,,Atlantyda, przez Platona przekazana nazwa mitycznego kontynentu na obszarze oceanu Atlantyckiego, po drugiej stronie słupów Herkulesa (cieśnina Gibraltarska). Ląd ten miał w jednym dniu zanurzyć się w falach oceanu. Rzymscy przyrodnicy, n. p. Plinjusz, podobnie jak i greccy geografowie, n. p. Strabon wątpili w prawdziwość tego podania. Nie jest wykluczone, że do powstania tego podania przyczynili się w pewnej mierze kartagińscy lub feniccy żeglarze, którzy dotarli do wysp Kanaryjskich lub Azorów [...]’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 2 Assurbanipal do Caudry’’.
Daleko, na
zachód od Ultima Thule i Góry Magnetycznej, fale oceanu omywały
wielki ląd Atlantydę (Atlantis). Miał kształt koła, obrzeżonego
plażami o białym piasku. Pełno na nim było nieprzebytych borów,
pełnych dzikiego zwierza, szklanych, złotych i srebrnych gór,
bagien, rzek, modrych jezior, ukwieconych łąk i niewielkich stepów.
Mieszkali tam ludzie tacy jak w Europie, potomkowie Grabu i Jodły,
wznoszący z marmuru pięknie malowane miasta (na sąsiedniej wyspie
– Antilii było siedem grodów, a w każdym rządził kapłan
Ageja). Królem Atlantydy był Ardanazy II (jego potomek z ery
trzynastej, Ardanazy X miał kolonie w Afryce i został pokonany
przez Tezeusza, króla Aten). Ubierał się w jedwab i złotogłów,
na wszystkich palcach nosił złote pierścienie z drogimi
kamieniami, z jego szyi zwisała wielka perła, z uszu srebrne
kolczyki, a na głowie spoczywała platynowa korona. Zasiadał na
tronie ze szkła i srebra, zaś spał na łożu z kości słoniowej z
miękkimi poduszkami. Jadł słoniowe trąby i pawie języki ze
złotych talerzy. Miał upajająco pachnący ogród, do którego
przejścia potrzeba było dziesięciu dni, basen z dnem wysypanym
perłami, szafirami i szmaragdami, ,,milion’’ żon z całego
Nowego Świata, wielką menażerię, z której miał codziennie
świeże mięso, zaciężną armię, a jego kucharze byli sędziami.
Przeszedł do historii jako najgorszy władca Nowego Świata. Podbił
Antilę, gdzie rządził król Ociepka, malujący dziwolągi i
okłamywany przez Gorynycza, Avalon – tam kazał smokowi Vaverowi
strzec córki Biały Ślad, Hy Brasil, Golkondę i Eldorado. Ta
ostatnia kraina słynęła z tego, że króla nacierano maścią ze
złotym pyłem – Ardanazy przejął tę tradycję. Wielu jego
poddanych z głodu jadło dżdżownice i ślimaki, mieszkało w
ziemiankach i krótko żyło. Godłem Atlantydy był modry wąż na
białym polu, z którego pyska lała się woda. Król czcił go jako
boga i składał mu ofiary z dzieci , chcąc by čortowski wąż
zesłał deszcz. Jeńcom wojennym kazał wyrywać serca obsydianowym
nożem, trochę ciała z ręki lub nogi ofiary było zjadane. Z jego
rozkazu zrzucano panny w przepaść i zabijano dzieci u podnóża
gór.
,,Niech codziennie, mąż, niewiasta lub dziecko, nakłuwają uszy, wargi, lub części sromne igłami i krople krwi ofiarują Słońcu, by nie zgasło, bo było już pięć Słońc, a to jest ostatnie’’
- rozkazał w całym imperium. Pewnego
razu dowiedział się, że przed potopem, król Kościej, panujący na
wschód od Ultima Thule i Góry Magnetycznej posiadał czarodziejską,
kryształową czaszkę z zatopionego kontynentu Sonor. Mógł w niej
widzieć rzeczy odległe. Opowieść ta rozpaliła w Ardanazym II
żądzę podboju ,,nieznanego lądu wschodniego’’ i odnalezienia
kryształowej czaszki.
*
- Manamanie, ty ani się nie bawisz z
kolegami, nie tańcujesz z dziewczętami, nie chceszpomagać ojcu i
mnie w gospodarstwie, jedynie grzebiesz pogrzebaczem w popiele –
żaliła się Mana, żona Lira (Leara). Chłopiec nic nie odpowiadał.
Było tak przez długie lata. Lir, Mana i Manaman mieszkali na małej
wyspie Man u wybrzeży Britainy. Pewnego dnia, ojciec posłał syna
na targ do miasteczka. Miał sprzedać zboże, jaja i ryby. Poszedł
niechętnie. Poszukując nabywcy ujrzał siedzącą na głazie,
prześliczną niewiastę ze złotą lirą w dłoniach. Jej długie
włosy były barwy piasku na plaży, a oczy modre jak morze. Nosiła
długa, zieloną suknię i o dziwo – miała skrzydła jak bocian. Z
rubinowych ust wytryskiwała pieśń o pięknie dalekich krajów,
których większość mieszkańców Man nie znała nawet z nazwy.
Wszyscy słuchali urzeczeni, a sam król wyspy złorzył u stóp
śpiewaczki swoja koronę. Serce Manamana, rozpaliło pragnienie
podrózy i bohaterskich czynów. Wracał do chaty, a pieśń wciąż
rozbrzmiewała w jego duszy.
Nazajutrz ujrzał ze zdziwieniem tę
samą niewiastę co śpiewała i grała w miasteczku. Co to miało
znaczyć?
- Jestem Wiosną – powiedziałą pani
ze skrzydłąmi bociana – wasze imiona Lir i Mana, a to wasz syn –
Manaman – ten otworzył ze zdziwienia buzię. – Wczoraj słysząc
mój śpiew zapragnął dalekiej podróży. Czy nie tak?
- Pani chyba jest ... – począł
bełkotać młodzieniec.
- Oddajcie cześć Agejowi, nie mnie –
rzekła Rodzenica. – Zapraszam waszego syna na wyprawę, jakiej nie
zapomni do końca życia – ciągnęłą – ojciec ci mówił, że
niewiastom się nie odmawia – w głowie Manamana zapanował zamęt.
Bał się, zastanawiał, a coś mu
mówiło, że taka okazja może się już więcej nie powtórzyć.
Wreszcie przełamał się i rzekł:
- Prowadź – dzień upłynął na
pakowaniu ekwipunku i pożegnaniach z rodziną. Po wielkiej uczcie
pożegnalnej, Wiosna zabrała Manamana na oświetloną ksieżycowym
blaskiem plażę. W oddali coś wystawało z wody, niby góra, na
której wznosił się okazały gród.
- Czy to nowa wyspa? – zapytał
zdumiony Manaman.
- Skąd – zaprzeczyła Wiosna – nie
słyszałeś o Jaskaniuszu, sławnym wielorybie? – w pamięci
chętnego do podróży coś odżyło. – Ostatnio połknął parę
statków i za karę na jego grzbiecie wyrosło miasto – z
podgrodziem, murami, domami ...
Wtem rozległ się głośny szloch. To
płakał wieloryb.
- Ciężka jest moja pokuta. Latami nie
mogę zanurkować, a co ludzie wyprawiają takie harce na moim
grzbiecie, że szaleję z bólu. Prosiłem już o pomoc morskie
czarownice, w których oczach widać koniki morskie, lecz były
bezradne ...
- Tu nie trzeba czarów, tylko skruchy –
zawołała Wiosna. – Jeśli żałujesz, wypuść połknięte
okręty, a Agej zdejmie twoje brzemię – Jaskaniusz otworzył
szeroko pysk i nawy jedna po drugiej poczęły opuszczać jego
trzewia. Gdy ostatni korab znikł za horyzonetm, cały gród ze
świstem oderwał się od wielorybiego grzbietu i przeniósł się
na Księżyc. Zwierz z radością zanurkował, a po jakimś czasie
znów się wynurzył.
- Jak mogę się odwdzięczyć? –
spytał uradowany.
- Zrobisz mi przyjemność, jeśli
będziesz okrętem dla tego młodzieńca.
*
Pod opieką Wiosny
i Jaskaniusza, nasz bohater przeżył wiele przygód. Sztormy
przerażały go tak, że często chciał powrotu na rodzinną wyspe,
lecz gdy się wypogadzało – zmieniał zdanie. Towarzyszyło mu
jedenastu Morganów, zwanych też ,,morskimi ludźmi’’. Było to
zrodzone przez Juratę plemię morskich wodników o wyglądzie
całkowicie człowieczym, bvudujących wspaniałe podwodne domy i
pałace. Ich matkami, siostrami i żonami były słynące z urody
Morganki, zaliczane do okeanid. Manaman wystąpił jako mediator w
ich grożącym wojną sporze z innymi dziećmi Juraty – z Fomorami.
W przeciwieństwie do urodziwych Morganów, mieli oni bycze głowy i
tylko jedną nogę (o stopie normalnych rozmiarów), poza tym
wyglądali jak ludzie. Syreny i morskie rusałki bały się ich
szpetnego wyglądy, inni mieszkańcy morza, również unikali
Fomorów, którym przypisywano okrucieństwo i złośliwość. Część
z nich stała się taka naprawdę, wybierajac morskiego Čorta Tetrę
(tak Celtowie nazywali Przegrzechę). Gdy wieloryb przepłynął u
wybrzeży Irlandii, Manaman zobaczył leżącego na plaży morskiego
smoka; pół krokodyla, pół traszkę, pół fokę. W jego ogonie
tkwił miecz wykuty przez Morganów. Podróznik wyjął oręż z
ogona. Wóczas ze zwróconego w jego kierunku krokodylego pyska
wydobył się ryk, lecz smok nie atakował. Manaman wrócił na
grzbiet Jaskaniusza z mieczem w ręku.
- Czy warto było narażać życie dla
jakiegoś głupiego potwora? – pytał się jeden z Morganów.
- To nie litość, lecz okrucieństwo
jest słabością – broniła człeka córka Roda.
Jaskaniusz wiózł niezmordowanie
podróznych na Najdalszy Zachód. Minął Irlandię, wybrzeża Galii
(w erze jedenastej zwanej: Lascaux), aż pewnego razu oświadczył:
- Znajdujemy się na zachód do Ultima
Thule i Góry Magnetycznej.
- Czy teraz grozi nam spadnięcie w dół,
w paszczę Gorynycza? – zafrasował się Manaman.
- Skąd! – zaprzeczył kaszalot. –
Opływałem zachodnie lądy wiele razy. Jeden z połkniętych przeze
mnie korabi był z Atlantydy – podróżni pierwszy raz słyszeli tę
nazwę – krągłej wyspy o białych plażąch. Mówią, że rządzi
nią tyran ...
- To prawda – potwierdziła Wiosna.
- Oprócz Atlantydy, w tej stronie
świata są takie lady jak Avalon, Hy Brasil, Antila, Eldorado i
Golkonda.
Pewnego dnia,
podróznicy wysiedli u wybrzezy wyspy Hy Brasil, aby spotkać się ze
zmarłymi bliskimi. Zmarli mieszkali tam pod opieka Morskiego Welesa.
Coi co przybyli, ze zdziwieniem spostrzegli powiewajacą na wietrze
banderę białą z wizerunkiem niebieskeigo węża. Gad wypuszczał z
pyska potok wody. Gdy Manaman z Morganami oglądał chorągiew,
podszedł doń jego dziadek.
- Ten znak widnieje w całym Nowym
Świecie – wyjaśnił starzec. – To co widzisz to godło
Atlantydy.
- Czy ten wąż to Gorynycz? – spytał
się jego wnuk.
- Tak – potwierdził jego dziadek –
ale na Atlantydzie nosi inne imię. Król Ardanazy czci tego Čorta,
skłąda mu ofiary z dzieci i karze wierzyć, że wąż zsyła
deszcz. Ardanazy to wielki zdobywca, co utopił we krwi cały Nowy
Świat. Strzeż się Manamanie – skoro posłyszal o kryształowej
czaszce Kościeja może zacząć podbój wyspy Man i nie tylko...
Po trzech dniach opuszczono Hy Brasil i
jasakniusz popłynął w stronę innej wyspy, nad która powiewała
wężowa flaga. Wyspą tą był Avalon...
*
- Widzę ląd, a na nim olbrzymi kikut
drzewa, a na nim trupie głowy – zawołał jeden z Morganów.
- Mówiłaś pani, że Avalon jest
pięknym lądem – rzekł Manaman do Wiosny.
- Był taki jak opowiadałam – rzekła
Rodzenica. – Ten kikut drzewa to pozostałość najwyższej na
wyspie jabłoni. Jednak odkąd w imieniu Ardanazego II rządzi tu
smok Vaver, całą wyspę ogarnęła żałoba. Widzisz z oddali tę
wieżę ze szkłą? Tam król Atlantydy uwięził swą jedyną córkę
Biały Ślad, gdzie ona stanie tam wyrasta biała koniczyna. Uwięził
ją, bo sprzykrzyło mu się, gdy wstawiała się za ofiarami jego
okrucieństw – Jaskaniusz nagle przestał płynąć, a wszyscy
podrózni przez plytką wodę dostali się na złocisty brzeg.
- Było nam dobrze ze sobą, ale co
dobre szybko się kończy – wydobył się głos z paszczy walenia.
– Pogrążę się wreszcie w ukochanych głębinach, lecz gdy
będziecie mnie potrzebować – wrócę. Najdroższej córze Roda ,
jeszcze raz dziękuję, bo bez niej moja kara trwałaby ostatni
tysiac lat mojego życia, albo i dłużej – po tych słowach,
serdecznie żegnany, wypuścil z nozdrzy fontannę wody, po czym z
wolna nikł w falach. Wielu wspominając wspólne przygody miało łzy
tęsknoty w oczach, ale przecież wieloryb nie jest pływającą
wyspą. Na plaży nad którą powiewała widziana również w Hy
Brasil, chorągiew Atlantydy, pożywiono się morgańskim chlebem z
wodorostów, po czym po chwili odpoczynku Manaman i inni ruszyli w
głąb wyspy. Dawniej piekne lasy, teraz w większości składały
się z nagich kikutów drzew – była to robota smoka. Na łące
Manaman ujrzał jakiegoś ludzika w kwiatowym kielichu. Siedział na
szczypawce, czyli skorku i pił jakiś napój z postacią niewieścią
tych samych rozmiarów.
- Ardanazy pozabijał wszystkich królów
podbitych krain – tłumaczyła Wiosna – z wyjątkiem króla
Avalonu, Pigwigena, którego właśnie widzisz. Pigwigen nigdy nie
rządził, a tylko bawil się z elfami, aż wreszcie stał się tak
mały jak one same – król Avalonu zajęty konwersacją nie
dostrzegł Wiosny i Manamana. Królewski syn Oberon (Overonus)
poślubił rusałkę z Atlantydy, Tytanię (Titaniya). Służył im
chochlik Puk z Britainy, przez jakiś czas mieszkali w królestwie
Tezeusza i kłocili się o pazia z Bharacji (vide Szekspir ,,Sen nocy
letniej’’). Wiosna z Manamanem oddaliła się od Morganów, aż
oczom Celta ukazała się błyszcząća w blasku Słońca, szklana
wieża, a wokół walały się ludzkie kości. Niedaleko ziała
dziura w ziemi – jak się domyślacie; kryjówka smoka.
- Vaver przez długi czas pożerał
najkraśniejsze niewiasty wyspy. Jednak tym razem, odmówiono mu
okupu. Poleciał przeto na Atlantydę, by zapytać króla, czy
pozwoli mu zjeść Biały Ślad. Ardanazy się zgodził – ledwo
Wiosna skończyła opowiadać, na spaloną ziemię padł ogromny cień
i rozległ się łopot czarnych skrzydeł. Wielki jak niedźwiedź,
czerwony jak krwawnik, ze złotymi oczyma, zębami jak wąpierz,
szponiastymi łapami i wężem zamiast ogona. Taki był Vaver. Z
pyska leciała mu ślina na myśł o zjedzeniu królewskiej córki.
Manaman wyjął miecz wykuty na dnie morza przez morgańskich kowali
i rzucił się na smoka. Odciął mu wężowy ogon, a następnie
głowę. Zanim to nastąpiło, walka trwała od południa do
zmierzchu, zaś w trzewiach potwornego namiestnika wyspy tkwiły
zlote klucze do szklanej wieży...
- Piękniejsza od niej jest sama Jurata!
– wykrzynął jeden z Morganów, gdy ujrzał swego ludzkiego
towarzysza prowadzącego za rękę pannę o bursztynowych, długich
warkoczach i modrych oczach, wychudzoną, lecz nadal piękną, ubraną
na biało. Gdziekolwiek stanęła, tam natychmiast wyrastały białe
koniczynki. Towarzyszyły jej tłum mężów i niewiast z
pochodniami, których niegdyś broniła. Byli to mieszkańcy Avalonu.
W sercu Białego Śladu zagościła obawa; czy jej ojciec nie zechce
pomścić śmierci namiestnika.
- Nie bójcie się króla Atlantydy –
przemówiła Wiosna znając jej myśli. – Będę prosiła Juratę,
by okryła Avalon mgłą tak gęstą, że nikt was nie odnajdzie –
tymczasem Bialy Ślad z radością przyjęła od Manamana obrączkę
z morgańskiego złota. Noc uplynęła na współnej zabawie, zaś z
samego rana, z morskich otchłani, począł się wynurzać jakiś
kształt, barwy brązu, jakby na oczach wszystkich, nowa wyspa,
wynurzyła się z oceanu.
- Komu w drogę, temu czas! – ozwał
się niby trąba, znajomy głos, a obok ,,wyspy’’ pojawił się
ogon podobny do rybiego. Biały Ślad nigdy nie widziała mówiącego
wiloryba, ten zaś spostrzegł ją. – Gdyby panienka mnie nie
znała, jestem Jaskaniusz z rodu potwali. Pan Manaman z Man i
szlachetni Morganowie wiele mogliby panience opowiedzieć o swojej
żegludze na moim grzbiecie – po godzinie wszyscy podróżni i
niektórzy ciekawi spośród Avalończyków, byli na grzbiecie
wieloryba. Niektórzy Morganowie zaręczyli się z avalońskimi,
ludzkimi niewiastami i rusałkami.
- Jaka szkoda, że zostawiamy Nowy Świat
pod władzą tyrana – zmartwil się Manaman.
- Kto uratował jedno życie, to tak
jakby cały świat uratował – pocieszyła go Wiosna.
Brzegi Avalonu powoli znikały za
horyzontem, a nad całą wyspą, miast nagiego kikuta, górowała
wspaniała kwitnąca jabłoń, najwyższa na świecie.
*
Ardanazy II siedział na tronie, pod
wyszywanym drogimi kamieniami baldachimem, a obok niego stał wielki
piec, w którym palono tych, co odmówili pomocy w szukaniu
kryształowej czaszki. Okupował właśnie wyspę Man. Jego spiże
straszyły na Ultima Thule, slonie z Golkondy tratowaly Galię,
łucznicy z Eldorado trzymali w szachu Brytów, konnica z Antilii
niszczyła zasiewy Irlandczyków, Piktów i Szkotów. Jaskaniusz
pływał u wybrzeży wyspy Man i nic nie wiedział o strasznych
wydarzeniach. Smok morski z Irlandii, którego Manaman wyswobodził
od miecza wbitego w ogon, próbował bronić wyspy, lecz król kazal
wrzucić w morze barana wypchanego siarką i smołą, co uśmierciło
morskiego potwora. Celtowie bronili się dzielnie, lecz najeźdźca
był silniejszy. Manaman walczył w obronie swej wyspy, zaś jego
byli towarzysze morskiej podróży zginęli oprócz jednego. Teraz
posłowie władcy wędrowali na najdalsze kresy kontynentu, by
wypytywać się o kryształową czaszkę.
*
- Powiadają ludy Wschodu, że gdy jakiś
król wyzwał na pojedynek Kościeja Nieśmiertelnego, ten poszczuł
go niedźwiedziami. Zobacz parchu, jaki spotyka cię zaszczyt, sam
król zechciał brudzić sobie ręce twoją posoką! – Ardanazy
szydził z Manamana, który wyzwał go na pojedynek, który nie miał
widza. Władca Atlantydy sprawnie parował ciosy miecza, aż powalił
przeciwnika na trawę. Wtem ujrzał zwierzę podobne do pantery.
Cętkowane, smukłe, o spiczastych uszach i długim, ostro
zakończonym ogonie. Onza z Atlantydy. Kot warczał, po czym chwycił
Manamana w zęby i uciekł z nim do lasu, gdzie Biały Ślad
opiekowała się rannymi.
*
Kilka dni później jakiś pomysł ożył
w głowie króla. Wyrwał w ofierze parę serc, po czym zaklinał
Čorta rządzącego kryształową czaszką, by przysłał mu ją
gdziekolwiek by była.
W erze jedenastej, Żelazny Zamek,
siedziba Naraicarota I został spalony z rozkazu królowej Tatry.
Jednak kryształową czaszka nie zginęła w płomieniach. W zamęcie
uratował ją jakiś strzyżeń, którego później zabił
zaatakowany przezeń myśliwy. Odtąd cały jego ród używał
czarodziejskiego przedmiotu do namierzania zwierzyny. Wszyscy w owym
rodzie ginęli gwałtownie, pili na potęgę, kradli i mordowali, bo
taka była moc czaszki. W czasach Manamana jego ostatnim
przedstawicielem był myśliwy Kudelinas z litewskiej ziemi. Pewnego
razu postanowił polować na foki nad Morzem Srebrnym. Już ujrzał
wymarzone zwierzęta na plaży, gdy zawieszona na jego szyi czaszka
poczęła drgać. Drgała coraz mocniej, aż poleciała jak rzucony
kamień w morze, ciągnąc człowieka za sobą. W morzu usłyszał
głos Juraty: ,,Zdejmij to z szyi’’! – on jednak zbyt mocno był
przywiązany do pamiątki rodowej, by się jej pozbyć. Utonął
bezdzietnie. Tymczasem, przeklęta czaszka, płynęła jak ryba i z
każdą godziną zbliżała się do wybrzeży wyspy Man. Ardanazy II
codziennie wypatrywał jej na plaży, aż wreszcie ujrzał. Wyciągnął
ją z wody. Uradowany wrzeszczał, śpiewał, skakał i fikał
koziołki. Przytulał czaszkę do serca i biegł z nią w stronę
tronu. Nagle wyślizgnęła mu się i hul – do pieca. Król bez
wahania podążył za swym skarbem i nagle znalazł się w ogniu.
Drzwi do pieca zatrzasnęły się i spłonął żywcem. Wraz z nim,
ogień unicestwił czarodziejską czaszkę z Sonoru – w żarze
rozsypała się na kolorowy proszek. Wojna dobiegła kresu. Biały
Ślad wdziała żałobę i szczerze opłakiwała swego ojca, a po
narzeczeństwie wyszła za Manamana. Imperium Atlantydy rozpadło
się, a każda jego część w pokojowy sposób otrzymała swego
króla. Manaman jako zięć spalonego w piecu władcy, otrzymał
koronę i prawo do zasiadania na szklanym tronie i z żalem opuścił
rodzinną wyspę, której jednak nigdy nie zapomniał. Miał synów i
córki, a po wielu latach, Celtowie włączyli go do swego panteonu
jako rzekomego boga morza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz