,,W
czasach , gdy po świecie chodzili bohaterowie,
Z
woli Ageja rozwarły się niebios podwoje
I
spadła na ziemię Księga Niebieska; Księga Gołębia
Była
to księga ogromna, opasła i święta
Mieściła
w sobie Zakon Ageja i bajów tysiące
Opowieści
o Ziemi, Księżycu i Słońcu,
O
gwiazdach, kamieniach, roślinach i zwierzach
O
rozumnych rasach, a wśród nich o ludziach i ich obrońcach –
bohaterach...''
-
,,Wiersz o Gołębiej Księdze'' (,,Stich o Gołubinoj Knidze'')
,,Tego lata nastała pamiętna noc dla całego Szczecina. Po upalnym, lipcowym dniu, wieczorem sklep nieba przecięły błyskawice i spadł deszcz. Nagle niebo się rozwarło i przy dźwiękach trąby, na dach wysokiego niczym góra hotelu Radisson, poczęła majestatycznie opadać ogromna, spisana na pergaminie Xięga, oprawiona w skórę błękitnego smoka, na której okładce widniały utworzone z pereł dwa gołębie. Wtedy to Pan Prezydent Szczecina razem z orszakiem proboszczów wszystkich parafii, trzymających kadzidła i śpiewających pieśni nabożne, udał się w uroczystej procesji na wyniosły szczyt Radissonowy, aby zdjąć z niego Xięgę. A kiedy już to uczynił i złożył ją w Skarbcu Urzędu Miejskiego, cały Szczecin od najbogatszego biznesmena do najuboższego żebraka ogarnęło wzruszenie. Każdy przeczuwał, że coś się wydarzy, ale co – tego nikt nie wiedział'' - ,,Liber terriblis''
Uczty
królów sarmackich trwały godzinami i tak samo długo można by
wymieniać wszystkie spożywane wówczas potrawy – zupy, bigosy,
gulasze, kluski, pierogi, pieczyste z dzików, świń, tucznych
wołów, jeleni, saren, antylop, dzikich owiec, koziorożców, turów,
żubrów, zajęcy, królików, jeży, hipopotamów, strusi, drobiu,
bażantów, kuropatw, szynki, kiełbasy, podroby, pasztety, ryby, a w
szczególności pulpety ze szczupaków, pieczone jesiotry, łososie i
pstrągi, karasie i śledzie w śmietanie, raki, małże, ślimaki,
żabie udka, kawior, pieczone jądra byków i kozłów (te ostatnie
podawano na weselach w Burus), łapy niedźwiedzi – brunatnych i
białych, oczy baranów, uszy gazeli, ogony krokodyli, płetwy fok i
rekinów, mózgi cielęce i małpie, trąby słoni i mamutów z
Ojcowa, pięty wielbłądów, języki pawi, stuletnie jaja z Sinea,
jajecznicę z astronomicznymi wręcz ilościami czosnku, cebuli,
oliwek i imbiru, potrawy z ryżu i kaszy, biały, pszenny chleb i
bułki zdobione makiem, sezamem czy słonecznikiem, placki, pierniki,
kołacze, ciastka z miodem, twaróg, sery, a wśród nich bryndzę i
oscypki z gór Montanii, wytwarzane specjalnie na potrzeby dworu sery
pokryte pleśnią niebieską, zieloną i perłową, sałatki z
surowej rzepy, gotowanych żołędzi, młodych, smażonych szyszek,
brokułów, fasoli, grochu, bobu, ćwikłę z chrzanem, korzenie
chrzanu zapiekane w cieście miodowym, grzyby takie jak marynowane
pieczarki, kurki, opieńki i borowiki, oraz trufle, ogórki świeże,
kiszone i korniszony, kiszoną kapustę, wszelkie owoce, bakalie i
lody, takie jak figi z makiem, czy orzechy laskowe w miodzie,
konfitury – w tym również z fig i daktyli, i Objadło wie co
jeszcze! Kuchmistrze królów sarmackich znali też setki przypraw
takich jak cukier trzcinowy z Arabii, trawa cytrynowa z Siamu i curry
z Bharacji. Przyrządzali też aromatyczne sosy z żurawin
(czerwone), cebuli (szare), chrzanu, czosnku, borowików, pieczarek,
kurek, białego i czerwonego wina, karaluchów, rybiej krwi, ikry i
wnętrzności, miodu i śmietany, sera, piwa, imbiru, cynamonu i
innych korzeni. Obrazu dopełniały liczne napoje takie jak: miód,
piwo, wino, wódka, arak, zapożyczony od Sybir – Tartarów kumys,
rakija, a także bezalkoholowe sorbety, oskoła, żętyca, kwas
chlebowy, oraz soki owocowe.
Król
sarmacki Azarmarot ucztował razem ze swoimi żonami, dworzanami,
oraz najdzielniejszymi wojownikami ze swej drużyny, w tym z
Jarosławem i Samarkanderem z Uzbecji. Kiedy urodziwe, wareskie
niewolnice w niebieskich sukniach szarpały struny złotych harf, a
z otworu w suficie sypały się na biesiadników płatki róż,
ukazały się, unosząc nad suto zastawionym stołem cztery upiory –
co w mowie Słowian oznaczało istoty upierzone.
,, […] stworzył [je] w erze pierwszej Agej z ciała Niepodzielnego. Były to istoty dobre, a nawet święte, wbrew pokutującym obecnie i wcześniej wierzeniom. Rangą stały niżej od Enków i mając im służyć były liczniejsze. A wygląd miały następujący: ciało człowiecze, lecz głowa ptasia i ptasie pióra u ludzkich ramion. Żywiły się nie krwią, ale rosą i księżycową poświatą. […]'' - ,,Szafirowy latopis''
Te
z nich, które wybrały smoka Rykara w dniach jego buntu, zamieniły
się w wąpierze. Upiory, które niczym Korowiow na Patriarszych
Prudach zawisły w powietrzu na oczach króla Azarmarota i jego
gości, miały głowy gołębi i słodkim gruchaniem sławiły Ageja,
trzymając w rękach opasła Księgę. Ów wolumin oprawiony w skórę
błękitnego smoka, zamykany był na złotą klamrę, a na jego
okładce widniały dwa białe gołębie utworzone z pereł.
Słowiański arcykapłan z sanktuarium Świętowita w Arkonie,
imieniem Koża, któremu przysięgę na wierność składał rycerski
zakon wityngów – strażników Przybytku, ujrzawszy wizję, zerwał
się z krzesła i unosząc ręce ku górze, zawołał wielkim głosem:
-
Otus Columbieva Boka1!
- wszyscy zrozumieli, że mają przed sobą przesławną ,,Gołębią
Księgę''
(,,Gołubinaja
Kniga''),
po którą niegdyś junak Żal wyprawił się na Księżyc.
-
Królu Azarmarocie – zagruchał upiór – Księga, która zawiera
rzeczy Głębokie, poniewiera się w puszczy, której Goci nadali
imię Mrocznej. Agej chce, żebyś odnalazł ,,Gołębią
Księgę'',
uczcił ją i wprowadził do kącin, wyrocznia Ageja.
-
Uczynię wszystko, aby podołać temu zadaniu – odrzekł pokornie
Azarmarot, a widzenie rozwiało się jak opar jaki bagienny.
Nazajutrz
Boloskę opuściło z misją od króla dwóch witezi. Byli to
Jarosław – Słowianin wychowany wśród Scytów, którego rumak
nazywał się Rakuza, miecz zaś – Akinakes, oraz młody książę
Mobed – syn namiestnika prowincji Parsua, czyli późniejszej
Persji, mistrz pieśni i łuku. Obaj bohaterowie na mokrej od rosy
łące złożyli swe miecze do stóp Mokoszy; Pani Złotego Łańcucha,
prosząc ją by błogosławiła ich wyprawie.
*
Jarosław
nie zwykł zostawiać bez pomocy tych co jej potrzebowali. Kiedy
razem z księciem Mobedem dosiadającym karego konia, przejeżdżał
przez walącą się mieścinę przylegającą do gęstego lasu
kryjącego ruiny, dostrzegł nagiego żebraka, trzęsącego się z
zimna w strugach deszczu, przystanął i okrył go swym płaszczem z
krasnej kitajki. Gdy junacy odjechali, żebrak, który okazał się
być samym Teostem Carem – Słońce; wcielonym Swarogiem bawiącym
na ziemi incognito, pokazał reszcie Enków otrzymany płaszcz i
powiedział im.
-
Patrzcie jak obdarował mnie Jarosław Wsiesławicz. Wart jest on
naszego błogosławieństwa.
Junacy
zostawili mieścinę bez żalu – była to osada mała i
niewyobrażalnie brudna. Jej domostwa rozsypywały się ze starości,
wszyscy mieszkańcy nosili kołtuny i bynajmniej nie grzeszyli
gościnnością, w gospodzie piwo było kwaśne, pościel zaś roiła
się od pcheł. Jarosław i Mobed z wielką ulgą zanurzyli się w
zielonym, półmroku puszczy.
-
Bądź pozdrowiona, Świątynio, którą wzniosło samej Mokoszy łono
– śpiewał syn Astiagesa, satrapy prowincji Parsua, zasiadając
razem z Jarosławem przy ognisku rozpalonym wśród prastarych ruin.
Bohaterowie
nie byli sami. Towarzyszyła im dziewczynka przedziwnej piękności;
w suknię z brązowego jedwabiu odziana. Na jej długich włosach
barwy czekolady spoczywał wianek z chabrów. Była tak urodziwa, że
mogłaby być odbiciem Dziewanny Šumina
Mati w tafli lustrzanej. Około południa wpadła w ramiona księcia
Mobeda, uciekając przed szarżującym nosorożcem włochatym, zwanym
przez Antów – bod'iak
o
rogu nadzwyczaj długim, grubym u nasady i ostrym. Mobed nie odmówił
pomocy; położył rozsierdzonego bod'iaka jedną strzałą. W innej
wersji atakującym zwierzęciem był żubr, albo tur.
-
Zowię się Sarna (Cerula,
Srna)
– przedstawiła się dziewoja. - Uciekam przed swą matką,
czarownicą, która nie może mi wybaczyć, że usunęłam sobie
zrobiony smołą ślad jej dłoni na pośladku, bo mnie upokarzał.
Moja matka ma do mnie pretensję, że nie jestem jak moje siostry.
Nie ciągnie mnie do sabatów, orgii z koźlogłowymi Čartami,
szkodzenie ludziom i zwierzętom. Magia mnie przeraża, odkąd
dowiedziałam się, że trzeba dla niej zrezygnować z duszy. Może
to niemodne, ale nie chcę być czarownicą – Sarna rozpłakała
się.
-
My cię obronimy, dzieweczko – zapewnił Jarosław. - A jeśli
chodzi o cel naszej wyprawy, to poszukujemy ,,Gołębiej
Księgi''.
- A mogę szukać jej z wami?
- spytała nieśmiało Sarna, a jej spojrzenie mogłoby zmiękczyć
nawet najtwardsze serce.
Nazajutrz
gdy cała trójka wyruszyła w dalszą drogę, w stronę ukrytych w
puszczy ruin wielkiej biblioteki, nazywanej Książnicą, albo Domem
Ksiąg, przyszło jej zmagać się ze złośliwością czarownicy –
matki Sarny. Dwóch junaków i panna musieli się mierzyć z wichurą,
obalającą stuletnie dęby i buki, a gdy ta ustała, miecze i
strzały Jarosława i księcia Mobeda zanurzyły się w krwi
strasznych potworów wilkopsów – niedobitków tych, które nękały
Słowian z Czarnej Wyliny, koło Vologdy. Czarownica widząc śmierć
ostatniego wilkopsa – stworzonej mocą alchemii niedziałek, bestii
z ery trzynastej, zesłała na śmiałków ostatnią próbę, a były
nią wszelkiego rodzaju widziadła; pokusy z ogrodów Opsesa i
Fantazmy, jedne straszne, drugie zasie urokliwe. Wszystkie one miały
za zadanie odciągnąć od poszukiwania świętej księgi. Jarosław
i Mobed rozgonili zjawy fantastyczne ostrzem swych mieczy, a na ich
miejsce zjawiały się nowe i nowe, aż Jarowit słysząc pieśń z
ust Sarny wzywającej jego imienia, spuścił z nieba piorun złoty a
ognisty, który spalił majaki. Czarownica została pokonana i
odstąpiła od nękania poszukiwaczy ,,Gołębiej
Księgi''
aż do czasu.
Sarna,
niczym leśna rusałka znała dobrze las i ukryte w nim ruiny.
Wprowadziła Jarosława i Mobeda w bramy Książnicy – olbrzymiej,
kamiennej jak chram Roda i Rodzenic w Ravanicy, wspartej na doryckich
kolumnach, o dachu płaskim i zielonym od mchu. Na prośbę Sarny,
niewidzialna Mokosza złotym kluczem otworzyła spiżowe wrota i
rozjaśniła mroczne wnętrze światłem tysiąca świec. Wówczas to
oczom dwóch witezi i dziewicy ukazały się setki i tysiące
opasłych woluminów, oprawionych w złoconą skórę, ze złotymi i
srebrnymi okuciami, o okładkach wysadzanych perłami, kością
słoniową i drogimi kamieniami. Widzieli księgi przykute łańcuchami
do stołów, których ręcznie malowane, pergaminowe karty, mieniły
się złotem i purpurą. Jarosław i Mobed; rozmiłowany w księgach
poetyckich, rzucili się by przeglądać woluminy, badając czy,
któryś z nich nie jest tym właściwym. Jednak to nie im, ale
Sarnie, córce czarownicy, dane było znaleźć leżącą gdzieś w
kącie małą książeczkę w szarej, płóciennej oprawie, z
wytłoczonymi na okładce czterema gołębiami. Dziewczyna pokazała
swe znalezisko obu rycerzom, ci zaś uwierzyli w jej niezwykłą
wartość, choć na ich miejscu niewielu postąpiłoby podobnie. Oni
sami oczekiwali tomu ciężkiego i zapierającego dech w piersiach
bogactwem pełnych dostojeństwa, mieniących się kolorów, mimo to
jednak uwierzyli i nie zawiedli się. Mokosza wciąż niewidzialna
jak dobry duch, położyła swą jasną dłoń na szarej książczynie
i zdjęła z niej Pozór czyniący ją szarą i pospolitą w oczach
ludzi, a wtedy ,,Gołębia
Księga''
objawiła się w swej pełnej krasie, tak jak wtedy gdy po raz
pierwszy spadła z Nieba na powierzchnię wspólnego Księżyca
planet Dziewy i Voyna.
Jarosław
i Mobed przy dźwięku surm i porcelanowych dzwonów z Miśni,
przywieźli ,,Gołębią
Księgę''
do stołecznej Boloski, a dziewice sypały im kwiaty pod nogi. Król
Azarmarot wielce zadowolony, rozkazał swym skrybom przepisać
Księgę, by była w każdym chramie.
Co zaś do bohaterów owej
historii, książę Mobed poślubił Sarnę; miał z nią synów i
córki. Nowożeńcy osiedli w prowincji Parsua i ich krew płynęła
w żyłach królów Persji. Jarosław wiernie służąc królowi
Azarmarotowi, poślubił piękną i mądrą Morenę, córkę
zwyciężonego przez siebie wodnika, Kościeja II Rakokształtnego.
Morena spodobała się królowi Sarmatów, który podstępem zabił
Jarosława, aby ją posiąść. Jednak Morena dowiedziawszy się o
śmierci męża w wilczym dole nabijanym zaostrzonymi palami,
dokonując wróżdy, nałożyła królowi zaczarowany naszyjnik,
który zamienił go w potwora Simargła – Paskudja; wielkiego,
czarnego ptaka z psią głową. Simargł – Paskudj zamieszkał na
szczycie Złotej Góry, aż na początku ery trzynastej ubił go Rus.
,,Niebieska Księga (Kyana Boka) chociaż niezmiernie cenna dla uczonych mężów, pragnących poznać dawne wierzenia i sposób myślenia, nie jest natchniona, bo pod tchnieniem Ducha Świętego powstała jeno Biblia'' – ks. Aleksander Solewicz ,,Glosariusz''
1
Oto Gołębia Księga!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz