niedziela, 19 maja 2013

Pani Jeziora



W jedenastej erze książę Szczota, poddany króla Nissusa, u ujścia Odirny do Morza Joldów zbudował miasto. Na cześć Welesa nazwał je ,,Velehradem’’. Miasto rozrastało się w wolnym tempie.
- Kazik! Milka! – wołała znad balii Dobronega, ich matka. – Nie odchodźcie w las, bo zabłądzicie, a poza tym niedługo będzie wieczerza.
Dzieci jednak były zbut pochłonięte zabawą. Matka prała, a one harcowały na polanie przed domem. Goniły motyle i żaby, wbrew ostrzezeniom rodzicielki wchodziły między drzewa i oddalały się od domu. Tymczasem Swaróg gasił już Słońce, by wrócić do Juraty, a na żer wylatywały pierwsze nietoperze. Zapadł zmierzch i rodzeństwo spostrzegło, że pewnie matka już ich wzywa. Zabłądzili. Co teraz? Słyszeli wiele opowieści o strzygach, wąpierzach, dusiołkach, morach i innych straszydłach, oraz o rozbójnikach, mogących ich zabić za odkrycie kryjówki.
- Pewnie rodzice martwią się o nas! – chlipała Milka, a Kazik złożywszy rączki w trąbkę wołał:
- Mamusiu! Tatusiu! – do domu było jednak daleko. Dzieci zobaczyły w oddali jakieś światła i usłyszały muzykę. ,,Czy to nasi sąsiedzi tak się weselą’’? Chłopiec i dziewczynka poszli w tym kierunku, aż ujrzeli Księżyc odbity na tafli jeziora.

,,Cad’ obris,vlet’ sirkavis,
vinaus irigoł’’!

- dzieci usłyszały staroludzką pieśń, której słów nie rozumiały ani trochę. Po jeziorze tańczyły jakieś panny z młodzieńcami, niektórzy siedzieli na złotych i srebrnych tronach unoszących się na wodzie, świeciły błędne ogniki, pochodnie. Kazik ujrzał małą nocnicę w białej sukience, obwieszoną liliami.

,,Łeł ondus,
poli sieip,
cad’ uzłu
syak aep rok’’!

- wydry grały na harfach, niedźwiedzie na bębnach, dziki na trąbach, a parę wierzb przybrało postać niewieścią w bieli i skoczyło do jeziora, by tańcować. Wszyscy bawiący się mieli świecące oczy. W strone stojącego na brzegu rodzeństwa podeszła kobieta o włosach barwy orzecha i zielonych oczach. Ubrana była w biel, a pod rękę trzymał ją płowowłosy wodnik. ,,To chyba dziwożona’’ – pomyślała Milka.
- Tak, jestem dziwożoną – przemówiła niewiasta.
- Jestem Kazik, a to moja siostra Milka – powiedział bez strachu chłopiec.
- Nazywam się Kovata, a to mój mąż Pukuver. Ta pieśń jest o tematyce weselnej i jest śpiewana w języku moich rodziców, Novalsa i Aivalsy. Wszyscy w tym jeziorze jesteśmy duchami z poprzedniej ery, kiedy świat był szczęśliwy – mówiła rusałka, po czym olcha zamieniona w dziewczynę podała Kazikowi i Milce rohoża, by usiedli. Nastepnie w ich rękach znalazły się kubki z grzaną oskołą. Kovata i Pukuver usiedli na wodzie.
- Mój ojciec, Novals – zaczęła opowiadać – spłodził oprócz mnie czterdziestu synów i czterdzieści córek. Mieszkaliśmy na wyspie Wolin, bez domu, otoczeni dziką przyrodą, z którą żyliśmy w przyjaźni. Pewnego dnia zakochałam się w Pukuverze – wodniku z południa. Pobraliśmy się i nasze wesele wyglądało jak to co tu widzicie. Byłam tak zakochana, że utopiłam się w tym jeziorze, by upodobnić się do swego męża. Zostałam rusałką. Mam modrą krew, świecące oczy, nimfolit w głowie, co z mego ciała zostanie ucięte to odrośnie. Pukuver mówił mi, że kocha mnie taką jaką jestem i kochałby mnie nawet, gdybym się nie utopiła. Wyruszyliśmy w długą podróż na południe. Spotykaliśmy dzikie zwierzęta, krasnoludki, inne rusałki i wodniki, Płanetników, nocnice i południce, żmijów, Neurów, Lynxów i moich braci i siostry z Wolina. Poprzednia era była czasem błogosławionym – wszelkie złe stworzenia siedziały w Čortlandzie, czyli Čortieńsku i nie warzyły się nas atakować. Zaszliśmy do krainy zwanej ,,Ojcowem’’ (Fatryver). Pewnie nie byliście tam nigdy?
- Nie, proszę pani – odpowiedział Kazik.
- No, to kontynuuje. W krainie tej znajduje się bardzo wysoka góra w kształcie plastra. Pukuver nazwał ją na moją cześć ,,Plastrem Kovaty’’ i nazwa ta zachowałą się do dzisiaj. Niestety nie wszystkie Čorty dały się zapędzić do swej stolicy. Gdy spałam na zalanej Słońcem niwie, Pukuver zbierał kwiaty dla mnie. Wtem – z jeziorka wynurzyła się pijawka wielkości krowy. Podpełzła do mojego męża i chwyciła jego brzuch. W jednej chwili pozbawiła go krwi i trzewi, po czym wróciła do wody. Gdy się obudziłam i spostrzegłam zwłoki męża, z lasu wybiegł pleczysty mąż. Bez słowa złapał mnie wpół i zarzucił przez plecy jak worek. Chciałam zamienić się w Światło, lecz nie mogłam. Biegł lekko jak jeleń, po czym skoczył ze mną w bagno. Pociemniało mi w oczach, po czym zmoczona błotem ujrzałam ciemność i mego porywacza. Zmienił się w potwora o rogatej, niedźwiedziej głowie i wielkich, krecich łapach. Pokrywało go niedźwiedzie futro, miał krwiste, świecące ślepia, a na nogach czarne buty. Wąpierze padały przed nim na twarz ze słowami: ,,Gloriya alden Vrouga’’1. Vrouga to imię tej bestii. Do dzisiaj żyje w Ojcowie i wędruje po całej krainie, by mordować. Nie bójcie się, jej wędrówki nie są długie i do Pomerlandu Okidentalnego na pewno nie zajdzie. Vrouga zawiesił mnie w górze na łańcuchu i codziennie zjadał wątrobę, która odrastała. Było tak przez długi czas. Kret powiedział mi, że niedługo zostanę wyzwolona. Niedługo potem, mój dręczyciel wyszedł na powierzchnię, by mordować, a także rozprawić się z przybyłym do Ojcowa panem Nawi – Welesem, któremu wasze miasto zawdzięcza nazwę. Gdy Čort wynurzył się z błota, wszystkie zwierzęta w popłochu uciekały. Wtem – jego czerwone oczy ujrzały karego konia, na którym siedział Weles. Nie muszę wam chyba mówić jak wygląda. Trzymał miecz i tarczę. Vrouga zaryczał i rzucił się na Enka z pazurami. Okulawił karego ogiera i ściął Welesowi jedną z głów.
- ,,Głowa z Welesa – koniom lżej’’2! – zarechotał.
Wtem Enk złapał uciętą głowę i przyprawił ją sobie, po czym uzdrowił konia. Natarł na Čorta z mieczem, lecz cios pazura wytrącił mu go z ręki.
- Bracie Jarowicie; ukarz go! – krzyknęły wszystkie trzy głowy, a na ziemię spadł piorun. Vrouga zasłonił się pazurami i cofał się jak rak, zaś Weles podziękowawszy władcy gromu, pogalopował w stronę Mrocznych Błot, ojcowskeigo bagna, w którym byłam więziona. Wszedł tam, wąpierze uciekły, a ja zostałam wyzwolona i na jego koniu wróciłam na rodzinną wyspę. Opowiedziałam Jarowitowi o śmierci męża, a on mnie pocieszył.
- Pukuver ożyje, kiedy w twe serce włoży oścień Mar – Zanna.
Zawahałam się, ale zgodziłam. Położyłam się na trawie obok przyniesionego z Ojcowa ciała mego męża, a moje serce przeszył sopel lodu sprawiający mi wielki ból. Myślałam, że umrę, lecz po minucie rana zanikła. Oścień był bowiem obwiązany białą szmatką. Pukuver żył. Przeżyliśmy szczęśliwie na wyspie Wolin tysiąc dwieście lat, będąc rodzicami setki dzieci. W tym jeziorze, ludzie do dziś się topią, by zostać rusałkami, lub wodnikami.
- Babunia nam opowiadała, że żyją tu utopce i każdego roku ktoś musi utonąć – przypomniała sobie Milka.
- Pewnie chcecie wrócić do domu?- spytała Kovata po czym znikła. Znikł tez Pukuver, inne duchy rusałek i wodników, zgasły światła i ucichła muzyka. Za plecami dzieci rozbłysły pochodnie i zaszczekały psy.
- Dzieci! – krzyknęła Dobronego otwierając ramiona i tuląc dziatki, a trzymający żagiew ich ojciec Sendzimir miał łzy w oczach. Kazik i Milka wrócili do osady. Rano wszyscy sąsiedzi wysłuchali ich opowieści. Książę Szczota nazwał jezioro ,,Jeziorem Kovaty’’, lub ,,Jeziorem Rusałek’’. Obecnie jest to struga Rusałka w Parku Kasprowicza w Szczecinie.

1 Chwała Vroudze
2 Zdanie z książki ,,Strrraszna historia. Ci sprytni Słowianie’’

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz