W
jedenastej erze książę Szczota, poddany
króla Nissusa, u ujścia Odirny do Morza Joldów zbudował miasto.
Na cześć Welesa nazwał je ,,Velehradem’’. Miasto rozrastało
się w wolnym tempie.
- Kazik!
Milka! – wołała znad balii Dobronega, ich matka. – Nie
odchodźcie w las, bo zabłądzicie, a poza tym niedługo będzie
wieczerza.
Dzieci
jednak były zbut pochłonięte zabawą. Matka prała, a one
harcowały na polanie przed domem. Goniły motyle i żaby, wbrew
ostrzezeniom rodzicielki wchodziły między drzewa i oddalały się
od domu. Tymczasem Swaróg gasił już Słońce, by wrócić do
Juraty, a na żer wylatywały pierwsze nietoperze. Zapadł zmierzch i
rodzeństwo spostrzegło, że pewnie matka już ich wzywa.
Zabłądzili. Co teraz? Słyszeli wiele opowieści o strzygach,
wąpierzach, dusiołkach, morach i innych straszydłach, oraz o
rozbójnikach, mogących ich zabić za odkrycie kryjówki.
- Pewnie
rodzice martwią się o nas! – chlipała Milka, a Kazik złożywszy
rączki w trąbkę wołał:
- Mamusiu!
Tatusiu! – do domu było jednak daleko. Dzieci zobaczyły w oddali
jakieś światła i usłyszały muzykę. ,,Czy to nasi sąsiedzi tak
się weselą’’? Chłopiec i dziewczynka poszli w tym kierunku, aż
ujrzeli Księżyc odbity na tafli jeziora.
,,Cad’ obris,vlet’ sirkavis,
vinaus irigoł’’!
- dzieci usłyszały staroludzką pieśń,
której słów nie rozumiały ani trochę. Po jeziorze tańczyły
jakieś panny z młodzieńcami, niektórzy siedzieli na złotych i
srebrnych tronach unoszących się na wodzie, świeciły błędne
ogniki, pochodnie. Kazik ujrzał małą nocnicę w białej sukience,
obwieszoną liliami.
,,Łeł ondus,
poli sieip,
cad’ uzłu
syak aep rok’’!
- wydry grały na
harfach, niedźwiedzie na bębnach, dziki na trąbach, a parę wierzb
przybrało postać niewieścią w bieli i skoczyło do jeziora, by
tańcować. Wszyscy bawiący się mieli świecące oczy. W strone
stojącego na brzegu rodzeństwa podeszła kobieta o włosach barwy
orzecha i zielonych oczach. Ubrana była w biel, a pod rękę trzymał
ją płowowłosy wodnik. ,,To chyba dziwożona’’ – pomyślała
Milka.
- Tak, jestem dziwożoną – przemówiła
niewiasta.
- Jestem Kazik, a to moja siostra Milka
– powiedział bez strachu chłopiec.
- Nazywam się Kovata, a to mój mąż
Pukuver. Ta pieśń jest o tematyce weselnej i jest śpiewana w
języku moich rodziców, Novalsa i Aivalsy. Wszyscy w tym jeziorze
jesteśmy duchami z poprzedniej ery, kiedy świat był szczęśliwy –
mówiła rusałka, po czym olcha zamieniona w dziewczynę podała
Kazikowi i Milce rohoża, by usiedli. Nastepnie w ich rękach
znalazły się kubki z grzaną oskołą. Kovata i Pukuver usiedli na
wodzie.
- Mój ojciec, Novals – zaczęła
opowiadać – spłodził oprócz mnie czterdziestu synów i
czterdzieści córek. Mieszkaliśmy na wyspie Wolin, bez domu,
otoczeni dziką przyrodą, z którą żyliśmy w przyjaźni. Pewnego
dnia zakochałam się w Pukuverze – wodniku z południa. Pobraliśmy
się i nasze wesele wyglądało jak to co tu widzicie. Byłam tak
zakochana, że utopiłam się w tym jeziorze, by upodobnić się do
swego męża. Zostałam rusałką. Mam modrą krew, świecące oczy,
nimfolit w głowie, co z mego ciała zostanie ucięte to odrośnie.
Pukuver mówił mi, że kocha mnie taką jaką jestem i kochałby
mnie nawet, gdybym się nie utopiła. Wyruszyliśmy w długą podróż
na południe. Spotykaliśmy dzikie zwierzęta, krasnoludki, inne
rusałki i wodniki, Płanetników, nocnice i południce, żmijów,
Neurów, Lynxów i moich braci i siostry z Wolina. Poprzednia era
była czasem błogosławionym – wszelkie złe stworzenia siedziały
w Čortlandzie, czyli Čortieńsku i nie warzyły się nas atakować.
Zaszliśmy do krainy zwanej ,,Ojcowem’’ (Fatryver). Pewnie nie
byliście tam nigdy?
- Nie, proszę pani – odpowiedział
Kazik.
- No, to kontynuuje. W krainie tej
znajduje się bardzo wysoka góra w kształcie plastra. Pukuver
nazwał ją na moją cześć ,,Plastrem Kovaty’’ i nazwa ta
zachowałą się do dzisiaj. Niestety nie wszystkie Čorty dały się
zapędzić do swej stolicy. Gdy spałam na zalanej Słońcem niwie,
Pukuver zbierał kwiaty dla mnie. Wtem – z jeziorka wynurzyła się
pijawka wielkości krowy. Podpełzła do mojego męża i chwyciła
jego brzuch. W jednej chwili pozbawiła go krwi i trzewi, po czym
wróciła do wody. Gdy się obudziłam i spostrzegłam zwłoki męża,
z lasu wybiegł pleczysty mąż. Bez słowa złapał mnie wpół i
zarzucił przez plecy jak worek. Chciałam zamienić się w Światło,
lecz nie mogłam. Biegł lekko jak jeleń, po czym skoczył ze mną w
bagno. Pociemniało mi w oczach, po czym zmoczona błotem ujrzałam
ciemność i mego porywacza. Zmienił się w potwora o rogatej,
niedźwiedziej głowie i wielkich, krecich łapach. Pokrywało go
niedźwiedzie futro, miał krwiste, świecące ślepia, a na nogach
czarne buty. Wąpierze padały przed nim na twarz ze słowami:
,,Gloriya alden Vrouga’’1.
Vrouga to imię tej bestii. Do dzisiaj żyje w Ojcowie i wędruje po
całej krainie, by mordować. Nie bójcie się, jej wędrówki nie są
długie i do Pomerlandu Okidentalnego na pewno nie zajdzie. Vrouga
zawiesił mnie w górze na łańcuchu i codziennie zjadał wątrobę,
która odrastała. Było tak przez długi czas. Kret powiedział mi,
że niedługo zostanę wyzwolona. Niedługo potem, mój dręczyciel
wyszedł na powierzchnię, by mordować, a także rozprawić się z
przybyłym do Ojcowa panem Nawi – Welesem, któremu wasze miasto
zawdzięcza nazwę. Gdy Čort wynurzył się z błota, wszystkie
zwierzęta w popłochu uciekały. Wtem – jego
czerwone oczy ujrzały karego konia, na którym siedział Weles. Nie
muszę wam chyba mówić jak wygląda. Trzymał miecz i tarczę.
Vrouga zaryczał i rzucił się na Enka z pazurami. Okulawił karego
ogiera i ściął Welesowi jedną z głów.
- ,,Głowa z Welesa – koniom lżej’’2!
– zarechotał.
Wtem Enk złapał uciętą
głowę i przyprawił ją sobie, po czym uzdrowił konia. Natarł na
Čorta z mieczem, lecz cios pazura wytrącił mu go z ręki.
- Bracie Jarowicie; ukarz go! –
krzyknęły wszystkie trzy głowy, a na ziemię spadł piorun. Vrouga
zasłonił się pazurami i cofał się jak rak, zaś Weles
podziękowawszy władcy gromu, pogalopował w stronę Mrocznych Błot,
ojcowskeigo bagna, w którym byłam więziona. Wszedł tam, wąpierze
uciekły, a ja zostałam wyzwolona i na jego koniu wróciłam na
rodzinną wyspę. Opowiedziałam Jarowitowi o śmierci męża, a on
mnie pocieszył.
- Pukuver ożyje, kiedy w twe serce
włoży oścień Mar – Zanna.
Zawahałam się, ale zgodziłam.
Położyłam się na trawie obok przyniesionego z Ojcowa ciała mego
męża, a moje serce przeszył sopel lodu sprawiający mi wielki ból.
Myślałam, że umrę, lecz po minucie rana zanikła. Oścień był
bowiem obwiązany białą szmatką. Pukuver żył. Przeżyliśmy
szczęśliwie na wyspie Wolin tysiąc dwieście lat, będąc
rodzicami setki dzieci. W tym jeziorze, ludzie do dziś się topią,
by zostać rusałkami, lub wodnikami.
- Babunia nam opowiadała, że żyją tu
utopce i każdego roku ktoś musi utonąć – przypomniała sobie
Milka.
- Pewnie chcecie wrócić do domu?-
spytała Kovata po czym znikła. Znikł tez Pukuver, inne duchy
rusałek i wodników, zgasły światła i ucichła muzyka. Za plecami
dzieci rozbłysły pochodnie i zaszczekały psy.
- Dzieci! – krzyknęła Dobronego
otwierając ramiona i tuląc dziatki, a trzymający żagiew ich
ojciec Sendzimir miał łzy w oczach. Kazik i Milka wrócili do
osady. Rano wszyscy sąsiedzi wysłuchali ich opowieści. Książę
Szczota nazwał jezioro ,,Jeziorem Kovaty’’, lub ,,Jeziorem
Rusałek’’. Obecnie jest to struga Rusałka w Parku Kasprowicza w
Szczecinie.
1
Chwała Vroudze
2
Zdanie z książki ,,Strrraszna historia. Ci sprytni Słowianie’’
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz