niedziela, 7 kwietnia 2013

Dziwy Cmentarza Centralnego




W fantazji  ,,Liber terriblis’’  ze starego cisu rosnącego na szczecińskim cmentarzu wychodziła mumia, zaś w ,,Kurierze’’, ,,Głosie’’ i ,,Moim Mieście’’ pojawiły się notatki o straszącej końskiej czaszce, oraz o ghulach i wąpierzach, które zaatakowały nocą Klub Aktywności. Na czele straszydeł biegł jednooki goryl – ludożerca. Młody Wołch Kowalski spotkał wychodzącego ze studni, asarmackiego króla Ordana z Brustaborga. Został przezeń pasowany na rycerza i otrzymał miecz ,,ku obronie Szczecina’’. Profesor Roman Andriejewicz Rusakow z Uniwersytetu Szczecińskiego (Polak pochodzenia rosyjskiego, jego pierwowzorem był jeden z profesorów, który mnie uczył), po powrocie z cmentarza spotkał rusałkę w białej sukni proszącą go o pomoc w zabiciu potwora Wija, który miał moc zabijania wzrokiem, a którego powieki były tak ciężkie, że trzeba je było podnosić widłami. Profesor spełnił prośbę rusałki, zaś jego ośmioletni wnuczek Igor usiadł na zaczarowanej ławce i został uprowadzony przez trupiszony. Uwolniły go krasnoludki z plemienia Uboża. Chłopiec był na dworze Skarbnika i dostał odeń czarodziejski czerwony kamień, który grzał w zimie jak ogień w kominku. Osiemnastoletnia Ewa spotkała na cmentarzu Osmętnice, które pocałowały ją w usta i popadła z tego powodu w depresję. Na szczęście jej chłopak, którym był sam Wołch Kowalski wyruszył by ją odczarować. Znalazł Radość Życia zawieszoną między niebem a ziemią. Poleciał w jej kierunku rydwanem ciągniętym przez łabędzie i uwolnił Radość Życia ze srebrnej klatki strzeżonej przez wielkiego, złotego pająka krzyżaka, który po zabiciu zamienił się w deszcz złotych iskier. Jednak przed śmiercią pająk ukłuł Wołcha, a ten ciężko zachorował i dopiero pocałunek Ewy przywrócił mu zdrowie. Wczesnym zimowym rankiem rodzina Nałęczów ujrzała na niebie wielki łeb rozwierającego pysk rosomaka. Gdy jeden z nich się przeżegnał, widziadło znikło, ludzie zaś w pośpiechu opuścili cmentarz. Podobna przygoda spotkała na cmentarzu rodzinę Kalinowskich, którzy ujrzeli na niebie ogromny łeb wilka Fenrira. Ten sprawił, że ludzie ślizgali się po lodzie i nie mogli utrzymać równowagi. Wilk zamierzał ich pożreć i w tym celu schodził z nieba, lecz Kalinowskich obronił król Ordan z Brustaborga. Pan Franciszek Kiełżykowski między cmentarnymi drzewami spotkał Amazonki i został zaproszony przez ich królową do Cudomiri. Po przybyciu do Królestwa Amazonek pomógł jej następczyni tronu wydostać się z niewoli w Labiryncie, gdzie więził ją demon Nikander, sługa Czarnoboga, mający na swe usługi hufiec żelaznych kościotrupów o czerwonych oczach. Nocą, postrachem cmentarza była ogromna Królowa Hien o czarnym futrze i czerwonych oczach. Nosiła złotą koronę, a zamiast tylnej łapy miała ostro zakończoną kość. Rozkopywała groby. Zabił ją Wołch Kowalski i pogroził palcem jej poddanych, na których grzbietach latały murzyńskie czarownice. Innym wyczynem Wołcha było zabicie gołymi rękami na zaśnieżonym cmentarzu, z początkiem nowego roku, polującego na ludzi piekielnego psa Garma. Jednym z mieszkańców Cmentarza Centralnego był stwór Kocmołuch (zaczerpnięty z wiersza Leśmiana), który pilnował, by nikt nie okradał grobów. Raz pewien złodziej, gdy go zobaczył, umarł na biegunkę i ze strachu, więc Kocmołuch pożałował i chciał zrezygnować z pilnowania cmentarza. Jednak jego przyjaciele – grzybowe ludki przekonały go, że był to tylko nieszczęśliwy wypadek i że nie powinien rezygnować z ochrony cmentarza. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz