piątek, 2 października 2015

Godzamba

,,Godziemba był pierwszy między witeziami,
Las drżał w posadach gdy szedł jego bezdrożami
Ramieniem swym tury powalał i sosny wyrywał
Swą wielką siłą gniew Boruty budził i szacunek ludzi zdobywał'' – pieśń o Godziembie, ojcu Godzamby.





Gdzieś w zachodniej Sklawinii, na ziemiach późniejszych Analapii i Polski stała karczma ,,Pod Krasawką''. Był późny wieczór, gdy w jej progi zawitał potężny, brodaty witeź uzbrojony w miecz, oraz niezwykle ciężką maczugę z jabłoniowego drzewa, której nie mogła unieść żadna ręka prócz jego własnej. Przybysz zasiadł przy stole, przy którym siedziało trzech braci o ciemnozielonych włosach, wąsach i brodach, odzianych w zielone przepaski. Ich oczy świeciły zielonym blaskiem, a z ich włosów i ubrań ciekła woda tworząc kałuże. Nie byli to oczywiście ludzie, jeno wodniki. Karczmarz Rękawik i jego żona Feja niechętnie wpuścili mokrych gości, lecz przekonały ich rzeczne perły z Odirny. Witeź równie dobry w walce mieczem i maczugą, jak i w strzelaniu z łuku, zamówił sobie pieczoną kiełbasę i dzban miodu, zaś wodniki zadowoliły się rybami i rakami. Między nimi a bohaterem szybko wywiązała się rozmowa.
- Jam Godzamba, syn Godziemby z sioła Kociuby.
- Czyś tym samym Godzambą, któremu w każdej wędrówce towarzyszą dwa tury; Złotorożek i Srebronorożek? - spytał jeden z braci wodników.
- Nie mylisz się, synu rusałki – potwierdził heros. - Uratowałem je z paści, wyleczyłem ich połamane gnaty, a teraz chodzą ze mną kiej te psy ludziom wierne. Obecnie przebywają w stajni razem z końmi. Jeden z nich ma rogi złote, a drugi srebrne. Mówię to otwarcie, bo nie boję się złodziei...




- Teraz my się przedstawimy. Jesteśmy bracia Vaserman, Vasermon i Vasermun – mówiły po kolei wodniki. - My synowie utopca Topana i rusałki Rosaliny z Ot. - Następnie goście poczęli pić do siebie, mocować się na pięści (wodniki są silniejsze od ludzi, ale tylko w wodzie), później zaś gdy przedni miód zrobił swoje, nadszedł czas na opowieści.
Godzamba nie tylko umiał walczyć, ale i jako wychowanek Domu Mężów, umiał też śpiewać święte pieśni i opowiadać o bohaterskich czynach, aż Fija i inne dziewki służebne przystawały zaciekawione.




- Po opuszczeniu Domu Mężów przemierzyłem setki wiorst, zwiedzając ziemice dalekich plemion i spotykając w nich istoty nieraz tak dziwne, że aż strach. Na wschodzie widziałem drzewo rosnące korzeniami do góry, na którym wiły gniazda żar – ptaki, oraz piłem z samym Dwojedusznikiem – mężem o ciele pokrytym twarzami i dwóch duszach jak u strzygi w jego niebosiężnym zamku – Godzamba mówił tu o tym samym Dwojeduszniku, który chcąc uwięzić drużynę Vasyla Ogniewicza, został rozszarpany przez zsyłającego kolorowe sny kota Bajuna. - Z kolei w dorzeczu Odirny, w Szmaragdowym Lesie walczyłem z wodzem kikimor Dydulem w obronie dzikich bab i leśnych dziadów o zielonych brodach. W swoich wędrówkach napotkałem wiele istot dziwnych, strasznych i obmierzłych, lecz dzikie baby, a w szczególności ich królowa Prana są gorsze niźli strzygi, Dydulowe kikimory o smolistej skórze, wyłupiastych oczach i wielkich kłach, niż Kościej I Nieśmiertelny, Zlyden mający postać potwornie zdeformowanego dziecka, niż Licho latające na kościanych skrzydłach, oraz pozostałe Čorty, smoki i inne potwory.




- A dlaczegóż to, kumie człowieku, tak ich nie lubicie? - spytał lekko zdziwiony wodnik Vasermun.
- Musicie wiedzieć, że są to stworzenia złe i obrzydliwe – zapewnił Godzamba. - Mają postać podobną do ludzkich niewiast o żółtych włosach, ale są niskie jak pokurcze i grube kiej te świnie. Odziewają się w skóry zwierząt, a z ich ust sterczą dzicze szable, a z rzyci – krowie ogony. Nie zasługują na szacunek, bo klną jak szewcy – przy jednym ze stolików szewc zasnął nad wódką, a gdyby tego nie zrobił, to by się obraził – cały czas mówią tylko ,,zakręt – urwał'' i ,,zakręt – urwał''. Ogromnie lubią pijaństwo. Jak dzika baba ujrzy piwo, albo wódkę, to nie spocznie, aż się nie obudzi we własnych wymiocinach. Po pijanemu, ale na trzeźwo teź, niemal na okrągło biją swych mężów – potulnych i nie mających nic do gadania leśnych dziadów o zielonej skórze i włosach, noszących długie brody i wąsy, mających oczy jak u żbika, niskich jak karły i prawie nagich. Sama królowa Prana ma pięciu mężów i wszystkich bije, aż sikają krwią – wszystko co mówił Godzamba było najszczerszą prawdą, jak Słońce na niebie. - Dzikie baby lubią wrzeszczeć i brudzić się. Tarzają się w błocie, myją włosy własną uryną, oraz obrzucają się wydalinami turów, żubrów, oraz własnymi. Oddają cześć Prawdzie, którą wyobraża rozpięta na krzaku Mokra Szmata. Na cześć owej Mokrej Szmaty wrzeszczą jak potępione dusze w Nawi Čortów i rzucają w siebie odchodami. Trzeba bowiem wiedzieć, że dla nich prawda nie jest płaszczem, który można komuś podać, by się weń ubrał, lecz szmatą, którą trzeba rzucić. Żałuję, że nie pozwoliłem Dydulowi ich wyniszczyć.
- Dobrze zrobiłeś, panie człowieku – zaoponował Vaserman. - Dzikie baby są wstrętne, ale jak nie napastują innych stworzeń, to niech sobie żyją.
- Myślę, że nie są złe, jeno nieokrzesane – dorzucił jego brat Vasermon. - Wszak pieśni mówią o dzikiej babie Śwince, która pomogła uwięzionym rusałkom.
- Wreszcie – zabrał głos Vasermun – nie wszystkie niewiasty są jak dzikie baby. Przeciwnie – więcej jest niewiast dobrych – wszystkie trzy wodniki pokiwały głowami.
Była już noc, polowały wilki, strzygi i wilkołaki. Godzamba podał dłonie trzem zimnym jak ryby, albo trupy braciom wodnikom, po czym Fija i inne dziewki służebne zdmuchnęły świece i wszyscy poszli spać.

*

,,Każdej nocy strzegł ich [Lynxów] krwawy upiór – kikimora ze wschodu. Istota ta zbrojna w miecz, oszczep i tarczę z namalowanym Rykarem, miała oczy niczym spodki, ostre zęby, czarną skórę, ręce dłuższe od całego ciała i nietoperzowe skrzydła dopełniały reszty wizerunku. Jej przysmakiem była krew'' - ,,Szmaragdowy latopis''.




Godzamba bez wytchnienia miażdżył a rąbał podobnymi do gromu uderzeniami maczugi i miecza kłębiące się, oślizgłe, pokryte czarną łuską Dydulowe hordy w kniejach Szmaragdowego Lasu, niedaleko grodu Sedinum nad Odirną. Nie walczył sam. Stada dzikich bab o twarzach i nagich brzuchach wymazanych turzym łajnem i czerwoną farbą, przeraźliwie wyjąc zabijały kikimory młotami i toporami na długich trzonkach. Zza drzew i krzewów wychylały się zielone twarze leśnych dziadów, szyjących z łuku i posyłających zatrute strzałki z dmuchawek. Sama królowa Prana, parskając i dłubiąc w nosie, leciała na brzozie niczym czarownica na miotle, albo widłach i celnymi strzałami z łuku kładła toporem zastępy Dydulowe, w przerwach popijając siwą wódkę i klnąc jak pijany wozak. Dydul opadł na ziemię, gdy jedna ze strzał rozerwała mu skrzydło. Niczym kot spadł na cztery łapy, po czym jednym susem rzucił się na Godzambę, zaciskając czarne, kościste a szponiaste łapy na jego gardle i sposobiąc się do przegryzienia białymi kłami jego czaszki, by wychłeptać mózg. Tury Złotorożek i Srebrnorożek, z pomocą dzikich bab rozerwały zarzucone przez kikimory sieci i wściekle rycząc, zaszarżowały tratując chudych jak Kościej wrogów. Godzamba złamał Dydulowe ręce jak patyki, po czym odciął głowę księcia kikimor. Szeregi owych bagiennych potworów, bijących czołem przed wężem Gorynyczem i Niemal Człowiekiem z Nowej Ziemi topniały jak śnieg na wiosnę. Nim Słońce zaszło, kikimory zostały wybite i tylko nieliczne uciekły na bagna, gdzie zwykły czatować na ludzi i inne stworzenia.
- Do rzuci, mać! - ryknęła zapijaczona królowa Prana, co w jej prymitywnym języku oznaczało radość ze zwycięstwa.
Dzikie baby chrząkając i porykując, rzuciły się na zwłoki kikimor, aby je rozszarpywać i pożerać. Następnie leśne dziady rozpaliły ognisko, zaś Godzamba zasiadł po prawicy królowej Prany. Jej zapach i słownictwo nadal budziły w nim wstręt, ale już nie czuł ku niej nienawiści, a nawet trochę polubił, bo nic tak nie zbliża jak wspólna walka z tym samym wrogiem.
- Na kiep i pyje, słuchajta, słuchajta! - zawołała Prana. - Zakręt, zakręt, zakręt! Kiej byłam taka mała i smarkata, to w nocy poszłam na bagna i ułowiłam krokodyla; no wiecie, taką wielką gadzinę podobną do smoka, lecz bez skrzydeł i nie zionącą ogniem. Jak raz szłam go łowić, bo nie od razu go złowiłam, gonił mnie wilk, taki wielki kiej ten tur – wskazała tłustym paluchem na Złotorożka – a ja przed nim uciekałam, a jakże! Raz ten basior zatracony dogonił mnie, a ja zrobiłam siku ze strachu. Wtedy ten wilk poprosił mnie w ludzkim języku, bym mu zdjęła z przedniej łapy taką białą opaskę, od której cierpiał. Ja zdjęłam, wilk mnie polizał i został moim przyjacielem. Okazał się dobry, a gonił mnie, abym mu zdjęła opaskę, przez którą cierpiał. Wiecie? - rano Godzamba razem z dwoma turami pożegnał królową Pranę, już bez odrazy całując ją w rękę, po czym ruszył na wschód ku nowym przygodom.
Dodać jeszcze można, że fragment Szmaragdowego Lasu, w którym królowa dzikich bab latała na brzozie jak Baba Jaga w maselnicy, dotrwał do naszych czasów jako Cmentarz Centralny w Szczecinie. Ten co pisze te słowa, był tam już nieraz.


*





Godzambę czekało jeszcze wiele krain do odwiedzenia i jeszcze więcej Čortów, potworów i straszydeł do pokonania. Pamięć po nim utrwaliły liczne pieśni rybałtów i skoromochów. O jego dalszych losach czytamy w ,,Czarnej Księdze Boruty'' – jednej z opowieści ze zbioru ,,Codex vimrothensis'', w której Boruta został przedstawiony jako postać negatywna, sługa Gorynycza, Čort i niszczyciel lasu. W opowieści tej Godzamba z sioła Kociuby zaręczył się z pewną panną, której inna legenda nadaje imię Chociesławy. Gdy zapytała herosa, dlaczego chce ją poślubić, ów odparł zgodnie z prawdą, że po to aby na weselu jelenie, rysie i łabędzie dały mu złote pierścienie. Panna w ryk; zaręczyny zostały zerwane. W dalszej wędrówce heros nazywany w balladach Panem Obu Turów podjął się ochraniać dwójkę maleńkich dzieci – Sławka i Sławkę, których rodzinne sioło Rajgród pewnej nocy spalił Boruta. Razem z nimi wędrowała jadąca na jednorożcu Dziewanna Šumina Mati – pani i obrończyni lasów, rodzicielka leśnych zwierząt, która pomagała dwójce dzieci w poszukiwaniach ich rodziców. Przed przyłączeniem się Godzamby do Enki i rajgrodzkich dzieci, w czasie gdy pękały lody, Sławkę utopił sługa Boruty, zły wodnik Perepłut, mogący zmieniać postać i lubiący topić. Zamienił dziewczynkę w rusałkę i obiecał jej, że połączy ją z rodzicami, lecz było to podłe kłamstwo. Godzamba uderzył Perepłuta maczugą w głowę, po czym oba tury zepchnęły mistrza sztuki obroticzestwa do wody. Niestety zły wodnik sztyletem zatrutym czarodziejskim jadem zranił herosa od pachy po stopy, zadając mu paraliż. Jak orzekła Dziewanna wyleczyć mogła go jeno woda z Sobotniej Góry, której potrzebowali również Poprad i Kłodzka – chorzy rodzice Sławka i Sławki. Boruta, wbrew naukom swoich żerców przedstawiony w ,,Czarnej księdze...'' jako zły duch przeszkadzał w zdobyciu żywej wody przerażającymi wizjami, lecz miłość dwójki dzieci i Leśnej Matki pokonała widziadła, zaś dzban cudownej wody uleczył paraliż Godzamby i przywrócił między żywych rodziców Sławka i Sławki. Rajgród został odbudowany, a tury Złotorożek i Srebrnorożek pomagały w tym dziele pracując razem z wołami.





Godzamba, pogromca Dydula osiadł w siole Rowokół, gdzie poślubił pannę Jelichę, miał z nią synów i córki. Największym z synów Godzamby był junak Wyrwijedlica – mąż wysoki i potężny, osiłek władny wyrywać sosny i jodły, by walczyć nimi jak maczugami. Zasłynął tym, że mając dar dostrzegania niewidzialnych Enków, ogłuszył Mar – Zannę ciosem maczugi i po wpakowaniu do wora, cisnął ją do rzeki. Śmierć oczywiście zdołała się uwolnić, w przeciwnym razie nikt by teraz nie umierał.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz