wtorek, 7 maja 2013

Powieść o królowej Tatrze cz. III


Poniższy fragment pochodzi z powieści ,,Tatra cz. I Misja''



Rozdział XI

Wszyscy mieszkańcy Presnau myśleli, że od rządów Kościeja, nic gorszego nie może ich już spotkać. Tymczasem nadeszło zdarzenie, które wstrząsnęło całym Zachodem, a prawdę mówiąc, wieść o nim ogarnęła większość obszarów Starego Świata. Co więcej, jeszcze w czasach Sargona z Akadu, opowiadano o nim z trwogą. Ulica Bliźniąt, znana jako najpiękniejsza i jedna z największych ulic w Presnau, w ciągu jednej zimowej nocy, znikła z powierzchni ziemi. Pewnego razu zaroiła się od jeży, szukających schronienia. Zimą, owe jeże zaczęły zamieniać się w wilki. Pierwszym zagryzionym człowiekiem, był pewien niewolny woźnica znad Visany, skądinąd pomagający leśnym zwierzętom. Potem wydarzenia następowały jak w kalejdoskopie. Ulica Bliźniąt zaroiła się od wilków, które zagryzały niemal wszystkich mieszkańców i podpalały, w większości drewniane jeszcze domy. Nad ranem, pożar Ulicy Bliźniąt obudził już całe miasto. Bardzo niewiele osób udało się uratować. Na styku ulic Panny i Wagi, Mięsojad złapał za karki dwa wilki, które zaczął przesłuchiwać. Z podanych informacji, okazało się, że winni byli Neurowie, zamienieni w jeże przez czarownika Amosowa, który zazdrościł władzy Kościejowi. Ten okazał wielki gniew i ogłosiwszy Neurów zagrożeniem dla świata (a nie tylko dla Zachodu), obłożył klątwą Amosowa i jego Bractwo Twierdzy, a następnie zorganizował dwa wielkie polowania na wilki, bogacąc się na gromadzeniu ich skór. To wydarzenie źle wpłynęło na wzajemne stosunki ludzi i Neurów; wszyscy poczęli się siebie bać. Możliwe, że gdyby nie spalenie Ulicy Bliźniąt, w Europie, patrzono by na wilki i wilkołaki inaczej niż przez pryzmat Czerwonego Kapturka.
Tymczasem Tatra błąkała się po ogarniętym wiosną Kraju Stepów, aż ujrzała chatę, w której według rozkazu Kościeja, miała spędzić noc. Był to jedyny budynek na całym rozległym stepie. Zapadł zmierzch i dziewczyna weszła przez otwarte drzwi do pustej chałupy.
- Uważaj! - rozległ się głos Mokoszy. - To jest zasadzka.
- Co mi może grozić? - spytała Tatra.
- Ta chata nie jest pusta - mówiła Mokosza - jesteś obserwowana, a tego nie wiesz.
- Kto chce mojej zguby? - pytała dalej.
- Jeśli będziesz czuwać, to go ujrzysz, a może uda ci się obronić - głos Enki zamilkł, lecz Tatra otworzyła zmęczone powieki.
Wiedziała, że nie może zasnąć, bo znajduje się w niebezpieczeństwie. Nie wiedziała konkretnie co może jej grozić, wstała z łóżka i chodziła po pokoju, aby nie zasnąć. Nic jednak nie zapowiadało nieszczęścia. Była już półprzytomna z niewyspania, gdy nagle...
- To teraz! - Mokosza wskazała jej wychodzącą z kąta postać.
Był to mąż o kredowobiałej skórze, czarnych włosach, czerwonych oczach, z krogulczymi pazurami, śladami zębów na szyi i wystającymi z ust kłami. Wcześniej słyszała o królu wąpierzy Erydanie, mającym żelazny pałac w Burus. Było to podczas wyprawy po raka Estina. Tatra spaliła wówczas truciznę, wytwarzaną przez Świniule, ale nie widziała samego Erydana. Ten zaś bardzo chciał się zemścić i w tym celu przyjechał do Kraju Stepów. Tatra poczęła uciekać i wyskoczyła z chaty przez okno. Kiedy upadła na trawę, z oddali rozległo się pianie koguta, a Swaróg wróciwszy od Juraty, po raz kolej rozniecił Słońce. Jednak Tatra z powrotem weszła do ciemnej chaty; na jej pięcie był ślad zębów straszydła.
- Ageju, przechwyciłem twoje narzędzie! - chełpił się Kościej, opróżniając kolejny kufel piwa.
Tymczasem na Wielkim Dębie, panował wielki smutek.
- Ona już się nie nadaje - padały głosy - została przechwycona przez Rykara i trzeba szukać kogoś na jej miejsce!
- Moje dziki obrócono w Świniule - zabrał głos Weles - i od czasu gdy je straciłem, zmieniły się ogromnie. Nie znaczy to jednak, aby zostały utracone na zawsze. Teraz są niewolnikami króla wąpierzy, ale nie wiedzą, że mogą stawić opór swej niewoli. - Tymczasem przybyła z Burus, królowa Betel - Gausse, ocierała łzy na wspomnienie nadziei, które wiązała z Tatrą i jej obecnej niedoli.
Świętowit powiedział:
- Wszyscy wiemy, że wąpierze oddzieliły się od upiorów, a i Rykar, za którym poszły był jednym z nas i nie zawsze był zły. Ich dawne zasługi zostały wymazane przez obecną przewinę i zostaną ukarani - z wszystkich Enków, on i Weles mieli największą wiedzę.
- Nie zapominajmy, że Novals i Aivalsa też poszli za Rykarem, a przecież zostało im wybaczone, bo żałowali - rzekła jego żona Mokosza. - Przecież nie wszystkich Neurów wybiły węże z kosmicznego Oceanu, oraz nie wszystkie rusałki i wodniki pochłonął ,,pkieł" (smoła) z moich trzewi.
- Nie znamy sposobu, jak przywracać wąpierze do człowieczeństwa - zafrasował się Weles.
- Agej znajdzie na to sposób - ozwał się Jarowit.
- Ona powinna uzyskać przebaczenie, jak tylko będzie żałować - mówiła Gromorodna, co niegdyś uratowała ludzi przed zniszczeniem.
Tymczasem Kościej nakazywał Tatrze czynić zło.
- Chcę, abyś zniszczyła wioskę rybacką, zbuntowaną przeciw mnie - rozkazał i wysłał na tereny obecnej Holandii.
Tam Tatra ugryzła pierwszego rybaka z brzegu, ten zaś przemienił w wampiry resztę wsi; teraz buntu przeciwko Kościejowi nie będzie!
-W imię Sprawiedliwości, ona powinna umrzeć za swój czyn! - rzekła Jurata.
Przed opitą krwią dziewczyną stanął nieoczekiwanie jakiś człowiek pozbawiony skóry. W milczeniu naciągnął łuk i wypuściwszy strzałę, ugodził wampirzycę, a ta brocząc krwią, osunęła się na klepisko. Był to Anatolij Rdzeniejew. Tymczasem w koronie Wielkiego Dębu.
- Możesz ją ocalić - mówił Agej do klęczącej przed nim Mokoszy - jak zdobędziesz jej łzy.
- A czy mogę ocalić tak pozostałych ludzi? - spytała.
- Możesz, - odparł Agej - lecz pospiesz się, bo Mar - Zanna już przykłada lodowy oścień do jej serca.
Kiedy Tatra krwawiła, inne wąpierze ginęły, bądź pierzchały na widok i zapach jej krwi. Ona zaś powoli konała. Przed oczyma pamięci, przesuwało jej się wiele zdarzeń. Narodziny. Przybycie Wiłkokuka do Torenia. Pierwsze spotkanie z Mokoszą. Okazanie jej wierności w czasie przesłuchania i uzdrowienie jadem Abajowa. Kalsk, Burus, Çatal Höyük, Kraj Stepów; klęska. Kiedy ujrzała ,,jajo płomieniste", wychodzący zeń król Opplan po raz pierwszy, mówił jej o misji obalenia Kościeja. Teraz zaś Kościej nią zawładnął i usunął ze swej drogi. Po raz kolejny w życiu, była na granicy śmierci. Widziała jak Kościej staje przed Mokoszą i chełpi się przechwyceniem Tatry. Zuchwale pluje Ence w twarz i ją policzkuje. Im dłużej wpatrywała się w tę scenę, tym wyraźniej na miejscu Kościeja widziała siebie. Z krwistoczerwonych oczu, po raz pierwszy, pociekły łzy.
- Zaufaj mi, ja cię wyzwolę - mówiła Mokosza. - Przebaczam ci.
Z nastaniem ranka, wszystko wróciło do normy, a pokutą Tatry, miało być ,,powtórnie wrócić do łona".
Tymczasem w Burus, pewien prosty Świniul, wytwarzający gnojowicę, pytał się swego zwierzchnika:
- Erydan coś długo nie wraca z południa...
- On już nie wróci - odparł zielony, podobny do świni, szef.
Pracownik nie miał odwagi pytać dlaczego. W milczeniu wpatrywał się w zielony ryj zwierzchnika. Ten jednak, jakby zgadł jego myśli.
- Erydan zginął przez kobietę. Został uduszony w jej rozpuszczonych włosach...



Rozdział XII

Tatra stała na środku izby, ubrana na biało, w koronie i bogatej biżuterii, zaś martwe ciało króla wąpierzy ciążyło ku klepisku. Rozwiązała splot włosów i ujrzała jak Erydan ciężko zagłębia się w ziemię, aż wpada pod korzenie Wielkiego Dębu. ,,Ile jeszcze istot zginie, ile muszę jeszcze przeżyć, jak będzie wyglądał koniec Kościeja"? - myślała w milczeniu, gdy tymczasem, znów ujrzała kryształową czaszkę, przez którą mówił król Zachodu, ledwo hamując złość.
- Pójdziesz jako gość na wesele do kraju Teutmanii! - Tatra podejrzewała w tym nowy podstęp i zabrała sztylet na drogę.
Teutmania była krajem między Rininem a Lebaną, po potopie zamieszkanym przez przodków ludności germańskiej, potomków Lipy i Buka.
Tatra doszła do wyznaczonej chaty wśród lasu, do której zewsząd ściągali goście. Gdy zastanawiała się jak wejść, okazało się, że nikt nie zwraca na nią szczególnej uwagi; odźwierny jakby patrząc jej uważnie w twarz, wciągnął nosem powietrze, po czym bez słowa wpuścił. Również kiedy wszyscy, razem z państwem młodymi weszli do biesiadnej izby, nikt nie zwracał na nią uwagi i czuła się bezpiecznie. Spokojnie brała udział w weselnych tańcach i w uczcie, lecz zbliżało się coś, co miało ją zdemaskować.
- A teraz przybędzie ,,gwóźdź programu" - zapowiadał pan młody i na jego rozkaz, służba poczęła wnosić zabitego wczoraj żubra, obłożonego lodem.
- ,,Jak oni będą to jedli"? - zastanawiała się Tatra, zważywszy, że wokół nie było niczego, co zapowiadałoby jakąś kulinarną obróbkę pokarmu. Nagle -
pan młody porósł szarym futrem, wyrosła mu kita, twarz zamieniła się w zębaty pysk, po czym jednym skokiem, znalazł się przy żubrze. Wnet w jego ślady poszła panna młoda. Tatra pojęła do czego zmierzał Kościej. Z przerażeniem obserwowała jak również wokół niej ludzie przybierają postaci wilków. Czekała na atak.
Państwo młodzi mieli pyski czerwone od żubrzej posoki, a brzuchy pełne, toteż goście weselni zabrali się teraz do uczty. Przez ten cały czas, Neurowie nie zwracali na Tatrę uwagi. Wreszcie pan młody ujrzał ją.
- Sie tzay cidia, ein Neura, bul lupusia"!1 - zakrzyknął ludzkim głosem, a kilkadziesiąt par żółtych oczu zwróciło się na Tatrę.
- Ona służy naszemu wrogowi! - warknął niechętnie, któryś z gości.
- Co tam wiesz! - zganił go inny Neur. - Kościej pragnie przecież jej śmierci.
Pan młody stanął na tylnych łapach przed Tatrą i nieoczekiwanie liznął jej twarz językiem, a w pamięci dziewczyny ożyła Malkieš. ,,Skoro mnie liże, widocznie nie ma złych zamiarów"! - pomyślała uspokojona.
- To ty wędrowałaś z Wiłkokukiem? - zapytała się nagle panna młoda.
- Tak , ja - odparła Tatra.
- I pewnie ci obiecał, że przyjdzie po ciebie jego brat Ovov Tęczookinson? - pytała dalej.
- Jak skończę pracę u Kościeja - jego imię spowodowało poruszenie na sali. - Przyszłam go obalić, a teraz gromadzę potrzebne ku temu wiedzę i doświadczenie, co zresztą ten filut wie i dlatego nie mając władzy mnie zabić stale posyła na śmierć. Zostałam przeznaczona na zakładniczkę i z utęsknieniem oczekuję końca swej niewoli. Agej dopuścił do tego zła by wyprowadzić z niego dobro, choć jeszcze nie wiem jakie - dodała. - Wierzcie mi; nie biorę udziału w jego zbrodniach i próbuję pomagać pokrzywdzonym przez niego. Wszyscy słudzy Kościeja noszą znak trupiej czaszki, lecz ja go nie przyjęłam, choć kosztowało to mnie tortury - była to prawda. - Raz tylko zostałam zamieniona w wąpierzycę wbrew swej woli i pod tą postacią uczyniłam wiele zła. Na szczęście Mokosza, obraz miłosierdzia Ageja uwolniła mnie od złego czaru - przyznała się, bo wstrętne jej było każde kłamstwo i nie służyłaby Kościejowi gdyby nie miała z tego wyniknąć jego klęska.
- Całe życie marzyłam o spotkaniu jednego z nich, a ty znasz obu - zazdrościła jakaś wilczyca.
- Ovova jeszcze nie znam - zaprzeczyła rumieniąc się.
Pan młody chciał ją czymś poczęstować, lecz wiedział, że nie będzie jadła surowego, żubrzego mięsa. W zamian dostała do wyssania jajko i garść jagód. Dalej wszystko potoczyło się inaczej niż to sobie wymarzył Kościej, zainspirowany aktem terroru na ulicy Bliźniąt.
- Dla mnie Kościej i Amosow to takie same szuje - mówił pan młody. - Osobiście wstydzę się za moich pobratymców, co zniszczyli te domy.
- Myślę, że nie jest możliwym, aby jakaś grupa stworzeń skupiała tylko dobre, lub tylko złe, a i złe nie zawsze są całkiem zepsute - mówiła Tatra. - Przecież w Burus, najpierw uratował mi życie biały ryś Deneb, choć wcześniej nigdy bym się tego nie spodziewała, a później Kłobuch, mimo, że to złodziej.
- Amosow i Krwawy Burek to szuje, ale gdyby ogół naszej rasy był bez winy, siedziałyby w norach i gryzły łapy ze złości - rzekł pan młody. - Ze smutkiem stwierdzam, że w naszej szlachetnej rasie jest wiele, stanowczo za wiele głąbów i kanalii, co liżą podogonie Krwawemu Burkowi i Amosowowi, mordują i pożerają niewiasty i dzieci, morderców z ulicy Bliźniąt czczą jako męczenników, handlują niewolnikami, katują żony, chcą wszystkie rasy urobić na swoją modłę, co mówią, że czczą Ageja, a robią takie bezeceństwa, z których tylko Rykar może się cieszyć.
Neurowie przyjęli Tatrę bardzo życzliwie i wróciła od nich żywa. W Presnau nie zastała Kościeja. Mięsojad w jego imieniu skierował ją na południe do kraju Puana. Kościej tymczasem wciąż polował i zabił króla Neurów Zachodnich, Krwawego Burka w jego własnej norze. Krwawy Burek był postrachem ludzi, których porywał z domostw. Szczególnie chętnie napadał Lynxów, leśnych ludzi i żmijów. Najechał na osadę Nąpi, oraz na wyspę Man, zamieszkaną przez Żbiczan, przy okazji mordując wiele zwierząt z Morza Północnego. Wypasł siebie i rodzinę na grabieży ludzkich zagród. Kościej wszedł do nory i zabił go kordelasem. ,,Ys tzay Cariy Bürk, royek ov Neuren. Ys ein volunter exterminanza cidianorum..." 2- mówił wilk. ,,Costen - Lemurus ave' tie pa"3 - odpowiedział mu Kościej. Kiedy dowiedział się, że Tatra przeżyła, ze smutkiem stwierdził, że nie wszyscy Neurowie byli jak ten, którego zabił.




Rozdział XIII

- Nie wiem co mam robić - żalił się Kościej przed Rykarem. - Próbowałem już wszystkiego, aby ją pognębić i nic! Przez te lata kazałem jej przepłynąć Morze Smoły; znajdowała się w Puana, a miała łódką przepłynąć do Kolchidy, czyli Kartwelii. Rozkaz wydałem przez Mięsojada...
- I co, nie utonęła w smole? - zapytał nagle smok.
- Wiedziała suka, że aby tego nie zrobić, musi stale wiosłować, jedynie z króciutkimi przerwami. Kiedy była daleko od brzegu, Mięsojad na mój rozkaz podpalił ten pkieł.
- Powinna się spalić - rzekł Rykar.
- Powinna, ale nie spaliła się - zaoponował Kościej - bo gdy wykrzyknęła ,,Przyjmuję"!, nasz wróg, uznał to za zasługę, zstąpił na miejsce zwykłych płomieni i otoczywszy ją , wyrzucił na brzeg Kartwelii, gdzie posiliła się jajami bażantów wielkich jak ludzie - mówił wściekły.
- Ja bym nie uznał tej pracy - rzekł smok. - Pamiętasz pewnie jak zaatakowałem jej duszę mówiąc o jej marności i podsycając próżność i napoiłem żalem, że uczuła potrzebę upodobnienia się do innych?
- Pamiętam - odrzekł Kościej - dałem jej do towarzystwa dziewczęta w żelaznych butach, a widząc je, zapragnęła posiadania takich butów, ba czuła, że bez nich nie będzie w pełni człowiekiem. Dostała więc buty z żelaza i miała w nich tańczyć. One zaś były podgrzewane, tak długo, aż stały się czerwone, potem białe, aż spaliły jej nogi, ona zaś została z mojego rozkazu wyrzucona na kupę gnoju.
- Na moje życie! - wykrzyknął Rykar. - Powinna tam zdechnąć!
- Niestety - Kościej pokręcił głową. - Mokosza znów ją uzdrowiła, przysiągłem, że ją zgubię i wysłałem po niedźwiedzia z Jeziora.
- I zapewne powiesz, że i to przeżyła? - drwiąco insynuowała poczwara.
Kościej ciężko westchnął i kontynuował.
- Tak, przyprowadziła do Presnau i to bydle! - wybuchnął. - Mięsojad przed nim wskoczył aż na dach. Nikt nie miał odwagi zabić wodnego niedźwiedzia, a ten po prostu odszedł, a gdybym był śmiertelny, on by mnie zabił, bo jak taki głaśnie to w krzyżach trzaśnie!
- Zapewne nazywa się Arvot Baldas i jest wierzchowcem niejakiej Ruty - z chichotem podsumował Rykar.
- I ja znam tę drugą sukę! - z werwą podjął Kościej. - Urodziła się z czerwonymi włosami, co zaważyło na jej imieniu. Uważano ją za brzydką i czuła się odrzucona. Tymczasem jej gród nad Lebaną, często napadali rozbójnicy z leśnych ludzi, ale ich herszt był innego pochodzenia. Słyszała pełne grozy opowiadania i chciała go poślubić. - Kościej z wolna zachłystywał się swoim opowiadaniem. - Pewnego razu, gdy wyszła z domu, została porwana, zgwałcona, a na jej szyi wódz bandytów, zrobił znak nożem, aby wiedziano, że została jego niewolnicą. Gdy pobił ją tak, że poroniła dziecko, uciekła od swego dręczyciela- przerwał na chwilę. - Spotkała Tatrę. Gdy zanurkowały, aby szukać niedźwiedzia, Ruta utonęła i została rusałką. Obie były głęboko i jednej zabrakło już tchu - tłumaczył król zaznaczając, że nie było to samobójstwo. - Najgorsze, że okazało się, iż niedźwiedź dał się oswoić - wcześniej on atakował rybaków, bo z jego karku wystawał odłamek harpuna. Gdy spał na brzegu wśród sitowia, Ruta wyjęła mu zadrę z karku, a Tatra uleczyła ranę. Gdy niedźwiedź się obudził nie chciał już atakować żadnej z nich. Wtedy przybył pościg - Kościej zawiesił głos. - Ruta stanęła przed swoim oprawcą ze świecącymi, niebieskimi oczyma, z odnowionym dziewictwem, a purpurowa blizna na jej szyi przybrała barwę turkusową.
Nagle - jej oczy zaświeciły tak silnym blaskiem, że rozbójnikom krew poszła z nosów, a niedźwiedź, któremu rusałka nadała imię Arvot Baldas, rzucił się na nich. Jednym ciosem łapy zabił herszta i rozpoczął masakrować bandytów w zielonych płaszczach, zaś Tatrze tylko dwóch udało się uratować przed straszną karą - tyran skończył opowiadać.
- A potem ta twoja Tatra - podjął Rykar - opowiedziała jej o swoich konszachtach z Mokoszą, której wolą było, aby Ruta udała się do Irlandii, do wyborowej szkoły dla topielców i topielic. W Irlandii była świadkiem wojny, a widząc cierpienia ludzi, zabiła króla, który ją wywołał. Teraz jest tam znana jako Morrigan, a w Nürcie, gdzie postąpiła podobnie, nazwano ją Hell, córką Lokiego. W Nürcie był z nią Ovov Tęczookinson, którego nazywają tam Fenrirem... Dla niej sensem życia stało się tyranobójstwo - zobaczymy dokąd ją ta droga zaprowadzi.
Kościej na chwilę poszedł na balkon, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Następnie wrócił do Rykara.
- A Sybaris pamiętasz? - było to miasto w Apapie.
- Jeden wielki syf! - żachnął się Kościej. - Mają dużo złota i płacą nim za to, że dajemy im żyć. Nie pracują, tylko żrą, piją, zaspakajają rządzę ze wszystkim co się rusza, a nawet mnożyć się są za leniwi. Gdyby nie mieli złota, to bym ich wszystkich powywieszał, bo jedyne co umieją robić, to zarażać syfem, gwałcić i wyjaławiać inne prowincje.
- Następnym razem, mógłbyś wziąć ich siłą, wybić do nogi i skolonizować miasto mądrzejszą ludnością - radził Rykar.
- Wysłałem tam Tatrę - mówił Kościej - z nadzieją, że ją zgwałcą, a ona nie tylko zachowała dziewictwo, ale i spaliła świńskie skóry, w które odziani, Sybaryci żerowali w nocy. Stropili się bardzo, gdy zostali zmuszeni do bycia ludźmi, ale powoli zaczynają się przyzwyczajać.
Zapadła chwila ponurego milczenia. Po paru dniach, Tatra za odmowę oddania się Kościejowi, została przezeń uderzona kańczugiem w twarz i przez straże uwięziona w lochu.



Rozdział XIV

,,[...] Czy wilk zawsze bywa zły? Dokąd nocą tupta jeż? Możesz wiedzieć jeśli chcesz. [...]" - piosenka, otwierająca program ,,Domowe przedszkole".

Miała czternaście lat, gdy po raz pierwszy zobaczyła ,,jajo płomieniste''. Udała się z Wiłkokukiem w podróż do stolicy Kościejowego imperium. Wybrana przez Ageja, od początku miała być zniszczona w zamyśle króla Zachodu. Czego już nie doświadczyła! Widziała ludzi słowami stwarzających nową rzeczywistość w Kalsku, a w Osce Klub Szarego Orła polował na trójgłowego szczura. W Burus spotkała raka wielkości słonia i zielone świnie. Patrzyła ze współczuciem jak ludziom z Çatal Höyük, wśród których mieszkała skorpiony wychodziły z nosów. Król Erydan w Kraju Stepów zamienił ją w wąpierzycę, a później znalazł śmierć w jej rozpuszczonych włosach. Płynęła łódką po morzu płonącej smoły, żelazne buty spaliły jej nogi. Widziała jak Ruta utopiła się w jeziorze, w pogoni za niedźwiedziem, a w Sybaris widziała gwałcenie dzieci.
Teraz była w lochu i czekała na śmierć. Na jej rękach były ślady krwi, która broczyła z rozdartego kańczugiem policzka. Przed pięcioma laty opuściła rodzinę w Toreniu, a ukochana suczka Malkieš zginęła w drodze. Wiłkokuk bronił obie przed zagrożeniami. Pomogła uwięzionemu jaszczurowi i ocaliła dzieci rusałki zaatakowanej przez Lynxa. Żołnierze Kościeja udzielili jej prowiantu. W Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej spotkała Aralię Krowidorską i Enkę Mokoszę, dzięki której poczęła się i narodziła. Ona zaopatrzyła Tatrę w leczniczy jad węża Abajowa, który ocalił ją przed śmiercią z rąk Mięsojada. Za wierność, Enka wynagrodziła ją liściem odtruwającym, który ocalił jej życie. Orły Tinez i Ridan, oraz ryś Deneb ocaliły ją przed zamarznięciem, a Mokosza i Złota Baba leczyły ją po zatruciu jadem gigantycznego skorpiona. Mokosza przywróciła Tatrę do człowieczeństwa, kiedy ta została przechwycona przez wampira i Kościeja, Neurowie zaś, wbrew jego zamysłom nie zrobili jej nic złego na weselu. Agej niósł dziewczę płomieniami z Puana do Kartwelii. Gdy leżała na gnoju, czekając, aż umrze, Mokosza dała okaleczonej nowe nogi i uleczyła ze złego żalu. Między Lebaną, a Odirną poznała Rutę i Arvot Baldasa; wszyscy troje udali się do Velehradu. Tam wodny niedźwiedź zabił wielkiego jak wilk, czarnego szczura, szkodzącego ludziom. Czy mieszkańcy Sybaris nauczą się wreszcie pracować, czy będą woleli poumierać z głodu?
Teraz Tatra miała osiemnaście lat, a całe dotychczasowe życie stanęło jej przed oczyma pamięci jak w kalejdoskopie. ,,Co dalej"? - dręczyło ją pytanie, a z oczu leciały łzy. Nagle - rozbłysły jakieś dwa niebieskie światła, niczym oczy Ruty, a dębowe kraty zapaliły się błękitnym płomieniem, po czym zgasły. Zaczynała już zasypiać, gdy stanęło przed nią olbrzymie, białe zwierzę. Odwróciła głowę w jego kierunku i poczuła mokry, ciepły język. Znikła blizna z policzka i uczucie senności minęło. Usiadła na klepisku i zobaczyła przed sobą wielkiego, białego basiora.
- Jestem Ovov Tęczookinson - przedstawił się - brat Wiłkokuka, który towarzyszył ci w pierwszej podróży. Ty jesteś Tatra i pochodzisz z Torenia w Montanii. Słyszałem o tobie i zamierzam pomóc - Tymczasem dziewczyna wsiadła na grzbiet wilka, a ten przez puste okno, wyniósł ją na zewnątrz. Została ocalona!
Tej samej nocy, Kościej nie mógł zasnąć i postanowił zabić Tatrę w lochu. Kiedy zajrzał odkrył ucieczkę. Zawrzał gniewem i wyruszył w pościg. Wilk niósł Tatrę przez las, gdy nieoczekiwanie znieruchomiał i nadstawił uszu.
- Słyszysz ten odgłos? - pytał. - To Kościej nas dopędza. Zamienimy się w drzewo i sowę, aby nas nie znalazł! - radził basior i tak uczynił; był bukiem, a Tatra siedziała na nim pod postacią puszczyka.
Wtem przybyli Kościej i Mięsojad.
- Zgubiliśmy trop - kręcił łysą głową król. - Tu nikogo nie ma! - następnie obaj skierowali konie w innym kierunku. Gdy byli już daleko buk znów stał się Ovovem, a puszczyk Tatrą. Pędzili dalej nie zauważając drewnianej chaty. Nieoczekiwanie rozległ się świst i wilk potknął się, Tatra zaś poleciała na twarz z jego grzbietu. Drzwi chaty się otworzyły i rozległ się dźwięk rogu...


*


Uszak, służący pod rozkazami Kościeja, był Lynxem, to znaczy człowiekiem z głową rysia. Stał w podziemiach z batem, a wokół niego pracowali ludzie, zwierzęta i stwory różnych rodzajów. Wydobywali niezwykłe klejnoty, którymi były gwiazdy, spadające z nieba każdego sierpnia. Gwiazdy, bowiem to błędne ogniki wśród Oceanu kosmicznego, podobne do tych, które unoszą się na bagnach. Jednak nikt nie wiedział czym były - wiedziano, że te bagienne mają związek z żyjącymi istotami; pod ich postacią ukrywali się topielcy i topielice, ale tamte na niebie? Czym w końcu były? Może istniało więcej cór Ageja i sióstr Mokoszy, które ginęły w starciu z kosmicznymi wężami, urodzonymi przez Matkę Żmyję, a umierając, sprawiały sobie grobowce z białych płomieni? Jednak rysiej głowy Uszaka nie zaprzątały podobne rozważania. Wściekle uderzył mającą czerwone włosy rusałkę, złapaną w kraju Nurt, która broczyła siną krwią, a jej niedźwiedź musiał teraz ciągnąć wózek z wydobytymi gwiezdnikami, bo tak nazywały się owe klejnoty.
- Szybciej bydło! - miauknął, po czym wyjął z torby szaraka.
Tymczasem zwierzchnicy na powierzchni zawołali go do siebie.
- Hašpad Gliša4 - mówił żołnierz - waszej kopalni przybędzie pracowników. - Uszak spojrzał na dziewczynę i basiora. - Ten wilk to Ovov Tęczookinson, brat Wiłkokuka z Burus - nadzorca słyszał o nim. - Ona zaś uciekła z nim z lochu, lecz leśniczy naszego pana ustrzelił wilka z łuku, po czym dał znać na rogu. Oto czas zemsty - zakończył żołnierz przekazując nadzorcy zbiegów.
Tymczasem gdy Tatra spojrzała w rysi pysk ożyły wspomnienia. Przypominała sobie jak ów chłeptał jej krew; to był ten sam lynxyjski rozbójnik, którego spotkała wędrując z Wiłkokukiem. Ten również coś sobie przypomniał. Powiedział dobitnie: ,,Ikay tzay minivad"5.



Rozdział XV

,,Arbeit macht frei", ,,Czestnym trudom odkupit' swoju winu" - napisy na bramach obozów koncentracyjnych i łagrów"

Z zamyślenia wyrwał ją niemożliwy do opisania ból, zadany rozpalonym węglem, trzymanym w kleszczach. Ovov chciał ją bronić, lecz kilkakrotnie był bity grubym kijem, aż osunął się na klepisko. Wtedy Uszak wyciął mu skrawek białego futra i oznakował skórę w ten sam sposób. ,,Mój brat wam pokaże"! - skomlał wilk.
- Za mną! - zakomenderował człowiek z rysią głową.
Na ramieniu Tatry było wypalonych 21 pionowych kresek w trzech rzędach; w ten sposób wówczas pisano liczbę 777. Dozorca zaprowadził ich do mrocznego wnętrza kopalni i nałożył kajdany. Tatra otrzymała kilof, zaś Ovov został obciążony dwoma ogromnymi koszami, do których górnicy wkładali wydobyte gwiezdniki. ,,Powtórnie wejdziesz do łona'' - przypomniała sobie słowa wypowiedziane niegdyś przez Mokoszę; okazały się prawdziwe. Wydłubywała z czarnej ściany, kolejny intensywnie świecący klejnot, gdy nieoczekiwanie zobaczyła dwa promienie zielonego światła, wydobywające się z oczu... ,,Niemożliwe, to przecież Arvot Baldas"! - pomyślała. - ,,Może jest tu i Ruta"? Faktycznie, było tu wiele istot - ludzie z ziem od Ultima Thule po Nist, z Nürtu i z Afryki, znad Šikvy, Rininu, Tamunu, Tibaru, Lebany, Odirny. Byli Lynxowie i leśni ludzie, jak też Żbiczanie z wyspy Man. Neurowie znad Neru i Rininu, topielcy obu płci z jezior Dembe i Leba, a nawet południce, nocnice i Płanetnicy tworzyli barwną mozaikę ludów i kultur.
- Bestie! - nagle zawołał jakiś zwierz. - Wszyscy odwrócili się w stronę tapira, tego samego co przez długi czas dawał występy w Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej, polegające na rzucaniu masłem w widownię. Teraz musiał być chyba bardzo zdesperowany, bo odrzucił kilof. Uszak czym prędzej przegryzł gardło tapira i uderzeniem bata dał znak do dalszej pracy. Ruta faktycznie przebywała w kopalni.
W Nürcie po zabiciu tyrana, przebywała z Arvotem Baldasem u północnych wybrzeży, obszytych fiordami. Za fiordami była wyspa Svalbard, a u jej wybrzeży, przy ciele martwego wieloryba, zgromadziły się trzy niedźwiedzie polarne: Igor Lorenzkrafft z Krainy Białych Pół, Wilson Eaneawatt, którego dom był za Ultima Thule i Gotard Urmeier, urodzony na Svalbardzie.
Arvot Baldas był już głodny i prosił biesiadujące białe niedźwiedzie, aby pozwoliły skorzystać z truchła wielorybiego jemu i jadącej na nim.
- On jest mały, i brunatny i służy ludziom - mówił Lorenzkrafft. - Te niedźwiedzie z południa są gorsze od nas i nie możemy z nimi jeść. Niech, no który zdzieli tego przybłędę w łeb, aby się z instynktem nie połapał! - na te słowa Urmeier zamachnął się łapą na Rutę, siedzącą na grzbiecie wodnego niedźwiedzia, lecz nie zdołał uderzyć. Zobaczył nagle silne zielone światło i otrzymał w pysk. Zdążył jednak podnieść łapę i został raniony pazurem. Walka utkwiła w martwym punkcie. Arvot nie przybył tu bić innych niedźwiedzi, ale jeść. Zapadło milczenie.
- ,,Z kim się biję, tego lubię"! - zakrzyknął nagle Igor Lorenzkraft, zaś po chwili, wszystkie niedźwiedzie dawały swoje lewe łapy Arvotowi i przepraszały Rutę.
- Prosiłem tylko o żywność - mówił, a nowi znajomi dali mu wielorybiej padliny. Nie bez obrzydzenia pożywiła się nią, również Ruta, która jako rusałka mogła spożywać bez szkody surowe mięso. Wszystkie zwierzęta zawarły ze sobą przymierze, a podróżnicy ruszyli dalej. Gdy Ruta opuściła Svalbard, pochwycili ją stronnicy zabitego króla, lennika Kościeja i została wywieziona do kopalni.
Na ramieniu nosiła numer 776. Nie mogła opowiedzieć nikomu o tym, co przeżyła, bo Uszak karał śmiercią wszystkie rozmowy. Na podłodze leżało błoto ze skalnego pyłu i krwi; czerwonej, niebieskiej, unosiły się też opary tęczowej, gazowej krwi Płanetników, która na ścianach kopalni skraplała się w postaci zwykłej rosy.

,,Ci co się tu dostawali tracili rachubę czasu; umierali masowo. Pokarm dostawało się raz dziennie, a woda musiała starczyć ta, która znajdowała się w pokarmie. Zabijały nas choroby, a za bunt było uważane każde niedomaganie. Kiedy dozorca chciał spać, wychodził na powierzchnię, nas zaś przykuwał do ściany kopalni i odbierał nam kilofy. Wielu postradało zmysły" - opowiadał później jeden z byłych więźniów.

Tatra nie traciło ,,zdrowia ducha". Była za to bliska utracie życia - wyniszczająca praca, oraz konkurencja między niewolnikami o skąpe racje żywności. Wielu chciało przeżyć za wszelką cenę - wiedzieli, że pobyt jest tu dożywotni. Inni z kolei chcieli zachować posiadaną jeszcze godność. Co ciekawe dłużej żyli ci ostatni. Tatra należała do tej drugiej grupy. Pewnego razu, gdy wyczerpana upadła, zły Lynx chciał ją dobić. Ruta desperacko rzuciła weń kilofem, lecz nie trafiła. Wtem - dozorca usłyszał głos konchy trytona. Wściekły zadowolił się napluciem rusałce w twarz i wybiegł na powierzchnię.
- Dlaczego mnie wzywacie? - zapytał stacjonujących na powierzchni żołnierzy.
- Z naszych przecieków wynika, że Amosow zamierza zaatakować kopalnię, aby zdobyć środek płatniczy - mówił dowódca.
- Gdzie on jest? - spytał mąż z rysią głową.
- Zlokalizowaliśmy drania we wsi Chlobęba za lasem. - Chlobęby to takie stworki podobne do pająków, które miały szczękoczułki podobne do zębów. Były bardzo różnorodną grupą. Wiele z nich tkało sieć zwaną ,,chlobębiną". Ich nazwa wywodzi się od starokrasnych słów ,,chlijt''' - pić i ,,bembena" - twarz, gęba. Wyginęły po potopie i ustąpiły miejsca prawdziwym pająkom.
- Jestem gotowy! - odrzekł nadzorca niewolników i ruszył wraz z oddziałem wojska przez las do rzeczonej wsi.
Gdy przekonał się, że czarnoksiężnik nadal przebywa w siole i nic nie wie o zasadzce, postanowił zrealizować pewien pomysł. Złapał szpaka, który gnieździł się na wiejskim drzewie i przywiązał do jego nogi zapalony materiał. Na jego rozkaz, pozostali poczęli łapać ptactwo, zaopatrywać w ognisty ładunek i wypuszczać.
- Jak zaczną uciekać, to zabijcie każdego, kto znajdzie się w lesie! - rozkazał Uszak.
Amosow tymczasem przebywał w chacie zabitego naczelnika wsi i razem z doradcami, obmyślał atak na kopalnię. Gdy zmęczony wyjrzał przez okno, zobaczył dym i przerażonych ludzi i Neurów biegających po wiosce.
- Ocen tzay?!6 - czarownik drapał się w siwiejącą już głowę.
Tymczasem Uszak pędził konno przez wieś i ciął mieczem, każdego kto tylko mu się nawinął.
- Gdzie jest Amosow?! - zawołał wielkim głosem, a przerażony Neur wskazał właściwą chatę.
Czarownik o długiej zielonej brodzie, odziany w czarną szatę, tak ,,odważny " gdy mordował bezbronnych, teraz trząsł się jak osika, gdy nagle drzwi chałupy zostały wyważone, a Lynx z bronią w ręku, podniósł ją w górę i zakrzyknął:
- Chwała Kościejowi! - po czym natarł na przebywających, a za nim wdarło się wojsko.en jednak, bał się zabić ojca. Czarownik nie chcąc wpaść żywy w ręce wroga,
sam się pchnął, aż po rękojeść. Rozprawa z Neurami była krótka i okrutna. Żołnierz, sam się pchnął, aż po rękojeść. Rozprawa z Neurami była krótka i okrutna. Żołnierze połamali ręce synowi złego czarodzieja, a konającemu ojcu ucięli głowę.
- Chlobęba ma być spalona, a wszyscy co przeżyli ; i Neurowie i ludzie mają być nabici na pal. - rozkazywał Uszak. - Łeb Amosowa zakonserwujcie w spirytusie i zawieźcie do Presnau, podobnie jego syna; niech dojedzie żywy na miejsce kaźni w stolicy - następnie wyszedł z chaty i udał się w kierunku lasu.
- Panie złoty, miłosierny - łkała jakaś staruszka. - Chwała wam, że zabiliście Amosowa, ale my niewinni, nie dajcie nas pokrzywdzić! - Uszak jednak opuścił wieś, a w swojej kwaterze zjadł dwie kuropatwy i żłopał piwo z czaszki tura, zrabowanej w jakimś domostwie. (Oczodoły były zaklejone gliną).
Tymczasem w kopalni... Nagłe zniknięcie strażnika napełniło serca nadzieją. Niektórzy byli już tak zniszczeni przez niewolę, że nie mieli siły, ani ochoty by się cieszyć. Tylko Tatra i Ruta mogły przewodzić uwolnionym i tylko one budziły zaufanie. Podobnie Arvot Baldas i Ovov Tęczookinson. ,,Jestem z tobą'' - pierwsza z nich słyszała pewnego razu od Mokoszy i teraz była to prawda. Kopalnia była ,,bezkresna" i istniała nadzieja, że uda się znaleźć jakieś inne wyjście, nie używane przez dozorcę, a przynajmniej śmierć mniej straszną niż niewolę.
,,Czy nie lepiej umrzeć, niż żyć na kolanach"? - pytał się kiedyś pan Andreus ov Leovishiner. Podziemia to kraina grozy i tajemniczości: siedziba Rykara, pełna różnych Čortów, potworów, lepki, obrzydliwy pkieł... W niewolniczych podaniach pełno było straszliwych wijów, pijawek, chlobęb, skorpionów, raków i krabów; wszystkich wielkich co najmniej jak krowy i co jakiś czas porywających niewolników. Ci zabrali ze sobą kilofy jako broń i narzędzie łowów. Nieoczekiwanie oczom Tatry ukazał się jakiś podłużny, biały kształt, zatopiony w czarnej ścianie. Zaciekawiona wydobyła go kilofem i ujęła w obie ręce. Był to jakiś olbrzymi ząb podobny do szabli, ale lekki.
- Takie zęby ma Rykar - powiedział Ovov.
Są tacy autorzy, co mówią tu o Mieczu Królów Krobackich, którego w Analapii, za dynastii dalmackiej (od Lecha I do Leszka II Płodnego) używano przy koronacji. Oczywiście to nieprawda. Słynny miecz koronacyjny, Lech otrzymał na początku obecnej ery trzynastej od białego orła Tineza z Burus, choć kto wie... Podobno miecz ów był zrobiony z olbrzymiego, smoczego zęba. Ząb, faktycznie musiał pochodzić od Rykara, a Rykar to srogi mocarz. Potężniejszy od niego był tylko Agej, bo walczył miłością. Kiedy przed uciekającymi stanął nagle wij drewniak, długi jak osiem żubrów, widok zęba przeraził go. Cofnął się i nawet wyrzucił treść żołądkową. W tej obrzydliwej mazi ujrzano ubranego w podarty kontusz człowieka o łysej głowie i niebieskiej skórze, na którego widok Płanetnicy poczęli wiwatować.
- To nasz król Ixovodrav!
Był wyczerpany, ale żył.


*


Człowiek został górnikiem właśnie w erze jedenastej. Od początku był to zawód bardzo niebezpieczny. W tym samym czasie co Tatra, żył człowiek, który później zasłynął jako Skarbnik - pan Śląska i jytnas opiekujący się górnikami. Mąż ten też pochodził z Montanii i był odległym krewnym Tatry, ale jego rodzinnym grodem był Scareyov.

1 ,,Ona jest kobietą, nie Neuryjką, lub wilczycą"
2 Jestem Krwawy Burek, król Neurów nie chciałem zabijać ludzi.
3 Kościej pozdrawia cię
4 Panie Uszaku
5 Jaki świat jest mały
6 Co jest?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz