wyprawach Ilji, w tym również ostatniej. Ojciec
marzył, że syn zostanie wołwchem, lecz Agej we śnie
przepowiedział mu inną przyszłość.
,,- Słyszałem, że Orowie mają złe mniemanie o synach i córkach kapłanów – zamyślił się jakiś krasnoludek, a Wieńczesław był bliski rozdeptania go’’ – K. Oppman ,,Perłowy latopis’’.
*
Mijały ery, a car olbrzymów Światogor
(Światogór) spał w ziemi snem nieprzerwanym. Wreszcie – w
miejscu, gdzie dziś stykają się granice Rosji, Białorusi i
Ukrainy, a gdzie nie mieszkali ludzie, pewnego poranka, ziemia z
hukiem pękła i wynurzył się z niej olbrzym. Jego czarna broda
zdążyła już zbieleć. Wiekami nie widziane Słońce, omal go nie
oślepiło, był też strasznie głodny i spragniony. Podziękował
Mokoszy, ze ukryła go w ziemi, z której tymczasem wynurzył się
ogromny, kary rumak Światogora. Strasznie wychudzony koń, od razu
zabrał się do jedzenia trawy. Olbrzym wsiadł nań i skierował się
na zachód, w góry Montanii. Ich królowa, Tatra odwiedzała go we
śnie, teraz zaś postanowił ją odwiedzić. Jechał konno, a
ludzie, którzy go widzieli, przeważnie tylko słyszeli o
olbrzymach. ,,Olbrzymy są niemal tak samo krwiożercze jak smoki –
mówili – a ten nie łapie nas, by pożreć. Co to ma znaczyć’’?
– myślano sobie. Raz nawet, Światogor ugasił pożar potężnym
dmuchnięciem. Wreszcie przybył pod górę Gerlach. Na spotkanie
wyszła mu przepiękna, czarnowłosa i niebieskooka niewiasta w bieli
i w ognistej koronie. Tatra. Miała dla Światogora stół uginający
się od potraw i napojów. Opowiadała mu od dziejach świata, które
przespał, a on płakał słysząc o smutnym losie olbrzymów. Na
pożegnanie otrzymał od Tatry zieloną tarcze z białym koziorożcem,
tą samą, której używała broniąc się przed smokiem Wołoszynem.
Olbrzym ucałował jej rękę, a ona ostrzegła go:
- Pamiętaj, żebyś nie słuchał tego,
co będzie cię ostrzegał przed zamachem na twe życie! – olbrzym
odjechał do ofiarowanej mu przez Enków posiadłości Święte
Wzgórza. Wybudowal tam sobie dom z głazów i żył spokojnie.
Tymczasem jechał tamtędy na Homelu, Ilja Muromiec. Olbrzym, gdy go
ujrzał posłał jako ostrzeżenie żelazną strzałę w pobliski
głaz, który z hukiem rozsypał się w drobny mak.
- Nas tu nie potrzeba! – rzekł Homel,
lecz jeździec nie okazał lęku, tylko ciekawość.
Można by zapytać dlaczego olbrzym tak
postąpił? Trzeba bowiem wiedzieć, że podczas snu, sługa
Gorynycza, Licho z Čortieńska, pod postacią Tatry ostrzegło
Światogora przed chcącym go zabić , wyglądającym jak ów
jeździec, którego właśnie zobaczył. Ilja ujrzał na Świętych
Wzgórzach dom olbrzyma, a nawet samego gospodarza. Światogor
siedział na koniu, z mieczem u pasa i napiętym łukiem. W kierunku
przybysza posypały się strzały, a okoliczne drzewa szły w
drzazgi. Jednak Homel był zbyt zwinny, by go trafić. Kołczan był
już pusty, a wtem wielkolud natarł z mieczem. Już miał rozciąć
jeźdźca i konia na dwie połowy, gdy Iliyon chwycił miecz
wielkości drzewa i nie puszczał go. Wreszcie wyrwał napastnikowi
broń i odrzucił ją daleko. ,,Co to za siła drzemie w tym
chucherku’’? – zdumiał się gigant. Miał jednak maczugę,
ciężką jak wieloryb i nią walczył. Jednak junak był
niezwyciężony. Walczyli tak, aż do zgaszenia Słońca przez
Swaroga, gdy tymczasem, z woli Ageja, Jarowit rozdzielił walczących
piorunem. Zapaśnicy upadli na grzbiety. W umyśle Światogora coś
zaświtało.
- Czy to ty jesteś Iliyon Muromý z
Karačoru, noszący maczugę ciężką jak tur, żubr i niedźwiedź?
– spytał.
- To ja – a dalsze pytanie zabrzmiało:
- Czy chciałeś mnie zabić?
- A po co mi to? – odrzekł Ilja. –
Ktoś cię okłamał.
Wówczas Światogor przypomniał sobie,
że Čorty przybierają czasem postać Enków i jytnas, aby zwodzić.
Zrobiło mu się przykro i głupio. Junak nie był pamiętliwy.
Poczuł ciepły powiew – to Światogor użyczył mu swego oddechu,
zaś Ilja podwoił jego moc. Obaj wyruszyli w drogę i zwyciężyli
wielką armię strzyg i wąpierzy idącą na Mały Gródek. Nasz
bohater zaprosił Światogora do Karačoru, a ten przyjął
zaproszenie. Już wjeżdżali, gdy drogę zastąpił im mąż na
koniu z napiętym łukiem. Celował w olbrzyma. Wnet jednak odłożył
łuk, gdy zobaczył u jego boku Ilję.
- To jest mój druh, Alosza Syn Wołwcha
– wyjaśnił junak olbrzymowi. – A ten olbrzym to sam bajeczny
Światogor, co niedawno się zbudził i opuścił podziemia. Ręczę
głową, że nikogo nie skrzywdzi – zapewniał przestraszonych
chłopów.
Olbrzym rozejrzał się po siole, zjadł
ofiarowanego mu wolu i popił wodą, po czym wrócił do siebie. Ilja
i Alosza odprowadzali go aż do Świetych Wzgórz, jednak przed swoim
domem, wielkolud padł na ziemię i wyzionął ducha.
*
W erze pierwszej u boku Rykara walczył
potwór Vrouga.
,, ... był wielki jak Arvot Baldas. Miał niedźwiedzi łeb, korpus i ogon, w miejscu uszu miał krowie rogi, a w miejscu rogów – krowie uszy. Przednie kończyny były ogromne i pięciopalczaste. Ich uzbrojenie stanowiły 90 – centymetrowe, proste i obosieczne pazury. Kończyny tylne były podobne do ludzkich, lecz grube i owłosione, okrywały je czarne, skórzane buty’’ - ,,Tatra. Suplement cz. IV Sen’’.
Nie wiadomo jak
wyglądał zanim zdradził Ageja. Walczył we wszystkich bitwach z
Enkami, po stronie Čortów. Jego siedziba mieściła się w Ojcowie,
w bagnie zwanym Mroczne Błota. Przez długie ery mordował i pożerał
wszelkich mieszkańców Ojcowa. Podczas Złotego Wieku ludzkości
uwięził rusałkę Kovatę, lecz ponieważ został zwyciężony
przez Welesa, została uwolniona. W jedenastej erze, na grzbiecie
białego rysia Deneba, do Ojcowa przybyła królowa Tatra. Choć
potwór uciął jej oba ramiona (wyleczył ją Deneb oskołą brzozy
ojcowskiej), niewiasta skręopowała bestię złotym łańcuchem
Mokoszy. Vrouga do końca ery jedenastej pozostał skrępowany w
swoim bagnie. Niestety potop wypłukał go i rozdzielił ze złotym
łańcuchem. Po potopie znalazł suchy grunt pod nogami na wyspie
Wolin. Niezwłocznie wyruszył do Ojcowa, siejąc mord po drodze.
Dodać należy, że wspierał rozbójnika Rinkajzena w walce ze
Stanisławem Byczyńskim (Stanislavus ov Taurov), lecz zbój i tak
poszedł na pal.
Tak o Vroudze opowiadał ojcowski
wodnik Tatarak Kumakov, goszczący w swoim podwodnym domostwie Ilję
i Aloszę. Ich gospodarz przypominał człowieka, lecz był zielony,
miał długie, białe włosy, żabi język i płetwy zamiast stóp.
Wstyd zasłaniał czerwoną przepaską biodrową. Jego dom zbudowany
z marmuru był zadbany, zdobiony freskami, dywanami i popiersiami.
- To jest popiersie Jazyka, księcia
Ojcowa. Obecnym księciem jest Stanisław. Jazyk był wielkim
przyjacielem rusałek i wodników – tłumaczył pan Tatarak. –
Poślubił najadę Venedę, a wesele odprawili u mnie! – dodał z
dumą. – Gdy wybuchła zaraza białęj dżumy, naszej jedynej
choroby, książę i jego żona, sprowadzali dla nas wraczy i leki, a
nawet osobiście pielęgnowali chorych – Ilja i Alosza opowiedzieli
z kolei o własnych przygodach. Tatarak Kumakov miał nadzieję, że
zabiją Vrougę. Rano znaleziono wodnika martwego. Był pociety
pazurami i nadgryziony. ,,To robota Vrougi’’ – wszyscy
wiedzieli. Ciało spalono na brzegu i pochowano, zaś dom
odziedziczył jego siostrzeniec, Traszek Badyl. Przyjechał w wozie
ciągniętym przez ogromną traszkę i ostro zganił obu junaków, że
pozwalają ,,aby im pod nosem chodził potwór’’. Z samego rana
obaj wyruszyli na polowanie na potwora. Ten opity krwią wodnika
czekał na nich nad brzegiem Mrocznego Błota. Wstał z pniaka i jego
oczy zaświeciły jak pochodnie. Odważny skądinąd Alosza zlal się
potem, po czym zaczął strzelać z łuku. Po brązowym futrze ciekła
zielona krew, lecz nagle potwór zabił jego rumaka i już miał
pożreć jeźdźca, gdy Ilja natarł nań z mieczem. Čort skruszył
spiż pazurami i trzeba było walczyć gołymi rękoma. Iliyonowi
starczyło siły na połamanie pazurów.
- Głupstwo! Odrosną – mówił
Vrouga; mnie może zabić tylko syn żmija! – tymczasem pięść
Ilji spadła na niedźwiedzi łeb z rogami. Pękła z hukiem czaszka,
polały się mózg i zielona krew. Pozbawiony głowy potwór upadł
na grzbiet, a jego dusza przeniosła się do Čortieńska. Tymczasem
z lasu wynurzył się jakiś zielony stwór. Traszek Badyl. Gdy
ujrzał zabitego Vrougę złapał się za głowę, po czym jął
całować po rękach Ilję i Aloszę.
- Dam wam więcej złota niż
udźwigniecie! – mówil.
- A czy możesz mi sprawić nowego
konia? – spytał Alosza.
Obu junaków gościł na zamku książę
Stanisław Byczyński i podarował im na uczcie scytyjskie miecze
,,akinakesy’’ w złotych pochwach, oraz obiete złotą blachą
łuki refleksyjne. Tu ,,Codex vimrothensis’’ podaje zagadkowe
słowa Ilji:
- Niech przeklęte będzie imię Nilats
i ci co mu będą służyli! – Nilats to ogromny, czerwony smok z
ery jedenastej, który spalił Nist.
*
Ilja siedział przy ognisku razem z
rosłymi mężami i niewiastą w jasnobłękitnej sukni, której
uroda ustępowała tylko wdziękowi Mokoszy.
- Jestem Wyrwidąb, a to mój brat
Waligóra – przedstawił siebie i brata dryblas. – Mnie wykarmiła
wilczyca, a mego brata – niedźwiedzica. Obu nas Agej i Enkowie
obdarzyli nadludzką siłą. Ta krasawica to nasza najdroższa
siostra – Wanda. Pewnego razu mój brat i ja zaszliśmy na d
Rajskei Morze i w mieście Venetiji (Wenecji) ujrzeliśmy pannę
przeznaczoną dla smoka na żer. Zabiliśmy potwora skałą i dębem,
a owa panna, która okazała się być naszą siostrą to była –
wyobraź sobie – założycielka owej Venetiji, nazwa miasta wywodzi
się od imienia Wanda. Nasza siostra w swym miłosierdziu, sama
wydała się na pastwę potwora – opowiadał Wyrwidąb. W ,,Codex
vimrothenesis’’ można też przeczytać, że Wanda założyła w
Galii królestwo Wandei (Vandeya). Głos zabrał teraz Waligóra,
dotąd milczący.
- Naszą matką była Światłowida,
wielka czarodziejka. Pewnego razu, spotkała księcia Siłę, naszego
ojca. Ten kochał ją najszczerzej i stał się jej mężem. Przed
ślubem nasza macierz posatwiła mu warunek: aby nie widywał jej w
szóstym dniu tygodnia. Ojciec zgodził się, lecz później
ciekawość nie dawał mu spokoju – czy Światłowida zdradza go?
Postanowił ją podglądać i ujrzał jak zmienia się w wężą –
takei były jej czary odmładzające.Wtem – spostrzegła, że jest
obserwowana i frrr... wyleciala bez skrzydeł przez okno. Zamieniła
się w jaskółkę. Księżę Siła wylecial za nią i też stał się
ptakiem. Resztę dnia przybierali postaci zwierząt, roślin,
stworów, żywiołów, aż późnym wieczorem przebaczyli sobie.
Niedługo potem urodziliśmy się my. Nasi rodzice byli bardzo bogaci
i szanowani, piliśmy mleko matki w szafirowym pałacu, a nasze
kolyski były ze złota. Jednak czarownica Smoczycha, kochanka
Gorynycza, postanowiła się zemścić na naszym ojcu, że odrzucił
jej zaloty, by poślubić naszą matkę. Smoczycha stanęła na czele
armii ażdach, ał, ludzkiej hulajpartii. Wojaków dostarczył jej
Niemal Człowiek z Nowej Ziemi i obecny król wąpierzy Tybalt.
Wydała rozkaz, by zabić ,,płody suki’’, czyli nas, toteż
nasza matka dałą mego brata na wychowanie wilczycy, a mnie –
niedźwiedzicy. Oba zwierzęta były jej wiernymi sługami. Co się
działo z Wandą, nim założyła gród, to tylko ona sama może
opowiedzieć, podobno chroniła się w Tmutarakanie.
- Żyłam zamieniona w żabę –
rumieniąc się rzekła krasawica.
- W ostatniej bitwie – podjął
Wyrwidąb – książę Siła rozgromił połączone siły Smoczychy,
Niemal Człowieka i Tybalda. Wówczas spotkaliśmy się z
rodzicielami. Pomieszkaliśmy razem, po czym zabraliśmy Wandę i
ruszyliśmy szukać przygód.
Ilja zauroczony Wandą przyłączył
się do jej braci. Wszyscy szli drogą wskazaną przez Jaroga, aż na
Nową Ziemię. Zauroczenie przerodziło się w miłość; pierwszą,
czystą i niewinną.
Pewna niewiasta zosłała żoną żmija
i powiła chłopca o tak mocnym głosie, że pod jego wpływem,
jabłka w sadzie eksplodowały. ,,Codex vimrothensis’’ nazywa go
,,Sołowiejem – Chąsiebnikiem’’, zaś w ruskich bylinach
występuje jako ,,Słowik’’, lub ,,Sołowiej – Rozbójnik’’.
Miał brązowe, nastroszone włosy i duży, zakrzywiony nos. W
szesnastym roku życia wybrał się w junacką podróż, aż na Nową
Ziemię. Niemal Człowiek kazał go pochwycić i upiec do zjedzenia,
lecz gdy tylko Sołowiej zaczął krzyczeć, tłumy kikimor padały
trupem z głowami rozerwanymi przez jego ryk. Tak pozabijał
wszystkie kikimory z Nowej Ziemi, na końcu zaś uśmiercił Niemal
Człowieka, przeraźliwie gwiżdżąc. Z jego łba ściągnął złotą
koronę i sam koronował się na króla Nowej Ziemi. Rok później
spotkał przedziwnego syna Juraty – żółwia, na którego skorupie
rosły lasy, góry, płynęły rzeki i jeziora. Był to Wyspożółw,
w Britainie zwany ,,Fastitocalon’’. Wyspożółw był sam jeden
na świecie. Sołowiej osiedlił się na nim i zbudował sobie dom i
skarbiec, w którym zgromadził łupy zdobyte na Niemal Człowieku.
Miał wiele żon, których łona opuściło stu synów i sto córek,
które to dzieci współżyły cieleśnie ze sobą. Sołowiej
popadłwszy w pychę odrzucił Ageja i Enków, a swoim synom nakazał
napadać na korabie, oraz nabrzeżne grody i chramy w poszukiwaniu
skarbów, co zapewniło mu przydomek ,,Chąsiebnika’’ (Pirata).
Sam kazał się tytułować ,,morskim carem’’.
Ilja, Waligóra, Wyrwidąb i Wanda
zatrzymali się, by spocząć. Nieoczekiwanie ujrzeli tron zrobiony z
trzech dębowych pni. Siedział na nim, przystrojony w złotogłów
mąż o zakrzywionym nosie i nastroszonych włosach. ,,Przed chwilą
tego tronu tu nie było’’ – pomyśleli wszyscy.
- Kukuryku! – zapiał tak, że Wanda
zemdlała. – Jestem morski car, Sołowiej Chąsiebnik Wspaniały.
Wow! – szczeknął, aż Waligórze z ucha polała się strużka
krwi. – Na twarze parchy i złórzcie mi daninę!
- Nie mamy drogich kruszców, ni kamieni
– rzekła oprzytomniała Wanda.
- A ja nie mam litości! Muuuuu...! –
począł ryczeć jak krowa, by zabić pannę, lecz nagle Ilja z
całej siły kopnął tron Sołowieja, który rozleciał się na
drobne drzazgi. Chąsiebnik wyleciał w powietrze i zawisł w nim.
- Hej, synaczkowie! – wrzasnął w
stronę morza. – Zróbcie kęsim tym parchom! – wnet do plaży
zaczął się przybliżać korab z czarną banderą. Chąsiebnicy
szyli z łuków. Wtedy Waligóra przekrzykując fale zawołał:
- Przybywamy w pokoju! Nie chcemy waszej
ziemi, a nie mamy skarbów na daninę dla waszego władcy! – jednak
chąsiebnicy już mieli wyskakiwać na ląd. Waligóra trzymał na
ramionach ogromny odłam skalny i jeszcze raz ostrzegł:
- Nie chcemy waszej krwi, lecz jeśli na
nas uderzycie, zostaniecie zabici, bo jak widzicie mamy nadludzką
siłę!
- Nie słuchajcie go! Do ataku! –
wrzasnął Sołowiej Chąsiebnik.
Jedna z zatrutych strzał rozerwała
ucho Ilji, lecz jego nie imały się trucizny. Waligóra ze smutkiem
rzucił odłam skalny na korab i zatopił go, zabijając wszystkie
dzieci ,,morskiego cara’’.
- Sami tego chcieliście! – wyrzekł
osiłek.
- Kra, kra, kra! – zakrakał Sołowiej
Chąsiebnik i pikował w dół, by ukarać naszych bohaterów. Ilja
chwycił go za kark i powalił na ziemię. Zbój nie mógł już
niszczyć głosem.
- Łaski.... – wyszeptał czując, że
może mieć przetrącony kark. – Łaski panie złoty, miłosierny!
Łaski! – rozpłakał się po raz pierwszy od wielu lat. Ilja
trzymał go za kark i nie puszczał. Wandzie zrobiło się żal
Sołowieja. Podeszła do Ilji i poczęła go prosić, by darował mu
życie. Ocalony grabieżca padł jej do nóg i płakał jak bóbr.
Przyłączył się do drużyny prowadzonej przez orła Jaroga i
nikogo już nie krzywdził. Został wiernym sługą Ilji i jego
narzeczonej Wandy. Gdy niedługo zmarł w wyniku starości, pochowano
go na jednej z wysp archipelagu, który Ilja nazwał Sołówkami
(Wyspami Sołowieckimi).
Drużyna objęła na własność
Wyspożółwia. Osiedliła się na nim i podróżowała po morzach i
oceanach całego świata. W owianej mrocznymi legendami Lemurii
odkryła, że jej mieszkańcy nie byli magicznymi potworami, tylko
zwykłymi ludźmi. Ilja poślubił Wandę i po raz pierwszy przyjął
dar z jej dziewictwa. Miał syna Wentę (Ventę) i paru innych,
którzy założyli na Wyspożółwiu pływające państwo Vinetę.
Wenta był dorosły i miał już rodzinę, gdy Wanda owdowiła Ilję
umierając na gruźlicę.
*
Do potomków Grabu
i Jodły należały Amazonki, mające swe państwo na azerskiej ziemi
i wzdłuż całego wybrzeża jeziora Aspin. Było to wojownicze
plemię, którym rządziły niewiasty, a mężowie (jeńcy wojenni)
byli ich niewolnikami. Do ich zadań należało wychowywanie męskich
potomków Amazonek. Rządziła nimi królowa Arta. Smukła,
zielonooka, jej rude włosy spięte w koński warkocz srebrną
obrączką sięgały kolan. Nosiła złoty diadem z odroślą w
kształcie kwiatu lilii z rubinem, złoty kolczyk w nosie, złote
kolczyki z rubinami, złotymi promieniami i długimi ,,ogonami’’,
czerwone korale, białą suknię wzorem królowych rusałek, na
rękach złote osłony najeżone srebrnymi kolcami i takiż pas. Była
uzbrojona w długi miecz i tarczę z wizerunkiem Mokoszy. Zasiadała
na elektronowym tronie, a jej podnóżkiem była czaszka pierwszego
zabitego wojownika (Arta na pierwszą bitwę wyruszyła w czternastym
roku życia). Piła z czaszek pokonanych wrogów. Była dziewicą.
Ilja postarzał się, lecz przez wszystkie lata wyglądał niemal tak
samo, jak wówczas, gdy przybyli doń dwaj starcy. Pięć lat po
śmierci Wandy opuścił Vinetę, gdzie rządził jego syn Wenta i
razem z Aloszą udał się na poszukiwanie nowej żony. Zawędrowali
aż do królestwa Amazonek. Tam Ilja wyzwał na pojedynek królową
Artę, a Alosza jej siostrę – Darię. Walka trwała długo i nie
mogła się skończyć. Arta nie mogąc pokonać Ilji, zaczęła
przybierać postaci różnych zwierząt; tygrysicy, lwicy,
niedźwiedzicy, lochy, słonicy, krowy tura i smoczycy. Jednak nie
mogła pokonać starca. Ilja i Arta, Alosza i Daria dorównywali
sobie siłą, znajomością szermierki, zręcznością, odwagą i
uporem. ,,Traktuje mnie jak Jurata Swaroga’’ – myślał Ilja.
Walka dobiegła kresu, gdy cała czwórka padła na ziemię z
wyczerpania. Przełamane zostały lody i Arta i Ilja i Daria i Alosza
pobrali się. Prawo Amazonek nie dopuszczało istnienia królów, a
tylko królowych, tak więc Arta nie mogąc koronować Ilji ,
abdykowała i wyznaczyła następczynię. Cała czwórka powędrowała
razem w świat, lecz tym razem biały orzeł Jarog nie prowadził
Ilji. Ów był szczęśliwy z Artą, lecz zawsze gdy przypominał
sobie Wandę, łzy niepostrzeżenie ciekły mu z oczu. Cenił piękno,
siłę i sprawność królowej Amazonek, która dla niego zrzekła się
tronu, ale od niewiasty skręcającej głowy turom i wyrywającej
żuchwy dzikom, jego męskie serce wolało cichą i miłosierna
Wandę, pokorną i cierpliwą, szczerze kochającą jego i synów.
Ilja i Alosza patrząc wstecz na swoje życie kraśnieli z dumy.
Wyleczenie w cudowny sposób z paraliżu, mówiący i wierny koń,
walki ze zbójami i potworami, zwycięstwo nad legendarnym
Światogorem, zabicie Vrougi, nadludzka siła, Wanda i Arta, wierni
druhowie, powszechny szacunek, uczty w Ojcowie - ,,któż jak ja’’
– mawiał w sercu Ilja. Nie wiedział, że wcześniej mówił tak
Enk Zmiennik, zanim stał się Čortem Czarnym Psem. Arta i Daria
pełne uwielbienia dla swych mężów, pobudzały w ich sercach
pragnienie dokonywania coraz bardziej niezwykłych czynów, aż
przestało to być zdrowe. Pewnego razu Ilja i Alosza uznali, że są
władni pokonać samego Ageja i Enków i odebrać im władzę nad
całym stworzeniem. Wybrali się więc z żonami w afrykańskie góry
Atlas, wyrosłe z krwi Światogora.
- Zawróćcie, zawróćcie! – wołały
nad nimi orły Jarog, Tinez, Ridan i Tinez Dwugłowy, lecz wędrowcy
nie okazali posłuszeństwa. Już w Afryce, Amazonka Daria, żona
Aloszy, wdrapała się na wysoką górę i na jej szczycie,
wznióswszy pięści w niebo, zawołała:
- Oto kres twojej władzy! – ledwo
słowa te opuściły jej usta, straciła równowagę i spadła z
góry. Skręciła kark, a jej duszę porwały Čorty. Wojownicy
urządzili jej pogrzeb, po czym poszli dalej nie zmieniając celu
wędrówki. Wielki Dąb i góra Triglav już majaczyły z oddali.
Wtem – oczom Ilji, Aloszy i Arty ukazał się biały lew z
rozdwojonym ogonem, będący takiego wzrostu jak zwykłe lwy. Był to
Strażnik Wielkiego Dębu, syn Deneba i brat Poleszy.
- Zawróćcie! – ryknął. –
Dlaczego chcecie wojować z Agejem, do którego należycie w każdej
chwili żywota? – jednak Ilja zbył lwa grubiaństwem. Arta rzuciła
weń oszczepem, który się złamał i nadaremno wystrzelała cały
kołczan. Alosza złamał sobie miecz, a jego tarcza poszła w drobne
kawałki. Maczuga Ilji uderzywszy w lwią głowę zmieniła się w
drzazgi. Lew ryknął i poszedł sobie. Nim bohaterowie ochłonęli,
przybliżyła się do nich biała chmura, na której płonął ogień.
To sam Agej, Osoba Ognista przyszedł im na spotkanie. Cała trójka
zobaczyła się takimi, jakimi widział ich Agej, w całej marności
ich pychy, choć nie stracili wolnej woli, przez co decyzja o
ukorzeniu się należała tylko do nich. W ich sercach począł się
wielki żal, aż pękły, a dusze poszły na oczyszczenie do Nawi
Ciemnej. Ciała miast zgnić odsłaniając kości, zamieniły się w
kamienie. Do dzis w górach Atlas, niby trzy pomniki stoją kamienie
w kształcie dwóch mężów i niewiasty. Tu kończy się ,,Perłowy
latopis’’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz