środa, 12 października 2016

Sabaudzka legenda o kotach







,, [...] Jeden z bywalców salonu [generałowej Marianny Mokronowskiej z opowiadania ,,Koty'' z cyklu ,,Nie - bajki'' Henryka Rzewuskiego - przyp. T. K.]  - 'zupełnie spolaczony' Francuz, przywołał zasłyszaną w czasie swych wojennych wędrówek sabaudzką opowieść o gadających kotach, które w Dzień Zaduszny 'zbierają i tłumaczą się mową ludzką' w zamku Hrabiów de Blony.
Podstawowy schemat fabularny konstruuje opowieść właściciela nawiedzanego przez koty zamku, który pewnego razu, zapomniawszy o ludowych legendach mówiących, że w dzień Zaduszny las we władanie przejmowały koty, postanowił skrócić sobie drogę i nieopatrznie naruszył wielowiekowe tabu. Ledwie nie przypłacił tej nieoględności  własnym życiem, bowiem gdy tylko wjechał do lasu, zerwał się straszliwy wicher i rozległy się niepokojące głosy:
'zdało się, że z każdego drzewa odzywa się miauczenie, poczem jakby wszystkie drzewa zamiauczały razem. Nie można wyobrazić sobie tak okropnej gędźby. Tu koń mój zaczął brykać pode mną, czego nigdy nie bywało; [...]. Wtem słyszę za sobą miauczenie, obzieram się, widzę, że za moim siodłem coś się uczepiło konia i wyglądało jakby coś żywego. Dotykam się ręką, zaczęły się sypać iskry, poznałem, że to ogromny kot, i że on tak straszył konia. Porwałem go za kark i rzuciłem o ziemię, a koń zaraz się uspokoił. Wtem po wierzchołkach drzew tak rzęsiste iskry zaczęły się sypać, że była prawdziwa iluminacja, podnoszę oczy i widzę każde drzewo okryte kotami, one miauczały a z nich iskry się sypały. Miliony milionów kotów były w tym lesie, czego oni tak wrzeszczeli? Tego odgadnąć nie mogłem'.
Atakowany przez rozwścieczone koty hrabia musiał się bronić - w ferworze walki zastrzelił największego i najbardziej agresywnego z nich.
'Ale zaledwo kilkadziesiąt kroków uszedłem dość spokojnie, jakież było zadziwienie moje, kiedy coraz głośniej i coraz więcej głosów zaczęło się odzywać: Grubi umarł, Grubi umarł, a gdzie jego zwłoki? To jeszcze nic, ale raptem chmury kotów zaczęły mnie napadać, ja i mój koń nakryci byliśmy kotami, a ci nas darli pazurami, krzycząc: Grubi umarł, Grubi umarł! A ja uciekałem co koń wyskoczyć. Nieprzeliczone ich hufce mnie ścigały, wszystko te same słowa powtarzając'.
Koci atak skończy się dopiero wtedy, gdy hrabia zrzucił z siodła ciało zabitego króla kotów.
'Ale aż włosy na mnie się najeżyły, kiedy ta nieprzeliczona masa kotów podzieliła się na dwa chóry; jeden wrzeszczał: Grubi umarł, Grubi umarł, a na zwrótkę miliony jęków, podobnych do wycia wilków; drugi krzyczał: ale jego zwłoki u nas, jego zwłoki u nas, i na zwrótkę cha, cha, cha, śmiechy jeszcze ledwo nie przeraźliwsze od tych ponurych jęków. Już za sobą nie oglądając, chociaż pokaleczony, ale przynajmniej nie ścigany, szczęśliwie na koniec wyszedłem z lasu, i jeszcze niezupełnie odzyskawszy przytomność w  domu stanąłem'' 
- Iwona Węgrzyn,,Kocie bestiarium romantycznych gawęd szlacheckich'' [w]: ,,Bajka zwierzęca w tradycji ludowej i literackiej''







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz