,, Krak (Krakus), książę polski z czasów legendarnych, miał założyć Kraków i wyzwolić go od przemocy smoka wawelskiego. Pierwszą wiadomość o K. Przekazał w swej kronice Wincenty Kadłubek [...]. - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 8 Kolej. sądy rozjemcze do Laud’’.
Pewnego
razu smok z Vovel opuścił swą jaskinię i poszybował daleko na
zachód i południe. Celem jego lotu była wybudowana na koronie
Wielkiego Dębu, siedziba Enków, Enkohaz. Wszedł do środka i
ryknął:
- Czołem
niewolnicy! Prowadzcie mnie do Niego! – nagle przed smokiem ukazał
się sam Agej.
- Po co tu
przybywasz wrogu całego stworzenia? – zapytał surowo.
- Zanim
zostałem tym czym jestem, byłem smokiem Rykarem i wężem
Gornyczem. Chcę ci coś powiedzieć.
- Panie czy mam go przegać piorunem? –
spytał Jarowit.
- Nie
trzeba, Gromowładny – odrzekł Agej. – zostawcie nas samych! –
rozkazał wszystkim Enkom jytnas.
-
Czy znasz Grakchów z Cezarei Nadmorskiej? – przemówił smok. –
Pater familias umarł,
a jego bogactwa odziedziczył syn, Marcus Filipus Grakchus. To zacny
ród – smokowi błysnęły ślepia – nie oddają się rozpuście
czczą pamięć przodków, służą Republice, palą ogień w domu,
dobrze traktują niewolników, syn po ojcu czci ciebie jako
Nieznanego Boga. Szanują ich zarówno Rzymianie jak i Żydzi.
- Jaki jest
cel twojej wizyty? – spytał Agej.
- Grakchus
cię wyznaje, bo dobrze mu się powodzi. Każdy tuman tak potrafi.
Pozwól, że moje Čorty dotkną go jakimś nieszczęściem, a w mig
straci wiarę we wszystkich Nieznanych Bogów – wielkie było
zdumienie smoka, gdy Agej rzekł:
- Wydaję
go tobie, tylko życia mu nie zabieraj – smok odleciał z Enkohazu
śmeijąc się, aż góry się trzęsły, bo myślał, że
przechytrzył Jedynego. Nie wiedział o wielkim planie Ageja wobec
wiernego mu Rzymianina.
*
W
Cezarei Nadmorskiej zaczął się nowy dzień. Marcus Filipus
Grakchus, syn Septymiusza Aureliana Grakcha, siadł z rodziną, by
spożyć ianticulum ,
w Sklawinii zwane ,,śniadaniem’’, złożone z papki mącznej,
mięsa i sera. Gdy jedli w najlepsze, ktoś zaczął się dobijać do
drzwi. Otwierający je niewolnik pobladł, bo oto przyszli żołnierze
z nakazem aresztowania Grakcha. Czego mu nie zarzucano! Branie i
przyjmowanie łapówek, zamordowanie obywatela rzymskiego,
spiskowanie z Żydami w celu obalenia władzy rzymskiej... Wszystkie
te zarzuty były nieprawdziwe, niemniej wrogowie rodu Grakchów,
sąsiedzi zawistni o ich bogactwa przekupili sąd. Retor wynajęty
przez oskarżonego był na tyle dobry, że karę śmierci zamieniono
mu na wygnanie. Bogactwa, z których słynął ród zostały
skonfiskowane, a matka Grakcha została niewolnicą przekupnego
sędziego i rychło umarła. Upokorzonego Marka Filipa żołnierze
zaprowadzili aż na limes na rzece Danubius, a dalej poszedł sam.
Błąkał się na północ, do jakiegoś barbarzyńskiego kraju,
zwanego ,,Analapią’’. Wiedział o nim tylko tyle, że konsul
Mariusz uczestniczył w pogrzebie ostatniego króla Leszka II
Płodnego. Wbrew pragnieniom smoka, Grakchus nie stracił wiary w
Nieznanego Boga.
*
Tułaczka
wygnańca dobiegła końca. Zamieszkał jako poddany króla
awarskiego Obrzyna w prowincji Viscli, w małej wiosce w pobliżu
wzgórza Vovel. Pracował jako parobek u szewca Skuby, przez Celtów
zwanego ,,Skovainem’’. Nosił wodę i rąbał drwa, uprawiał
małe poletko szewca. Ów nie mający żony ni dzieci, traktował go
jak syna. Grakcha zdumiał brak niewolników u Analapów. Wielu jego
rodaków poczytałoby sobie za hańbę być parobkami u
barbarzyńskich rzemieślników , ale Grakch nie gardził pracą.
Powoli poznawał języki starokrasny i słowiański. Przyzwyczaił
się do nazywania go Krakiem lub Krakusem. ,,W końcu Dariusz to
grecka forma perskiego imienia Darussur’’ – myślał. Pewengo
wieczora, szewc Skuba zaprosił do stołu nie tylko jego, ale i
swoich znajomych, rolników i rzemieślników. Jedli i pili przy
świecach i całą noc rozmawiali. Głównym tematem ich rozmowy byli
Awarowie, poddani lutego wielkoluda Obrzyna i čortowski smok z
Vovel. Grakch – Krak na tyle opanował jezyk starokrasny, ze
włączył się do rozmwoy.
- Pochodzę
z Cezarei Nadmorskiej i chociażem Rzymianin, już od dziecka
spotykałem mały, lecz niezwykle dumny naród Żydów – już
ojciec Grakcha szanował wszystkie ludy imperium, co było rzeczą
wyjątkową, jako, że Grecy i Rzymianie pogardzali Żydami. – Jako
pacholę przyjaźniłem się z jednym z nich, rzecz to żadka, bo oni
i my nie żyjemy w przyjaźni; my Rzymianie jesteśmy dla nich
najezdnikami i poganami. Ów Żyd opowiadał o swym imiennniku z
zameirzchłej przeszłości, o wieszczu Danielu, który zabił bożka
– smoka dając mu do zjedzenia kulę smoły. Smok się nią udusił.
- E, tam...
– machnął ręką pasterz Radosław. – Nasz smok jest chyba
nieśmiertelny. Nic na niego nie działa. Pamiętacie o Asalanayu,
królu Gór Ikaryjskich? Zbrojny od stóp do głów, wszedł do groty
i chrup! Smok go złasował. A pamiętacie Tomira II, króla Tadżyków
i jego córkę, krasawicę Anasabę? Ćwiczyła się w sztuce
wojennej i samych Amazonek we ich stołecznym Arxgardzie. Weszli;
ojciec i córa do groty i ich też potwór zeżarł. Będziemy chyba
musieli opuścić nasz kraj – zakończył smutno.
- Póki
żyjemy nie wolno nam tracić nadziei – rzekł Skuba. – Skoro nie
wypróbowalliśmy wszystkich sposobów, nie popadajmy w rozpacz; nie
mómy, że nie sprostamy stworze. Wszak ongiś Gorynycz też zdawał
się nieśmiertelny.
Od tego
czasu, Skuba mając w sercu głęboko wyryte słowa Kraka, w
wwielkiej tajemnicy, by go nie wydano Awarom, gromadził dziwne
przedmioty. Barania skóra, siarka, saletra, smoła, krew hydry i
wąpierza, gwoździe, sztylety, wódka, cztery kije – z tego
wszystkiego sporzadził atrapę barana, którą po spiciu wódką
strażników awarskich, podrzucił pod jaskinię u podnóża góry
Vovel. Następnie pobiegł schronić się w krzaki. Nie musiał długo
czekać. Z ciemnego otworu wychyliła się rekinia głowa, a jej oczy
zajaśniały złoto. Na widok barana smok mlasnął językiem i
połknął i barana i dwóch pijanych strażników. Ledwo to uczynił,
poczuł ból i pragnienie. Czym pręczej opuścił jaskinię i
pobiegł do rzeki Visany. Żłopał jej wody, których nie ubywało,
lec zpragnienia nie mógł ugasić. Gwoździe i sztylety dziurawiły
mu trzewia, aż wreszcie wyszły na drugą stronę. Wówczas rozległ
się huk i zarówno woda z Visany, jak i dwaj nietrzeźwi wytrysnęłą
jak fontanna. Smok nie żył, a odgłos jego śmeirci zwabił wielu
Słowian i Awarów. Skuba był już w chacie. Tymczasem dusza potwora
wydostała się na zewnątrz, by na czele licznych Čortów
szturmować Wielki Dąb. Jednak drogę odciął jej Jarowit zbrojny w
piorun. Pojmał potwora i zakuł go w wykuty przez Swarożyca
łańcuch, który przypiął do korzenia Wielkiego Dębu. Odtąd
każdej wiosny wzmacnia go uderzeniem pierwszego grzmotu, lecz gdy
zacznie się era czternasta, smok stanie się Zielonym Wężem.
Opuści podziemie i znów będzie siał spustoszenie, lecz
ostatecznie przegra.
*
Król
Obrzyn uderzył pięścią w górę, przemawiając do tłumów
zbrojnych Awarów. W tym czasie Krak przyjął wiarę w Ageja i
Enków.
- Widziałem
dusze smoka – grzmiał Obrzyn – jak leciała po niebie. Nasz bóg,
smok straszliwy rzekł do mnie: ,,Zabił mnie szewc Skuba, Słowianin.
Znajdź go i pomścij mnie. Nie rozgniataj go jak pluskwy, lecz niech
umiera tydzień na palu’’! Śmierć Skubie! – olbrzym jeszcze
raz uderzył w skałę. Zwiadowcy podeszli doń z korą brzozową i
coś szeptali.
- Oto –
olbrzym wzniósł ręce – słowiańskie psy wznieciły powstanie i
chcą naszej krwi! Wytłuczemy ich! – ryknął, a hasło to
powtórzyli możnowładcy, a po nich cały zastraszony lud awarski. –
Pamiętajcie, że jestem bogiem od pradziejów. Żadnego smoka nigdy
nie było. Zawsze czciliście tylko mnie. Zrozumiano?!
Wielmożny
Asaraptas, którego rydwan ciągnęło dziesięć niewiast,
zakrzyknął: ,,Chwała Obrzynowi’’! Po tej przemowie zaczęła
się wielka wojna słowiańsko – awarska. Od Lebany po rozległe
ziemie Ludu Roksany brodzono w krwawym błocie. Nawet Enkowie i Čorty
brały udział w walce. Zagubione w lesie dzieci – Przemko i
Wańdzia były świadkami zmagań Boruty z wodnikiem Močarem.
Słowianie mieli wielu wodzów, w każdej prowincji jednego. Obroną
Viscli dowodził szewc Skuba. Pewengo majowego dnia od strony
Zielonych Stawów nadeszli Awarowie. Skuba skierowal na nich osiem
oddziałów, po cztery z obu stron. Sam uderzył na środek.
Wcześniej pokłócił się z Krakiem, który ostrzegał, że wten
sposób da się wrogowi szansę ucieczki. Tak też się stało.
Awarowie przełamli słąby środek i nagle rozproszyli się. Wojska
prowincji Viscli udały się w pościg, zaś wrogowie powoli, lecz
nieubłaganie wycinali ich w pień. Krak walcząć blisko Skuby
usiłował go bronić, lecz padł ogłuszony ciosem maczugi. Dzielny
szewc bronił się od ostatka, kładąc niejednego wroga trupem, lecz
wśród Awarów rozległy się okrzyki: ,,Łuk! Dajcie łuk’’! –
niebawem trzy strzały przebiły Skubie oba oczy i usta, a trupa
porwał z konia siłacz Utmura i zaniósł do obozu. Gdy Krak się
ocknął w namiocie szpitalnym, było już po bitwie. Wśród
niewaist pielęgnujących chorych były też rusałki i Wiły. Według
,,Cedex vimrothensis’’ pracowała wraz z nimi sama Dziewanna
Šumina Mati, która uleczyła Kraka i rzekła mu: ,,Bądź dzielny,
bo już wkrótce będziesz niósl całą Analapię na swych
barkach’’. Powiedziala mu w ten sposób o jego przyszłej
godności królewskiej. Ciało Skuby było teraz pilnowane w obozie
awarskim. Na czele posłów słowiańskich, chcących wykupić ciało
wodza, szli Krak i Wicemir. Dowódca Awarów przyjął ich
niespodziewanie życzliwie, wzruszył się nawet losem szewca –
zabójcy smoka, szepnął Krakowi do ucha, że ,,on też nienawidzi
Obrzyna’’, już miał wydac posłom ciało ich wodza, gdy wtem
rzekł:
- Niestety.
Król Obrzyn chce sobie zawiesić głowę Skuby na szyi. Jako jego
słudzy musimy ją odciąć – wtem Krak coś wyciągnął z
zanadrza i poprosił dowódcę Awarów aby ów polecił żołnierzom
opuścić namiot. Pokazał mu orzech.
- Olbrzymy
są głupie, ale nie aż tak, by mylić orzech z głową – zasępił
się Awar.
- Ten
orzech dała mi Diana, to jest Dziewanna, Leśna Matka – rzekł
Krak. – Włożóny do wody zamieni się w głowę.
- Muszę to
ujrzeć, by uwierzyć – rzekł Awar.
Krak
zanurzył orzech w misce z wodą i jak można się było się było
spodziewać, orzech zamienił się w ociekającą krwią z szyi głowę
Skuby, a dowódca klasnął w dłonie.
- Niech
wasza Diana to jest Dziewanna chroni nas przed wami! – rzekł na
pożegnanie, a posłowie wrócili z cialem Skuby.
Spalono je
na szczycie wzgórza Vovel. Wojna trwała dalej i przeniosła się na
azjatyckie części imperium Obrzyna. Ci z Gór Ikaryjskich kryli się
w górach i prowadzili wojnę podjazdową za zburzenie im Terekabadu.
Obrzyn w swoich mowach nazywał ich i wszystkich wrogów swej władzy
,,bandytami’’. Co tu dużo mówić o walce Kraka?! Budziło lęk
Awarów samo wspomnienie jego imienia. Trzeba jednak powiedzieć, że
nigdy nie torturował jeńców, niewiast ni dzieci. Awarowie
wymawiali imię ,,Krak’’ z lękiem, ale i z szacunkiem, podczas
gdy Obrzyn budził w nich tylko lęk i odrazę. Niektórzy Awarowie
szli nawet pod Krakusowe sztandary, mając nadzieję, że wódz
Słowian pomoże im obalić tyrana i uzurpatora. Pierwsi, którzy tak
postąpili to dwaj spici przez Skubę strażnicy smoka z Vovel.
Potwór połknął ich żywcem, a gdy gwoździe i sztylety
przedziurawiły go, obaj Awarowie wydosatli się na zewnątrz razem z
wodą z Visany. Jednak ani męstwo, ani zdolności Kraka na razie nie
zmieniły faktu, że Analapia, Rox i Azja Środkowa za sprawą
Obrzyna znalazły się na równi pochyłej.
*
Krak z
towarzyszami broni siedział przy ognisku, gdy wtem nadszedł
zwiadowca Znosek, który był karłem.
- Obrzyn
jest jak śmierć – rzekł – ciągle niesyty zdobyczy. Jego
zachłanność jak morze niezgłębione – machał rękami.
- Znosek,
mów jak człowiek – przerwał mu były strażnik smoka z Vovel.
- Otóż
dowiedziałem się, że Obrzyn chce zdobyć Bohemię.
- Kiedy? –
spytał Krak.
- Jeszcze w
tym roku – odrzekł Znosek.
Wojownicy
podziękowali zwiadowcy, po czym namyślili się kto uda się ostrzec
króla Kroka II w Piropolis. Z jednej strony była to chęć obrony
Bohemii, gdzie wciąż jeszcze panowała dynastia dalmacka, a z
drugiej – chęć pozyskania sobie cennych sojuszników w walce z
Awarami. Ongiś król Bohemii Cudomir I miał maszyny wojenne władne
zabijać stolimów służących królowi Analapii, Opolonowi. Druzyna
ciągnęła losy, aby rozstrzygnąć kto ma się udać do Piropolis.
Wybór padł na Kraka, który mianował swoim zastępcą Wicemira.
Przed wyprawą, Krak udał się z drużyną do Ojcowa, gdzie ocalił
przed Awarami, następcę tronu w Dendropolis, księcia Irosława.
Łagodnie upominał go, aby żył tylko z jedną żoną. ,,Wszak
sprośny Kościej żył w wielożeństwie’’ – tłumaczył, lecz
było to jak rzucanie grochem o ścianę. Krak samotnie udał się na
południe. Szedł przez odludzia narażając się na spotkanie
patrolu awarskiego. Raz omal nie został schwytany. Opuścił
prowincję Visclę i zaszedł do Montanii. Był zmęczony, a miejsce
przez które szedł było niezamieszkałe. Chciało mu się pić,
więc podbiegł do strumyka. Rozejrzał się. Nigdzie wokół ludzi,
ani nawet rusałek, tylko na gałązce krzewu siedział piękny
zimorodek i wlepiał w Kraka czarne ślepki. Gdy ów zaczął pić,
ptak przemówił doń:
-
Pacis payen, royek Analapiner1!
– Krak najpierw się zdumiał,a le tylko na krótko.
,,Żyje tu [w Nawi] piękne i nieszkodliwe wodne ptactwo ‘navaci’ – kaczki, łabędzie, gęsi, perkozy, czaple i inne’’
- czytał w ,,Księdze Latarnika’’.
Ten zimorodek był więc sługą Welesa, co zresztą potwierdził.
- Będę
twoim przewodnikiem – rzekł, teraz po słowiańsku, zimorodek.
Nałowił ryb dla Kraka, po czym zaczął go prowadzić w stronę
Bohemii. Dzięki jego pomocy Krak ominął wiele awarskich patroli.
Jednak gdy był już zmęczony, stracił zimorodka z pola widzenia.
Usiadl na kamieniu i choć wstydził się tego, aż zbierało mu się
na płacz. Wtem obok Kraka ukazali się żmij i wilk, których ciała
były z płomieni. Čorty.
-
Porwałeśśś sssię z motyką na Ssssłońce – zasyczał ognisty
żmij.
- Awwrrr...
Awarowie zwyciężą! – warknął ognisty wilk. – Obrzyn górrą!
Widzisz głupcze w co się wpakowałeś?! Uciekaj do Bohemii. Tam
otrujesz króla Kroka II, weźmiesz jego cudną żonę i królestwo.
Skończy się twa poniewierka. Nawet jeśli Bohemia zostanie zdobyta,
uciekniesz do Slawi, gdzie króluje tatra. Poślubisz ją, a potem...
– ognisty wilk przesunął łapą po gardle, a Krak bladł i
potniał.
-
Posssłuchaj nasss, bo będzie źźźle! Zjemy cię! – syczał
ognisty żmij.
Čorty
poczęły boleśnie kąsać Kraka, a ten krzyknął:
- Ty co
odmówiłaś swego dziewictwa sprośnemu Kościejowi, ciebie o
ratunek proszę! – ledwo to wypowiedział, ukazała się mu
czarnowłosa pani w bieli, a na której widok Čorty podkulily ogony,
po czym czeluśc je pochłonęła. Królowa Tatra wlała balsam w
rany i oparzenia Kraka, czym je uleczyła. Następnie zawiesila mu na
szyi wielki rubin i wskazała najkrótszą i najbezpieczniejszą
drogę do Piropolis. Wielka była wdzięcznośc Kraka.
Król
Bohemii, Krok II siedział w ogrodzie pod dębem, u którego stóp
niegdyś się urodził i od którego otrzymał swe imię jego odległy
przodek, król Krok I, który walczył z Aleksandrem Wielkim. Siedząc
tam, jadł śniadanie razem z dworem, gdy nagle strażnicy przyszli
doń z jakimś zdrożonym, młodym wędrowcem o czarnej brodzie,
potężnym jak rozłożysty dąb, mówiącym coś o Awarach i
królowej Tatrze. Król dał znak, aby go umyć, ubrać, nakarmić,
napoić i wprowadzić do ogrodu. Krak stanął przed Krokiem.
- Jestem
Rzymianinem, lecz mieszakm w Analapii. Nazywam się Marcus Filipus
Grakchus, lecz Analapowie nazywają mnie Krakiem, lub Krakusem.Mój
kraj, to jest ... Analapię okupuje król Awarów Obrzyn. Wiem, że
planuje również napaść na twój kraj, królu. Nawet Hanibalowi,
gdyby żył nie życzyłbym, aby był jego poddanym. Nie mamy króla.
Czy możesz nam pomóc?
- Mogę –
odpowiedział Krok II – ale waszym królem być nie chcę.
- Nawet nie
myślałem o tym – odrzekł Krak.
Król
Bohemii czym prędzej wypowiedział wojnę Awarom, po czym z całą
swą armią ruszył oswobadzać Analapię. Krak tymczasem z Analapów,
którzy się schronili w państwie króla Kroka zorganizował
regularną armię i wkroczył do Analapii. Imperium Obrzyna zatrzęsło
się w posadach. Powstanie w całym państwie, dezercje na stronę
wroga i ci Bohemianie i ich machiny! Krak rychło objął dowództwo
nad całą Analapią – dzięki swej dzielności i zdolnościom,
oraz dzięki rubinowi od Tatry. Świecił on tak silnym światłem,
że w nocy przy jego blasku, można by podkuć konia. Ów klejnot
przekonał króla Kroka II, że Krak naprawdę spotkał na swej
drodze Tatrę, a wśród Analapów zapewniał mu szacunek mimo obcego
pochodzenia.
Awarowie
walczyli niechętnie i pod przymusem. Szczerze życzyli swemu królowi
śmierci w boju, choć różnie z tym bywało. Nie brakło też
takich co lubowali się w grabieżach i okrucieństwie. Nagle z
bohemijskiej wielkiej kuszy na kołach, wystrzelono zaostrzony pień
prosto w brzuch Obrzyna. Olbrzym upadł, by już nie wstać więcej.
- Agej ...
zwycięzca... – wyharczał, a okrutny Irosław z Roxu rozbił mu
głowę toporem. Tak skończyło się panowanie awarskie w Sklawinii.
Jednak sława po Obrzynie pozostała. Od jego imienia utworzono nazwę
,,olbrzym’’ i ruskie przysłowie: ,,Wyginęli jak Obrzy’’.
*
Krak
koronował się w Neście, jednak nie chciał, by była ona stolicą
jego państwa. Zachęcony przez Wieszczycę Losu, Bożenę, mówiącej
mu o przyszłej świetności niezbudowanego jeszcze grodu, nakazał
zbudować stolicę w prowincji Viscli, na wzgórzu Vovel i nad rzeką
Visaną. Kosztem wielu mozołów wzniesiono nowy gród z zamkiem
króla na wzgórzu Vovel. Oprócz Analapów pracowali greccy i
rzymscy architekci, a słynna biblioteka w Aleksandrii dostarczała
kopi swych zbiorów do majacej powstać grodowej biblioteki. Rzymskie
cyrki dostarczyły zwierząt, ale nie po to by Analapowie je
pozabijali, lecz by można je było badać i radować się ich
pięknem. Rzeźbiarze z Grecji mieli wykuć w marmurze pomnik Skuby
Smokobójcy i wiele innych. Gdy Krak zapytał czyim imieniem nazwać
stolicę, ,,Swoim’’! – zakrzyknęły tłumy. Tak oto Grakchus
nadał miastu starokrasną nazwę ,,Grakchov’’ i łacińską
,,Cracovia’’. Po angielsku nazywa się ,,Cracow’’, po
niemiecku ,,Krakau’’, w jidysz - ,,Kroke’’, a po polsku -
,,Kraków’’. Był on stolicą za Kraka, Lecha II, Juliusza,
Wandy, aż dopiero król Wilk I z powrotem przeniósł stolicę do
Nesty.
Krak żył
w przyjaźni z królem Bohemii, Krokiem II. Obaj zawarli
porozumienie.
,,W imię Ageja i Enków. My, Marcus Grakchus, król Analapii etc, etc, i Krok II, król Bohemii etc, etc, przysięgamy sobie i swoim krajom, że nie będziemy napadać na siebie i będziemy siebie nawzajem bronić przed najazdami. Kresy północne / południowe zostają przy Analapii, co najmniej tak długo jak dynastia dalmacka utrzyma się w Bohemii, a dynastia Grakchidów w Analapii. Jeśli kłamiemy niech nas Weles wyzłoci i będziemy złoci jak złoto’’.
Żadna
ze stron nie naruszyła układu.
*
,,Gajusz Juliusz Cezar, król i kapłan drapieżnego ludu Rzymian podbił Galów, walczył z Brytami, aż wbił włócznię w kraj Analapów’’
- encyklopedia ,,Obraz świata’’ z V
wieku n. e.
Cezar
oczywiście nie był królem – zapewniał Innowojciech
Błyszczyński. Kiedy najeżdżał Analapię był członkiem
trumwiratu, razem z Krassusem i Pompejuszem. Podbiwszy Galię,
zapragnął ujarzmić Słowian, których znał tylko z opowieści
konsula Mariusza. Tu ,,Codex vimrothensis’’ podaje dwie wersje. W
pierwszej, Cezar po podboju całej Germanii, przekroczył Lebanę.
Jego flota zajmowała kolejno wyspy Ranę, Uznam i Wolin. Bawiąc na
tej ostatniej wyspie, Cezar wbił swą włócznię w ziemię, na
znak, że przechodzi ona pod panowanie Rzymu. Włócznię tę
przechowywano na Wolinie, jeszcze wiele wieków po kampanii Cezara. W
drugiej wersji, Rzymianie zaatakowali od południa, a wbita w
montańską ziemię włócznia Cezara, po wojnie została przez Kraka
ofiarowana chramowi Świętowita na Wolinie, gdzie pozostała długie
wieki. Jakkolwiek by było, król i wódz szybko się spotkali.
Cezar już słyszał o Kraku.
- Analapią
rządzi nasz były rodak, Grakchus – mówił rzymski zwiadowca. –
Został wygnany z Republiki za liczne zbrodnie.
Gdy obie
armie stanęły naprzeciw siebie, Cezar zwrócil się do Kraka,
nazywając go zdrajcą, że jako Rzymianin ma obowiązek poddać
pokojowo Analapię Rzymowi. Na to Krak:
- Dla
ciebie i dla mnie, Roma jest matką, lecz dla mnie Analapia jest żoną
– na co Cezar żachnął się.
- Nikt nie
może kochać tego głupiego kraju, gdzie tylko ryby nie biorą! My
was podbijemy, zromanizujemy i wyjdziecie na ludzi.
- Mylisz
się Cezarze – rzekł spokojnie Krak, choć jego wojów
rozwścieczyła ta przemowa. – Nienasycona jest zachłannośc ludu
rzymskiego. Kiedy mój przybrany kraj atakował Aleksander Wielki, to
raz jego najlepszy wojownik zmierzył się z synem króla
Częstogniewa II, Kizimierzem i go uśmiercił. Tak ja proponuję, by
oszczędzać krew naszych wojsk, byśmy my obaj w imię Analapii i
Rzymu stoczyli bój zamiast bitwy – Cezar poczerwieniał na tą
zuchwałość ze strony króla barbarzyńców.
Najsilniejszy
legionista chciał zastąpić swego wodza w walce, lecz ten uważał
uchylenie się od niej za hańbę. Niebawem obie armie ujrzały
pojedynek obu Rzymian na miecze. Walczyli zaciekle i obaj dorównywali
sobie siłą i sprawnością. Mogli tak walczyć godzinami. Krak
odepchnął na chwilę przeciwnika, gdy wtem z nieba spadł piorun i
uderzył we wzgórze, na którym walczyli obaj Rzymianie. Stali oni z
mieczami w dłoniachy, po obu stronach błyskawicy.
- Bogowie,
czemu nie chcecie bym podbił ten kraj?! – jęknął Cezar myśląc,
że to Jowisz spuścił ten piorun, tak jak ongiś gdy rozdzielał
walczących Herkulesa i Apolla. – Mogę walczyć z ludźmi, ale nie
z bogami. Czego od nas chcesz, zwycięzco?
- Ani nie
uświetnisz mego triumfu, ani nie zawiśniesz na krzyżu – rzekł
łagodnie Krak. – Domagam się tylko by twoja armia opuściła ten
kraj, a twoja córka Julia, której krasa nie sobie równych, została
moją żoną. Jeśli się na to zgodzi – dodał.
- O tak –
wykrzyknął Cezar. – Spełnię wszystkie twe prośby, wybrańcze
bogów i jeszcze twa żona dostanie Bawarię w posagu! – wśród
legionistów rozległ się gniewny pomruk i padło słowo
,,zdrajca’’. Kiedy Brutus i inni sztyletowali Cezara, ostatni
morderca rzekł: ,,To za Bawarię. Nie sprzedaje się Matki’’.
Po
uzgodnieniu warunków pokoju, Cezar przysłał Krakowi swą córkę
Julię, czarnowłosą o niebieskich oczach. Wyglądała niemal jak
Tatra, ale włosy sięgały jej ledwie ramion. Wielka była miłość
króla i królowej Analapii, a ojciec Julii przekonał się, że
Kraka wygnano niesprawiedliwie. Analapowie pokochali ,,królową
Analapii i Bawarii’’ za jej dobroć. Tymczasem niedługo po
ślubie przyszło się jej mężowi zmagać z trzecią falą
najeźdźców – z Wandalami.
*
Wandal,
syn Buka, syna Dobromira był praojcem germańskeigo ludu, nazwanego
jego imieniem. Mieszkali oni w Nürcie, lecz parli na poludnie. Pod
wodzą niejakiego Wandalina (Vandalinus) przepłynęli Morze Srebrne
i wylądowali na brzegu analapijskiej prowincji Pomori, na ziemiach
przedpotopowego Pomerlandu Okidentalnego. Pokonując słowiańską
flotę zajęli Wolin i Uznam, przepłynęli Zalew Sediny i poczęli
oblegać Sedinum. Po Analapii rozeszła się wieść: ,,Sedinum broni
się nadal’’. Krak wyruszył do Pomori i stamtąd wysłał list
do Julii Rzymskiej:
,, [...] Rozprawa z Wandalami była krótka. Obroniliśmy Sedinum, odzyskaliśmy Wolin i Uznam. Król Wandalin nie chcąc wpaść żywy w nasze ręce, kazał słudze przebić się mieczem. Jego ciało kazałem z szacunkiem pochować. Agej zwyciężył moimi rękami. Niedola ostatnimi czasy nie oszczędzała Analapii. Smok z Vovel, Obrzyn, Cezar, Wandalin – ich działania pochłonęły wiele ofiar. Bożena Wieszczka [wspomniana już Wieszczyca Losu] mówi, ze Agej ześle nam Dolę, że po nocy Dennica dzień ogłasza’’.
W
innej wersji zanotowanej w ,Codex vimrothensis'’’, Krak gromił
Wandalów w Burus, broniąc ziem trzech konatów sprzymierzonych z
Analapią. Julia Rzymska urodziła trójkę dzieci: Juliusza, Lecha
II i Wandę. Juliusz otrzymał imię po pokonanym przez ojca Cezarze,
Wanda (Vana) po Wandalach i ich królu Wandalinie, zaś Lech II po
pierwszym królu Analapii.
*
,,Wtem z tłumu idzie ta, co zwą Weroniką
Trzymając biała chustę w swoich rękach.
Ociera Panu twarz, Tę, przenajświętszą twarz
Tak bardzo znieważoną przez złość ludzką’’ – Ojcowie Cystersi ,,Droga Krzyżowa’’.
Na
koniec chciałbym przytoczyć jeszcze jedną legendę z ,,Codex
vimrothensis’’...
Krak znał
na bieżąco wszystkie wydarzenia w Sklawinii, Germanii i w Imperium
Romanum. Raz usłyszał wieści z dalekiej Palestyny o żydowskim
nauczycielu zwanym ,,Crostos’’. ,,Żydzi mają wielu
nauczycieli’’ – taka była jego pierwsza myśl na tę wieść.
Jednak Julia Rzymska miała proroczy sen. Ujrzała w nim owego
Crostosa, przed którym padła na twarz cała Sklawinia, a On
uzdrowił ją, oświecił i oczyścił i uszlachetnił. Sen ów
zaciekawił Kraka, aż napisał list do Crostosa i wysłał z nim
gońca do Palestyny. Niestety, poseł od Kraka nie ujrzał tego czego
się spodziewał. Wyobrażał sobie, że ujrzy Crostosa w pysznym
stroju królewskim czy cesarskim, z mieczem czy maczugą junaka czy
,,bogatyra’’, w szacie kapłana, czy filozofa... Nie. Ujrzał
Człowieka całego we Krwi, w koronie z ciernia, wyszydzonego i
przybitego do Krzyża. Mityczny Teost mordowany przez Amosowa nawet w
połowie nie wycierpiał tyle co On. Poseł z listem, smutny wrócił
do Grakchova. Jednak król nie stracił nadziei. Kazał posłowi
wracać i przyprowadzić na swój dwór któregoś ze świadków
Crostosa, aby opowiedział mu o nim. W międzyczasie, ukochaną córkę
Grakcha, Wandę szerszeń użądlił w oko. Straciła w nim wzrok, a
oko zgniło i z niego wyszedł paraliż, który przykuł Wandę do
łóżka. Mogła tylko ruszać głową i ustami. Na wezwanie Kraka
przybyła z Palestyny Serafia, znana jako św. Weronika, a jej imię
znaczy ,,Prawdziwy Obraz’’. Opowiedziała królowi i jego dworowi
o Crostosie, oraz pokazała im chustę, którą w ów piątek wytarła
z Krwi, potu, błota i śliny Jego twarz. Opowiedziała o boskości
Crostosa i o Jego zmartwychwstaniu. Gdy mówiła o Jego cudach, Krak
westchnął.
- Gdyby tu
był, moja Wanda byłaby zdrowa.
- Na tej
chuście odbiła się Jego twarz – rzekła Serafia. – Wierz, a
uzdrowi twoją córkę – tak się też stało.
Krak i
Julia chcieli wystawić Serafii ogromny pomnik, lecz odmówiła.
- To Jego
zasługa – rzekła. Tu legenda się urywa.
1
Pokój tobie królu Analapów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz