piątek, 10 maja 2013

Księga świata cz. II


Poniższy fragment pochodzi z powieści ,,Tatra. Suplement''. 



Rozdział VI

,,Wampir, w wierzeniach ludów (zwłaszcza słowiańskich i greckich) duch umarłego, który nocą opuszcza swój grób pod postacią podobną do olbrzymiego nietoperza, aby ssać krew żyjących, którą się żywi." - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 18 Victor do Żyżmory"


Nad pogrążonym w nocy Burus zgromadziły się czarne chmury i lunął deszcz. Jacyś włóczędzy widzieli olbrzymi, szary kasztel, lecz zaraz po jego ujrzeniu padli martwi. Zamek był z żelaza, a z jego wnętrza dobiegały odgłosy hulanki. Niegdyś mieszkał w nim król wąpierzy Erydan, zaś od jakiegoś czasu - jego następca Naraicarot I. Siedział na tronie ze srebra i platyny, a na czarnych włosach miał złoty diadem. Był pogrążony w rozmyślaniu. Na sali przebywało kilkadziesiąt wąpierzy pijących z rubinowych, krwawnikowych, bursztynowych i brylantowych naczyń krew ludzi i zwierząt. Cenionym przysmakiem, zwłaszcza dla ich dzieci były żywe, lecz okaleczone krasnoludki. Leżały w kryształowej misie nagie i pożerano je żywcem. Małe, zdradzieckie sysuny namiętnie piły niebieską krew rusałek, a wielkie i koszmarne brukołaki - ich rodzice ze stepów Orlandu - siedziały pod ścianą i tylko ich szkarłatne oczy świeciły jak lampy. Ubrane w czarną, natłuszczaną bieliznę wąpierzyce pieściły orskiego ksykuna, o stu wężowych głowach, były też wiedźmy i nocnice. Z kraju Nürt przybył troll o ciele goryla i głowie gacka. Jak wszedł, natychmiast zeżarł zawieszonego u powały uduszonego Płanetnika, którego tęczową krew wszyscy wdychali, bo była to krew gazowa. Naraicarot patrzył na bawiących się obojętnym wzrokiem. Wtem -
-Panie! - do sali wbiegł i padł na twarz jakiś odszczepieniec z plemienia leśnych ludzi. - Vrouga! Ojcowo! Tatra!
-Mów rzeczowo parchu, bo na haku zawieszę - jego krzyk skwitował Naraicarot.
-Królowa Aplanu przybyła do Ojcowa i zabiła Vrougę złotym łańcuchem Mokoszy - mówił leśny człowiek, a król wąpierzy zmarszczył brwi.
-Vrouga jest nieśmiertelny - zaprzeczył.
-Kościej też był nieśmiertelny, panie - tymi słowami leśny człowiek doprowadził Naraicarota do furii.
Wąpierz rozkazał, aby oddane mu Wiły załaskotały nieszczęśnika. Przez godzinę śmiał się jak wariat, aż wreszcie jego wciąż drgające zwłoki rzucono na pożarcie brukołakom. Zapas świeżych krasnoludków już się skończył, gdy wtem do sali wleciały cztery mamuny, trzymając drewniane siedzenie zawieszone na dwóch linkach. Niczym na huśtawce siedziała tam piąta mamuna, nie mająca skrzydeł. Była za to obwieszona perłami, a do czoła miała przywiązany gagat. Goście padli na kolana z okrzykiem ,,Gloriya alden Locha"!1 Naraicarot wstał z tronu i ucałował żmijowy łeb wyrastający jej zamiast piersi, a ona usiadła z nim przy stole.
-Ostatnio byłam w Ojcowie i wiesz co się stało? - spytała Locha.
-Jakiś głupiec mówił mi, że Tatra zabiła Vrougę - odparł Naraicarot.
-Zabić, nie zabiła - zaprzeczyła Locha. - Vrouga żyje, ale jest uwięziony po wieki na dnie Mrocznych Błot.
-Zakręt! - król uderzył w stół pięścią.
Tymczasem wniesiono nową misę z krasnoludkami, a także z wędzonymi smokami powietrznymi.
-Widzę, że ciągle pamietasz o Erydanie - zagadnęła Locha - bo wiesz, jeśli użyczyłbyś mi swego nasienia, mogłabym wywołać dla ciebie ducha Erydana.
-Zgoda! - rzekł Naraicarot i dał służbie znak, aby wpuściła dzikie zwierzęta.
Tymczasem on i Locha zniknęli w jednej z komnat. ,,Co się dzieje"? - myśleli wszyscy gdy na salę wbiegły nagle tur, żubr, dzik, tarpan, łoś, mamuciątko, miniaturowy słoń z Wyspy Słoni na Morzu Śródziemnym, a także wilk, tygrys szablozębny i rosomak. Zwierzęta były przestraszone i biegały po całej obszernej sali. Brukołaki wydały z siebie potworny ryk i poczęły biegać za zwierzyną. To samo zrobił troll. Żubr, pędząc wpadł na Centaura z Valkanicy, tego samego co niegdyś w Likostopolis zrabował futro Wilsonowi Eaneawattowi. Taraz żubr złamał mu nogę i zwierzę i potwór wylecieli oknem ponosząc śmierć. Mamutek rozdeptał hołubionego przez wąpierzyce orskiego ksykuna. Zamęt zrobił się nieopisany. Brukołaki razem z trollem dopadały umęczonych zwierząt i rozszarpywały je ku uciesze biesiadników. Wreszcie stoły były powywracane, krew porozlewana, cuchnęło mordem. Zadowolony gość z Nürtu siadł pod ścianą i zajadał rosomaka. Krwawa jatka zajęła parę godzin. Wreszcie wrócili Naraicarot i Locha. Zadowolenie mieszało się na ich twarzach z wściekłością. Król podniósł perłowy róg z krwią do ust i zawołał:
-Gloriya alden prifamyj royek Eridanus! Štirchliś Tatra! Ys deklarata exterminanzá sie, oben sie łyba exterminantoriá Eridanitis!2- po tych słowach opróżnił róg.
-Śmierć królowej! - pozostali biesiadnicy spełnili toast.
Król wstał od stołu, siadł na tronie i zawołał.
-A teraz wszyscy tu obecni, za moim przykładem złórzcie przysięgę, że wszyscy razem dołożymy starań, aby śmierć mojego poprzednika, Erydana Wielkiego, została pomszczona na Tatrze i jej rodzinie! - kazał król.
-Ysen deklarata štirchliś horribilis alden Tatra; susa ad kudeliniera, tiranus Aplanitis; Leien ov Tyjen ad erzu kydaren; mare ov cari ad foyak; Mar - Zanna gracilis 3- złorzono straszliwą przysięgę.
Noc jeszcze trwała i przeznaczono ją na tańce. Naraicarot tulił w objęciach Lochę i tańcząc wchodzili na ściany i sufit.
-Co moja perło radzisz na pognębienie wrogów? - spytał król - wąpierz.
-Myślę, że moglibyśmy najpierw zaatakować dzieci - odrzekła Locha.
Swaróg i jego syn Swarożyc, wróciwszy od Juraty zapalili po raz kolejny w dziejach Słońce na niebie, a te, płonąc luminowało uśpiony świat świetlistym nimbem. Bal w Żelaznym Zamku skończył się, a wąpierze udały się na spoczynek do jam w ziemi. Nocna ulewa wywabiła na łąki miriady dżdżownic i kolorowych ślimaków, a ciała włóczęgów, żubra i Centaura w nocy pożarły wilki. Siedziba złego króla znów była niewidzialna, a nieświadomi zaszłych w nocy potworności ludzie z radością zaczynali nowy dzień.
Nocą, gdy jeszcze szaleli słudzy zła, w stronę Nistu leciał nietoperz Sirrah z nowymi wieściami z misji...



Rozdział VII (opowieść Sirraha)

-Z Zachodu przyszedł wielki, biały tur i zobaczywszy, że Igaj pluska się w Roxyzorze, wszedł do wody, wziął tygrysa na rogi i zaniósłwszy na brzeg, położył go na trawie, patrząc ze współczuciem.
-,,A wy kimże jesteście"? - zamuczał groźnie na widok posłów. -,,Czy nie wiecie, że gdy stała tu osada Oska Navłaya; osada mordercy brata namiestnikowego, ja własnymi rogami rozniosłem na cztery wiatry spichlerz i pochlapałem się tym białym paskudztwem o nazwie 'kumys'. Ja, chociaż roślinożercą jestem, też służę królowi Bengalii i jego przesławnej małżonce Anej Arztein! Kim jesteście, bo wyglądacie mi na europejskich najezdników"!
-Oska Navłaya powstała z rozkazu króla Orów, Rutysława - miłośnika pokoju - tur parsknął wzgardliwie - a ja, książę Ruty; jego syn, przybywam tu z przesławnym królem Aplanu, Lechem III i grafem oxlandzkim; Kellu Simi - Abö'em do króla państwa Tygrys, z przeprosinami i prośbą o pokój - tymczasem Igaj wytrzeźwiał.
Gdy zorientował się, że zniszczył pomnik nagrobny swego brata, był zły jak chrzan na siebie samego i gorzko zapłakał.
-Proszę cię, synu Rutysława - zwrócił się do Rutego - trzymaj swą orską truciznę z dala od naszego państwa! - książę zaczerwienił się jak suknia pani białopolskiej. - A ty, misiu; czemu masz zębów?!
-Bo - kaza - mi - pane - je - mo - jarohatyna - zezezee - zołota! - wybełkotał brunatny niedźwiedź. - A - wczesne - jamusałe - chrupa - kiści - ene! - Igaj złapał się za głowę.
-Panie Ruty! - ryknął. - Odbieram wam wódkę i wylewam do Roxyzoru, bo to napój przeklęty, co czyni same nieszczęścia. Gdybyś nie był posłem od przeniewierczego króla Zachodu, to bym cię schrupał jak bocian żabę! - na znak dany przez Igaja, sobole i rosomaki przeszukały posłów, lecz więcej wódki nie znalazły.
Po dokonaniu rewizji, namiestnik znów przemówił:
-Bengala i Anej Arztein mieszkają na południu kontynentu, na półwyspie Bharacji... - ,,Bharatiena" - mruknął książę Ruty - toteż przed wami długa droga. Dostaniecie przewodnika - Igaj ryknął i zjawił się kolejny tygrys.
-Zje nas! - pisnął Ruty, lecz Lech III zgromił go spojrzeniem.
Tygrys chwilę zlustrował wszystkich wzrokiem, a z jego pręgowanego pyska wystawały długie kły.
-Jestem Uza, z armii namiestnika. Będę was prowadził do króla Bengalii i królowej Anej Arztein - przedstawił się drapieżnik.
-Jestem Lech III - król Aplanu, to jest książę Orlandu Ruty, syn króla Rutysława, a to nasz przyjaciel z kraju Oxiów - Kellu Simi - Abö, syn Kellu Symura - król przedstawił wszystkich, a odważny Ox głaskał Uzę, aż usiadł mu na grzbiecie.
Po pożegnaniu z Igajem, posłowie za gąsiory po wódce kupili u żółtych ludzi trzy konie - 'będzie zapas mięsa' jak to powiedział Uza. Następnie udali się na wschód. Poza tym nic bardziej ciekawego się nie wydarzyło, tylko Uza opowiadał im o Białopolsce i akwenach, które będą mijać" - skończył opowiadać Sirrah.
-Panie nietoperzu - poprosiła Anej Afaraka - jest jeszcze wcześnie, czy opowie nam pan, o tym co tygrys opowiadał tatusiowi?
-Też bym posłuchała - Tatra przyłączyła się do prośby córki.
-Streszczę wam - rzekł Sirrah - ale nie za długo, bo w Burus czeka na mnie obiad - zaczęła się druga część opowiadania.
,,Uza powiedział, że miną rzekę Irtis, którą rządzi szary gryf, w tylnej części ciała mający srebrzysty rybi ogon. Po obu brzegach rzeki są bagna, a po ich przejściu czeka przeprawa przez Ob. Rządzi nim stwór masywny, o rybim ogonie, smoczym pysku i smoczych, przednich łapach. Znów przejdą przez bagna i przekroczą rzekę Jenisej, której panem jest wilk, mający palmowe gałęzie zamiast łap. Za rzeką są niskie góry, po ich przekroczeniu mija się niziny. Wypływa z nich rzeka Lena, a jej pani przypomina syrenę. Do pępka jest kobietą, a reszta ciała przypomina kolczasty, smoczy ogon - tak samo wygląda zresztą pani Angary. Potem przejdą przez Góry Średnio - Wysokie i nad Amurem (rządzonym przez ogromną, czarną traszkę) - poszukają nowego przewodnika. Będą szli przez gęste lasy pełne komarów, żmij, głuszców, cietrzewi, jarząbków, wiewiórek, zajęcy, rysi, tygrysów, wilków, lisów, cyjonów, soboli, gronostajów, rosomaków, niedźwiedzi, dzików, jeleni, łosi, kudłatych nosorożców, jednorożców, mamutów i kudłatych olbrzymów (możliwe, że w erze dziewiątej część trolli dostała się za Roxyzor). Będą się też spotykali z żółtymi ludźmi, rusałkami, wodnikami i paniami białopolskimi.
Prawdę mówiąc, Igaj postąpił nieuczciwie - mógł wskazać krótszą drogę do Bharacji. Tak w ogóle, Kraina Białych Pól jest ciekawym miejscem. Jest ogromna - na północy ma dostęp do Oceanu Białopolskiego (kompleksu kilku mórz, których panem jest srogi potwór Aglu), a na wschodzie do Oceanu Największego. Po drugiej stronie tego ostatniego jest podobno jakiś nowy ląd. W każdym bądź razie, na Najdalszym Północnym Wschodzie są Góry Toropi Leuty, za którymi jest albo kres świata, albo jakiś Czwarty Kontynent. Na Oceanie Największym leży też białopolska wyspa Mildechas, a w Oceanie Białopolskim żyją liczne syreny i morskie rusałki, podległe władzy smoka Aglu. Igaj miał w koronie dziwny szafir - przedstawiał on jezioro Nordlin, a jego władcą jest król - wodnik Ayałakay. Królowa tej krainy nazywa się Pani Krowiarka; jest żoną Ayałakaya, a ich córki noszą imiona Szyłka i Nerka.
Burczy mi już w brzuchu, więc muszę kończyć, bo noc się wcześniej skończy. No to cześć"! - borowiec wielki wyleciał przez okno, co było znakiem, że pora już spać.
Wszyscy poszli do łóżek i wydawali odgłosy snu. I tylko biały ryś Deneb chodził po zamku z gorejącymi oczami i mruczał stolicy zasłyszaną niegdyś białopolską kołysankę:

,,Byłem ci ja raz, w kraju Białopol z Ovovem i Wiłkokukiem,
Teraz opowiem ci bajkę, a będzie dłuuuuga!
Żyło raz, dwóch panów wielkich,
W Oceanie Białopolskim.
Aglu - smok i Kilu - wielo - ryb
Żyli jak z psem kot - wywołali niejeden sztorm
Bojem swym zawziętym!
Aglu miał głowy dwie, a łuskę szmaragdową
Kilu miał mamucie zęby, a ogon wieloryba,
Przednie łapy miał jak mamut, a futro - sobolowe"!

Piosenka opowiadała o tak dziwnych rzeczach, że wielu nocnych marków przerywało swe zajęcia, aby posłuchać o odległych krajach.

,,Razu pewnego stanęli do boju ostatniego,
Ocean na czerwono farbowali i kawały mięsa wygryzali.
Aglu dwiema paszczami wieloryba razi, aż zapędził go do
krwawej łaźni.
Cetus gaden4: Oszczędź mi życie!
Dragonus gaden5: Znam się na twym sprycie! Ocean za mały dla nas obu! Chcesz pływać, to spływaj do Obu!
Cetus gaden: Mam dwie łapy, to zamieszkam na lądzie!
Dragonus gaden: Niech tak będzie!
I tak Kilu - wieloryb wylazł z toni,
A że był ciężki - pogrążył się w ziemi,
Teraz tam kielcami macha, a każdy mamut mówi nań:
'tata'".

Deneb przeciągle ziewnął i ułożywszy się na dziedzińcu zasnął. Tatrze śnił się Lech III błąkający się w dzuikim kraju i uspokajały ją słowa: ,,Agej - król wszystkiego".
-A więc również Białopolski - dodała i zasnęła.
Dwóch ludzi i jeden Ox, razem z tygrysem jechało konno, a tu nagle nadbiegł czwarty koń niosący kobietę. Lech odwrócił się do niej i ...



Rozdział VIII

-,,Ysen deklarata štirchliś horribilis alden Tatra, susa ad kudeliniera, tiranus Aplanitis; Leien ov Tyjen ad erzu kydaren, mare ov cari ad foyak; Mar - Zanna gracilis6" - w Żelaznym Zamku znów zgromadziły się straszydła.
Po odnowieniu przysięgi, zaczęto radzić nad zemstą. Padały rozliczne pomysły, jeden po drugim odrzucane.
-Trudno będzie wydrzeć ją z łap Deneba - zauważył jakiś wąpierz.
-Gdyby nie ten przeklęty Enk, rozgniótłbym ich jak robaki - mówił troll, któremu nie spieszyło się do Nürtu.
-Tatra jest ,,łotkip" (wybraną) - wspiera ją Agej i wszyscy Enkowie, jest mądra i wytrzymała, ma nawet pokorę i miłosierdzie, czego nam nigdy nie stanie. Jest niebezpieczna dla całego Čortlandu - Locha przypomniała swoje słowa sprzed lat, wypowiedziane w Alpenlandzie.
-Skoro pozbawiła nieśmiertelności Kościeja, to lepiej nie wchodzić jej w drogę - bąknął strzygoń, pospiesznie zapychając usta krasnoludkami.
-Ona musi zginąć! - Naraicarot uderzył pięścią w stół. - Wpędzę ją do mogiły, ale niekoniecznie od razu - wszyscy zwrócili nań oczy - wpierw zapełnimy Nawię jej rodziną - Locha klasnęła w ręce. - Jak wykończymy Lecha?
-Ostatnio Lecha III widziałem jak razem z królem orskim i jakimś Oxem, przemierzał stepy Orlandu w kierunku wschodnim - mówił samiec mantrykony; z podsłuchanych rozmów wynika, że jest teraz poza Europą.
-Mogłeś ich zabić - skwitował to Naraicarot - a teraz spróbujemy dobrać się do dzieci.
Pod perłowo - rubinowym sufitem ukazała się chmura ognia, a w niej był widoczny purpurowo - złoty smok na łańcuchu, któremu zatraceńcy oddali hołd. Król wąpierzy wyjął obsydianowy nóż i najbliżej siedzącej, skrzydlatej mamunie, uciął żmije zastepujące piersi i zawinął je w płótno. Na trupiobladej twarzy miał uśmiechy triumfu.
-Teraz zaczarujemy to i będą prezentem dla dzieci Tatry, które je wykończą! - tymczasem biała sukienka okaleczonej mamuny była już czerwona, a jej właścicielka płakała z bólu, wiedząc, że jej żmije kiedyś odrosną. Krwawiąc, wyleciała przez okno, aby szukać leczniczych ziół i chlobębiny do opatrzenia ran. Naraicarot położył jeszcze wijące się żmije na stole, a wszyscy ciekawie na nie spoglądali...

*

Rano w Niście, Deneb uśmiercił dwa brukołaki. Ukrywały się wśród krzewów zamkowego ogrodu, aby móc pożreć bawiące się przy matce dzieci. Deneb pokazał Tatrze ich koszmarnie udziwnione cielska i przestrzegł przed zaplanowanym przemówieniem do ludu stolicy. Zamiast tego, w zastępstwie władczyni on sam stanął na podium, przytargawszy w pysku zabite w ogrodzie potwory. Lud ogarnęło przerażenie na widok opasłych, czarno - brązowych, pokrytych nastroszonym futrem ciał, bezkształtnych łbów z wyszczerzonymi zębami, rogów, długich jak kosy szponów, ludzkich rąk i nóg wyrastających z boków ciała, jednego skrzydła nietoperzowego, a drugiego wroniego. Biały ryś kazał podpalić zezwłoki i rychło niścianie uspokoili się. Z tłumu wyszedł mały chłopczyk o dużej głowie w dziwnym kształcie i wielkich, zielonych oczach, niesamowicie świecących. Nosił orską, białą koszulę z misternym haftem przy kołnierzu i rękawach, oraz czarne szarawary. Wyciągnął obie ręce przed Deneba, a miał w nich czerwoną chusteczkę i żółte jabłko.
-To dar króla w... Nürtu dla dzieci królowej Tatry i Lecha III - powiedział, a lud szeptał ,,To jest piękne"!
-Perzona Foyakista; Likost' ov Truła7! - na słowa Deneba chustka i jabłko znów zamieniły się w krwawiące i wijące się żmije, a stepowy sysun z piskiem obnażył się i począł zmykać.
Strażnik miejski napiął łuk, aby zastrzelić sysuna, gdy ten się potknął, lecz jego kolega powstrzymał go:
-My nie zabijamy dzieci. Nawet jeśli okazują się być sysunami.
W Burus Naraicarot I nie posiadał się z wściekłości. Jeszcze tej doby postanowił sprowadzić nieszczęście. Zapadłą już noc, gdy dzieci skończyły się kąpać. Anej Mari i Mieczysław spędzili najwięcej czasu w łaźni. Gdy z niej wychodzili, w drodze do łóżek, coś czerwonego, czego nie mógł schwytać Deneb, przebiegło korytarzem.
-Boli! - krzyknęła Anej Mari, a Tatra bezradnie patrzyła, jak dwoje dzieci jest zranionych w kark olbrzymim, podobnym do skorpioniego, kolcem.



Rozdział IX

Po dziedzińcu, z zawrotną szybkością biegł czworonożny stwór. Był cały czerwony, miał ludzką głowę, nogi pantery, z tyłu odwłok skorpiona, z kapiącą z kolca jadowego krwią chłopca i dziewczynki, a nazwa jego: mantrykona. Dziwoląg biegł przez pogrążony we śnie Nist, a ani Deneb, ani straże nie mogły go złapać. Wbiegł w las, gdzie Boruta gonił go na grzbiecie łosia, lecz mantrykona była szybsza. Gdy byli blisko siebie, Enk wyciągnął obsydianowy miecz i w biegu ranił potwora. Mantrykona nadal uciekała, aż jeszcze tej nocy padłą wykrwawiona u bramy Żelaznego Zamku. Na jednej z ulic Nistu, wyczerpany Deneb leżał wśród piany z pyska. Szybko jednak wstał i wrócił do zamku. Ujrzał jak Tatra wypuszcza zatrutą krew i przemywa rany dwójki dzieci. Te były przerażone, a matka nakładała im szarpie.
- Co to było, mamo? - spytał się Mieczysław.
- Jak wychodziliście z łaźni, przez korytarz przebiegło coś wielkiego i czerwonego i was pokłuło, po czym czmychnęło do lasu. Nie wiem co to za istota - zamyśliła się Tatra - ale wasze rany przypominają mi użądlenie przez niedźwiadka...
- Takiego jak ten z Çatal Höyük? - spytała zaciekawiona Anej Mari.
- Tamten był czarny i większy - zaprzeczyła matka. - Teraz się połóżcie, może będzie wam lepiej - ucałowała dzieci przed snem, lecz ją samą dręczyła troska.
Deneb usiłował pocieszyć królową, lecz i on podejrzewał coś złego. Do Nistu przybyła Złota Baba, lecz tylko pokręciła smutno głową.
- Mam jad Białej Żmii i Abajowa, lecz abym mogła nim leczyć, potrzebuję trzeciego składnika - jadu Króla Węży - mówiła Złota Baba. - Anej Mari i Mieczysław potrzebują potężnego leku, bo zostały użądlone przez mantrykonę - Tatra aż krzyknęła.
Nigdy w swoim zwierzyńcu nie miałą takiej istoty; były one zbyt niebezpieczne. Pędziły po stepach niczym sokoły w powietrzu, a do tego były jadowite. Co gorsze, ta konkretna mantrykona nie nie była jedyną na służbie Čortlandu.
-Jad mantrykony trzeba koniecznie unieszkodliwić - miauknął Deneb. - Król Węży mieszka na wschodzie Montanii, w górach powstałych z ciał Biesów i Čadów; pójdę po po jego jad - odwrócił się do pozostałych dzieci, zaniepokojonych cierpieniem rodzeństwa, po czym dał susa przez okno. Złota Baba starannie wymieszała jad Białej Żmii i Abajowa, pocieszając wszystkich.
Tymczasem Deneb wybiegł z Nistu, minął jezioro Open Vida i przeskoczył Viranę. Był w Grodzie Korabia - dawnej stolicy Aplanu, a u stóp Łysej Góry (Monta Lysarayaty) patrzyły nań zaciekawione czarownice. Z Mnogova, gdzie stały mogiły ojcowskich wodników, wskoczył do rzeki Zanus i płynąc do jej źródeł znalazł się w Górach Biesów i Čadów. Szedł po posrebrzanej blaskiem Księżyca połoninie, mając zawieszony na szyi skórzany woreczek. Gdy zobaczył pełznącego w trawie węża, zwanego teraz ,,wężem Eskulapa" poprosił go:
- Jestem Enkiem Denebem z Burus. Pragnę widzieć się z twoim królem, by użyczył mi swego jadu - wąż kiwnął łbem na znak zgody i zniknął w murawie. Po sekundzie, bystrym oczom białego rysia ukazał się olbrzymi gad. Był to wąż barwy intensywnie ognistej, lub ciemnozielonej, bo różnie go opisywano. Miał czerwone ślepia, a ogon wieńczył kościany gwizdek, na którym zwykle wzywał swoje sługi. Jego głowę zdobiły kogucie dzwonki i koguci grzebień, nad którym jaśniała korona z płomieni - znak, że był Enkiem.
- Czego potrzebujeszszsz? - zapytał rysia.
- Agej kazał mi opiekować się Tatrą, dopóki nie wróci Lech III, a dwoje jej dzieci zostało użądlonych przez mantrykonę... - zaczął Deneb.
- Oczywiśśście - nie dał mu dokończyć Król Węży i ugryzł woreczek.
Deneb nacisnął jego głowę, aż zbiornik napuchł, po czym liznął przyjaciela i ruszył w drogę powrotną. Biegł uradowany, gdy w chwili przekroczenia Virany otrzymał strzał z łuku w pierś. Nie został zraniony, ale cały jad Króla Węży poszedł na marne. Wtem z rzecznego mułu wynurzył się troll i wpakował go do głębokiej dziury w ziemi...

*

Noc minęła, a Deneb nie wrócił. Minęły jeszcze trzy dni, a jego ,,ani widu, ani słychu". Tymczasem stan Anej Mari i Mieczysława pogarszał się. Król Naraicarot zacierał ręce. Pewnego razu do Nistu przybył wędrowny znachor. Wokół niego gromadzili się ludzie, a on leczył ich wymyślnymi zaklęciami w języku staroludzkim, niby przez przypadek wymawiał imię Lochy, masował i zalecał kąpiele. Był bardzo popularny. Ludzie chętnie przychodzili do niego, bo czarodziejskie kuracje przynosiły dobre rezultaty. Wiele mu płacono, i w naturze i w papierowej monecie, ale z wyleczonymi działo się potem coś złego. Z imieniem ,,Rirk" na ustach, rozdziewali się, zamieszkiwali w puszczach i w ruinach, oraz wśród mogił. Lękali się ognia, byli agresywni wobec ludzi i zwierząt, a po jakimś czasie wieszali się lub topili. Znachor działał jednak dopiero od niedawna i skutki jego uzdrawiania nie były powszechnie znane. Natomiast jego sława dotarła aż do królowej. Anej Mari i Mieczysława trawiła ciężka gorączka i ślinotok, przechodzący w wymioty, a Deneba jak nie było, tak nie było. ,,Czyżby zdradził"? - martwiła się Tatra, lecz próbowała ignorować to podejrzenie. Wreszcie straciła cierpliwość, a posłyszawszy o znachorze, wezwała go do siebie. Na dworze padał deszcz, więc uzdrawiacz wziął po kropelce i położył na rozpalone czółka. Następnie zaczął długie, staroludzkie zaklęcie, którego Tatra, anim dzieci nie rozumiały:

-,,In mny trap, plax uzłu muru krovot, pennep, rurrrrrrur, ly, cüń Lešena irit', ama uż apiot, d- cüń, d - cüń; gorob! D - gorob Anej - Mari b' Metytlałos bor n' vika ama b' vika apiot! Rirk irit', 'tiri, 'tiri, 'tiri! Mantrikuń gorob b' d - cüń - gorob! E. F.''!

- z całego zaklęcia, Tatra rozumiała tylko imiona swoich dzieci.
Gdy znachor skończył, położyła na nie ręce i spostrzegła, że gorączka zniknęła. Poczęła dziękować znachorowi, lecz ten wziąwszy za zapłatę beczkę śledzi i papierową monetę pospiesznie się oddalił. Dotarł do Burus i tam rzucił zapłatę pod nogi króla Naraicarota I. Ten sprawił sobie czarodziejski przedmiot - kryształowa czaszka, niegdyś używana przez Kościeja, teraz miała w nim nowego posiadacza. Zadowolony król wąpierzy odwinął ją ze świńskiej skórki, potarł i skierował wzrok w głąb. Niedawno uzdrowione dzieci, teraz gryzły ją do krwi, okładały piąstkami i wołały:
-Suka! Naszą mamą jest Locha! Rykar cię ukarze! - w erze jedenastej, nawet najwięksi mędrcy zapomnieli, że w języku staroludzkim ,,Rirk" znaczy to samo co w nowoludzkim ,,Ridłard", a w starokrasnym ,,Rycarus".
Deneb tymczasem, porwany na Viranie przez trolla, godzinami spadał, przez ziemny korytarz, a gdy jego oprawca zatkał otwór kamieniem, spadł wreszcie na dół. Było mu gorąco w grubym, puszystym futrze, a niebieskie oczy i korona z płomieni świeciły w mroku, tak gęstym, że choćby oko wykol, a łapy grzęzły w czarnej, lepkiej mazi o nazwie ,,pkieł". Deneb szedł po mrocznej, podziemnej krainie i pojął, ze zwie się ona ,,Čortland". Wydawał się opuszczony, gdy nagle ujrzał krwistoczerwone ślepia i długie zęby. Należały do czternastu brukołaków. Jeden z nich powiedział:
-To ów Enk zabił w Niście naszych towarzyszy! - król wąpierzy gdyby miał wąsy, to by je podkręcił.

*
Do zastanych nieszczęść dołączyło kolejne. Tatra krwawiąc, zdołała odepchnąć od siebie dzieci, a te powstały i zaczęły gonić matkę i rzucać kamieniami. Ona zaś płakała i nie rozumiała co się stało. Wskoczyła na śliwę i stamtąd ujrzała przerażający widok. Smukła kobieta o czerwonych włosach, ubrana na czarno, porwała Przerośla - Żyrwaka, poraziwszy straż wzrokiem. Pobiegła z nim do rynsztoka i obciążywszy kamieniami utopiła chłopca. Gorycz Tatry sięgnęła zenitu, gdy pomyślała, że była to Ruta...



Rozdział X

,,AMUR, rzeka we wsch. Azji, dł. ponad 4400 km. Uchodzi do Morza Ochockiego. Przy ujściu ma 16 km. szer. Po II wojnie światowej w okolicach Amuru dochodziło do niepokojów granicznych pomiedzy ZSRR, a Chinami." - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga. Geografia A do K"

-Czegośmy już nie widzieli! - westchnął Kellu Simi - Abö.
Jechał konno, obok milczących Lecha III i Rutego, a na przedzie szedł tygrys Uza. Nieoczekiwanie koń króla Aplanu stanął dęba i zarżał przeraźliwie, a w jego ślady poszły wierzchowce dwóch pozostałych posłów. Król zeskoczył z grzbietu rumaka i porwał łuk i strzały. Przewodnik patrzał w milczeniu jak nakłada strzałę i nerwowo celuje.
-Dlaczego chcesz mnie zabić? - zaskoczył go spokojny, dobitny głos, dobywający się z paszczy istoty, którą Lech III uznał za smoka.

,,Potem przejdą przez Góry Średnio - Wysokie i nad Amurem (rządzonym przez ogromną, czarną traszkę) - poszukają nowego przewodnika"

- przed ostatnimi, bolesnymi wydarzeniami, opowiadał w Niście nietoperz Sirrah. Przed niedoszłym zabójcą ugięły się nogi i drżąc wypuścił łuk, a strzały rozsypały się w trawie nad rzeką.
-Kim jesteś? - zapytał.
-Jestem tu gospodarzem i to raczej ja powinienem zadać wam to pytanie - odparł ogromny płaz.
-To jest Amur, opiekun rzeki tegoż nazwiska - odezwał się nagle Uza, a następnie przywarwszy do ziemi, przemówił. - Ci trzej są z Dalekiego Zachodu i w Krainie Białych Pól znaleźli się po raz pierwszy. Przybyli z krajów Aplan, Orland i Oxland - Amurowi nic te nazwy nie mówiły. - Nazywają się Lech III - Uza wskazał ogonem, - Ruty i Kellu Simi - Abö. Posłują do naszego króla Bengali i królowej Anej Arztein - zamilkł, a pan rzeki przemówił.
-Dlaczego chcesz mnie zabić? - powtórzył pytanie do Lecha III, a ten oblany pąsem, stanął przed nosem Amura i zaczął się tłumaczyć.
-Przestraszyłem się was, panie, bo swoim wyglądem przypominasz smoka - mówił - a w moim kraju, smoki czynią wiele złego ludziom. Niegdyś moja żona zabiła w gospodzie dwa potwory, o nazwie ,,bazyliszki", mordujące czarnymi błyskawicami wychodzącymi z oczu. Natomiast gdy moją stolicę zdobywali wrogowie, przyleciał smok brunatny, pożarty następnie przez smoka czerwonego. Ten ostatni był szczególniem srogi, a zginął, gdy pan naszych lasów wbił mu miecz do oka...
-Znam smoki żyjące na południe od Krainy Białych Pól - rzekł Amur - bo czasem przychodzą pić i kąpać się w mojej rzece. Są ogromne, ale raczej poczciwe. Ich wężowate cielska pokrywa łuska. Dotknij mojej skóry! - Lech ostrożnie spełnił polecenie; była miękka, śliska od śluzu. - Jaka jest? - spytał Amur. - Czy ja jestem smokiem?
-Nie - zaprzeczył król. - Jest mi bardzo przykro - była to prawda.
-Jeśli tak polowałeś na Irtisa, lub Oba; to chyba jesteś nieśmiertelny - Amur smętnie pokiwał głową, gdy to mówił; miał bowiem tylko jeden krąg szyjny. - Wybaczam ci; chciałeś mnie zabić ze strachu, a inny powodowany tym samym afektem, nie wyciągałby łuku.
-Czy mógłbyś, panie, wskazać nam drogę na półwysep Bharacji? - spytał nagle Uza.
-Sugeruję iść pierw, kilka dni drogi na południe i zachód, nad jezioro Nordlin. Tamtejszy król ugości was, bo przed wami długa droga na południe - po tych słowach, Amur ociężale wlazł do ciemnej wody i zniknął w falach.
Przyjaciele opuścili brzeg Czarnej Rzeki.
-Dziwicie się zapewne, dlaczego nie pożegnaliśmy się jeszcze? - zagadnął Uza. - Oczywiście zdążyłem was polubić, zwłaszcza tego Oxia, ale chciałbym być nad Nordlinem także z innego powodu - Ruty spojrzał nań badawczo, a tygrys dodał: - Mam nadzieję spotkać bliskie mi osoby.
Znad Amuru nad Nordlin, droga nie była wcale tak długa. Aż tu przylatywał z Dalekiego Zachodu Sirrah i opowiadał straszne rzeczy o chorobie Anej Mari i Mieczysława, ich dziwnym zachowaniu, o zaginięciu Deneba, oraz o utopieniu Przerośla - Żyrwaka. W umyśle Lecha rodziło się straszne pytanie o Rutę, lecz Sirrah wyraźnie mówił: ,,Wyglądała jak Ruta, lecz na jej szyi nie było turkusowej blizny". O spotkaniu Amura, podróżni zdążyli już niemal zapomnieć, gdy zgłodniały Uza ujrzał idące przez śródleśną polanę dobrze odżywione, łaciate krowy, byki i cielęta. Na ten widok począł się ślinić, lecz jego oczy ujrzały coś jeszcze. Na pniu siedziała młoda, żółtoskóra kobieta o niebieskich oczach (wcale nie skośnych!), ubrana w zieloną suknię, niczym Złota Baba i w burkę. Na smolistych włosach miała wieniec z białych i czarnych pereł i migotały na nich wątłe płomyki korony. Tuliła cielaka. Gdy tygrys nadszedł, wstała z pnia, a ten się przeląkł.
-Nie zabijaj mnie, Pani Krowiarko; nie będę zabijał twoich krów; ja tylko prowadzę posłów zza Roxyzoru do twego małżonka, króla Ayałakaya; tak kazał czcigodny Amur - pasterka nazywana ,,Panią Krowiarką" w milczeniu rzuciła Uzie łososia, a sama powiodła bydło przed siebie. Uza, Lech, Ruty i Kellu podążyli za nia, a gdy zniknęła im z oczu, spostrzegli, że stoja nad brzegiem ogromnego jeziora (albo morza, jak im się wydawało). Tygrys - przewodnik począł nagle z ożywieniem lizać dwie gronostaice, które choć była jesień, miały już zimową szatę. Rozległ się plusk i zabrzmiał głos:
-Witajcie nad Świętym Morzem Nordlinem! - gdy się wszyscy odwrócili, ujrzeli krzyczącego i machającego ręką, żółtoskórego wodnika w srebrnym diademie, siedzącego na olbrzymim, barwnym lipieniu.

1 Chwała Losze!
2 Chwała przesławnemu królowi Erydanowi! Śmierć Tatrze! Obiecuję zabić ją, bo ona była zabójczynią Erydana!
3 Obiecujemy straszną śmierć Tatrze; świni i suce, tyranowi Aplanu Lechowi III i ich dzieciom; morze krwi i ognia; Mar - Zanna jest wielka
4 Wieloryb mówi
5 Smok mówi
6 ,,Ślubujemy straszną śmierć Tatrze, świni i suce, tyranowi Aplanu; Lechowi III i ich dzieciom, morze krwi i ognia, Mar - Zanna jest wielka"
7 Osobo Ognista; Światłości Prawdy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz