Miedwiedow
kochał prostą Zajęczankę Płoszkę z Drozdowa. Maczugą zabijał
ały i strzygi chcące ją pożreć, przenosił ją na wozie wraz z
całą rodziną przez rwące rzeki, prowadził w knieje gdzie rosły
najpiękniejsze kwiaty puszczy. Świadomy swej ogromnej siły, cały
czas baczył, by nie zmiażdżyć jej, czy też jej pobratymców.
Ujeździł dla niej bolenia z Synaru dużego jak krowa, oraz przebył
niebezpieczną wędrówkę po wodę z Sobotniej Góry, gdy
zachorowała. Tej nocy mieli wziąć ślub. Jednak zdarzyło się w
międzyczasie coś strasznego.
Wieczorem
przemierzali miedze trzej bracia, synowie Boruty. Byli to Kłobuch,
Dzikofiejew i Liczyrzepa. Z oddali widzieli płonące łuczywa w
chatach, a idąc śpiewali. Wszystko było dobrze, gdy skończyło im
się jedzenie w sakwach i poczuli głód.
- Jestem
jak łokis i poszukam owoców na drzewach, a wy jak chcecie idźcie
do Zajęczan, by was czymś uraczyli - rzekł Liczyrzepa i dał susa
na dziką jabłoń.
Kłobuch i
Dzikofiejew podumali chwilę, po czym skierowali się w stronę
chatynek. Nie wiedzieli, że w krzakach kryło się Licho. ,,Czyż
nie jesteście Enkami, istotami doskonałymi"? - usłyszeli głos
kusiciela. ,,Jesteśmy" - odpowiedzieli bracia. ,,Dlaczego więc
macie prosić głupich Zajęczan, by wam dali jeść? Macie nad wami
władzę, która czyni was bogami". Bracia zaoponowali: ,,Agej
chce, żebyśmy z miłością pomagali niższemu stworzeniu".
Jednak Licho się nie poddawało. ,,Agej dlatego uczynił je niższym
od was, abyście wy mogli nad nim panować, a więc również zjadać,
czy zabierać im żywność. Macie ku temu prawo, bo jesteście
lepsi". Wtedy obu braciom, jakby łuski zakryły oczy. Uznali,
że Licho ma racje i że warto go posłuchać. Poszli ku chatom
Zajęczan.
Kłobuch
po cichutku zakradł się do spichlerza i wyniósł stamtąd szynkę.
Potem kradł jeszcze więcej, aż stał się najlepszym złodziejem
na świecie, władnym nawet wykradać pokarm z pysków zwierzęcych i
ludzkich. Już tamtej feralnej nocy, nikt nie zauważył jak ukradł
szynkę. Dzikofiejew tymczasem podszedł pod okno i wsunął do
środka swój dziczy ryj. Na dworze rozpadał się deszcz, który
obudził małego Zajęczanina. Malec wstał z łóżeczka, bo się
przestraszył grzmotu i szukał rodziców. Wtem Dzikofiejew wyłamał
okiennicę i na błoniastych skrzydłach wleciał do pokoju. Złapał
malucha za pyszczek i ...spałaszował go z futerkiem i kosteczkami,
a następnie wyleciał z pokoju. Przed chatą spotkał Kłobucha,
który jadł skradzioną szynkę, a między nimi było Licho.
Liczyrzepa
nazrywał dwadzieścia jabłek i owinął w białą chustę.
Następnie zszedł z drzewa, by podzielić się nimi z Kłobuchem i
Dzikofiejewem. Gdy na ryju tego ostatniego ujrzał krew dziecka,
rzucił w obu jabłkami i wrzeszcząc co sił w płucach pobiegł
szukać innego brata - Miedwiedowa. Biegł w strugach deszczu i przy
grzmocie, lecz nie zważał na ciernie, ni na wilki.
Tymczasem
w pięknie wymalowanej chacie w otoczeniu paru Zajęczan przebywali
ze sobą Miedwiedow i Płoszka. Ubrała białą suknię z
wyhaftowanymi ptaszętami.
- Czy Leśna
Mamusia nie obrazi się, gdy to ubiorę? - spytała ukochanego.
Nagle -
rozległ się huk i przez okno wskoczył do izby zdyszany Liczyrzepa.
- Mogłeś
ją zabić! - ryknął Miedwiedow.
-
Dzikofiejew zabił i zjadł Zajęczątko! - odkrzyknął mu łokis, a
słuchacze zrobili wielkie oczy.
- To
nieprawda - mówiła niemal automatycznie Płoszka, a wielu było
skłonnych nie wierzyć Liczyrzepie, bo ten czasami kłamał.
- Prawda -
potwierdził Liczyrzepa - a Kłobuch ukradł szynkę!
- Skąd to
wiesz? - spytał Miedwiedow.
- Wiem, bo
widziałem - odrzekł małpiszon.
- A
przysięgasz, że nie kłamiesz? - drążył Miedwiedow.
-
Przysięgam na Ageja, Borutę i Leśną Matkę, oraz na samego
siebie, że mówię prawdę, albo nie jestem Enkiem tylko Čortem
- brzmiała uroczysta przysięga. - A ponadto, jeśli kłamię, niech
mnie Weles wyzłoci i niech będę złoty jak złoto - dodał.
- Gdzie to
było? - zapytał człowiek z głową niedźwiedzia.
- W siole
Paszkot - odrzekł łokis.
- Ty
biegnij do Rokitnicy powiedzieć rodzicom, a ja udam się do Paszkota
rozmówić się z braćmi - zdecydował Miedwiedow, po czym zwrócił
się do Płoszki. - Nie mogę na razie być z tobą, bo mam ważną
sprawę; zginęło dziecko; poczekaj tu na mnie - ucałowali się i
Miedwiedow opuścił sioło Drozdowo.
Płoszka
płakała nad losem dziecka i nie przyjmowała pocieszeń, choć go
nie rodziła. Gdy Dzikofiejew je zjadał, zabawiała się rozmową z
narzeczonym i pokazywała mu sukienki nic nie wiedząc o tragedii.
,,On by nie zdradził. To dziecko zginęło przeze mnie'' - mówiła
sobie rozgoryczona. Gdy znalazła się sama, nie mogąc znieść
bólu, powiesiła się na ozdobnym pasku od sukienki.
Tymczasem
Miedwiedow był już w Paszkocie.
-
Co zrobiłeś? - spytał Dzikofiejewa, a ten tak zasmakował w swym
czynie, że otumaniony przez Licho, postanowił zostać Čortem.
Tak samo Kłobuch.
-
Liczyrzepa rzucił w nas jabłkami - mówił Dzikofiejew - i uciekł.
To prawda; zjadłem bachora, bo mi smakował, a byłem głodny. Ty na
moim miejscu zrobiłbyś to samo - Miedwiedow słuchał przerażony.
-
Spotkaliśmy grafa Lichona, który nas odmieni - rzekł Kłobuch.
-
Licho to przeklęty Čort!
- wybuchnął Miedwiedow.
- Terefere
- zakpił brat - potwór.
-
Słuchajcie, jeśli żałujecie, Dziewanna wyprosi wam przebaczenie u
Ageja, Mokosza również - proponował Miedwiedow. - Nigdy nie uznam
twego czynu, ale ciebie uznaję.
-
A ja nie uznaję, ani Dziewanny, ani Mokoszy, ani ciebie - zbluźnił
Dzikofiejew. - Šumowina
Mati urodziła mnie potworem, to niech ma!
- To Rykar
robi z ciebie potwora! - oponował Miedwiedow, któremu drżała ręka
dzierżąca maczugę. - Urodziła nas z miłością!
- Przestań
mi solić o miłości! - krzyknął Kłobuch i ugryzł brata.
Wtedy ten
podniósł prawicę i ryknął:
-
Niech was ojciec przeklnie! - tymczasem oni stali się już w sercu
Čortami
i rozpłynęli się w ogniu.
Miedwiedow
zawrócił do Drozdowa. Był już na rogatkach, gdy ujrzał
żałobników.
-
Znaleźliśmy Płoszkę; powiesiła się na ozdobnym pasku, który
jej dałeś - rzekli, a Enk wypuścił maczugę z ręki i ciężko
osiadł na trawie. Rozdarł szaty i ryknął jak niedźwiedź. Taka
była jego żałoba. Dzień później ubrał kir i usypał Płoszce
wielki kurhan, wyższy niż jodły i dęby. Obsadził go liliami i
wyłożył szlachetnymi kamieniami. W międzyczasie bracia
Liczyrzepa, Kunetej, Arktur, Wiłkokuk i Ovov Teczookinson pomagali
mu i pocieszali go. Następnie wszyscy udali się do Rokitnicy. Z
dala witały ich swąd spalenizny i widok zapłakanej Dziewanny,
siedzącej na kamieniu i łaszącego się do niej borsuka,
usiłującego pocieszyć panią lasu.
- Czego
płaczesz mateczko? - podbiegł do płaczącej Kunetej pełen troski.
-
Byli tu Kłobuch i Dzikofiejew - odrzekła ucałowawszy syna -
zostali Čortami.
Wyrzekli się nas, a wtedy Boruta przeklął ich i nadał
Dzikofiejewowi imię ,,Zbreźnia''. Kłobuch nazwał ojca
,,Liszajem'', a mnie - ,,Šumowiną
Mati''. Następnie z ryja Dzikofiejewa wydostał się płomień i
spalił zarośla rokity i budowle z niej wzniesione. Boruta wsiadł
na łosia i musiał walczyć z nimi i z latawcami, by nie spalili
Puszczy i zbudowanej w kniejach Wieży Ślimaka, gdzie powstają sny.
A kim jesteś smętna istoto? - oczy Leśnej Matki spoczęły na
siwobrodym staruszku w czarnych spodniach, białej koszuli i wieńcu
z jemioły na siwej czuprynie.
- Buuuu!
Jestem Smętkiem. Począłem się z łez Miedwiedowa po śmierci
Płoszki; twoja synowa powiesiła się na pasku, bo czyniła siebie
winną śmierci dziecka.
Nazajutrz
Smętek opuścił Rokitnicę i zamieszkał wśród wielkich jezior, w
krainie nazwanej później ,,Burus''. Coraz więcej było
okradzionych przez Kłobucha i rozszarpanych przez Dzikofiejewa. Do
Rokitnickiego Sioła ciągnęły tłumy Zajęczan, Oxiów i Wydrzan z
trwożnym pytaniem: ,,Co robić"? Wreszcie Leśna Matka
przekazała wolę Ageja: ,,Trzeba ofiarować, co kto ma
najcenniejszego".
*
W
owym czasie ziemię ukraińską pokrywał przeogromny las. Puszcza ta
nosiła nazwę Lasu Południowo - Wschodniego. Jedyne stepy,
znajdowały się wówczas na ziemi węgierskiej, oraz na Kresach
Świata - wschodnim, oraz południowym. Las ten był schronieniem
smoków, lwów, feniksów i jednorożców, jeleni, saren, łosi,
wilków, rysi, żbików, rosomaków, głuszców i cietrzewi. Były
tam łokisy i Dzicy Zajęczanie - żyjący w kniejach na drzewach;
nie znający sztuki budowy wsi. Przelatywał nad dębami i jodłami
Jarog Car - Ptak, a nad Tinerpą, Sopraczem, Dunajem znajdowały się
kolonie Wydrzan. Widywano podobno świetliki wielkie jak gołębie; w
jarach lęgły się ksykuny. Wśród drzew pojawiała się czasem
Wieża Ślimaka - każdego roku stała w innym miejscu. Byłą wysoka
jak góra, biała i przykryta czerwonym dachem. Wewnątrz mieszkał
wielki jak pies ślimak z łapami i kominem wyrastającym z muszli.
Kierował pracą dwóch sióstr o wyglądzie człowieczym. Nazywały
się Zmora i Zennica, a ich zadaniem było zsyłać wszystkim istotom
sny. Zmora słynęła z tego, że karała koszmarami pijaków i
żarłoków.
Tego
dnia w Lesie Południowo - Wschodnim rozgorzała walka. Naprzeciw
siebie stanęli Miedwiedow i Dzikofiejew. Obecni byli też Boruta z
Leśną Matką i Żweruną przeciw Lichu. Walczyli Dzicy Zajęczanie
i Wydrzanie ze strzygami, latawcami i potworami. Leśna Matka jechała
na grzbiecie jednorożca, a jej łzy wyglądały jak perły. ,,Wow!
Wow"! - na dźwięk szczekania Żweruny strzygi pierzchały jak
kury. Licho na próżno próbowało zagnać ich rozpędzone szeregi
do walki uderzeniami batoga. Kunetej szył do nich z łuku. Boruta
starł się z Lichem i po krótkiej walce wtrącił je do Čortlandu.
Wtem jednak na czele armii zła stanął Dzikofiejew. Ogniem z pyska
spopielił Wydrzan z osad rybackich Wydra, Szczupak, Okoń i Karaś.
Wyrósł przed nim Miedwiedow, oraz Żweruna. Maczuga starła się z
mieczem, a Enka - suka kąsała Čorta
po nogach. Już Miedwiedow miał roztłuc maczugą dziczy łeb brata,
celującego mu w niedźwiedzi pysk ogniem, gdy nagle... Między
zapaśnikami wyrosłą nagle Dziewanna ze łzami ze oczach i
wyciągnęła ręce odgradzając ich od siebie.
- Jesteście
braćmi! - krzyknęła, a wszystkie ptaki leśne wzbiły się w górę.
Miedwiedow
odłożył maczugę, a zły Dzikofiejew nie wypuścił ognia z ryja.
-
Słuchaj macierz - rzekł łagodnym głosem do Dziewanny -
przepraszam, żem cię nazwał sprośnie i sromotnie. Ja twój syn,
jak Agej, czy Boruta będą mnie sądzić, wstaw się , by byli dla
mnie łagodniejsi, niż dla Licha czy Rykara - potem odleciał na
błoniastych skrzydłach do Čortlandu.
Lasu
Południowo - Wschodniego już nie było. Zniszczyła go walka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz